Skocz do zawartości

Przyjaciel Murawy


pawko

Rekomendowane odpowiedzi

Środa, 1 stycznia 2020

00:23

Prolog cz.1

 

Nowy rok, obok mnie do połowy pełna butelka szkockiego Whisky. W szklance jeszcze coś pobrzękuje, ale większość zawartości szkła wylądowało już w moim przełyku. I zaczynają się refleksje, przemyślenia, wyrzuty. Tak już u mnie bywa po alkoholu. Ale starałem się powstrzymywać emocje, bo obok mnie siedzi niespełna 12-letni siostrzeniec. Na maksa zajarany piłką, i te ciągłe pytania. Wujku a dlaczego poszedłeś do Meksyku a nie zostałeś w Europie, a dlaczego tak wcześnie skończyłeś karierę?

Mój wzrok znów kieruję na butelkę. Wtem przypominają się imprezy i Whisky, na którym się nie poprzestawało jak dziś, na jednej szklance - a następnego dnia trening, w pełnym słońcu, w słonecznej Hiszpanii. To był mój największy wróg podczas kariery piłkarskiej , zaraz po kontuzjach, którym alkohol z pewnością nie zapobiegał, a wręcz przeciwnie. Życie sporo mnie nauczyło, myślę, że zaliczyłem niemal wszystkie błędy jakie może zaliczyć zawodowy piłkarz - dlatego też kariera zakończyła się zaraz po trzydziestce. Czy to źle? Patrząc na zawód który teraz wykonuję - myślę, że nie. Mogę być mentorem młodych zawodników, wiem jak bardzo działają na nich pokusy nowoczesnego świata. Zegar dobijał pierwszą, a młody chce wiedzieć coraz więcej.

Wujku, dlaczego w tak młodym wieku odszedłeś z Wisły? Czemu tak mało grałeś w Niemczech? Dlaczego tak szybko odszedłeś z Olympiakosu, w którym miałeś świetną formę? Ile za Ciebie zapłacili jak przechodziłeś do Hiszpanii z Torino? Czy w Meksyku grają tak samo w piłkę jak u nas?

Nie chciałem odpowiadać na te pytania, może ze wstydu? Sam nie wiem czym kierowałem się w trakcie mojej kariery piłkarskiej. Ale rozpocząłem nową karierę, dlatego też podziękowałem za towarzystwo i poszedłem wypocząć, za około 9 godzin pierwszy trening noworoczny przy Traugutta.

 

Kilka godzin później zbudził mnie budzik. Pora wstać. Pierwsze co zrobiłem po wstaniu - telefon do Adama Chrzanowskiego. Obrońca, którego przed sezonem wypożyczyłem do Górnika Zabrza otrzymał wczoraj nagrodę najlepszego piłkarza roku Lotto Ekstraklasy. Pogratulowałem mu a chwilę później byłem już w drodze na nasze boisko treningowe przy ul. Traugutta. W trakcie drogi samochodem lubię dużo myśleć. Czasem gdy dużo myślę, przerasta mnie to jak dużo osiągnąłem w tak krótkim czasie w Lechii. To tu kończyłem piłkarską karierę a zacząłem trenerską, po niemal 6 latach. Ten czas spędziłem na szkoleniach, stażach w Hiszpanii. A później pierwsza praca w miejscu gdzie spędziłem dużą część mojej kariery - Cruz Azul. Od trenera grup juniorskich do asystenta trenera. Jednak szanujmy się, liga meksykańska to nie jest wymagający poziom. Tym większy szacunek należy się duetowi Mandziara - Biesiada, który odważnie postawił na faceta, który samodzielnie dotychczas prowadził jedynie juniorów i drużynę rezerw w Meksyku. Jednak w Gdańsku we mnie nie wierzono. Kibice oczywiście szanowali mnie za te kilka lat spędzonych w biało-zielonych barwach, jednak nie wierzyli, że człowiek bez doświadczenia jest w stanie poprowadzić ich klub do mistrzostwa, skoro wcześniej z tym zadaniem nie poradzili sobie tacy fachowcy jak Nowak, Stokowiec czy Probierz. A jednak, jesień zakończona na fotelu lidera z zaledwie jedną porażka na koncie rozbudził w Gdańsku nadzieje. Nie na marne.

Pierwszy sezon w Lechii zakończył się zdobyciem Mistrzostwa Polski. Ba, na koncie mieliśmy aż 95 punktów! 

 

Coś niesamowitego, na to w Gdańsku czekano od lat. Feta objęła całe miasto. Od starówki po plażę. Ja jednak wiedziałem, że na tym się nie zatrzymamy. Wspomnienia przerwał jednak komunikat z radia. 

"Inter Mediolan w coraz lepszej formie. W meczu na Giuseppe Meazza mediolańska ekipa pokonała Napoli 2:0. Inter się rozkręca a to może być zła wiadomość dla Lechii, która, przypomnijmy, zmierzy się z Interem w 1/16 Ligi Europy."

 

Do meczu z Interem co prawda zostały jeszcze 43 dni. Jednak to będzie niesamowite przeżycie zagrać przy pełnych trybunach jednego z najpiękniejszych stadionów na świecie. Droga na Giuseppe Meazza była jednak trochę kręta. Ale po kolei.

Jako Mistrz polski wylądowaliśmy w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Jednak już w pierwszej rundzie los nas nie rozpieścił dając nam za przeciwnika Mistrza Słowenii - NK Maribor. Po ciężkim boju ostatecznie wygraliśmy dwumecz 3:1 i przeszliśmy dalej, gdzie czekał Mistrz Chorwacji - Hajduk Split. Do dziś nocami mam koszmary związane z tym dwumeczem. Pierwszy mecz zagraliśmy w Chorwacji, gdzie spisaliśmy się rewelacyjnie wygrywając 2:1. Jednak totalnie zawaliliśmy rewanż i na Stadionie Energa po 90 minutach to Hajduk triumfował 2:1. Taki wynik oznaczał dogrywkę a w następstwie rzuty karne, które szczęśliwie zakończyły się dla nas zwycięstwem. Na szczęście, wraz z kolejnymi meczami zaczęliśmy się rozkręcać. I tak oto w efekcie w 3 rundzie rozgromiliśmy Bate Borysów 5:1 (!). Ostatnim przystankiem przed fazą grupową była drużyna FC Midtjylland. Ostatecznie wygraliśmy dwumecz 3:2 i tak oto zameldowaliśmy się w Grupie G gdzie naszymi rywalami mieli być, o zgrozo, Liverpool, Juventus oraz RB Salzburg.

 

CDN.

 

 

 

 

Dzięki za przeczytanie, zostaw po sobie ślad, zawsze to motywacja do dalszej twórczości! :)

 

 

  • Lubię! 2
Odnośnik do komentarza

Prolog cz.2

 

Sezon zakończony Mistrzostwem dawał nadzieję na pokazanie się na europejskiej arenie. Nie chodzi nawet o sam fakt zwycięstwa w lidze, ale o przewagę, jaką mieliśmy nad drugim miejscem. Mogę śmiało powiedzieć, że nie było konkurenta do tytułu. W przedbiegach odpadła Legia Warszawa, która jedyne co wygrała w minionym sezonie, to grupę spadkową. Ricardo Sa Pinto wyleciał z hukiem z Warszawy. Dariusz Mioduski był całkowicie załamany tym sezonem, dlatego też zrobił z pewnością najgłośniejszy transfer w okienku letnim. Ściągnął do Warszawy na posadę szkoleniowca Thierry'ego Henry. A wracając do układu tabeli, to za nami uplasowali się kolejno - Lech, Górnik Zabrze oraz Cracovia, żadna z tych drużyn jednak nie zbliżyła się do nas na różnicę mniejszą niż 20 punktów. Co ciekawe, z ligi poleciały duże marki - Śląsk Wrocław oraz Piast Gliwice. Ich miejsce w Ekstraklasie zajęli Termalica oraz Raków Częstochowa

Szczęściem w nieszczęściu dla nas było odpadnięcie bardzo wcześnie z rozgrywek Pucharu Polski - z Chrobrym Głogów (ostatecznie rozgrywki Pucharu Polski wygrał Górnik Zabrze). Dlaczego szczęście? Mogliśmy się skupić tylko i wyłącznie na lidze. Do tego ku zadowoleniu wszystkich raczej omijały nas kontuzje (wyjątkiem była 3-miesięczna absencja Flavio Paixao). Dlatego też w poprzednim sezonie wykrystalizowała się następująca jedenastka:

Kuciak - Fila, Nalepa, Augustyn, Mladenovic - Kubicki - Łukasik, Lipski - Haraslin, Michalak - Sobiech.

Z ławki dosyć często wspomagali nas Joao Nunes, Rafał Wolski czy Mateusz Żukowski. Ustawienie dosyć defensywne, z Kubickim jako defensywnym pomocnikiem, dwoma skrzydłowymi oraz odgrywającym, w tej roli genialnie spisał się Artur Sobiech który zdobył dla nas w lidze 16 goli. Przede wszystkim to na co kładłem szczególną uwagę to spokojne, długie budowanie akcji z bardzo dużą ilością podań i dośrodkowań z których korzystał genialnie grający głową Sobiech. W trakcie zimowego okienka obyło się bez większych ruchów IN oraz OUT. Wyjątkiem było odejście Kuby Araka do FC Union Berlin za kwotę 825 tys. euro. Super suma jak na zawodnika który jedyny przebłysk miał pod koniec rundy jesiennej. 

Inaczej sytuacja zaczęła wyglądać gdy zbliżało się letnie okienko transferowe. Wiedziałem, że kadrę mamy mocną, ale wąską. Nie byłoby szans rywalizować na trzech frontach bez wzmocnień. Na szczęście działacze nie szczędzili grosza, wiedząc, że planuje ostry zamach na Ligę Mistrzów.

Dlatego też drużynę wzmocnili Paweł Olkowski (1,2 mln euro z Boltonu), Paweł Bochniewicz (wolny transfer z Udinese Calcio), Żarko Udovicić (wolny transfer z Zagłębia Sosnowiec), Paweł Żuk (wolny transfer z Evertonu), Przemek Płacheta (95 tys. euro z Podbeskidza, Przemek to jednak melodia przyszłości dlatego wysłałem go od razu na wypożyczenie do Chrobrego). 

Do tego z wypożyczeń wrócili: Sławek Peszko (genialny sezon w Wiśle zakończony zdobyciem 15 bramek), Ariel Borysiuk (dosyć dobrze prezentował się na wypożyczeniu w Płocku, a ja potrzebowałem alternatywy dla Kubickiego, dlatego też ucieszyłem się z jego powrotu), Romario Balde (całkiem przyzwoity sezon na zapleczu Portugalskiej Ekstraklasy, chciałem go sprawdzić) oraz Rafał Kobryń. 

Jeśli chodzi o zawodników którzy odeszli, to obyło się na szczęście bez większych strat. Klub opuścili - Rafał Janicki (Lech zdecydował się go wykupić po uprzednim wypożyczeniu), Mateusz Lewandowski (odszedł za kilkadziesiąt tysięcy do GKS Katowice), Michał Mak (po skończeniu kontraktu przeniósł się do Niecieczy) oraz Steven Vitoria (na zasadzie wolnego transferu trafił do Pogoni Szczecin). Na wypożyczenia udali się natomiast przedstawiciele młodej ferajny - Egy MV (Bytovia), Chrzanowski (Górnik Zabrze), Sopoćko (Korona Kielce), Płacheta (Chrobry), Lizakowski (ŁKS Łódź), Dymerski (Stomil), Michałowski (Bytovia), Gryszkiewicz (Wisła Płock).

