Skocz do zawartości

[FM 2019] Klasycznie


Iwabik

Rekomendowane odpowiedzi

Nowy FM oznacza start nowej kariery w stylu "od zera do bohatera". Podobnie jak poprzednią karierę rozpoczynam z małym opóźnieniem, ale teraz nie jest to trzydzieści kilka lat, a zaledwie dwa i pół sezonu. Karierę pewnie będę opisywał w formie rocznej czy półrocznej, zależnie od tego ile będzie "akcji".

 

Sezon 2018/19

 

Tym razem rozpocząłem klasycznie będąc bezrobotnym. Będę się starał dokonywać jak najbardziej realistycznych wyborów, dlatego też inny kierunek niż polski nie za bardzo był możliwy. Propozycji z III Ligi dostałem kilka, a że finansowo ani sportowo za bardzo one się nie różniły, wybrałem tę najbliższą i tak też zostałem nowym menedżerem Avii Świdnik. Wymagań wygórowanych prezes nie miał i jedyne czego ode mnie wymagano to środek tabeli. Pieniędzy w klubie nie było, ale na szczęście skład był całkiem niezły i nie musiałem za bardzo kombinować. Formy szukaliśmy długo, a pierwsze trzy punkty zdobyłem dopiero 29 września pokonując u siebie Czarnych Połaniec 3:0. Od tego momentu graliśmy już lepiej i na pewno nie narzekaliśmy na brak bramek, albowiem w następnych 19 spotkaniach tylko 3 razy nie udało nam się zdobyć bramki. Problematyczne było właściwe zestawienie linii obrony, a czyste konto udało nam się zachować w całym sezonie dwukrotnie. Niemniej jednak rok zakończyliśmy w niezłej formie wygrywając z Hutnikiem i Sokołem Sieniawa u siebie, a ze Stalą Kraśnik i KSZO na wyjeździe. Ta seria pozwoliła mi trochę odetchnąć, bo po falstarcie moja posada nie należała do najbezpieczniejszych.

 

W zimie transferów było kilka, żaden z nich nie był szczególnie imponujący, więc mogę je przemilczeć. Po bardzo długiej przerwie zimowej przyszedł czas wznowić rozgrywki III ligi. Nie graliśmy już w zasadzie o nic: przewaga nad strefą spadkową była spora, góra tabeli odjechała. Radziliśmy sobie jednak nieźle, udało nam się nawet zremisować na obiekcie lidera z Jaśkowic czy pokonać Motor na wyjeździe w derbowym starciu. Ostatecznie udało nam się odrobić trochę punktów i zakończyć sezon na przyzwoitym 9. miejscu

Odnośnik do komentarza

Sezon 2019/20

 

Drugi sezon za sterami Avii Świdnik to już nieco inna historia. W lecie pozwoliłem sobie na sporą przebudowę drużyny i sezon rozpoczęliśmy mając aż 10 nowych zawodników. Za nikogo nie płaciliśmy, ale też na nikim nie zarobiliśmy, chociaż opuścił nas na przykład Konrad Kołodziej będący jedną z czołowych postaci za darmo. Wybrał on ofertę kontraktu od Motoru, więc ta zdrada bolała podwójnie. Lato było jednak zdecydowanie na plus i okienko zakończyliśmy z silnym III ligowym składem. Odzwierciedliło się to w przewidywaniach bukmacherów - co prawda nie byliśmy faworytami do awansu, aczkolwiek przewidywano nam miejsce w ścisłej czołówce. 

 

Sezon rozpoczęliśmy od serii łatwych meczów. Poradziliśmy sobie bez większych problemów z JKS Jarosław, Izolatorem Boguchwała, Karpatami Krosno czy Stalą Rzeszów. Pierwsze problemy mieliśmy w 5. kolejce, kiedy to udaliśmy się do Ostrowca. KSZO to niezły zespół, a tego dnia byli zdecydowanie lepszą drużyną i w pełni zasłużyli na wygraną. Porażka na trudnym obiekcie wstydu nie przynosi. Prawdziwa katastrofa stała się jednak dwa tygodnie później kiedy to pojechaliśmy do Sandomierza i już w 4. minucie jeden z moich zawodników obejrzał czerwoną kartkę. Spotkanie zakończyło się masakrą: przegraliśmy 7:0! Na taki wynik na pewno nie zasłużyliśmy, ale Wisła była bezwzględna, a my grając cały mecz w 10 nie bardzo mieliśmy co z tym faktem zrobić. Paradoksalnie dużo bardziej zasmuciła mnie porażka u siebie z Wisłą Puławy. Przegraliśmy tylko 1:0, ale ciężko było się oprzeć wrażeniu, że gramy z drużyną co najmniej o dwie klasy lepszą. Goście z łatwością kontrolowali spotkanie nie pozwalając nam w zasadzie na nic. Nie graliśmy jednak źle, pomijając te trzy porażki to praktycznie nie traciliśmy punktów. Dwa punkty urwała nam Chełmianka oraz Motor, a poza tym tylko zwycięstwa. 50 punktów przed przerwą zimową to całkiem niezły dorobek! Więcej miała tylko Wisła Puławy, która pewnie zmierzała po mistrzostwo i awans. 

 

Rundę wiosenną rozpoczęliśmy z jednym nowym zawodnikiem w składzie. W nowym roku nasza gra wyglądała odrobinę inaczej. Więcej było w niej wyrachowania i wymęczonych zwycięstw. Na jesieni nikt nie spodziewał się, że możemy powalczyć o awans, a tymczasem poważnie zagrażaliśmy Wiśle Puławy. Chociaż wciąż graliśmy bardzo dobrze, to nie byliśmy bezbłędni. Rzadko traciliśmy punkty, ale zdarzyły nam się remisy z Sokołem Sieniawa i Podhalem oraz porażki z Wisłą Puławy i Motorem. Ta ostatnia bolała szczególnie, bowiem przegraliśmy derby u siebie. Sezon zakończyliśmy z dorobkiem 79 punktów, wynikiem bardzo dobrym, ale jak się okazało - niewystarczająco dobrym. Tytuł i awans trafił do Wisły Puławy mającej o 3 punkty więcej. Różnica nie była zatem duża.

