Skocz do zawartości

Peak Label


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

Czwartego lipca podchodziliśmy do pierwszej gry kontrolnej, w której naszym rywalem był trzecioligowy Zadar. Ten sparing niestety pokazał, że dużo nam jeszcze brakuje do wypracowania optymalnej formy, a jeżeli nie wzmożemy wysiłków, czeka nas bolesny sezon, zaś mnie ciężki trenerski debiut. Po nieco ponad dziesięciu minutach gry zaspał Bender, który dał się zaskoczyć Torbarinie strzałem z 30 metrów, który był jak najbardziej do obrony. W drugiej połowie z kolei zauważyłem, że muszę się pochylić nad ustawieniem przy defensywnych stałych fragmentach, gdyż w 54. i 63. minucie Vasilj i Stokić zdecydowanie zbyt łatwo dochodzili do strzałów głową z najbliższej odległości, wbijając nam dwie banalne bramki po dośrodkowaniach.

 

W momencie, gdy przegrywaliśmy już 0:3, stałem przy linii bocznej i kręciłem głową z niedowierzania, że klub z niższej ligi robi z nami, co chce, na szczęście jednak nie samymi negatywami stało to spotkanie. W 70. minucie honorowego gola celną główką zdobył Obrstar, zaś kwadrans później rozmiary porażki zmniejszył jeszcze Simunać, dobijając do bramki uderzenie Jelavicia, obronione wpierw przez Pincicia. Na doprowadzenie do remisu zabrakło nam czasu i dokładności. W drodze powrotnej do Solina wiedziałem, że wynik jest wyraźnym sygnałem ostrzegawczym, ale jednocześnie cieszyło mnie, że moi zawodnicy nie złożyli broni i walczyli do końca.

 

Cytat

04.07.2019, Stanovi, Zadar, widownia: 138

Mecz towarzyski

NK Zadar [3NL] – NK Solin [2NL] 3:2 (1:0)

 

12' K. Torbarina 1:0

54' I. Vasilj 2:0

63' J. Stokić 3:0

70' R. Obrstar 3:1

86' V. Simunać 3:2

 

Odnośnik do komentarza

Tylko poczekaj na ligę, tam dopiero może być zabawnie :P

 

-----------------------------------

 

Pierwszy sparingowy maraton, po którym mieliśmy kilka dni przerwy na zregenerowanie sił, kończyliśmy wyjazdowym spotkaniem ze Slavoniją. Powróciłem do składu, jaki na tę chwilę po dotychczasowych meczach wydał mi się najbardziej optymalny, a więc z Robim Obrstarem i Antonio Repiciem na skrzydłach. Od razu wpłynęło to pozytywnie na postawę całego zespołu, co skończyło się dla gospodarzy ciężkim laniem, a sam Obrstar otworzył wynik zdobyciem dwóch bramek w przeciągu pierwszych dwudziestu minut. Po jednym trafieniu dorzucili też grający w drugiej linii Llanos i Pezo – cieszyło mnie, że potrafią rąbnąć zza pola karnego, nigdy nie miałem nic przeciwko golom pomocników, jeżeli oznaczają wygrywanie meczów, ale martwiło mnie zarazem, że muszą wyręczać napastników. Moje myśli jakby usłyszał Simunać, który dosłownie kilka chwil później precyzyjnym strzałem wykończył ładną, zespołową akcję.

 

Całe spotkanie w bramce dałem rozegrać Topiciowi, i poniekąd bardzo dobrze zrobiłem, bo mogłem stwierdzić, że na tę chwilę Ante wyraźnie przegrywał rywalizację z Benderem, do czego walnie przyczyniły się dwa wpuszczone uderzenia z dystansu. Jedno z nich oddał zawodnik, który biegał ze złapanym kilka minut temu urazem stopy, więc...

 

Cytat

06.07.2019, Gradski Stadion, Požega, widownia: 80

Mecz towarzyski

NK Slavonija [3NL] – NK Solin [2NL] 2:5 (1:3)

 

9' R. Obrstar 0:1

18' R. Obrstar 0:2

32' M. Majstorović 1:2

42' N. Llanos 1:3

65' M. Pezo 1:4

69' V. Simunać 1:5

70' D. Terzić 2:5

 

Odnośnik do komentarza

W ramach cierpliwego uzupełniania sztabu szkoleniowego Solina zatrudniłem w klubie Darko Deura (26 l., Naukowiec Sportowy, Chorwacja), który miał pełnić w klubie rolę Głównego Naukowca Sportowego. Dotychczas nie wiedziałem zbyt wiele o tej profesji, toteż dziwiło mnie, że wolni kandydaci, chętni do pracy na tym stanowisku, mieli co do jednego po dwadzieścia parę lat. Nie rozwodziłem się jednak nad tym zbyt długo, bo byłbym skończonym hipokrytą, nie zatrudniając 26-latka w klubie, w którym menedżerem pierwszego zespołu był ktoś bez doświadczenia, z zaledwie trzydziestką na karku. Powitałem zatem Darko bardzo serdecznie i wprowadziłem go do klubu tak samo, jak niedawno wprowadził mnie Zoran Bardić.

 

W niedzielę po południu, dzień po meczu ze Slavoniją, gdy wszyscy mieliśmy wolne, zadzwonił mój telefon. Popijałem sobie Peak Labela, sprawdzając wyjątkowo, jak smakuje jako drink z Coca-Colą, a jako że była to już trzecia szklanka, spojrzałem na wyświetlacz tylko przelotnie i zobaczyłem na nim tylko słowo "Darko". Zdziwiłem się, bo nie przypominałem sobie, bym zapisywał sobie numer naszego nowego naukowca sportowego, ale mimo to odebrałem. Okazało się, że to nie był Darko; w każdym razie niezupełnie.

 

– Co tam, Darko? – powiedziałem, gdy przeciągnąłem zieloną słuchawkę przez ekran. – Mów, co cię gryzie?

 

– Darko? – odezwał się zbyt znajomy głos w słuchawce. – Rozumiem, że już jakiś czas siedzisz w Chorwacji, ale żebyś zaczął zapominać języka, to coś z tobą nie tak. Moje imię nie różni się tak bardzo od chorwackiego odpowiednika.

 

– Kurwa mać, Dariusz! Chłopie, wreszcie się zmobilizowałeś, żeby zadzwonić! – zawołałem. – Myślałem już, żeś umarł, bo nie odzywasz się i nie odzywasz. Co tak długo ci to zajęło?

 

– O to samo mógłbym zapytać ciebie, piromanie.

 

Zaśmiałem się, sięgając na ławę po szklankę z drinkiem. Darkowi trzeba było oddać to, że zawsze wszystko zapamiętywał. Zawsze i na długo.

 

– Piromanie? Masz zamiar wypominać mi to puszczone z dymem łóżko do końca świata, i jeden dzień dłużej?

 

– A żebyś wiedział, bo to było najbardziej klimatyczne ognisko, na jakim byłem, zwłaszcza zimą – odparł. – Szkoda, że nie uprzedziłeś mnie wtedy, bo oczywiście spytałbym, czy cię pojebało, ale i tak zabrałbym jakieś kiełbasy na ruszt.

 

– Nic straconego, kiedyś jeszcze będzie okazja, tylko już w lepszych okolicznościach. Więc co u ciebie słychać?

 

Siorbnąłem łyk drinka. Peak Label z Coca-Colą był niezłą alternatywą do relaksacyjnego popijania, gdy nie chciało się moczyć ust czystą whisky. Smaczne i przyjemne to było połączenie, ale i tak wolałem tradycyjne picie na dwie szklanki.

 

– Nie jest źle, choć prawdę mówiąc do dupy – stwierdził. – Jestem na wypowiedzeniu, więc we wrześniu przechodzę na utrzymanie państwa, stając się chwilowo Ferdynandem Kiepskim.

 

– Co ty opowiadasz? Żartujesz, prawda?

 

– Ani trochę. Jestem poważny jak zator tętnicy wieńcowej, kruczy syf. Gdy wróciłem do kraju z pustymi rękami, nikt nie był z tego powodu szczęśliwy, a skoro ostatecznie przypieczętowało to konieczność redukcji etatów, a mnie uznano za czynnik, który zawalił, w nagrodę znalazłem się na liście do grupowych zwolnień. Oto cała historia.

 

– Darek, kurwa, przykro mi, bracie...

 

Rozmawialiśmy wprawdzie przez telefon, ale znałem Dariusza od lat i doskonale wiedziałem, że w tej chwili najprawdopodobniej właśnie machnął niedbale ręką.

 

– Daj spokój, ja już się nie przejmuję, co się stało, to się nie odstanie – powiedział. – Poza tym, jeśli mam być szczerym, nie mogę się już doczekać tego września. Skoro kurwie syny tak mi się odwdzięczają za kilka lat sumiennej harówy, nie ma o czym gadać. Niech spierdalają.

 

– Jak uważasz, co nie zmienia faktu, że przykro tak stracić robotę.

 

– Pewnie, że tak, ale nie usiądę i nie zacznę beczeć. A co słychać w Kroejszji? Brzmisz naprawdę nieźle, znowu ten sam, stary Ralf, którego znam od liceum.

 

– Coraz lepiej! Na początku było trochę dziwnie, ale pierwsze futery za płoty – stwierdziłem z zapałem. – Jesteśmy teraz po serii meczów towarzyskich, przed nami jeszcze drugie tyle. Mam już nawet za sobą konferencję prasową i sam sobie się dziwię, że tak sprawnie mi poszła, i to jeszcze po angielsku, skoro w życiu nie rozmawiałem z żadnym dziennikarzem. Przyklepałem kilka pierwszych transferów, załatwiłem... – Zamilkłem, gdy usłyszałem w słuchawce rechot Dariusza. – Co? No co?!

