Skocz do zawartości

Beta, ale inaczej


Iwabik

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie,

 

Co roku wersja Beta Football Managera oznaczała u mnie krótki, kilkusezonowy sejw Barceloną. Tak też zacząłem w tym roku... ale jakoś mi nie podeszła gra tym zespołem. Potem spróbowałem zacząć bezrobotny... i znowu nie. Mój trzeci i ostateczny wybór padł na… Everton, a więc klub, który dla mnie jest od kilku sezonów dużą zagadką. Historia co roku wydaje się być ta sama: bardzo dobre okienko, mocny na papierze skład i w dodatku różni młodzi, obiecujący menedżerowie. I pomimo że teoretycznie z roku na rok Everton powinien co raz mocniej pukać do czołówki, to… no właśnie. Rozczarowanie za rozczarowaniem. A do tego wszystkiego dochodzi powrót Liverpoolu do światowej czołówki, a więc bardzo mocny rywal zza miedzy. Uznałem zatem, że jest to bardzo ciekawe wyzwanie i czas wziąć sprawy we własne ręce!

 

W kwestii technicznej – raczej krótkie miesięczne podsumowania, zawsze najnowsza wersja FM2020, pierwsze okienko wyłączone. Raczej nie będzie to najdłuższa kariera, chociaż zobaczymy. Tyle słowem wstępu, czas zabrać się do pracy!

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Na dzień dobry zostałem zapoznany ze strategią klubu. Zarząd wymaga ode mnie atrakcyjnego futbolu, a w tym sezonie mamy zająć miejsce w górnej połowie tabeli i spróbować coś osiągnąć w rozgrywkach pucharowych. Ponadto zarząd planuje budowę nowego stadionu, a w następnym sezonie mamy powalczyć o TOP6. Moim zdaniem stać nas na to już w tym sezonie, choć rzecz jasna będziemy potrzebowali nieco szczęścia i gorszej formy faworytów.

 

Po odbębnieniu formalności, czas przyjrzeć się składowi. Największe zastrzeżenia mam do formacji defensywnej. Boki obrony są nie wydają się najgorsze, ale część centralna bloku defensywnego pozostawia wiele do życzenia. Środkowych obrońców mamy w zasadzie dwóch (Keane i Mina), ale szczerze nie mam do nich zaufania, a w przypadku kontuzji któregoś będziemy mieli poważny problem. Chociaż muszę przyznać, że opieranie bloku defensywy na Yerrym Minie nie napawa mnie optymizmem. No i jeszcze mamy pozycję defensywnego pomocnika, na której tak naprawdę mamy jedną wielką dziurę. A że jest to kluczowa, moim zdaniem, pozycja, to tę pozycję jako pierwszą będę chciał wzmocnić. Czy odbędzie się to w styczniu czy w następnym sezonie jeszcze nie wiem. Zobaczymy co przyniesie los. Dobra wiadomość jest taka, że nie muszę się zbytnio przejmować na tym etapie ofensywą - mamy tam kilku naprawdę ciekawych zawodników i zdecydowanie nie jest to priorytet w kwestii wzmocnień. Mamy też kilku wszechstronnych graczy, więc pula wyboru jest naprawdę duża.

 

AnUrDYI.png

Odnośnik do komentarza

Sezon rozpoczęliśmy na naszym stadionie, stosunkowo łatwym spotkaniem – mierzyliśmy się z Aston Villą. Szansę tę wykorzystaliśmy, choć nie był to najłatwiejszy pojedynek. Na końcowe rozstrzygnięcie musieliśmy czekać aż do końcówki spotkania, ale koniec końców udało nam się zdobyć trzy punkty – wynik 3:1. Potem jechaliśmy do Norwich, gdzie czekało na nas bardzo trudne, jak się okazało, wyzwanie. Pokazaliśmy masę charakteru i mecz powinniśmy wygrać, no ale w 7. z 5 doliczonych minut straciliśmy bramkę na 3:3… Cóż, życie. Potem przyszło pierwsze prawdziwe wyzwanie – na Goodison Park przyjechał Tottenham. Wydaje mi się, że byliśmy nieco lepsi, ale brakowało nam skuteczności. Ostatecznie jeden błąd kosztował nas stratę bramki i 3 punktów – 1:1. Przed meczem brałbym w ciemno, po meczu został niedosyt. Przed kolejnym meczem ligowym musieliśmy zagrać puchar ligi z Wallsall. Juniorzy i gracze z brakami kondycyjnymi dali radę i przeszliśmy do kolejnej rundy. Przed przerwą reprezentacyjną jechaliśmy na trudny teren – do Leicester. Pogoda nie dopisała i chyba odbiło się to na postawie zawodników, bo nie był to najbardziej porywający mecz. Drużyny lepszej nie było, a gorszą ciężko było wyróżnić. Dopiero w końcówce spotkania obie ekipy przypomniały sobie, że może warto pograć w piłkę i mimo wszystko mieliśmy emocjonującą końcówkę meczu. Nam chyba zależało bardziej, co potwierdziliśmy zdobywając bramkę najpierw na 1:0, a potem, w samej końcówce, na 2:1.

