Skocz do zawartości

4:40, słońce wstaje


Makk

Rekomendowane odpowiedzi

Ostatnia przed urlopem wizyta w redakcji „Tygodnika Nowodworskiego” trwała. Dwa mecze czerwca zostały przeze mnie opisane, tekst był w sumie gotowy. Czekał jeszcze na spotkanie barażowe, ono miało dopełnić całości.

Word był zrzucony na pasek na pulpicie, siedziałem i się patrzyłem w net. Raz się zamyślałem, raz coś tam poczytałem. Moje myśli już krążyły wokół wyjazdu. Na pisaniu jakoś nie mogłem się skupić. Za oknem cieplutko, słońce świeciło mocno, to potęgowało uczucie czasu urlopowego. Na moim kalendarzu biurkowym poszczególne dni były skreślane. Takie małe moje odliczanie.

Na karku poczułem powiew świeżego powietrza. Lekko się przekręciłem na krzesełku w stronę okna. Po kilku sekundach wróciłem do swojej pozycji. Sięgnąłem po kubeczek. Był pusty.

No cóż… Czas się przejść na herbatę, później na dwór.

W kuchni woda zagotowała się szybko, bo mało jej było w czajniku. Zalałem sobie torebeczkę. Zostawiłem to tak i skierowałem się zamyślony w stronę drzwi.

Tam dopadła mnie Ania. W sumie przypadek. Ja wychodziłem, ona wchodziła przez drzwi.

Elegancko wpadliśmy na siebie. Moje ciało zatrzymało się na jej piersiach. Odległość między nami była niebezpiecznie mała.

Koleżanka podniosła wzrok ku mojej twarzy. Nic nie powiedziała, tylko się lekko się uśmiechnęła. Najwyraźniej niezbyt jej to przeszkadzało. Wydawało mi się, że czas zwolnił, dopóki nie usłyszałem Marty:

— A wy co? Przytulacie się, czy jak? — wesołe pytanie sugerowało mocno śmiech.

Odwróciłem się w kierunku recepcji, patrzyła na nas podejrzliwie.

Od razu odsunąłem się od Anki, ona zrobiła to samo w stosunku do mnie.

— Sorry, nie spojrzałem. Moja wina. — wypowiedziałem słowa prawie automatycznie.

— Ja się zagapiłam. Moja wina. — usłyszałem w odpowiedzi. — Sorry.

Jej oczy całe się cieszyły, to samo usta. Szeroki uśmiech widniał na jej twarzy.

Ja podrapałem się po karku, przepuściłem ją w progu i wylazłem na korytarz. Koleżanka całkowicie nie zniknęła w biurze. Przytrzymała drzwi. W moją stronę po sekundzie puściła:

— Idziesz na dwór?

Pokiwałem głowa. Koleżanka szybko dołączyła do mnie.

— To przejdę się z tobą.

Odnośnik do komentarza

Schodziliśmy razem na dół. Gadaliśmy o jakichś tam pierdołach, gdzie wybywam na urlop, że daleko strasznie i tak dalej. Odpowiadałem grzecznie na te pytania, przynajmniej miałem dobre i sympatycznie widoki mi towarzyszące. Anka dziś ubrana była w krótką, szeroką spódnicę, opięta białą koszulkę z krótkimi rękawami, biały stanik, który było widać przez bluzeczkę. Na takie coś nóż (i nie tylko) mógł się w kieszeni otwierać. Kształtne widoczki. Szczególnie przy zejściu po schodach się poruszały.

Otworzyłem drzwi duże drewniane z tabliczką „Tylko dla upoważnionych”. Przepuściłem towarzyszkę przerwy. Znaleźliśmy się za wrotami, ale jeszcze przed dworem.

Ni stąd, ni zowąd, dostałem całusa w policzek. Miękkie, wilgotne usta spoczęły na mojej skórze tak niespodziewanie, że nie miałem najmniejszych szans zareagować. Od razu spojrzałem na nią, oczy miała mocno świecące, następnie mój wzrok padł na jej usteczka. Delikatnie różowe od błyszczyka, ale nadal seksowne. Niejeden by się skusił na przyssanie się do nich.

Nie wiedziałem za bardzo jak mam zareagować. Bo: czy to jakiś koleżeński wypadek, czy coś więcej. No i przede wszystkim: za co?

