Skocz do zawartości

Payphone - Co przyniesie przyszłość?


bacao

Rekomendowane odpowiedzi

A ta zaczęła się dla nas kapitalnie. Czy jest coś lepszego dla kibica Białej Gwiazdy niż pokonanie lokalnego rywala na jego stadionie w wysokich rozmiarach? A to udało nam się to w połowie lutego przy Kałuży. 5:0, "Pasy" napoczął golem w debiucie Straith, a później swój koncert rozpoczął Bonazzoli, pakując cztery sztuki bramkarzowi Pasów, Taudulowi. Te szampańskie nastroje szybciutko spacyfikowała w polu kukurydzy Termalica, która postawiła nam trudne warunki, co starczyło nam tylko na wydarcie punkciku. Ale to tam pierwszego gola dla nas po centrze z rożnego strzelił Chrzanowski. Na szczęście później ogarnęliśmy się i odnieśliśmy cztery zwycięstwa z rzędu (1:0 z Wisłą P., 2:1 z Zagłębiem L., 3:0 z Zagłębiem S. i 1:0 z Jagiellonią). Pomału rozkręcał się Straith, który wpakował w tym okresie dwie sztuki (pierwsza bramka z Lubinem i ostatnia z Sosnowcem), w lekkim kryzysie był za to Zachara. A w meczu z Górnikiem Zabrze cała jedenastka miała lekki kryzys, na szczęście nie do końca wykorzystany przez zabrzan. Ucierpieli tylko kibice, którzy nie zobaczyli bramek. Te za to posypały się w końcówce sezonu zasadniczego; zaczęło się w pierwszym meczu Pucharu Polski w Szczecinie, gdzie pierwszego gola dla klubu zdobył Rodney Kongolo. Dwie sztuki dołożył Zachara, w międzyczasie cegiełkę dołożył Jaworski i byliśmy już praktycznie w finale. W lidze rozgromiliśmy kolejno Śląsk 4:1, Arkę 5:1 i Chrobrego 3:0. Następnie trzecim garniturem zremisowaliśmy u siebie w rewanżu z Pogonią. Był to celowy zabieg, bo już za trzy dni przyjeżdżała do Krakowa Legia i nie było sensu przemęczać podstawowego składu przed takim meczem, zwłaszcza że mogliśmy zwiększyć swoją przewagę w ostatnim meczu przed podziałem punktów. I to zrobiliśmy! Wszystkie bramki padły w drugiej połowie; zaczął w 54. minucie Popović, po tym jak Belloni świetnym podaniem wypuścił Słoweńca, a ten strzałem w górny róg pokonał bramkarza Legii. Po dwóch minutach jednak wyrównał Guilherme strzałem z 25 metrów; nie był on najmocniejszy, ale za to niezwykle precyzyjny, co nie pozwoliło Chorążce na skuteczną interwencję. Ale później przy głosie byliśmy tylko my; w 66. minucie Popović dośrodkował z rzutu rożnego wprost na głowę Żemły, a ten nie pomylił się i znów byliśmy na prowadzeniu. Jedenaście minut później Bonazzoli przy wyprowadzaniu kontry zagrał na prawo do Videmonta, ten popędził do linii końcowej i dośrodkował na szósty metr, gdzie był Fede, który był na miejscu i dostawił nogę. A wynik w 86. minucie ustalił Pietrzak po fantastycznym podaniu naszego napastnika. Co za wiktoria! Po podziale punktów mamy trzy oczka przewagi i przewagę psychologiczną nad Legią i aż dziewięć nad Lechem. O reszcie szkoda wspominać.