 

Tak więc po 4 kolejkach mamy 8 punktów. Zagraliśmy również dwa wymagające spotkania i na daną chwilę wyglądamy całkiem nieźle.

 

GeOqFMe.png

 

Odnośnik do komentarza

Nowy miesiąc rozpoczęliśmy od kolejnego trudnego starcia – tym razem na Goodison przyjechała Chelsea, a kibice obejrzeli kawał dobrego futbolu z obu stron. Zaczęliśmy nieporadnie, bo już w 2. minucie Chelsea wyszła na prowadzenie. Szybko się jednak pozbieraliśmy i po 30 minutach gry prowadziliśmy już 3:1. Podcięło to skrzydła gościom, bo od momentu strzelenia 3 bramki spotkanie znacząco się uspokoiło. Trochę nadziei w serca kibiców Chelsea wlał Abraham strzelając bramkę na 3:2 w 90. minucie, ale i na tę bramkę szybko odpowiedzieliśmy. Wynik końcowy 4:2. W kolejnej kolejce to my jechaliśmy do Londynu, aby zmierzyć się z West Hamem. Nie był to nasz wieczór i w zasadzie przez 80 minut graliśmy beznadziejnie. 10 minut mieliśmy za to fantastyczne i… odrobiliśmy w nich dwubramkową stratę. West Ham na pewno może sobie pluć w brodę, bo wypuścili zwycięstwo z rąk. Zemścić się mogli bardzo szybko, bo już 3 dni później ponownie graliśmy na London Stadium – tym razem puchar ligi. No i niestety, rezerwy nie poradziły sobie najlepiej i odpadamy z pucharu, przegrywając 0:3. Na zakończenie miesiąca pojechaliśmy na Etihad i krótko mówiąc, niespodzianki nie było. City to już inna półka i zasłużenie przegraliśmy 1:3. Niemniej jednak, 4 punkty zdobyte w tym miesiącu to bardzo dobry wynik.

 

sDghlm4.png

Odnośnik do komentarza

4-1-2-3

 

Dwa kolejne miesiące były bardzo ważne i miały określić, o co tak naprawdę będziemy w stanie powalczyć w tym sezonie. I wygląda na to, że czeka nas kolejne rozczarowanie i sezon w środku tabeli. Październik rozpoczęliśmy od porażki na naszym stadionie z Wolves. Był to mecz, w którym zagraliśmy naprawdę słabo, ale jak się okazało niedługo potem, potrafiliśmy grać gorzej. Zaprezentowaliśmy to już w następnej kolejce, kiedy na Goodison przyjechał Arsenal. Kanonierom idzie w tym sezonie nieźle i nie byliśmy nawet w stanie nawiązać walki. 0:2. Potem nasza forma się odwróciła – wygraliśmy dwa mecze z rzędu. Najpierw totalnie zmietliśmy Crystal Palace i to na wyjeździe! Nie wiem jakim cudem wygraliśmy ten mecz tylko 2:0. Bardzo dobrze rozpoczęliśmy listopad, bo od pogromu Brighton – 4:0 na Goodison. Potem mieliśmy przerwę na reprezentację i… pojawił się kryzys w postaci licznych kontuzji. Pierwszy mecz po przerwie graliśmy z Bournemouth i przegraliśmy go 0:1. Wynik niezasłużony, a jedyną bramkę gospodarze strzelili po błędzie Holgate’a, który zbyt lekko podawał do Pickforda. Shit happens. A potem jak gdyby nigdy nic rozbiliśmy na Goodison spisujący się całkiem nieźle Manchester United. Można by pomyśleć, że był to zalążek zwrotu formy i wreszcie wejdziemy na odpowiedni pułap – nie, w następnej kolejce porażka z Burnley. Pechowa, to fakt, ale jednak porażka.

