Skocz do zawartości

[FM18] Kronika


Iwabik

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć,

 

Dawno nic na forumku nie pisałem, a moje ostatnie kariery kończyły się przedwcześnie. Po ostatnim fiasku rozpocząłem sobie karierę "offline" zespołem, który bardzo lubię i zawsze grało mi się nimi przyjemnie, a więc Wigan. Miał to być krótki sejw na kilka sezonów jednym zespołem, takie typowe "tu kliknę, tam kliknę, póki się przetwarza to zajmę się czymś innym, a jak nie odpale gry przez pół miesiąca to trudno", ale ku mojemu zaskoczeniu przerodził się on w prawdopodobnie najlepszy zapis, jaki miałem w jakimkolwiek FMie i... mam w tym momencie w kalendarzu 6 listopada 2050 roku. Jeszcze nigdy w żadnym FMie tak daleko grając nie zaszedłem, a gra wcale mi się nie nudzi i z każdym kolejnym sezonem i klubem jest coraz ciekawiej. Postanowiłem zatem opisać tę karierę, trochę pewnie też i dla siebie, bo bardzo przyjemnie mi się gra i chciałbym mieć po tym sejwie jakąś "pamiątkę". Niestety niektórych kwestii nie da się przeskoczyć, a gra nie magazynuje wszystkich informacji, meczów, wyników, tabel, statystyk, itd., więc w dużej mierze będę opisywał wszystko z pamięci. Oznacza to mniej więcej tyle, że pierwsze 30 kilka wpisów będzie miało formę opisów poszczególnych sezonów, a będą to opisy zwięzłe, niezbyt szczegółowe i ubogie w informacje - bo tych najzwyczajniej nie posiadam i ograniczam się do mojej pamięci i tego, co uda mi się znaleźć w historii gry. Aha, spoiler to pewnie nie za duży, ale tabele pojawią się dopiero po awansie do Championship, bo League One niestety musiałem wyłączyć z lig grywalnych, ponieważ gra chodzi już i tak bardzo wolno. 

  • Lubię! 2
Odnośnik do komentarza

 

Wigan -  Sezon 1

 

Wymaganie przed sezonem były jasne – szybki powrót do Championship. Nikogo to nie dziwiło, bo na papierze byliśmy jednym z najlepszych zespołów, o ile nie najlepszym, w lidze. Pieniędzy na transfery nie było (wyłączone w pierwszym okienku), toteż przed sezonem nie wydałem ani grosza. Wypożyczyłem za to trzech zawodników, ale nie były to znaczące wzmocnienia. Poza tym nic więcej w lecie się nie wydarzyło, a skład mieliśmy mocny, toteż do mojego debiutanckiego sezonu przystąpiłem raczej pewny siebie.

 

sSOQn0U.png

 

Moja pewność siebie udzieliła się zawodnikom, a pierwsze dwa miesiące mojej menadżerskiej kariery należy uznać za bardzo udane. Drużyna grała nienajgorszy futbol, a z 36 możliwych punktów zdobyliśmy aż 28, przegrywając jedynie na wyjazdach ze Shrewsbury (które potem miało się stać jednym ze znienawidzonych przeze mnie rywali) oraz Charltonem. Wszystko wyglądało dobrze i wydawało się, że zmierzać będziemy pewnie po awans bezpośredni, bo chociaż rywale dotrzymywali kroku, to nikt specjalnie się nie wyróżniał w tym wyścigu. Kolejne 6 meczy znacząco jednak pokrzyżowało nasze plany, bowiem w przeciągu miesiąca wygraliśmy tylko jedno spotkanie. Uwydatniły się nasze problemy w defensywie, a strata 16 bramek w 6 spotkaniach przez drużynę będącą faworytem do awansu to coś niesłychanego. Nie pomogła nawet bardzo dobra dyspozycja i 8 bramek Willa Grigga

 

 

8F5T6dx.png

 

I choć nie pamiętam już dokładnie na które miejsce w tabeli wtedy spadliśmy, jedno było pewne – awans bezpośredni oddalił się na niebezpieczny dystans. Na szczęście takich fatalnych serii już w tym sezonie nie mieliśmy, chociaż defensywa wciąż pozostawiała wiele do życzenia. Wystarczy powiedzieć, że w następnych 28 spotkaniach czyste konto udało nam się zachować 5 razy (w całym sezonie 11), a dwie lub więcej bramek traciliśmy 12 razy! (W całym sezonie 18). Najlepszym podsumowaniem naszej gry obronnej niech będzie 3 pierwszy mecze marca, w których straciliśmy, uwaga, 14 (!!) bramek. Na szczęście piłkarze jakoś specjalnie się tym nie przejęli i dalej grali swoje, a na ostatniej prostej osiągnęliśmy nawet niezłą formę, dzięki czemu byliśmy w stanie odrobić stratę do wicelidera (MK Dons), a przed ostatnią kolejką byliśmy tuż za ich plecami i wyglądało to tak, jakby ten kiepski, co by nie mówić, sezon mógł zakończyć się dobrze. Wszystko, co musieliśmy zrobić to wygrać z zajmującym 19. miejsce Doncaster i liczyć na potknięcie się Dons grających na ciężkim, przynajmniej dla nas, terenie Shrewsbury. Nasz mecz nie należał do najciekawszych, ale koniec końców w 68. minucie niezawodny Will Grigg dał nam upragnioną bramkę. Głupi byłem, bo nawet się z niej cieszyłem, a przecież strata bramki w tym spotkaniu, jak zresztą w niemalże każdym, była praktycznie gwarantowana i tak też się stało. W 86. minucie Matty Blair zepsuł nam świętowanie i bolesnym ciosem odesłał do baraży. Bolało to tym bardziej, że w Shrewsbury było 2:2, więc do 86. minuty byliśmy w Championship

 

BQNLfzE.png

 

W półfinale baraży przyszło nam zagrać z Bristol Rovers. Wyniki ligowe za wiele nie mówiły o tym starciu, a jedyną pewną w tym spotkaniu rzeczą były chyba bramki, bo The Gas też zbytnio defensywą się nie przejmowali. Pierwszy mecz był na wyjeździe i chociaż nie było to najbardziej interesujące widowisko, to do szatni schodziliśmy przy wyniku 1:1. Cieszyłem się z bramki zdobytej na wyjeździe, chociaż jak się potem okazało, nie mają one znaczenia w barażach League One. Mało zabrakło, a utrzymalibyśmy korzystny wynik do końca spotkania, no ale niestety, znowu 86. minuta i znowu gol w plecy. 1:2 to żadna katastrofa i przed spotkaniem rewanżowym na DW byliśmy w dobrych humorach. Jeszcze się one poprawiły, gdy po zaledwie 10 minutach prowadziliśmy dwoma bramkami. Nic więcej nie udało nam się już w tym spotkaniu strzelić, bramka dla gości oczywiście padła, więc czekała nas dogrywka, która nie przyniosła rozstrzygnięcia i rzuty karne. A w tych okazaliśmy się lepsi i mogliśmy cieszyć się z awansu do finału.

 

HVKJzTj.png

 

Na Wembley graliśmy z Oxford. W lidze z nimi nie przegraliśmy (4:2 na wyjeździe i 2:2 u siebie), zatem byłem dobrej myśli, a po pierwszej połowie było 0:0. W drugiej przypomnieli o sobie obrońcy, w 59. minucie całkowicie niepotrzebną jedenastkę na bramkę zamienił James Henry i musieliśmy gonić wynik. Oxford bronił dobrze i chociaż w poprzednich meczach pokonanie ich bramkarza nie było dla nas problemem, tak teraz okazało się to niewykonalne. W końcówce otworzyliśmy się jeszcze bardziej, a mecz zakończył się wynikiem 0:3.

 

n2ITNgN.png

 

Po tej porażce i katastrofalnym braku awansu nastroje w drużynie nie były najlepsze, a sam mocno obawiałem się o moją posadę. Zarząd okazał się jednak wyrozumiały i darował mi to gigantyczne rozczarowanie, dając jeszcze jeden sezon, mimo iż media regularnie pisały o moim zwolnieniu, a w mediach społecznościowych coraz większą popularnością cieszyły się różne niezbyt przyjemne hashtagi związane z moją osobą. Z zawodników wyróżniających się pamiętam tylko Willa Grigga, reszta bardzo przeciętnie. Irlandczyk zdobył w tym sezonie 34 bramki i był zdecydowanie naszym najlepszym piłkarzem.

  • Lubię! 2
Odnośnik do komentarza

 

Wigan -  Sezon 2


W sezonie 2018/19 nie mogłem już sobie pozwolić na błędy. Brak awansu w tym roku prawdopodobnie oznaczałby zakończenie mojej przygody z Wigan. Jako że zarząd udostępnił mi pokaźne fundusze na transfery, przeszedłem do ofensywy transferowej. Wydałem 3.6 mln, zarobiłem 600 tys. Jedyne godne wyróżnienia nazwisko na tej liście to wydaje mi się Gedion Zelalem, którego Arsenal oddał nam za 350 tys. Uprzedzając nieco fakty, Amerykanin okazał się trafionym transferem i zawsze w koszulce Wigan prezentował pewien poziom, aczkolwiek nigdy też nie grał jakoś oszałamiająco. Został czy może zostanie on legendą Wigan. Poza tym nikt godny zapamiętania.

 

5o5BTRK.png

 

Niemniej jednak zasilony świeżą krwią zespół radził sobie bardzo dobrze. Graliśmy bardzo, bardzo stabilnie, odchylenia od formy zdarzały się nam bardzo rzadko, a sezon ten był tak do bólu zwyczajny, że nawet nie o nim co za bardzo pisać. Zdarzały nam się oczywiście wpadki, ale żadne straszne serie ani dołki formy nas nie trapiły. Wystarczy chyba napisać, że najgorszym okresem w całym sezonie była druga połowa stycznia i początek lutego, kiedy to nie wygraliśmy 4 kolejnych meczów pod rząd (3 remisy i porażka ze Shrewsbury oczywiście).

 

Q5xLGsa.jpg

 

Poza tym, hmmm…, no naprawdę nie ma o czym pisać, sezon jakich wiele. I tylko szkoda, że nie udało się zająć pierwszego miejsca w tabeli, a to uciekło o ile dobrze pamiętam przez dwie ostatnie kolejki (wygrał Rotherham). Nie miało to jednak większego znaczenia, bo awans był i tylko to się liczyło!