Grupę mistrzowską zainaugurowaliśmy lekko rezerwowym składem z siódmą w tabeli Jagiellonią. Było to jednak bardzo słabe spotkanie w naszym wykonaniu; karnego nie wykorzystał Zachara, który miał coraz więcej gorszych momentów, coraz częściej zawodził. Przed przerwą jeszcze sztukę wpakował nam Lazarević i nie wyglądało to dobrze. Na szczęście dla nas na początku drugiej połowy czerwoną kartkę dostał Kostewycz, co miało być dla nas pewnego rodzaju ułatwieniem. I na szczęście uratowaliśmy chociaż punkt, kiedy Porębski pokonał w końcu Sinana Bolata. Dlaczego wystawiłem rezerwy? Bo za trzy dni graliśmy na Narodowym w finale Pucharu Polski z imienniczką z Płocka. Rewanż za - przepraszam młodych czytelników, ale tak to trzeba nazwać - przejebany półfinał z zeszłego roku okazał się sukcesem. Na gola Bonazzolego odpowiedział jeszcze Szczepaniak, ale później Straith, ponownie Bonazzoli, a na koniec Banik przechylili szalę na naszą korzyść. Jest pierwszy Puchar Polski w moim dorobku! Ale po wielkim sukcesie czy zwycięstwie musi nadejść lodowaty prysznic, który dostaliśmy we Wrocławiu. Najpierw w siedem minut padły trzy bramki, niestety dwie dla Śląska i trzeba było trochę zedrzeć gardło w szatni. Na szczęście po przerwie wyrównał Zachara. Co z tego, skoro najpierw Adrian, a później Taschy wpakowali nam po sztuce i tyle było z trzech punktów. Ale odrodziliśmy się w pięknym stylu; najpierw u siebie pokonaliśmy Zagłębie Lubin 4:1 (Chrzanowski, Fomin 2x, Banik - Nespor), a w Płocku w takim samym stosunku pojechaliśmy tamtejszą Wisłę w takim samym stosunku (trzy czerwone kartki, samobój Quintany dla Nafciarzy, ale i dwupak Straitha + po golu Jaworski i Pietrzak). Nieprawdopodobny mecz rozegraliśmy jednak z Legią, rozgromiliśmy bowiem "Wojskowych" aż... 7:1! Napoczął już w pierwszej minucie Zachara, który dwadzieścia jeden minut później podwyższył wynik. Po trzecim golu, którego strzelił Fomin, Legia chyba do reszty pogrążyła się w bezradności, co jeszcze przed przerwą wykorzystali Porębski i Zachara, który w ten sposób skompletował hat-tricka. W "Przeglądzie Sportowym" zamieszczono zresztą zdjęcie, gdzie niczym Guardiola po pięciopaku Lewandowskiego z Wolfsburgiem złapałem się za głowę. Po przerwie na gola Silvy odpowiedział co prawda Wilczek, ale na osiem minut przed końcem wynik ustalił Porębski. Gwoli statystyki, najgorsza ocena w tym meczu wynosiła... 8,0, a miał ją niemal bezrobotny tego dnia Mateusz Lis. Do tytułu wystarczyło więc wygrać w Gdańsku.

I zrobiliśmy to! Już na początku meczu rywali oszołomił golem Porębski, a przed przerwą Chrzanowski powiększył naszą przewagę. W drugiej połowie kontrolowaliśmy przebieg meczu i w ten oto sposób nie musieliśmy się martwić o to, czy ktoś nas jeszcze doścignie. Na sam koniec omal nie pozbawiliśmy pucharów Lecha Poznań połączeniem młodzieży; do przerwy było co prawda 0:2 po golach Oriola Riery i Czerwińskiego, lecz później działy się istne cuda, graniczące z mówieniem ludzkim głosem przez zwierzęta. Najpierw Zaklika dośrodkował w pole karne, gdzie najlepiej odnalazł się Adamec, który dobrze dostawił nogę. Osiem minut później centrę Pietrzaka wybił jeszcze Wojdak, ale poprawka trafiła już na głowę Jaworskiego, który wyrównał. A w 64. minucie Pietrzak znów dośrodkował w szesnastkę, tym razem za pierwszym razem na głowę Mandrysza, który główką pokonał Miłosza Mleczkę. Ależ zagrałem Nenadowi na nosie rezerwami :D :D :D:D 

Jeśli chodzi o indywidualne laurki - na pewno Bonazzoli, który w 38 meczach (z tego 26 w pierwszym składzie) strzelił 23 gole i miał średnią 7,33. Kapitalny sezon zaliczył Belloni, który strzelił 9 goli i miał dwa razy tyle asyst, co m.in. dało mu średnią 7,35. O jedną i bramkę, i asystę mniej miał Rafał Pietrzak, który jednak coraz bardziej odstaje od drużyny, jeżeli chodzi o umiejętności. Swoje zrobił Zachara, choć coraz częściej zaczyna zawodzić. Na prawym skrzydle fajnie spisywali się Videmont (7 goli, 14 asyst, 7,33 średnia) i Fomin (5 goli, 6 asyst, 7,36). Fajnie w zespół wkomponował się Straith, który w jedenastu meczach puknął aż siedem goli! Ogólnie w zespole nie było jakichś bardzo słabych punktów, a jeśli już będę kogoś sprzedawał, to niespełnione "talenciaki", które ukończyły wiek juniora lub zawodnicy, z których nic więcej nie wycisnę, a do końca został rok kontraktu. Ale to już w lipcu.