 

Następnie czekały mnie moje pierwsze derby i to rozgrywane u siebie. Presja była więc duża, ale zagraliśmy bardzo dobrze… aż do 75 minuty. Mecz rozpoczął się od trafienia Firmino, a potem był bardzo otwarty i obie drużyny mogły strzelić po kilka bramek już przed przerwą. Brakowało jednak skuteczności. W drugiej połowie przycisnęliśmy mocniej i wreszcie udało nam się pokonać Alissona – Richarlison popisał się świetnym indywidualnym rajdem, okiwał Fabinho jak juniora i zapakował piłkę do siatki. Przez chwilę pomyślałem nawet, że możemy powalczyć o pełną pulę, bo po zamianie stron wyglądaliśmy wyśmienicie. Nie trwało to długo, bowiem już 4 minuty później nasz bohater, Richarlison, pomylił piłkę nożna z karate i wyleciał z boiska. My mecz ostatecznie przegraliśmy, a Brazylijczyk otrzymał karę 3 meczów zawieszenia. Pięknie, tylko tego nam brakowało, zważywszy na pokaźną liczbę kontuzji.

 

jPPFVu3.png

Odnośnik do komentarza

Końcówka roku miała być prosta i przyjemna, gdyż graliśmy z ogonem tabeli. Jednak w Evertonie coś takiego jak „łatwy i przyjemny mecz” nie istnieje, co pokazaliśmy na boisku 19. Watford, przegrywając 3. mecz z rzędu 1:2. Potem było lepiej, ale wciąż dużo brakowało do „łatwych i przyjemnych” zwycięstw. Gra defensywna jest zdecydowanie naszą bolączką, a wpuszczenie 9 bramek grając z Watford, Sheffield, Newcastle, Southampton i Aston Villą czymś horrendalnym. Pomimo dziur w defensywie, punktowo wypadliśmy nieźle. Sheffield pokonaliśmy w Liverpoolu 4:2, Newcastle i Villę na wyjeździe odpowiednio 3:2 i 2:1. Niestety nie udało się zdobyć żadnych punktów w starciu z Southampton, ale Święci grają w tym sezonie bardzo dobrze. Styczeń rozpoczęliśmy od potyczki pucharowej z Exeter, którą wygraliśmy 2:0, mimo iż graliśmy drugim składem.

 

Przed kolejnym meczem ligowym doszło w składzie do pierwszych roszad – pożegnaliśmy Morgana Schneiderlina, który przeszedł do Leicester za 16 mln €. Jego miejsce zajmie Tomas Soucek, za którego zapłaciliśmy Slavii Praga 15 mln €. Nowy nabytek musiał z marszu wskoczyć do wyjściowej jedenastki i zadomowił się tam bardzo dobrze, bo w 3 kolejnych spotkaniach był postacią wyróżniającą się. W pierwszym z tych spotkań niestety nie udało się wygrać, choć było ono, teoretycznie, najłatwiejsze z nich – podejmowaliśmy na naszym obiekcie Norwich. Powiedzieć, że zagraliśmy słabo, to jakby nie mówić nic. Strzeliliśmy szybko bramkę i od tego momentu piłkarze całkiem odpuścili i do końca spotkania grało już tylko Norwich. Ostatecznie zakończyło się podziałem punktów. A potem nastąpiła całkowita odmiana Evertonu. Najpierw jechaliśmy do Londynu, aby zagrać z Tottenhamem i… rozgnietliśmy ich 4:1! 3 bramki strzelili zawodnicy, dla których był to wyjątkowy mecz – wychowankowie Arsenalu. Dwie bramki zdobył Theo Walcott, który w drugiej połowie imponuje naprawdę dobrą formą, a jedną Iwobi. Ostatnie trafienie należało do naszego nowego nabytku, Tomasa Souceka. Potem graliśmy z Leicester na naszym stadionie. Był to teatr jednego aktora – Alex Iwobi popisał się nie jednym, nie dwoma, nawet nie trzema, a czterema trafieniami! Everton Leicester 4:0.

 

23 kolejki za nami i póki co nie wyglądamy najgorzej. Brakuje nam sporo do ideału, fakt, ale wciąż trzymamy kontakt z górą tabeli, a ostatnie wyniki mogą napawać optymizmem. Póki co jednak 8 miejsce.

 

JJLFqAM.png

Odnośnik do komentarza

Przed kolejnym spotkaniem sprowadziłem do drużyny drugiego nowego zawodnika. Jest nim środkowy obrońca Sebastian Coates. Jest to były gracz Liverpoolu, więc kibice mogą nie patrzeć na ten transfer przychylnym okiem, ja uznałem jednak, że potrzebujemy dodatkowego środkowego obrońcy, a Coates to gracz doświadczony i z odpowiednimi umiejętnościami. Zapłaciłem za niego 26 mln €. Trochę dużo, ale cóż.