 

– Bracie, zacząłeś teraz trajkotać jak przekupka na targu, ale nawet nie wiesz, jak dobrze to słyszeć – odpowiedział, cały czas się śmiejąc. – Przed rokiem o tej porze byłeś tak wykończony, że nieraz zastanawiałem się, jak z tobą rozmawiać, a teraz znowu jesteś taki, jak dawniej. Zdajesz sobie sprawę, że to już rok minął, jak jesteś wolnym strzelcem?

 

Zastanowiłem się przez chwilę. Dariusz miał rację, kompletnie o tym teraz nie myślałem i nawet nie pamiętałem, że faktycznie już od dobrego roku byłem sam, a w tej chwili ani trochę mi to nie przeszkadzało. I ta myśl sprawiła, że bardzo szeroko się uśmiechnąłem. Gdybym spojrzał w lustro, zapewne miałbym wargi rozciągnięte od ucha do ucha niczym Steven Tyler.

 

Porozmawialiśmy jeszcze z Darkiem dobre pół godziny, wymieniając się wieściami i wspominając dawne czasy. Nie spytałem go jednak, czy miałby ochotę za jakiś czas wpaść do Chorwacji – ja na wizytę w Polsce na razie nie mogłem sobie pozwolić. Uznałem, że zawirowania zawodowe to nie jest dobry moment na podróże zagraniczne, niemniej jednak miałem nadzieję, że niebawem będziemy mogli wznieść twarzą w twarz peak labelowy toast. Zaś po skończonej rozmowie przypomniałem sobie, że nazajutrz wypada mi termin zdjęcia szwów z rozciętego ramienia.

Odnośnik do komentarza

Po poniedziałkowych zajęciach zamówiłem taksówkę, którą dojechałem na zdjęcie szwów z ramienia do tego samego szpitala, do którego w czerwcu odwiózł mnie taksówkarz ze Splitu. Los tak zrządził, że trafiłem na tą samą panią chirurg, która przyjęła mnie wtedy i zaopatrzyła ranę po nożu, który dosięgnął mojego ramienia w ciemnej uliczce. Musiałem mocno zapaść jej w pamięć, bo na mój widok od razu się uśmiechnęła.

 

– O, pan wykidajło! – powitała mnie, zapraszając gestem ręki do gabinetu zabiegowego. – Pana szef dotrzymał słowa i dał panu to wolne, o którym pan mówił?

 

– Jasne, że tak, nie zmyślałem, gdy o tym mówiłem. – Powiedziawszy to poczułem się głupio wobec tej sympatycznej w gruncie rzeczy kobiety, bo przecież wtedy łgałem w najlepsze, jedną ściemę popychając drugą. Uznałem jednak, że czasem życie wymaga takich kosztów i nie zamierzałem prostować sytuacji. Czasem tak jest lepiej.

 

– I jak prezentuje się obecnie sytuacja w "Heaven's Night"?

 

Choć spytała o to zupełnie naturalnie, podczas gdy wyjmowała z szafki odpowiednie przybory, uznałem to za pytanie podchwytliwe. Nigdy nawet nie przechodziłem obok "Heaven's Night", więc nie miałem pojęcia, co działo się tam w ostatnim czasie. Nie chciałem ryzykować odpowiedzi w stylu "nic wielkiego się nie działo", gdyby miało się okazać, że na przykład kilka dni temu przywieźli kilku klientów w ciężkim stanie.

 

– Szczerze mówiąc nie bardzo wiem – odparłem, wykrzywiając usta. – Odkąd jestem na wolnym, nie kontaktowałem się z klubem. Szczerze mówiąc, myślę nad zmianą profesji.

 

– Jednak nie w ten sposób wyobrażał pan sobie pracę ochroniarza? – spytała, gdy przysiadła się, by obejrzeć stan rany. – To dosyć powszechne. Już niejeden dryblas brał tę pracę myśląc, że będzie tylko stał pod ścianą, od czasu do czasu wyżywając się na jakimś pijanym awanturniku, by na koniec wyrzucić go za frak z klubu, a po pierwszym spotkaniu z nożem, utrzaśniętą szyjką butelki lub wyjątkowo agresywnym gościem po narkotykach, wolał znaleźć sobie spokojniejsze zajęcie.

 

– Jest w tym dużo prawdy – potwierdziłem. – Może nie przyjąłem tej pracy, by dać upust swoim emocjom, ale o taką robotę było najłatwiej. Szczerze mówiąc, chyba zostanę w Chorwacji na dłużej.

 

To jedno chociaż było prawdą, co też potwierdził od razu mój umysł, darząc mnie błogim uczuciem ulgi.

 

Pani doktor sprawnie usunęła szwy, oceniła, że rana świetnie się goi i nie widzi niczego, co byłoby powodem do niepokoju. Uznała też z przekonaniem, że proces leczenia możemy uznać za zakończony, a jedynym, co teraz pozostaje, to dać się ranie w spokoju zabliźnić do końca, przy czym gorąco poparła mój pomysł, by znaleźć sobie inne zajęcie. Podziękowałem z serdecznym uśmiechem, radując się na myśl, że takiej pracy nie muszę szukać, bo już ją mam.

 

Wyszedłem na hall, by udać się do recepcji w celu dopięcia formalności, ale niedaleko windy przystanąłem, a moje brwi automatycznie się ściągnęły.

 

W tym bowiem momencie drzwi windy rozsunęły się. Najpierw wyłonił się z nich jeden sanitariusz, za nim łóżko z pacjentem, a na końcu drugi sanitariusz w białym kitlu, pomagający koledze w transporcie. Na łóżku leżał ostrzyżony na jeża facet. Jego nos, zorany pajęczyną nieregularnych blizn, jawił się w najrozmaitszych kolorach – od śliwki węgierki, poprzez zgniłą zieleń, aż po sinoczerwony cień, które rozlewały mu się aż pod oczy i opadały w dół, ku kościom jarzmowym i policzkom. Nie zwróciłbym może na niego szczególnej uwagi, gdyby nie to, że spod kołdry wystawała jego noga, pokryta gipsem od kostki aż po biodro. Sam miałem na koncie poważną kontuzję, która sprawiła, że byłem teraz tu, zamiast biegać po boisku w Polsce, więc natychmiast domyśliłem się, że gipsowy opatrunek miał unieruchomić zmasakrowany staw kolanowy.

 

Zmasakrowany jak po bocznym kopnięciu. Od zewnętrznej z góry. Podeszwą buta. Zupełnie jakbyś chciał przełamać nogą kija na pół, by dorzucić go do ogniska. Przypomniała mi się ciemna uliczka. I przypomniał mi się on.

 

Facet na łóżku, wieziony przez sanitariuszy, pewnie na badania, uniósł lekko głowę. Nasze spojrzenia się spotkały. Kiedy zerknął mi w oczy, jego twarz znacząco spochmurniała, by w następnej sekundzie przybrać symptomy gniewu, i nie spuszczał ze mnie wzroku, dopóki wraz z sanitariuszami nie zniknął za rogiem, wieziony w stronę skrzydła szpitala, w którym znajdowały się rozmaite gabinety badań obrazowych.

 

Los to drań o niewybrednym poczuciu humoru. Nie tylko odnalazłem dziewczynę, której być może uratowałem życie, ale teraz też i tego, który jej życiu w tamtej chwili zagrażał. Czułem, że to nie był jeszcze koniec. Nie teraz, gdy on sam mnie rozpoznał i wiedział, że nadal jestem w Splicie lub jego okolicy. Ja zaś zrozumiałem, że posiadanie wroga, z którym ma się porachunki, to nie jest wcale zabawna sprawa. Nawet jeżeli w pierwszym starciu spuściłem mu wpierdol, odsyłając go na długi czas do szpitala.

 

A może właśnie dlatego. Każdy drań, gdy się go odpowiednio przyciśnie, prędzej czy później będzie chciał się odwdzięczyć.

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Wychodząc ze szpitala wyczuwałem kłopoty, i to bardzo mocno, więc póki co wolałem nie jeździć do Splitu, zwłaszcza wieczorami i nocami. Drań może i leżał obecnie w szpitalu, a noga w gipsie uziemiała i unieszkodliwiała jego samego w stopniu wystarczającym, ale pewnie miał kolegów. Na pewno miał kolegów, nawet taka szumowina, jak on. A do tego w XXI wieku telefonia komórkowa miała się dobrze. Nie miał wprawdzie żadnego mojego zdjęcia, a wątpiłem, by był wstanie opisać moją osobę w sposób umożliwiający rozpoznanie mnie, jednak lepiej było nie ryzykować. Wiedziałem natomiast, że muszę porozmawiać z Mią. Czułem, że jest w posiadaniu informacji, które mogą być dla mnie ważne.

 

 

Okres przygotowawczy trwał tymczasem dalej. Na jednym z treningów stłuczenia nogi nabawił się Ante Topić, ale było ono na tyle niegroźne, że nie musieliśmy martwić się jego stanem. Tak czy inaczej w sparingu ze Slovanem Bratysława, naszym pierwszym poważnym teście, na ławce jako rezerwowy bramkarz zasiadł Petar Kovać.

 

Sprawdzanie naszego potencjału w starciu z silnym, jak na nasze warunki, rywalem skończyło się w 27. minucie, kiedy to czerwoną kartkę za zupełnie niepotrzebny wjazd obunóż na środku boiska zarobił Basić-Šiško, zmuszając nas jeszcze do gry w osłabieniu przez ponad godzinę. Byłem zdania, że sędzia Pejin ociupinkę przesadził, wszakże faul, chociaż obunóż, nie był szczególnie brutalny, ale wina Petara nie pozostawiała wątpliwości. Slovan zatem wklepał nam do przerwy dwie spokojne bramki, w drugiej połowie skupił się na testowaniu różnych sposobów rozgrywania akcji, nie dając nam powąchać piłki, i tak skończył się nasz sprawdzian, który stracił swój sens w 27. minucie.

 

Cytat

13.07.2019, Pokraj Jadra, Solin, widownia: 661

Mecz towarzyski

NK Solin [CRO] – Slovan Bratysława [SVK] 0:2 (0:2)

 

27' P. Basić-Šiško (NKS) czrw.k.