 

cdJYyZE.png

 

Po raz kolejny muszę wyróżnić Willa Grigga (21 trafień, nieco słabiej niż poprzednio), strzelającego bramkę za bramką, nieźle wprowadził się też do zespołu Zelalem. Warto też powiedzieć dobre słowo o Michaelu Jacobsie, który był drugim strzelcem drużyny z 12 golami na koncie, a ponadto zakończył sezon z najwyższą średnią w drużynie.

 

Zostawmy na chwilę Wigan. W 2018 roku w Rosji odbyły się Mistrzostwa Świata. Orły Nawałki nie pokazały na nich nic a nic. W grupie z Urugwajem, Irlandią Północną oraz Arabią Saudyjską nie potrafili zdobyć nawet jednego punktu, a mój podopieczny Will Grigg w starciu Irlandii z Biało-Czerwonymi zapakował hattricka. Na całym turnieju zdobył 4 gole, czyli dwa razy więcej niż nasza reprezentacja. Awansował Urugwaj razem z Irlandią. Trzecie miejsce dla Danii (3:2 z Urugwajem), Puchar dla Niemców (2:2 z Austrią w finale i po rzutach karnych).

 

u3FBUNi.png

 

Wracając do Anglii – 25 czerwca Wielka Brytania opuściła Unię Europejską, co dla nas oznacza mniej więcej tyle, że do póki nie awansujemy do Premier League, pole manewru na rynku transferowym jest znacznie ograniczone i sprowadzać możemy w zasadzie tylko Brytyjczyków…

 

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Wigan – Sezon 3

 

Cel na sezon 2019/20 był jasny, utrzymać się w Championship. Na transfery wydałem znacznie mniej niż rok temu, a zarobiłem nawet więcej. Skład był mocny, a utrzymanie raczej nie powinno być problemem. Przeglądając listę nazwisk sprowadzonych w 2019 roku w oczy rzuca mi się jedynie Rajiv van La Parra, bardzo dobry holenderski skrzydłowy z brytyjskim paszportem.

 

Spoiler

Z7iM39y.png

 

Pierwszy sezon po awansie to zawsze wielka niewiadoma. Początek sezonu to długa seria remisów, których w 8 pierwszych kolejkach zaliczyliśmy… aż 6. Do tego dorzuciliśmy, do kompletu, porażkę z Ipswich i wygraną z Millwall. Potem jednak nasza gra stała się bardziej otwarta i na kolejny remis przyszło nam trochę poczekać.

 

Spoiler

hrI3TDq.png

 

 

A później… a później graliśmy w kratkę. Lepsze występy przeplataliśmy gorszymi, gorsze lepszymi i tak oto pomału ciułaliśmy punkty niezbędne do utrzymania. Trudno było znaleźć bardziej nieprzewidywalną drużynę w lidze, wygrać potrafiliśmy z każdym, ale też przegrać. Największą zagwozdkę pewnie mieli bukmacherzy ustawiając kursy, a kilka funtów postawione na Wigan wydawało się mieć sens. Naturalnie więcej było w tym szaleństwie porażek niż zwycięstw, bo mimo wszystko poziomem było nam daleko do najlepszych w lidze, ale spadek również zbytnio nas nie straszył, więc reagować nie musiałem. Utrzymanie zapewniliśmy sobie na kilka kolejek przed końcem, to też może się wydawać, że piłkarze wakacje zaczęli miesiąc wcześniej. Ostatnie 5 spotkań w zasadzie mogliśmy oddać walkowerem i nikt by się nie przejął.

 

Spoiler

 

Jk267so.jpg

1dEtRgy.png

 

 

 

 

Powtórzę się kolejny raz i napiszę, że należy wyróżnić Willa Grigga, który w 35 meczach zdobył 17 bramek. Najlepszym graczem zespołu bez dwóch zdań był jednak Rajiv van La Parra, zdobywca 8 bramek, wielu asyst (ilu dokładnie – nie wiem, a gra nie przechowuje takiej informacji niestety), kończący sezon ze średnią 7.31, co biorąc pod uwagę naszą pozycję ligową, jest doskonałym osiągnięciem. A właśnie, sezon skończyliśmy na 17. miejscu, więc całkiem nieźle jak na beniaminka. Jedenastka sezonu 2019/20

 

JryGUaR.png

 

Rok 2020 to rok Mistrzostw Europy. Te rewolucyjne, bo rozgrywane w 13 państwach zawody wygrała Belgia bijąc w finale Austrię 4:0. Polska razem z Anglią wyszła ze swojej grupy, ale my odpadliśmy już w 1/8 finału.

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Wigan – Sezon 4

 

Sezon 2020/21 nie zapowiadał się zbyt emocjonująco. Żadnych poważnych wzmocnień nie było, a drużynę zasilili głównie zawodnicy na zasadzie wypożyczenia. Powód takiego obrotu spraw był jasny – Brexit. Znalezienie Brytyjczyków, którzy za małe pieniądze byliby w stanie dać nam nową jakość to nie lada wyzwanie. Nie pomógł nawet fakt, że zarobiłem dla klubu ponad 7 mln. Transfery od tej pory były koszmarem.


 

Spoiler

kFt6wii.png

 

Początek sezonu tylko potwierdził moje obawy. Bez wzmocnień i z bandą dzieciaków na wypożyczeniu złapanie formy trochę nam zajęło. Niemniej jednak, po remisie i 2 porażkach wreszcie złapaliśmy wiatr w żagle i zaczęliśmy wygrywać. A jak już nabraliśmy rozpędu, to przez 2 miesiące prawie nikt nie mógł nas zatrzymać. 

 

Spoiler

7SB4Xdq.png

 

Od grudnia nasza forma uległa pogorszeniu i od tego momentu graliśmy w kratkę aż do końcówki stycznia. Wygraliśmy tylko 2 na 8 spotkań, przegrywając resztę. Na szczęście taki stan nie utrzymywał się zbyt długo i od końcówki stycznia znowu zaczęliśmy grać jak z nut, co poskutkowało serią 12 meczów bez porażki. 

 

Spoiler

zcRBg5j.png

9Xrfq0m.png

 

Dzięki tej fantastycznej serii zbliżyliśmy się nawet do pierwszych dwóch miejsc i zacząłem wierzyć, że możemy w tym roku awansować. Niestety, nasza piękna seria została przerwana w brutalny sposób i kolejne 3 mecze przegraliśmy. Oczywiście jednym z lepszych od nas zespołów okazało się być Shrewsbury, z którym przegraliśmy u siebie aż 0:5! Pokrzyżowało to moje plany bezpośredniego awansu i pomimo zwyciężenia w 3 z 4 ostatnich meczów, czekały nas baraże.

 

Spoiler

zcRBg5j.png

 

Raz już walczyliśmy w barażach i wtedy zakończyło się to porażką na Wembley. Było to co prawda o ligę niżej, ale emocje były podobne. W półfinale graliśmy z Leeds i zaprezentowaliśmy się z bardzo dobrej strony. Na wyjeździe wygraliśmy 1:0, u siebie 2:0 i bez problemów przedostaliśmy się do finału. Na Wembley mierzyliśmy się z Fulham. Z londyńczykami jeszcze w tym sezonie nie wygraliśmy, ale byłem dobrej myśli, bo forma nam dopisywała. Mecz był bardzo ciekawy, bo chociaż najpierw wyszliśmy na prowadzenie, to po 20 minutach drugiej połowy musieliśmy gonić wynik. Udało nam się to i w 87. minucie wypożyczony z Liverpoolu Harry Wilson dał nam remis. Myślami byłem już w dogrywce, ale… w 6. z 3 doliczonych minut Paul McMullan wbił nam nóż w serce… Byłem zdruzgotany.

 

Spoiler

aYzn10f.png

 

Mimo bardzo bolesnej końcówki, sezon 2020/21 był i tak bardzo udany. Nikt nie spodziewał się, żebyśmy byli w stanie zając miejsce w pierwszej połowie tabeli, a co dopiero powalczyć o awans! Szkoda jednak, że nie wykorzystaliśmy tej okazji, bo na drugą może nam przyjść trochę poczekać. A sukces zawdzięczamy głównie trzem zawodnikom: ponownie Griggowi (22 bramki, 7.27), wypożyczonemu z Liverpoolu Wilsonowi (11 bramek, 7.24) oraz Zelalemowi (8 bramek, 7.26), który rozegrał swój najlepszy sezon w Wigan. Do poprawy obrona, bo sezon temu kończąc na 17. miejscu straciliśmy o 3 bramki mniej. Jedenastka sezonu.


Tabela:

Spoiler

XkIEbz6.jpg

 

Odnośnik do komentarza

Wigan – Sezon 5

 

Letnie okienko przyniosło jedną fantastyczną wiadomość – Harry Wilson zdecydował się przejść do Wigan na stałe! A co lepsze, nie kosztowało nas to ani grosza, bo młodemu Walijczykowi wygasał kontrakt. Poza tym bez większych niespodzianek, chociaż sięgnąłem głęboko do portfela wydając 1.4 mln na Bena Davisa

 

Spoiler

zC7Z1Ib.png

 

 

Sam sezon 2021/22 jest do zapomnienia. Ciężko oczekiwać sukcesów, gdy zaczyna się grać w piłkę w listopadzie, a kończy w kwietniu. Pierwsze 3 miesiące były falstartem, w zimie graliśmy bardzo dobrze, a na wiosnę znowu odpuściliśmy. Końcówka sezonu dobitnie pokazała, jak bardzo nieprofesjonalną grupą zawodników dysponuję. Ok, nie graliśmy o nic, to prawda, ale takie występy jak te w ostatnich 5 kolejkach nie przystoją profesjonalistom. Aż tak wyjebane mieć nie można. Zresztą, to nie pierwszy raz, kiedy końcówka sezonu jest w naszym wykonaniu daleka od ideału, było tak niemal w każdym sezonie.

 

Spoiler

 

oJlPCvj.png


GDdONer.png


ITOEwGN.png

 

 

 


 
Pozytywy w tym sezonie były dwa. Po pierwsze, świetnie grał znowu Will Grigg i zaliczył prawdopodobnie sezon życia. 36 trafień i korona króla strzelców to gigantyczne osiągnięcie dla zawodnika zespołu środka tabeli. Nieźle grał też Wilson, ale obyło się jeszcze bez fajerwerków. Drugim plusem były nasze występy w Pucharze Ligi. Dotarliśmy aż do półfinału i o mały włos, a moglibyśmy kolejny raz spróbować swoich sił na Wembley i może nawet w Europie? Nie było nam to jednak dane, bo Chelsea okazała się zbyt mocna. Pierwszy mecz rozgrywaliśmy na DW i był to mecz szalony. Do 90. minuty przegrywaliśmy bowiem 0:1, a mecz skończył się wynikiem… 2:1! W rewanżu Chelsea już jednak się nie bawiła, The Blues wyszli najmocniejszym składem i po 23 minutach było 0:3. Nie poddaliśmy się jednak i doprowadziliśmy do wyniku 3:2, który dawałby nam dogrywkę, ale nie udało się nam go utrzymać. Szkoda, bo to byłaby niezła historia.