 

Jeszcze bez Coatesa w składzie jechaliśmy na Stamford Bridge. W dwóch poprzednich spotkaniach graliśmy fantastycznie, więc nasz beznadziejny występ w tym spotkaniu trochę mnie zaskoczył. Potem szansę dostali zmiennicy, bo graliśmy mecz pucharowy z Millwall. Wygrać się nie udało, przegrać też nie, więc musieliśmy zadowolić się powtórką, którą kilkanaście dni później już udało się wygrać. W międzyczasie wydarzyły się dwie rzeczy – zamknęło się okienko transferowe w Anglii oraz rozbiliśmy West Ham 4:0.

 

pkoO5zE.png

Odnośnik do komentarza

Po dobrych występach w styczniu wydawało się, że możemy już w tym sezonie powalczyć o awans do Ligi Europy. Świetnie zagraliśmy też w kolejnym spotkaniu, kiedy na Goodison przyjechał Manchester City. Wygrać się co prawda nie udało, ale punkt został w Liverpoolu, a wyrównana walka z tak silną drużyną jak The Citizens pozwalała naprawdę uwierzyć w odmianę drużyny. Tylko że potem było już tylko gorzej, a w pewnych momentach naprawdę nie rozumiałem co wpływa na naszą dyspozycję. Jakby o formie Evertonu w danym spotkaniu decydował los monetą. Po kilku naprawdę dobrych spotkaniach przyszły dwie porażki - najpierw 0:1 w Wolverhampton, a potem 0:4 z Arsenalem. Kanonierzy byli po prostu o dwie klasy lepsi, a meczu z Wolves nie jestem w stanie wytłumaczyć. Owszem, Wilki były bardzo silne w tym sezonie, co potwierdziły kończąc na 6. miejscu w tabeli, ale tego wieczora nawet nie próbowaliśmy nawiązać walki. Przeszliśmy kompletnie koło spotkania. I żeby było ciekawiej, trzy dni po laniu od Arsenalu pojechaliśmy na Etihad rozegrać 5. rundę Pucharu Anglii i… wygraliśmy 2:0. I to zasłużenie! W kolejnych 4 spotkaniach graliśmy z takimi potęgami jak Crystal Palace, Brighton, Bournemouth czy Norwich i wygraliśmy tylko z tym ostatnim zespołem. Przy czym nie zawsze graliśmy źle! Crystal Palace strzeliło nam w 94. minucie po tym jak Digne stracił piłkę dryblując przed własnym polem karnym, a Coates nie trafił w piłkę główką. Grossowi w meczu z Brighton asystował Pickford, który wypuścił piłkę z rąk po niegroźnej wrzutce. Z Bournemouth zagraliśmy po prostu słabo. Wygraliśmy tylko z Norwich, ale był to mecz pucharowy. I mało brakowało, a potrzebne były by rzuty karne! Walcott uratował nas w 91. minucie. Graliśmy w tym meczu w naprawdę dobrym składzie, w dodatku u siebie, więc powinniśmy wygrać pewniej.

 

Nasza forma ligowa wołała o pomstę do nieba, a porażka 1:4 na Old Trafford była już 7. ligowym meczem bez zwycięstwa! Uratować sezon mogliśmy już tylko w FA Cup, ale i tam się nie popisaliśmy. Łatwo jednak nie mieliśmy, bo w półfinale mierzyliśmy się z Chelsea, a więc 4. siłą Premier League. Do szczęścia wiele nam nie brakowało, ale ostatecznie przegraliśmy 0:1 i na tym możemy zakończyć ten sezon.

 

4HXWqjZ.png

 

Odnośnik do komentarza

Mój pierwszy sezon w Evertonie był zatem daleki od ideału. Co prawda zarząd nie narzekał, bo w końcu chcieli tylko miejsca w górnej połowie tabeli. Czy za takie można uznać miejsce 10., na którym skończyliśmy sezon? Według zarządu najwidoczniej tak, bo pozostawili mnie w roli trenera The Toffees na kolejny rok bez słowa dezaprobaty. Dla mnie jednak ten sezon to bardzo duże rozczarowanie.

 

Personalnie mogę wyróżnić tylko trzech zawodników, są to Andre Gomes, Alex Iwobi i... Theo Walcott. Andre pokazał, że może być siłą napędową drużyny i nie jest to ten sam zawodnik, co w Barcelonie. Zdecydowanie najlepszym zawodnikiem w tym sezonie był Alex Iwobi, strzelił on 15 bramek i do tego dorzucił jeszcze 6 asyst. Theo zaskoczył mnie mocno, bo nic się po nim nie spodziewałem, a tymczasem w drugiej połowie sezonu błyszczał formą. Reszta zawodników nie grała jakoś specjalnie źle, ale na pewno nie pokazali pełni swoich umiejętności. Rozczarował mnie na pewno Bernard, który nie dał drużynie w zasadzie nic, chociaż umiejętności na pewno posiada. Pozytywny aspekt to na pewno transfery, zarówno Coates jak i Soucek bardzo dobrze wprowadzili się do drużyny. Zwłaszcza dla Czecha był to udany ruch transferowy, bo grał praktycznie w każdym meczu.