37' E. Daniel 0:1

45' F. Krcik 0:2

 

 

 

W poniedziałek rano Dali, mój asystent, poinformował mnie o swoich wrażeniach z ostatnich treningów. Pochwalił zaangażowanie Krštulovicia-Opary, natomiast był zdania, że Simunać ewidentnie się oszczędzał, traktował treningi po macoszemu i nie zanotował szczególnych postępów w pracy nad formą. Pierwszemu pogratulowałem i wyraziłem nadzieję, że będzie trzymał swój poziom, zaś nie miałem oporu powiedzieć Vlatko, że rozczarował mnie swoją pracą na zajęciach. Niespodziewanie Simunać zaczął stawać okoniem, dopytując mnie, czy jestem pewny tego, co powiedziałem. Nigdy nie dawałem sobie w kaszę dmuchać, więc skończyło się szorstką wymianą zdań, nie zakończoną porozumieniem. Koniec końców obaj poszliśmy w swoją stronę – pewną satysfakcję sprawiała mi myśl, że w przypadku rękoczynów Vlatko raczej źle by skończył, ale takie sceny nie były mi do niczego potrzebne.

 

Tak czy inaczej, wiedziałem, że ze strony Simunacia będę miał nie lada problemy, jeżeli go sobie nie ustawię, pokazując mu, że nie warto wchodzić ze mną w konflikt i sprawdzać, na ile można sobie pozwolić.

 

 

Po niefortunnym, ale znowu nie aż tak złym meczu ze Slovanem mieliśmy zaplanowaną odskocznię dla odreagowania, w postaci gry kontrolnej z grającymi w chorwackiej okręgówce Imotskiami. Zbliżaliśmy się powoli do końcowego etapu przygotowań, więc na boisko wybiegli przede wszystkim zawodnicy, którzy wykazywali jeszcze drobne braki kondycyjne. Na Gospin Dolać zrobiliśmy swoje, cieszył mnie zauważalny wzrost zgrania zespołu, a jeszcze bardziej to, że nasi napastnicy zaczęli z wolna pokazywać się, że są na placu boju i Solin może też mieć z nich pożytek. Po raz kolejny świetnie spisali się Repić i Obrstar, których na ten moment uważałem za dwa największe dziki w zespole.

 

Cytat

20.07.2019, Gospin Dolać, Imotski, widownia: 187

Mecz towarzyski

NK Imotski [Am] – NK Solin [2NL] 0:5 (0:3)

 

26' A. Repić 0:1

34' M. Jelavić 0:2

38' N. Memaj 0:3

71' R. Obrstar 0:4

83' I. Bilonić 0:5

 

Odnośnik do komentarza

Kontynuowałem wzmacnianie sztabu Solina, mając o tyle wygodniej, że zamieszczone na moją prośbę ogłoszenia spotkały się z zadowalającym odzewem. Szybko więc zatrudniłem w roli głównego scouta Deana Pandura (39 l., Scout, Chorwacja), a w roli jego współpracownika, którego od razu wysłałem tam, gdzie pozwalał zarząd, a więc na obszar Europy Wschodniej, zwerbowałem Mladena Fehira (36 l., Scout, Chorwacja). Do zespołu trenerskiego dołączył zaś Svetko Rebić (29 l., Trener, Chorwacja), niemalże mój idealny rówieśnik z zaledwie trzema dniami różnicy, który jako jedyny z kandydatów dołączył do podania list motywacyjny, więc wynagrodziłem jego dużą chęć pracy. Pierwotnie chciałem podpisać umowę z jeszcze jednym fachowcem i byłem już nawet na etapie rozmów z potencjalnym kandydatem, ale Zoran Bardić w stanowczych słowach skłonił mnie do porzucenia tego pomysłu. Rozumiałem, że chodzi o względy finansowe, więc dałem sobie spokój – może i był mi winny wdzięczność, ale miałem też swój rozum; niczego nie należy nadużywać.

 

Nie przeszkodziło mi to jednak w umieszczeniu kolejnego ogłoszenia, dzięki któremu miałem zamiar znaleźć dla Solina fachowca w dziedzinie analityki, którego mieliśmy bardzo potrzebować do rozpracowywania rywali w trakcie sezonu ligowego.

 

Po południu, nim wyszedłem z klubu i wróciłem do mojej nowej kwatery, przyuważyłem Mię wchodzącą do gabinetu ojca. Nie chcąc przerywać i bezczelnie się wpraszać, usiadłem na krzesełku na korytarzu, by poczekać. Dwadzieścia minut później drzwi uchyliły się i na korytarzu pojawiła się blond włosa panna Bardić. Wstałem z krzesełka i ruszyłem bez zwłoki w jej stronę. Po ostatniej scenie w szpitalu miałem zasadę, że zwłoka może oznaczać zwłoki, na przykład moje.

 

– Cześć, Mia.

 

Odwróciła się, jakby nieco zbita z tropu.

 

– O, cjeśćRaflo – odparła początkowo z zaskoczoną miną, ale zaraz się uśmiechnęła. – Nie zauważyłam cię, wybacz. Jak się miewasz?

 

– Pomówimy o mnie później. Chciałbym teraz z tobą porozmawiać – oznajmiłem. – Masz chwilę czasu?

 

– Jasne, o co chodzi?

 

– Nie tutaj. Chodź do mnie do gabinetu – zaproponowałem, a widząc, jak spojrzała na mnie z ukosa, ale z lekkim błyskiem w oczach, dodałem pośpiesznie: – Nie bój się, nie mam nic złego na myśli. Będę siedział za biurkiem.

 

Nim cokolwiek odpowiedziała, ruszyłem w kierunku mojej jamy. Stanąłem za drzwiami, wskazując zapraszająco dłonią wolne krzesło koło biurka, a gdy Mia weszła, spokojnie je zamknąłem. Obszedłem biurko, usiadłem na fotelu i delikatnie się do niej uśmiechnąłem, opierając łokciami o blat.

 

– Mam nadzieję, że pamiętasz dobrze nasze pierwsze spotkanie wtedy w Splicie? Wiem, że to wszystko szybko się działo, ale powiem mi, proszę, że pamiętasz szczegóły.

 

– Wydaje mi się, że tak, w końcu jestem kobietą.

 

No tak, na tyle odzwyczaiłem się od relacji z kobietami, że zapomniałem już o tym, że dobrze zapamiętują szczegóły. O czymkolwiek nie rozmawiasz z kobietą, możesz być pewny tego, że prędzej czy później wykorzysta to przeciwko tobie w dowolnej kłótni, choćby i po dwóch latach.

 

– Chodzi o tamtego faceta, który chciał ci zrobić krzywdę. Muszę się czegoś dowiedzieć.

 

Wychwyciłem u Mii pewne zmieszanie, które potwierdziło lekkie opuszczenie przez nią głowy. Chłopski rozum podpowiadał mi, że wydarzenia tamtego wieczoru pewnie nie są jej ulubionym wspomnieniem, ale jednocześnie czułem, że był jeszcze jeden powód, którego w tej chwili nie znałem.

 

– W momencie, gdy mnie zaatakował, a ja bardzo skutecznie odpowiedziałem – podjąłem dalej – upadł na ziemię i coś krzyczał. Wiem, że to nie były okrzyki bólu, tylko coś za mną wołał. W tej chwili znam tylko kilka słów po chorwacku, ale wtedy był to dla mnie nieznany język, więc nic nie zrozumiałem. Ale przecież to twój ojczysty język i zapewne wiesz, co wtedy krzyczał. Czy tak?

 

Mia przez chwilę jeszcze milczała z pochyloną głową, ale w końcu ją podniosła, a złociste, falowane kosmyki zwiesiły się dokoła twarzy.

 

– To nie było nic szczególnego – odpowiedziała. – Mocno go urządziłeś, więc po prostu krzyczał z bólu.

 

– Mia... – westchnąłem. – Może jestem tylko żałosnym Polakiem, ale mimo wszystko nie jestem idiotą.

 

– Nie jesteś żałosny! – powiedziała natychmiast z zapałem. – Jeżeli każdy Polak jest taki, jak ty, Polska musi być wspaniałym krajem.

 

Nic na to nie odpowiedziałem. Owszem, zrobiło mi się ciepło na sercu i podejrzewałem, że staję się dla niej coraz mniej obojętny, ale w tej chwili najważniejsze było dla mnie uzyskanie informacji, bo od tego mogło zależeć wiele ważnych rzeczy. Rzeczy, których nie da się cofnąć lub odkupić. Milczałem więc i patrzałem na nią przenikliwym spojrzeniem.

 

– Dobrze, pamiętam, co tamten facet wołał – bąknęła wreszcie, ale bez przekonania.

 

– Więc? Powiedz mi, bo to jest dla mnie bardzo ważne – wyjaśniłem. – Na razie przynajmniej przez rok mam być w Chorwacji, jeżeli nie wydarzy się nic nieprzewidzianego, a po tamtej przygodzie muszę wiedzieć, co w trawie piszczy. W przeciwnym wypadku pewnego dnia mogę się na coś nadziać, gdy będę na mieście. Wiesz sama.

 

– Wiem... To nie było nic skomplikowanego. On po prostu wrzeszczał, że jeszcze cię dopadnie i pożałujesz, że się urodziłeś. Coś w tym stylu, nie pamiętam dokładnie słowo w słowo.

 

Tak jak myślałem. Skurwiel nie odpuści, nie po tym, co mu zrobiłem, a zwłaszcza, że mu przerwałem, cokolwiek wtedy chciał zrobić. Odkąd tylko poruszyłem jego temat w moim gabinecie, Mia zrobiła się jakaś inna, nie widziałem jej jeszcze takiej. Coś mi mówiło, że może wiedzieć o tamtym zbirze więcej, ale w tej chwili nie chciałem jej ciągnąć za język. Ta dziewczyna miała w sobie coś, co sprawiało, że nie chciałem, by zaczęła kojarzyć mnie z niemiłymi rozmowami, więc na razie odpuściłem. Koniec końców, drań przez najbliższy czas nadal miał przebywać w szpitalu, a póki jego ewentualni koleżkowie nie wiedzieli, jak dokładnie wyglądam, nic szczególnego raczej nie powinno mi grozić.