Swoją formą zainteresowanie przyciągnął Konrad Michalak, chciałem go jednak za wszelką cenę zatrzymać mając na uwadze walkę o Ligę Mistrzów. Dlatego też odrzuciłem ofertę z średniaka Ligi Rosyjskiej, co wzbudziło niezadowolenie u Konrada. Było pewne, że tu nie chodzi o kwestie sportowe, a o pieniądze. Próbowałem rozmawiać z chłopakiem, jednak ten się totalnie zbuntował. Mimo wszystko pozostał w klubie, swoje niezadowolenie okazywał jednak wszędzie gdzie się dało, nawet na boisku. Na szczęście drugą młodość zaczął przeżywać nasz kapitan - Flavio Paixao skutecznie zastępując Michalaka w pierwszym składzie. Flavio zdobył zarówno w eliminacjach do Ligi Mistrzów, jak i na krajowym podwórku mnóstwo bardzo ważnych bramek. Genialnie spisujący się Paixao poprowadził nas do fazy grupowej Ligi Mistrzów, gdzie jak już wcześniej wspominałem naszymi rywalami byli - Liverpool, Juventus oraz RB Salzburg.

Na inaugurację rozgrywek Champions League pojechaliśmy do Turynu. Wszyscy czuliśmy tremę na myśl spotkania się z takimi gwiazdami jak Cristiano Ronaldo, Paulo Dybala czy Leonardo Bonucci, w dodatku na ich stadionie. Nie miało znaczeniu tutaj nawet to, że Juventus miał za sobą kiepski sezon - w końcówce sezonu dał się frajersko wyprzedzić aż czterem(!) rywalom, ostatecznie kończąc bój w Serie A na 4. miejscu (mistrzem został Inter). Z posadą pożegnał się Massimiliano Allegri, jego miejsce na ławce trenerskiej zajął były gracz Juventusu - Zinedine Zidane, który genialnie przygotował swój zespół na mecz z nami. Dostaliśmy sromotną lekcję życia. 

 

Juventus 4:0 Lechia (Dybala 22' Bentacur 44', Pjanic 46', Ronaldo 60')

 

Kolejny mecz w elitarnych rozgrywkach zagraliśmy u siebie, a przeciwnikiem była drużyna która jak najbardziej znajdowała się w naszym zasięgu - RB Salzburg. Mecz był bardzo wyrównany, jednak udało się przechylić szalę zwycięstwa na naszą korzyść mimo fatalnego początku. 

 

Lechia 3:2 RB Salzburg (Paixao 14' 58' Bochniewicz 68' - Samassekou 1' Prevljak 70')

 

W trzeciej kolejce czekał na nas najtrudniejszy przeciwnik - FC Liverpool. Drużyna Jurgena Kloppa poprzedni sezon zakończyła zwycięstwem w Premier League. Nie było szans grać z The Reds w otwarte karty, bo by nas zmiażdżyli. Dlatego też zagraliśmy jeszcze bardziej defensywnie niż zwykle czekając na kontrę. Mecz wyglądał dokładnie tak jak przewidywaliśmy - Liverpool zdecydowanie dyktował tempo gry a jedyną bramkę zdobył ze stałego fragmentu gry. Szkoda, bo w defensywie spisywaliśmy się rewelacyjnie a brak koncentracji przy rzucie rożnym zostawił nas bez punktów w tym ciężkim spotkaniu. 

 

Lechia 0:1 Liverpool (Joe Gomez 11')

 

Kilka tygodni później jechaliśmy na rewanż z The Reds. Anfield wypełniony po brzegi kibicami którzy wiernie przez 90 minut śpiewają zrobił na nas ogromne wrażenie. To jedyna rzecz którą chciałem zapamiętać z tego wyjazdu na wyspy. Wynik jak i grę chętnie wymazałbym z pamięci. Mogło się skończyć dużo wyżej. 

 

Liverpool 4:0 Lechia (Mane 7' 31' Lallana 80' Firmino 89')

 

Przedostatnie spotkanie w fazie grupowej mieliśmy zagrać z Juventusem u siebie. Na szczęście między meczem z Liverpoolem a Juventusem było kilka tygodni przerwy które wykorzystaliśmy bardzo dobrze pokonując w lidze Koronę oraz Raków. Stadion Energa Gdańsk wypełniony po brzegi a my zmotywowani jak nigdy. Cały czas liczyliśmy się w walce o wyjście z grupy. Mecz był bardzo dobry w naszym wykonaniu. Tym razem nie cofnęliśmy się do defensywy, a napieraliśmy na zaskoczony Juventus. Widać było, że drużyna z Turynu po pierwszym naszym bezpośrednim spotkaniu nas nieco zlekceważyła. Na nasze nieszczęście, genialnie dysponowany tego dnia był Wojciech Szczęsny

 

Lechia 0:0 Juventus

 

Pożegnaliśmy się z marzeniami o wyjściu z grupy Champions League, ale nadal było o co walczyć. Przypomnijmy, że drużyna która zajmie trzecie miejsce w grupie automatycznie włącza się do walki w Lidze Europy. Zadanie nie było jednak proste bo o ten zaszczyt mieliśmy walczyć z RB Salzburg, w dodatku na ich stadionie. Mistrz Austrii na swojej murawie w tej edycji Ligi Mistrzów grał genialnie urywając punkty zarówno Liverpoolowi, jak i drużynie Juventusu. Kto by pomyślał, że kopnie nas zaszczyt przerwania tej pięknej serii. 

 

RB Salzburg 0:1 Lechia (Lipski 42')

 

Radość po meczu była niesamowita. Na bardzo trudnym terenie potrafiliśmy wygrać, gdzie nawet remis dawał nam trzecie miejsce. Nasza radość została stłumiona kilka tygodni później, kiedy wylosowano nam rywala w rundzie 1/16 Ligi Europy. Jak się okazało, Inter był rywalem który został nam przydzielony. Drużynie z Mediolanu nie poszło zbytnio w rozgrywkach Ligi Mistrzów, gdzie w grupie również zajęli trzecie miejsce. Ja jednak nie czułem, że jesteśmy na przegranej pozycji. Rywalizując na trzech frontach jesienią szliśmy jak burza. Wciąż nie odpadliśmy z rozgrywek Pucharu Polski (na wiosnę w ćwierćfinale zagramy z Ruchem Radzionków), natomiast po 19. kolejkach Lotto Ekstraklasy zajmujemy 2. miejsce mając tyle samo punktów co będący przed nami Lech Poznań. W lidze rozczarowuje Wisła Kraków zajmując przedostatnie miejsce w tabeli. Nie tego się wszyscy spodziewali, gdy kilka miesięcy temu padła informacja, że klub przejmuje Bogusław Leśnodorski. Trochę większy progres w stosunku do poprzedniego sezonu zaliczyła Legia Warszawa, ale nadal bez rewelacji. Drużyna Thierry'ego Henry zajmuje obecnie 6. miejsce w lidze. Ogromnym zaskoczeniem jest postawa Korony Kielce, która uzupełnia podium. Ku mojej uciesze pierwsze skrzypce gra tam Mateusz Sopoćko w duecie z wypożyczonym ze Śląska Krzysztofem Mączyńskim. 

 

Właśnie rozpoczynamy przygotowania do rundy wiosennej. Udamy się na zgrupowanie do ciepłej Turcji. Jednak nim tam wyjedziemy zagramy trzy sparingi. Z Olimpią Elbląg, Ajaxem Amsterdam oraz Bytovią Bytów. W Turcji czekać na nas będą trzy lokalne ekipy - Selcukspor, Konyaspor oraz Antalyaspor. Po powrocie do kraju ostatnim przetarciem przed inauguracją rundy wiosennej będzie pojedynek z Podbeskidziem Bielsko-Biała

 

CDN. 

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

#3 Tureckie przygody

 

11 stycznia 2020, pora na dobre rozpocząć przygotowania do rundy wiosennej a przede wszystkim - do meczu z Interem Mediolan. Na pierwsze przetarcie pojechaliśmy do oddalonego o 60 kilometrów od Gdańska Elbląga, gdzie zagraliśmy sparing z miejscową Olimpią.

 

11 stycznia

Olimpia Elbląg 0:1 Lechia (Sobiech 90')

 

Pierwszy sparing wygrany, ale po długich męczarniach. Elblążanie postawili sobie za cel obronę własnej bramki za wszelką cenę. Przez to właśnie sprokurowali dwa karne, których my nie potrafiliśmy wykorzystać! Najpierw pomylił się Rafał Wolski a później Mateusz Żukowski. Honor w samej końcówce uratował Artur Sobiech.

 

14 stycznia 2020

Lechia 1:1 Ajax (Lipski 35' - Gravenberch 51')

 

Świetny mecz w naszym wykonaniu. Mimo, że przeciwnikiem była drużyna pełna talentów (w ostatnich miesiącach za ogromne kwoty sprzedali de Jonga do Barcelony, de Ligta do United czy Onanę do Borussi Dortmund), to poradziliśmy sobie z nimi świetnie. Mieliśmy przewagę zarówno w posiadaniu piłki, jak i w sytuacjach bramkowych oraz strzałach. Kibice, którzy pojawili się na Stadionie Energa przy temperaturze 0 stopni mogli obejrzeć naprawdę świetnie widowisko. Szkoda, że nie potrafiliśmy przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę.

 

18 stycznia 2020

Bytovia 0:4 Lechia (Paixao 16', Peszko 45', Makowski 74', Bochniewicz 91')

 

Kolejny bardzo dobry mecz w naszym wykonaniu. Tym razem przeciwnik był dużo słabszy, ale potrafiliśmy wykorzystać sytuacje które sobie stworzyliśmy, w przeciwieństwie do meczu z Olimpią. 

 

Po tym sparingu udaliśmy się w podróż do Turcji, a konkretnie do Antalyi. Uwielbiam to uczucie, gdy wsiadam do samolotu w grubym płaszczu, a wysiąść mogę już w samym T-shircie. 

 

24 stycznia 2020

Lechia 3:0 Selcukspor (Paixao kar. 8', 61', Makowski 71')

 

Mecz bez historii. Pewne zwycięstwo w którym rywal nie miał nawet sytuacji bramkowej. 

Po meczu każdy dostał czas wolny. Ja spędziłem go na oglądaniu derbów Mediolanu, analizy przeciwnika ciąg dalszy. Analizę przerwał mi jednak telefon - od agenta.

 

Czarek (agent): Spakowałeś już walizki?

JA: Czarek, mówiłem Ci, że nie jestem pewny i wyda...

CZ: Co ty pierdolisz? Taka oferta może się już nie przytrafić!

JA: Posłuchaj mnie, zaangażowałem się w ten projekt w stu procentach albo i więcej. Nie zostawię Lechii w takim momencie. Mamy szansę osiągnąć coś, czego Polscy kibice jeszcze nie widzieli.

CZ: Chłopie, to jest La Liga. Przestań myśleć o innych, zacznij o sobie. Takiej oferty drugi raz możesz nie dostać. Wiesz, że życzę Ci jak najlepiej, ale odpadniesz z Interem, a później, nie daj Boże przegrasz mistrzostwo Polski i drugiej takiej szansy nie będzie.

JA: Nie mów hop, bo oficjalnie żadnej oferty nie ma, jest tylko zaproszenie na rozmowę.

CZ: Przecież rozmawiałem z prezesem! Rozmowa to tylko formalność! Dostaniesz ofertę, musisz tylko powiedzieć tak.

JA: Nie Czarek. To nie jest dobry moment. Chcę zostać w Gdańsku, omówimy temat za pół roku.

CZ: Nie wierzę w to, Paweł, naprawdę nie wierze. Szanuję Twoje zdanie, ale wiedz jedno, to nie jest dobra decyzja. 

 

Miałem totalny mętlik w głowie. Nie wiedziałem czy decyzja którą podjąłem była dobra. Męczyło mnie to przez kilka kolejnych nocy. Miałem okazję prowadzić klub z bardzo fajną historią, który swego czasu regularnie grywał na arenie europejskiej. Od pewnego czasu nie może jednak stanąć na nogi. Lokalizacja też piękna, wschodnia część Hiszpanii i do tego to urokliwie, bardzo małe miasteczko z którego wywodzi się klub. Ktoś zgadnie skąd dostałem ofertę? ? Mimo, że nie było łatwo, trzeba było się zresetować, przed nami kolejne sparingi.

 

27 stycznia 2020

Lechia 0:1 Konyaspor (Hurtado 65')

 

W tym meczu zagrało 22 zawodników Lechii, każdy po 45 minut. Trudno byłoby jednak choć jednego ocenić pozytywnie. Nie potrafiliśmy skleić ładnej akcji. W nasze szeregi po zwycięstwie nad Selcuksporem wdało się rozluźnienie i zbytnia pewność siebie, na co nie mogliśmy sobie pozwolić. 