Odnośnik do komentarza

No zobaczymy :D

 

Nowy sezon przyniósł roszady w składzie. Było ich trochę więcej, niż zakładałem, ale uważam, że na letnich zmianach składu wyszliśmy całkiem udanie.

 

Przede wszystkim duże czyszczenie kadry – zarówno sprzedaż zawodników, jak i koniec kontraktów. Warto wyróżnić dwa transfery – Dominic Calvert-Lewin przeszedł do West Hamu za 35 mln euro, a Michael Keane do Wolves za 47,5 mln euro. Żadnego z tych zawodników sprzedawać nie planowałem, ale kwoty za nich oferowane były zbyt wysokie, abym mógł odrzucić te oferty. Łącznie na transferach zarobiliśmy 113 mln euro!

 

Wydaliśmy tylko niewiele więcej, bo było to 126 mln euro, a więc netto wyszło nam tylko 13 mln na minusie. Kogo kupiliśmy? W pierwszej kolejności prawego obrońcę Celty Vigo – Hugo Mallo. Za tego zawodnika zapłaciliśmy 30 mln euro. Potem potrzebowaliśmy kogoś na lewą obronę, gdyż Baines pożegnał się z klubem. Wybór padł na Grega Taylora, którego sprowadziliśmy za zaledwie 12 mln euro! Nie mieliśmy też zapasowego bramkarza, więc za darmo zakontraktowaliśmy Claudio Ramosa. Chciałem też wreszcie porządnie wzmocnić środek obrony, ale wszystkie najciekawsze opcje na tę pozycję okazały się być dla nas niedostępne – albo pensja z kosmosu, albo brak zainteresowania grą dla naszego klubu. Ostatecznie musiałem słono przepłacić i za 64 mln euro dołączył do nas Unai Nunez. Ostatni nowy zawodnik to Neal Maupay, a do Brighton trafiło 20 mln euro.

 

Tak więc skład na pewno nie jest gorszy. Wydaje mi się, że jest lepszy. Ale czy to wystarczy na coś więcej, to się dopiero okaże.

Odnośnik do komentarza

Początek nowego sezonu był dokładnie taki sam jak poprzedni sezon – losowy. Rozpoczęliśmy dobrze, bo pokonaliśmy beniaminka z Fulham 3:0 na Goodison. A potem było gorzej, choć i kalendarz nas nie rozpieszczał. W drugiej kolejce jechaliśmy do Londynu na mecz z Tottenhamem, który przegraliśmy 0:1. W tym samym mieście przegraliśmy też 6 dni później – tym razem z West Hamem. Powrót do Liverpoolu też nie był udany – 1:2 z Leicester. Jedynym pocieszeniem w sierpniu był fakt, że przeszliśmy do kolejnej rundy Carabao Cup.

 

A potem przyszedł wrzesień i całkiem odmieniony Everton. W miesiącu tym graliśmy bardzo, bardzo dobrze. Najpierw wygraliśmy trudny mecz wyjazdowy, pokonując Wolves 2:0. Następnie na Goodison przyjechała Chelsea, z którą, o dziwo, poradziliśmy sobie bez większych problemów. Przed Derbami Merseyside walczyliśmy o awans do kolejnej rundy Pucharu Ligi. Tym razem graliśmy u siebie, a rywalem był Southampton. Świętych po nudnym spotkaniu pokonaliśmy 1:0.

 

I wreszcie przyszła pora na mecz z Liverpoolem na Anfield. Zagraliśmy wyśmienicie, co powoli staje się normą – z The Reds graliśmy po raz 3 i za każdym razem wyglądaliśmy bardzo dobrze. I tak jak w każdym z tych spotkań – zabrakło nam szczęścia. Tym razem w pełni zasłużyliśmy na zwycięstwo i do 92. minuty prowadziliśmy. Chyba za szybko uwierzyliśmy, że wreszcie uda się pokonać rywali zza miedzy. No nic, remis na Anfield to i tak bardzo dobry wynik!