 

– W porządku, tyle mi na razie wystarczy. Nie musimy o tym mówić dalej.

 

Zobaczyłem wyraźną ulgę na jej twarzy. Spojrzała na moje ramię.

 

– O, nie masz już szwów – zauważyła. Byłem pewien, że chciała zmienić temat, ale jednak się pomyliłem. – Czy zapytałeś mnie o niego, bo spotkałeś go w szpitalu?

 

Kobiety. Nie tylko pamiętliwe, ale i domyślne, bez względu na narodowość.

 

– Oczywiście, przez wredne zrządzenie losu. Gdyby wzrokiem dało się zabijać, teraz byśmy nie rozmawiali, bo leżałbym już sztywny.

 

– Raflo, przepraszam, że cię w to wciągnęłam...

 

Spojrzałem na nią z przekrzywioną głową i grobową powagą na twarzy.

 

– Nawet nie mów mi takich rzeczy! – zagrzmiałem. – Gdyby nie ja, nie wiadomo, co by ci zrobił. Bez względu na to, jakie będzie to oznaczało konsekwencje, cieszę się, że znalazłem się tam w odpowiednim momencie i czasie. Liczy się dla mnie tylko to, że nic ci się nie stało i jesteś cała.

 

Opuściła głowę, niemal dotykając filigranowym podbródkiem piersi, ale zdołałem dostrzec, że się uśmiecha.

 

– Nie chciałem ci tego wszystkiego przypominać – kontynuowałem – ale to jedno musiałem wiedzieć. Dobrze więc, że mamy to już za sobą. Nie chcę cię już dłużej zatrzymywać, więc leć korzystać z dnia.

 

Wstała i podeszła do drzwi, otwierając je. Gdy już miała wyjść, spojrzała na mnie.

 

– Ja też się cieszę, że tam przyszedłeś – powiedziała. – I nie żałuję tego, bo dzięki temu cię poznałam.

 

Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, czmychnęła w mgnieniu oka, pozostawiając po sobie tylko niedomknięte drzwi. Gdy wstałem i podszedłem do nich, wyglądając na korytarz, po Mii nie było już śladu. Gapiąc się tępo na przeciwległą ścianę doszedłem do wniosku, że powinienem na wszelki wypadek zacząć znów ćwiczyć i przypominać sobie wszystko, czego uczyłem się na zajęciach krav magi.

Odnośnik do komentarza

Kolejne dni treningowe mijały w dobrej atmosferze, choć dla mnie mącił ją nieco Simunać, który nadal uporczywie nie przykładał się do zajęć w takim stopniu, jakiego bym od niego oczekiwał. Uznałem jednak, że na razie nie będę brał go na dywanik, bo dochodziły mnie słuchy, że nadal jest skwaszony po ostatniej niezbyt przyjemnej rozmowie. Zaczynał się kluczowy etap przygotowań, więc na razie wolałem nie ryzykować poważniejszych konfliktów, które mogłyby położyć się cieniem na całym sezonie.

 

Pewnego popołudnia, gdy czytałem klubowe ogłoszenia parafialne w hallu, zagadnął mnie Zoran Bardić, który od mojego zatrudnienia regularnie widywany był przeze mnie poza własnym gabinetem.

 

– Eee... słuchaj, Ralf – zagaił. – Rozmawialiśmy wiele razy i dosyć długo. Jestem już dość stary, więc czasami pamięć płata mi figla.

 

Oderwałem się od tablicy korkowej i zwróciłem do mojego przełożonego z uniesionymi pytająco brwiami.

 

– Przypomnij mi, bo na pewno o tym mówiłeś – kontynuował. – Eee... jaką ty sztukę walki trenujesz? Mam to na końcu języka, ale gdy się skupiam, ciągle przychodzi mi na myśl jedynie nazwisko Krawczenko.

 

– Nie dziwię się, bo kiedyś też mi się kojarzyło z tym nazwiskiem – odpowiedziałem. – Chodzi o krav magę. Tyle że to nie jest sztuka walki, nie w takim rozumieniu, tylko sztuka samoobrony.

 

– Właśnie! Krav maga, ach ten mój podstarzały umysł... Mniejsza o to. Słyszałem, że to jest naprawdę skuteczne. To prawda?

 

Uśmiechnąłem się szeroko, rozkładając nieco ręce z otwartymi dłońmi, jakbym chciał się przedstawić: "oto ja, we własnej osobie, kłaniam się".

 

– Skoro pana córce nic się nie stało, a ja poradziłem sobie z napastnikiem, który miał nóż, to chyba wystarczająca recenzja skuteczności tego systemu.

 

Bardić uśmiechnął się groteskowo, nieznacznie poruszając ramionami.

 

– Dobra, nie będę owijał w bawełnę, bo nie przystoi to prezesowi klubu, który rozmawia ze swoim podwładnym – rzekł, pozbywając się wszelkiego skrępowania. – Nie mogę prosić cię, byś został prywatnym ochroniarzem mojej córki. Powiedziałem ci o niej wystarczająco dużo, byś wiedział, ile dla mnie znaczy. Masz na tyle obowiązków w klubie, że byłbym kretynem, gdybym kazał ci towarzyszyć Mii na każdym kroku. To niewykonalne. Chętnie posłałbym ją na tę krav magę, na pewno znajdzie się w okolicy jakaś szkoła, ale jestem zdania, że Mia najłatwiej zaufa temu, kto udowodnił skuteczność swoich metod w prawdziwym starciu, zamiast komuś, kto jedynie uskutecznia czcze gadanie na treningu.

 

– Chodzi panu o to, bym...?

 

– Powiedziałem, że nie będę owijał w bawełnę, a słowo Zorana Bardicia jest droższe od pieniędzy – przerwał mi. – Chciałbym cię zapytać, czy byłbyś w stanie pokazać mojej córce kilka swoich sztuczek i nauczyć ją trochę walki, tak by w razie czego mogła się sama obronić.

 

W tej chwili zapadła krótka cisza. Nie wiedziałem, czy byłbym dobrym nauczycielem, ale wciąż pamiętałem, w jaki sposób mnie i moją grupę uczył instruktor przed paroma laty, gdy zapisałem się na kurs. Już miałem się zgodzić, w końcu bardzo polubiłem Mię, ale w ostatniej chwili mój umysł rozświetlił się jak choinka.

 

– Panie Bardić, proszę mi wybaczyć i nie chciałbym, by zrozumiał mnie pan źle, ale to byłaby już kolejna przysługa z mojej strony – powiedziałem, starając się brzmieć stanowczo i pewnie. – Nie chcę brać żadnych pieniędzy za lekcje, jednakże gdybym był skończonym chamem, powiedziałbym, że ani ja nie jestem panu nic winien, ani pan nie jest nic winien mi, bo praca w klubie jako podziękowanie za pomoc pana córce jest dla mnie wystarczającą nagrodą. Jednak sam pan zauważył, że mam już dużo obowiązków...

 

Bardić uśmiechnął się krzywo, ale przez chwilę nic nie mówił. Czułem, że mam go w szachu, i moja intuicja mnie nie zawiodła.

 

– Przysługa za przysługę? – zapytał.

 

– Wiem, że w ostatnich dniach nadwyrężam fundusz płac, ale sam pan rozumie, że aby wyjąć, trzeba najpierw włożyć. Jeżeli Solin ma stać się klubem, który będzie przynosił zyski, musimy awansować do ekstraklasy, a potem bić się o europejskie puchary. A żeby tego dokonać, musimy mieć dobrze wyszkolonych zawodników i dobre zaplecze analityczno-szkoleniowe, by klub rósł w siłę, pnąc się w górę.

 

– Zatem słucham, jaka jest twoja propozycja?

 

– Jeżeli w klubie pojawi się chętny do pracy człowiek, który obejmie posadę głównego analityka i będzie rozpracowywał nam rywali, ja z miłą chęcią pomogę Mii, by była w stanie poradzić sobie z takimi skurwielami, przed jakim obroniłem ją w Splicie. I może pan być pewny, że przekażę jej najlepsze techniki, których się nauczyłem, gdy jeszcze chodziłem na treningi.

 

Tym oto sprytnym sposobem już dwa dni później wymieniałem uścisk dłoni z Blazem Novoselem (38 l., Analityk, Chorwacja), który z pocałowaniem ręki podpisał umowę o pracę i został głównym analitykiem NK Solin, dzięki czemu na ten moment zakończyłem kompletowanie klubowego sztabu.

Odnośnik do komentarza

Pracowity lipiec kończyliśmy sparingiem z Nervetą, w którym postanowiłem przetestować kilka alternatyw przy sposobie prowadzenia akcji, tym większa szkoda, że nie mógł wziąć w nim udziału Luka Dadić, który zatruł się jakimś dziadostwem i jego aktywność polegała na rozdysponowywaniu zawartości żołądka do klozetu, zamiast piłek w środku pola. Tym razem nareszcie lwia część naszej zdobyczy bramkowej była dziełem napastnika, Mario Jelavicia, co skłoniło mnie do pozostania przy dokładnie tej samej taktyce w następnej grze kontrolnej, gdyż musiałem wiedzieć, czy dobry występ Mario był jednorazowym wyskokiem, czy też efektem kombinowania z taktyką. Natomiast nad głową Vlatko Simunacia zaczęły zbierać się z wolna pierwsze ciemne chmurki – nie dość, że nadal obijał się na treningach i powoli się na niego szykowałem, to jeszcze ewidentnie nie błyszczał na boisku. Na wszelki wypadek poprosiłem scouta, by rozejrzał się za jego potencjalnym następcą do ataku, gdyby Vlatko okazał się niereformowalny i wszedł ze mną w konflikt, przekreślając swoją dalszą karierę w Solinie.