 

Przed ostatnim meczem w Turcji z Antalyasporem udałem się do Mediolanu, na stadion Giuseppe Meazza, by na własne oczy zobaczyć naszego przyszłego przeciwnika. Inter mierzył się z Juventusem w ćwierćfinale Pucharu Włoch. Ostatecznie po rzutach karnych wygrała drużyna Wojtka Szczęsnego. Mecz trwał ponad 120 minut co dało mi szansę na zrobienie dużej ilości notatek. 

 

30 stycznia 2020

Lechia 2:0 Antalyaspor (Haraslin 70', Sobiech 78')

 

Najważniejszy sparing tego okresu przygotowawczego. W końcu zagraliśmy w pełnym skupieniu i koncentracji tym samym miażdżąc przeciwnika, mieliśmy zdecydowaną przewagę w posiadaniu piłki, strzałach oraz przede wszystkim - golach. Świetny mecz który napawał optymizmem.

 

Podczas przygotowań w miarę wyklarowała się podstawowa jedenastka, która prawdopodobnie wyjdzie na mecz z Interem Mediolan. Wyszła także podczas ostatniego sparingu w Turcji z Antalyasporem i dała sobie radę. Tak też się ona prezentuje:

Kuciak - Olkowski, Nunes, Bochniewicz, Mladenovic - Kubicki, Makowski, Lipski - Haraslin, Paixao - Sobiech.

W trakcie przygotowań kontuzję złapali Michał Nalepa oraz Daniel Łukasik, byli nieobecni na większości sparingów. Michał nie zdąży się wykurować na dwumecz z Mistrzem Włoch, natomiast sytuacja z Danielem jest niepewna... 

 

Po powrocie do Polski ostatecznie wyjaśniła się sytuacja z Konradem Michalakiem. Młody utalentowany, ale też totalnie zbuntowany chłopak odszedł do Wolverhampton. Nasze konto zostało zasilone kwotą 1,3 miliona euro. Kolejne 400 tysięcy dostaniemy w ratach a do tego zagwarantowaliśmy sobie 20% od kolejnego transferu Konrada. 

Sakiewka się wypełniła i mogliśmy szukać następcy. Na szczycie mojej listy życzeń był grający w Lechu Poznań Tymoteusz Klupś. Lech jednak za chłopaka, które dobre miał zaledwie pół roku zażądał ogromnej kwoty, której nie mogliśmy zapłacić. Szybko więc temat utalentowanego 19- latka się zakończył. Na szczęście był Plan B. Ale Plan B nigdy nie wszedł w życie, bo pojawiła się niesamowita okazja...

 

1 luty 2020 

Podbeskidzie 4:0 Lechia (Wacławczyk 18', Kozak 35' 60', Sabala 48')

 

Po powrocie do Polski doznaliśmy totalnego szoku. Mieliśmy pojechać na przyjemne zwycięstwo do Bielska drugą jedenastką, a wracaliśmy z zapasem 4 bramek. Nic nas nie usprawiedliwia. Ten mecz jednak pokazał, że nasi zmiennicy nieco odstają poziomem. Karol Fila oraz Błażej Augustyn mieli rządzić defensywą, a tymczasem byli najgorsi na boisku, zaraz obok Zlatana Alomerovica, który wpuścił wszystko co leciało w bramkę, naprawdę. 

 

Mecz w Bielsku na szczęście nie obił się większym echem w mediach, bo został przyćmiony przez inną wiadomość, którą mogliśmy już kolejnego ranka przeczytać w gazetach:

Paweł Wszołek w Lechii Gdańsk!

 

CDN.

Odnośnik do komentarza

#3,5 Kadra

 

W mediach zaczęła się mała burza na mój temat. Czarek (agent) w nerwach musiał jakiemuś dziennikarzynie puścić informację o moim niedoszłym transferze do Hiszpanii. Na szczęście (uff) nie powiedział dokładnie o jaki klub chodziło. W gazetach, mediach, twitterach, spekulowano, że mogłem trafić do Celty Vigo czy innego Getafe. Szczerze, kamień spadł z serca gdy to przeczytałem. Myślę, że spora część dziennikarzy (i nie tylko) obrzuciłaby mnie błotem w mediach, gdyby się dowiedzieli, że Polski menadżer mógł w końcu zaistnieć na europejskiej scenie prowadząc Villarreal CF, ale odmówił. Nie miałem żadnej pewności, że to właśnie Czarek puścił informację do mediów, więc nie poruszałem z nim tego tematu.

 

Na ten moment (2 dni do pierwszego mieczu ligowego na wiosnę), wykonaliśmy 3 ruchy transferowe (1 IN, 2 OUT). Do klubu przyszedł wcześniej już wspominany Paweł Wszołek. Gdy tylko dotarła do mnie informacja, że Paweł szuka klubu gdyż QPR wystawiło go na listę transferową, natychmiast złożyliśmy ofertę. Nie było dużo czasu, ponieważ w Polsce okienko transferowe otwiera się z początkiem lutego, co generuje mnóstwo problemów. Między innymi to, że do 3 lutego jest czas na zgłoszenie zawodników do gry w 1/16 Ligi Europy. Na szczęście, akurat w tym przypadku wszystko przebiegło błyskawicznie, ponieważ zaoferowaliśmy drużynie z Londynu dokładnie taką kwotę, jaką oczekiwała (1 mln euro). Dodatkowo Paweł Wszołek od początku był bardzo pozytywnie nastawiony na przenosiny do Gdańska, dlatego ledwo po otwarciu okienka mogliśmy już świętować nasz pierwszy transfer. Mniej szczęścia mieliśmy przy naszym potencjalnym drugim ruchu transferowym. Na naszym celowniku znalazł się Krystian Bielik. Arsenal udostępnił młodego Polaka do wypożyczenia, jednak oczekiwał dosyć dużych pieniędzy jak za półroczne wypożyczenie. Negocjacje z Arsenalem przedłużały się, co postawiło nas w martwym punkcie. Trzeba zgłosić zawodników do kolejnej rundy. Przyjście Krystiana po tym czasie byłoby ruchem co najmniej niemądrym, gdyż nie mógłby zagrać w dwumeczu z Interem, a to właśnie pod ten dwumecz chciałem ściągnąć Krystiana. Także z transferu Bielika nici, przynajmniej na razie.

Dotychczas dwa ruchy out. Pierwszy to Daniel Mikołajewski. Bez żalu za darmo oddany do Zagłębia Lubin. Drugi to Konrad Michalak. Szczerze, nadal dziwie się, że klub z Premier League sięgnął po zawodnika, który jesienią był rezerwowym w ekstraklasie. No cóż, musieli go obserwować od dłuższego czasu. 

 

Przechodząc do sedna, chciałbym podsumować kadrę na ten moment, szykując się na podbój Ekstraklasy i Ligi Europy :)

 

#1 Zlatan Alomerovic - solidny bramkarz jak na ekstraklasę. Na Europę już trochę słaby. Wiosną prawdopodobnie spadnie na pozycję numer 3 wśród bramkarzy. Już raczej się nie rozwinie, więc całkiem możliwe, że to jego ostatnie pół roku nad Bałtykiem.

#12 Dusan Kuciak - mnóstwo razy ratował nas przed utratą bramki. W poprzednim sezonie aż 18 razy zachował czyste konto. Niestety, czas upływa i lata lecą, co Dusanowi daje się we znaki przez liczne kontuzje, które ostatnimi czasy łapie. Raczej spokojnie numer 1 do końca sezonu.

#91 Maciej Woźniak - drzemie w tym chłopaku ogromny potencjał, dlatego też będę chciał dać mu szansę wiosną. Jak na młody wiek (rocznik 2001) już dysponuje sporymi umiejętnościami i spokojnie może walczyć o pierwszy skład. 

 

#14 Paweł Olkowski - pół roku temu zapłaciliśmy za niego 1,2 mln euro. Szczerze, spodziewałem się po nim więcej, co nie umniejsza jego pozycji w drużynie. Wniósł mnóstwo cennego doświadczenia do drużyny i spokoju w obronie. Myślę, że można go poniekąd nazwać jeźdźcem bez głowy, co mogło zahamować jego karierę na wysokim szczeblu. 

#19 Karol Fila - sezon w którym zdobyliśmy mistrzostwo miał genialny. Jesień zaczął słabo, ale z meczu na mecz się rozkręcał. I rozkręcił się na tyle, że pod koniec rundy wygryzł ze składu Pawła Olkowskiego. Niestety okres przygotowawczy miał fatalny, będąc jednym z głównych winowajców porażek z Podbeskidziem oraz Konyasporem. Wciąż jest jednak bardzo młodym zawodnikiem z ogromnym potencjałem. Będziemy mieć z niego pożytek.

#77 Rafał Kobryń - po powrocie z wypożyczenia grał głównie w rezerwach, jesienią nie był nam potrzebny i podobnie będzie wiosną, dlatego jeszcze w tym okienku postaram się go wypożyczyć. 

#3 Joao Nunes - dobry, uniwersalny zawodnik który może wskoczyć na wysoki poziom. Jesienią grał dużo, głównie w Ekstraklasie przez duży natłok spotkań. Wiosną w europejskich pucharach będzie miał prawdziwy egzamin.

#5 Paweł Bochniewicz -  największą bolączka Pawła jest brak stabilnej formy. Po przyjściu do nas dobre występy przeplatał słabymi. Okres przygotowawczy jednak jak najbardziej na plus. Pod nieobecność Nalepy przejął rolę lidera defensywy. Szkoda kontuzji Michała, bo widziałbym ich w duecie w meczu przeciw Interowi. 

#25 Michał Nalepa - bardzo ważna postać mojej drużyny. Zawodnik w sile wieku (27 lat), doświadczony i potrafiący utrzymać stabilną wysoką formę. Niestety z powodu kontuzji nie przepracował okresu przygotowawczego, a szkoda bo od mojego przyjścia do Lechii wyrósł na lidera defensywy i chwilę zajmie mu powrót do wysokiej formy. 

#26 Błażej Augustyn - w mistrzowskim sezonie stworzył świetny duet w środku defensywy z Nalepą. Przez dosyć zaawansowany wiek jesienią poszedł nieco w odstawkę, jednak gdy był potrzebny to stawał na wysokości zadania. Za pół roku wygasa jego kontrakt i na tę chwilę nie wydaje się, żeby został przedłużony. 

#39 Maciej Marek - młody zawodnik z dosyć dużym potencjałem włączony do kadry pierwszego zespołu. Gra jednak głównie w rezerwach.

#22 Filip Mladenović - gwiazda nie tylko naszego zespołu, ale i całej ekstraklasy. Etatowy reprezentant Serbii. Nie wyobrażam sobie naszej drużyny bez Filipa.

#31 Żarko Udovicić - przed sezonem przyszedł za darmo z Zagłębia Sosnowiec i bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Raczej sprowadzony jako zmiennik dla Mladenovica a niejednokrotnie zbierał lepsze noty niż Filip.  Na szczęście wskutek natłoku spotkań mogę korzystać z każdego z nich po równo. 

 

#6 Jarosław Kubicki - przyszedłem do Lechii mniej więcej w tym samym czasie co Jarek i raczej nie spodziewałem się po nim za dużo, bo sprowadzenie Kubickiego do Lechii to pomysł poprzedniego trenera - Piotra Stokowca, który z Kubickim pracował przez długi czas w Zagłębiu Lubin. Na szczęście Jarek bardzo pozytywnie mnie zaskoczył i pewnie obronił swoje miejsce w wyjściowej jedenastce stając się solidnym elementem drużyny. Zimą zainteresował się nim klub Championship ale nie doszło do konkretów. 

#16 Ariel Borysiuk - obserwowałem go, gdy ten był wypożyczony do Wisły Płock i wiedziałem, że chcę Ariela wykorzystać w zespole Lechii. Borysiuk wzmocnił rywalizację w środku pola niejednokrotnie wychodząc w pierwszej jedenastce. Nie rozwinął się jednak tak, jak tego po nim oczekiwano, a szkoda bo potencjał był ogromny.

