Skocz do zawartości

Payphone - Co przyniesie przyszłość?


bacao

Rekomendowane odpowiedzi

W tygodniu poprzedzającym mecz z Piastem Gliwice wydarzyły się trzy ważne rzeczy; najpierw Mączyński zdenerwował się na mnie o brak gry, ale przynajmniej zrozumiał, że powinien odrobinę poczekać, bo sezon jest długi, będą kontuzje/kartki itp. Po drugie, zielone światło do treningów dostali Małecki i Plewka, ale nie wystawiałem ich jeszcze do gry. Ale jakaś tam równowaga w przyrodzie musi zostać zachowana, i Uryga doznał urazu pięty, przez co będzie pauzował dwa tygodnie.

A w piątek o 20:30 (to niezłe Canal + Sport) na nasz stadion obok naszej jedenastki wybiegła jedenastka podopiecznych Radoslava Latala, w której wyróżniali się m.in. król asyst zeszłego sezonu Patrik Mraz czy Radosław Murawski. Zabrakło jednak największej chyba gwiazdy Piastunek (ostatnio to określenie polubił sam Jacek Kurowski :P  :P ) Sasy Żivca, wątpliwe jednak, by jego brak przyczynił się do losów Piasta w tym meczu. A zaczęło się pięknie, strzał Sadloka z drugiej minuty zablokował jeszcze Hebert, ale nieco później Stilić i Brożek wymienili podania, Bośniak w końcu podał na 20 metr do Popovicia, Denis oddał mocny strzał, Szmatuła jednak odwalił Lisa z soboty i to my cieszyliśmy się z gola! Gliwiczanie próbowali odpowiedzieć strzałem Papadopulosa, ale piłka poszybowała mniej więcej na wysokość drugiego piętra. Po chwili powinno być już 2:0, Videmont dośrodkował z prawej strony na szósty metr, był tam Brożek, ale uprzedził go Szmatuła. To nie był jednak koniec naszych ataków, Popović chwilę później zagrał na lewo do Valencii, ale Kolumbijczyk trafił tylko w boczną siatkę. 21 minuta, Stilić dośrodkowuje z rożnego, Llonch główkuje, ale wybija to Bukata. 36 minuta i kolejna fantastyczna szansa przed nami, Valencia uruchamia Brożka, który zauważa Stilicia, ten podaje do Videmonta, Francuz strzela, ale tylko w słupek! Ostatnią szansę w pierwszej odsłonie miał Hebert po wrzucie Sedlara z wolnego, ale Załuska złapał piłkę. W szatni powiedziałem chłopcom, by nie odpuszczali; byle odbitka z kapelusza i będzie niewesoło.

Chłopaki wzięli sobie moje słowa do serca, wprawdzie w 53 minucie Szmatuła obronił jeszcze mocny strzał Brożka, ale cztery minuty później od golkipera Piastunek odwróciło się szczęście, Stilić wypuszcza lewą stroną Valencię, ten dośrodkował, a piłka odbiła się od nogi Girdvainisa (chyba jakiś arcyogór XDDDDD) i wpadła do siatki. Po trzech minutach nasi kibice znowu mieli powody do radości, Stilić do Valencii, ten z pierwszej piłki podał na 20 metr do Brożka, Paweł wypuścił Videmonta, który strzałem w długi róg nie dał szans Szmatule. Później tempo meczu kompletnie siadło, na kwadrans wprowadziłem nawet Porębskiego, jeszcze tylko właśnie Przemek i Pietrzak nie wykorzystali okazji i nastał koniec meczu. CO-ZA-PASSA! Tylko że... pal licho, że w środku tygodnia Podbeskidzie w PP, ale za tydzień - Legia u siebie. Damn...

16.09.2016, Stadion im. Henryka Reymana, Kraków, 9396 widzów
L9 (4.) Wisła - (11.) Piast 3:0 (Popović 11`, Girdvainis 58` (sam.), Videmont 60`)


Popović z MOTMem po prośbie o grę w pierwszym składzie, wcześniej to samo Stilić... Ciekawe...

Tabela Ekstraklasy po 9 kolejkach: https://zapodaj.net/abc8a4ddb5575.jpg.html

Odnośnik do komentarza
4 godziny temu, Lucifer Morningstar napisał:

Mówiłem żeby stawiać na Popo:) 

Ano mówiłeś :)  Problem z nim jest taki że z niego jest niezły WR, a ja cenię sobie zrównoważonych ŚP, takich co rozegrają, ale i odbiorą, pokryją itp. Ale najwidoczniej dobrze sobie radzi w tej roli :)

Tak jak pisałem, w środku tygodnia graliśmy mecz trzeciej rundy Pucharu Polski w Bielsku-Białej z miejscowym Podbeskidziem. My graliśmy w środę, a dzień wcześniej kibice przeżywali nie lada emocje. Najpierw skończyła się przygoda GKS-u Katowice, którzy dzielnie walczyli z Termalicą, czego rezultatem był remis 3:3 w regulaminowym czasie gry. Ale Kornel Osyra w 107 minucie strzelił decydującą bramkę. Dużo działo się też w Częstochowie; najpierw przy stanie 2:1 dla Śląska dogrywkę Rakowowi zapewnił w 92 (!) minucie Przemysław Oziębała. Później tuż przed końcem pierwszej części dogrywki Biliński wyprowadził wrocławian na prowadzenie. Gospodarze jednak wykazali się ogromną determinacją i na trzy minuty przed końcem strzelili wyrównującą bramkę (konkretniej chyba jedyny pro piłkarz który strzelił gola... pośladkami, czyli Adam Czerkas). Jednak Śląsk uciekł ze stryczka dzięki bramce Pawelca w... 121 minucie. Ależ musiało się tam dziać!!! Tyle szczęścia nie miała Jagiellonia, która przegrała w Nowym Sączu z Sandecją 0:1! Ależ póki co rozczarowuje ta Jagiellonia... Bez problemów awansowała za to Cracovia po wygranej z Widzewem 3:0.

My jednak też nie mieliśmy lekko z Góralami; po półgodzinie gry Chmiel mocnym strzałem dał prowadzenie bielszczanom. Na szczęście pięć minut później Videmont wyrównał. Od 76 minuty graliśmy w przewadze po spóźnionym wślizgu Felscha, co jednak nie pozwoliło nam uniknąć dogrywki. Tam jednak na szczęście Pietrzak (pierwszy gol dla klubu) i Małecki w ostatniej akcji meczu przechylili szalę zwycięstwa na naszą korzyść. W ćwierćfinale zagramy z imienniczką z Płocka, która również potrzebowała dogrywki, by pokonać Zagłębie Lubin 2:1. Oba gole dla płocczan strzelił Reca. W innych meczach Lechia pokonała Ruch na wyjeździe 1:0, a Pogoń potrzebowała karnych, by pokonać Piasta.


21.09.2016, Stadion Miejski w Bielsku-Białej, 8225 kibiców
PP 3Rnd Podbeskidzie - Wisła 1:3d (Chmiel 30` - Videmont 35`, Pietrzak 95`, Małecki 120+1`)


Ale nie meczem z Podbeskidziem żyli kibice Białej Gwiazdy. Na Reymonta przyjeżdżała bowiem Legia Warszawa, absolutnie najlepszy polski klub ostatnich kilku lat, trzykrotny (w ciągu ostatnich czterech sezonów) mistrz Polski i pierwszy od 20 lat polski zespół w Lidze Mistrzów, mający już za sobą jeden mecz (2:3 z PSG). Pomimo meczu w LM za trzy dni (W, Olympiakos) Legioniści wystawili bardzo mocny skład, z Vadisem Odjidja-Ofoe, Radoviciem czy Jędrzejczykiem. Już w drugiej minucie mieliśmy pierwszą okazję, Małecki dośrodkował z rzutu wolnego, Głowacki odegrał głową do Gonzaleza, a ten z dwóch metrów... trafił prosto w Malarza. W 13 minucie na własnej połowie błąd techniczny popełnił Chukwu, Videmont przejął piłkę, podał do Brożka, ten na lewo do Małeckiego, ale ten okropnie spudłował. W odpowiedzi Hamalainen podał do Chimy Chukwu, ten mocno strzelił lewą nogą, ale nad poprzeczką. W 23 minucie Brożek podał do Stilicia, ten bez namysłu oddał strzał na bramkę, ale Malarz popisał się bardzo dobrą paradą. Cztery minuty później po faulu Vadisa na Mączyńskim odgwizdano rzut wolny, Stilić dośrodkował na Głowackiego, ale ten uderzał niecelnie. Później, jak to zwykle bywa w Ekstraklasie, miała miejsce seria rzutów wolnych; pudłowali kolejno Semir i Guilherme. Udało nam się jednak zdobyć gola do szatni, Mączyński, który zastąpił w pierwszym składzie Popo (Mąka chyba jest pewniejszy na tego typu mecze) przebiegł z piłką kilkadziesiąt metrów, zagrał na prawo do Palencii, ten dośrodkował na 16 metr, Stilić ubiegł Odjidję w walce o piłkę i pięknym uderzeniem wyprowadził nas na prowadzenie! Tyle do przerwy. W szatni powiedziałem chłopakom, by nie odpuszczali; Legia w każdej chwili jedną akcją mogła odwrócić losy meczu.