 

Cytat

27.07.2019, Neretva, Meković, widownia: 132

Mecz towarzyski

NK Neretva [3NL] – NK Solin [2NL] 0:3 (0:1)

 

7' M. Jelavić 0:1

49' M. Jelavić 0:2

88' M. Barisić 0:3

 

Odnośnik do komentarza

Lipiec 2019

 

Bilans:

- Druga HNL: 0-0-0, 0:0

- Hrvatski nogometni kup: 0-0-0, 0:0

Hrvatski nogometni kup: –

Finanse: -438,434€ (-56,228€)

Gole: –

Asysty: –

 

Ligi:

Anglia: –

Austria: Wolfsberger AC [+0 pkt]

Chorwacja: HNK Gorica [+3 pkt]

Czechy: Karwina [+1 pkt]

Francja: –

Hiszpania: –

Niemcy: –

Polska: Legia Warszawa [+0 pkt]

Rosja: Zenit Sankt Petersburg [+3 pkt]

Serbia: FK Napredak [+2 pkt]

Słowenia: NK Aluminij [+1 pkt]

Włochy: –

 

Liga Mistrzów:

– Piast Gliwice, Pierwsza runda eliminacyjna, 1:3 i 0:1 z Qarabağ (AZE); out

 

Liga Europy:

– Legia Warszawa, Pierwsza runda kwalifikacyjna, 3:1 i 3:0 z Trans (EST); awans, vs. Levski Sofia (BUL)

– Cracovia, Pierwsza runda kwalifikacyjna, 2:0 i 2:0 z Jeunesse Esch (LUX); awans, vs. Sturm Graz (AUT)

 

Reprezentacja Polski:

 

Ranking FIFA: 1. Francja [1744], 2. Belgia [1736], 3. Brazylia [1660], ..., 19. Polska [1540]

Odnośnik do komentarza

Trzeciego sierpnia nadszedł ten zabawny na swój sposób moment w życiu – tego dnia skończyłem trzydziestkę, która jeszcze nie tak dawno wydawała mi się czymś abstrakcyjnym. Dariusz, nikczemna bestia, nie omieszkał oczywiście zadzwonić do mnie z samego rana i uroczyście pogratulować, tłumacząc mi, że jestem teraz tak stary, jak on dwa lata temu, a teraz wreszcie nadeszła długo wyczekiwana okazja, by zrewanżować się za śmieszki w jego stronę sprzed dwóch lat. Tak zawsze wyglądało nasze składanie sobie życzeń urodzinowych – to nie były zwyczajne życzenia, to była wręcz ceremonia, i to taka ocierająca się o istny roast.

 

 

Trzeciego sierpnia był również kontynuacją końcowego etapu przygotowań. Zmierzyliśmy się z trzecioligowymi Vodicami, sprawdzając przede wszystkim te same szczegóły taktyki, co z Neretvą, i zaczęło po cichu zanosić się na to, że chyba trafiłem w dziesiątkę, co jednak musiałem jeszcze zweryfikować w pozostałych spotkaniach. Mario Jelavić znów strzelił dwie bramki – jedną wprawdzie z rzutu karnego, ale podyktowanego po wypracowanej sytuacji – ponadto przez cały mecz mieliśmy więcej kontaktów z piłką w polu karnym rywali, niż we wcześniejszych sparingach.

 

O ile byłem zadowolony z gry ofensywnej, o tyle defensywa mnie poważnie zawiodła. Przede wszystkim Topić ostatecznie przegrał rywalizację z Benderem o miejsce w bramce, pokazując, że wybitnie nie potrafi bronić wszelkich strzałów z dystansu, pozwoliwszy Ziliciowi na łatwego gola z trzydziestu metrów – w lidze oznaczałoby to tracenie wielu dodatkowych bramek na przestrzeni sezonu. Nasza linia defensywy z kolei odpuszczała zbyt wiele bezpańskich piłek, Toni Taras miał problemy z obliczaniem toru lotu górnych podań, ponadto znów dopuściliśmy do wbicia nam bramki z dośrodkowania. Trzecioligowcom.

 

To był tylko sparing, ale powyższe mankamenty na ten moment sprawiały, że prognozy mediów na nadchodzący sezon, które przepowiadały nam miejsce w środku tabeli, uznałem za bardzo optymistyczne.

 

Cytat

03.08.2019, Radice, Vodice, widownia: 103

Mecz towarzyski

NK Vodice [3NL] – NK Solin [2NL] 2:3 (1:3)

 

9' M. Jelavić 0:1 rz.k.

22' A. Repić 0:2

34' D. Zilić 1:2

37' M. Jelavić 1:3

46' J. Zeljković 2:3

 

Odnośnik do komentarza

Porozmawiałem z Zoranem Bardiciem na temat jego prośby, którą przyjąłem, a w zamian za nią zgodził się na zatrudnienie w klubie analityka. Do treningów sztuki samoobrony potrzebna była odpowiednia przestrzeń, a za takową uznałem klubową salę gimnastyczną, na której było odpowiednio dużo miejsca i materiałów. Mój przełożony bez wahania zgodził się, byśmy mogli korzystać z niej z Mią. Było tutaj pod dostatkiem materacy, którymi mogłem wyłożyć podłoże; w końcu krav maga, poza technikami w stójce, opierała się również na walce w parterze, a nie chciałem, by coś stało się przede wszystkim Mii, jak również mi samemu, a wiedziałem, że odpowiednio wykonane techniki wiązały się z twardymi upadkami na tzw. glebę

 

W międzyczasie odbyło się losowanie rundy wstępnej Hrvatskiego Nogometnego Kupu, czyli Pucharu Chorwacji. W tejże los skojarzył nas z półamatorskim NK Jadran LP, więc każdy inny wynik, jak awans Solina do następnej fazy, uznałbym za blamaż.

 

 

Przedostatnim sprawdzianem przed startem sezonu było spotkanie z NK Uskok. Zgodnie z założeniem ponownie wyszliśmy na boisko z tym samym planem, co poprzednio, ale tym razem zawiodła nasza skuteczność, bo sama gra i konstruowanie akcji uznałem za budujące. Odniosłem też wrażenie, jakby swoją postawę przemyślał Vlatko Simunać, który ambitnie szarpał aż do momentu, w którym nie dałem mu wolnego w 76. minucie, a który zdobył jedynego gola w tym spotkaniu. Skłoniło mnie to do tego, by uważniej przyjrzeć mu się w trakcie sesji treningowych.

 

Cytat

07.08.2019, Iza Grada, Klis, widownia: 495

Mecz towarzyski

NK Uskok [3NL] – NK Solin [2NL] 0:1 (0:1)

 

35' V. Simunać 0:1

90+2' A. Vukusić (NKU) czrw.k.

 

 

Dwa dni później Dali doniósł mi, że po raz kolejny z rzędu nasz niesforny napastnik wyraźnie odstawał od kolegów w trakcie treningów. Uznałem, że już wystarczy pobłażania, wezwałem do siebie Vlatko i wziąłem głęboki oddech, gdy usłyszałem jego kroki zbliżające się do mojego gabineciku. Byłem już gotowy na porządną scysję, wyrażając moje rozczarowanie całokształtem jego postawy, ale Simunać nieoczekiwanie... przyznał mi rację i obiecał, że na kolejnych treningach postara się o to, by, jak sam to ujął, spiąć dupsko. Trzymałem go za słowo.

 

 

Naszym ostatnim sparingiem okresu przygotowawczego była próba generalna z Zagorą. W pierwszej połowie chłopaki byli maksymalnie zmotywowani walką o ostatnie wolne miejsca w składzie, gospodarze zostali przez nas stłamszeni na boisku, a Simunać po zdecydowanej rozmowie postanowił pokazać, że nie zasypiał gruszek w popiele, i na przerwę schodził z efektownym hat-trickiem. Niestety potem moi podopieczni stanęli w miejscu, czego efektem były dwie bramki zdobyte przez rywali, co przy braku odpowiedzi z naszej strony stanowiło niezbyt chwalebny fakt, o czym nie omieszkałem poinformować chłopaków po meczu. Do pierwszego starcia o punkty pozostawał równy tydzień, toteż mogłem mieć jedynie nadzieję, że błędy, które popełnialiśmy w sparingach, nie będą miały przełożenia na ligę...

 

Cytat

10.08.2019, Boroviste, Unešić, widownia: 79

Mecz towarzyski

NK Zagora [3NL] – NK Solin [2NL] 2:5 (1:5)

 

3' R. Obrstar 0:1

8' V. Simunać 0:2

9' R. Obrstar 0:3

12' V. Simunać 0:4

24' V. Simunać 0:5

45+2' T. Pezo 1:5

68' Z. Sablić 2:5

 

Odnośnik do komentarza

Nareszcie zaczynamy przedstawienie!

 

-----------------------------------

 

Im bliżej było inauguracji Drugiej Hrvatskiej Nogometnej Ligi, tym więcej pojawiało się problemów, których tak miałem nadzieję uniknąć. Najpierw Josip Bender przeciążył mięśnie łydki, co groziło koniecznością zastąpienia go Topiciem, a to mogłoby skończyć się rozstrzelaniem nas z dystansu przez Cibalię. Niedługo później czytałem następny raport medyczny, którego bohaterami byli Nicholas Llanos i jego nadwyrężone udo, zaś tuż przed startem ligi więzadła krzyżowe naciągnął nasz stoper Mateo Tomić, który najbliższe dwa miesiące miał z głowy. Szczególnie po tej ostatniej informacji myślałem, że zaraz coś rozwalę.