#35 Daniel Łukasik - Obniżył nieco loty w stosunku do poprzedniego sezonu. Podczas przygotowań złapał kontuzję i walczy z czasem, by wyleczyć się na mecz z Interem. Na pewno by się przydał, szczególnie, że wciąż jest zawodnikiem pierwszego zespołu. 

#36 Tomasz Makowski - chyba największy wygrany okresu przygotowawczego. Prezentował świetną formę w sparingach do tego dokładając dwie pięknie strzelone bramki. Dodatkowo jego konkurent do miejsca w składzie - Daniel Łukasik złapał kontuzję, co oznacza, że prawdopodobnie to właśnie Tomek wyjdzie w podstawowym składzie na mecz z Interem. 

#45 Mateusz Cegiełka - młody z potencjałem, głównie gra w rezerwach. 

#9 Patryk Lipski - kilkukrotnie ratował dla nas cenne punkty strzelając piękne bramki z dystansu czy asystując przy bramkach kolegów.  Świetnie odnalazł się na pozycji rozgrywającego. 

#27 Rafał Wolski - jeden z naszych najlepszych zawodników, a bardzo często zasiada na ławce rezerwowych, dlaczego? Bo jego konkurentem do miejsca w składzie jest znajdujący się od jakiegoś czasu w genialnej formie Lipski. Rafał mógłby zajść naprawdę wysoko, gdyby nie kontuzje które niestety go nie omijają. 

#7 Paweł Wszołek - od paru lat regularnie grający w Championship, jesienią zagrał 19 meczów w QPR ale popadł w konflikt z trenerem i chciał odejść, co postawiło nas w bardzo korzystnej sytuacji. Paweł nie powinien mieć problemów z aklimatyzacją w Gdańsku i z miejsca stanie się jednym z naszych najważniejszych zawodników. 

#17 Lukas Haraslin - w poprzednim sezonie niejednokrotnie potrafił sam wygrywać dla nas mecze, co spowodowało zainteresowanie klubów zachodnich. Lukas jednak świetnie czuje się w Gdańsku i chciał z nami powalczyć w europie, dlatego też podpisał nowy kontrakt. Od tego momentu Haraslin już troszkę przygasł, ale wciąż liczę na to, że odzyska swoją niesamowitą formę. Haraslin mimo tego, że ostatnio gra troszkę słabiej, to wciąż jest ważnym zawodnikiem wyjściowe jedenastki. 

#8 Romario Balde - znacznie obniżyliśmy swoje wymagania za Balde, jednak żaden klub nie był zainteresowany tym niesubordynowanym zawodnikiem. Mimo tego, że w wielu krajach okienko się już zamknęło, to wciąż liczę na to, że zdołamy sprzedać Romario, bo nam nie jest już kompletnie potrzebny. 

#30 Paweł Żuk - Ściągając go do Lechii oczekiwałem od niego więcej, ale zdaje sobie sprawę, że wciąż jest bardzo młody. Żuk zostanie przeze mnie prawdopodobnie wypożyczony jeszcze w tym okienku transferowym. 

#21 Sławomir Peszko - to, co zrobił w poprzednim sezonie Peszko zasługiwało na nobla. W 22 spotkaniach ekstraklasy aż 15-krotnie wpisywał się na listę strzelców. Szkoda tylko, że był wtedy wypożyczony do Wisły Kraków. Z otwartymi ramionami powitaliśmy go ponownie w Gdańsku, jednak tu już nie powtórzył tego wyczynu. Sławek jest jednak moim asem w rękawie i bardzo często wykorzystuje jego szybkość wpuszczając go na podmęczonego rywala. 

 

#24 Sebastian Rugowski - kolejny talent z Akademii Lechii Gdańsk. Czuję, że niedługo worek z bramkami u tego młodego chłopaka się rozwiąże, bo ma wszelkie predyspozycje ku temu, by być klasowym napastnikiem. 

#28 Flavio Paixao - naprawdę nie sądziłem, że 35-letni Flavio jest jeszcze w stanie grać na tak wysokim poziomie. Pokazał wszystkim chłopakom, że jest prawdziwym liderem zespołu ciągnąc grę naszej drużyny. Nie spodziewałem się tego, po zawodniku który dopiero co przeszedł naprawdę poważną kontuzję. 

#29 Mateusz Żukowski - chyba nasz największy talent, nieoszlifowany diament. Jesienią zdobył 10 bramek. Dopiero co skończył 18 lat. Myślę, że już niedługo zainteresuje się nim jakiś poważny klub zachodni. 

#90 Artur Sobiech - dosyć poważnie obniżył loty w stosunku do poprzedniego sezonu, co zaskutkowało tym, że jesienią ustępował miejsca w składzie młodszemu o 11 lat  Żukowskiemu. Artur jest jednak nam bardzo potrzebny, bo wnosi do składu cenne doświadczenie tym samym przykładając się do błyskawicznego rozwoju Żukowskiego. 

 

CDN. 

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

#4 Europejska wiosna

 

8 luty 2020, sobota, 15:30, gwizdek sędziego i rozpoczęliśmy. Po dosyć długiej przerwie zimowej w końcu wznowiliśmy rozgrywki. Pogoda jednak całkowicie nie sprzyjała grze w piłce. Chłodno, pięć stopni na minusie, do tego gęsto padający śnieg, jednak nasi wierni kibice w dużej ilości przyszli przywitać zawodników po przerwie. Na pierwsze przetarcie - Miedź Legnica. Od początku dyktowaliśmy tempo gry. Miedź miała problemy z dłuższym utrzymaniem się przy piłce, więc o sytuacjach bramkowych nie było mowy. My natomiast co chwilę punktowaliśmy naszego przeciwnika, ostatecznie wygrywając 3:0. Na to spotkanie nie wyszła pierwsza jedenastka, a coś na rodzaj mieszanki. Chciałem niezbędnych zawodników oszczędzić na mecz z Interem, który już za 5 dni.

 

Lechia 3:0 Miedź Legnica (Żukowski 39', Makowski 50', Nunes 63')

 

Nadszedł w końcu ten dzień. Setki kartek z notatkami, godziny obejrzanych meczów, indywidualne polecenia dla każdego zawodnika. Niestety na dzień przed meczem urazu doznał Filip Mladenović, jeden z naszych najlepszych zawodników. Jego miejsce na boisku zajął Żarko Udovicić. Stadion już wypełniony po brzegi, a ja przekazuje swoim chłopakom ostatnie uwagi. Oni wiedzieli już wszystko. Gramy otwarty futbol, bez cofania się do defensywy, szeroko, dużo gry skrzydłami z ogromną ilością dośrodkowań. Taktyka, to klucz do zwycięstwa, tak też miało być i w tym przypadku. To właśnie w takiej grze Inter czuje się najgorzej, oni uwielbiają gdy przeciwnik się cofa i da im pole do popisu. W szczególności należało się obawiać kapitana mediolańczyków - Mauro Icardiego, który właśnie rozgrywa sezon życia, dlatego od początku dostał "plaster". 

 

Pierwszy gwizdek, stres już opadł. Rozpoczęli goście. Początek mieliśmy dobry, dużo otwartej gry, przez pierwsze 15 minut przeciwnik całkowicie przyciśnięty. Podopieczni Luciano Spalettiego nie spodziewali się, że ruszymy na nich tak agresywnie. Jednak w defensywie byli nie do zdarcia. I przyszedł ten moment, kolejna nasza akcja, powoli zbliżamy się do pola karnego Interu. Goście jednak przejmują piłkę i bardzo szybko przerzucają ciężar gry na naszą połowę. Mauro Icardi pędzi w nasze pole karne, jednak zostaje zatrzymany w okolicy 20 metra, sędzia sięga po gwizdek - rzut wolny dla niebiesko-czarnych. Do piłki podchodzi Matteo Politano i... zabrakło mi słów żeby to opisać. Strzał prosto w okienko, Dusan Kuciak bez szans. 1:0 dla Interu. To był moment, kiedy zawodnicy z Włoch złapali wiatr w żagle. Od tego momentu aż do końca pierwszej połowy co chwilę zagrażali naszej bramce. Przed przerwą goście w pierwszej sytuacji stuprocentowej trafili prosto w Dusana Kuciaka, a następnie Ivan Perisic w dogodnej sytuacji przeniósł piłkę nad poprzeczką. Do chłopaków miałem mnóstwo uwag i z niecierpliwością wyczekiwałem przerwy. W końcu przyszedł ten moment gdy sędzia sięgnął po gwizdek. Co za ulga, jeszcze pięć minut i Kuciak wyjmowałby kolejny raz piłkę z bramki. Powiedziałem chłopakom co mi się nie podoba i co trzeba zmienić, żeby uratować ten mecz. Rozpoczęła się druga połowa i kolejny raz zaczęliśmy dobrze. Tym razem mieliśmy więcej szczęścia. Rzut wolny, 52 minuta, do piłki podchodzi Patryk Lipski, idealne dośrodkowanie wprost na głowę Bochniewicza, Paweł celuje wprost w okienko, jednak niesamowitą robinsonadą popisuje się Samir Handanovic odbijając piłkę przed siebie, cóż za szczęście, że akurat był tam Joao Nunes, a ten z impetem pakuje piłkę do siatki gości! 1:1!  Wraz z upływem minut rozkręcał się Inter, jednak nie daliśmy im już możliwości wyjścia na prowadzenie. Duet Bochniewicz-Nunes spisał się na medal. Sędzia odgwizdał koniec meczu. Nie jest najgorzej. 

 

Lechia 1:1 Inter (Nunes 52' - Politano 16')

 

Na kilka dni przed wyjazdem na rewanż na Giuseppe Meazza, musieliśmy wybrać się na Dolny Śląsk, by zagrać tam z miejscowym Zagłębiem Lubin. Klub spod patronatu KGHM w tym sezonie rozczarowuje, będąc w strefie spadkowej. Każdy punkt jest dla nich na wagę zło... miedzi? Kto by pomyślał, że akurat na nas go zdobędą...

 

Zagłębie 2:2 Lechia (de Jong 48', Bohar 92' - Paixao kar, 73', Peszko 96')

 

Cudem uratowany punkt w Lubinie nie był zbyt dobrą prognozą przed rewanżem z Mistrzem Włoch. Jadąc na teren Mediolańczyków wiedziałem, że tym razem trzeba obrać inną taktykę. Tym razem nasze ustawienie było nieco wycofane. W tym spotkaniu chcieliśmy zagrać z kontry, nie bronić się przez 90 minut, a właśnie cierpliwie czekać na ten jeden, jedyny moment, jak się później okazało, momentów było więcej...