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Sezon 2020/21

 

Cel na ten sezon był jasny - awans. Rok temu byliśmy bardzo blisko, więc znaczących zmian w składzie nie było, a zaledwie kilka transferów mających na celu przede wszystkim pogłębienie składu. Jak pokazał start sezonu, była to bardzo dobra decyzja. Pierwsze 7 spotkań wygraliśmy z łatwością, pokonując między innymi na wyjeździe 2:0 Siarkę, spadkowicza z II Ligi. Pierwsza i jedyna porażka w rundzie jesiennej przyszła w 8. kolejce, kiedy to graliśmy u siebie z Wiślanami Jaśkowice. Przegraliśmy 1:0, chociaż byliśmy lepsi w każdym aspekcie gry. Punkty straciliśmy również w kolejnym spotkaniu, tym razem bardzo niespodziewanie, bo był to remis na naszym stadionie z bardzo słabą Wólczanką. Poza tym wygraliśmy wszystkie pozostałe 19 spotkań. W tym bardzo ważne spotkanie w Lublinie, w którym przegrywaliśmy 2:0 po 30 minutach! Udało nam się wrócić i przechylić szalę zwycięstwa na naszą korzyść. Co ciekawe, niemalże identyczna sytuacja miała miejsce 10 dni później, kiedy to podejmowaliśmy Stal Rzeszów. Tym razem przegrywaliśmy 2:0 po 30 minutach, więc na comeback mieliśmy nieco więcej czasu. Fakt że udało nam się dwukrotnie w tak krótkim czasie odrobić dwubramkową pokazuje jak dużo charakteru ma ta drużyna. Wygrana w Lublinie nie była ważna tylko z powodów oczywistych, ale też dlatego, że Motor dotrzymywał nam kroku i również jesień kończył z dorobkiem 58 punktów, mając jeszcze do tego lepszy bilans bramkowy. Dzięki wygranej na ich stadionie to my mimo wszystko kończyliśmy rok na pierwszym miejscu!

 

Gdy zawodnicy byli na urlopie, ja dostałem zaproszenia na rozmowy kwalifikacyjne od kilku ciekawych klubów. Oferta przyszła jedna, odrzucić jej nie mogłem, bowiem skok finansowy i sportowy był bardzo duży. Prawie dwukrotna podwyżka, perspektywa walki o awans do Ekstraklasy, a dodatkowo do Kielc niewiele dalej niż do Świdnika, więc decyzja była prosta. 12 stycznia 2021 roku podpisałem kontrakt z Koroną Kielce.

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Dzięki!

 

 

Sezon 2020/21 - Runda Wiosenna

 

Korona Kielce z Ekstraklasy spadła w sezonie 2018/19. Poprzedni sezon nie należał do najbardziej udanych, a Koronie bliżej było do strefy spadkowej niż do awansu. Jestem aż czwartym szkoleniowcem, który poprowadzi Koronę w ciągu tych trzech sezonów. Jedynym, który odchodził był Igor Lewczuk, poprzedni menedżer Złocisto-Krwistych, który zamienił Kielce na Częstochowę i spróbuje powalczyć z Rakowem o środek tabeli w Ekstraklasie. W Kielcach wykonał kawał świetnej roboty, ogarnął zespół po spadku, a w tym sezonie szedł przez rozgrywki I Ligi jak burza. Po 19 kolejkach jego zespół uzbierał 39 punktów i rundę jesienną zakończył na pozycji lidera z 6 punktową przewagą nad 2. miejscem (7 nad 3.). Tak naprawdę jedyne co muszę zrobić, to nie popsuć drużyny i kontynuować dobrą passę. 

 

Skład Korona ma naprawdę przyzwoity, więc wzmocnień zbyt wielu nie potrzebujemy. Niemniej jednak poszerzenie składu było konieczne. Chociaż stan naszych finansów nie jest najlepszy i jesteśmy ponad 2 mln zł pod kreską, to jakiś tam niewielki budżet na transfery otrzymałem. Jako pierwszy w drużynie pojawił się Bartlomiej Eizenchart . Ten młody zawodnik nie kosztował nas nic, umiejętności jakieś ma, potencjał też, a i zagrać na kilku pozycjach może. Podobnie wygląda sytuacja z Dawidem Lincą, ale nie ukrywam, że dużo większe nadzieje wiążę z Bartkiem. Ponadto jeszcze dyrektor ds. sportowych wynalazł takiego zawodnika jak Przemysław Łukasik, a jako że nic nas on nie kosztował, to zaakceptowałem ten pomysł. Za kolejnych zawodników już zapłaciliśmy. 130 tys. zł kosztował Aleksander Jagiełło (eks-Górnik Zabrze), 43,5 tys. zł Piotr Nocon (eks-Olimpia Grudziądz). Udało mi się też zdenerwować większość zawodników już w pierwszym tygodniu mojej pracy na Kolporter Arenie, a dokonałem tego sprzedając za milion zł Piotra Lisowskiego. Wychowanka nie chciałem za bardzo sprzedawać, no ale oferta była bardzo dobra, zwłaszcza przy naszych problemach finansowych. Dzięki temu zastrzykowi gotówki byłem w stanie przeprowadzić kolejne niezbędne transfery, bo na kilku pozycjach wciąż brakowało mi opcji. W związku z tym za 175 tys. zł dołączył do nas Bruno Dybal, Brazylijczyk z polskim paszportem, który powinien poważnie naciskać na Wiktora Długosza oraz Arkadiusz Górka, za którego zapłaciliśmy aż 400 tys. zł. Łącznie zatem wydałem około 750 tys. zł, więc wciąż jesteśmy na plusie.

 

Mój debiut nie należał do najłatwiejszych, bowiem jechaliśmy na boisko 3. w tabeli Stali Stalowa Wola. Wygrać się nie udało, ale remis 1:1 nie był najgorszym wynikiem. Nieźle wyglądaliśmy w pierwszej połowie, ale na drugą niestety nie dotarliśmy. Szczęścia zabrakło nam też w kolejnych trzech meczach, kiedy to trzykrotnie traciliśmy bramkę w ostatniej minucie. Wygrać udało się dopiero za piątym podejściem, a była to wygrana bardzo ważna, ponieważ ponownie jechaliśmy na boisko 3. drużyny w lidze, tym razem Widzewu Łódź. Tam udało nam się wygrać skromnie 1:0, nie było to żadne widowisko, a nasza gra pozostawiała wiele do życzenia. Ogólnie rzecz biorąc strzelanie goli nie było naszą mocną stroną. Jakąkolwiek formę udało się osiągnąć dopiero w maju, a pierwsze dwa miesiące mojej pracy w Kielcach to był festiwal remisów – na 9 spotkań w marcu i kwietniu zremisowaliśmy aż 7! Dużo eksperymentowałem z taktyką, ale bez względu na ustawienie czy polecenia, nie wyglądaliśmy jak zespół będący w stanie zagrozić bramce przeciwnika. Dopiero w maju zaczęliśmy wygrywać mecze, ale wciąż brakowało nam stylu, pomysłu, a ciekawe akcje można policzyć na palcach jednej ręki. Niemniej jednak 4 wygrane udało nam się uciułać, do tego wpadł jeden remis i jedna porażka, więc sezon zakończyłem z bilansem 5 zwycięstw, 8 remisów i 2 porażki. Nie najlepiej jak na zespół walczący o awans, prawda? Na szczęście mój poprzednik odwalił kawał dobrej roboty, a w dodatku rywale również nie powalali formą. Dzięki temu udało nam się nie tylko awansować, ale też wygrać I Ligę! Możemy zatem świętować, ale czeka nas sporo pracy przed moim debiutanckim sezonem na najwyższym szczeblu polskich rozgrywek. 