 

HqEnXjU.png

 

Odnośnik do komentarza

Październik był dziwny. Rozpoczęliśmy go wyśmienicie – demolując Huddersfield na Goodison aż 6:1! Potem mieliśmy przerwę na mecze reprezentacji, z której wróciliśmy w słabej formie, ale też i następny mecz nie należał do najłatwiejszych. Jechaliśmy w końcu na Old Trafford. I choć Manchester United ostatnio nie powala, to w październiku porządnie zaszli nam za skórę. Najpierw w lidze, kiedy to pokonali nas 3:0, choć to i tak był dla nas szczęśliwy wynik. 11 dni później znowu jechaliśmy na obiekt Czerwonych Diabłów, tym razem w ramach EFL Cup. I tamtego wieczora szczęścia już nie mieliśmy – po beznadziejnym występie przegraliśmy 0:6. Zaskoczyła mnie tak słaba gra mojej drużyny, bo wcale nie graliśmy w złym składzie! Owszem, gracze pierwszego wyboru w tym meczu nie zagrali, ale 11 która dostała szansę i tak powinna nawiązać walkę. Co ciekawe, pomiędzy spotkaniami z United graliśmy z Watfordem, który… pokonaliśmy 4:1. 6:0 od United chyba wpłynęło trochę na naszą pewność siebie, bo w kolejnym spotkaniu zagraliśmy równie słabo i tym razem musieliśmy uznać wyższość Norwich, które zapakowało nam aż 4 bramki. Bez odpowiedzi.

 

Na szczęście był to chwilowy brak formy i przez następne 2 miesiące graliśmy znów bardzo, bardzo dobrze. Mieliśmy też korzystniejszy kalendarz, bo tak naprawdę do końca roku zagraliśmy już tylko 3 trudne spotkania. A 2 z nich udało nam się wygrać! Najpierw sprawiliśmy ogromną sensację, pokonując Manchester City na Etihad 1:0! Świetny był to mecz w naszym wykonaniu i wcale nie była to szczęśliwa wygrana. Co więcej, wybiegnę nieco w przyszłość, jesteśmy jedyną angielską drużyną, która pokonała City na Etihad w ciągu trzech sezonów (2019/20, 2020/21 oraz 2021/22)!

 

Rok kończyliśmy dwumeczem z Arsenalem. Pierwszy mecz rozgrywany był w Londynie i stamtąd nie udało nam się przywieźć ani punktu. Mecz był wyśmienity dla neutralnych kibiców. Kanonierzy dwukrotnie obejmowali prowadzenie, a my dwukrotnie potrafiliśmy odpowiedzieć. Dopiero 3 trafienie okazało się być wystarczające – Ozil w 87. minucie dał im 3 punkty. W tym spotkaniu odpowiedzieć już nie zdołaliśmy, ale 4 dni później Arsenal przyjeżdżał na nasz teren i tu już historia była zgoła inna. Nie był to tak porywający mecz jak poprzedni, ale bramek nie zabrakło, a końcówka przyprawiła nie jednego kibica o przyśpieszone bicie serca. Mecz otworzył Richarlison trafiając w 70. minucie, a na odpowiedź gości przyszło nam poczekać do minuty 83. Zespół jednak nie załamał się stratą bramki, a 3 minuty później znowu prowadziliśmy i tak już zostało do końca spotkania.

 

JHZK37Z.png

Odnośnik do komentarza

W styczniu zmian w składzie nie było żadnych, więc można uznać, że okienko dla nas nie istniało. Istnieć przestała też nasza dobra forma, a styczeń był początkiem gorszego okresu dla Evertonu. Rok rozpoczęliśmy od wyjazdowego remisu z Huddersfield w FA Cup. Nie był to zły wynik, bo skład był daleki od optymalnego, ale wolałbym nie powtarzać tego spotkania. Zwłaszcza, że i tak nie udało nam się go wygrać, bo w powtórce na Goodison zagrał skład bardzo okrojony. Niestety ilość spotkań w styczniu nie pozwala na wystawianie mocnego składu do powtórki 3. rundy FA Cup. W ogóle styczeń był jedną wielką powtórką – graliśmy wtedy 7 spotkań, z czego aż 5 z tymi samymi drużynami! (3x Huddersfield, 2x Stoke). Punktów zdobyliśmy 6 na 15 możliwych, co jest bardzo słabym wynikiem, bo graliśmy tylko jeden ciężki mecz. Pokonaliśmy Stoke na Goodison i Huddersfield na wyjeździe, z kolei porażki ponieśliśmy w Stoke i w Watfordzie.

 

Graliśmy w tym miesiącu też z Liverpoolem i po raz kolejny zagraliśmy bardzo dobrze. Tylko że znowu nic nam po tym i przegrywamy. Tym razem 2:4, a 3 bramki w tym spotkaniu zdobył… Virgil van Dijk. Liverpool nic wielkiego nie pokazał, ale 3 stałe fragmenty zapewniły im kolejne zwycięstwo w Derbach.