 

Spoiler

iXTYzNu.png

 

Odnośnik do komentarza

Wigan – Sezon 6

 

Szósty sezon w Wigan przyniósł sporą rotację składu. Transferów było sporo, znowu głównie wypożyczenia i wolne transfery. Pieniędzy dużo w Wigan nie było, a potrafiący prosto kopnąć piłkę Anglicy to po Brexicie niestety towar luksusowy. O jakości tych wzmocnień najlepiej niech świadczy fakt, iż absolutnie nikogo z nich nie pamiętam.

 

Spoiler

UmSUzqL.png

 

Ambicji zbyt wielkich przed sezonem nie miałem, bo chociaż w zespole było sporo nowych zawodników, to ogólna jakość zespołu zbytnio się nie zmieniła. Początek sezonu ponownie przyniósł mocne rozczarowanie, a przez chwilę groziło mi nawet zwolnienie. Trudno się jednak dziwić, ponieważ drugi sezon z rzędu rozpoczynamy dopiero w listopadzie. Jeżeli ktoś myślał o bezpośrednim awansie, to ta kwestia została już w zasadzie rozstrzygnięta.

 

Spoiler

BCBw0yU.png

 

To, że gdy jesteśmy w formie, jesteśmy niemalże nie do zatrzymania pokazywaliśmy już nie raz. Od sierpnia do listopada wygraliśmy tylko 3 mecze, a z kolei od listopada do kwietnia… tylko 4 przegraliśmy, remisując przy tym 2 razy. W ciągu pięciu miesięcy straciliśmy zatem tylko 16 punktów i dzięki takiej serii mogliśmy włączyć się do walki o awans. Do pierwszego miejsca jeszcze trochę brakowało, ale w takiej formie awans nie powinien być problemem.

 

Spoiler

HcJphJY.png

 

Jak chimerycznym i pozbawionym mentalności zespołem pokazaliśmy jednak dopiero w ostatnich 7 meczach. Na ostatniej prostej sezonu straciliśmy bowiem tyle samo punktów, co przez poprzednie 5 miesięcy! Kosztowało nas to bardzo dużo, bo z 2. miejsca spadliśmy na 7., a to oznaczało, że nawet nie zagramy w barażach. W tym momencie miałem serdecznie dość tego zespołu, bo ile razy można przegrać sezon w końcówce albo zaczynać wakacje w kwietniu? W ciągu 6 sezonów kwiecień i maj były udane może z dwa razy. Po kolejnej żałosnej końcówce udałem się prosto do prezesa i złożyłem rezygnację.

 

Spoiler

PYG3LhP.png

 

Kończąc moją przygodę w Wigan napiszę dokładnie to samo, co pod każdym sezonem: znowu muszę wyróżnić Willga Grigga. Tym razem Irlandczyk zaliczył 24 trafienia i ponownie był najlepszym strzelcem zespołu. Jest to chyba jedyny zawodnik, który przez 6 lat nie zawiódł mnie ani razu i zawsze mogłem na nim polegać. W klubie został do 2025 roku i jest najlepszym strzelcem w historii Wigan, a fakt, że nie jest uznawany za legendę klubu, to nieporozumienie. W tym sezonie lepszy był jednak Wilson, który zakończył rok z 19 trafieniami i średnią 7,76. Walijczyk w klubie długo nie został, bo kilka dni po moim odejściu Wigan sprzedało go za 16,75 mln do Newcastle. Jedenastka sezonu

 

Spoiler

NCFwe85.png

 

 

Tak więc od maja byłem bezrobotny, a specjalnego parcia na powrót do futbolu nie miałem. Wolałem poczekać na jakąś ciekawą ofertę...
 

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...
  • 4 tygodnie później...

Huddersfield – Sezon 1

 

Nową posadę znalazłem pod koniec listopada. Szansę dał mi spadkowicz w Premier League, Huddersfield. Włodarze The Terriers oczekiwali ode mnie, że uratuję kiepsko rozpoczęty sezon i awansujemy z powrotom do Premier League.

 

W momencie objęcia przeze mnie zespołu Huddersfield znajdowało się gdzieś w środku tabeli. W debiucie graliśmy ze Swansea u siebie i mecz ten zremisowaliśmy, ale miesiąca miodowego na pewno w Huddersfield nie miałem, ponieważ dopiero w lutym zaczęliśmy grać naprawdę dobrze.

 

Spoiler

VU6kfPR.png

 

Od lutego jednakże graliśmy wyśmienicie, a w kalendarzu pojawiał się głównie kolor zielony. Na bezpośredni awans było jednak zdecydowanie za późno, a załapanie się do baraży to i tak było spore osiągnięcie po fatalnej rundzie jesiennej. Sezon zakończyliśmy na 4. miejscu i raz jeszcze musiałem zmierzyć się z barażami.

 

Spoiler

7h4vuNJ.png

 

W półfinale graliśmy z Reading. Mecz na wyjeździe nie zakończył się dla nas najlepszym wynikiem i u siebie musieliśmy odrabiać jednobramkową stratę. Nie okazało się to zbyt dużym wyzwaniem, bo po 19 minutach… było już 3:0, a na przerwę schodziliśmy mając wynik 4:0 i myśląc o finale. Na Wembley graliśmy z Crystal Palace. W finale kolejny raz z bardzo dobrej strony pokazał się Tresaco, dla którego końcówka sezonu była wyjątkowo udana. W 33. minucie strzelił na 1:0, tuż po przerwie podwyższył wynik spotkania, a gdy w 72. minucie Ben Pearson z Crystal Palace obejrzał czerwony kartonik, sprawa stała się jasna - Premier League!

 

Spoiler

PWq10w8.png

 

Z oryginalnego składu Huddersfield nikt specjalnie się nie wyróżniał. W najważniejszym momencie sezonu odpalił Tresaco i można powiedzieć, że sam przeciągnął nas do Premier League, strzelając w barażach 7 bramek. Poza nim nikogo szczególnie nie pamiętam. Jedenastka sezonu.


Tabela


 

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

Sesja, sesja i po sesji... 

 

Huddersfield

 

Sezon 2024/2025

Mój debiut w Premier League. Zarząd pokazał duże zaufanie do mnie i udostępnił mi całą górę pieniędzy na wzmocnienia. W sumie wydałem aż 62 mln euro, a zarobiłem 12. Spektakularnych wzmocnień nie było, a raczej w tym okienku nastawiłem się na ilość, nie jakość. 

Jeżeli chodzi o sezon ligowy, to zaczęliśmy bardzo, bardzo dobrze i po 5 spotkaniach mieliśmy 11 punktów. Pokonaliśmy nawet u siebie Liverpool, chociaż był to już cień drużyny The Reds, a prawdziwe problemy dla tej ekipy miały dopiero nadejść w kolejnych sezonach. My jednak musieliśmy się skupić na swoich problemach, których też mieliśmy sporo, a najlepszym tego podsumowaniem niech będzie ten obrazek. 21 spotkań, seria 13 meczów bez zwycięstwa z rzędu, 4 remisy, 1 zwycięstwo, 16 porażek. Jak łatwo się domyślić, przez takie wyniki grzebania w taktyce było sporo. Odnaleźć dobre ustawienie udało mi się dopiero w lutym, a pierwsze zwycięstwo w nowym roku odnieśliśmy nie z byle kim, bo z Arsenalem, choć było w tym trochę szczęścia, bo zwycięską bramkę na 4:3 zdobyliśmy w 95. minucie. Potem jednak bezbramkowo zremisowaliśmy na Old Trafford i koniec końców w ostatniej chwili udało nam się odbić od dna i obronić przed spadkiem. W końcowym rozrachunku nie wypadliśmy nawet tak źle, a 15. miejsce w tabeli przed sezonem brałbym w ciemno. Inna sprawa, że mieliśmy tylko 1 punkt więcej od 17. drużyny, a spośród 5 ostatnich meczów znowu wygraliśmy tylko 1. No cóż, pierwsze koty za płoty, liczy się tylko utrzymanie. Aha, dotarliśmy jeszcze do półfinału Pucharu Anglii.

 

Sezon 2025/26

Wydatki transferowe w drugim sezonie w PL mocno ograniczyłem. Netto wydałem tylko 7 milionów, więc jest to kwota nieporównanie mniejsza od tej z poprzedniego sezonu. Niemniej jednak udało mi się wzmocnić zespół - głównie za sprawą Luisa Vicente (OPL), którego za 3.2 mln euro kupiłem z Barcelony i bardzo możliwe, że jest to jeden z najlepszych zawodników reprezentujących barwy Huddersfield.

Oczekiwań co do sezonu za bardzo nie miałem, a środek pola i spokojne utrzymanie mnie zadowalały. Przez większość sezonu graliśmy miłą dla oka, otwartą, ofensywną piłkę, co przynosiło różne rezultaty, ale na pewno nie nudziło kibiców. Obrona dziurawa jak ser szwajcarski, ale atak nadrabiał. Co ciekawe, w dwóch starciach ze Stoke straciliśmy... 10 goli. Tak, strata 5 bramek ze Stoke to spore osiągnięcie, a nam się udało to dwa razy. W tym szaleństwie była jak się okazało metoda, bo sezon skończyliśmy na 9. miejscu. W naszych meczach padło... 134 bramek co daje... 3.52 bramki na mecz, najwięcej w lidze. Nudno nie było. 

 

Sezon 2026/27

Sezon 2026/27 był przełomowy. Na transfery wydałem bardzo dużo, aż 116 mln euro. Za tę kwotę sprowadziłem kilku naprawdę utalentowanych graczy, ale najbardziej cieszyło mnie sprowadzenie Xaviego (OPP) - wychowanka Barcelony, na którego polowałem już w poprzednim sezonie. Mógł do nas przyjść za darmo w lecie, ale wybrał holenderskie PSV, skąd wykupiłem go po zaledwie połowie roku. No i jeszcze z tego samego PSV za 13.5 mln euro wykupiłem Thomasa Laskowskiego (NŚ). Poza tym wreszcie wzmocniłem obronę co przyniosło miarodajny rezultat.