 

Po kontuzji wrócił Filip Mladenović więc od razu wrócił do podstawowego składu. Zdążył też się wyleczyć Daniel Łukasik, którego również posłałem w wyjściowej jedenastce. Ostatecznie na rewanż wyszliśmy w następującym ustawieniu:

Kuciak - Olkowski, Nunes, Bochniewicz, Mladenovic - Łukasik, Makowski, Lipski - Wszołek, Haraslin - Sobiech

 

Na trybunach niemal 77 tysięcy ludzi, coś niewiarygodnego. Dla wielu z moich chłopaków (o ile nie dla wszystkich) to był pierwszy raz, grać przy takiej publiczności. Czuć było tremę, mimo, że pracowaliśmy nad tym przez ostatnie dni. Inter od początku zaatakował, czuć było, że przyszli po swoje. Pierwsze minuty to była obrona Częstochowy, uczulałem chłopaków na faule, jak najmniej przy polu karnym. Sędzia jednak dopatrzył się w końcu przewinienia. Minuta 17, do piłki podchodzi Politano, ja zamykam oczy, a za chwilę słyszę wybuch radości kibiców, to jest gol. Wszyscy, jak jeden mąż poczuliśmy ten przypływ złości. Wznowienie gry i ruszamy do przodu, długa próba przedostania się pod bramkę Handanovica kończy się się zablokowanym strzałem. Bramkarz Interu szybko wznawia grę, błyskawiczna kontra i... 2:0. Mauro Icardi w sytuacji sam na sam pokonuje Kuciaka. Mimo, że Inter był w tym meczu o parę klas wyżej od nas, to nie traciłem nadziei. A iskierka szansy na korzystny wynik zmieniła się w płomyk. Po fantastycznym dośrodkowaniu Olkowskiego bramkę kontaktową zdobył Lukas Haraslin. Po tej bramce zeszliśmy do szatni, a tam zapodałem moim chłopakom motywacyjnego kopniaka. Po przerwie na boisku pojawił się Borysiuk, który zmienił schodzącego z lekkim urazem Makowskiego. Wyszliśmy w naprawdę dobrym nastawieniu, gra się kleiła, ale szybko zostaliśmy sprowadzeni na ziemię. Mauro Icardi w zaledwie dwie minuty wykorzystał dwie 'setki' tym samym kompletując hat trick. Minuta 57, gospodarze prowadzą 4:1. Zimny, wręcz lodowaty prysznic zgasił nasze nadzieje. Każda próba ataku kończyła się niepowodzeniem, a do tego wszystkiego kilkanaście minut później geniusz rzutów wolnych - Matteo Politano dobił nas wykorzystując kolejny stały fragment gry. Kolejne rozpaczliwe ataki Lechii kończyły się niepowodzeniem. W końcu w 78 minucie na chwilę uciszyliśmy Giuseppe Meazza, gdy świeżo wprowadzony Mateusz Żukowski uderzył piłkę głową w słupek, futbolówka następnie uderzyła w plecy leżącego Handanovica i wpadła do siatki, 5:2. 2 minuty - tyle potrzebowali zawodnicy Interu, by na nowo ożywić publiczność. Piękne wejście Davida Silvy w nasze pole karne, mija jednego, drugiego zawodnika, po czym pada na murawę. Sędzia sięga po gwizdek, karny. Politano pewnie wykorzystuje jedenastkę tym samym kompletując hat trick. Chcieliśmy już opuścić boisko, wyglądaliśmy tragicznie, Inter przejechał po nas niczym czołg. Mieliśmy jednak w swoich szeregach zawodnika, który dziś czuł się jak ryba w wodzie. Lukas Haraslin. Słowak na otarcie łez popisał się pięknym strzałem z okolicy 16stego metra. Jak się później okazało, była to ostatnia bramka. Koniec pięknej przygody.

 

Inter 6:3 Lechia (Politano 17' 71' kar. 80', Icardi 22' 55' 56' - Haraslin 45' 86', Handanovic sam. 78')

 

Wiosna w europejskich pucharach szybko się skończyła, można by było długo mówić o dwumeczu, naszych błędach, złych decyzjach itp. ale trzeba było wracać na ziemię. Krótko po powrocie z Włoch jechaliśmy do Radzionkowa, by zmierzyć się z miejscowym Ruchem w ćwierćfinale Pucharu Polski. Gładkie zwycięstwo 2:0, apetyt na Puchar Polski zaczął powoli rosnąć. Minęły zaledwie dwa dni, a trzeba było znów udać się w Polskę, tym razem jechaliśmy do stolicy, by walczyć o cenne 3 punkty. Legia zdążyła w międzyczasie zwolnić trenera. Thierry Henry po niezbyt dobrych kilku miesiącach pracy w Polsce musiał ustąpić stanowiska Michelowi. Trener wywodzący się z Hiszpanii przywiózł do stolicy bagaż doświadczenia, w przeszłości odpowiadał za wyniki takich klubów jak Sevilla, Olympique Marsyllia czy Malaga. Na nas to nie wystarczyło. Pewnie pokonaliśmy wojskowych 3:1. Czuliśmy, że to jest dla nas dobry czas. Szczególnie, że za około tydzień przyjechali do nas Portowcy ze Szczecina, by zainkasować 3 bramki, z meczu na mecz rozkręcał się Paweł Wszołek, który stał się ważnym elementem drużyny. Rozpędzaliśmy się w idealnym momencie. Miałem wrażenie, że jesteśmy pociągiem, którego nic nie jest w stanie zatrzymać, jednak na drodze pojawiła się przeszkoda, przez którą trochę wyhamowaliśmy. A przeszkodzą okazała się być Arka Gdynia. Derby w tym momencie miały nam dodać skrzydeł na resztę sezonu, a okazało się, że nam je podcięły. Przez cały mecz graliśmy totalnie słabo, kompletnie nie zasługując na zwycięstwo, a przez długi czas prowadziliśmy po golu Mateusza Żukowskiego. Sprawiedliwości jednak stało się zadość. W doliczonym czasie Gdynianie wyrównali i derby trójmiasta zakończyły się bramkowym remisem. Kolejnym naszym rywalem w ekstraklasie był Zabrzański Górnik. Mimo totalnie słabej postawy udało nam się wyrwać 3 punkty.  Mniej szczęścia mieliśmy w meczach z Lechem Poznań i Cracovią Kraków, w których nie potrafiliśmy zdobyć nawet punktu! Na przełamanie dostaliśmy będącą na 15. miejscu w tabeli Wisłę Kraków, a gola na wagę zwycięstwa zdobył w samej końcówce Flavio Paixao. Następnie wyjazd do Kielc i bezbramkowy remis. Lech Poznań w tym samym czasie pokonywał dosłownie każdego uciekając nam na liczbę 7 punktów w tabeli. 

 

Na kolejkę przed końcem rundy zasadniczej przyszło nam rozegrać półfinał, a w zasadzie mały finał Pucharu Polski. Zwyciężając ten mecz mogliśmy być niemal pewni, że w następnej kolejności zdobędziemy Puchar Polski, ponieważ w półfinale mieliśmy podjąć Legię Warszawa, a w finale będzie czekał na nas ktoś z dwójki Zagłębie Lubin (14. miejsce w Ekstraklasie) lub Termalica Nieciecza (16. miejsce w Ekstraklasie).

 

CDN. 

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

#5 Finałowa rozgrywka 

 

6 kwiecień 2020, poniedziałek. Wchodziliśmy już w decydujący etap sezonu. Do Gdańska zawitała ekipa Warszawskiej Legii z ogromną ilością kibiców. Dla tej drużyny zwycięstwo w dzisiejszym boju o finał Pucharu Polski było wręcz obowiązkiem, by uratować ten sezon. Praktycznie bez szans na Mistrzostwo Polski. Finanse z dnia na dzień wyglądały coraz gorzej, a zwycięstwo w Pucharze Polski to spory zastrzyk gotówki, nie tylko od PZPN, ale także od UEFA, bo przypomnijmy - zwycięzca Pucharu Polski gra w eliminacjach do Ligi Europejskiej.

Szybko jednak sprowadziliśmy ich na ziemię. Wychodząc w praktycznie najsilniejszym składzie punktowaliśmy gości jak leci. Najpierw dwie szybkie bramki Haraslina, w międzyczasie kontaktowy gol Salvadora Agry, ale dosłownie 60 sekund później zrewanżował się Rafał Wolski. Na przerwę schodziliśmy z komfortową dwubramkową przewagą. Legię na 20 minut przed końcem dobił były gracz Wojskowych - Ariel Borysiuk, który popisał się spektakularnym strzałem zza pola karnego zrywając przysłowiową pajęczynę. Tymczasem w drugim półfinale Termalica pokonała Zagłębie Lubin i tym samym to Niecieczanie będą naszym rywalem w Finale.

 

Lechia 4:1 Legia (Haraslin 9' 23' Wolski 33' Borysiuk 71' - Agra 32')

 

Od tej pory na kilka tygodni odpoczęliśmy od rozgrywek Pucharu Polski i mogliśmy się skupić na Ekstraklasie. A było się nad czym skupiać. Lech Poznań uciekł nam na 7 punktów i od teraz każdy mecz, w którym nie zgarniemy pełnej puli punktów będzie traktowany jako porażka. Czułem, że każda moja decyzja, każdy wybór będzie analizowany. Wszyscy patrzyli mi na ręce. Po historycznym awansie do Ligi Mistrzów obronę mistrzostwa zaczęto traktować jako mój obowiązek. Niestety, tak to właśnie wygląda w Polsce. Padłem ofiarą własnego sukcesu. W międzyczasie spotkanie z zarządem.

Prezes: Paweł, nie chcemy żebyś zrozumiał nas źle. Wszyscy dobrze pamiętają twoje osiągnięcia z poprzedniego sezonu, niesamowicie cieszymy się z historycznego awansu do Ligi Mistrzów jak i z wygranej w Superpucharze. Ale dobrze wiesz, mistrzostwo to nasz priorytet i osiągnięcie albo nieosiągnięcie tego celu może zaważyć o dalszej współpracy.

JA: Wy też musicie zrozumieć mnie. Gra na trzech frontach robi swoje. Wyniki które tu osiągnąłem są i tak sporo ponad stan. Jesteśmy w Finale Pucharu Polski i uważam, że to na tym się powinniśmy teraz skupić. 

Prezes: Podkreślam, mistrzostwo to priorytet. Jeżeli mamy zdobyć Puchar Polski kosztem Mistrzostwa, to nie wychodźmy na finał. Na tym kończymy dzisiejszą dyskusję. 

 

Słowa Prezesa mnie zaszokowały, ale nie od dziś wiem, że ma nierówno pod sufitem. Z każdym kolejnym dniem zacząłem sobie uświadamiać, że moja przygoda w Gdańsku chyba powoli dobiega do końca. Trzeba było jednak wrócić do rzeczywistości. Dziś czekała nas dosyć daleka podróż do Płocka, ostatnia kolejka rundy zasadniczej. 

Wiedziałem, że czeka nas naprawdę ciężki mecz. Wisła Płock nie była wysoko w tabeli, raczej ciągle orbitowała w okolicach 9. miejsca w tabeli, ale to z czego w tym sezonie słynęła, to urywanie punktów faworytom. Niewiele zabrakło, a i my znaleźlibyśmy się w tym gronie. Na szczęście po ciężkim boju 3 punkty w 88 minucie uratował Artur Sobiech. Nasza strata do Lecha Poznań jednak nie zmalała, bo i oni wygrali swoje spotkanie. Jednak zadaliśmy im bardzo solidny cios. Tymoteusz Klupś, jeden z większych talentów Kolejorza podpisał umowę z Lechią która wejdzie w życie 1 lipca. Po wielu miesiącach mniejszych większych sprzeczek na linii Klupś - Nawałka, ten pierwszy po raz kolejny poprosił o wystawienie na listę transferową, a Adam kierujący się swoimi zasadami postanowił się na to zgodzić. Z Tymkiem byliśmy w kontakcie od kilku miesięcy i podkreślał już wielokrotnie, że chce się do nas przenieść, nareszcie się udało. Lech dostanie za swojego zawodnika prawie 2 miliony euro płacone w ratach. 

 

W końcu zaczęła się finałowa rozgrywka. Liga podzielona na dwie grupy, nasz terminarz wyglądał dosyć optymistycznie, u siebie zagramy z Koroną, Jagiellonią, Górnikiem i Legią. Na wyjazdy udamy się do Sosnowca, Legnicy i Poznania. Mecz z Lechem został ustalony w takim terminie, że może to być potyczka o mistrza. Zapowiadało się ciekawie. 

Na rozpoczęcie grupy mistrzowskiej przyjechała do nas Kielecka Korona. Po pięknym meczu w wykonaniu Mateusza Żukowskiego rozprawiliśmy się z gośćmi, a Mateusz który w tym spotkaniu zdobył dwie bramki wysunął się na prowadzenie w klasyfikacji króla strzelców. Niesamowite, że ten chłopak dopiero co miał 18. urodziny. Ostatecznie mecz zakończył się naszą wygraną 3:1.

Kilka dni później jechaliśmy do Sosnowca. Bardzo trudny teren. Drużyna Zagłębia po awansie do Ekstraklasy spisuje się bardzo dobrze, już drugi raz będąc w grupie mistrzowskiej. Gdyby ktoś z naszej drużyny zapomniał, dlaczego podopieczni Valdas Ivanauskasa znaleźli się tak wysoko w tabeli, to z pewnością po tym meczu sobie przypomniał. CUDEM uniknęliśmy porażki. Mimo, że Sosnowiczanie nie mają w swym składzie dużych nazwisk, to stworzyli naprawdę bardzo solidny kolektyw. Ostatecznie po 90 minutach męczarni mecz zakończył się bezbramkowym remisem. 