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Sezon 2021/22

 

Letnie okienko było raczej przeciętne. Sezon ruszał już 19 lipca, więc tak naprawdę na ściągnięcie i zgranie nowych zawodników mieliśmy niecałe 3 tygodnie, a że zmian w składzie było sporo, to początek sezonu można było spisać na straty. Zanim jednak skupimy się na nowych graczach, kilka słów o tych, którzy swoją przygodę z Koroną zakończyli. Jako pierwszy odszedł Bidje Manzia. Za kongijskiego napastnika Istanbulspor zapłacił nam 1.1 mln zł. Biorąc pod uwagę fakt, że przez pół roku nie pokazał nic, jest to bardzo dobry interes. 550 tys. zł kosztowali Attah (Furth) i Felicio Brown Forbes (Murcia). Za Forbesa może mógłbym wziąć więcej, ale przede wszystkim chciałem się pozbyć jego wysokiej pensji. Poza tym jeszcze kilka wypożyczeń z zespołu młodzieżowego oraz wygasłych kontraktów i na tym zamknęły się transfery wychodzące, a łącznie do kasy klubu wpłynęło 2.2 mln zł.

 

Zawodników przychodzących było więcej, aż 9, a zapłaciliśmy za nich 2.5 mln zł. Przedstawiać wszystkich po kolei nie ma sensu, ponieważ zdecydowanie poszedłem w ilość, nie jakość i większość zawodników raczej nie odbiega poziomem od I Ligi. Jędrzej Cuch to jedyny zawodnik warty wyróżnienia, bo mimo zaledwie 18 lat jest już prawdopodobnie naszym najlepszym prawym obrońcą, a potencjał ma jeszcze spory, więc może z niego być bardzo dobry zawodnik.

 

Sezon rozpoczęliśmy słabo, ale było to do przewidzenia, bowiem wciąż byliśmy w budowie. Dlatego też 3 porażki na rozpoczęcie sezonu niezbyt mnie zmartwiły, tym bardziej że graliśmy z wymagającymi rywalami. Pierwszy punkt udało nam się zdobyć w 4. kolejce bezbramkowo remisując z Wisłą Kraków na naszym stadionie. Pierwszy wygraną odnotowaliśmy dwa mecze później – wygraliśmy u siebie 1:0 z Bruk-Betem. Daleko nam było jednak do dobrej gry, a zdobywanie punktów wychodziło nam średnio. Jesień skończyliśmy na przedostatnim miejscu z 19 punktami. Nie graliśmy jakoś specjalnie źle, po prostu Ekstraklasa to nie do końca nasz poziom i często zdarzało się, że przeciwnik był po prostu o klasę lepszy. Niemniej jednak udało nam się osiągnąć kilka dobrych wyników, jak np. wygrana u siebie z Legią czy pokonanie na wyjeździe drugiego beniaminka – Widzew Łódź.

 

Podczas przerwy zimowej zbyt wiele się nie działo. Pozbyłem się dwóch niezadowolonych zawodników, Piotra Nocona i Kartala. Ten ostatni okazał się wielkim niewypałem transferowym, bo przecież sprowadzałem go zaledwie pół roku temu. Bardzo szybko zaczął domagać się gry w pierwszym składzie, a nie mogłem się na to zgodzić, bo za każdym razem gdy dostawał szansę to grał słabo. Trochę na nim straciliśmy, ale nie była to wielka różnica. Ściągnąłem też nowego zawodnika za 575 tys. zł (większość na raty), jest to Nikola Jankovic – 19 letni bardzo uzdolniony serbski napastnik.

 

Na wiosnę punktowaliśmy bardzo podobnie utrzymując średnią 1 punkt/mecz aż do podziału na grupy. Grupę spadkową zaczęliśmy z dwupunktową przewagą nad strefą spadkową. W pierwszym spotkaniu dość sensacyjnie wygraliśmy 3:0 z Zagłębiem Lubin, ale potem było znacznie gorzej. Sięgnęliśmy dna, a 4 porażki z rzędu w grupie spadkowej nie mogły oznaczać nic innego niż spadek. I nawet dobra końcówka nic nam nie dała – z Ekstraklasy spadliśmy, a ja 29 maja pożegnałem się z posadą w Kielcach. Gdybym chciał, to pewnie udałoby mi się wyprosić jakieś ultimatum i utrzymać posadę, ale jakoś niespecjalnie mi na tym zależało. Pracować w Kielcach nie lubiłem, drużyna była wybitnie bezjajeczna i nawet gdyby udało nam się utrzymać, to pewnie i tak odszedł, bo kontrakt miałem do końca sezonu. Tytuł dla Lecha.

Odnośnik do komentarza

Sezon 2022/23

 

Na bezrobociu pozostawałem do 8 września. Tego dnia podpisałem kontrakt z ostatnim zespołem szwedzkiej Allsvenskan – beniaminkiem GIF Sundsvall. Zadanie przede mną było trudne, bowiem do końca spotkania zostało zaledwie 7 spotkań, a strata do bezpiecznego miejsca wynosiła 9 punktów. Po przyjściu do zespołu zastałem zawodników bardzo podobnych poziomem do tych, którymi dysponowałem w Koronie, ale według bukmacherów był to 12. najsilniejszy skład w lidze. Nie zmienia to jednak faktu, że utrzymanie w lidze graniczyło z cudem, tym bardziej że kalendarz był bardzo, bardzo ciężki i poważnie myśleć o zwycięstwie mogliśmy w co najwyżej dwóch spotkaniach. Przyznam szczerze, że w momencie podpisywania kontraktu nie wiedziałem, że zostało nam tylko 7 spotkań i prawie na 100% spadniemy z ligi. Gdybym zauważył ten fakt, na pewno bym tej oferty nie przyjął, no ale mówi się trudno, musiałem zagryźć zęby i postarać się ugrać najwięcej jak się da z końcówki tego sezonu. Co prawda szanse na utrzymanie bardzo szybko straciliśmy, to strefa barażowa była w pewnym momencie bardzo blisko, brakowało nam 4 punktów. Niestety, w kluczowym momencie sezonu w spotkaniu z zamykającym tabelę Gefle IF czerwoną kartkę już w 42. minucie obejrzał lider naszej drużyny Manzanara, zamykając nam tym samym możliwość walki o utrzymanie, bo mecz przegraliśmy 0:2. Oczywiście dla niego oznaczało to dwa tygodnie bez wypłaty. Cóż, drugi spadek z rzędu!

 

Plus jest taki, że skład mamy fajny i jeśli zatrzymamy zawodników w klubie, to awans nie powinien być problemem.

Odnośnik do komentarza

Sezon 2023

 

Sezon w Szwecji rozpoczyna się w lutym i kończy w listopadzie, dlatego też „główne” okienko transferowe przypada w zimę. Przebiegło ono dość spokojnie, nie straciliśmy nikogo z najważniejszych zawodników, uzupełniliśmy ławkę i byliśmy gotowi do startu nowego sezonu. Przed startem ligi mieliśmy rozgrywki szwedzkiego pucharu, w których dotarliśmy aż do półfinału, w którym zostaliśmy wyeliminowani przez IFK Norrköping FK, najlepszą szwedzką drużynę ostatnich lat, dopiero w rzutach karnych.