Ale chłopcy kompletnie nie zastosowali się do moich słów, i zaraz po przerwie Hamalainen zagrał do Chukwu, Załuska niepotrzebnie chyba wyszedł na szósty metr zostawiając bardzo dużo miejsca na krótkim rogu, co bez skrupułów wykorzystał Nigeryjczyk. To już któryś taki błąd Załuski... Próbowaliśmy odpowiedzieć po stałych fragmentach gry, najpierw strzał Mączyńskiego z wolnego zablokował Radović, a chwilę później Gonzalez minimalnie spudłował. Legia ograniczała się już raczej do przeszkadzania nam i dowiezienia remisu, co było moim zdaniem dość dziwną taktyką... W 67 minucie na rozruszanie ofensywy weszli Ondrasek i Valencia (za Brożka i Małeckiego). Na jedenaście minut do końca Sadlok dośrodkował w szesnastkę, Videmont strzelał z ostrego kąta... ale nad poprzeczką!

Aż nastała druga minuta doliczonego czasu gry, mieliśmy n-ty już rzut rożny. Do piłki podszedł Stilić, gestem pokazał wariant rozegrania kornera. Bośniak dośrodkował na krótki słupek, najlepiej odnalazł się tam Gonzalez... GOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOLLLLLLLLLLLLLL!!!!!! Absolutnie cały stadion oszalał, ja wykonałem rajd niczym Jose Mourinho za najlepszych czasów, Ivan utonął w objęciach kolegów!! Na więcej nie starczyło już czasu! Jesteśmy pierwszym zespołem, który w tym sezonie pokonał Legię Warszawa! Póki co to zwycięstwo daje nam awans na trzecie miejsce w tabeli, ale swojego meczu nie rozegrała jeszcze Lechia, która podejmować będzie Ruch.

24.09.2016, Stadion im. Henryka Reymana, Kraków, 24045 widzów
L10 (4.) Wisła - (1.) Legia 2:1 (Stilić 43`, Gonzalez 90+2`, - Chima Chukwu 46`)

Odnośnik do komentarza
10 godzin temu, Lucifer Morningstar napisał:

Jaga już tak ma w fm że słabo zaczyna i Probierz szybko traci robotę. W każdej mojej karierze tak było. 

 

Bardziej chyba powinno się palić jak na moje w Lubinie - sezon wcześniej europuchary, teraz strefa spadkowa...

Wyjazdowym meczem jedenastej kolejki z Wisłą Płock inaugurowaliśmy październik. Beniaminek z Mazowsza bardzo dzielnie póki co poczyna w LOTTO Ekstraklasie, balansując na granicy grupy mistrzowskiej i spadkowej. Trzeba też przyznać, że naszemu przeciwnikowi udało się skompletować całkiem fajną paczkę, na czele z Dominikiem Furmanem, dużym talentem Arkadiuszem Recą czy Giorgim Merebaiszwilim. Na ten mecz zdecydowałem się na trzy zmiany, wróciłem do pierwszego składu Popovicia za Mączyńskiego, dałem szansę Valencii - Małecki nie spisał się jakoś nadzwyczajnie z Legią oraz Ondraskowi za nienajlepszego Brożka.

Nafciarze mieli pierwszą okazję w meczu, Wlazło wygrał głowę z Sadlokiem, piłkę przejął Iliew (nie Ivica :P ), strzelił mocno, acz niecelnie. Niedługo później Merebaiszwili dośrodkował w pole karne, Reca główkował, ale Załuska sparował piłkę do boku. Po dość długim okresie typowej dla naszej ligi nudy, obecny pupilek Jerzego Brzęczka postanowił ożywić publiczność zgromadzoną na trybunach... centrostrzałem; Załus z problemami, ale jakoś odbił to na rzut rożny. Trzy minuty później Głowacki stanął na drodze piłki, którą próbował wybić Wlazło, łaciata trafiła do Lloncha, który bez namysłu oddał strzał... niestety w słupek! W międzyczasie okazje miał Merebaiszwili, ale to strzelał niecelnie, to blokowali go nasi obrońcy... Ostatnia okazja w pierwszej odsłonie należała do nas, Llonch przejął bezpańską piłkę, zauważył Videmonta, który podał do Stilicia, ten przedryblował kilku obrońców płocczan i minimalnie się pomylił. 

Po przerwie w końcu jakąś okazję miał Ondrasek, Palencia dośrodkował na szósty metr, Zdenek strzelił, ale niecelnie. Za drugim razem jednak poprawił się i to znacząco, Popovic zagrał na lewo do Valencii, Stępiński wygarnął piłkę wślizgiem, całej sytuacji kompletnie nie ogarnął Bozić, co wykorzystał "Kobra" dopadając do piłki i strzałem przy słupku notując (w końcu...) pierwsze trafienie w sezonie. Nafciarze chcieli odpowiedzieć w dość niecodzienny sposób, Reca bowiem dośrodkował w pole karne, ale do... niziutkiego (no dobra przesadziłem, 173 cm to nie jest jakiś mikrus) Dominika Kuna. Niewiele się jednak ten piłkarz pomylił. Później zmianami (m.in. Żemło za Palencię z żółtkiem czy Porębski za Stilicia) pomału zabijałem mecz, niewiele jednak brakowało, byśmy zremisowali ten mecz; wybitą przez jednego z obrońców piłkę przejął Rogalski, podał na około 20 metr do Wlazły, a ten pomylił się dosłownie o centymetry. Chwilę później nastał jednak koniec. Cóż, najważniejsze są trzy punkty. Aha, po meczu z Legią pozostaliśmy na trzecim miejscu, bo gdańszczanie tylko zremisowali z wiecznie niemającym pieniędzy Ruchem 1:1. Obecnie póki co jesteśmy nawet wiceliderem, ale swojego meczu nie rozegrał jeszcze Lech. Grają z Górnikiem Łęczna, więc raczej wygrają...

01.10.2016, Stadion im. Kazimierza Górskiego, Płock, 6797 widzów

L11 (7.) Wisła Płock - (3.) Wisła Kraków 0:1 (Ondrasek 61`)

Odnośnik do komentarza

A jednak piłkarze Lecha okazali się większymi frajerami niż myśleliśmy, i przegrali na Arenie Lublin 2:3. Trzy punkty łęcznianie mogą zawdzięczać Piotrowi "Mr. Volley" Grzelczakowi, który popisał się hat-trickiem. Zatem przez przerwę reprezentacyjną byliśmy wiceliderami! Na reprezentacje pojechali Valencia, Echavarria (Kolumbia U-20) i Dabila (WKS U-20). Rodacy Escobara zremisowali z rówieśnikami z Ekwadoru 0:0 oraz przegrali z Brazylią 0:2 (gola strzelił m.in. Malcom, ten sam co go Valverde marnuje :P ); Valencia rozegrał oba spotkania i nie spisał się źle, Echavarria zagrał krótko z Ekwadorem i zagrał dosyć słabo. Repra U-20 WKSu ograła z kolei rówieśników z Libii 2:1 i Gwinei 5:1; Kouadio nie wyróżnił się niczym szczególnym. Ci co zostali, rozegrali sparing z Hutnikiem Nowa Huta (3:0, Małecki x3). Nie żebym jakąś wielką wagę przykładał do tego typu sparingów, ale Ondrasek zagrał na... 6,5! I ty chcesz, chłopie, grać regularnie w pierwszym zespole...

Po dwóch tygodniach jednak wszyscy wracali do ligowej młócki. Nas czekała walka o obronę tak dobrej pozycji w tabeli przed wściekłym po kompromitacji w Lublinie Lechem. Z perspektywy czasu śmieszna ciekawostka, scout zajmujący się rozpracowywaniem rywali za najmocniejszy punkt Kolejorza wskazał... Mihai Raduta :D :D:D . U nas niestety wielka strata, za kartki bowiem będzie pauzował Pol Llonch. Musiałem zdać się na Alana Urygę...

Zaczęło się od mocnego uderzenia; Popovic zauważył na lewej flance rozpędzającego się Małeckiego, Majewski minął się z piłką, a Kędziora musiał ratować się faulem w szesnastce. Mariusz Złotek lubi sobie czasem nie podyktować oczywistego karnego, ale w tym przypadku nie miał prawa się pomylić, i się nie pomylił. Do piłki podszedł Stilić i pomimo wielkiej presji - jakby nie było, do jakiejkolwiek piłki wybił się tu, na Bułgarskiej - wykorzystał jedenastkę. Lech próbował od razu odpowiedzieć, próbę Majewskiego Załuska odbił na rzut rożny, a nieco później Pawłowski chybił o centymetry. My odpowiedzieliśmy w 26 minucie, strzał jednego z naszych piłkarzy obronił Putnocky, a dobitkę Popo zablokował Wasielewski. Po dwóch minutach jednak lechici dopięli swego, Radut podał do Kownackiego, ten będąc tyłem do bramki wycofał do Jevticia, Szwajcar od razu zagrał do wychodzącego na pozycję napastnika, a ten wykorzystał zawahanie się obrony i 85897363892 odsłonięcie krótkiego słupka przez Załuskę... Co więcej, po chwili Jevtić mógł wyprowadzić Lecha na prowadzenie, ale jego wolej przeszedł minimalnie nad bramką. Aktywnie też na skrzydle działał Pawłowski, przez którego Łukasz miał dużo pracy, postraszył też Kownacki, który minimalnie spudłował z główki. Nie mogliśmy wytrzymać tego naporu i puściło w 40 minucie, Uryga stracił piłkę na rzecz Pawłowskiego, który podał do Jevticia, ten podał do Kownackiego, który wypuścił po prawej stronie Majewskiego, ten uciekł jednemu z naszych obrońców i popisał się strzałem nie gorszym od tego na słynnej Gali Ekstraklasy. W przerwie opieprzyłem chłopaków; Lech nie był Realem Madryt, wystarczyło moim zdaniem przycisnąć.