Staliśmy tak przez chwilę, żadne z nas nic nie robiło. Po prostu staliśmy, patrząc się na siebie.

To chyba był ten moment, kiedy mężczyzna i kobieta przywierają do siebie ustami, zaczynają się całować, dotykać językami, a chwilę później lądują w łóżku albo na biurku.

Anka uśmiechnęła się lekko, cicho odchrząknęła. Ja podrapałem się po głowie i zapytałem:

— Za co to?

Spojrzała na mnie po chwili, puściła mi oczko:

— W ramach przeprosin za wpadnięcie na ciebie.

— E, tam. Daj spokój, moja wina. Lazłem zamyślony i tak się stało. — to tak na szybko wydukałem.

— Nie! Nie kłóć się ze mną. Moja i koniec. — w połowie groźną miną, w połowie uśmiechniętą rzekła Anka.

Podniosłem ręce:

— Poddaję się. Wygrałaś.

— No. I tak ma być.

Jakiś czas jeszcze spokojnie mógłbym patrzeć na jej oczy, usta oraz figurę. Jednakże ocknąłem się, sięgnąłem do klamki i otworzyłem zewnętrzne drzwi.

Odnośnik do komentarza

Wyszliśmy na podwórze. Ciepełko od razu poczułem. Przeszliśmy na prawą stronę. Ja schowałem się w cieniu budynku, koleżanka stanęła na krawędzi cienia, który padał na chodnik. Całą swoją osobą była jednak na słońcu.

Z ręki skierowałem papierosa do ust, zapaliłem. Do koleżanki zwróciłem się:

— Jak ci się tu pracuje?

— Dobrze. Miło jest, atmosfera fajna, fajni ludzie. — przystawiała dłoń do czoła, osłaniała oczy od słońca.

— No to spoko. Ja też jakoś narzekać nie mogę. — wypuściłem dym ustami w bok.

— Może lepiej by było mi, gdybym siedziała na przykład koło ciebie. — cały czas zasłaniała oczy i je mrużyła, żeby mnie dostrzec.

— Haha. Nie wydaje mi się. Podejrzewam, że po połowie dnia miałabyś dosyć. — szczerze w to wierzyłem. Pstryknąłem fajka dokończonego w róg pod płot. — A ty, kiedy masz urlop? Jakieś plany?

— Pod koniec sierpnia chciałam. A gdzie? Tego jeszcze nie wiem. Nad Polskie morze chyba. — opuściła rękę, oczy zmrużyła bardzo mocno, nie było widać gałek. Zrobiła zniecierpliwioną minę. — Kurde, sorry, ale ja nic nie widzę.

Rzucając to, zrobiła krok do przodu. Zbliżyła się do mnie na odległość… swojego biustu.

Spojrzałem jej prosto w oczy najpierw. Ona robiła to samo. Niebezpieczna odległość. Czułem jej zapach ciała, ciepło, które wytwarzało. Czuć też było zapach jej błyszczyka.

— Jakaś miejscówka nad morzem wybrana? — wyjąkałem się jakoś.

— Pomyślałam o Juracie.

— Raczej słabe miejsce. Może Jastarnia? — podniosłem prawą brew pytająco. Na twarzy miałem lekki uśmieszek.

W tym momencie koleżanka leciutko pochyliła się do przodu. Na swojej klatce czułem opięty, jędrny biust. Dosłownie się opierała nim o mnie!

Popatrzyła na górę w moje oczy. Było to spowodowane tym, iż była niższa ode mnie o jakieś pół głowy. Jedno oko przymknęła, żeby jej słońce nie świeciło, drugie „schowane” było w cieniu mojego łba.

— Dziękuję za poradę, wezmę ją pod uwagę bardzo mocno. — uśmiechnęły się jej oczka.

— Bardzo proszę. — odpowiedziałem wesołym głosem.

— Jesteś słodki Maciusiu, wiesz? — nadal patrzyła mi prosto w oczy.

Kolejny raz dałem się zaskoczyć. Nie wiedziałem, co mam jej odpowiedzieć. W sensie, żeby się nie obraziła. Nie byłem z takich osób chodzących za wszystkim, co się rusza. Co to, to nie. Ale jakieś napięcie się tworzyło, bardziej u koleżanki niż u mnie.