A na koniec sezonu grała jeszcze reprezentacja Polski. Najpierw graliśmy, nie rozumiem dlaczego, na stadionie Legii z Ghaną. Prowadziliśmy już 3:0 z Ghaną (Aidoo sam., Małecki, Drygas), lecz piłkarze kraju z Afryki rozpoczęli akcję "Liverpool w Stambule". Najpierw Andre Ayew jeszcze w pierwszej połowie strzelił gola honorowego, Shadrach - kontaktowego, a Appiah ostatecznie wyrównał. Czy to jest jakaś klątwa w pierwszych meczach selekcjonerów? :D:D :D Zrehabilitowaliśmy się za to na Islandii; najpierw Szymanowski wyprowadził nas na prowadzenie, a potem miał miejsce Milik show. Snajper Schalke zdobył w tym meczu hat-tricka i zasłużenie został wybrany piłkarzem meczu. Jazda zacznie się w drugiej połowie roku, kiedy to we wrześniu zagramy z Cyprem (dom) i Rosją (wyjazd), w październiku z Litwą (dom), a w listopadzie z Cyprem (wyjazd) i Islandią (dom).

Odnośnik do komentarza

Jednak w tak zwanym międzyczasie gruchnęła sensacyjna wiadomość - Bogusław Leśnodorski zwolnił trenera Jacka Magierę! Dlaczego? Legia przecież za każdym razem kończyła sezon na drugim miejscu, nie miała jakichś większych kryzysów. Czy przeważyło to, że "Wojskowi" zakończyli sezon z ośmioma punktami straty do nas? Nie wiadomo. Ale cóż, mleko się rozlało i trzeba żyć dalej. Do europucharów awansowali Wisła Płock (3. miejsce) i Lech Poznań (4. miejsce). My zaś w spokoju pracowaliśmy nad wzmacnianiem słabych punktów na boisku i na ewentualnych ruchach z klubu (nie będę robił niewolnika z pracownika).

A kilka takich ruchów było dość zaskakujących. Zaczęło się od zakusów Saint-Etienne na Mateusza Lisa, co zaowocowało negocjowalną ofertą. Ja postanowiłem wycisnąć jak najwięcej z tej oferty, dogadaliśmy się na 875 tysięcy euro + 30% z następnego transferu i w ten oto sposób zarobiliśmy kolejne pieniądze na szczycie formy piłkarza nadającego się co najwyżej na Ekstraklasę. Jeszcze większym majstersztykiem było sprzedanie innego przeciętnego do bólu piłkarza, Marcina Jaworskiego; miał świetny sezon (23/4/5/7,45), ale czuję, że to jest po prostu jego maksimum i z radością wypuściłem go do SV Ried za 700 tysięcy euro + 50% z następnego transferu. Trochę więcej działo się na początku lipca. Przede wszystkim kontraktu nie chce przedłużyć Michal Adamec, a to jest ostatnie okienko, w którym mogę na nim zarobić (i to całkiem sporo). Pierwszego lipca oficjalnie potwierdziliśmy transfer Chorążki do Leeds (wyobrażacie to sobie IRL? :D ) za 925 tysięcy euro i połówkę z następnego transferu; wycisnąłbym więcej, ale strasznie ograniczała mnie klauzula odejścia w wysokości 950 tysięcy euro (ci przeklęci agenci...). Błyskawicznie wypełniliśmy te luki; najpierw w końcu przybył do nas 18-letni Darko Spasovski z Wardaru Skopje (750 tysięcy euro); piszę w końcu, bo z klubem i otoczeniem zawodnika porozumieliśmy się już ponad rok temu, ale w Macedonii zawodnicy nie mogą przechodzić za granicę przed ukończeniem 18. roku życia. Darko już teraz ma umiejętności na Ekstraklasę, a wątpię, żeby ekstraklasowe "strzelby" jakoś bardzo wymęczyły naszego Macedończyka. "Jedynką" w tym sezonie będzie wyciągnięty z wielkiego Atletico, choć ostatnio wypożyczony do Albacete Andre Moreira, bramkarz dobry pod każdym względem (i czysto bramkarskim, i psychicznym); daliśmy za niego co prawda 1,5 mln euro, ale uważam, że są to bardzo dobrze wydane pieniądze, zwłaszcza przy 2200 euro tygodniowej pensji. Oprócz tego na samym początku lipca dołączyli sprowadzeni na prawie Bosmana Dario Diaz z Olimpo (młodziutki, ale piekielnie zdolny LO, szkoda tylko, że bez paszportu UE) i... Dawid Kownacki z Lecha! On w tej edycji nie jest na tyle mocny, co IRL (na jednym moim save tułał się chyba po Ekstraklasie/1. lidze), ale to jest ciągle przyzwoity napastnik, nawet na nasze barwy. Na wypożyczenia przybyli Jorginho z Benfici (lewoskrzydłowy), Demeaco Duhaney z Man City (prawy obrońca) i Matheo Gillet (napastnik). Dlaczego dwóch napastników? Bo Sampdoria postanowiła dać szansę Bonazzolemu w swoim klubie, a postanowiłem też sprzedać Zacharę, ponieważ za rok kończy mu się kontrakt, a moim zdaniem to ostatni dzwonek, by na nim zarobić. Podobny los spotka też raczej innego ulubieńca trybun, Rafała Pietrzaka. Jeszcze tylko zgarnęliśmy 30 "patyków" od Udinese za Piotrka Świątko i można było grać mecz o Superpuchar z Wisłą Płock. Sam mecz nie był jakimś specjalnym widowiskiem; w debiucie trafił "Kownaś", w samiutkiej końcówce płocczan dobił Fomin i pierwszy Superpuchar za mojej kadencji można było wstawiać do gabloty. A między Superpucharem i startem Ekstraklasy dopięliśmy chyba największy transfer z Ekstraklasy w historii tej ligi; Everton za Adamca zapłacił 12,5 MILIONA EURO!!!. Przypominam - ściągnęliśmy go za 700 tysięcy euro. Paru menedżerów Ekstraklasy mogłoby się uczyć ode mnie robienia interesów. 

