Skocz do zawartości

Per aspera ad astra


jmk

Rekomendowane odpowiedzi

Ciepło! Kraj trafiony, teraz został klub...

 

....

 

 

 

Życie jak pączek w maśle miało też swoje wady. Jasne, kilka razy miałem jakieś trudności w spełnieniu oczekiwać Taco, ale z reguły dawałem sobie radę, nic poza ewentualną izolatką przy przekopaniem przez strażników nie wchodziło w grę, jak również nieprzychylność innych więźniów, ale ich akurat miałem gdzieś, to ja byłem w tej lepszej grupie.

 

Tym razem miało być inaczej. Taco chyba chciał mnie sprawdzić w poważniejszej roli. Była to misja o tyle trudna, że miała odbyć się... poza terenem więzienia. Tak, więźniowie też czasami są wypuszczani... na wypas. Konkretnie na grę w piłkę na pełnowymiarowym boisku. Grają wtedy przeciwko... strażnikom.

Plan był trudny, ale jednocześnie prosty w założeniu. Taco przekazał mi kartkę z grypsem, który miałem przekazać pod wskazany adres... tak, dobrze widzicie. Miałem wykorzystać jakąś chwilę nieuwagi, zwiać, dostarczyć pakunek, otrzymać informację zwrotną i potem dobrowolnie zgłosić się do powrotu.

 

Taco potrzebował do tej roboty zaufanej osoby, a tym samym mógł sprawdzić czy naprawdę mam jaja. Wiedział, że taki występek będzie kosztował mnie wydłużenie wyroku i pewnie jakąś karę na miejscu, ale jak obiecał - odpłaci mi się to z nawiązką.

 

Oczywiście, że się zgodziłem, chociaż nie wiem czy tak naprawdę miałem wybór. Przyszedł czas naszego wyjścia, specjalnie zaszyfrowany telegram miałem schowany pod językiem w woreczku foliowym. Tak, nie było to zbyt wygodne, no ale czego się nie robi dla Taco... Rewizja przed wyjściem w teren - czysty, mogę iść.

 

Kiedy dotarliśmy na boisku, strażnicy rozpoczęli rozgrzewkę, a my dopiero się przebieraliśmy. Pilnowało nas dwóch klawiszy. Rozejrzałem się dokładnie, sprawdziłem ich ruchy, jakoś specjalnie się nami nie interesowali, stali ze sobą i gadali o dupie Maryni. Świetnie, poprosiłem chłopaków od nas, aby w tym momencie wstali i zrobili zamieszanie, zasłonili mnie. Po czym dałem susa za ławkę, na której się przebieraliśmy, przykucnąłem, sprawdziłem teren - nikt nie patrzy, mogę biec. Przede mną były jakieś krzaki, nieopodal jezioro, las... pięknie. Obejrzałem się jeszcze dwa razy, nikt nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Udało się.

 

Dotarłem do miejsca. Jakieś moje było zdziwienie. Był to brzydki blok, obskurny, typowy Radom, ale w środku ... przy drzwiach dwóch "większych" typów weryfikowało kim jestem. Następnie podano mi drinka, wszystko było szykowne, pewnie drogie, na ścianach wisiały obrazy, na podłodze piękne panele, mnóstwo sprzętu dookoła, wszystko nowoczesne... zaprowadzono mnie do pokoju, gdzie zza biurka okręcił się na skórzanym fotelu... Taco.

 

- Cześć przyjacielu. Jak to lepiej widzieć się na wolności, nie?

 

Zatkało mnie, nie potrafiłem wydusić z siebie żadnego słowa.

 

- Cóż. Wiem, że jesteś zdziwiony, ale ja jestem Taccone Massimilliano, my rzeczy niemożliwe załatwiamy od ręki, na cuda trzeba trochę poczekać. Teraz masz tylko jeszcze wybór...

 

- Jjjaa...jaki?

 

- Maszeruj albo giń.

Odnośnik do komentarza

Zatem to była próba...sił. Chcieli przetestować czy jestem godzien z nimi współpracować po wyjściu z więzienia, której jak się okazało było już załatwione. Na biurku, za którym siedział Taco leżał juz dokument, który umożliwiał mi wyjście z celu, jak się potem okazało, policjanci, którzy oskarżali mnie o napaść zmienili zeznania, tym samym mnie uniewinniając, a ten kibic ze szpitala? Jak to Taco powiedział, "dla pewności dobrze, że jednak zginął". Cóż, siedziałem teraz w bagnie po uszy, chociaż byłem już niewinny, ale nic nie wskazywało na to, że wrócę do swojego dawnego życia.