Zaraz po przerwie podopieczni Bjelicy chcieli więcej, Jevtić najprawdopodobniej sprowokowany przez Załusa, który zostawił więcej miejsca przy lewym słupku, strzelił właśnie tam, Łukasz dobrze sobie poradził, a dobitka Szwajcara zatrzymała się na poprzeczce. Później z dystansu niecelnie strzelali Kownaś oraz Pawłowski. Ale, cytując Szpakowskiego, niewykorzystane sytuacje mszczą się; łańcuszek podań Uryga-Stilić-Brożek, Paweł wypuścił wbiegającego z głębi pola Popovicia, Kędziora nie zdążył dobiec do Słoweńca,  a ten precyzyjnym strzałem pokonał Putnockiego! Bardzo dobrą sytuację później miał Małecki, laga bita przez Gonzaleza doszła do Ondraska, rzeźnik Tetteh odebrał mu piłkę, ale w taki sposób, że ta trafiła do Małego, ale uderzył zdecydowanie za mocno... Lech później znów próbował powalczyć o trzy punkty, ale czynił to często strzałami z dalszej odległości (Majewski z wolnego, Gajos). W 85 minucie meczówkę na nodze miał wprowadzony Ondrasek; Gonzalez zagrał znowu "na aferę" piłkę, która miała trafić do Sadloka, to podanie przejął Nielsen, ale tak niechlujnie, że Sadlok bez problemów przechwycił piłkę, centra w pole karne, Zdenek miał ostry kąt, ale i dwa-trzy metry do bramki.... KURTYNA, SŁUPEK!!!!! W końcówce szanse mieli jeszcze Stilić i Videmont, ale pudłowali. Remis, z którego strasznie się cieszę...

15.10.2016, INEA Stadion, Poznań, 18882 widzów
L12 (3.) Lech - (2.) Wisła 2:2 (Kownacki 28`, Majewski 40` - Stilić 9` (k.), Popović 61`)

Odnośnik do komentarza

O przedłużenie naszej kapitalnej passy walczyliśmy z Termalicą Nieciecza, która coraz śmielej poczyna sobie w Ekstraklasie, a obecnie zajmuje miejsca około środka tabeli. Po zawieszeniu za kartki wrócił Llonch, bezbarwnego Videmonta zastąpił Pedro Rios, a najbardziej zaskakująca zmiana miała miejsce w ataku. Skoro Brożek zawodził, Ondrasek jakby chciał, ale nie mógł, a o Zacharze szkoda się wypowiadać, w bój posłałem... Echavarrię, dla którego był to debiut w Ekstraklasie. Od początku zapowiadało się na typowe ekstraklasowe nudy; pierwsza okazja miała miejsce w 17 minucie, Jovanović podał do Gutkovskisa, nasi obrońcy wykazali się niewiarygodną biernością, Łotysz strzelił, ale Załuska odbił ten strzał na rzut rożny. Ale z tegoż rogu dośrodkował Babiarz, Załus chyba sam nie wiedział, czy chce łapać, czy piąstkować, więc wypuścił piłkę z rąk, nasi piłkarze odpuścili Jovanovicia, a ten półwolejem z lewej nogi posłał piłkę do pustej bramki. W 24 minucie Stilić uderzał z półwoleja, ale Trela pewnie zatrzymał piłkę. Dwie minuty później Małecki swoim idiotycznym i deblinym wjazdem* obunóż w Osyrę zmniejszył nasze szanse na korzystny wynik w tym meczu (sędzia nie był ślepy i wlepił Patrykowi czerwo). Poszkodowany jakiś czas później próbował odgryźć się nam z rzutu wolnego, ale niecelnie. 33 minuta, tym razem do wolnego podszedł Babiarz, dośrodkował w pole karne, ale Putiwcew uderzył głową minimalnie niecelnie. Pięć minut później kolejny stały fragment gry, Stilić dośrodkował z rożnego, Głowacki uderzył głową, ale w Trelę. I to tyle z pierwszej połowy.

W drugiej, pomimo opierdolenia (bo to już tak trzeba nazywać) chłopaków dalej byliśmy bez ikry, polotu, chęci do zrobienia czegokolwiek. W 55 minucie znowu Babiarz z wolnego, znowu na Putiwcewa, znowu niecelnie. W 69 minucie z kontuzją musiał zejść z boiska Rios; od razu wykorzystałem limit zmian, bo siedem minut wcześniej z placu gry zszedł Echavarria, za Pedro wszedł Porębski, a za Stilicia Valencia. Nic a nic to nam nie pomogło. Dopiero na cztery minuty przed końcem Llonch dopadł do odbitej gdzieś tam piłki, strzelił, ale minimalnie nad bramką. Tak, to była nasza najlepsza okazja. Przegrywamy i spadamy na czwarte miejsce. Cóż, najwidoczniej trzeba było spłacić długi u niebios za farty z Wisłą Płock i Lechem... I to jeszcze w urodziny taki numer...

22.10.2016, Stadion im. Henryka Reymana, Kraków, 12599 widzów
L13 Wisła - Termalica 0:1 (Jovanovic 17`)


Dokładniejsze badania wykazały naciągnięcie więzadeł kolanowych, co oznacza około miesiąc pauzy. Damn...

*najprawdopodobniej jest to jakiś zwalony bug z tymi wjazdami, bo w poprzedniej karierze nawet przy wygranych 3:0 zdarzało się, że wchodzili obunóż, gdzie nie ma absolutnie podstawy na coś takiego...

 

Odnośnik do komentarza

Z tego wszystkiego nie napisałem o kilku rzeczach: po pierwsze, zwichnięcia stawu skokowego doznał Pietrzak i na jakiś czas dublerem Sadloka będzie słabiutki Spicić. Po drugie, warto napisać o wynikach reprezentacji Polski, które są naprawdę dobre. Pokonaliśmy bowiem w Kopenhadze Duńczyków 2:0 (Grosicki, Lewandowski) i kilka dni później, już na Narodowym, Kazachstan 3:0 (Lewandowski, Milik z karnego, Linetty). Na ten moment prowadzimy z dorobkiem 7 punktów. O ile PZPN nie zorganizuje meczu towarzyskiego, to rok nasza kadra będzie kończyć w Święto Niepodległości, kiedy to na naszym boisku będziemy podejmować Czarnogórców.

 

My tymczasem walczyliśmy o możliwość gry w półfinale Pucharu Polski; na drodze stanęła nam imienniczka z Płocka, którą chwilę wcześniej położyliśmy 1:0. Ze względu na nasze boje w Ekstraklasie i szeroką kadrę, posłałem do boju drugi garnitur, więc szansę dostali tacy piłkarze jak wspomniany Spicić, Zachara czy Żemło; od pierwszej minuty wyszedł też Porębski. A mecz zaczął się najgorzej jak mógł, grający menedżer płocczan Dominik Furman dośrodkował w szesnastkę, tam najlepiej odnalazł się Sielewski (ale co się dziwić, jak krył go niski Bartosz...) i skierował głową piłkę do bramki. 18 minuta, Uryga sfaulował Kriwca na około 25 metrze, do piłki podszedł Rogalski, ale uderzył on niecelnie. W 27 minucie Zachara popisał się fenomenalnym podaniem do Porębskiego, ten uderzył lewą nogą, ale za słabo i Kiełpin bezproblemowo to obronił. Pięć minut to nasz napastnik miał dobrą okazję, Mączyński zagrał długie podanie na Mateusza, ale Kiełpin złapał jego strzał głową. Bramkarza płocczan próbował zaskoczyć też Spicić za pomocą centrostrzału, oczywiście nieudanie. Ale w 41 minucie udało nam się strzelić wyrównującego gola; najpierw Videmont podał do Porębskiego, ten wypuścił Zacharę, a ten mając przed sobą Kiełpina strzelił w lewą rękę golkipera i piłka wyszła na rzut rożny. Podszedł doń Małecki, obrońcy Płocka wybili dośrodkowaną piłkę, Mały dopadł do niej, a centrę naszego lewoskrzydłowego wykorzystał strzałem z kilku metrów Mączyński! Jeszcze przed przerwą prowadzenie próbował uzyskać dla nas Videmont, ale jego pierwszą próbę zablokował Sielewski, a drugą wyłapał Kiełpin