 

Reszta sezonu do złudzenia przypominała końcówkę ubiegłorocznej kampanii. Luty rozpoczęliśmy od pokonania Tottenhamu 3:1 i to był w zasadzie ostatni mecz, o którym warto wspomnieć.

 

Punktów wystarczyło nam na 8. miejsce w tabeli. Jest więc lepiej niż rok temu, ale wciąż trudno mówić o udanym sezonie. Ze składu wyróżnić mogę tylko Gomesa i Keana. Portugalczyk kolejny sezon z rzędu jest naszym najlepszym zawodnikiem i na daną chwilę nie wyobrażam sobie naszego składu bez niego. Kean był naszym najlepszym strzelcem, choć nie mogę powiedzieć, aby zdobycie 14 bramek było jakimś specjalnie wybitnym osiągnięciem. Pokazuje to jednak, że ten młody Włoch ma spory potencjał i wiele może nam dać w najbliższych latach.

 

Me8BqRt.png

Odnośnik do komentarza

Troszkę ;)

 

Przed kolejnym oknem transferowym odbyłem rozmowę z zarządem, który nie był zadowolony z braku awansu do Ligi Europy. Ja też nie byłem i szczerze powiedziawszy, nie miałbym nikomu za złe, gdybym został zwolniony. Byłaby to swego rodzaju ulga, bo już dawno prowadzenie żadnego zespołu nie było tak irytujące. Za każdym razem, gdy pojawiała się nadzieja, jakaś dobra seria, to bez żadnego ostrzeżenia ani logicznego wytłumaczenia forma potrafiła się zmienić o 180 stopni i wyglądaliśmy bardziej jak zespół broniący się przed spadkiem. Koniec końców zarząd postanowił zostawić mnie na stanowisku, więc walczymy kolejny rok.

 

Uznałem, że potrzebujemy stanowczej odmiany i dużego zastrzyku świeżej krwi, a kilku zawodników wyczerpało mój limit cierpliwości. Najpierw pożegnaliśmy Theo Walcotta, który już zdecydowanie najlepsze lata miał za sobą. Anglik po wygaśnięciu kontraktu przeszedł do Chaves. Pierwszym sprzedanym zawodnikiem był Mason Holgate. Nie rozwinął się on w żadnym stopniu przez dwa lata, a w minionym sezonie zagrał w tylko jednym ligowym spotkaniu. I to wchodząc z ławki. Wziąłem więc 8 mln z pocałowaniem ręki, a Holgate trafił do Sheffield United. Kolejny zawodnik mocno mnie rozczarował. Bernard, bo o nim mowa, przez dwa lata nie pokazał nic, co uzasadniałoby jego wysoką pensję. 18 mln zasiliło nasze konto, a Brazylijczyk trafił do Newcastle. Z kolejnym zawodnikiem nie planowałem się rozstawać, ale chciał on odejść, a mi nie zależało na zatrzymywaniu go na siłę w drużynie. Mowa o Seamusie Colemanie, który stwierdził, że potrzebuje nowych wyzwań. Może znajdzie je w Leicester, które zapłaciło nam za jego usługi 6,75 mln €. Jego śladem powędrował Gylfi Sigurdsson, a z Leicester przyszedł kolejny przelew. Tym razem na kwotę 14,75 mln €. Jean-Philippe Gbamin nie był złym zawodnikiem, ale potrzebowałem zdecydowanie pewniejszego defensywnego pomocnika. Musiałem więc sprzedać albo jego, albo Soucka. Iworyjczyk zarabiał więcej, więc ostatecznie to on musiał szukać nowego klubu. Zgłosił się Bayer Leverkusen z 15 mln. Kolejne dwa transfery to spory sukces, biorąc pod uwagę pensję, jakie inkasowali ci dwaj zawodnicy i ich całkowity brak jakiejkolwiek przydatności dla zespołu. Najpierw pozbyliśmy się Delpha, który przeszedł do Portugalskiego Famalicao za 9 mln €. Drugi to Sandro, z którym DDS po cichu przedłużył kontrakt, oferując mu ponad 500 tys. € miesięcznie! Za siedzenie w rezerwach! Na szczęście znalazł się ktoś na tyle głupi, żeby zapłacić nam za niego 20,5 mln € - był to Eintracht. Pod koniec lipca stało się coś, na co liczyłem już od jakiegoś czasu. Pojawił się ktoś chętny kupić Yerrego Minę! Kolumbijczyk nigdy jakoś źle nie grał, ale nie był to też filar defensywy. Dodatkowo zarabiał prawie 700 tys. miesięcznie, więc decyzja była bardzo prosta, a 42,5 mln € od chińskiego Dalian Yifang więcej niż wystarczające.