 

Kiedy Taco nalewał mi kolejnego drinka, kiedy szczęśliwy po prostu z nim rozmawiałem nagle wyjął nóż, położył go na blacie biurka, po czym sięgnął po pistolet, który przyłożył mi do skroni.

 

- Masz jedno wyjście, teraz. Pracujesz z nami, ale nie tutaj, wracamy do Włoch. Podpisujesz lojalkę własną krwią albo Twój mózg podpiszę odmowę za Ciebie.

 

Znałem już nieco Taco, ale znowu mnie zaskoczył, osłupiałem, wymamrotałem, że przecież się zgadzam. Taco się uśmiechnął, nalał kolejnego drinka i powiedział:

 

- Wiesz, że Cię lubię.

 

I nie wiedziałem czy z tym pistoletem to faktycznie było na serio, czy miałem jakieś wyjście czy jednak była to faktycznie sytuacja życia i śmierci. Wziąłem nóż, przeciąłem sobie kawałek dłoni i uścisnąłem z Taco.

 

Nazajutrz byliśmy już w Neapolu. Poznawałem "rodzinę", ludzi i pracowników, którzy wkrótce mieli stać się moimi najbliższymi osobami. Nic mnie w Polsce nie trzymało, chociaż bycie złym w więzieniu to była konieczność, a tutaj życie po tej stronie prawa nieco mnie obawiało, nie miałem jednak planów liczyłem, że jakoś to będzie.

 

Na razie mieszkałem w hotelu, takim, jakiego nigdy nawet nie widziałem na obrazkach. Chociaż pracowników odwiedzałem i poznawałem w slumsach... Niezła przepaść. Rodzina zorganizowała imprezę w jednym z wielkich klubów Neapolu z okazji powrotu Taco. No i przy okazji z mojego werbunku, tak przynamniej po cichu sobie mówiłem. Byliśmy panami w tym klubie, wszystko mieliśmy za darmo, do bólu. Alkohol, kobiety, kreski.

 

Życie jest piękne.

Odnośnik do komentarza

Wszystko w swoim czasie;)

Tak z przyzwyczajenia...

 

---

 

Wszystko stało dla nas otworem. Wchodziliśmy do kawiarni, do klubu, braliśmy co chcieliśmy bez płacenia, a nikt nawet nie krzyknął. Powoli wsiąkłem w tematykę z kim mam do czynienia. Nie będę ukrywał, że jak raz zasmakowałem lekkiego życia to spodobało mi się już na zawsze. W Neapolu jednak nie byłem bezrobotny, Taco zlecał mi co rusz jakieś misje, głównie polegały one na przewożeniu białego towaru z punktu A do B.

 

Wkrótce awansowałem w hierarchii i to ja zlecałem takie same podróże innym osobom. Wtedy Taco oznajmił mi, że czeka mnie kolejny test. Powiedział, że jedziemy na misję, kazał mi ubrać kamizelkę kuloodporną. I żebym się nie bał, bo tak sprawdza się u nich dzieciaków, a ta kamizelka to tylko w razie co...

 

Jechaliśmy za miasto, w pewnym momencie Taco chciał się odlać, więc zatrzymaliśmy się gdzieś na poboczu przy polach. Wtedy z piskiem opon zajechało nam drogę czarne audi, wysiadło z niego dwóch typów, z bronią w ręką. Jeden pobiegł do Taco, drugi wymierzył lufę we mnie i kazał wysiadać. Lekko mnie zdziwiło, że wypowiedział te słowa łamaną angielszczyzną, ale wtedy miałem ważniejsze sprawy na głowie, a właściwie przy głowie... Zaczął mnie prowadzić, szedł za mną, zaczął coś krzyczeć po włosku, nie rozumiałem o co mu chodzi. Jego głos był coraz bardziej zdenerwowany, w końcu usłyszałem tępy huk.. obróciłem się, strzelał do mnie. Po pierwszym razie od razu drugi strzał, trzeci, czwarty, piąty... Próbowałem znaleźć wyjście z tej sytuacji, miałem kamizelkę, ale w końcu trafi mnie w głowę, upadłem. Poczekałem aż podejdzie mnie dobić, wtedy podciągałem go nogami, wypadła mu broń, natychmiast ją chwyciłem i teraz to ja stałem nad nim z giwerą w ręce. Pierwszy raz coś takiego czułem, adrenalina napływała mi do wszystkich części mojego ciała. Targały mną skrajne emocje i... wtedy usłyszałem klaskanie, zobaczyłem Taco i tego drugiego typa.

 

Tak, to był ten kolejny test...