 

Dużo gorzej zaczęliśmy w lidze. Na pierwszą wygraną musieliśmy czekać aż do 5. kolejki i tak naprawdę dobrze grać zaczęliśmy dopiero w czerwcu. Zarząd oczywiście nie był zadowolony, bo awans był w tym momencie bardzo daleko. Od czerwca graliśmy jednak bardzo dobrze, na 13 spotkań wygraliśmy 9, 2 zremisowaliśmy i 2 przegraliśmy. Bilans zatem niezły. Zbliżyliśmy się na 2 punkty do miejsca premiowanego udziałem w barażach… i w tym momencie zarząd postanowił mnie zwolnić, mimo że od 2 miesięcy graliśmy bardzo dobrze…

 

Walczymy dalej!

Odnośnik do komentarza

Przynajmniej jest ciekawie!

 

 

Sezon 2023/24

 

Po krótkiej przygodzie w Szwecji nadszedł czas na powrót do ojczyzny. Tym razem czekałem na ciekawe oferty i nie śpieszyłem się z powrotem do trenerki. Ostatecznie mój wybór padł na Wisłę Płock występującą w I Lidze. Prognozy przed sezonem przewidywały tej drużynie 5. miejsce na zakończenie sezonu, a tymczasem po rundzie jesiennej płocczanie zajmują przedostatnie, 17. miejsce. Na papierze zatem zadanie utrzymania Wisły w I Lidze nie wydawało się zbyt trudne i zwiększyłem wymagania na środek tabeli. Dopiero po objęciu zespołu przekonałem się, dlaczego zespół radził sobie tak słabo – poza dwoma czy trzema niezłymi zawodnikami reszta to szrot, od którego nie można wymagać walki o górną połowę tabeli. Na szczęście na ogarnięcie składu miałem prawie 3 miesiące.

 

Drużyna wymagała wzmocnień na wielu pozycjach, dlatego też znowu zmuszony byłem skupić się na ilości wzmocnień, aniżeli ich jakości. Kilku niezłych zawodników udało mi się wypatrzyć i do rundy wiosennej podchodziliśmy z naprawdę niezłym składem. Początek był raczej średni – dwa remisy z zespołami z okolic strefy spadkowej. Potem jednak odpaliliśmy i zaczęliśmy punktować aż miło, a w czterech kolejnych spotkaniach strzelaliśmy po 3 bramki, a straciliśmy tylko jedną. Dzięki temu nie tylko wygrzebaliśmy się ze strefy spadkowej, ale też awansowaliśmy do górnej części tabeli. Do końca sezonu przegraliśmy tylko jedno spotkanie – w Niecieczy. Z pozostałych 14 spotkań wygraliśmy aż 8! Pozwoliło nam to przeskoczyć oczekiwania i skończyć sezon w górnej połowie tabeli, a dokładniej na 7. miejscu. Zespół za mojej kadencji zdobył zatem 31 punktów, osiągając tym samym średnią nieco ponad 2 pkt/mecz. Gdybyśmy grali cały sezon z taką skutecznością, do awansu powinno wystarczyć. Warto w tym momencie podkreślić fakt, że na wiosnę straciliśmy tylko 7 bramek, a dla porównania w całym sezonie było to 33. Oznacza to, że na wiosnę traciliśmy średnio prawie bramkę mniej na mecz. Duża w tym zasługa sprowadzonego przeze mnie za darmo Alexa Brana, który dowodził naszą defensywą i zakończył sezon z najwyższą oceną w zespole.

 

Przed nami pracowite lato, bo spróbujemy powalczyć o awans!

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Sezon 2024/25

 

Przygotowania do sezonu szły pełną parą, a w klubie pojawiło się 10 nowych zawodników, a aż 28 graczy odeszło po wygaśnięciu kontraktu. Pieniędzy wydaliśmy bardzo, bardzo dużo, ale zarząd mi na to pozwolił, a w budżecie transferowym zostało jeszcze trochę środków. Gorzej wygląda co prawda stan konta, ale przed początkiem sezonu zarząd zasilił nasze konto dodatkowymi 2.2 mln zł, więc nie jest aż tak źle. Najwięcej zapłaciliśmy za 19 letniego obrońcę Frantiska Sabo. Słowak kosztował nas nieco ponad milion złotych (większość oczywiście na raty), ale ma naprawdę niezłe umiejętności i jeszcze spory potencjał. Kolejni zawodnicy za pieniądze to Alex Damásdi za 235 tys. zł, Dimitar Zakonov za 120 tys. zł oraz Tomás Domingos za 130 tys. zł. W całym tym szaleństwie zapomniałem o jednej bardzo ważnej rzeczy – wymogu co najmniej jednego Polaka poniżej 21 wieku w wyjściowej jedenastce! Nie mając zbyt wielkiej możliwości wyboru musiałem zapłacić spore pieniądze za młodego lewego obrońcę Radosława Buczka. Kosztował on aż 450 tys. zł, ale przynajmniej można to uznać za inwestycję w przyszłość, bo to zawodnik zaledwie 18 letni mogący się jeszcze rozwinąć, chociaż i tak już jest bardzo dobrym obrońcą. Poza tym wypożyczyłem kilku młodych zawodników, żeby mieć jakiś wybór no i… ruszyliśmy z nowym sezonem.

 

A zaczęliśmy kiepsko, bo od dwóch porażek. Najpierw pokonało nas Podbeskidzie, a potem ŁKS Łódź rozbił 4:0. No cóż, można było się spodziewać problemów na początku sezonu, bo przecież nowych twarzy w drużynie było całkiem sporo i drużyna potrzebowała trochę czasu na zgranie się. Gdy to się stało, graliśmy jak z nut i zaliczyliśmy serię 12 zwycięstw z rzędu. Pary zabrakło nam na końcówkę sezonu i dwóch ostatnich spotkań nie wygraliśmy. Było też w tym starcie rewanżowe z ŁKSem o tytuł mistrza jesieni, w którym niestety nie byliśmy wystarczająco dobrzy, ulegliśmy 2:0 i zimę musieliśmy spędzić na drugim miejscu w tabeli.

Na wiosnę wciąż graliśmy dobrze, chociaż nie byliśmy równie skuteczni co na jesieni. Zdarzyło nam się kilka niepotrzebnych remisów z zespołami zamykającymi stawkę i sprawa mistrzostwa była skomplikowana. Na szczęście awans nie był nigdy zagrożony, a sezon skończyliśmy z aż 15 punktami przewagi nad 3. miejscem. Wygrać I Ligi niestety się nie udało, zabrakło nam 3 punktów. Najważniejszy jest jednak awans i fakt, że za rok powalczymy w Ekstraklasie!