 

 

 

 

17 sierpnia wyjechaliśmy klubowym autokarem do Vinkovci, gdzie przystępowaliśmy do ligowych zmagań spotkaniem z Cibalią, tegorocznym beniaminkiem, czego wcale nie uważałem za atut, bo ewentualna porażka smakowałaby jeszcze gorzej. Szczęśliwie do gry był już gotowy Bender, który poradził sobie z rekonwalescencją wybornie, więc mogłem być spokojniejszy o tyły. Poprzedniego dnia kapitanem Solina mianowałem Mario Marovicia, zaś jego zastępcą został Robi Obrstar, którzy oczywiście mieli pewne miejsce w składzie. Pierwotnie w ataku miał wystąpić również Simunać, ale ten nie wziął sobie moich słów do serca i znów podchodził olewacko do treningów, tak że parę napastników wraz z Maroviciem utworzył ostatecznie Jelavić.

 

Rozbrzmiał historyczny dla mnie pierwszy gwizdek, który oficjalnie rozpoczął moją trenerską karierę, taką prawdziwą z krwi i kości. Ku mojemu zadowoleniu zarysowała się nasza przewaga, gra toczyła się głównie na połowie Cibalii, nękaliśmy rywali groźnymi centrami i wyglądało na to, że kwestią czasu pozostaje otwarcie wyniku. Otwarcie nastąpiło już po kwadransie. Niestety, po niewłaściwej stronie boiska – Culjak posłał dośrodkowanie z rzutu wolnego z głębi pola, a piłka przeleciała ponad kotłem w polu karnym i wyciągniętymi rękami Bendera spadając wprost na nogę Karauli, który z ostrego kąta posłał ją do naszej pustej bramki. Co gorsza, po stracie gola zagubiliśmy się kompletnie, przez co gospodarze zepchnęli nas na naszą połowę i zaczęło robić się bardzo nieprzyjemnie. Do tego stopnia, że w pewnym momencie ruszyłem do linii bocznej i wrzasnąłem: "Co jest, do cholery?! Co się z wami dzieje?! Ciśniemy do przodu!"

 

Być może właśnie to poskutkowało, wraz z przekazaniem moim zawodnikom odpowiednich korekt taktycznych. Wkrótce znów zaczęliśmy grać swoje, aż 24 minuty po niespodziewanej stracie gola Repić zagrał na obieg do Krštulovicia-Opary, który dośrodkował tuż przed Galiciem, a w polu karnym kryty na radar przez rywali Marović potężną główką wyrównał na 1:1. Należało pójść teraz za ciosem, i uczyniliśmy to w najlepszy z możliwych sposób – Cibalia wznowiła grę od środka, a przyczajony Jelavić przytomnie przechwycił nieudolne podanie Karauli do Culjaka – architektów trafienia dla gospodarzy! – popędził ile sił na bramkę i pokonał Lesicia mocnym strzałem przy słupku, dając nam prowadzenie! Nie posiadałem się z radości!

 

Po przerwie dyktowaliśmy już tempo gry i gdyby nie odrobina pecha, którego kulminację stanowił słupek, jaki powstrzymał nas przed dorzuceniem trzeciego gola, wynik byłby jeszcze bardziej okazały. Niemniej jednak po końcowym gwizdku odetchnąłem z ulgą – zwycięstwo w menedżerskim debiucie w poważnej piłce było dla mnie spełnieniem marzeń, tak że do szatni schodziłem z szerokim uśmiechem.

 

Cytat

17.08.2019, Stadion HNK Cibalia, Vinkovci, widownia: 1.393

Druga HNL (1/30)

HNK Cibalia [–] – NK Solin [–] 1:2 (1:2)

 

15' B. Karaula 1:0

39' M. Marović 1:1

40' M. Jelavić 1:2

 

NK Solin: J.Bender – I.Krštulović-Opara, S.Vulikić, T.Taras, S.Puljić (67' J.Cindrić) – A.Repić (73' P.Basić-Šiško), A.Kacunko, M.Barisić, R.Obrstar – M.Jelavić, M.Marović (c) (82' V.Simunać)

 

GM: Mario Jelavić (NŚ, NK Solin) - 8.70

 

 

Mały bonusik z pomeczowej konferencji:

Spoiler

93d548d96803e75b.jpg

 

  • Lubię! 2
Odnośnik do komentarza

Dzień po meczu umówiłem się w końcu z Mią na początek obiecanego podszkolenia, by mogła czuć się pewniej na ulicy. Pojawiłem się na sali gimnastycznej wcześniej, by najpierw rozruszać się samemu i odświeżyć sobie najważniejsze odruchy i automatyzmy. W międzyczasie zastanawiałem się, od czego zacząć – nie byłem instruktorem krav magi i już od długiego czasu nie trenowałem, ale pomysł przyszedł sam. Nie ma żadnej walki bez podstawowych umiejętności, więc w pierwszej kolejności zacząłem uczyć Mię, jak w odpowiedni sposób wyprowadzać ciosy proste, sierpowe, a także przekazałem jej przydatny trik, który potrafi ustawić sytuację i pozwolić na szybkie dokończenie obrony, a więc kopnięcie frontalne-stopujące, czyli tzw. stoper. Pod koniec naszego spotkania zaczynała już rozumieć, o co w tym chodzi, ale z doświadczenia wiedziałem, że potrzeba wielu treningów, by robić to wszystko naprawdę dobrze.

 

Wybraliśmy sobie odpowiednią porę na pierwszy trening, gdyż 21 sierpnia nie miałem już tak lekkiego i pozytywnego nastawienia, jak teraz na sali gimnastycznej.

 

 

 

Zespół Medjimurje zaczął sezon od remisu z Rudešem u siebie, więc podejmując rywali na Pokraju Jadra mogliśmy liczyć na zdobycz punktową, która umocniłaby naszą sytuację na starcie sezonu. Szczęśliwie po niedawnej przykrej serii nie odnotowaliśmy już kolejnych urazów w pierwszym zespole, dzięki czemu na nasz pierwszy domowy mecz mogłem wystawić tę samą jedenastkę, która obiecująco spisała się przed czterema dniami w Vinkovci.

 

Przygotowałem na to spotkanie kolejne drobne poprawki, które miały zwiększyć liczbę podań w pole karne, a co za tym idzie przynieść naszym napastnikom jeszcze więcej okazji. Zaczęliśmy równie dobrze, jak na inaugurację Drugiej HNL, tylko tym razem już w pierwszej akcji meczu wywalczyliśmy rzut rożny, po którym minimalnie obok bramki główkował Marović. Ogółem nasza gra w ofensywie wyglądała imponująco jak na chorwacką drugą ligę, moi zawodnicy zgrabnie wymieniali krótkie podania, elegancko dezorientując broniącego się przeciwnika, tak że jedynym, czego brakowało, to ostatniego podania i szczypty skuteczności. W każdym razie nic nie wskazywało na to, że już niebawem błyśniemy jak amatorzy, a po 90 minutach będę dla odmiany schodził z boiska wściekły.

 

Po 25 minutach gry Patafta minął na skrzydle Puljicia jak przedszkolaka, po czym od razu wiedziałem, że źle się to skończy, ale nie sądziłem, że w takim stylu – Patafta nieatakowany przez nikogo wbiegł w pole karne i pokonał Bendera, ale piłka odbiła się od słupka i zatańczyła na linii bramkowej, a rzucającego się po nią Bendera bohatersko ubiegł... Krštulović-Opara, który czubkiem buta wklepał samobójczego gola. Po jaką cholerę on w ogóle dotykał tej piłki?! 

 

Identycznie jak z Cibalią stanęliśmy, pozwalając gościom na zdominowanie boiska, przez co z trudem dotrwaliśmy do przerwy z wywieszonymi jęzorami. W szatni zagrzmiałem, usiłując tchnąć w zespół nową werwę, i wydawało się, że chłopaki uwierzyli w siebie, bo w 53. minucie Krštulović-Opara dla odmiany zrobił coś dobrego dla zespołu, uruchomił podaniem Repicia, którego centrę na wyrównującego gola zamienił Marović. Spodziewałem się, że również pójdziemy za ciosem, ale zachowaliśmy się tak, jakbyśmy stracili bramkę, a nie zdobyli, ponownie oddaliśmy inicjatywę rywalom i musieliśmy się bronić. Tym razem z każdą minutą czułem, jak rośnie mi ciśnienie, patrząc, jak moi zawodnicy zaczynają sami niszczyć nam to spotkanie. Zaczął Repić, który kretyńskim faulem w 74. minucie wyleciał z czerwoną kartką, a w doliczonym czasie dzieła dopełnili Mornar, który nie zainteresował się bezpańską piłką, a także Vulikić, który zlekceważył Simicicia, pozwalając mu na zdobycie zwycięskiego gola po samotnym rajdzie na naszą bramkę. W szatni, mimo młodego wieku i braku doświadczenia, nie omieszkałem powiedzieć, co myślę o przegrywaniu meczu w taki sposób.

 

Cytat

21.08.2019, Pokraj Jadra, Solin, widownia: 267

Druga HNL (2/30)

NK Solin [5.] – NK Medjimurje [10.] 1:2 (0:1)

 

25' I. Krštulović-Opara 0:1 sam.

53' M. Marović 1:1

74' A. Repić (NKS) czrw.k.

90+4' S. Simicić 1:2

 

NK Solin: J.Bender – I.Krštulović-Opara (73' M.Mornar), S.Vulikić, T.Taras ŻK, S.Puljić (59' J.Cindrić) – A.Repić CzK, A.Kacunko, M.Barisić, R.Obrstar – M.Jelavić (68' N.Memaj), M.Marović (c)

 

GM: Antonio Kacunko (P PŚ, OP P, NK Solin) - 8.40

 

Odnośnik do komentarza

Znów nie było zbyt wiele czasu, by odetchnąć, bo trzecia kolejka Drugiej HNL ruszała zaledwie trzy dni później. Ten fakt oraz porażka w ostatnim meczu zmusiły mnie do tego, by na spotkanie z Dubravą zamieszać składem. Do gry nie nadawali się m.in. MarovićKacunko Barisić, ponadto na treningu mięśnie uda przeciążył Obrstar i również nie mógł wystąpić, do tego Repić zawieszony był za czerwoną kartkę, a Krštulović-Opara i Puljić, poza zmęczeniem, podpadli mi również kiepskimi występami. Wszystko to spowodowało, że do Zagrzebia pojechaliśmy z aż siedmioma zmianami w wyjściowej jedenastce, nie wspominając o ławce rezerwowych, a na stadion Dubrave w miejsce kolegów wyszli MemajVidovićLlanosDadićCindrićBasić-Šiško i Mornar.