W moim 3. sezonie na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w Anglii wreszcie udało mi się załatać obronę. Nie traciliśmy już mnóstwa bramek i wreszcie nie byliśmy w czołówce najgorszych pod tym względem drużyn. Ogólnie straciliśmy 21 bramek mniej niż w poprzednim sezonie, a przy dodatkowo jeszcze większej sile rażenia, musieliśmy zaliczyć udany rok. No i tak też było, bo po ostatnim gwizdku sędziego mogliśmy świętować awans do Ligi Mistrzów! Udało nam się wyprzedzić City dzięki lepszemu o 5 trafień bilansowi bramek i zająć 4. miejsce. Wielkie zaskoczenie w kwestii Mistrza Anglii - Bournemouth na tronie! Warto dodać, że mieliśmy ex aequo z Arsenalem najlepszą ofensywę w lidze (76 trafień). Duża w tym zasługa Vicente (25 bramek) oraz Laskowskiego (27), a swoje 16 cegiełek dorzucił Tresaco, który bramki ładuje dla nas systematycznie od 4 sezonów. Jakby tego mało udało nam się jeszcze wygrać Puchar Anglii! (1:0 z City w finale).

Odnośnik do komentarza

Huddersfield

 

Sezon 2027/28

Ten sezon można w zasadzie opisać jednym słowem: Xavi. Hiszpan sezon skończył z notą 7.7, ciągnął nas niesamowicie w górę, a do 22 bramek dorzucił jeszcze górę asyst (dokładnej liczby niestety nie pamiętam, a FM liczby asyst chyba nigdzie nie zapisuje :(). Wzmocnienia transferowe dotyczyły tylko obrony.

Pierwsze trofeum zdobyliśmy jeszcze w sierpniu, kiedy to ograliśmy Bournemouth w sparingu, eee..., tzn. meczu o Tarczę Wspólnoty. Niby nic, a zawsze cieszy. Zawalczyć o to trofeum będziemy mieli szansę również w kolejnym sezonie, ponieważ obroniliśmy FA Cup. W lidze graliśmy bardzo stabilnie, a dzięki kolejnym inwestycjom w formacje obronne udało mi się jeszcze bardziej ograniczyć liczbę straconych bramek (2. defensywa w lidze!). Siła ofensywna wciąż pozostawała niezmieniona i bramki ładowaliśmy seryjnie. Finalnie zdobyliśmy 75 punktów, a więc o 8 więcej niż w ubiegłym sezonie. Rok temu dałoby nam to 2. miejsce i nie inaczej było teraz. Na szczycie tabeli Arsenal, który w tym roku był poza konkurencją - 93 punkty Kanonierów.

Debiutowaliśmy też w Lidze Mistrzów, a w grupie mieliśmy Bruggię, PSV (z którego sezon temu wyciągnęliśmy dwie nasze najgroźniejsze armaty) oraz Napoli. Grupa wyglądała na łatwą i taka też była, chociaż w Neapolu dostaliśmy lekcję futbolu (1:5), która jednak nie przeszkodziła nam w wygraniu grupy z dorobkiem 13 punktów. W 1/8 zmierzyliśmy się z Bayernem. I choć "wielki" Bayern skończył się w sezonie 2022/23, to wciąż nie było to idealne losowanie, bo Bawarczycy byli silną ekipą. W starciu z nami nie pokazali jednak za wielu argumentów i dwumecz skończył się kompromitującym 7:2. Ćwierćfinał dał nam nie tylko okazję do radości, ale też szansę zwiedzenia Mediolanu. Mierzyliśmy się z Interem i choć Włosi pokazali dobrą grę obronną, to w ataku nie potrafili nam zagrozić. 3:0 w dwumeczu i prosto do półfinału, a tam - Atletico. Jedyne pocieszenie po tej wyprawie to chyba fakt, że mogliśmy zobaczyć Madryt, bo to bardzo urodziwe miasto. Piłkarsko bez złudzeń - 0:5 i do domu jechaliśmy w grobowych nastrojach. Rewanż miał być formalnością, ale gdy po 30 minutach prowadziliśmy 2:0 jakaś iskierka nadziei chyba zapaliła się w sercach fanów. Niestety, resztki nadziei zabrał nam w 39. minucie napastnik Atletico strzelając bramkę na 2:1. Nie załamaliśmy się i graliśmy swoje, a mecz skończył się wynikiem 4:1. Do awansu zabrakło co prawda jeszcze 3 bramek, ale przynajmniej honor uratowaliśmy. Szkoda tylko tej straconej bramki, bo byłoby ciekawie... W finale Atletico uległo Leverkusen 1:2.

 

Sezon 2028/29

Mój ostatni sezon w Huddersfield zacząłem bez żadnych wzmocnień. W ogóle lato było bardzo spokojne i nie wydarzyło się w sumie nic godnego uwagi. Nie udało się obronić Tarczy Wspólnoty (2:3), ani odnieść sukcesu w żadnym z krajowych pucharów. W lidze graliśmy bardzo dobrze, ale mimo wszystko to wciąż nie był ten najwyższy poziom potrzebny do zdobycia Mistrzostwa Anglii. Progres względem poprzedniego sezonu był  praktycznie zerowy, a ten posłużył bardziej w roli stabilizatora. Magii zabrakło również poszczególnym zawodnikom, nie błyszczał Xavi, trapiony różnymi urazami, zgasł gdzieć Vicente, a i Laskowski mimo 24 bramek nie pokazał nic nadzwyczajnego. Tak czy inaczej - w lidze zaprezentowaliśmy stabilną formę i powtórzyliśmy niemalże dokładnie osiągnięcia sprzed roku. Z tą różnicą, że teraz zajęliśmy 3., a nie 2. miejsce i mieliśmy 3 punkty mniej.

W Lidze Mistrzów ponownie przyszło nam się mierzyć z Napoli, a dodatkowo w grupie mieliśmy Benficę i Szachtar. Nie była to wymarzona grupa, bo każdy z zespołów prezentował podobny, wysoki poziom. Moje obawy potwierdził już pierwszy grupowy mecz - 1:4 w Lizbonie. Potem było dużo lepiej i zaliczaliśmy zwycięstwo za zwycięstwem. Na koniec ulegliśmy ponownie w Neapolu. Napoli grupę wygrało i  to oni tym razem awansowali z pierwszego miejsca. Losowanie 1/8 poszło... nie najlepiej, gdyż trafiliśmy na Atletico. Pierwszy mecz graliśmy u siebie i po remisie 2:2 nie miałem zbyt wielkich nadziei. Rewanż... przybrał ciekawe oblicze. Nie musieliśmy się za bardzo starać, aby zdobyć bramkę bo już w 3. minucie karnego na bramkę zamienił Laskowski. Drugą bramkę Niemiec dorzucić w 88. minucie... ponownie z rzutu karnego. Na do widzenia wbiliśmy Hiszpanom jeszcze trzeciego gola w 93. minucie i mogliśmy świętować udany rewanż za poprzedni rok. W następnej rundzie graliśmy z Monaco, znowu pierwszy mecz u siebie i znowu to rywal był w lepszej sytuacji w rewanżu. Po 47 minutach było 2:0 dla Monaco i wszystko było jasne.

Po tym sezonie wygasał mój kontrakt, a ja nie miałem zamiaru go przedłużać, więc zaraz po ostatnim gwizdku ligowym ustąpiłem ze stanowiska menedżera. Głównym tego powodem była chęć poszukiwania nowych wyzwań no i co by tu dużo nie mówić, czułem, że wyciągnąłem z tego zespołu już maxa. 

 

Podsumowanie

W Huddersfield spędziłem 6 sezonów i na pewno nie był to czas stracony. Przez 6 lat naszym największym sukcesem, przynajmniej w teorii, były dwukrotnie wygranie FA Cup. Moim zdaniem jest nim gigantyczny rozwój sportowy i fakt, że przez 3 sezony utrzymywaliśmy się w czołówce ligi, graliśmy fajny, ofensywny futbol, a w drużynie mieliśmy kilku naprawdę dobrych zawodników zachaczających o klasę światową. I żałuję tylko, że kolejni menedżerowie nie byli w stanie kontynuować mojego dzieła. A nie byli to jacyś losowi fachowcy, bo po mnie na stołek menedżera przyszedł Andre Villas-Boas (zwolniony w grudniu), po nim był nawet Luis Enrique (wytrzymał rok, zajął 15. miejsce w lidze, a w kolejnym sezonie wytrzymał do stycznia), a później cała masa różnorakich fachowców, z których nikt nie wytrzymał więcej niż rok, a Ligi Mistrzów Huddersfield do tej pory nie dał już nikt (chociaż przez następne 3 sezony zostało wydane ponad 400 (!) mln euro). Szkoda, bo potencjał w tej drużynie był bardzo duży. 

Odnośnik do komentarza

Schalke

 

Po 12 latach na Wyspach przyszła pora na zmianę otoczenia. Kierunek niemiecki był dla mnie bardzo ciekawy i nie pamiętam już, kiedy ostatnio prowadziłem jakiś klub w Bundeslidze. Dlatego też długo się nie zastanawiałem i ofertę od Schalke przyjąłem bez dłuższego rozrachunku.

 

Sezon 2029/30

Mój pierwszy sezon w Niemczech można opisać jednym słowem: katastrofa. Być może powodem tego była duża ilość transferów, zwłaszcza tych wychodzących oznaczająca małą rewolucję w składzie. Długo też kombinowałem z taktyką i... nie mogłem znaleźć odpowiedniego ustawienia przez prawie cały sezon. Bardzo bolała nas gra obronna, zwłaszcza z tymi największymi: z Bayernem straciliśmy 7 bramek, z Borussią 6, z Leverkusen 5. Podsumowując: miała być Liga Mistrzów, może nawet coś więcej, a wyszła kompromitacja i cudem uniknąłem zwolnienia - kończymy na 7 miejscu.

Dużo lepiej za to było w LE. Doszliśmy aż do finału, eliminując po drodze takich rywali jak Ajax czy Athletic. W finale mieliśmy dość niespodziewanego rywala, bo była nim Barcelona. Jak się łatwo można domyślić, z Dumą Katalonii nie mieliśmy większych szans. Przegraliśmy 0:1.