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Sezon 2025/26

 

Pierwszy sezon po awansie do wyższej ligi zawsze jest skomplikowany. Nowi, lepsi zawodnicy nie zawsze chcą dołączyć do twojego zespołu, a starzy często nie są wystarczająco dobrzy do gry na wyższym poziomie. Z podobną sytuacją spotkałem się w Wiśle Płock, gdzie ponownie czekało nas sporo zmian w składzie. Ciężkie to było zadanie, bo mało który zawodnik o wyższych umiejętnościach chciał u nas grać za sensowne pieniądze. Przed pierwszym meczem sezonu składu w pełni skompletować się nie udało, ale wraz z kolejnymi dniami okienka nasz zespół wyglądał coraz lepiej. Inna sprawa, że kosztowało nas to sporo, ale w budżetach jeszcze troszkę grosza pobrzękuje, więc nie ma katastrofy. Nie zmienia to faktu, że pod względem wydatków transferowych netto byliśmy na  5. miejscu z wydatkami na poziomie 1.83 mln zł. Na co poszły te pieniądze? Najwięcej wydaliśmy na Stefana Gostiljaca, bo aż 1.2 mln zł (500 tys. na 3 lata), ale wydaje mi się, że były to dobrze wydane pieniądze, bowiem młody Serb ma fantastyczne atrybuty psychiczne oraz fizyczne i tylko technika musi jeszcze dojechać. Jeszcze trochę potencjału ma, więc przy odpowiednim rozwoju może być z niego naprawdę świetny zawodnik. 675 tys. zł zapłaciłem za Ilija Babica, kolejnego Serba. Tym razem udało mi się dorwać niezłą promocję, bo ten młody zawodnik wygląda naprawdę dobrze, a jego wartość po podpisaniu z nami kontraktu skoczyła do 1.3 mln zł, co oznacza, że jest naszym najwyżej wycenianym piłkarzem. Kolejne 400 tys. zł przelaliśmy na konto Dunărea Călăraşi, a w zamian dołączył do nas Ionuţ Straton. I to tyle, jeśli chodzi o pierwszy garnitur na nowy sezon. Potrzebowaliśmy jeszcze rezerwowych, a ponieważ w składzie mieliśmy bardzo mało Polaków, to tutaj głównym kryterium była właśnie polska narodowość. Dlatego też na zasadzie wolnego transferu przyszli do nas Adam Wilk, Marcin Cebula oraz Jakub Bartosz. Ponadto wypożyczyłem z Lecha Bartosza Karbowskiego i skład mogliśmy uznać za domknięty. Nie udało nam się na nikim zarobić, ale za sukces uznaję wypożyczenie do Ajki Alexa Damásdiego, którego duża pensja była problemem, a sam zawodnik nie wnosił absolutnie nic do naszego zespołu i okazał się być wielkim rozczarowaniem.

 

Media prognozowały nam przedostatnie miejsce w tabeli, a zarząd wymagał od nas tylko dzielnej walki o utrzymanie, więc wymagania przed sezonem nie należały do zbyt wygórowanych. Z całkiem nowym, dużo mocniejszym, środkiem pola i wreszcie napastnikiem z prawdziwego zdarzenia utrzymanie nie wydawało się być niczym skomplikowanym. Bardzo szybko potwierdziła to nasza boiskowa dyspozycja, chociaż na otwarcie przegraliśmy z Lechią 3:1. A potem było już świetnie. Najlepszym przykładem jak duży postęp zrobiliśmy niech będzie wygrane wyjazdowe starcie z ŁKSem. Chociaż Łodzianie wydali na transfery nawet więcej od nas, to po 12 kolejkach mieli na swoim koncie zaledwie 3 punkty! My po tym spotkaniu mieliśmy aż 23 oczka i znajdowaliśmy się na drugiej stronie tabeli, mając przed nami jedynie poznańskiego Lecha. Tego raczej nie spodziewał się nikt, a było jeszcze lepiej! Wyśmienitą formę utrzymywaliśmy aż do końca rundy jesiennej i ku zdziwieniu całej Polski, rok zakończyliśmy na pierwszym miejscu w tabeli!

 

Zimowe okienko transferowe nie przyniosło żadnych zmian i do rundy wiosennej przystępowaliśmy w niezmienionym składzie. Kontynuowaliśmy bardzo dobrą formę z jesieni i przez ligę szliśmy jak burza, chociaż czekało nas kilka trudnych spotkań. Przegraliśmy trzy spotkania, na wyjeździe w Warszawie, u siebie z Lechem i… z ŁKSem. Cieszę się, że ta drużyna spadła z ligi, bo przeciwko nim grało nam się bardzo niewygodnie. Poza tym było raczej zielono, ale do obrony pierwszego miejsca to nie wystarczyło – fazę zasadniczą zakończyliśmy na drugim miejscu. Dziesięciopunktowa przewaga nad 4. miejscem oznaczała, że dzięki kilku niezłym wynikom już po 3 kolejkach grupy mistrzowskiej mieliśmy zapewnione co najmniej 3 miejsce w tabeli! Co więcej, trzy dni później walczyliśmy o Puchar Polski z Cracovią. Po drodze do finału wyeliminowaliśmy takie zespoły jak Lechia, Korona czy Lech, więc Cracovia nie wydawała się być groźniejszym przeciwnikiem. Tak też faktycznie było, chociaż finał jak to finał, poziomem nie zachwycił. Ważne, że wygraliśmy 1:0 i mogliśmy świętować zdobycie mojego pierwszego poważnego trofeum! Niesieni dobrym wynikiem pokonaliśmy w następnej ligowej kolejce Legię 4:2, potem przegraliśmy w Poznaniu 1:0 i właściwie byliśmy już na wakacjach, bo ani z Rakowem, ani z Jagiellonią nie graliśmy już o nic. Ostatecznie zakończyliśmy na trzecim miejscu, co i tak jest gigantycznym sukcesem, zważywszy na przedsezonowe oczekiwania. Spadają ŁKS i Zagłębie Sosnowiec.

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Pogoń spadła w sezonie 2024/25 do I Ligi, w poprzednim sezonie 4. miejsce i teraz znowu walczą o awans. 

 

Sezon 2026/27

 

Okienko transferowe w lecie 2026 roku było wyjątkowe, ponieważ po raz pierwszy nie musiałem przeprowadzać sporej liczby transferów, a jedynie skupić się na utrzymaniu składu i wzmocnieniu jednej pozycji, która tego wymagała. Dlatego też za kwotę 2.5 mln zł dołączył do nas lewoskrzydłowy Luka Kerin. Zapłaciliśmy sporo, ale wydaje mi się, że są to pieniądze dobrze wydane. Cel na nowy sezon był prosty: zakwalifikować się do grupy mistrzowskiej. Musieliśmy szybko zapomnieć o sukcesie z poprzedniego sezonu i dobrze przygotować się do dużo trudniejszego, drugiego sezonu w Ekstraklasie. Ponadto mieliśmy jeszcze do rozegrania eliminacje Ligi Europy, gdzie już pierwsze wyzwanie należało do bardzo trudnych: trafiliśmy na Rubin Kazan. Na wyjeździe udało nam się utrzymać bezbramkowy remis, a w rewanżu uśmiechnęło się do nas szczęście i już w 4. minucie zawodnik rosyjskiego zespołu obejrzał czerwoną kartkę. Grając w przewadze nasze szanse znacząco się powiększyły i wygraliśmy 2:0! Później wcale nie było łatwiej, ponieważ graliśmy ze szkockim Aberdeen. Tym razem szczęścia nie mieliśmy i żegnamy się z Ligą Europy. Ciekawa sytuacja wywiązała się pod koniec okienka transferowego, kiedy to za 11 mln zł sprzedaliśmy do włoskiej Venezi Radosława Buczka. Niestety nie udało mi się znaleźć za niego zastępstwa, gdyż wszyscy potencjalni kandydaci żądali horrendalnych pieniędzy, chociaż brakowało im umiejętności do takich zarobków.