Po przerwie przeprowadziliśmy ładną i składną akcję, Hugo podał na prawo do Bartosza, ten wrzucił piłkę na długi słupek, gdzie znalazł się Mączyński, który oddał strzał - obroniony przez Kiełpina. Trzy minuty później jednak Wiśle Płock znowu poszczęściło się przy stałym fragmencie gry, Rogalski strzelił z około 30 metrów, piłka odbiła się od jednego z naszych obrońców i wpadła do siatki, kompletnie myląc Łukasza... Nam się nigdy, psia kość, nie odbije... Nam się co prawda nie odbiło, ale udało nam się udanie odgryźć; Dabila podał na lewo do Małeckiego, ten przełożył sobie piłkę na lewą nogę, wstrzelił na szósty metr, gdzie najlepiej odnalazł się Porębski, i zdobył swojego pierwszego gola w seniorskiej karierze! Teraz to my przejęliśmy inicjatywę, okazje mieli Brożek i Boguski, ale Kiełpin był na posterunku. Później obie strony zbierały siły do uderzenia w samej końcówce meczu. Pierwsi byli "Nafciarze", Kun z Kriwcem wymieniali podania, ten pierwszy zagrał po skrzydle do polskiej odpowiedzi na pięknego N`Golo, Jose Kante, ten popisał się indywidualną akcją, ale uderzył nad poprzeczką. Piłkę meczową miał z kolei młody Porębski po podaniu Valencii, próbę Przemka zablokował Furman. Niedługo później sędzia zakończył mecz. Jesteśmy w słabej sytuacji...

25.10.2016, Stadion im. Henryka Reymana, Kraków, 12766 widzów
PP Ćwf. 1M Wisła K. - Wisła P. 2:2 (Mączyński 41`, Porębski 64` - Sielewski 10`, Rogalski 57`)

Odnośnik do komentarza

Przed opisem kolejnego meczu warto jeszcze wrócić do wydarzeń z poprzedniej kolejki Ekstraklasy. Spotkały się bowiem drużyny, w których stołki menedżerskie są najgorętsze: Jagiellonia oraz Zagłębie Lubin. Jeszcze przed spotkaniem kilku czołowych dziennikarzy w kraju czy to na Twitterze, czy w różnych programach, których jest - przynajmniej moim zdaniem - za dużo, spekulowało, że w przypadku porażki na Słonecznej prezes Kulesza może bardzo poważnie rozważyć zwolnienie Michała Probierza. Ta porażka z kolei zachwiała też nieco pozycją Piotra Stokowca. Innymi słowy, karuzela trenerska zaczynała się kręcić.

Tak się składa, że Miedziowi byli naszym następnym przeciwnikiem. Na ten moment jest to chyba największe rozczarowanie sezonu; nasz tegoroczny reprezentant w europejskich rozgrywkach, obecnie zajmujący ostatnie miejsce w tabeli, pomimo tego, że w kadrze mają takich zawodników jak StarzyńskiJach czy czołowy strzelec poprzedniego sezonu w barwach Piasta Gliwice Martin Nespor. Zmieniłem trzech piłkarzy w wyjściowej jedenastce w porównaniu do "spektaklu" z Niecieczą, Videmont zastąpił Riosa, Valencia zastąpił zawieszonego Małeckiego, postanowiłem też wrócić do Brożka, któremu zwróciłem uwagę na nienajlepszą formę, ale też powiedziałem, że cały czas w niego wierzę. Obie drużyny od początku starały się atakować, konstruować składne akcje. W 3 minucie Valencia dośrodkował do Videmonta, ale ten spudłował. Siedem minut później swojego szczęścia z kolei spróbował Starzyński, jego strzał jednak zablokował Popović. Dwie minuty później Piątek (nie ten :P ) wyszedł na wolne pole Nesporowi, oddał strzał, ale bardzo niecelny. W 23 minucie Stilić postanowił rozegrać rzut wolny zamiast strzelać; Bośniak podał do Popovicia, ten od razu zauważył Brożka, który bez namysłu strzelił, ale Polacek popisał się dobrą interwencją. Dziesięć minut później niestety kontuzji doznał Videmont, jednak póki co nie była ona na tyle groźna, by musiał od razu schodzić z boiska; musiałem wszakże mieć ten uraz na uwadze, by nie pogłębić go. A cztery minuty później to właśnie Francuza na skraju szesnastki sfaulował Cotra, za co arbiter podyktował rzut wolny. Do piłki podszedł Stilić i niczym za najlepszych czasów w Lechu Poznań idealnie strzelił z rzutu wolnego! Gol nie z tej planety! Całą naszą ławkę ogarnął szał radości, ponieważ nie graliśmy jakoś zdecydowanie lepiej, i taki gol był dla nas wybawieniem. I to tyle z pierwszej połowy.

W drugiej jako pierwsi zaatakowali gospodarze, po centrze Janusa z rzutu wolnego główkował Jach, ale niecelnie. Zaraz po tej akcji piątkę wybijał Załuska, Stilić przedłużył podanie głową, piłka trafiła do Brożka, który ograł jednego z obrońców i popędził na bramkę, ale jego strzał wylądował na słupku... W 59 minucie Brożek ze Stiliciem rozegrali dwójkową akcję, Bośniak podał do Videmonta, ale Francuz spudłował. Jednakże kolejny nasz atak po dłuższej przerwie przyniósł drugą bramkę, Valencia podał na środek do Popovicia, ten po rozważeniu opcji zagrał po linii do Stilicia, ten zagrał do Brożka, który mierzonym strzałem pokonał Polacka. Kibice mieli po tym wszystkim dość i około 80 minuty zaczęli opuszczać stadion, nie widzieli więc szansy Porębskiego, który otrzymał dobre podanie od Brożka, ale próbę Przemka złapał Polacek. Jakiś czas później sędzia odgwizdał koniec meczu. Kolejne trzy punkty na naszym koncie, a "mejweni" chyba będą się zastanawiać, co dalej ze Stokowcem...

29.10.2016, Stadion Zagłębia, Lubin, 4946 widzów
L14 Zagłębie - Wisła 0:2 (Stilić 39`, Brożek 71`)

Odnośnik do komentarza

Ostatni mecz pierwszej połowy sezonu (nie rundy jesiennej, jeszcze sobie z kilka spotkań rewanżowych zagramy...) graliśmy - dla odmiany - z chyba największą rewelacją sezonu, konkretniej Górnikiem Łęczna. Pomimo konieczności gry przez cały sezon na wyjeździe (konkretniej na Arenie Lublin) i klecenia składu z trytytek, taśmy klejącej, różnego rodzaju innych śmieci i dwóch śrubokrętów (DzalamidzeAtoche) podopieczni Franciszka Smudy zajmowali w chwili rozgrywania tego meczu piąte (!) miejsce w tabeli. Dla nas była to też szansa na wskoczenie na fotel lidera, ponieważ Legia i Lech zremisowały swoje mecze (odpowiednio 0:0 z Cracovią i 2:2 z Ruchem); wygrana dałaby nam awans. Jednak o ile dotychczas bilans kontuzji był jako taki (od dawna kontuzjowany Buchalik, Pietrzak, Rios i Videmont), tak teraz spadła na nas istna plaga kontuzji. Najpierw (31.10) mięsień czworogłowy naciągnął Ever Valencia (2 tygodnie pauzy), co było sporą niedogodnością, bo nie miałem żadnego OPL (Małecki musiał jeszcze odcierpieć swoje odpały z Termalicą). W Zaduszki mięśnie brzucha naciągnął Zaklika (9-12 dni). Prawdziwy dramat rozpoczął się dzień później - najpierw okazało się, że zakrzepicy (ŻE CO DO .... ?!)* nabawił się Krzysio Mączyński; dla niego bankowo skończyła się już jesień, z kolei mięśnie skośne brzucha naderwał Załuska (3-4 tygodnie), co oznaczało, że musiałem przeprosić się z Miśkiewiczem, którego chciałem się już pozbyć; normalnie postawiłbym na Chorążkę, ale on dopiero wracał do treningów po ciężkiej kontuzji. Za kartki pauzowali też Ivan Gonzalez i Sergi Palencia, przez co szansę dostali wypożyczony z Monaco Dabila i młody Bartosz.