Do momentu inauguracji sezonu z Lechią Gdańsk (19.07) dokonaliśmy jeszcze kilku korekt. Wypożyczyliśmy środkowego pomocnika Mehmeta Kilica z Ajaxu (będzie walczył o pierwszy skład z Popoviciem), Matteo Gasperoniego z Atalanty (chyba nasz najlepszy w tym momencie ŚPD) oraz Gennaro Marigliano z Lazio (będzie walczył o pierwszy plac z Reguilonem). W drugą stronę powędrowali Diaz (wypożyczenie do Newell`s za 10k miesięcznie, i tak by nie grał u nas, a zawsze sobie gdzieś tam pogra), niestety Zachara (za 600k do Realu Irun), Martuszewski (100k do Paderborn) i Dworzyński do Górnika Łęczna za 30k. Inauguracja sezonu nie oznacza u nas końca okienka, a co za tym idzie - domkniętej kadry, kilku graczy będę chciał jeszcze sprzedać, może za kogoś rzucą jakimiś "zielonymi"... Ciekawe, co to będzie.

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Inauguracja ligowa wypadła dla nas bardzo dobrze, ponieważ ograliśmy Lechię 2:0; najpierw Popović wypuścił skrzydłem Belloniego, który dośrodkował na drugi słupek do Fomina, pierwszą próbę odbił jeszcze Kuciak, ale przy dobitce Słowak był bezradny. A po godzinie było 2:0, rozegraliśmy szybką, składną akcję, Porębski zagrał do będącego idealnie w linii Kownackiego, który bez problemów pokonał bramkarza Lechii. Po tygodniu inaugurowaliśmy zmagania w Lidze Mistrzów; pomimo rozstawienia w 3 rundzie eliminacji wylosowaliśmy dość trudnego rywala, jakim była Crvena Zvezda. Pierwszy mecz padł jednak naszym łupem, po golach Belloniego i Fomina wygraliśmy pierwszy mecz, rozgrywany na naszym boisku. Na wyjeździe jednak podtrzymaliśmy formę, już w 4. minucie nasz piękny Włoch napoczął Serbów, poprawił zaraz po przerwie "Kownaś" i mogliśmy już meldować się w ostatniej rundzie eliminacyjnej, gdzie na naszej drodze znów stanie mistrz Rumunii, tym razem jednak zamiast Astry będzie to FCSB. W międzyczasie średnio nam szło w Ekstraklasie; najpierw zaserwowaliśmy kibicom w Szczecinie prawdziwą strzelaninę, remisując 4:4, choć prowadziliśmy już 3:1. Potem jednak odpalił się Adam Buksa, który dwoma golami doprowadził do remisu, a w końcówce Dominik Kun trafił na 4:3. W 90. minucie jednak Videmont zdołał wyrównać i wywieźliśmy przynajmniej ten jeden punkcik. W trzeciej kolejce znów doszło do podziału punktów, niestety miało to miejsce w derbach i niestety kibice nie uświadczyli bramek. Przed meczem z FCSB wymęczyliśmy jednak zwycięstwo 2:0 z Podbeskidziem (gole Videmonta i Kownackiego).