 

Liga rozpoczęła się bardzo źle, bo na pierwszą wygraną czekaliśmy aż do końca września. Muszę jednak usprawiedliwić formę zespołu sporą ilością spotkań i kontuzji, przez które dopiero w 8. kolejce mogliśmy zagrać w najmocniejszym zestawieniu. Niewiele to dało, bo przegraliśmy u siebie z beniaminkiem z Katowic. Gdy jednak wszyscy wrócili do pełni zdrowia i nabrali trochę ogrania, to znowu zaczęliśmy grać przyzwoicie. Co prawda daleko nam było do dyspozycji z poprzedniego sezonu, ale z następnych 8 spotkań wygraliśmy 4 i powoli wygrzebywaliśmy się ze strefy spadkowej. Z taką formą od początku rozgrywek pewnie bylibyśmy gdzieś w górnej części tabeli, ale mieliśmy mnóstwo pecha. Zaczęliśmy jednak wreszcie grać dobrze, więc nie było powodów do zmartwień, bo do 8. miejsca traciliśmy tylko 4 punkty.

 

Nie było to jednak już moim problemem. 2 grudnia odezwali się do mnie wysłannicy Legii Warszawa z zaproszeniem na rozmowę kwalifikacyjną. Nie spodziewałem się tego, ba, nawet nie wiedziałem, że Legia szuka nowego menedżera! Dwa dni później Legia złożyła mi ofertę, a że takiemu zespołowi się nie odmawia, to szykowałem się na przeprowadzkę do stolicy! Wisłę zostawiam w sytuacji dalekiej od idealnej, ale wierzę, że moi byli podopieczni dadzą sobie radę z utrzymaniem.

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Sezon 2026/27 Cześć II

 

Legię objąłem na dwa spotkania przed przerwą zimową. Graliśmy z Lechią na wyjeździe i z Zagłębiem Lubin na Łazienkowskiej. W Gdańsku wygrać się nie udało, chociaż prowadziliśmy już 2:0. Za to pożegnaliśmy się z kibicami wygraną 1:0 u siebie. Czekała mnie pracowita zima, bo chociaż skład Legia miała mocny, to zdecydowanie brakowało nam głębi i jakości na ławce. Najważniejsi byli boczni obrońcy, ponieważ w klubie było tylko dwóch takich. Zanim jednak mogłem przystąpić do zakupów, urządziłem najpierw wyprzedaż. Co prawda nie chciałem przeprowadzać zbyt dużych roszad w składzie, ale mocno wygórowane kwoty oferowane za moich zawodników skłoniły mnie do zmiany planów. Chociaż opuścił nas tylko jeden zawodnik, na którego pozostaniu mi zależało, to do klubowej kasy wpłynęło aż 99.65 mln zł! Transfery do klubu pochłonęły niemalże 50 mln zł, ale nie zmienia to faktu, że wciąż jesteśmy grubo na plusie, a siła zespołu nie uległa zmianie. Zestawienie transferów. Najmniej zapłaciliśmy za młodego bramkarza Michaela Cifuentesa. 1.1 mln za bramkarza jego klasy to spora przecena i jedyny minus tej transakcji to stale zajęte jedno miejsce dla zawodnika spoza UE. Dalej mamy dwóch Anglików, Omara Richardsa z Boltonu oraz Jonathana Leko z Hearts. Za tego drugiego trochę przepłaciłem, ale potrzebowaliśmy pilnie kogoś na lewe skrzydło. Na tę samą pozycję za 7 mln (może urosnąć do 9.25 mln) przyszedł Luka Adzic. Po sprzedaży Miłoszewskiego do Porto (16.5 mln zł, klauzula) musiałem kupić jakiegoś napastnika. Mój wybór padł na Jana Wautersa. Anderlecht skasował od nas 12 mln zł, a po 50 spotkaniach w lidze kwota ta ma urosnąć do 16 mln zł. Ostatni zawodnik za grubszą kasę to Dave Rutten, boczny obrońca. Nie planowałem tego zakupu, ponieważ w klubie był Balao, ale gdy Molde zaoferowało za niego 9 mln zł nie wahałem się ani chwili. Borja San Emeterio, Bruno Leko czy Radovan Rasic to wzmocnienia ławki, poszerzenie składu.

 

Problem z taką rewolucją w zimę jest taki, że nowi zawodnicy mają niecały tydzień na zgranie się z zespołem. Kalendarz nie był łatwy, bo już w pierwszym meczu po przerwie jechaliśmy do Poznania na mecz z Kolejorzem. W obecnej sytuacji kadrowej nie spodziewałem się zbyt wiele po tym spotkaniu, ale ku mojemu zdziwieniu zaprezentowaliśmy się dobrze, a po szalonych 30 minutach na tablicy wyników było 2:2 i tak już zostało do końca spotkania. Potem graliśmy już jak na topowy zespół przystało, a za mojej kadencji Legia przegrała tylko jeden mecz. Gdzie? Na Łazienkowskiej z Wisłą Płock, rzecz jasna. Legię w tym sezonie prowadziłem w 20 meczach, wygraliśmy 12, zremisowaliśmy 7 i zaliczyliśmy jedną, wspomnianą już porażkę. Nie najgorszy bilans zważywszy na to, że zmian w składzie mieliśmy bardzo dużo. Strata do Lecha była za duża, więc priorytetem był awans do Ligi Europy. Po fazie zasadniczej byliśmy na 3. miejscu i tam też pozostaliśmy po rozgrywkach grupy mistrzowskiej. Nie rozumiem tylko dlaczego nie wyprzedziliśmy Miedzi, bo bilans bezpośrednich spotkań mieliśmy lepszy (0:1 w Warszawie, 4:1 i 2:2 na wyjeździe), a punktów tyle samo. No cóż, to tylko jedna runda el. LE więcej. Szkoda że nie udało się zajść dalej niż do ćwierćfinału w Pucharze Polski, ale liga była ważniejsza. Spadły Jagiellonia i Górnik Zabrze, Wisła Płock ku mojej uciesze na 5. miejscu w grupie spadkowej.

Odnośnik do komentarza
16 minut temu, Iwabik napisał:

Nie rozumiem tylko dlaczego nie wyprzedziliśmy Miedzi, bo bilans bezpośrednich spotkań mieliśmy lepszy (0:1 w Warszawie, 4:1 i 2:2 na wyjeździe), a punktów tyle samo.

W pierwszej kolejności liczy się miejsce zajęte w fazie zasadniczej. Miedź była w niej na 2. miejscu, a Ty na 3., więc... no.