Do naszego ataku na szczyt przystąpiliśmy niesamowicie zdeterminowani i było to widać od samego początku meczu; już w szóstej minucie Stilić wykonywał rzut wolny za faul Ubiparipa na Llonchu, Bośniak podał do Pawła Brożka, który pokazał swoje doświadczenie i umiejętność ustawiania się, będąc o pół kroku za linią spalonego, i bombą w długi róg pokonał wiecznie żywego Prusaka. Obieżyświat Gerson sapał się do sędziego, że był spalony, ale arbiter wytrzymał presję. Trzy minuty później próbował Porębski, ale Matei zablokował ten strzał własnym ciałem. Aż tu nagle z akcją wyszły "szpaczki" Smudy, centrę Grzelczaka wybił Dabila, Mr. Volley zagrał głową na szósty metr, pusty przelot zaliczył Llonch, piłkę przejął Ubiparip i wstrzelił tuż przed linię bramkową, gdzie Późniak musiał tylko dostawić nogę. Już minutę później mogło być 1:2, ale główkę Bonina po rożnym pewnie wyłapał Miśkiewicz. W 20 minucie jednak ponownie wyszliśmy na prowadzenie! Porębski grający w tym meczu od pierwszej minuty na prawym skrzydle podał w pole karne do Stilicia, ten odegrał w gąszcz nóg na dziesiątym metrze, gdzie najlepiej odnalazł się Popović, strzałem przy słupku strzelając swojego kolejnego gola! Ale łęcznianie od razu po wznowieniu gry przeprowadzili akcję, która przyniosła im gola - Bonin minął na skrzydle Sadloka, wrzucił piłkę na krótki słupek, gdzie znalazł się Ubiparip, niepotrzebnie do niego ruszył Llonch, zostawiając kompletnie niepilnowanego Późniaka, który po raz drugi musiał tylko dostawić nogę. Jak gość będzie piłkarzem meczu... Minęło pięć minut i... było 3:2! Nie nudzili się kibice przy Reymonta, oj nie nudzili :D Długi wyrzut z autu Bartosza wybił jeden z obrońców Górnika, Jakub od razu dośrodkował w szesnastkę, gdzie Szmatiuka przeskoczył Brożek, zdobywając swoją drugą bramkę. Niedługo później sytuację miał Spicić, który uderzył piłkę z rotacją, ale Vukobratović zablokował tę próbę. Ale na cztery minuty przed końcem pierwszej połowy wskutek ataku rywala bardzo ucierpiał Stilić, który musiał opuścić boisko; w jego miejsce wszedł dawno niewidziany Boguski. Jeszcze tylko Porębskiemu i Popoviciowi niewiele zabrakło do zdobycia gola i można było iść na przerwę.

W drugiej odsłonie swój koncert kontynuował Brożek; w 51 minucie Porębski zszedł do skrzydła po długiej piłce od Bartosza, dośrodkował na czwarty metr, a Paweł takich okazji nie marnuje. Hat-trick! W 58 minucie kontuzji doznał wprowadzony Boguski (XDD), na boisku pojawił się więc młody Grzegorz Kociołek, dla którego był to oczywiście debiut w Ekstraklasie. A że Broziowi było mało, w 77 minucie, Matei pod presją Mene... wróć, po prostu Kociołka podał piłkę do Sadloka, ten natychmiast wypuścił lewą stroną Spicicia, a były król strzelców Ekstraklasy głową zdobył czwarte w tym meczu, a dziesiąte w tym sezonie trafienie. Jeszcze tylko Ubiparip uderzył bardzo niecelnie i sędzia zakończył ten szalony i kapitalny jednocześnie mecz. A my jesteśmy liderem!!!

05.11.2016, Stadion im. Henryka Reymana, Kraków, 12651 widzów
L15 Wisła - Górnik 5:2 (Brożek 6`, 26`, 51`, 77`, Popović 20` - Późniak 13`, 21`)


Jeszcze dwie informacje: Brożek zakończył ten mecz z notą 9,8 (!). Stilić ma jesień z głowy (zerwanie mięśnia czworogłowego), a Boguski - raptem 4 tygodnie (zwichnięcie stawu skokowego).

*po wygooglowaniu sobie, co to jest za choroba itp. okazało się, że głównymi powodami zakrzepicy jest raczej statyczny i niezdrowy tryb życia. Z jakiej paki zawodowy piłkarz miałby ot tak się tego nabawić?

 

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza
6 godzin temu, bacao napisał:

*po wygooglowaniu sobie, co to jest za choroba itp. okazało się, że głównymi powodami zakrzepicy jest raczej statyczny i niezdrowy tryb życia. Z jakiej paki zawodowy piłkarz miałby ot tak się tego nabawić?

Nie tylko:

cukrzyca,

choroby układu krążenia (żylaki, nadmierna krzepliwość);

reumatyzm;

choroby nowotworowe;

stosowanie doustnych środków antykoncepcyjnych;

niezdrowe nawyki żywieniowe (czytaj więcej o zdrowym żywieniu);

używki (papierosy, alkohol, kawa).

;)

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza
44 minuty temu, Makk napisał:

Nie tylko:

cukrzyca,

choroby układu krążenia (żylaki, nadmierna krzepliwość);

reumatyzm;

choroby nowotworowe;

stosowanie doustnych środków antykoncepcyjnych;

niezdrowe nawyki żywieniowe (czytaj więcej o zdrowym żywieniu);

używki (papierosy, alkohol, kawa).

;)


Przyznam się bez bicia że uogólniłem. Ale still, dlaczego jest to traktowane jak kontuzja w FM? Przynajmniej IMO to jest dość poważna dolegliwość i to nie na zasadzie "aaa, skręciłem kostkę/naderwałem mięsień" itp. ...

Odnośnik do komentarza

Wobec powyższego kolejną przerwę reprezentacyjną przyjąłem jak zbawienie: na kadrę pojechał tylko i wyłącznie Echavarria, który nie wyróżnił się niczym (ani negatywnym, ani pozytywnym) w przegranym 3:4 meczu z Brazylią (strzelali m.in. Richarlison czy David Neres), z kolei w meczu z Peru strzelił jedną z bramek, a Kolumbia U-20 wygrała 6:3. U nas pomału do sprawności wracali Pietrzak, Videmont czy Zaklika, końcówkę rehabilitacji mieli przed sobą Pedro Rios czy Valencia. Wyglądało więc to nieco lepiej, ale ciągle słabo. 

Mimo to byliśmy liderem Ekstraklasy, i na tej fali pojechaliśmy do Płocka walczyć o półfinał Pucharu Polski. Podjąłem dość ryzykowną decyzję o wystawieniu najlepszych dział na ten mecz; uważałem, że skoro grube ryby tej ligi (może z wyjątkiem Lechii) poodpadały we wczesnych etapach, to może warto by powalczyć o to trofe... Nie no dobrze, na początek o półfinał Pucharu Polski. Znów jednak musiałem kombinować w wyjściowej jedenastce, co prawda po kartkach do składu wrócili Palencia i Gonzalez, ale kontuzja Stilicia sprawiła, że musiałem przesunąć Popovicia na ŚPO, a jego miejsce jako środkowy pomocnik zajął Brlek. Szansę odpokutowania swoich win dostał też Małecki; uznałem, że lepszy on niż - delikatnie mówiąc - nienajlepszy Spicić. Zaczęło się od niegroźnych w sumie prób Popovicia i Małeckiego. W 13 minucie wybitą piłkę przejął Brlek, uderzył z około 20 metrów, ale nad bramką. Trzy minuty później potężnie z dystansu uderzał Merebaiszwili, ale jak długi wyciągnął się Miśkiewicz i odbił piłkę na rzut rożny. W 19 minucie szansę po wolnym Furmana miał stoper gospodarzy, Tomislav Bozić, ale jego główka przeszła ponad bramką. Przez następne kilkanaście minut absolutnie nic się nie działo, z rzutów wolnych uderzali i Rogalski po stronie Nafciarzy, i Popović po naszej stronie, ale niecelnie. Kibice na nowo przeżywali emocje pod koniec pierwszej połowy, najpierw Furman zagrał fenomenalną piłkę do Recy, ten pomimo ostrego kąta oddał niezły strzał, ale Miśkiewicz sparował strzał. Dwie minuty później jednak to my mogliśmy cieszyć się z prowadzenia, Porębski zauważył na prawym skrzydle Palencię, Hiszpan dośrodkował na szósty metr, a Brożek potężnym półwolejem nie dał żadnych szans Kiełpinowi. Na przerwę mogliśmy schodzić z podniesionymi głowami. 

W drugiej połowie brakowało klarownych okazji do zdobycia gola; to Małecki strzelił z 25 metrów w ręce Kiełpina, to Popović strzelił z n-tego wolnego ponad bramką, to Merebaiszwili odważnie spróbował strzelać z woleja ze sporej odległości, ale niecelnie. W 68 minucie jednak Iliew uruchomił podaniem Merebaiszwilego, Gruzin wrzucił w pole karne, gdzie Reca przeskoczył Palencię, ale na nasze szczęście spudłował. Pomału też zacząłem zabijać ten mecz zmianami, na dwanaście minut przed końcem szansę debiutu dostał arcyzdolny Patryk Plewka, weszli też Uryga i Żemło. W końcówce szanse na definitywne zamknięcie meczu mieli Głowacki i Brożek (po dośrodkowaniach Porębskiego, szczególnie druga akcja Przemka była niezwykle piękna), obie szanse niewykorzystane. Koniec! Jesteśmy w półfinale Pucharu Polski!