— Wiem, czasem ktoś na ulicy mi to powie. — próbowałem obrócić całość w żart.

— I do tego dowcipny bardzo. — dalej poruszała swoimi słodko wyglądającymi ustami.

Nacisk jej cycków był większy niż przed momentem. Miałem wrażenie, że naciska nimi na mnie. W moich spodniach zaczynało coś pulsować. Odruch. Sorry, ale taka lala działa.

Patrząc mi w oczy, zbliżyła swoją twarz do mojej. Ręce podniosła, objęła mnie lekko za szyję. Usta nasze jeszcze się nie spotkały, ale na swoich czułem każdy jej oddech. Pachniała cała świetnie.

Po sekundach kilku pocałowała mnie.

Najpierw usta przytknęła do moich, były słodkie, lekko wilgotne. Nie sądziłem, że to wina błyszczyka. Obstawiałem, iż naturalnie są dokładnie takie same.

Nie mogłem się od niej oderwać. Powolne całusy zamieniły się szybsze całowanie, oddech jej też przyspieszył.

Na sekundę oderwała się ode mnie:

— Obejmij mnie mocno.

Później wróciła do wcześniejszej czynności.

Sam nie wiem czemu, ale zrobiłem to, co chciała. Złapałem ją obiema rękami za talię. Pod palcami czułem ciepło jej ciałka. Było gorące wręcz. Nie od słońca, samo w sobie.

Cycki dotykały mnie cały czas, jej język i mój zetknęły się. Już mnie strasznie korciło, żeby ją złapać za te habasy.

Całe szczęście ona przerwała nasze zwarcie małe. Odsunęła się na kilka centymetrów. Uśmiechnęła się, trochę nawet się zawstydziła. Popatrzyła i:

— Przepraszam. Nie chciałam. — opuściła wzrok. — Ale nie mogłam się powstrzymać.

Ja się zmieszałem lekko, co oczywiście nie było w moim charakterze i stylu:

— Ee, to ja sorry. Nic się nie stało takiego. Jakoś przeżyjemy, nie?

— No tak, tak. Przeżyjemy. — już teraz patrzyła na mnie błyszczącymi oczkami. — Idziemy na górę?

— Tak, jasne. — podrapałem się po głowie.

Puściłem ją przodem. Ach, ta dupcia- tylko w nią klepnąć! Od razu skarciłem się w myślach. Nie mogę tego uczynić.

Odnośnik do komentarza

Skakałem po stronach w necie, mapki sobie oglądałem. W pewnym momencie naszła mnie refleksja- może darować sobie daleką wyprawę na Nową Gwineę? Fajne oferty znalazłem znacznie bliżej- Madera. Nie jakieś hotele z tysiącem gości, normalne domki do wynajęcia. Miasto Ponta Delgada wygląda pysznie. Zasadniczy minus miejscówki to kamieniste plaże. Da się przeżyć, kiedyś bywałem na takich w Anglii i dało radę.

Ciekawiło mnie, jak zareaguje Magda na taką zmianę. Raczej przypadnie do gustu, bo bliżej. Wiki może być mniej zadowolona, ale cóż zrobić.

Chcąc dowiedzieć się czegoś konkretniejszego, wysłałem kilka maili do właścicieli domków, teraz tylko czekać na odpowiedź. Wysłałem też wiadomość do żony odnośnie nowych planów. Odpowiedziała od razu- jest na tak.

Drugą rzeczą, której się przyglądałem, to nowy komputer. Mój staruszek już nie pociągnie Wiedźmina III, który właśnie wyszedł. Wygląda tak, że szok. Już druga część nie idzie. Poczytałem o tym i owym, jak wrócimy, to się wybiorę po nowy sprzęt. Trochę kasy włożyć, starczy na kilka lat. Później nie będę już inwestował w kompa.

Gotowe zestawy mnie nie interesowały, a to za mało tego, słabe tamto. Coś sobie zmontuję.

Spojrzałem w prawy dolny róg ekrany, tam pojawiła się nowa wiadomość. Otworzyłem okienko. Pisała do mnie Anka.