 

Mistrzostwo w kolejnym sezonie powinno być formalnością, więc życzę Ci powodzenie w Europie :)

Odnośnik do komentarza

Hmm, faktycznie tak jest zapisane w regułach, nie zauważyłem :D A czy szybko to nie wiem, bo to już 10. sezon 

 

 

Sezon 2027/28

 

Plan na nowy sezon był oczywisty, a było nim wygranie ligi. Do osiągnięcia tego celu raczej nie potrzebowaliśmy zbyt dużych nakładów finansowych, skład mieliśmy mocny, wystarczyło go utrzymać i wzmocnić jedną czy dwie pozycje. Chciałem też pozbyć się kilku graczy spoza UE, ponieważ kilkukrotnie ograniczenie do dwóch takich zawodników na boisku poważnie wiązało mi ręce. Potrzebowaliśmy tak naprawdę tylko dwóch graczy: kogoś na środek obrony i kogoś na prawe skrzydło. Dlatego też sprowadziłem do klubu Sladjana Bozica oraz Bence’a Horvátha. Pierwszy kosztował 5 mln zł, drugi 5.5 mln. Poza tym sprzedaliśmy za 9.5 mln zł Eduardo Luisa (brazylijski pomocnik, całkiem niezły, ale mamy za dużo graczy spoza UE), wypożyczyliśmy kilku młodych zawodników i to tyle. Prawdziwy cios otrzymaliśmy jednak kilka godzin przed zamknięciem okienka transferowego – nasz kapitan i podstawowy obrońca Maximillian Hoffmann odszedł do Valencii za 14.75 mln zł (klauzula). Mieliśmy nieco ponad 5 godzin na znalezienie mu zastępstwa. Musieliśmy działać szybko, więc zaraz po otrzymaniu przelewu z Hiszpanii prawie identyczna kwota (14.25 mln zł) trafiła na konto Lokeren, a nasz zespół zasilił Edoardo Sbardella. 

 

Przed sezonem dotarła do mnie bardzo dobra wiadomość – Polska zyskała dodatkowe miejsce w Lidze Mistrzów i wicemistrz z tego sezonu będzie mógł powalczyć o udział w tych rozgrywkach! Zanim jednak mogliśmy myśleć o awansie do Ligi Mistrzów, musieliśmy powalczyć o Ligę Europy. A tu nie było łatwo, bo już na dzień dobry trafiliśmy na Brondby. Wyzwanie okazało się łatwiejsze niż przypuszczałem i już w pierwszym meczu na naszym boisku rozstrzygnęliśmy sprawę awansu – wygraliśmy 5:1. Była to jednak dopiero pierwsza kłoda na naszej drodze, a już w następnej rundzie mierzyliśmy się z tureckim Bursasporem. Pierwszy mecz graliśmy na wyjeździe, a jakby tego mało, 4 dni wcześniej czekał nas równie trudny mecz w Poznaniu. Miałem dylemat jak podejść do tego starcia, ale ostatecznie uznałem, że awans do Ligi Europy jest ważniejszy i z Lechem graliśmy w osłabionym składzie. To było widać, bo byliśmy dużo gorsi od Poznaniaków i tylko szczęściu zawdzięczamy wywiezienie stamtąd punktu. Ważniejszy był jednak mecz w Turcji, a tam udało nam się zremisować 1:1. Rewanż na naszym boisku raczej nie należał do najciekawszych meczów, w pierwszej połowie nie wydarzyło się absolutnie nic, a na samym początku drugiej objęliśmy prowadzenie, którego o mały włos nie straciliśmy pod koniec meczu, ponieważ goście z Turcji mieli kilka groźnych sytuacji. Ostatecznie skończyło się na 1:0. W barażach mierzyliśmy się z Crveną Zvezdą. Na Łazienkowskiej było 2:0, ale rewanż rozpoczął się bardzo, bardzo źle, bowiem już po 25 minutach przegrywaliśmy 0:2 i było jasne, że musimy zagrać odważniej, bo ostrożne podejście na nic nam się zdało. Od tego momentu mecz trochę zwariował, a po końcowym gwizdku było 3:3 i mogliśmy świętować awans do Ligi Europy! Pech co do losowań nie zakończył się jednak na eliminacjach, bo trafiliśmy do bardzo trudnej grupy z Gent, Genoą i Dinamo Mińsk. O awans będzie trudno, ale powalczymy.

 

Tak jak się spodziewałem, awans z Ligi Europy był bardzo dużym wyzwaniem i niestety okazało się, że Gent i Genoa to całkiem inna klasa piłkarska. Wszystkie spotkania z tymi dwoma drużynami przegraliśmy dość wyraźnie, a różnicę w umiejętnościach było doskonale widać. Lepsze wyniki mieliśmy z Włochami (2:3 i 1:2), ale raczej wynikało to ze szczęścia, aniżeli naszej dobrej gry. Na nic nam się zdały poprawne wyniki z Dinamem Mińsk. Niestety, to jeszcze nie ten poziom.

 

Zdecydowanie nasz poziom to Ekstraklasa, bo tutaj graliśmy naprawdę bardzo dobrze. Przez całą rundę jesienną nie straciliśmy na Łazienkowskiej ani jednego punktu, a rywale strzelili tu tylko jedną bramkę. Mniej szczęścia mieliśmy na wyjazdach, ponieważ przegraliśmy w Krakowie i Łodzi, a poza Poznaniem punkty zostawiliśmy jeszcze w Katowicach. W ogóle, jak się potem okazało, GKS był naszym katem w tym sezonie, bo po przerwie przegraliśmy z nimi w Warszawie, tracąc tym samym pierwsze punkty u siebie! Od listopada aż do marca brakowało nam skuteczności, nasza gra raczej nie powalała, a wygrane były wymęczone. W marcu uznałem, że trzeba coś zmienić, pomajstrowałem trochę przy taktyce i… podziałało, bo w kolejnych 4 spotkaniach zdobyliśmy łącznie 15 bramek! Potem już się trochę uspokoiliśmy, ale i tak znowu graliśmy bardzo dobrze. Po 30 kolejach byliśmy pierwsi. W grupę mistrzowską weszliśmy średnio, ponieważ zremisowaliśmy bezbramkowo z Miedzią i Zagłębiem, co kosztowało nas utratę pierwszego miejsca w tabeli. Na szczęście Lech też nie grał jakoś spektakularnie i Poznaniacy wyprzedzali nas tylko o punkt. Kluczowe było nasze starcie w Warszawie, które udało nam się wygrać 3:1. Po tym ciosie już się nie podnieśli i w następnej kolejce mogliśmy świętować Mistrzostwo Polski! Na dokładkę jeszcze dwa tygodnie wcześniej pokonaliśmy Widzew Łódź w finale Pucharu Polski, więc mogliśmy się cieszyć skompletowaniem podwójnej korony!