Szybko jednak okazało się, że prawdopodobnie będziemy drużyną nastawioną raczej na sukcesy w Europie (przynajmniej na razie); w Ekstraklasie idzie nam średnio, ale w pucharach... Najpierw u siebie wygraliśmy 2:0 (34 oddane przez nas strzały, z czego 16 celnych; strach pomyśleć, co by się stało przy lepszej skuteczności), a ozdobą meczu była bomba z dystansu autorstwa Straitha. Nasz młody Kanadyjczyk z 25 metrów trafił niemal w same widły. W rewanżu do przerwy wbiliśmy Rumunom trójkę i w zasadzie nasz awans do elity był pewny. W drugiej połowie zagraliśmy słabo, po samobójczym golu Marigliano i bramce Alibeca FCSB doszło nas na 3:2, ale na szczęście rywale nie zdołali wbić trzeciej bramki i cenne mikropunkciki za zwycięstwo trafiły na konto naszej ligi. O kolejne będzie jednak trudniej, bowiem po raz 2137 dostaliśmy trudną grupę. Roma, Tottenham, Benfica Lizbona. Damn.

Świętowanie awansu odbiło nam się jednak po trzech dniach, kiedy to Zagłębie Lubin było kolejnym zespołem, który urwał nam punkcik za sprawą wiecznie wypożyczanego z Sassuolo Kima Hery`ego. Ten mecz przypadł na ostatni dzień okienka transferowego, a więc należałoby w tym miejscu powiedzieć o kilku transferach. Przede wszystkim właśnie na około dwie godziny przed końcem okna Benfica właśnie aktywowała klauzulę kupna Chrzanowskiego (4,8 mln euro). Wcześniej odrzucaliśmy oferty właśnie z Lizbony i z FC Porto, ponieważ wiedziałem, że nie znajdę już nikogo wartościowego w końcówce okna. Najwidoczniej jednak na Estadio da Luz ostro się wnerwili i zagrali va banque. Będą grali więc Żemło i Silva, a jednym z czwórki stoperów będzie młody, ale bardzo zdolny Konrad Kalinowski. Do Molde odszedł z kolei brat Terrence`a Kongolo, Rodney; stwierdziłem, że chyba wycisnąłem z niego wszystko, co mogłem, i nie byłoby sensu trzymać go dłużej w klubie. Na wypożyczenie do Mlady Boleslav udał się Rafał Pietrzak (jak wyżej), a kapitalną dla nas ofertę wypożyczenia za Quintanę złożyło FC Groningen (105 tysięcy euro miesięcznie za takiego przeciętniaka...). Zastąpić go ma kolejny owoc naszej współpracy z Sampdorią, Alex Pastor Carayol, co ciekawe wychowanek Sampy. Ostatni transfer w tym okienku miał charakter tylko i wyłącznie symboliczny, na koniec kariery do Krakowa wrócił bowiem... Jakub Błaszczykowski! Po wypełnieniu kontraktu w Wolfsburgu Kuba mógł dołączyć za darmo; ofertę za niego złożyła Jagiellonia, ale my przebiliśmy ich ofertę, dodatkowo i sam zawodnik chciał wrócić do Krakowa, więc wszystko zagrało. A i sam Kuba przydał nam się w pewnym momencie sezonu.