15.11.2016, Stadion im. Kazimierza Górskiego, Płock, 7528 widzów

PP Ćwf. 2m. Wisła P. - Wisła K. 0:1 (Brożek 43`)

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Po awansie do półfinału Pucharu Polski należało wrócić do szarej, ligowej rzeczywistości. W piątek o 20:30 (serio, mecz pierwszej z bodaj piątą drużyną w tabeli w takim terminie) graliśmy na szczecińskim Estadio da Gruz* z Pogonią, która pomału zaczyna deptać po piętach pierwszej czwórce. Samiutki początek meczu był dosyć niemrawy, obie drużyny miały problemy ze skonstruowaniem składnych akcji. Ale w trzynastej minucie udało nam się jakoś poukładać naszą grę, co przyniosło gola, Porębski zagrał przed pole karne do Brożka, ten od razu wypuścił dynamicznie wbiegającego w szesnastkę Brleka, strzał Chorwata wylądował na poprzeczce, ale Kudła (kompletnie nie mam pojęcia, dlaczego) nie złapał piłki w ręce (podejrzewam, że wjechał wylew FM-owy), co pozwoliło dobić Brlekowi ten strzał. W odpowiedzi Delev dośrodkował z wolnego w pole karne, główkę wygrał Kort (?!), ale była to niecelna próba. W 25 minucie Palencia posłał piłkę ponad murem obrońców, Brlek wygrał główkę z Nunesem, ale bramkarz Pogoni złapał piłkę w rękawice. Okazje mieli też nasi skrzydłowi, ale najpierw Valencia po dobrym dośrodkowaniu jednego z naszych zawodników z około dwóch metrów strzelił prosto w Kudłę, a później Porębski trafił prosto w boczną siatkę. Jeszcze tylko Ciftci i Fojut nie trafili po rzutach wolnych i można było schodzić na przerwę. 

Druga odsłona zaczęła się bardzo słabo dla nas, Fojut zagrał długą piłkę do wprowadzonego na boisko Zwolińskiego, w Neuera postanowił pobawić się Miśkiewicz, ale że nogami od niego lepiej zagrałby Oscar Pistorius, to podał do Drygasa, a ten z 35 metrów lewą nogą skierował piłkę do pustej bramki. Załus, wracaj... Mało tego, Drygas mógł wyprowadzić Pogoń na prowadzenie, ale jego dostawienie nogi do centry Nunesa jakoś wybronił Miśkiewicz. Michał musiał się także natrudzić przy uderzeniu Frączczaka. Później, jak to w polskiej lidze, oba zespoły stwarzały zagrożenie głównie po rzutach wolnych (Kort, Brlek), ale jak to też zwykle bywa - niecelnych. W ciągu 5 minut (79-84) Pogoń stworzyła sobie dwie dobre okazje, Miśkiewicz najpierw obronił strzał Ciftciego w krótki róg, a następnie złapał strzał Frączczaka. I to by było na tyle. Mogliśmy chociaż wymęczyć to zwycięstwo, ale nie udało nam się to... Jestem sfrustrowany, tym bardziej że Legia i Lech wygrały swoje spotkania i wracamy na trzecie miejsce w tabeli.

18.11.2016, Stadion im. Floriana Krygiera, Szczecin, 6197 widzów
L16 Pogoń (5.) - Wisła (1.) 1:1 (Drygas 48` - Brlek 13`)

Odnośnik do komentarza

Na silnym wnerwieniu, że nie powiodło nam się w Szczecinie przystępowaliśmy do domowego boju z walczącą o utrzymanie Arką Gdynia. Przed meczem trener Niciński z niewiadomych powodów pragnął mnie upokorzyć, pokazać mi, gdzie raki zimują. Cóż... nie wiem, co takiego mu zrobiłem, żebym zasłużył sobie na takie słowa, ale... Wojna to wojna. Do składu wrócił, po meczu pauzy, Głowacki (w Szczecinie zagrał Dabila), mecz zawieszenia odcierpiał Sadlok, do składu wrócili też Llonch i Małecki. Na zastrzykach musiałem wystawić też Miśkiewicza, który podczas jednego z treningów stłukł udo.

Nieco ponad dziewięćdziesiąt minut później kamery Canal + Sport zarejestrowały trenera Arki uciekającego w pośpiechu do swojej szatni, byle tylko uniknąć mojego spojrzenia. Cóż, gdyby pan Niciński prowadził FC Barcelonę, a nie Arkę Gdynia, może ta wypowiedź miałaby więcej sensu. Tak jednak od początku meczu Arka była drużyną gorszą, ustępującą nam pod wieloma względami. Prowadzenie objęliśmy już w piątej minucie; Brlek wrzucił piłkę z rożnego, który natychmiast wybił Marcjanik, do piłki dopadł Videmont i jego strzał zablokował Formella, ale na piątym metrze najlepiej odnalazł się Głowacki, który wbił łaciatą do pustaka. Minutę później Arkowcy chcieli zripostować, ale bomba Szwocha przeszła ponad bramką. Zresztą Mateusz był przez pierwsze minuty najaktywniejszym zawodnikiem gdynian, stwarzając sobie jeszcze trzy okazje, ale albo uderzał niecelnie, albo nasi zawodnicy (Głowacki, Porębski) blokowali te próby. W 29 minucie urazu doznał Brlek, co nie było najlepszą wiadomością. Modliłem się tylko, żeby dotrwał do przerwy... Tuż przed nią Barisić podał do nieco bardziej wysuniętego Szwocha, ten zagrał na prawe skrzydło do Marcusa da Silvy, który strzelił, ale tylko w boczną siatkę. 

Drugą połowę, tak jak pierwszą, rozpoczęliśmy od bardzo mocnego uderzenia; wybitą przez obrońcę Arki piłkę przejął Małecki, który podał do najbliższego Brożka, ten popisał się techniką i bardzo ładnie zagrał do Porębskiego, a ten finezyjnym strzałem w samo okienko nie dał szans Steinborsowi! Ależ bramka! Natychmiast poszliśmy za ciosem, szanse mieli Videmont i Porębski, ale w obu przypadkach dobrze spisywał się reprezentant Łotwy. Ale po godzinie gry na tablicy wyników pojawiła się liczba "3" przy naszym herbie, obrońcy Arki wybili rzut rożny Popovicia, Porębski krótko podał głową do Małeckiego, a Patryk potężnym półwolejem skierował piłkę do siatki. Resztki honoru dla gdynian chciał uratować Marcus da Silva, ale Miśkiewicz nie musiał się jakoś wybitnie gimnastykować przy tym strzale. W 73 minucie szansę na swoją bramkę miał Brożek, ale znowu kunsztem wykazał się bramkarz rywali; warto dodać, że ta akcja zaczęła się od odbioru wprowadzonego na boisko młodego Plewki, który umiejętnie naciskał zagubionego Bożoka. Tenże Plewka został pięć minut później brutalnie sfaulowany przez Adama Marciniaka, za co dobry kumpel Bartka Ignacika ( :P ) dostał czerwoną kartkę. Jeszcze tylko Gonzalez uderzył po rożnym minimalnie niecelnie i można było kończyć mecz. Legia co prawda wygrała ze Śląskiem 2:0, ale już Lech zremisował z wiecznie zawodzącym Zagłębiem 1:1, co dało nam awans na pozycję wicelidera!

27.11.2016, Stadion im. Henryka Reymana, Kraków, 14948 widzów
L17 (3.) Wisła - (13.) Arka 3:0 (Głowacki 5`, Porębski 51`, Małecki 60`)


Porębski MotM!!! Ale się cieszę z takich smaczków jak młody wychowanek zdobywający takie wyróżnienie :) 
 

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Tymczasem oficjalnie ruszyła karuzela trenerska w Ekstraklasie. Pierwszą jej ofiarą tydzień po naszym zwycięstwie z Zagłębiem po trzeciej porażce z rzędu (0:1 ze Śląskiem) został Piotr Stokowiec, który pół roku po wejściu do europejskich pucharów zostawia Miedziowych na ostatnim miejscu w tabeli, będąc gorszym nawet od Ruchu, który ma 4 punkty w plecy za nieprawidłowości finansowe. Niedługo później, po ogólnej cieniźnie w całym sezonie, po 0:2 z Legią cierpliwość stracił prezes Kulesza i pogonił Michała Probierza; dzień później ten sam los podzielił Radoslav Latal, któremu druga przygoda z Piastem ewidentnie nie wyszła. Warto też wspomnieć, że od tygodnia lubinian prowadzi Maciej Skorża

My jednak mieliśmy na głowie swoje problemy (stąd dopiero teraz piszę o karuzeli trenerskiej); do Krakowa przyjeżdżał bowiem kolejny zespół z Pomorza, Lechia Gdańsk. Dla nas była to świetna okazja do rewanżu za porażkę 0:1 w sierpniu. W składzie zmieniłem tylko średniego z Arką Brleka na Popovicia, ale na przykład na ławce obok Plewki usiadł kolejny spory talent, sprowadzony przed sezonem za 20 000 euro Konrad Zaklika, defensywny pomocnik. Na początku meczu było jeszcze w miarę spokojnie, z wolnych uderzali Chrapek po stronie Lechii i Popović po naszej, ale dopiero w 14 minucie piłkarze rozgrzali publikę; Porębski dostał piłkę od Popovicia, Przemek zagrał na lewo do Małeckiego, który wypatrzył wbiegającego w szesnastkę Brożka, ten strzelił z pierwszej piłki, ale tylko w poprzeczkę. Lechia próbowała się odgryźć dwie minuty później, Flavio Paixao zagrał do van Kessela, ale jego próbę zablokował Głowacki. Ale w 20 minucie kibice Wisły mieli powody do radości, Popović dośrodkował z rożnego, Chrapek wybił piłkę przed pole karne, ale czekał tam Małecki, który z woleja wpakował piłkę w samo okienko! Gol nie z tej planety! Dwie minuty później mogło być jednak 1:1, strzał van Kessela z wolnego zablokował Videmont, ale w taki sposób, że do piłki dopadł Wojtkowiak, na szczęście jego próba wylądowała na słupku. Wyrównać mógł też Sławczew, ale jego strzał chybił o centymetry. 35 minuta, znów Denis z rzutu wolnego, Porębski wygrywa główkę z Wojtkowiakiem (?!), do piłki dopadł Głowacki, ale jego wolej z ostrego kąta wylądował na poprzeczce. Po chwili jednak nie było czego zbierać, Popović z rzutu wolnego z 20 metrów uderzył prosto w okienko niczym klasycy gatunku (Pisz, Berensztajn) i na tablicy wyników widniało 2:0! Co gol, to ładniejszy... I tyle z pierwszej połowy, komentator Canal + mówił podobno, że bezbarwnej. Tacy to komentatorzy obecnie...