 

Taco powiedział, że teraz jestem już jednym z nich, jestem gotowy, więc może przedstawić mnie ojcu. Możemy opuścić więc ten brzydki Neapol i udać się 70 kilometrów od stolicy Kampanii. Gdy wjeżdżaliśmy do tego pięknego miasteczka przywitał mnie napis na murze:

 

 

21.jpg

Odnośnik do komentarza

Gdzie te przecinki niby? :>

Taco to Taco, to ksywa z więzienia. W jednym odcinku ta postać się przedstawia jako Taccone Massimilliano. Myślałem, że Qu wygooglował tego Pana i stąd odgadł klub...

Smętek - jest szansa na pizzę lub spaghetti ;).

Odnośnik do komentarza

Przepaść jaka dzieli Avellino od Neapolu jest ogromna. Stolica regionu jest strasznie... brudna, natomiast 50-tysięczne miasteczko jest... przepiękne. Jest tutaj wszystko czego człowiek potrzebuje do szczęśliwego życia. Pięknie kawiarnie, sklepiki, XIX-wieczny dworzec kolejowy z kapitalnym zegarem. Jakbym miał gdzieś dożyć emerytury to właśnie w Avellino.

 

Miejsce to jednak ma też swoją drugą twarz. Zacznijmy od tego, że na liście sławnych, zasłużonych dla miasta ludzi widnieje chociażby aktorka porno... sercem jednak tej mieściny, jak i całej Kampanii jest oczywiście Camorra. Na pierwszy rzut oka całkowicie niewidoczna, ale po chwili widać, którzy ludzie jeżdżą jakimi samochodami, jak się zachowują w kawiarniach, gdzie wchodzą jak po swoje, rozmawiają jeszcze głośniej niż typowi Włosi, z pełnym spokojem.

 

Każdy interes w tym mieście podporządkowany był i jest tej hm, organizacji. Byłem już jednym z tych, co po prostu wchodzili do danego miejsca, powiedzmy kawiarni, zamawiałem kawę, najlepszy kawałek ciasta, a zamiast płacić rachunek dostawałem od właściciela kopertę. Awansowałem na tyle, że mogłem spokojnie już widywać się z Walterem. Tak, ojcem Massimilliano "Taco". Walter Taccone wraz z podległymi mu Masimiliano, Christianem Veccim i Tommaso Aloisim tworzyli creme de la creme klanu w tym regionie. Avellino było sercem Comorry, a właśnie Ci panowie kolejne jego ramionami, które sięgały wszędzie, gdzie tylko chciały.

 

- Adrian, syn opowiadał mi, że Ty u siebie w kraju interesowałeś się piłką prawda?

 

- Tak, uczyłem dzieciaków gry, a także byłem trenerem.

 

- Świetnie! Masz zadatki na dobrego gracza w te klocki. Proponuję Ci kolejny awans, od teraz zajmiesz się też zakładami bukmacherskimi, pasuje Ci to?

 

- Bardzo! Dziękuję Panie Walter!

 

- Panie? Od dzisiaj Walter! Aha, jeszcze jedno. Będziesz miał jeszcze jedną fuchę na boku, Vincenzo powie ci szczegóły. Musisz do niego zadzwonić, masz numer.

 

Vincenzo zajmował się również sprawami hm, około sportowymi. Jak się okazało później jechałem z Vincenzo do jednego z mieszkań. Mieliśmy wręczyć małą nagrodę pewnemu Panu. Był nim sędzia piłkarski, a Vincenzo właśnie składal mu bardzo intratną ofertę. Bardzo dobrze myślicie, kupno meczu. Myślałem, że chodzi tylko o cynk, aby można było przeprać trochę szmalu na pewnym cynku w zakładach bukmacherskich, ale tym razem chodziło o tutejszy klub.

 

- Zabierajcie te swoje brudne pieniądze, waszej zasranej mafii.

 

- O, jak nie ładnie Pan tu się do nas odzywa. Jest Pan pewien, że nie interesuje Pana oferta wymiany dóbr naszej firmy?

 

- Vaffanculo.

 

Jeszcze tej samej nocy ten sam sędzia piłkarski dostał "nowszą" ofertę. Pamiętajcie, w tym fachu obowiązuje bardzo ważna zasada, kiedy dotyczy to interesów: nie ma skrupułów. Gdy owy sędzia wstał rano i wyszedł przed swój dom na jego drzwiach wisiały rozwieszone jelita, a na wycieraczce widniało zdjęcie jego psa z dopiskiem "teraz 20% mniej". Vincenzo mi potem tłumaczył, że to nie były jelita tego psa, że to tylko taka forma zastraszenia, ale ja już w nic tutaj do końca nie wierzyłem.

 

Gdy Vincenzo obudził się rano miał dziesięć nieodebranych połączeń od sędziego. Chyba dobiją targu.

Odnośnik do komentarza
  • Makk zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...