Zaraz po zakończeniu spotkania pobiegłem do szatni. Wyjmuję telefon z kieszeni, ręce się trzepią, a pier*olony Iphone wyskakuje z komunikatem "TouchID nie rozpoznaje Twojego odcisku palca, podaj kod"

Ku*wa, ku*wa, ku*wa, odblokuj się - krzyczałem w myślach

Dobra, udało się, pamiętam kod, nie jest ze mną jeszcze tak źle. Szybko odpalam Flashscore

Ładowanie, ładowanie, ładowanie...

Nosz ku*wa. Dziś wszystko było przeciwko mnie. W głowie chciałem sobie przypomnieć, czy wstałem dziś lewą nogą? Czy w podróży na Śląsk czarny kot przebiegł nam drogę?

Udało się, połączono. Szybko sprawdzam wynik Lecha. Kamień spadł z serca. W meczu ze słabą Miedzią tylko zremisowali. Pot lał się z czoła, ale ciśnienie ustało. Jest jeszcze szansa - pomyślałem. 

 

Po stracie punktów w Sosnowcu szybko odrobiliśmy straty. Do Gdańska przyjechała drużyna Jagiellonii, której wpakowaliśmy 4 bramki. Czułem, że maszyna o nazwie Lechia ruszyła na nowo. 

 

30 kwiecień 2020, czwartek, godzina 19:30, Stadion Narodowy, Warszawa

 

Sędzia sięga po gwizdek i rozpoczyna się Finał Pucharu Polski. A ja w głowie miałem mętlik, z jednej strony chciałem żeby mnie tu nie było. Walka na trzech frontach jednocześnie nas rozłożyła. Zaczęły się kontuzje. Jarek Kubicki wypadł do końca sezonu, co zaczęło przyprawiać o ból głowy gdy trzeba było zestawić linię pomocy. Może gdybyśmy odpuścili Puchar Polski wcześniej, to dziś już bylibyśmy Mistrzami Polski, byłoby po stresie - pomyślałem. Z drugiej strony przyszły jedna kolejne myśli - zawsze marzyłem o tym trofeum, tylko jego mi brakowało jeśli chodzi o krajowe rozgrywki. Biłem się z myślami, byłem całkowicie nieobecny na boisku, dla mojej drużyny, a już prowadziliśmy 2:0 po golach Artura Sobiecha. Przed przerwą Artur dołożył kolejne trafienie, a ja w szatni skwitowałem to krótkim - grajcie tak dalej. Druga połowa już nie przysporzyła tylu emocji, przed samą końcówką bramkę honorową dla swojej drużyny zdobył Gutkovskis. Kilkanaście minut później wznosiliśmy już Puchar Polski. 

 

Lechia 3:1 Termalica (Sobiech 16' 22' 41' - Gutkovskis 85')

 

Nie było czasu na świętowanie. Szybki powrót do Gdańska i po jednym dniu wolnego pora na przygotowania do meczu z Górnikiem Zabrze. Mecze z podopiecznymi Marcina Brosza nigdy nie były łatwe, ale zazwyczaj dopisywało nam w nich szczęście. Nie inaczej było i w tym przypadku. Po bardzo wyrównanym pojedynku bramkę na wagę zwycięstwa zdobył genialny w tym sezonie Matuesz Żukowski. 

To, co się działo teraz w moim zespole było niesamowite. Dawno tego nie czułem. Byłem pewny, że jesteśmy w stanie pokonać każdego. Zupełnie inaczej sytuacja wyglądała w Wielkopolsce, gdzie Poznaniacy ewidentnie nie radzili sobie z presją po raz kolejny tracąc punkty. Tym razem to Legia Warszawa wywiozła 1 punkt z INEA Stadion, tym samym pozwalając nam zbliżyć się do lidera. Od Kolejorza dzieliły nas teraz 3 punkty. Najciekawsze w tym wszystkim było to, że czekało nas teraz bezpośrednie starcie.

 

8 maja 2020, piątek, 18:00, Poznań

 

Zmotywowani jak nigdy. Jedność. To nie była drużyna, to była rodzina, która była teraz w stanie walczyć na 110%. Okrzyk bojowy i wyszliśmy na murawę w Poznaniu. Kibice Kolejorza nie przywitali nas zbyt łaskawie. Mnóstwo pogardliwych gwizdów. Najwyższa pora utrzeć im nosa. Sędzia gwizdkiem rozpoczął nie mecz, a istną wojnę nerwów. Taktyka i plany przedmeczowe poszły w las, górę wzięły emocje. Mecz przez pierwszą połowę toczył się głównie w środku pola, bardzo brzydki mecz okiem kibica. Mnóstwo faulów, stałych fragmentów gry. Druga połowa wyglądała nieco inaczej, z każdą upływającą minutą zawodnicy decydowali się na coraz ryzykowniejsze zagrania, głównie nasi zawodnicy. Takie było moje polecenie. Bo to my byliśmy w gorszej sytuacji. Lech miał nad nami 3 punkty przewagi. Zaczęliśmy spychać drużynę Kolejorza do defensywy. 

51 minuta, piękna składna akcja Lechii. Lipski do Haraslina, ten z pierwszej piłki do Wszołka, Paweł również z pierwszej do Żukowskiego, Mateusz odgrywa w uliczkę do Pawła, a ten pada w polu karnym niczym rażony piorunem. Sędzia sięga po gwizdek! Kibice niemal wyskoczyli z miejsc. Sędzia Raczkowski jednak biegnie obejrzeć sytuację jeszcze raz przez VAR. Po chwili wraca i już wie - rzut karny! Mimo, że emocje sprawiły, że z mojego czoła pot spływał strumieniami to ani na chwilę się nie bałem o wykonanie jedenastki. Filip Mladenovic pewnie ustawił piłkę na 11. metrze a po chwili futbolówka już trzepotała w siatce Filipa Kurto. Wiedziałem, że w tym momencie rozpocznie się dopiero prawdziwie otwarty mecz. Żaden z zawodników teraz nie odstawiał nogi i to, niestety, skończyło się dla nas tragicznie. W 60. minucie Paweł Wszołek po bardzo ostrym wślizgu został wyrzucony z boiska. Mecz musieliśmy kończyć w 10, a tu jeszcze około pół godziny gry. Cel był teraz jeden - utrzymać wynik. Dlatego też chwilę później wpuściłem na boisko piątego obrońcę - Joao Nunesa. Od tej pory zaczęła się obrona Częstochowy. Lech cisnął nas niemiłosiernie, ale między słupkami mecz życia grał Dusan Kuciak, który pozwolił nam dowieźć wynik do końca. 

 

Lech 0:1 Lechia (Mladenovic kar. 52')

 

Jedna paczka papierosów dziennie, do tego coraz mniej włosów, pozostają tylko te siwe. Uroki pracy trenera czytaj w ciągłym stresie. Właśnie zaciągałem się kolejnym papierosem, próbowałem opanować emocje, bo wygrany mecz w Poznaniu wciąż nie dawał nam pozycji lidera. Lech miał lepszy bilans bezpośrednich spotkań i wciąż musieliśmy liczyć na potknięcie się podopiecznych Adama Nawałki. 

Czas jakby zdawał się płynąć coraz szybciej. Tak dużo materiału do przeanalizowania, a tak mało godzin do kolejnego spotkania. Ani się obejrzałem a już byliśmy w drodze do Legnicy, gdzie czekał nas bardzo ważny mecz.

Mecz zaczęliśmy bez Pawła Wszołka, który w tym sezonie już nie zagra z uwagi na brutalny wślizg w meczu z Lechem za który wyleciał z boiska. Jego miejsce w wyjściowej jedenastce zajął Artur Sobiech. Artur zdecydowanie nie mógł narzekać na brak sytuacji, jednak między słupkami stał Tomasz Loska, z którym nasi zawodnicy nie mogli sobie poradzić. I sobie nie poradzili przez cały mecz. Na szczęście poradził sobie z nim Kornel Osyra, kapitan Miedzianki wpakował pięknego samobója w 30. minucie dając nam upragnione 3 punkty

 

Miedź 0:1 Lechia (Osyra sam. 32')

 

Lech w tym samym czasie toczył bój w Białymstoku z Jagiellonią. Kolejorz ze Stolicy Podlasia wracał jednak ze spuszczoną głową gdyż przegrywając z Jagiellonią 1:3 ustąpił nam miejsca na fotelu lidera. 

Dziennikarze już wieszali psy na Adamie Nawałce, który nie potrafił utrzymać tak wysokiej przewagi punktowej nad Lechią. Dni Adama w Poznaniu zdawały się być policzone. Jedynym ratunkiem mogła być wygrana Lecha i nasza porażka. My ostatni mecz sezonu mieliśmy zagrać z drużyną, która już w zasadzie walczyła o nic, mając pewne, trzecie miejsce w tabeli. Poznaniacy musieli więc błagać, by zagrali na najwyższych obrotach... swoich największych rywali - Legię Warszawa

 

Nastroje w Poznaniu w niecały miesiąc zmieniły się o jakieś 180 stopni. Kibice Lecha, którzy mimo wszystko zebrali się w dosyć licznym gronie na ostatni mecz z Górnikiem, w przerwie opuszczali stadion. Raczej nie chodziło o dzisiejszą grę Kolejorza, bo ten do przerwy gromił Zabrzan 4:0. Problem w tym, że taki sam wynik po 45. minutach był w Gdańsku, również na korzyść miejscowych. Ostatecznie bramkę honorową dla Legii w 71. minucie strzelił Carlitos, 20 minut później sędzia zakończył mecz jak i sezon. 

 

Lechia 4:1 Legia (Sobiech 12' 45+1', Żukowski 35' Haraslin 45' - Carlitos 71')

 

Mistrzostwo obronione, feta po zwycięstwie wcale nie mniejsza niż rok temu. Nie pamiętam, co działo się tej nocy po zakończonym meczu z Legią, nawet nie chodziło o sam fakt zwycięstwa, ale o stres, który w końcu zszedł, kamień spadł z serca. Kolejnego dnia w klubie pojawiłem się dopiero późnym popołudniem. Długo trwało leczenie mojego organizmu po wczorajszej nocy. 

W końcu jednak udało się, trafiłem do klubu. W drzwiach przywitał mnie Prezes "Paweł mistrzu, nareszcie! Kawkę, herbatkę? Nie? To może coś mocniejszego? Chodź do biura, pogadamy". Stanowczo odmówiłem, udając, że dziś po prostu nie mam siły i wpadłem tylko po jedną rzecz której zapomniałem. "Tak tak prezesie, jutro będę to pogadamy" skwitowałem wychodząc z klubu po zaledwie 15. minutach. W moim głosie dało się wyczuć, że nie, nie będzie mnie tu jutro. Kolejnego dnia nie miałem nawet czasu by spojrzeć na telefon gdyż przeglądałem wieści, ze świata piłki, a było ich sporo. 

 

Lechia mistrzem, Nawałka zwolniony z Lecha.

Polska po świetnych eliminacjach, gdzie zajęła 1. miejsce w grupie wyprzedzając Hiszpanię, dostała się na Euro, a w grupie zagra z Anglią, Grecją i Szkocją.

Arsenal mistrzem Anglii, Atletico Hiszpanii, Juventus Włoch, Bayern Niemiec a Lyon Francji, tak prezentowali się Mistrzowie pięciu najsilniejszych lig Europy.

Chelsea wygrała Ligę Mistrzów pokonując w finale Valencię, natomiast Bayer Leverkusen pokonał RB Lipsk w finale Ligi Europy. 

 

Gdy w końcu odłożyłem Przegląd Sportowy rzuciłem okiem na telefon, a tam było zaledwie jedno nieodebrane połączenie od prezesa. W zasadzie chyba już żadna ze stron nie była chętna na dalszą współpracę. Dla działaczy Lechii stałem się zbyt niewygodny w ostatnim czasie, chciałem większej swobody przy ruchach transferowych. Czarę goryczy mogła przelać zimowa sytuacja gdy wyburzyłem do działaczy, o to, że nie chcą rzucić przysłowiowym groszem na transfer Klupśa po tak dużych dochodach, jakie dał im awans do LM. Ostatecznie transfer Tymka został zrealizowany, jednak kilka miesięcy później, gdy już nie był mi niezbędny. 