 

W tym spotkaniu zacząłem już dostrzegać pewien frustrujący scenariusz, jaki z wolna zaczynał stawać się naszym znakiem rozpoznawczym, czyli kłopoty z defensywnymi stałymi fragmentami i obowiązkowe tracenie bramki w pierwszych 25 minutach. Tym razem była to minuta dokładnie 22., kiedy to po raz trzeci z rzędu straciliśmy gola jako pierwsi, i to w klasyczny dla nas sposób: rzut wolny z bocznej strefy dla rywali, dośrodkowanie Tolicia, pewna główka Cruza mimo asysty Vulikicia, zero do jednego w dolną część pleców. Tym razem nie zakląłem przy linii bocznej, tylko machnąłem ręką i pokręciłem głową, bo zaczynałem się już przyzwyczajać. Tym razem zdobyliśmy się na szybką odpowiedź, bo już dziesięć minut później skarciliśmy gospodarzy, odwdzięczając się pięknym za nadobne – zastępujący Obrstara Basić-Šiško zacentrował z wolnego, a do piłki na krótkim słupku dopadł Memaj, potężnym wolejem pakując ją w okienko bramki Mustapicia.

 

Dubrava, która rozpoczęła sezon od dwóch porażek i zaczynała rozgaszczać się w dole tabeli, ostro walczyła po przerwie o zatrzymanie nakręcającej się passy. Nie było łatwo, ale próbowaliśmy kolejnych ataków, aż w 72. minucie Maglica odepchnął w polu karnym Basicia-Šiškę, który runął jak długi na mokrą od letniego deszczu murawę, a sędzia Župan bez wahania podyktował jedenastkę. Do rzutu karnego podszedł debiutujący w zespole Llanos, po czym Kolumbijczyk z chorwackim paszportem huknął nie do obrony, zapewniając nam drugie w sezonie zwycięstwo. Cieszyłem się z niego, ale wiedziałem dobrze, że obie wygrane były dość szczęśliwe i przed nami jeszcze mnóstwo pracy.

 

Cytat

24.08.2019, Dubrave, Zagrzeb, widownia: 214

Druga HNL (3/30)

NK Dubrava [14.] – NK Solin [9.] 1:2 (1:1)

 

22' Douglas Cruz 1:0

33' N. Memaj 1:1

72' N. Llanos 1:2 rz.k.

 

NK Solin: J.Bender – M.Mornar, T.Taras, S.Vulikić (59 I.Bilonić), J.Cindrić – K.Vidović ŻK (78' I.Grubisić), N.Llanos, L.Dadić (c), P.Basić-Šiško – M.Jelavić (59' V.Simunać), N.Memaj

 

GM: Nikson Memaj (OP P/N Ś, NK Solin) - 7.4

 

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

W końcówce sierpnia rozpoczynała się tegoroczna edycja Pucharu Chorwacji, do którego przystępowaliśmy w rundzie wstępnej, mierząc się z trzecioligowym Jadranem. Oczywiście znowu musiałem zamieszać składem, dając wolne co bardziej zmęczonym zawodnikom, ponadto dałem zagrać Ante Topiciowi, chcąc sprawdzić, czy w 25. minucie gospodarze obejmą prowadzenie po strzale z trzydziestu metrów. Niestety do Pločy nie pojechał z nami Antonio Repić, który na treningu rozciął sobie rękę i musiał pauzować przez kilka dni.

 

Jeszcze będąc piłkarzem miałem zawsze wpojone, by nie lekceważyć absolutnie żadnego rywala, ale bądźmy szczerzy, grając o stawkę z niżej notowanym przeciwnikiem należy celować w zwycięstwo. Tymczasem na Jadranie okazało się, że trzecioligowcy przysporzyli nam ogromnych problemów, długimi minutami grając wyraźnie lepiej od nas i utrzymując ciężar gry na naszej połowie. Ładniej zaczęliśmy jednak my, tak że w 10. minucie Krštulović-Opara wywiózł dryblingiem Milinovicia i wrzucił piłkę na krótki słupek, gdzie Marović przeskoczył Barbira i dał nam prowadzenie. Później jednak graliśmy słabiej z każdą minutą, oddając pole gospodarzom, którzy dośrodkowywali na potęgę i kreowali jedną groźną sytuację za drugą, zaś mnie interwencje Topicia – skuteczne, choć bardzo niepewne – przyprawiały o palpitacje serca.

 

To, co wiedziałem od pewnego momentu, wydarzyło się tuż przed przerwą, kiedy nam skończył się limit szczęścia, a rywalom pecha. Jadran wznowił grę od pośredniego rzutu wolnego, Mikrut otrzymał piłkę przed polem karnym, nasza obrona zbiła się w czteroosobową grupkę na środku pola karnego, więc ten zagrał na lewo do niekrytego Pijevicia, który bez trudu wyrównał pewnym strzałem na 1:1, bo Topić zostawił odsłoniętą całą bramkę.

 

W drugiej połowie byliśmy dalecy od naszego optymalnego poziomu i nadal pozwalaliśmy gospodarzom na absolutnie wszystko, a piłkarze skupiali się na niesłuchaniu moich uwag i wskazówek, uparcie grając pierwotny plan, który okazał się nieskuteczny. Z tego powodu, mimo natłoku spotkań, dopuściliśmy do wyczerpującej dogrywki, w której kwestię awansu rozstrzygnął jedyny przytomny Kacunko, w 104. minucie posyłając w okienko wystawioną przez Jelavicia piłkę. Dowiezienie zwycięstwa zapewnił nam uraz Mikruta osiem minut później, przez który Jadran kończył mecz w osłabieniu, a my awansowaliśmy do pierwszej rundy. Zaczynało mnie ciekawić, czy w tym sezonie w którymkolwiek naszym występie padnie wynik inny, niż 2:1.

 

Cytat

28.08.2019, Jadran, Ploče, widownia: 193

Hrvatski Kup, Runda Wstępna

NK Jadran LP [3NL] – NK Solin [2NL] 1:2d (ft. 1:1) (dp. 1:1)

 

10' M. Marović 0:1

44' R. Pijević 1:1

104' A. Kacunko 1:2

112' I. Mikrut (JLP) ktz.

 

NK Solin: A.Topić – Krštulović-Opara, M.Mornar, S.Vulikić (90' T.Taras), S.Puljić – V.Simunać (72' I.Bilonić), A.Kacunko, M.Barisić, R.Obrstar (46' P.Basić-Šiško) – M.Jelavić, M.Marović (69' N.Memaj)

 

GM: Robert Pijević (P/OP Ś, NK Jadran LP) - 8.3

 

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Nasz pierwszy miesiąc kończyliśmy starciem z rezerwami Dinama Zagrzeb, które weszły w sezon mocno i wspięły się na drugie miejsce w tabeli. Chciało mi się już powoli rzygać napiętym terminarzem, gdyż znowu musiałem gorączkowo kombinować ze zmianami w jedenastce, co dodatkowo utrudniał mi wymóg umieszczenia trzech zawodników U-21 w wyjściowym składzie, jaki obowiązywał w Drugiej HNL. Z tego powodu jedynie na ławce posadzić mogłem Antonio Repicia, który wracał w końcu do drużyny, i czułem, że w pierwszej połowie będzie nam go brakować, w czym się nie pomyliłem.

 

Choć Dinamo II składało się głównie z piłkarzy młodych, szykowanych dopiero do pierwszego zespołu, a także wypożyczonych podobnych młodzianów przymierzanych do transferu na stałe, to byli to zawodnicy bardzo zdolni, co wyrażały również typy na to spotkanie, stawiające nas w roli drużyny słabszej. Było to też widać na boisku, na którym co prawda potrafiliśmy pograć piłką, ale goście dużo sprawniej wypracowywali groźne sytuacje, a rozpracować nie mogli jedynie Bendera w bramce. Wszystko zmieniło się jednak w 38. minucie za sprawą beznadziejnego zachowania Tarasa, który najpierw wybił piłkę głową do nikogo, a potem nie wrócił na pozycję, tylko bezmyślnie pobiegł za akcją, co skończyło się tym, że czekający na wolnym polu Cuze dostał podanie, pobiegł spokojnie na naszą bramkę i strzałem obok bezradnego Bendera otworzył wynik spotkania. Zaraz zresztą było też po meczu, gdy w 42. minucie Misković ośmieszył pół mojego zespołu, przebiegając z piłką całą naszą połowę i nieatakowany przez nikogo podwyższył na 0:2 strzałem ze skraju pola karnego.

 

W przerwie zrugałem chłopaków, którzy znowu zapominali o pressingu i o tym, że gdy zawodnik z piłką przekracza linię środkową, od razu trzeba go osaczyć i pogryźć, zamiast tylko stać i przyglądać się, jak rywale rozgrywają akcję i strzelają nam bramkę. Przeprowadziłem też od razu dwie zmiany, wpuszczając na skrzydło Repicia, a niewidocznego Memaja zastępując Simunaciem.