 

Sezon 2030/31

Nastroje przed moim drugim sezonem w Schalke nie były zbyt duże. Po ogromnej wpadce w poprzednim sezonie kibice raczej spodziewali się mojego zwolnienia, aniżeli dobrych wyników. Jakże wielkie musiało być ich zdziwienie, gdy pomimo braku spektakularnych transferów po rundzie jesiennej byliśmy na 1. miejscu z bilansem 12-3-1. W rundzie rewanżowej graliśmy już troszkę gorzej, zdarzyła nam się też wpadka w postaci porażki 1:6 z Bayernem, ale mimo to nikt nie był w stanie nas dogonić i w maju świętowaliśmy Mistrzostwo Niemiec! Pierwsze w historii, jeśli FM się nie myli. Warto wyróżnić w tym momencie fantastyczne występy młodzieży z Gelsenkirchen. Dodatkowo wygraliśmy jeszcze Puchar Niemiec, więc na krajowym podwórku byliśmy bezdyskusyjnie najlepszym zespołem.

 

Sezon 2031/32

Kolejny sezon i znowu obyło się bez większych transferów. Ba, zarobiliśmy nawet 60 mln euro! Mimo to znowu wprowadziłem do zespołu fantastycznych zawodników z drużyn młodzieżowych, którzy w tym sezonie zdobyli łącznie 62 bramki. Ale nawet z tak fantastyczną młodzieżą nie byliśmy w stanie powtórzyć wyniku sprzed roku. W tym sezonie graliśmy mocno w kratkę i dość regularnie zdarzały nam się wpadki. Sezon ten zakończył się kolejną kompromitacją - 5. miejsce w lidze.

Nie poszaleliśmy również i w Lidze Mistrzów. Już w 1/8 finału trafiliśmy na PSG, do którego niestety nie mieliśmy podejścia. Przegraliśmy zarówno u siebie jak i na wyjeździe i już w marcu żegnaliśmy się z Ligą Mistrzów. 

 

No i... na tym zakończyłem moją przygodę z Schalke. Dwie kompromitacje w ciągu trzech lat to dla mnie za dużo. Potencjał co prawda był w tej drużynie duży, a co roku do pierwszej drużyny trafiali juniorzy o naprawdę sporych umiejętnościach i potencjałach. Tak się jednak złożyło, że po zajęciu 5. miejsca w lidze ani ja nie miałem za bardzo ochoty zostać w Gelsenkirchen, ani za bardzo nikt nie miał ochoty, żebym został w Gelsenkirchen. A to tego wszystkiego dostałem jeszcze bardzo ciekawą ofertę...

Odnośnik do komentarza

Leverkusen

 

Ofertę od Leverkusen dostałem będąc jeszcze menedżerem Schalke. Leverkusen to w Niemczech spora marka, a w latach 2022-2028 tylko raz nie wygrali ligi. Potem przyszły jednak 4 lata posuchy, skończyły się lata świetności dla większości gwiazd Aptekarzy no i krótko mówiąc potrzebne było odświeżenie składu. Szczerze powiedziawszy gdybym nie dostał tej oferty, pewnie spróbowałbym powalczyć jeszcze raz w Gelsenkirchen, a głównym, o ile nie jedynym, powodem zmiany klubu była Liga Mistrzów, do której przecież moje Schalke się nie dostało.

 

Sezon 2032/33

Chociaż sporo zawodników w Leverkusen było w słusznym wieku, to postanowiłem za bardzo ze składem nie kombinować, bo jakość jaką mieliśmy powinna spokojnie wystarczyć w ligowych bojach. Kilka wzmocnień oczywiście było, ale generalnie lato można uznać za spokojne. Sezon ligowy potwierdził to, czego się spodziewałem -  mieliśmy fantastyczny skład i nikt w lidze, przynajmniej na papierze, nie mógł się z nami równać. W składzie mieliśmy 3 fenomenalnych napastników, którzy łącznie zdobyli 83 bramki! Najwięcej bramek (34 bramki w 45 meczach) ustrzelił Grek Dimitris Balabanis uchodzący za jednego z najlepszych napastników swojego czasu. Partnerował mu Dennis Frodl (23/28), który od najmłodszych lat szkolił się w klubowej akademii, chociaż karierę zaczynał w Koln. Ligę wygraliśmy w cuglach, drugi Lepizig tracił do nas aż 12 punktów straty, a prawie 3 bramki strzelone przy mniej niż 1 straconej na mecz mówią same za siebie.

Z mniejszym powodzeniem graliśmy w pucharach, z krajowego odpadliśmy w półfinale, a w Lidze Mistrzów również nic szczególnego nie osiągnęliśmy. Chociaż samo wyjście z grupy można uznać za spore osiągnięcie, bo mierzyliśmy się z Manchesterem City, Monaco oraz RB Salzburg. W 1/8 znowu dostałem Atletico, ale tym razem z Hiszpanami sobie poradziliśmy dosyć pewnie. U siebie wygraliśmy 2:0, a w rewanżu... 5:4. Szalony był to mecz. Losowanie ćwierćfinałowe ucieszyło mnie, gdyż trafiła nam się Marseille. Łatwiej byłoby tylko w przypadku Gladbach... a tak przynajmniej myślałem. Okazało się, że nie doceniłem rywala i musieliśmy obejść się smakiem. Na wyjeździe 2:3, u siebie 1:2 i to Francuzi grali dalej. A że są mocnym zespołem, udowodnili dochodząc aż do finału (po drodze eliminując Barcelonę), gdzie jednak ulegli City. 

 

Sezon 2033/34

Letnie okienko w tym sezonie było krótko mówiąc szalone. Z rąk do rąk przeszło ponad 360 mln euro! Całe to szaleństwo rozpoczął Manchester United, który kupił naszego BRAMKARZA Gabriela Henrique za, uwaga, 90 MILIONÓW EURO! Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek widział, aby AI kupiło bramkarza za taką kwotę. Pieniądze za Gabriela spożytkowałem na zakup kilku niezłych zawodników, ale było to bardziej poszerzanie kadry, aniżeli wielkie wzmocnienia. Prawdziwa bomba transferowa spadła dopiero ostatniego dnia okienka, kiedy to PSG wykupiło najgorszego z mojej trójki fantastycznych napastników (Arroyo, w poprzednim sezonie 26 bramek w 33 meczach) za 65 mln euro. Nie jest to co prawda kwota pokroju tej otrzymanej za Henrique ani równie spektakularny transfer, ale... dzięki temu miałem zarówno motywację jak i środki na zakup Manuela Camposa - najlepszego napastnika, jakiego nosił ten sejw i jest to wciąż aktualne w 2056 roku, przynajmniej w mojej opinii.

W kwestii Bundesligi nie ma za bardzo co pisać. Mając na szpicy śmiercionośny duet Campos-Balabanis ligę roznieśliśmy w pył. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek miał lepszy duet napastników w jakimkolwiek FMie swoją drogą. Obaj przekroczyli średnią 8, Campos miał 37 trafień i 17 asyst w 35 meczach (6 razy z ławki), Grek 34 trafienia, liczby asyst niestety nie znam. No i nie wolno zapominać o Dennisie Frodlu, który ustrzelił tyle samo bramek co Balabanis, chociaż zagrał mniej spotkań. Pamiętam jednak, że Grek miał sporo asyst i to właśnie dlatego on był wyborem numer jeden. Ligę oczywiście wygraliśmy, tym razem przekraczając średnią 3 bramek na mecz. Dorzuciliśmy jeszcze Puchar i Superpuchar Niemiec, więc dominacja krajowa była kompletna.

Niestety, ponownie zabrakło nam szczęścia w Lidze Mistrzów. W grupie dostaliśmy Marseille, więc mogliśmy się zemścić za poprzedni rok i tak też było (4:0 u siebie i 1:1 na wyjeździe). W 1/8 trafiliśmy na Barcelonę. Z Dumą Katalonii poradziliśmy sobie może nie bez problemu, ale awans chyba nigdy nie był zagrożony. U siebie wygraliśmy 3:1, a rewanż na hiszpańskiej ziemi był podobny do tego sprzed roku w Madrycie. Tym razem jednak starcie zakończyło się naszą klęską, ale bramek nie brakowało. 3:4 dawało nam jednak awans, więc smutku nie było. Ćwierćfinał to kolejne ciężkie wyzwanie - drużyna PSG. Największym wyzwaniem było jednak zmierzenie się z mistrzem Francji bez leczącego uraz Camposa, co okazało się przeszkodą nie do przejścia. W Paryżu było 0:1, a w rewanżu 2:1. Znowu odpadamy w ćwierćfinale, ale przegrana z późniejszym mistrzem wstydu nie przynosi.

 

Sezon 2034/35

Po rollercoasterze w poprzednim okienku kibice być może spodziewali się kolejnych wyczynów w tym roku. Nic podobnego, a okienko można uznać za małe rozczarowanie: z klubu za darmo odszedł Balabanis (do Manchesteru City szlakiem pieniądza), a jedyny transfer do klubu to... kupno środkowego obrońcy za 58 mln euro. Biorąc pod uwagę fakt, iż Balabanis odszedł za darmo, w kładzie miałem świetnego przecież Frodla i utalentowaną młodzież, a kupno napastnika na poziomie Greka byłoby niewykonalne z finansowego punktu widzenia (i sportowego też, bo jedyny napastnik na poziomie Balabanisa był w składzie Leverkusen), zdecydowałem się postawić na młodzież i Dennisa Frodla. Czy była to dobra decyzja? W skrócie: tak.

Ligę wygraliśmy w tym sezonie wyjątkowo łatwo, a drugie Schalke traciło do nas aż 16 punktów. Nie mieliśmy już co prawda tak dużej siły rażenia, ale i tak nikt w kraju nie mógł się z nami równać. Puchar i Superpuchar też trafiły w nasze ręce.

Fazę grupową Ligi Mistrzów ponownie przebrnęliśmy bez trudu. W 1/8 uśmiechnęło się do nas szczęście i trafiliśmy na francuskie Dijon. Tym razem nie zlekceważyłem rywala, a zasilane potężnym... polskim kapitałem Dijon pokonaliśmy. W dwumeczu 3:1. Na tym jednak żarty się skończył - ćwierćfinał to było już starcie z drużyną dominującą ligę hiszpańską przez ostatnie 14 sezonów - Realem Madryt. Przyznam szczerze, że ekipy Królewskich mocno się obawiałem i spodziewałem się, iż ponownie nie zajedziemy dalej niż ćwierćfinał. Na szczęście inne nastawienie mieli moi zawodnicy, bo po kwadransie było już 2:0, a gdy w 48. minucie Campos podwyższył wynik na 4:0, odetchnąłem z ulgą. Nawet stracona w 67. minucie bramka nie zmąciła mojego spokoju i już zastanawiałem się, z kim zagramy w półfinale. Los przydzielił nam Arsenal Londyn i jeżeli jest coś, co przez ostatnie dwie dekady w piłce się nie zmieniło to jest to właśnie Arsenal, który wciąż jest, no co tu dużo mówić - Arsenalem. Sprawa awansu do finału rozstrzygnęła się już w Leverkusen. Chociaż rozpoczęliśmy od straty bramki, to potem Campos pokazał swój kunszt, a 4 bramki Francuza wysłały nas prosto do finału! A tam... radzić musieliśmy sobie bez niego, bo znowu z gry wykluczyła go kontuzja. Finał wielkim meczem nie był, mieliśmy trochę szczęścia, pierwsza bramka była samobójem, a drugą strzeliliśmy już w samej końcówce, kiedy City musieli się odkryć. Koniec końców - ograliśmy Obywateli 2:0 i wreszcie mogłem świętować pierwsze w karierze trofeum Ligi Mistrzów!