 

Kolejny dzień i kolejna próba kontaktu ze mną ze strony prezesa. Mój telefon jednak milczał, gdyż już od jakiegoś czasu włączony był tryb samolotowy. Chyba pierwszy raz rzeczywiście trybu samolotowego używam w samolocie. Samolot zaczął się wznosić, kierunek - południowa część Hiszpanii. Rozmyślania nad przyszłością przerwał siedzący obok mnie Czarek.

Czarek: Chyba tym razem nie odmówisz, co? 

JA: Raczej teraz nie miałbym na tyle odwagi. 

 

CDN. 

Odnośnik do komentarza
  • 4 tygodnie później...

#6 Przeprowadzka 

 

1 czerwca 2020, poniedziałek, Sevilla

Sam lot i prezentacja na Estadio Ramón Sánchez Pizjuán przebiegły bezproblemowo. Przez lata gry w Hiszpanii i Meksyku nauczyłem się języka więc nie było problemów z komunikacją na konferencji. Emocje opadły wieczorem i przed snem wiedziałem, że wszystko co łatwe, już się skończyło. Pora brać się do roboty, a roboty było dużo. Władze Sevilli wytypowały mnie na nowego trenera drużyny. Jakiś czas temu byłem na rozmowie, ale raczej nie wierzyłem, że uda mi się trafić do takiego klubu. Szczególnie, że moje nazwisko rywalizowało z takimi jak Ranieri czy Claude Puel. Kibice Sevilli od początku faworyzowali mnie w tym wyścigu o posadę szkoleniowca ich ukochanego klubu. Raczej wszyscy, łącznie z działaczami, byli zmęczeni przepłaconymi trenerami, którzy nie potrafili sprowadzić Sevilli na odpowiednie tory. Ale umówmy się, byłem też najekonomiczniejszą możliwością dla działaczy, a w tym wypadku to chyba miało spory wpływ na końcową decyzję zarządu. Dlaczego? To już nie był ten sam klub co 5 lat temu, kiedy po raz kolejny zwyciężył w rozgrywkach Ligi Europejskiej. Po latach grubych przyszła pora na lata chude. Drużyna ze stolicy Andaluzji od kilku lat ma spory problem z dostaniem się do europejskich pucharów, a jeśli już się uda, to odpadają bardzo wcześnie. Raczej nie widać ich w czołówce tabeli, a walczą w środku. Decyzją zarządu o powrót na zasłużone miejsce Sevilli miał powalczyć 42-letni Polak, który w genach ma zwycięstwo, ale który również nie nadszarpnie niezbyt dużego budżetu swoją pensją. 

Na pierwszym spotkaniu z zarządem poinformowałem działaczy, że nie mam żadnych faworytów wśród zawodników, chcę każdego zobaczyć na żywo, porozmawiać i wtedy będziemy myśleć o jakiś ruchach transferowych. Na spotkaniu z zawodnikami bardzo pozytywnie się zaskoczyłem. Wiedziałem, że mam do czynienia z grupą PRAWDZIWYCH profesjonalistów. Drużyna była pełna solidnych zawodników z umiejętnościami, a kilku się naprawdę wyróżniało i wiedziałem, że mogą nawet na tle tak mocnej ligi być gwiazdami. Po kilku pierwszych treningach już byłem pewny, ta drużyna nie potrzebuje rewolucji, a jedynie ewolucji, wejścia wyższy poziom, zgrania. Bez ogromnych roszad w kadrze będziemy w stanie osiągnąć satysfakcjonujące miejsce w lidze, przynajmniej taką mam nadzieję. 

Niestety nie mogło być tak pięknie jak się spodziewałem. Na dzień dobry dostałem informację, że kadra nieco się uszczupli. Karierę z końcem czerwca kończą niezwykle doświadczeni Gary Cahill oraz kapitan - Jesus Navas. Na nic zdały się moje prośby o przełożenie decyzji, gdyż ich ogromne doświadczenie przydałoby mi się przy budowaniu nowej Sevilli. Obaj pozostali przy swojej pierwotnej decyzji i musiałem się z tym pogodzić. Poza tym wpłynęła do nas oferta z PSG za Sergio Rico i sam zawodnik przyszedł do nas z prośbą o przyjęcie tej oferty, gdyż to może być dla niego szansa życia. Po analizie i delikatnych negocjacjach z PSG ostatecznie przyjęliśmy tę ofertę i Rico już kolejnego dnia był w Paryżu. Co gorsza, wkrótce w moim gabinecie pojawił się kolejny bramkarz - Tomasz Vaclik, który również wyraził chęć odejścia tłumacząc się tym, że źle czuje się w Hiszpanii. To oznaczało dla mnie tylko jedno - trzeba szukać bramkarza. 

Cel znalazłem niedaleko, bo w Madrycie. Do końca kontraktu zbliżał się Keylor Navas, z którym spotkałem się osobiście przedstawiając mu naszą ofertę. Kostarykanin wyraził chęć dołączenia do nas ale poprosił o czas na przeanalizowanie tego ruchu. Tak więc sprawa z bramkarzem wciąż była niepewna ale z Madrytu się nie wyniosłem, gdyż w Realu było parę łakomych - darmowych kąsków do wyciągnięcia. Łatwiej poszła sytuacja z Lucasem Silvą, dla tego defensywnego pomocnika przeprowadzka do Sevilli była ostatnią szansą na uratowanie swojej kariery na półwyspie Iberyjskim po nieudanej przygodzie z Realem. Ten chłopak może być kimś, kim dla Sevilli w latach 2014-2016 był Krychowiak, czyli niezbędnym elementem łączącym linię obrony z pomocą. Sprawa z Lucasem Silvą szybko się zamknęła, ale w dalszym ciągu nie uciekaliśmy z Madrytu, gdyż wyczuliśmy tam niesamowitą okazję. Przygodę z Realem Madryt kończył również Luka Modrić, który zadomowił się w Hiszpanii i szukał kolejnej drużyny właśnie w La Liga. Raczej nie spodziewałem się pozytywnego zakończenia tej transakcji, ale ofertę gwieździe Chorwackiej piłki złożyliśmy i również poprosił o czas. 

W oczekiwaniu na decyzję Navasa i Modrica zrealizowaliśmy parę innych ruchów transferowych:

Alex Dos Santos - młody bramkarz z przyzwoitym potencjałem, raczej na pozycję numer 3 wśród bramkarzy. Ściągnięty za niemal 200 tys. euro z Atletico Madryt.

Mateusz Żukowski - mój faworyt z Lechii Gdańsk. Ogromny potencjał, ale póki co melodia przyszłości. Zapłaciliśmy za niego około 4 milinów euro, od razu wypożyczony do Getafe. Bruno Amione - mimo zaledwie 18 lat, już posiada ogromne umiejętności. Środkowy obrońcy. Ściągnięty z Argentyny za 2,7 mln euro. 

Thomas Meunier - wypożyczony z PSG, w którym był już niepotrzebny. Dla nas zawodnik perfecto, z ogromnymi umiejętnościami i przede wszystkim - uniwersalny. Idealny zastępca Jesusa Navasa.

Carlos Alena - przedłużyliśmy o rok jego wypożyczenie z FC Barcelony. Młody Hiszpan świetnie odnajdujący się na pozycji rozgrywającego. 

 

W końcu dotarły do nas dwie wiadomości, zła i dobra odnośnie Navasa i Modrica. Keylor odrzucił naszą propozycję i przystał na ofertę przedłużenia umowy z Realem tym samym akceptując siebie jako wiecznego rezerwowego. Natomiast genialną wiadomością było przyjęcie oferty przez Lukę Modrica który dołączył do naszego zespołu. 

Odrzucenie oferty przez Keylora było dla nas naprawdę problematyczne, gdyż w tej sytuacji na rynku nie było żadnego bramkarza, który spełniałby nasze wymagania i ponadto mieścił się w ciasnym budżecie. W końcu obrałem inną taktykę odnośnie goalkeepera i próbowałem namówić Vaclika na pozostanie. Tomas jest bramkarzem o naprawdę dużych umiejętnościach, jednak w ostatnim roku pełnił rolę zaledwie zmiennika Sergio Rico. Czech dostał atrakcyjną ofertę z Napoli, ale po wielu moich prośbach zdecydował się zostać, o ile będzie rzeczywiście numerem jeden wśród bramkarzy, dałem mu tę gwarancję. Za kilka dni dopiąłem transakcję ściągnięcia rezerwowego goalkeepera, którym okazał się być Jack Butland. Stoke City otrzymało za niego 4 miliony euro. 

Kadra na ten moment wyglądała następująco:

Bramkarze: Tomas Vaclik, Jack Butland, Alex Dos Santos 

Vaclik oczywiście numero uno wśród bramkarzy. Zmiennika jednak ma solidnego, bo będzie nim Jack Butland. Alex Dos Santos to póki co, pozycja numer 3 wśród goalkeeperów. 

Boczni obrońcy: Thomas Meunier, Aleix Vidal, Guliherme Arana, Sergio Escudero 

Tutaj rywalizacja naprawdę zdrowa, boki obrony mamy solidne i po przyjściu Meuniera już nikt nie płacze za Navasem.

Środkowi obrońcy:  Simon Kjaer, Sergi Gomez, Bruno Amione, Max Wober

Jest Kjaer, który został wybrany nowym kapitanem i długo długo nic. O miejsce obok niego walczyć będzie Gomez z Amione. Wober to raczej nie ten poziom i co gorsza, nie rokuje najlepiej na przyszłość, pewnie zimą już się z nami pożegna, a w jego miejsce przyjdzie ktoś do pierwszego składu. 

Defensywni pomocnicy: Lucas Silva, Ibrahim Amadou, Genaro

Typowa szóstka to podstawowy element mojej taktyki. Tu raczej na tle dwójki pozostałych wyróżnia się Lucas Silva, ale nikogo nie przekreślam i nie faworyzuję. Rywalizacja będzie zdrowa, zacięta. 

Środkowi pomocnicy: Luka Modrić, Ever Banega, Roque Mesa, Carlos Alena

Chyba najlepiej obstawiona pozycja w naszej drużynie. Jest w kim wybierać i tu nie ma lepszych, gorszych pod względem umiejętności, mniej więcej wszyscy są na podobnym poziomie. Przez ogromne doświadczenie na pewno widzę w pierwszej jedenastce Lukę Modrica, a o tym, kto zagra obok niego, zdecyduje forma w sparingach. 

Ofensywni pomocnicy: Franco Vazquez, Pablo Sarabia, Quincy Promes, Jesus Maria Cano

Vazquez, Sarabia, Promes - każdy z nich byłby gwiazdą w niemal każdym klubie La Liga, a miejsca w składzie są tylko dwa. Na tych pozycjach na pewno stosować będę rotację. Dodatkowo jest niezwykle młody ale i uzdolniony Cano, który dostanie swoją szansę, najpewniej w Pucharze Hiszpanii. 

Napastnicy: Munas Dabbur, Ben Yedder, Munir

Tutaj miejsce w składzie dostanie tylko jeden i będzie nim Ben Yedder, który zdecydowanie wyróżnia się na tle kolegów. Każdy jednak dostanie swoją szansę by udowodnić przydatność dla drużyny. Dużo uwagi przykuwam do Munira, który może się solidnie rozwinąć

 

Jeżeli chodzi o zawodników którzy opuścili nasz klub to oprócz Sergio Rico pokaźną kwotę zainkasowaliśmy również na transferze Luisa Muriela do Brighton. Na obu tych zawodnikach udało się zarobić łącznie około 40 milionów euro. Poza tym klub opuścili Pozo, Żukowski i Gnagnon, jednak były to tylko wypożyczenia.  

 

Przygotowania do sezonu przebiegły sprawnie i z optymizmem patrzymy w przyszłość. Podczas 8 sparingów ani raz nie przegraliśmy a z naszymi rywalami rozprawiliśmy następująco:

FC Emmen (3:1), Alemere City (5:0), Ajax (2:1), Almeria (2:0), Granada (4:2), Real Madryt (2:0), Shandong (4:1)

Największe powody do optymizmu dało zwycięstwo nad Realem Madryt, oby udało się ten wynik powtórzyć w lidze.