 

Pora na wzmocnienia. Najpierw defensywna pomoc i Arijan Ademi. Nie jest to transfer „na lata”, ale to bardzo porządny zawodnik, który powinien dać nam trochę spokoju z tyłu w nadchodzącym sezonie. Nie miałem też za bardzo innych ciekawych propozycji na tę pozycję, więc póki co załataliśmy tę dziurę dość budżetowo, bo to wzmocnienie kosztowało nas tylko 13 mln €. Konieczne było też wzmocnienie kreatywnej części środka pola i tutaj mamy dwóch nowych zawodników – Stefano Sensiego i Marcosa Antonio za odpowiednio 40 i 22,5 mln €. Dwóch kolejnych zawodników to rezerwowi na skrzydła: Peter Olayinka za 6,75 mln € ze Slavii Praga oraz Andreas Skov Olsen z Bologny za 10 mln. Za pieniądze za Minę sprowadziłem Armando Izzo. Włoch spędził 1,5 sezonu w Manchesterze City, gdzie był rezerwowym. Sprawdził się tam nieźle, ale rola rezerwowego chyba nie była dla niego wystarczająca i za 35,5 mln € zmienił klub na Everton. Ponadto za darmo dołączył do nas Bastos.

Odnośnik do komentarza

Początek sezonu był słaby. Wyjazdowa porażka z West Hamem czy 3:4 u siebie z Arsenalem nie zwiastowały niczego dobrego i nawet zacząłem się zastanawiać czy jest kontynuować. Dałem sobie czas do drugiej przerwy reprezentacyjnej, a więc do początku października. Drużyna jakby wyczuła o co chodzi albo po prostu nowi zawodnicy zgrali się z resztą, bo po tych dwóch spotkaniach wyglądaliśmy już lepiej. Pomógł też nieco kalendarz, bo okazji do zdobywania punktów było dużo. W 6 kolejnych meczach zdobyliśmy 11 punktów, a że graliśmy zarówno z City jak i Liverpoolem, to nie jest to zły wynik. Po raz kolejny udało nam się postraszyć City i urwać im punkty, tym razem 1:1 na Goodison. Tradycji za to stało się za dość i kolejny raz przegrywamy z Liverpoolem, również na naszym stadionie. Poza tym 3 pewne wygrane z Watfordem, Fulham i Wolves. Nie udało się pokonać Bournemouth, ale nie jest to drużyna, z którą nam się łatwo gra, więc wyjazdowy remis jest przyzwoitym rezultatem.

 

477gqRy.png

Odnośnik do komentarza

Po przerwie reprezentacyjnej wróciliśmy w mocnej dyspozycji i na Carrow Road pokonaliśmy Norwich aż 5:0. Rewanż za zeszłoroczne upokorzenie zatem się udał. Pokonaliśmy też broniące się przed spadkiem Crystal Palace i awansowaliśmy do kolejnej rundy EFL Cup. Do idealnego miesiąca trochę nam jednak zabrakło, bo 30.10 przegraliśmy w Leicester 0:2. Kolejne dwa miesiące to bardzo podobnie jak rok temu, okres bardzo dobrej gry Evertonu – na 9 spotkań wygraliśmy aż 8! Listopad był krótkim i przyjemnym miesiącem, rozegraliśmy w nim dwa mecze z kandydatami do spadku i zgarnęliśmy w nich komplet punktów. Potem zaczęło się robić ciekawiej. Grudzień rozpoczęliśmy od starcia z United, z którym przegraliśmy 4 poprzednie spotkania. Nie oczekiwałem więc za wiele po tym spotkaniu, ale ku mojemu zdziwieniu zagraliśmy naprawdę dobrze, a Iwobi dał nam w 71. minucie 3 punkty! Potem mieliśmy dwa łatwiejsze spotkania i znowu starcie z United. Leeds i Brighton nie sprawiły nam żadnych kłopotów i dopisaliśmy zasłużone 6 punktów do naszego konta. Ćwierćfinał EFL Cup to już nie przelewki, więc zagraliśmy w nim naprawdę dobrym składem. Dwie bramki Keana zapewniły nam zwycięstwo nad Manchesterem United i awans do półfinału tych rozgrywek. Ponownie rok kończyliśmy dwumeczem z drużyną z północnego Londynu, tym razem był to Tottenham. Scenariusz bardzo podobny do starć z Kanonierami, na wyjeździe przegraliśmy, a rewanż na naszym boisku wygraliśmy po emocjonującej końcówce. Tym razem 3 punkty zapewnił nam Andre Gomes trafieniem w 92. minucie!

 

7woe9lB.png

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...