W 54 minucie szansę po centrze Borysiuka miał Joao Nunes, ale jego główka przeszła obok bramki. Pięć minut później podanie Videmonta przyjął Brożek, strzelił, ale z dwa metry obok bramki. Ale w 65 minucie Nunes w końcu strzelił gola, wykorzystując dośrodkowanie z rogu Borysiuka. Warto dodać, że dla Portugalczyka był to pierwszy gol dla Lechii... Stałe fragmenty gry były swoją drogą groźną bronią Lechii; niedługo później Krasić po rogu Wolskiego, a później i sam Rafał z wolnego próbowali swoich sił, za każdym razem - minimalnie niecelnie, podobnie też jak Borysiuk z dystansu. Na osiem minut przed końcem było groźnie pod naszą bramką, Mila pokazał, że umie w długie podania, do piłki dopadł van Kessel, popędził na bramkę, strzelił mocno w krótki róg, ale na szczęście Miśkiewicz (z trudem, ale jednak) odbił na rzut rożny. Warto nadmienić, że chwilę wcześniej na boisko za podmęczonego Lloncha wbiegł Zaklika. Miał on zresztą też udział w ostatniej akcji meczu, która zakończyła się golem; po wymianie podań Konrada z Porębskim ten drugi zagrał na 30 metrów w pole karne do wbiegającego z prawego skrzydła Videmonta, którego w polu karnym powalił Wojtkowiak. Sędzia ślepy nie był i podyktował karnego, którego pewnym strzałem na gola zamienił wprowadzony chwilę wcześniej Zachara (też pierwszy gol dla naszego klubu). Jeszcze tylko Mila uderzył ponad bramką i można było kończyć ten świetny mecz. A że w piątek Legia zremisowała u siebie z Wisłą Płock 0:0...

LIDERA MAAAAAAAMYYY, ZA DARMO* GO NIE ODDAAAAAAAAMYYY!!!!!!!

03.12.2016, Stadion im. Henryka Reymana, Kraków, 13048 widzów
L18 (2.) Wisła - (5.) Lechia 3:1 (Małecki 20`, Popović 36`, Zachara 90+1 (k.) - Nunes 65`)

*wersja oficjalna :P 

Odnośnik do komentarza

Tuż po naszym meczu, jeszcze w sobotniej "Lidze +" sympatyczny Rafałek Dębiński poinformował widzów (i pewnie też całe środowisko piłkarskie w Polsce), że nowym trenerem Jagiellonii Białystok został... Marcin Kaczmarek, dotychczas opiekun Wisły Płock. A to ciekawe... Ciągle też szukają trenera w Gliwicach. Z innych ciekawych wieści, znamy też już przeciwnika w półfinale Pucharu Polski; liczyłem po cichu na Śląsk Wrocław, który męczył się z Sandecją Nowy Sącz, dostaliśmy jednak innego (eks)zgodowicza, Lechię Gdańsk. Wrocławianie zagrają z kolei z Pogonią Szczecin. To już jednak dopiero w marcu i kwietniu.


Nas tymczasem czekał arcyciężki mecz derbowy z Pasami. Z Pasami, które z jednej strony nie przegrały meczu od 26 października (passa sześciu meczów bez porażki), z drugiej były to cztery remisy, ale wśród nich były też remisy z Legią czy Lechią (w Pucharze Polski, ale zawsze) czy zwycięstwo z Jagiellonią. Anyway, jakaś mądra głowa stwierdziła, że derby Krakowa, mecz niezależnie od formy drużyn elektryzujący całą piłkarską Polskę, z kapitalną atmosferą na trybunach, wsadziła na... piątek o godzinie 18:00. XD, tyle mam do powiedzenia. Liczyłem mocno na wsparcie naszych kibiców; wedle pewnych pogłosek na trybunach miał pojawić się komplet kibiców. Nieco zaskoczyłem z wyborem składu: do bramki po kontuzji wrócił Załuska, poogrywany w rezerwach, a za przeciętnego ostatnimi czasy Brożka wszedł po raz pierwszy w tym sezonie Zachara; liczyłem, że ten karny z Lechią go odblokuje. Prawdziwą pokerową zagrywkę zastosowałem jednak na pozycji defensywnego pomocnika, gdzie za zawieszonego za kartki Lloncha do składu wskoczył... Zaklika; Uryga był nieograny, a nawet gdyby był w pełni formy - jest on póki co piłkarzem, delikatnie mówiąc, średnio pewnym. A tak stwierdziłem, że zaryzykuję. Trudno, najwyżej mi urwą cojones

Następnego dnia "Przegląd Sportowy" dał na okładkę zdjęcie Mateusza Zachary schodzącego do szatni na rękach naszych kibiców. Był on bowiem absolutnym bohaterem tego meczu, choć bohaterami byli tak naprawdę wszyscy gracze z tamtego składu. Zagraliśmy bowiem istny koncert, który myślę, że spokojnie będzie wspominany jako jeden z najlepszych meczów ever w wykonaniu Wisły i chyba najlepsze derby przynajmniej w historii nowożytnej. Zaczęliśmy z wysokiego C; już w drugiej minucie Palencia zabrał piłkę Mihalikowi, Hiszpan zagrał po linii do Videmonta, ten popędził do linii końcowej i dośrodkował na szósty metr, a Zachara dostawił nogę i mieliśmy już przewagę jednego gola! Cracovia próbowała zripostować, Deleu wrzucił wprost na nogę Wójcickiego, którego próbę wybronił Załuska. Po kwadransie gry było już jednak 2:0, po centrze Popovicia z wolnego Deleu pociągnął Głowackiego za koszulkę, a po konsultacji z bocznym sędzia główny wskazał na wapno. Do piłki podszedł tym razem Denis i bez problemów pokonał Sandomierskiego. Chcieliśmy pójść za ciosem, Popović świetnie podał do Videmonta, Francuz ograł Brzyskiego jak dziecko i chciał dośrodkować, ale wyszedł mu centrostrzał, z którym problemy miał "Sandomierz". Później piłkarze "Pasów" co i rusz blokowali dośrodkowania bądź strzały naszych piłkarzy na rzut rożny, ale w 22 minucie po rożnym Popovicia sędzia Jakubik uznał, że Cetnarski popchnął Zacharę, za co podyktował drugą jedenastkę. Skoro wyszło za pierwszym, to wyjdzie i za drugim razem, pomyślał zapewne nasz przepiękny Słoweniec, i po raz drugi strzelił w lewy róg bramki, ale wyżej, bliżej okienka; Sandomierski wyczuł znów intencje naszego środkowego pomocnika, i znów nie obronił próby Denisa. Polował on zresztą na hat-tricka, ale jego półwoleja bramkarz "Pasów" obronił. Słoweniec jednak był motorem akcji bramkowej na 4:0, bo wykonał piękne długie podanie na skrzydło, Videmont strącił głową do Zachary, a ten z woleja nie dał szans golkiperowi. Nieprawdopodobnie gramy w tej pierwszej połowie!! Daliśmy potem trochę ochłonąć i kibicom (których rozgrzaliśmy, pomimo minusowych temperatur) i Sandomierskiemu, ponieważ nie działo się absolutnie nic. Dopiero na kilka minut przed końcem króciutko wybitą przez obrońców Cracovii piłkę przejął Porębski, który zagrał do Brożka, ten odegrał do Videmonta, który wypuścił wbiegającego ze skrzydła Palencię, Hiszpan strzelił, ale w listopadzie (cytując Twara) można było spodziewać się, jak i gdzie strzeli, przez co Sandomierski odbił piłkę na korner. Ale "piąteczkę" do przerwy i tak wcisnęliśmy, Popović zagrał na lewo do Małeckiego, ten dośrodkował, Polczak, jak to on nie sięgnął piłki, co wykorzystał Zachara, bombą przy słupku z "lewitki" kompletując hat-tricka. 