 

Po tym sukcesie stwierdziłem, że mój czas w ekipie Mistrza Niemiec dobiegł końca. Były to piękne, okraszone sukcesami 3 lata. Kontrakt miałem jednak do tego lata i nie widziałem motywacji, aby go przedłużać. Drużna ta była skazana na sukces, bo mieli naprawdę fantastyczną kadrę i to im należą się największe brawa. Jak najlepiej podsumować te 3 lata zatem? Hmm..., proszę wyobrazić sobie lodówkę, którą ktoś przypadkiem odłączył od prądu. Ja byłem tylko gościem, który podłączył ją z powrotem do prądu, zanim jedzenie zdążyło się zepsuć. No i ewentualnie wymieniłem jakieś filtry, czy co tam można w lodówce wymienić.

 

Tak czy inaczej - czas na nowy kierunek!

Odnośnik do komentarza

Valencia

 

Po zakończeniu przygody z Leverkusen odpocząłem sobie troszkę od futbolu. Długo czekałem na jakąś ciekawą ofertę, a taką dostałem dopiero pod koniec stycznia 2036 roku, a więc ponad pół roku pod odpuszczenia Niemiec. Przed moim przyjściem Valencia grała kiepsko, na 20 rozegranych meczy wygrali tylko 8, przegrali tyle samo. Po przejrzeniu historii klubu okazało się jednak, że taki stan rzeczy jest normalny, a Valencia to już typowy średniak i już baaardzo dawno niczego nie osiągnęli.

 

Sezon 2035/36

Valencię objąłem 22 stycznia, ale mimo zaledwie nieco ponad tygodnia do końca okienka, udało mi się wydać 23 mln euro. No i na tym w zasadzie można podsumować moje osiągnięcia w tym sezonie. Objęta przeze mnie Valencia wciąż grała kiepsko, ja ciągle coś tam grzebałem w taktyce szukając optymalnego ustawienia, no ale mogłem sobie na to pozwolić, bo przecież nikt nie oczekiwał, że przez 4 miesiące wydarzy się coś niesamowitego - a reszta sezonu to tak naprawdę preseason przed kolejnym, całym sezonem. Na 18 meczy wygraliśmy 9, 8 przegraliśmy, a jedno starcie zakończyło się remisem. Pod koniec sezonu zaczęliśmy grać naprawdę nieźle i nadzieje przed nowym sezonem jakieś są. Sezon 2035/36 kończymy na 9. miejscu, szkoda że nie udało się dostać chociaż do Ligi Europy, bo do 7. miejsca zabrakło tylko 4 punkty.

 

Sezon 2036/37

Drugi sezon w Valencii był wciąż daleki od ideału. Pieniędzy na wzmocnienia nie było, a skład wymagał odświeżenia. W związku z tym musiałem się skupić na sprowadzaniu zdolnej młodzieży za małe pieniądze, aniżeli gwiazd do pierwszego składu.

W piłkę graliśmy nieźle, ale do najmocniejszych ekip wciąż dużo nam brakowało. Niemniej jednak, było dużo lepiej niż w poprzednim sezonie. Wciąż graliśmy trochę w kratkę, cały czas jeszcze trochę eksperymentowałem, no ale rezultaty jako takie były. Co warto odnotować, to fakt że u siebie nie przegraliśmy ani z Atletico (0:0), ani z Realem (1:1 i 2:1 na wyjeździe!), ani z Barceloną (3:1). Miałem nadzieję na awans do Ligi Mistrzów, ale niestety, znowu zabrakło nam 4 punktów. Szkoda.

 

Sezon 2037/38

W nowy sezon weszliśmy naprawdę dobrze, a do grudnia ograliśmy Atletico (3:1 W), Barcelonę (2:1 D) oraz Real Madryt (2:0 D). Kilka wpadek nam się przydarzyło, ale można było odnieść wrażenie, że to mógł być ten sezon. Z dużo gorszej strony pokazaliśmy się w Lidze Europy, z którą to pożegnaliśmy się już w fazie grupowej. Nie potrafiliśmy wyjść z grupy z Tottenhamem, Genk oraz Asterasem Tripolis. Wygrywaliśmy tylko z Grekami, więc nie mogliśmy nawet myśleć o awansie.

Jak już pisałem, do grudnia graliśmy nieźle, a potem... a potem dostałem ofertę, której odrzucić nie mogłem.

Odnośnik do komentarza

Koniec roku 2037 to dobry moment na chwilę przerwy i spojrzenie w przeszłość. Moją dotychczasową karierę już prześledziliśmy, więc teraz zobaczymy, co wydarzyło się w świecie futbolu przez te 20 lat. 

 

Anglia

 

Angielski futbol mieliśmy okazję śledzić przez długi okres, bo na Wyspach spędziłem aż 12 lat. Dwie dekady nie przyniosły w zasadzie żadnych zmian, wciąż możemy obserwować dominację klubów z Manchesteru, zwłaszcza Manchesteru City, który na przestrzeni 20 lat zdobył aż 10 tytułów. Niespodzianka w postaci mistrzostwa Bournemouth miała miejsce w sezonie 2026/27, co zresztą mieliśmy okazję zaobserwować "na bieżąco". Kolejne dwa lata niespodziewanie zdominował Arsenal, który przecież dwukrotnie uciekał mojemu Huddersfield. Pomijając zatem te trzy lata, to można powiedzieć, że w Anglii wszystko po staremu.

 

Francja

 

O Francji nie ma co się rozpisywać, obrazek mówi wszystko.

 

Hiszpania

 

W Hiszpanii sytuacja podobna jak w Anglii i wszystko po staremu. Rzuca się w oczy jednak dominacja Realu Madryt, który na w ciągu minionych 20 lat ligę wygrywał aż 14 razy. Wydaje się jednak, że suche lata w Barcelonie już się skończyły, bo 3 ostatnie sezony należały do Dumy Katalonii.

 

Niemcy

 

W Niemczech podobnie jak w Anglii, mieliśmy okazję uczestniczyć w historii rozgrywek. Dziwić może kiepska forma Bayernu, który wydawało się miał monopol na ligę niemiecką. Tymczasem po sezonie 2021/22 tytuł zdobyli tylko raz, a poza podium byli siedmiokrotnie! Ich miejsce w roli hegemona przejął Bayer Leverkusen, który to przecież zreanimowałem po 4 kiepskich latach.

 

Polska

 

Na naszych rodzimych boiskach w latach 2017-2029 panowała Legia Warszawa, która tylko raz (sezon 2022/23) ustąpiła Lechii. Potem jednak stołeczny zespół mocno wyhamował, a na tron wstąpił Lech Poznań. Dość zaskakujące było też mistrzostwo Wisły Płock w 2030/31 roku, ale można powiedzieć, że wtedy w Polsce panowało bezkrólewie, co Płocczanie skrzętnie wykorzystali. 

 

Włochy

 

We Włoszech bez sensacji - dominacja Juventusu przerywana okazyjnymi triumfami Napoli. 

 

Liga Mistrzów

 

Zdobywcy Ligi Mistrzów byli różni, ale w oczy rzucają się trzy kluby: Manchester City, Real Madryt i PSG, zwłaszcza w późniejszej fazie rozgrywki. 20 lat to: 5x PSG, 4x Real Madryt, 3x Man City (w tym raz obroniony tytuł), 3x Chelsea, 2x Leverkusen i po jednym zwycięstwie Tottenhamu, Barcelony oraz Atletico. Ogólnie rzecz biorąc, bez większych niespodzianek i sensacji. Warto odnotować, że The Citizens zaliczyli 33 (!) mecze bez porażki z rzędu w Lidze Mistrzów (14.09.2032-25.04.2035). Kolejną ciekawostką jest zespół z największą liczbą strzelonych bramek w trakcie sezonu -  a jest to moje Leverkusen w sezonie w sezonie 2034/35 (w tym samym sezonie rekordową liczbę 18 bramek zanotował Campos).

Jeżeli chodzi o polskie kluby w LM to tak: Legia - 4x Faza grupowa (w 24 meczach - 4 punkty, 4 bramki strzelone, a straconych nie ma sensu liczyć), Lech - 1x Faza grupowa (2 bramki i 1 punkt)

 

Reprezentacja Polski

 

Jeżeli uważa się, że nasza reprezentacja skompromitowała się w prawdziwym świecie, to co mogę powiedzieć o FMowym odpowiedniku tychże mistrzostw? Biało-czerwoni nie zdobyli nawet punktu będąc w grupie z Urugwajem (1:2), Arabią Saudyjską (0:1) i Irlandią Północną (1:4). Na kolejny Mundialowy występ jeszcze czekamy... 

Lepiej było z Mistrzostwami Europy, w 2020 roku udało nam się nawet wyjść z grupy z Walią, Anglią i Grecją. W 1/8 Chorwacja okazała się za mocna, ale tym razem wstydu nie było. Był za to w 2024 roku, kiedy to nie zdobyliśmy nawet bramki, nie mówiąc już o punktach. Kolejne Euro z udziałem polaków to dopiero rok 2032 i jeden punkt w mocarnej grupie z Norwegią, Szwajcarią i Szkocją. 2036 rok był już lepszy, bo z grupy wyszliśmy, pokonując nawet Francję! W 1/8 zostaliśmy zdeklasowani przez... Ukrainę. 

 

Mistrzostwa Europy

 

W piłce europejskiej jedyną sensacją było zwycięstwo Szwajcarii w 2024 roku. Dużo bardziej zaskakujące były drużyny, które zajmowały drugie miejsce: Rosja, Rumunia, Czechy, Dania, Austria. 