 

Moi podopieczni wydawali się zmotywowani do walki, bo chwilę po przerwie Obrstar wykiwał na skrzydle Hujberga i przerzucił piłkę za dalszy słupek, gdzie nadlatujący Repić atomowym strzałem z pierwszej posłał ją do bramki razem z interweniującym Juriciem. Okrzykami zza linii bocznej zachęciłem drużynę do dalszych ataków, ale po kilku minutach naszego naporu gra zaczęła się wyrównywać i koncentrować w środku pola, co sprawiło, że od razu pomyślałem, że przecież na tablicy wyników widnieje wynik 1:2, jedyny osiągany przez nas w tym sezonie, czy wygrywamy, czy przegrywamy. W pewien sposób zmotywowało mnie to do porzucenia ostrożności i przestawienia zespołu na totalną ofensywę, bo uznałem, że albo nam się to opłaci i urwiemy Dinamu II punkty lub nawet wygramy, albo przynajmniej przełamiemy klątwię 2:1 i przegramy większą różnicą bramek. Okazało się, że nawet to nic nie zmieniło i po raz piąty z rzędu zakończyliśmy rywalizację wynikiem 1:2, tym razem ponosząc zasłużoną porażkę.

 

Przypomniały mi się koszmarne sny, jakie dręczyły mnie kilka miesięcy temu, gdy mieszkałem jeszcze w Polsce, tak że zaczynałem wątpić, by to były tylko przypadki.

 

Cytat

31.08.2019, Pokraj Jadra, Solin, widownia: 264

Druga HNL (4/30)

NK Solin [5.] – Dinamo II [2.] 1:2 (0:2)

 

38' M. Cuze 0:1

42' R. Misković 0:2

46' A. Repić 1:2

 

NK Solin: J.Bender – J.Cindrić, T.Taras, S.Vulikić, S.Puljić – K.Vidović (46' A.Repić), L.Dadić (66' N.Llanos), M.Pezo, R.Obrstar – M.Marović, N.Memaj (46' V.Simunać)

 

GM: Mario Cuze (OP LŚ, Dinamo II) - 8.3

 

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Byłem przygotowany na porażkę z Dinamem II, więc choć nie byłem z niej zadowolony, to nie odczuwałem aż takiej goryczy, jak po Merjimurje. Niezbyt miałem ochotę na cokolwiek, ale zawsze starałem się wywiązywać z umów i obietnic, dlatego też po meczu przyjechałem na klubową salę treningową, gdzie byłem umówiony z Mią na kolejne ćwiczenia. I dobrze, że ich nie przesunąłem, bo okazało się to lekiem na zszargany humor po porażce; przez ostatni rok mentalnego zasiedzenia zdążyłem zapomnieć, że są tylko trzy rzeczy, które mocno zbliżają ludzi: alkohol, wspólne silne przeżycia i bliski kontakt fizyczny.

 

Nie chciałem uczyć Mii tylko podstaw, takich jak wyprowadzanie ciosów – jak już pokazywać krav magę, to na wszystkich polach, a jednym z najważniejszych była walka w parterze. Nauczyłem ją, w jaki sposób najłatwiej obalić przeciwnika kilkoma prostymi chwytami, jak wykręcać ręce, zakładać kimurę, dźwignię na łokieć, klucz, czy duszenie zza pleców. Szybko nabierała wprawy, więc tego dnia, czyli 31 sierpnia, zaaranżowałem luźny sparing, w którym wcieliłem się w rolę napastnika (oczywiście tylko markując ciosy, by nie zrobić jej krzywdy), a ona miała przećwiczyć na mnie to, czego jej nauczyłem. Dwa tygodnie temu była jeszcze dość nieśmiała, ale teraz czuła się już obyta z naszym kontaktem fizycznym. A uczyła się szybko.

 

Była chętna do działania, a ja deczko rozkojarzony, więc nieźle przyparło mi dech, kiedy nieoczekiwanie przyjąłem wcale nie tak słabe kopnięcie prosto na wątrobę. Odkaszlnąłem i lekko się cofnąłem, bo zapomniałem już, jak to jest.

 

– Wybacz, Raflo, nie chciałam tak mocno – przeprosiła, ale nie mogła powstrzymać śmiechu. Bardzo zgrabnie prezentowała się w sportowych szortach, podkreślających jej długie i bardzo ładne nogi, oraz w podkoszulku na ramiączkach. – Ale masz minę!

 

– Daj spokój, ja jeszcze żyję! – odpowiedziałem, również zanosząc się śmiechem, przetykanym kasłaniem. – I nie stój tak, moja droga, jednym kopnięciem nie załatwi się sprawy. Teraz mam wylądować na glebie i nie ma wymówek! Pokaż mi, czego się nauczyłaś!

 

Ruszyłem natychmiast z kolejnym symulowanym natarciem. Umiejętnie wyważyłem siłę, by nie być zbyt delikatnym; w końcu najlepszy trening jest taki, w którym czuć, że sparingpartner stawia opór i również stara się ciebie zaskoczyć. Mia przechwyciła moją nieco wysuniętą rękę, przygarnęła ją do siebie i okręciła się tak, jak ją nauczyłem. Po drodze zahaczyłem jednak stopą o wystający materac, przez co straciłem kontrolę nam upadkiem. Runąłem bezwładnie, pociągając Mię za sobą.

Wylądowaliśmy obok siebie: ja twarzą do podłogi, Mia na plecach, dzięki czemu szybciej się zebrała. Zaczęliśmy zapasy w parterze. Są takie momenty, gdy ćwiczenie zaczyna wykraczać poza utarty scenariusz, a wtedy wszelkie techniki odchodzą na bok i zaczyna się improwizowanie. To był właśnie taki moment. 

 

Zaczęliśmy się siłować na zmianę dysząc i śmiejąc się. Dosiadła mnie i złapała moje ręce za nadgarstki, by spróbować mi je wykluczyć. Mogłem to przesiłować, ale postanowiłem używać co najwyżej 30% własnej siły. Postawiłem lekki opór, ale zdyszana Mia, której blond włosy opadały na policzki przyklejając się do nich, w końcu przygwoździła mi ręce do materacy, uśmiechając się zadowolona. Jej włosy omiatały moją twarz, a spomiędzy nich spoglądały na mnie słodkie oczy.

 

– I co teraz? – spytała, zaśmiewając się. – Co teraz pokażesz, Raflo?

 

– Chcesz wiedzieć, co pokażę? Pokażę TO.

 

Na te słowa naprężyłem mięśnie i poderwałem się z pleców, energicznie obracając tułów. Nasze ciała przetoczyły się po materacach niczym w pralce, i nagle to ja znalazłem się na górze, objęty w pasie jej udami. Oczy i otwarte usta Mii wyrażały zaskoczenie pomieszane z zachwytem. Nasze twarze znalazły się tak blisko siebie, że niemal dotykaliśmy się nosami. Odgarnąłem jej kosmyk z czoła i nagle zdałem sobie sprawę, że głaszcze mnie dłonią za uchem, patrząc mi w oczy tęsknym wzrokiem. Nie myśleliśmy już wcale o treningu. Zastygliśmy w tej pozycji, uspokajając oddechy – Mia głaskała mnie czule za uchem, a mnie zaczął pomału przyciągać magnetyzm jej rozchylonych delikatnie ust.

 

W tym momencie z głębi korytarza dobiegło klapnięcie zamykanych drzwi. Mia drgnęła, spoglądając w tamtym kierunku.

 

– Wstań, Raflo, to może być mój ojciec. Szybko.

 

Odkleiliśmy się od siebie, pomogłem jej wstać. Prawdę mówiąc ja również wolałem, by Zoran Bardić nie zastał nas w tak dwuznacznej pozycji i sytuacji. Po prawdzie tak samo, jak żaden inny pracownik klubu, wszakże wieści szybko się rozchodzą. Oboje uznaliśmy to za sygnał, że warto zakończyć zajęcia na dzisiaj, co też niezwłocznie uczyniliśmy. Na kwaterę wróciłem z wydatnie poprawionym humorem, ale i wyraźnym niedosytem. To oczywiste.

Odnośnik do komentarza

Sierpień 2019

 

Bilans:

- Druga HNL: 2-0-2, 6:6

- Hrvatski nogometni kup: 1-0-0, 2:1

Druga HNL: 8. [6 pkt; -0 pkt do Bijelo Brdo, +0 pkt nad Hajdukiem II]

Hrvatski nogometni kup: Runda wstępna, d2:1 z Jadranem; awans

Finanse: -515,327€ (-64,910€)

Gole: Mario Marović (3)

Asysty: Ivan Krštulović-Opara (2)

 

Ligi:

Anglia: Manchester City [+3 pkt]

Austria: LASK Linz [+5 pkt]

Chorwacja: Dinamo Zagrzeb [+0 pkt]

Czechy: Mláda Boleslav [+1 pkt]

Francja: AS Monaco [+3 pkt]

Hiszpania: FC Barcelona [+0 pkt]

Niemcy: Borussia Dortmund [+0 pkt]

Polska: Lech Poznań [+1 pkt]

Rosja: Zenit Sankt Petersburg [+6 pkt]

Serbia: FK Vojvodina [+3 pkt]

Słowenia: NK Aluminij [+0 pkt]

Włochy: Bologna [+0 pkt]

 

Liga Mistrzów:

 

Liga Europy:

– Piast Gliwice, Druga runda kwalifikacyjna, 2:0 i w1:3 z Saburtalo Tbilisi; awans, vs. Rosenborg

                          Trzecia runda kwalifikacyjna, 0:2 i 0:2 z Rosenborgiem; out

– Legia Warszawa, Druga runda kwalifikacyjna, 1:0 i 2:2 z Lewskim Sofia; awans, vs. Antwerpia

                                Trzecia runda kwalifikacyjna, 1:1 i 0:1 z Antwerpią; out

– Cracovia, Druga runda kwalifikacyjna, 2:0 i k0:2 ze Sturmem Graz; awans, vs. FCSB

                    Trzecia runda kwalifikacyjna, 0:1 i 0:1 z FCSB; out

 

Reprezentacja Polski:

 

Ranking FIFA: 1. Francja [1744], 2. Belgia [1736], 3. Brazylia [1660], ..., 19. Polska [1540]

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...