W drugiej odsłonie zagraliśmy trochę na korzyść Eurosportowi (za duża stacja, żeby dostawała potężne kary za nieświadome pokazywanie gwałtu), choć ciągle dzwoniła mi w głowie anegdotka Franciszka Smudy o strzeleniu sześciu bramek w meczu (podobnoż marzenie byłego właściciela, pana Cupiała), gdzie na ówczesnej Petrochemii prowadzili 5:0 do przerwy, i gdzie nie wcisnęli tej "szósteczki" (prezes Cupiał był potem ostro wkurzony). Na swojego trzeciego gola polował Popović, ale albo jego wolny był niecelny, albo strzały blokowali obrońcy Craxy. Swoje szanse miał po stronie Cracovii Jendrisek, który uderzał niecelnie, bądź tego jego wstrzelenie na krótki słupek do nikogo wyłapał Załuska. W międzyczasie okazję na zdobycie gola miał Małecki, który dostał podanie od Videmonta, ale jego strzał minął bramkę o kilka metrów. Dużo lepiej "Małemu" poszło kilkanaście minut później, Sadlok przejął wybitą na oślep piłkę, podał do Popovicia, który podał do Patryka, a ten jeszcze przełożył sobie łaciatą na prawą nogę i mocnym strzałem wcisnął tę upragnioną "szósteczkę". Później już nawet jakoś wybitnie się nie przemęczaliśmy, i Pieprzyca zablokował strzał "Poręby", i Małecki zablokował strzał jednego z graczy Cracovii, ale już czuć było, że wszyscy czekają już tylko na koniec. Dałem nawet trzynaście minut w debiucie młodemu Martuszewskiemu. Groźnie było jeszcze w 79 minucie, kiedy Malarczyk próbował jakkolwiek ratować honor "Pasów", ale Łukasz łapie takie "próby" w zęby. Chwilę później w słupek trafił Rios. W ostatnich dziesięciu minutach nasiliły się jeszcze starania Craxy, ale Mihalik i Szczepaniak fatalnie pudłowali, a Adamczyk przegrał pojedynek sam na sam z Załusem. Jeszcze tylko Zachara dostał owację na stojąco, ustępując na kilka minut Brożkowi, i można było zakończyć to cudo natury. Oj, kibice jeszcze dłuuuuuuugo nie zapomną tych derbów...

09.12.2016, Stadion im. Henryka Reymana, Kraków, 33130 widzów
L19 Wisła - Cracovia 6:0 (Zachara 2`, 27`, 44`, Popović 16` (k), 22` (k), Małecki 61`)

https://zapodaj.net/db0c15065bacb.jpg.html Statystyki i oceny, jaram sięęęęęę :D :D 


 

  • Lubię! 1
  • Uwielbiam 1
Odnośnik do komentarza
1 godzinę temu, Lucifer Morningstar napisał:

A to nie była siodemeczka z tym Cupialem? 


Po krótkim researchu okazuje się, że była, w maliny mnie chyba Wołos w Weszło FM wpuścił, bo tak przynajmniej zapamiętałem tę szósteczkę z (wtedy jeszcze) SzamoWołkiAle dla potomnych: "Współpracownicy wiele mówią o przesądach właściciela Wisły. A że trzynastka podobno przynosi pecha, tego dnia nie wsiadał do samolotu. Siódemka przeciwnie – zapewnia szczęście. Najlepiej, by znalazła się w numerze rejestracyjnym każdego firmowego samochodu. Dobrze też, aby data zebrania zarządu czy rady nadzorczej Tele-Foniki zawierała choć jedną siódemkę. Gdy został właścicielem klubu, z utęsknieniem czekał na dzień, w którym piłkarze ustrzelą dla niego upragnioną siódemeczkę. Stało się to dość szybko – latem 1998 roku wiślacy rozgromili 7:0 walijski Newtown w pierwszej rundzie Pucharu UEFA. Po zwycięstwie 6:1 nad Stomilem Olsztyn w Pucharze Polski Franciszek Smuda apelował do właściciela: 

– Pochwaliłbyś chociaż za szósteczkę. "


@Makk, teraz mogę napisać bez nawiasu bo jestem pewien, że Śląsk i Lechia nie mają już zgody kibicowskiej z Wisłą. W skrócie, był układ "Trzej Królowie Wielkich Miast", kibicom Lechii nie spodobało się, że kibice Wisły odnowili przyjaźń z Ruchem Chorzów, którzy kumplują się z Widzewem, a którego kibole kilkanaście lat temu zamordowali jednego z "braci po szalu". Więc relacje, delikatnie mówiąc, nie są najlepsze...

Na ostatni mecz przed przerwą zimową musieliśmy wyjechać z Krakowa, na szczęście nie na drugi koniec Polski, tylko na Cichą, do rozpaczliwie walczącego o utrzymanie Ruchu. Waldek King robi co może, ale na razie wystarczy to dopiero na piętnaste miejsce. Kolejna plaga niedyspozycji zmusiła mnie do posadzenia na ławce kolejnego młodego i zdolnego gracza, prawoskrzydłowego Wojciecha Słomkę. Nietaktem byłoby, przynajmniej moim zdaniem, sadzanie na ławce kogokolwiek z bohaterów derbów, dlatego na boisko pełne śniegu (no ale w końcu za tydzień Wigilia...) wybiegła ta sama jedenastka. Sam początek meczu był dość niemrawy, jakiekolwiek okazyjki kończyły się na ewentualnych rzutach rożnych. Dopiero w dziewiątej minucie Niebiescy przeprowadzili dość pokraczną akcję, z której jednak Gamakow ukręcił strzał z dystansu, ale niecelny. Pięć minut później akcja w tercecie Videmont - Popović - Zachara, poszło podanie do Mateusza, ten strzelił lewą nogą, ale tylko w słupek! Dwie minuty później jednak nic już nie było w stanie uchronić Ruchu od straty gola, Porębski oddał piłkę na wolne pole, gdzie wychodził Videmont, Francuz dośrodkował na drugi słupek, gdzie znalazł się Małecki, wbijając piłkę do pustej bramki. Chorzowianie próbowali odpowiedzieć, najpierw Załuska obronił strzał Lipskiego z rzutu wolnego, a później utrzymał piłę po półwoleju Gamakowa. Ale w 25 minucie Lipski długo podał do Visnakovsa, ten popędził z piłką kilkadziesiąt metrów i kiedy dobiegł do linii końcowej, Głowacki wysunął nogę, a Visnakovs wykorzystał to i sędzia podyktował rzut karny. Do piłki podszedł Niezgoda, ale jego strzał w środek bramki bez problemu obronił Załuska. Potem nie działo się absolutnie nic (rozumiem, mi w śniegu po kostki i mrozie też by się nie chciało...), dopiero w 38 minucie Małecki oddał strzał, który minął bramkę. Dopiero pod koniec pierwszej połowy rozgrzaliśmy kibiców, najpierw piłka po odbiciu się od Surmy trafiła pod nogi Porębskiego, który strzelił, ale dobrze interweniował Hrdlicka, a później Czech wyłapał główkę Małeckiego z ostrego kąta. Patryk dużo lepiej poradził sobie jednak tuż przed gwizdkiem zapraszającym piłkarzy do szatni, kiedy po małym zamieszaniu podbramkowym piłka spadła pod nogi Zachary, który podał do "Małego", a ten wykorzystał fakt, że obrońca zostawił mu sporo miejsca i bombą przy słupku podwyższył nasze prowadzenie.

W drugiej połowie pierwszą groźną szansę miał Gonzalez po dośrodkowaniu Popovicia z rożnego, ale Ivan uderzył niecelnie. Sam Denis też miał okazję, ale strzał zablokował Gamakow. Chorzowianie próbowali odpowiedzieć próbami Niezgody i Przybeckiego, ale obie były niecelne. Później znowu nastąpił dość spory fragment nudnej gry, z rzutów wolnych i z gry strzelał Popović, ale albo niecelnie, albo po nogach rywali. Ale na kwadrans przed końcem mecz ożywiła bramka Lipskiego, który po podaniu na dziesiąty metr od Przybeckiego pokonał Załuskę. Stwierdziłem, że to już raczej nie czas na żarty (bo takim mogło być wprowadzenie młodego Martuszewskiego na ostatnie 20 minut) i zmieniłem przeciętnego Zaklikę za Lloncha na wzmocnienie środka pola. Nasz młodzian mógł zresztą zaliczyć asystę, kiedy to podał w uliczkę do Małeckiego, ale Patryk posłał piłkę z dala od bramki. 85 minuta, wolnego bije Popović, piłka w tłoku trafia do Gonzaleza, który strzelił lewą nogą, ale w Hrdlickę. W końcówce znów zacząłem igrać z losem, dając szansę debiutu Słomce w miejsce Porębskiego. Jeszcze tylko Moneta uderzył ponad bramką i można było udać się w labę. Wisła Kraków rok 2016 kończy na pozycji lidera LOTTO Ekstraklasy!

17.12.2016, Stadion przy ul. Cichej, Chorzów, 6296 widzów

L20 (15.) Ruch - (1.) Wisła 1:2 (Lipski 75` - Małecki 16`, 45+1`)

Tabela po rundzie jesiennej: https://zapodaj.net/43eb0c9ead707.jpg.html

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...