 

Mistrzostwa Świata

 

Mistrzostwa Świata cały czas zdominowane przez Europejczyków. W 2022 football finally came home, a Anglicy w finale pokonali... reprezentację USA. Poza tym wielki sukces Włochów - Mistrzostwo Świata w 2030 roku, a 4 lata później udana jego obrona. 

 

Złota Piłka

 

Nazwiska zdobywców Złotej Piłki raczej nie zaskakują. Neymarowi udało się uciec z cienia Messiego dopiero w wieku 30 lat, a ZP zdobył dwukrotnie. Potem jednak lepszy od niego był jego klubowy kolega - Mbappe. W ogóle nagroda ta została dość mocno zdominowana przez piłkarzy PSG w latach 2022-2031. Co warto podkreślić, trzy razy pod rząd nagroda dla najlepszego piłkarza trafiała do mojego podopiecznego - raz był to Grek Balabanis, a dwukrotnie Campos. 

 

 

Jeżeli ktoś życzy sobie zobaczyć jakiś klub/ligę/cokolwiek poza piłkarzami (bo ich statystyk już nie mam niestety), to proszę pisać, służę screenami. 

Odnośnik do komentarza

@Adam3333 Historia występów ligowych, kluczowe fakty "rozgrywki", menedżerowie (kolumny po prawo: "Zwycięstwa w lidze", "Zwycięstwa w pucharach"), w sezonie mistrzowskim 2030/31 mieli nowego prezesa i wydali na transfery prawie 3 miliony euro netto, ale raczej nie był to sugar daddy, bo potem nic podobnego nie miało miejsca ponadto raz zagrali w Lidze Europy (2033/34). Nie wiem co jeszcze mogę dodać :-k

@Pulek Czemu nie, jest to jeden z moim najlepszych zapisów w FMie, więc warto mieć jakąś pamiątkę ;) A karierę gram cały czas, dobiłem do 2056 roku.

 

 

Barcelona (1/2)

 

5 grudnia 2037 otrzymałem ofertę, której nie byłem w stanie odrzucić, bo Barcelona to klub, któremu kibicuję odkąd oglądam piłkę nożną. Chociaż Duma Katalonii w ostatnich latach odrodziła się po 14 słabych latach (tylko 1 tytuł) i udało jej się dwukrotnie odebrać Realowi mistrzostwo. Ten sezon to jednak duże nieporozumienie, a spośród 13 spotkań Barca wygrała tylko 4! Mistrz Hiszpanii tak grać nie może i aż dziw, że były trener (Mangani) wytrzymał tak długo. Pozwolę sobie w tym miejscu na ciekawostkę: jednym z byłych szkoleniowców Barcelony jest... Zinedine Zidane, który miał fantastyczną karierę menedżerską (Real->Bayern->Barcelona->Chelsea->Manchester City->RB Leipzig->Tottenham->Real Madryt).

 

Sezon 2037/38

Cel na ten sezon był prosty - uratować, co się da uratować. O mistrzostwie nikt już nie myślał, bo ten statek już dawno odpłynął. Celem minimum była Liga Mistrzów, a wszystko ponadto było dodatkiem. Zacząłem nie najlepiej - chociaż w debiucie wysoko pokonaliśmy Alaves (3:0), to potem przyszły dwie porażki (0:2 z Atletico w pierwszym meczu na CN i 1:2 z Sociedad na wyjeździe). Pierwsze koty za płoty, potem graliśmy już dobrze, chociaż wpadki się zdarzały (jak chociażby seria dwóch porażek 0:1 z Rayo i Espanyolem). Po tym ostatnim spotkaniu kibice raczej zbytnią miłością do mnie nie pałali, ale zmieniło się to już w kolejnej kolejce poprzez rozbicie na Camp Nou Realu Madryt 3:0. Po tym meczu graliśmy już dobrze i w następnych 12 meczach punkty straciliśmy tylko na Estadio Wanda Metropolitano (1:2). Podsumowując nasze ligowe występy odkąd objąłem zespół - 25 meczów, 6 porażek (tyle samo co w 13 meczach przed przejęciem przeze mnie zespołu) i 19 zwycięstw. Real oczywiście był nie do dogonienia, ale sezon został uratowany.

A mogło być jeszcze o wiele lepiej! Na szczęście Mangani nie spartolił Ligi Mistrzów i awans z grupy był wywalczony. W 1/8 graliśmy z Lyonem, na Camp Nou dostali 4:0 i nie było o czym rozmawiać. Trzeba im jednak oddać, że mimo iż w rewanżu grali w 10 od 6. minuty, to potrafili z nami wygrać 2:0. Ćwierćfinał rozpoczęliśmy od wyprawy do Neapolu. Przyznam szczerzę, że trochę obawiałem się Napoli, będącego przecież Mistrzem Włoch. Moje obawy zostały szybko rozwiane, bo na wyjeździe wygraliśmy 4:1, a u siebie... 7:0. 11:1 w dwumeczu raczej wątpliwości nie zostawiło. W półfinale graliśmy z Arsenalem Londyn i tu również obyło się bez problemów - u siebie pewne 4:2, na wyjeździe 1:1 i zameldowaliśmy się w finale. A tam mierzyliśmy się z PSG. Finał jak to finał, zbyt emocjonującym spotkaniem nie był. Bramkę straciliśmy już w 2. minucie, po czym Paryżanie się zamurowali, a my nie byliśmy w stanie tego muru skruszyć no i niestety po bezbarwnym meczu przegraliśmy 0:1. 

 

Sezon 2038/39

Podstawowym problemem w Barcelonie był wiek zawodników, zwłaszcza w defensywie. Dlatego też na wzmocnienia defensywy w tym sezonie wydałem prawie 160 mln euro. Pozbyłem się też kilku przepłaconych emerytów i wypożyczyłem zdolną młodzież. Szkielet drużyny się jednak nie zmienił.

W lidze niespodzianka była w zasadzie tylko jedna - słaba forma Realu Madryt. My graliśmy swoje i chociaż nasza gra wyglądała naprawdę fajnie, to 86 zdobytych punktów ostatni raz mistrzostwo dałoby w... sezonie 2007/2008... 31 lat temu. Trudno zatem napisać, że zagraliśmy jakiś fenomenalny sezon, ale mistrzostwo udało nam się zdobyć. Warto wyróżnić świetną postawę defensywy, bo w tym sezonie straciliśmy tylko 15 bramek, więc powtórzyliśmy ligowy rekord należący do Realu Madryt z sezonu 1931/32. Wtedy jednak sezon liczył 18 meczów, a wynik 0,395 bramki straconej na mecz to rekord. Ponadto mamy genialny bilans z zespołami TOP4 - przegraliśmy tylko jeden mecz w Walencji, a reszta to same wygrane. Atletico pokonaliśmy dwukrotnie 4:0, a Real 2:1 (W) i 2:0 (D). Z Realem przegraliśmy za to w finale krajowego pucharu no i niestety tego trofeum nie udało nam się zdobyć.

Dużo lepiej wyglądaliśmy za to w Lidze Mistrzów. W fazie grupowej trafiliśmy na PSG, więc mieliśmy okazję do rewanżu za przegrany finał sprzed roku. Wykorzystaliśmy ją pokonując Paryżan na wyjeździe, a u siebie remisując. Faza pucharowa w tym sezonie wyglądała dużo spokojniej, nie było już szalonych wyników i mnóstwa bramek. W 1/8 graliśmy z Arsenalem, który na do mnie chyba sporego pecha, bo o ile mnie pamięć nie myli, to z drużyną z Londynu mierzyłem się 3. raz i za każdym razem wychodziłem z tych starć zwycięsko. Dużo ciekawiej było w ćwierćfinale, a kibice z całego świata mogli się emocjonować... El Clasico! Pierwszy mecz rozgrywany był na Camp Nou i starcie to troszkę zmarnowaliśmy. Mieliśmy mnóstwo dobrych okazji, a jedyną bramkę udało nam się wbić dopiero w 90. minucie i do stolicy jechaliśmy z minimalną zaliczką. A tam nie było już kalkulacji i ostrożnej gry - po 32 minutach było już 2:1 dla Królewskich! Wynik ten dawał nam awans, więc naszej gry nie zmieniałem, a gdy w 88. minucie prawoskrzydłowy Guillermo Gómez, legenda Barcy, zdobył swoją drugą bramkę, odetchnąłem z ulgą. Straciliśmy jeszcze w tym spotkaniu bramkę, ale było już za późno dla Realu na comeback. Półfinał! I ponowne starcie z londyńskim zespołem, tym razem z Tottenhamem. Pierwszy mecz graliśmy u siebie i na White Hart Lane jechaliśmy z dwubramkową zaliczką. Tam okazaliśmy się gorsi, ale wygrana 2:1 nic Kogutom nie dała i znowu świętowaliśmy awans do finału! Ponownie przyszło nam się mierzyć z PSG, ale tym razem role się odwróciły - to my strzeliliśmy szybko bramkę i nie musieliśmy się śpieszyć. Przed przerwą podwyższyliśmy na 2:0 i nawet bramka fenomenalnego Camposa nie dała Paryżanom nic - pierwsza od 19 lat Liga Mistrzów w Katalonii!

 

Sezon 2039/40

W moim 3. sezonie w Barcelonie wreszcie mogłem skupić się na wzmocnieniu ofensywy. Dwóch podstarzałych napastników udało nam się sprzedać i zarobić na nich nieco ponad 110 mln. Dzięki temu mogłem sprowadzić na Camp Nou... Manuela Camposa! Francuz kosztował mnie 130 mln, ale uważam że to i tak świetna cena i okradliśmy PSG.

Zawodnik ten serca kibiców skradł bardzo szybko - w Superpucharze UEFA zdobył dwie bramki i dał nam pierwsze w sezonie trofeum, a 5 dni później załadował Realowi 3 bramki na Santiago Bernabeu stał się ulubieńcem kibiców. Sezon zaczęliśmy zatem od zdobycia dwóch niemalże bezwartościowych trofeów. Prawdziwą siłę pokazaliśmy jednak dopiero w lidze i tym razem o żadnym szczęściu nie ma mowy. Przez cały sezon straciliśmy zaledwie DWANAŚCIE bramek. Nie sądziłem, że Barca za mojej kadencji będzie biła akurat te defensywne rekordy. Do perfekcyjnego krajowego sezonu zabrakło tylko zwycięstwa w Pucharze Króla, gdzie zaskakująco przegraliśmy po karnych w finale z... Las Palmas.