Odnośnik do komentarza

Zieew to się dopiero teraz zacznie ;)

 

 

Sezon 2028/29

 

Sezon numer trzy w Legii dał mi wreszcie możliwość spróbowania swoich sił w Lidze Mistrzów. Aby faktycznie móc tam powalczyć potrzebowaliśmy kilku wzmocnień, przede wszystkim chciałem wyrównać skład, bo kilka pozycji wciąż odstawało od reszty. Widać to było głównie po bokach obrony, bo podstawowi zawodnicy na tych pozycjach byli co najwyżej nieźli, a zmiennicy pozostawiali naprawdę sporo do życzenia. Zanim jednak co do czego, musieliśmy pozbyć się właśnie tych zawodników, dlatego też Omar Richards przeszedł do Wisły Płock (2.5 mln zł), Borja San Emeterio do Rody (1.7 mln zł), a Marchesini do Blackburn (7.5 mln zł). Sprzedaż Richardsa i Marchesiniego ponadto dawała mi możliwość sprowadzenia kogoś spoza UE. Tym kimś był Cesar Caballero, prawy obrońca, który kosztował zaledwie 2.2 mln zł. Na przeciwległą stronę obrony przyszedł Niemiec Alexander Laabs, za którego zapłaciliśmy więcej – aż 15 mln zł. Poza tym 4.3 mln kosztował nas Alexandre, Brazylijczyk z polskim paszportem, 5.25 mln Daniele Labriola i 625 tys. zł Mateusz Praszelik.

I na tym w zasadzie mogłoby się nasze okienko zakończyć, no ale tak nie było, bo inne plany mieli inni uczestnicy rynku transferowego. Na początku okienka 34 mln zł zaoferował nam Sporting Lizbona w zamian za Bruno Leko. Niekoniecznie chciałem go sprzedać, ale na oku miałem już lepszego zawodnika, a 34 mln zł piechotą nie chodzi. Po zaakceptowaniu oferty od Portugalczyków od razu wziąłem się za negocjacje z Asterasem Tripolis w sprawie Souleymane Diopa. Ostatecznie stanęliśmy na 24 mln zł i Souleymane pojawił się w klubie jeszcze przed odejściem Leko. Kolejny niespodziewany transfer miał miejsce w ostatnim dniu okienka, kiedy to zarząd zaakceptował 66 mln zł (może urosnąć aż do 81 mln!) za Bence’a Horvatha od Bayeru Leverkusen. Oferta była faktycznie bardzo, bardzo dobra, więc nie miałem za złe, że decyzja została podjęta bez mojej zgody. Podobnie jak rok temu w przypadku Hoffmana, mieliśmy mało czasu na znalezienie zastępcy. Wybór padł na Maximiliano Spinelliego. Zapłaciliśmy 22.5 mln. Jakości straciliśmy niewiele, ale Bence miał sporo większy potencjał i był młodszy.

 

Eliminacje Ligi Mistrzów rozpoczęliśmy od falstartu, jakim była porażka 0:1 w Budapeszcie z Ferencvaros. W rewanżu byliśmy jednak bezbłędni, a Węgrzy na Łazienkowskiej przegrali 0:6. Z przytupem awansowaliśmy zatem do fazy barażowej, w której mierzyliśmy się z Rangers. Tym razem pierwszy mecz był w Warszawie. Długo nic się nie działo, ale w drugiej połowie Wauters zdobył dwie bramki i do Szkocji mogliśmy jechać z dwubramkową zaliczką. Rewanż wyglądał bardzo podobnie, tyle że zamieniliśmy się miejscami. Długo nic, a potem bramka dla Szkotów. Na szczęście stać ich było na tylko jedno trafienie i to my awansujemy do Ligi Mistrzów!

Entuzjazm z awansu do tych prestiżowych rozgrywek skończył się w momencie losowania grup – trafiliśmy na PSG, Man Utd i Gent. Zdobycie punktów w tej grupie nie było niczym łatwym, a o 3. miejsce musieliśmy walczyć z Gent, które jeszcze w poprzednim sezonie było na innym poziomie. Rozgrywki fazy grupowej rozpoczęliśmy bardzo ważnym starciem domowym właśnie z nimi. Chcąc myśleć o 3. miejscu potrzebowaliśmy punktów. Udało się zdobyć tylko jeden, a zwycięstwo uciekło nam z rąk w 90. minucie. Potem graliśmy w Manchesterze oraz dwukrotnie z PSG i obyło się bez niespodzianek. Wyjazd do Gandawy był wybornym spotkaniem, kibice obejrzeli aż 6 bramek i podobnie jak w Warszawie był remis. W ostatniej kolejce podejmowaliśmy u siebie Manchester United i potrzebowaliśmy co najmniej punktu z tego spotkania, aby zająć o 3. pozycję, gdyż Gent miał o punkt więcej. Ostatni mecz grali w Paryżu, więc mieliśmy wszystko w swoich rękach. Zagraliśmy słabo, ale goście zmarnowali mnóstwo okazji i dostaliśmy w prezencie od losu bezbramkowy remis i szansę gry w Europie na wiosnę.

 

Mina ponownie mi zrzedła, gdy poznałem rywala w Lidze Europy – Real Madryt. Mieliśmy jednak to szczęście, że trafiliśmy na okres gorszej formy Królewskich, którzy w tym okresie zaliczyli 6 meczów bez zwycięstwa z rzędu. W każdym bądź razie, na Łazienkowskiej było 0:0 i szczerze powiedziawszy, nie spodziewałem się niczego po meczu w Madrycie. Ku mojemu zdziwieniu na Santiago Bernabeu zaprezentowaliśmy się bardzo dobrze i pokonaliśmy wielki Real 2:1! Obie bramki autorstwa Jana Wautersa. Inna sprawa, że pewnie Królewscy nie dawali z siebie 100% w tych rozgrywkach. Dużo ciekawiej było w 1/8, kiedy to graliśmy z Crveną Zvezdą. Podobnie jak rok temu, teraz też bramek nie brakowało. U nas było 4:3, a na wyjeździe 1:1 i zameldowaliśmy się w ćwierćfinale. Tam czekało na nas kolejne wielkie wyzwanie – Juventus Turyn. Pierwszy mecz był na wyjeździe i… wygraliśmy 2:1! Wynik meczu na Łazienkowskiej był dokładnie taki sam, więc w dwumeczu pokonaliśmy Juventus 4:2! Półfinał oznaczał starcie z Porto. Pierwszy mecz rozgrywany był w Warszawie, ale nie było to wielkie starcie i zakończyło się remisem 1:1. Lepiej zaprezentowaliśmy się na wyjeździe, a w słonecznej Portugalii wygraliśmy 2:0 i AWANSOWALIŚMY DO FINAŁU LIGI EUROPY! O to trofeum walczyliśmy z Evertonem, a odpowiedź na pytanie kto to spotkanie wygrał, znajduje się tutaj. Polecam szczególnie zwrócić uwagę na minuty, w których padały bramki.

 

O Ekstraklasie nie ma za bardzo co mówić, ponieważ byliśmy dużo, dużo lepszym zespołem niż wszyscy pozostali. W 30 meczach przed podziałem straciliśmy tylko 8 punktów, nie przegrywając ani jednego meczu. Nie udało nam się niestety zakończyć sezonu bez porażki, bowiem już w pierwszej kolejce po podziale na grupy przegraliśmy u siebie z Lechią. Szkoda, ale mieliśmy w tym momencie ważniejsze mecze do zagrania, a przewaga punktowa była tak duża, że nic złego już nie mogło nam się stać. Od razu po tym spotkaniu wróciliśmy do mistrzowskiej formy i do końca sezonu wygraliśmy wszystkie ligowe mecze, zdobywając rekordowe 100 punktów.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...