Wróćmy jednak do Ligi Mistrzów, bo szło nam tam naprawdę kapitalnie. W pierwszym meczu grupowym na White Hart Lane kibice Kogutów przecierali oczy ze zdumienia, kiedy to Dawid Kownacki w przeciągu pięciu minut dwukrotnie pokonał Hugo Llorisa! Mało tego, mogliśmy jeszcze powiększyć naszą przewagę, ale karnego nie wykorzystał teoretycznie najlepszy w tej dziedzinie w naszym klubie Sergio Reguilon. To był znak dla Tottenhamu, że można jeszcze powalczyć z tymi krakusami, i po golach Cavaniego i Burke`a odwrócili stan meczu. Nie zdołali jednak strzelić zwycięskiego gola. Mamy pierwszą od czasu wygranej na Signal Iduna Park zdobycz punktową z wyjazdu w LM! Na fali ograliśmy na naszym boisku Benfikę 4:1; najpierw było 1:1 po golach Porębskiego dla nas i Mitroglou dla oponentów. Potem jednak pomógł nam za sprawą swojego samobójczego trafienia Danilo, a pod koniec dwie sztuki załadował jeszcze Kownaś, pomału pracując na przydomek "Mr. Champions League". Dawid nie zatrzymywał się ani na chwilę i w kolejnym meczu, tym razem z Romą, były napastnik Lecha w końcu załadował hat-tricka, dopomógł mu po raz kolejny Porębski i znów wygraliśmy 4:1. Co ciekawe, gole w tym meczu strzelali tylko Polacy, bowiem dla Giallorossich trafienie zanotował Sebastian Szymański. Tak dobrze nie było już jednak na Olimpico, choć do 67. minuty trzymaliśmy się dzielnie. Wtedy to jednak gola strzelił Nainggolan, na minutę przed końcem dobił nas El Shaarawy i jeszcze nie mogliśmy świętować awansu do 1/8 finału. Dokonaliśmy jednak tego dwa tygodnie później, kiedy to kolejny zespół padł przed naszą twierdzą, a był nim Tottenham. Porębski w 19., a później znów "Kownaś" w 65. i 67. minucie. Po raz drugi w historii awansowaliśmy do 1/8 finału, pytanie tylko, kto wyjdzie z którego miejsca. My mamy 10 punktów, Roma 9, Tottenham 7 (i bezpośredni mecz z Romą) i Benfica bez szans na awans z trzema punktami. Dla bezpieczeństwa wypadało więc wygrać w Portugalii. Niestety w tym meczu odpalił się napastnik gospodarzy, Ze Gomes, który zanotował hat-tricka. Po sztuce dołożyli Jović i Alario, dla nas trafił Belloni i wiedzieliśmy już, że trzeba oglądać się na mecz Tottenhamu z Romą. Tam od 8. minuty prowadzili Rzymianie po golu Edina Dżeko, ale tak jak swego czasu Fall w Odense, tak i tym razem w ostatniej minucie wyrównującego gola dla Kogutów strzelił Alli, a że mieliśmy lepszy bilans meczów z Romą, to my przy równej liczbie punktów awansowaliśmy do 1/8 finału Z PIERWSZEGO MIEJSCA i będziemy rozstawieni w losowaniu par tej fazy. Coś pięknego.

Tak samo pięknie szło nam w Ekstraklasie. Do 30 listopada nie przegraliśmy meczu w lidze (po drodze notując tylko remis z Zagłębiem Sosnowiec, reszta to same zwycięstwa). W ostatnim meczu listopada rozorała nas (znowu) Lechia, a konkretniej Patryk Tuszyński, który zaaplikował nam hat-tricka, a z boiska w 63. minucie za wjazd obunóż w jednego z graczy Lechii wyleciał Błaszczykowski, który jak wiadomo, jest idealnym przykładem boiskowego brutala. Gwoli statystyki, Lecha pokonaliśmy na naszym boisku 2:0 (Gillet, Jorginho), a Legię na wyjeździe w takim samym stosunku (Videmont, Belloni). Jeżeli chodzi o Puchar Polski - radzimy sobie. Już w drugiej rundzie trafiliśmy na Jagiellonię, ale zdołaliśmy ograć białostoczan z lekkimi problemami 3:2 (Kownacki, Porębski, Belloni - Lazarević, Klimala). W trzeciej rundzie pokonaliśmy w Nowym Sączu tamtejszą Sandecję 2:1; męczyliśmy się z niżej notowanym rywalem, do 71. minuty po golach Kubana i Kudelskiego był remis 1:1, ale wtedy Błaszczu trafił na 2:1 i zapewnił nam awans do ćwierćfinału. Tam wylosowaliśmy Górnika Łęczna, którego pokonaliśmy w pierwszym meczu przy Reymonta 2:0 (Jorginho, Mandrysz), a w Łęcznej absolutne rezerwy utrzymały awans, choć nie bez trudu, bo po golu Ubiparipa przegrywaliśmy 0:1. Na cztery minuty przed końcem Belloni jednak wyrównał i dopełnił formalności. O finał na Narodowym zagramy z GKS Katowice.

Reprezentację opiszę w kolejnym poście.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...