Wyniki w Lidze Mistrzów mieliśmy w tym sezonie doskonałe. Przez fazę grupową przeszliśmy jak burza, a dodatkowo przed sylwestrem świętowaliśmy zdobycie Klubowego Mistrzostwa Świata. Fantastyczną formę prezentowaliśmy też w fazie pucharowej, w której straciliśmy tylko 3 bramki. W 1/8 rozprawiliśmy się z RB Leipzig (0:0 D, 2:0 W), w ćwierćfinale z Manchesterem City (4:0 D, 1:1 W), a w półfinale nie daliśmy żadnych szans Monaco (1:0 W, 5:1 D) i w ten sposób po raz 3. z rzędu dotarłem do finału Ligi Mistrzów. Tam jednak pojawił się problem pod nazwą Real Madryt. Jeżeli jest jakaś ekipa na świecie, z którą nigdy nie chciałbyś grać finału, to jest to chyba właśnie Real Madryt. Królewscy finałów nie przegrywają, zwłaszcza jeśli jest to Liga Mistrzów - ostatni finał przegrali oni w sezonie 1980/81! Od tej pory, co finał to triumf. Niestety nie udało nam się przełamać tego fatum i musieliśmy uznać wyższość Realu po porażce 1:0. Bez dwóch zdań był to najboleśniejszy moment tej kariery.

  • Dzięki! 1
Odnośnik do komentarza

Barcelona (2/2)

 

Sezon 2040/41

Znowu zaszalałem na rynku transferowym, tym razem wydając 94 mln na portugalskiego skrzydłowego Philippa Czyborrę z Man City. Zmieniłem też taktykę na bardziej ofensywną (4-1-2-3 DP -> 4-2-3-1 Szeroko), ale nie był to najlepszy pomysł, bo poza większą liczbą straconych bramek, nasza gra się nie zmieniła. Bez niespodzianek udało nam się zdobyć Superpuchar Hiszpanii przeciwko Las Palmas. Ponadto wreszcie nie przegrałem finału Pucharu Króla i po pokonaniu Atletico 1:0 mogłem się cieszyć z tego trofeum po raz pierwszy.

W lidze wyglądaliśmy trochę gorzej niż w poprzednim sezonie. Nie miało to większego znaczenia, bo 92 punkty pozwoliły nam wygrać z dużą zaliczką. Warto zwrócić uwagę na kiepską formę rywali - nikt z TOP4 nie przekroczył nawet granicy 80 punktów! Może dlatego przez brak konkurencji nieco sobie odpuściliśmy? Możliwe, bo z czołówką graliśmy bardzo dobrze i to właśnie ze średniakami przydarzały nam się wpadki. Swoją drogą, warto podkreślić, że był to 3. z rzędu sezon bez porażki ligowej na Camp Nou, ostatni przegrany mecz u siebie miał miejsce 12 grudnia 2037 roku!

Przez Ligę Mistrzów szliśmy jak burza. Grupę mieliśmy łatwą, bo Ajax ani Trabzonspor nie były w stanie zagrozić naszemu awansowi. Większy problem mieliśmy z Middlesbrough, z którym nie wygraliśmy ani u siebie (2:2), ani na wyjeździe (1:1) i z grupy wyszliśmy z drugiego miejsca. Muszę jednak napisać w tym miejscu, że to nie były wpadki ze średniakiem z Anglii - Middlesbrough to obecnie bardzo dobry zespół, a przez ostatnią dekadę wydali netto, uwaga, ponad PÓŁTORA MILIARDA (dla skali - o około pół miliarda więcej, niż Man City przez ostatnie 10 lat IRL). W każdym bądź razie, nie była to nasza ostatnia przeprawa z drużyną z Anglii w tym sezonie, oj nie. W 1/8 mieliśmy okazję odwiedzić Old Trafford i była to raczej przyjemna wizyta, gdyż jechaliśmy tam bronić dwubramkowej zaliczki. Dwubramkowej zaliczki, którą warto podkreślić wywalczyliśmy w trudnych warunkach - mimo że graliśmy u siebie od 37. minuty w osłabieniu, to wygraliśmy 2:0. Rewanż rozpoczęliśmy od szybko zdobytej bramki i mogliśmy być o wynik spokojny. W ćwierćfinale graliśmy z Arsenalem Londyn, a znając historię moich starć z tą drużyną, możemy śmiało przejść do starcia półfinałowego, a tam - ponowny bój z Middlesbrough. Tym razem nie było mowy o półśrodkach i musieliśmy dać z siebie 200%. W spotkanie weszliśmy słabo, bo już w 21. minucie straciliśmy bramkę i taki wynik utrzymywał się aż do drugiej połowy. Wygraną dał nam wychowanek Barcelony Chinedu Mustapha (strzelił też 4 bramki Arsenalowi w jednym meczu!). Hiszpan wbił gościom dwie bramki, jedną wbili sobie sami i do Anglii jechaliśmy po raz trzeci na wiosnę z dobrą zaliczką. Prowadzone przez... byłego szkoleniowca Barcelony (Manganiego, a jeszcze wcześniej... Pepa Guardiolę!) Middlesbrough walczyło zaciekle, ale do czegokolwiek zabrakło im jednej bramki, wynik 1:2 premiował awansem do finału nas. Tak więc przyszła pora na 4. z rzędu finał Ligi Mistrzów. Tym razem starcie emocjonalne dla mnie, bowiem na przeciwko nas stanęli piłkarze Bayeru Leverkusen. Skrupułów nie miałem, a na Principality Stadium w Cardiff byliśmy drużyną lepszą i zasłużenie wygraliśmy 2:0! Druga Liga Mistrzów w Barcelonie moja!

 

Sezon 2041/42

W sezonie 2041/42 nie było zbyt wielu zmian w Barcelonie. Na rynku transferowym głównie zarabialiśmy, a pierwszy skład pozostał bez zmian. Nową kampanię rozpoczęliśmy od zdobycia dwóch Superpucharów, a start ligowy mieliśmy wyśmienity. Pierwszą bramkę i punkty zarazem straciliśmy dopiero pod koniec października, chociaż zdążyliśmy już przyjąć u siebie Sevillę czy zdobyć Santiago Bernabeu (2:0). Co by tu dużo mówić, ligę po prostu zaoraliśmy i tylko szkoda mi porażki u siebie z Atletico (2:3), bo byłby to czwarty sezon z rzędu bez porażki na Camp Nou. Poza Atletico punkty traciliśmy z Las Palmas (0:1 W), Deportivo (0:0), Granadą (1:1) i Betisem (1:1). Cóż, wpadki się zdarzają, ale w sumie zdobyliśmy 102 punkty, tyle samo bramek oraz poprawiliśmy rekord w liczbie straconych - tym razem tylko 11! Rywale poza konkurencją. Wygraliśmy też CdR i KMŚ.

W Europie... było kiepsko. Trafiliśmy do trudnej grupy (Milan, Man Utd i... Zagłębie!) i wyszliśmy z niej z drugiego miejsca. Losowanie pokazało, że teoretycznie wyszliśmy na tym lepiej, bo United z 1. miejsca trafili na PSG (6:3 w dwumeczu dla Paryżan), a my z 2. na RB Leipzig. Pierwszy mecz graliśmy u siebie i wygraliśmy skromnie 1:0. Rewanż w Niemczech zaczęliśmy fatalnie, a po 22 minutach przegrywaliśmy 2:0. Po zamianie stron również nic wielkiego nie pokazaliśmy, a w 59. minucie Mats Homig ("mój" wychowanek jeszcze z czasów Schalke) zdobył swoją bramkę i wszystko stało się jasne - po raz pierwszy jako menedżer Barcelony nie dojdę do finału. Wielkie rozczarowanie.

 

Sezon 2042/43

Nowy sezon przyniósł ogromne wydatki transferowe, bo za zaledwie dwóch zawodników zapłaciłem łącznie ponad 200 mln euro! Co więcej, byli to piłkarze defensywni (DP i OP). O krajowych rozgrywkach nie ma co za wiele pisać poza tym, że miałem naprawdę sporą nadzieję na sezon bez porażki. Pierwszy mecz przegraliśmy dopiero 4 kwietnia na Santiago Bernabeu. Szkoda, bo to spotkanie oznaczało dla nas koniec sezonu. Tym razem zdobyliśmy równo 100 punktów, a różnica między nami a resztą stawki była ogromna. Manuel Campos zbliżył się do rekordu Messiego (50 bramek w sezonie), a do pobicia go zabrakło mu zaledwie trzech trafień. Aha, standardowo wygrywamy Superpuchar i CdR.

W LM w zasadzie powtórka sprzed roku. W 1/8 dostaliśmy PSG i chociaż na CN udało nam się wygrać 3:2, to w rewanżu zostaliśmy pozbawieni wszelkich złudzeń (0:3).

 

Był to moment, w którym poczułem, że mój czas w Barcelonie się skończył, bo chociaż w La Liga klepaliśmy wszystkich jak chcieliśmy, to jednak po zespole było widać wypalenie i potrzebę zmian. Nie pomógł też zasadniczy brak rywali w lidze, przez co jednym źródłem emocji była Liga Mistrzów. Ostatni emocjonujący sezon w lidze to lata 2038/39, a potem różnica między nami, a resztą ligi robiła się coraz większa (6 pkt -> 9 pkt -> 13 pkt -> 20 pkt -> 26 pkt). I nie mam tu na myśli drastycznego wzrostu siły naszego zespołu względem ligi, a raczej spadek jakości u rywali, czego dowodem niech będzie 7. miejsce Realu Madryt w tym sezonie. Taka gra strasznie rozleniwia, co potem jest widoczne w Lidze Mistrzów, kiedy trzeba się mierzyć z poważnym rywalem. Nie wiem czy to przypadek czy zamysł twórców, ale przez kilka kolejnych lat Barca w LM też nic wielkiego nie osiągnęła, a jakiekolwiek sensowne wyniki przyszły dopiero, gdy Atletico zaczęło na nich napierać w lidze.

Podsumowując, mój czas w Barcelonie się zakończył wraz z wygaśnięciem mojego kontraktu po sezonie 2042/43. Było to emocjonujące, pełne trofeów 6 lat, po których mimo wszystko pozostał niedosyt. Zwłaszcza przez Ligę Mistrzów, bo przecież w Hiszpanii nic więcej wygrać się nie dało. Bolą dwie porażki w finale Ligi Mistrzów, szczególnie ta z Madrytem. Cóż to by było za osiągnięcie, gdybyśmy Ligę Mistrzów wygrali trzy razy z rzędu! Albo nawet 4, bo przecież ku temu też była okazja! No nic, nie ma co się więcej rozwodzić, czas na kolejne wyzwanie!

Odnośnik do komentarza
  • Makk zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...