 

Podczas przygotowań w miarę wykrystalizowała się podstawowa jedenastka która prezentuje się tak:

Vaclik - Meunier, Gomez, Kjaer, Escudero - Lucas Silva - Modrić, Mesa - Sarabia, Vazquez - Ben Yedder

Zapewne i taką jedenastką wyjdziemy na pierwszy bój w lidze, a zagramy z Valencią na ich terenie, więc mecz będzie bardzo ciężki. 

 

CDN. 

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

#7 Jesienna depresja

 

Mimo bardzo udanych przygotowań do sezonu pierwszy mecz w La Liga wzbudzał mój niepokój. Myślę, że nawet nie chodziło o mój debiut w oficjalnym spotkaniu na stanowisku szkoleniowca Sevilli, ale o rywala, z jakim przyszło się nam zmierzyć. A była to rewelacja poprzedniego sezonu - Valencia. Pod wodzą Marcelino drużyna ze wschodniego wybrzeża Hiszpanii doszła do finału Ligi Mistrzów, gdzie ostatecznie przegrała z Chelsea. Jakby tego było mało, Valencia przez długi okres przewodziła w lidze, na koniec dając się wyprzedzić drużynie Atletico Madryt. Mimo, że w obu tych rozgrywkach nie udało się zwyciężyć, to ekipa nietoperzy mogła ten sezon nazwać olbrzymim sukcesem. Nie byliśmy jednak w tym starciu spisywani na straty, ponieważ trzon tej drużyny - Kondogbia oraz Neto opuścili Valencię za sporą sumę pieniędzy, ale najważniejsze, ojciec sukcesu - Marcelino, pożegnał się z posadą przejmując Liverpool który nie miał trenera od momentu przejścia Kloppa do FC Barcelony. 

W końcu przyszedł dzień sądu i obserwowana przez wszystkich Valencia... zalicza wpadkę! Sevilla gromi Valencię na ich własnym stadionie 4:2. Gwiazdą spotkania niewątpliwie Ben Yedder. 

Szybko minął tydzień i przyjechała do nas drużyna z Barcelony. Jednak nie była to ekipa Messiego i spółki, a nieco słabszy Espanyol. Sevilla wygrywa 3:1, piękny start czeskiego trenera. To nie jest żaden żart - tak brzmiał tytuł artykułu w jednej z renomowanych gazet opisujący spotkanie Sevilli z Espanyolem. To tylko pokazuje, że na Półwyspie Iberyjskim wciąż jestem dosyć anonimową postacią, mimo, że jakiś czas temu biegałem po tych boiskach jako zawodnik! No ale, co tam, polak-czech dwa bratanki, czy jakoś tak...

Co się odwlecze, to nie uciecze... wspomniana przed chwilą ekipa Messiego i spółki przywitała nas 12 września. Ta data na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Pierwszy dzień mojego 42-letniego życia, kiedy czułem się tak bezsilny i nieporadny. Myślę, że mógłbym to spotkanie porównać do meczu Lechii z Interem w Mediolanie, ale nawet wtedy moja była ekipa miała jakiegoś asa w rękawie. Na Camp Nou natomiast nie mieliśmy niczego, czym moglibyśmy postraszyć Barcelonę. Dostaliśmy cztery bramki. Hat-Trick Suareza, jedną dołożył Messi. Chętnie wymazałbym z pamięci tą naszą nieporadność z tego wieczora. 

Chcieliśmy się zreflektować przed własną publicznością tydzień później. Przyjechała do nas drużyna Eibaru. Mimo zwycięstwa 1:0, wstydziłem się za grę mojej drużyny. Totalnie nie zasługiwaliśmy w tym meczu na trzy punkty, a słaby Eibar mógł, a nawet powinien nam wcisnąć chociaż jedną bramkę. Cóż za (nie)szczęście, że trafili na świetnie dysponowanego Vaclika

Kolejne spotkanie ligowe rozegraliśmy 3 dni później. Tym razem nie mieliśmy już tyle szczęścia. Przyjechała do nas po raz kolejny słaba drużynka, a był nią Real Valladoid. Jednak to ekipa z końcówki tabeli, po 90 minutach mogła opuszczać boisko z podniesioną głową. Po kolejnym BARDZO słabym meczu przegraliśmy 0:1 i czara goryczy się przelała. 

 

Musiała polać się krew, i się polała. Z pierwszej jedenastki wylecieli faworyzowani dotychczas przeze mnie - Vazquez, Ben Yedder, Kjaer oraz Meunier. Ich miejsce w podstawowej jedenastce zajęli - Sarabia, Dabbur, Wober oraz Vidal.

Jak się okazało - zdało to egzamin. Po raz trzeci z rzędu podejmowaliśmy drużynkę z końca tabeli, było to Deportivo Alaves, tym razem jednak, rozprawiliśmy się z nimi jak należy. Zwycięstwo 4:0 po bramkach Promesa, Munira oraz Banegi. Wprowadzenie nowych do składu dało nadzieję oraz powody do optymizmu przed derbami...

 

3 października 2020

Na Estadio Ramón Sánchez Pizjuán zebrał się komplet publiczności. Pojedynki Betisu z Sevillą od zawsze cieszą się ogromną popularnością w Hiszpanii. Niewiele spotkań jest w stanie przyciągnąć takie tłumy na stadion i przed telewizory, jak właśnie mecz derbowy. Szczególnie taki, gdy obie ekipy w tym sezonie idą niemal łeb w łeb. Na boisko wystawiłem jedenastkę, która w tym momencie była w najlepszej formie, prezentowała się ona następująco:

Vaclik - Vidal, Gomez, Wober, Escudero - Lucas Silva - Modrić, Mesa - Promes, Sarabia - Ben Yedder. 

Po niespełna 10 minutach już żałowałem swoich decyzji personalnych. Na telebimie widniał już wynik 0:2, oczywiście na korzyść gości. Do przerwy już nic się zmieniło. Na drugą połowę wybiegliśmy po delikatnych roszadach, jednak wciąż biliśmy głową w mur. W 65. minucie chciałem się zapaść pod ziemię, kiedy to Tello podwyższył wynik na 0:3. To był pierwszy raz, kiedy usłyszałem gwizdy naszych kibiców. W stronę zawodników posypały się wulgarne słowa, a Ci bardziej kulturalni kibice postanowili... opuścić stadion. Nie chcę opisywać, jak wtedy się czułem, ale podjąłem decyzję - wszystko na jedną kartę. Przeszliśmy totalnie do ofensywy a potwierdzeniem tego było wprowadzenie Franco Vazqueza za Aleixa Vidala. Kto by się spodziewał, że tak szybko przyniesie to skutek. W 71 minucie nadzieję dał Roque Mesa, a w 89 apetyt rozbudził Wissan Ben Yedder. 90 minuta na zegarze, wynik to 2:3. Mimo, że sędzia doliczył sporo, to już nie zdołaliśmy nic zrobić. Ostateczny wynik derbów - 2:3 na korzyść Betisu. 

Solidna fala krytyki spadła na nas po tym meczu, ale nie ma co mówić - zasłużenie. Na szczęście terminarz uraczył nas teraz 2-tygodniową reprezentacyjną przerwą. To był idealny czas, by przeanalizować błędy, przygotować się do meczu z Celtą Vigo, oraz przeprosić się z niektórymi zawodnikami...

Przerwa reprezentacyjna wyszła nam na dobre. Pierwszy mecz po przerwie to wyjazd na mecz z rewelacją tego sezonu - Celtą Vigo. Ekipa prowadzona przez Marcelo Bielsę musiała jednak pogodzić się ze stratą punktów, bo po zaciętym spotkaniu ostatecznie to moi chłopcy zwyciężyli 3 do 2.

To był taki mecz na przełamanie, czułem, że forma wróciła. Dowodem na to było zwycięstwo 2:1 nad Rayo Vallecano. Mimo, że wynik nie powalał, to gra mojej drużyny już tak. Zagraliśmy świetny mecz i szczęście się do nas uśmiechnęło, bo gola na wagę trzech punktów zdobyliśmy w... 93 minucie. 

Małym reset od zmagań w lidze było spotkanie z Deportivo La Coruna w Pucharze Hiszpanii. Z racji, że za parę dni czekał nas mecz z Atletico Madryt, to na mecz z Deportivo nie wyszła podstawowa jedenastka, a coś na kształt mieszanki. Jak się okazało, była to mieszanka wybuchowa która zmiotła Deportivo z powierzchni boiska. Wygraliśmy skromnie 2:0, ale aż 30 razy próbowaliśmy szczęścia oddając strzały w kierunku bramki gości. 

W pełni formy przywitaliśmy gości ze stolicy Hiszpanii. Obrońcy tytułu też w tym sezonie nie narzekali na brak skuteczności, znajdując się w ścisłej czołówce tabeli. Nic więc dziwnego, że po raz kolejny stadion został zapełniony. Drużyna, której kapitanem jest gwiazda światowego formatu - Griezmann szybko została przez nas zaskoczona. Już w drugiej minucie Pablo Sarabia umieścił piłkę w siatce gości. Nam jednak było mało. Drużyna Atletico też jednak uparcie walczyła o odzyskanie kontaktu. Zostało im to jednak bardzo utrudnione w 60 minucie, kiedy to pięknym strzałem popisał się Munas Dabbur i było już 2:0. Do 90 minuty nic się nie zmieniło. Sędzia techniczny wyświetlił komunikat - 4. Tyle minut zostało doliczonych do końcowego gwizdka. Zabójcze, cholerne 4 minuty....

Sevilla 2:2 Atletico Madryt (Sarabia 2', Dabbur 60' - Correa 90+3, Griezmann 90+3)

 

To co się wydarzyło w ostatnich minutach meczu pozostawiam bez komentarza. W szatni zachowałem się jednak zupełnie inaczej. Totalnie sfrustrowany, szczególnie, że był to tak zwany mecz o kontakt z czołówką ligi, wyburzyłem na zawodników. Na niektórych z nich nie pozostawiłem suchej nitki, szczególnie na Vidalu oraz Butlandzie, którzy totalnie zawalili przy tych bramkach. Po tym tragicznym wieczorze napięcie w naszej szatni rosło. Media zaczęły pisać, Vidal ponoć szuka nowego klubu, w szatni gdy jednak pytałem - nikt nic nie wiedział. 

Na chwilę zrobiło się fajnie, pojechaliśmy do Malagi gdzie wypunktowaliśmy miejscową drużynę 2:1. Złości na chwilę odeszły w niepamięć, ale nie pozwoliły o sobie zapomnieć...

 

Druga połowa listopada, na zewnątrz coraz zimniej, a przed nami dwa wyjazdy, dalekie wyjazdy - do San Sebastian oraz Villarealu. Te dwa mecze, to była totalna porażka. Graliśmy piach i nie zasługiwaliśmy nawet na jeden punkt i słusznie, go nie dostaliśmy. Porażka 1:2 z Realem Sociedad oraz 0:2 z Villarealem spowodowały, że deszczowe chmury znów pojawiły się nad Sevillą. W szatni wybuchł Aleix Vidal, który oznajmił, że zimą zamierza opuścić nasz zespół. Gdy się mu sprzeciwiłem, okazało się, że w szatni jest grupka, która się z nim zgadza. To był moment, w którym uświadomiłem sobie, że jeżeli uda mi się przetrwać w Sevilli do zimowego okienka transferowego, to będzie trzeba zrobić gruntowną przebudowę. A wizja mojego przetrwania się oddalała, media zaczęły pisać, że działacze mają dość nieudolnego polaka (w końcu się nauczyli, o zgrozo!) i szukają już następcy. Ja jednak nie miałem zamiaru żegnać się z aktualnym miejscem pracy. Co trzeba było zrobić, żeby się utrzymać na posadzie, gdy szatnia nie jest już za trenerem? Przede wszystkim, punktować. Przeanalizowałem terminarz do przerwy świątecznej - przed nami rewanż z Deportivo w Pucharze Hiszpanii, a później ligowy maraton - Levante, Real Madryt oraz Getafe. 4 mecze, 4 zwycięstwa, tylko to mogło mnie uratować przed utratą posady... 

 

CDN. 

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...