Lekko poszło to za daleko, chciałem jej powiedzieć, żeby przystopowała i dała spokój, bo nic z tego nie będzie. Po jej mailu byłem jeszcze bardziej tego pewien:

„Sorry za to na dole, nie mogłam się powstrzymać. Tak jakoś na mnie działasz. Próbowałam tego nie zrobić, ale mi się nie udało : ) wybacz.”

Chwilę pomyślałem nad ripostą. Nie chciałem dziewuchy urazić, pogonić. Tak czy inaczej, sprawę trzeba było rozwiązać. Mój mail:

„Ok., nie gniewam się mocno. Stało się. Uznajmy to za wypadek. Nie musimy do tego wracać. Było, minęło. Uwierz mi, jesteś naprawdę fajną dziewczyną, ładną, wszystko jest na miejscu. Gdybym nie miał żony, to może coś by z tego wyszło. W stosunkach między nami nic się nie zmienia : ) Przynajmniej z mojej strony.”

Zwrotki nie dostałem. Wstałem i poszedłem do kuchni po picie. Jakoś na herbatę nie miałem chęci. Z automatu wezmę sobie colę.

Po powrocie do biurka rzuciłem okiem na zegarek, jeszcze trochę miałem posiedzieć. Później ewakuacja.

Miałem już pisać maila do szefa z pytaniem, ale na mnie tym razem czekała wiadomość. Koleżanka odpisała:

„U mnie też nic się nie zmienia : ) Mam jakiś taki pociąg do ciebie. Postaram się powstrzymać, ale nie obiecuję, że dam radę. Jak coś się zmieni, to chętnie wskoczę na miejsce twojej żony : ) I dziękuję za komplementy, że mi nic nie brakuje. Cieszy mnie twoje takie zdanie.

Lubiąca Cię bardzo koleżanka”

To się podpisała, nie mam pytań. Muszę zapomnieć o niej, przez coś, co jej się wydaje, nie zmienię swojego życia. Nie mam najmniejszego zamiaru.

Nic więcej nie odpisywałem. Niech sobie to zawiśnie w powietrzu.

Otworzyłem buteleczkę z czarnym płynem, poczekałem aż się trochę rozgazuje. Pociągnąłem łyk, słodkie mocno, ale dobre.

W końcu mogłem wrócić do pisania do Kuleszy. Gdy to uczyniłem, zgarnąłem telefon do ręki. Odnalazłem pozycję kumpla kliknąłem na zieloną słuchawkę. Sygnały szły, w końcu odebrane:

— Siema, Maciek mówi. Masz chwilę? — rzuciłem na powitanie.

— No czołem. Chwilę? Nie bardzo. Trochę zajęty jestem, a za pięć minut lecę na zebranie. — usłyszałem od Grześka.

— A spoko. No to nic, zadzwonię później.

— Odezwę się później do ciebie. Popołudniem jakoś. Po 16 pasuje? — zaproponował kolega, słychać było, że musi kończyć.

— Jasna sprawa. Będę już w domu. To na razie.

— No część.

Odłożyłem telefon na biurko.

W międzyczasie widziałem, że przyszła mi wiadomość na prywatnego maila. Okazało się, iż to właściciel domku z Ponta Delgada.

Odnośnik do komentarza

Jak tylko wróciłem do domu, odpocząłem, zjadłem, panie wróciły także, to ruszyliśmy na zakupy. Coś do żarcia na te kilka dni trzeba było kupić.

Podjechaliśmy we trójkę do najbliższego sklepu- padło na Biedrę. Pchałem po hali wózek z produktami, raz na jakiś czas coś tam dołożyłem swojego, a tak to panie wrzucały.

Weszliśmy do alejki ze słodyczami, kiedy w kieszeni odezwał mi się telefon. Wsadziłem łapę i wyjąłem go, na ekraniku wyświetliło się imię kolegi, odblokowałem go, przystawiłem aparat do ucha:

— No siemasz.

— Cześć. — usłyszałem w odpowiedzi. — Sorry, że dopiero teraz dzwonię. Zebranie się trochę przedłużyło.

— Spoko. Za to ja nie bardzo mogę teraz gadać. — tu zaśmiałem się do mikrofonu. — Jesteśmy w sklepie. Może wieczorkiem się zdzwonimy?

— Haha. Dobre. Luzik. Albo słuchaj… — przerwał na chwilę.

— No?

— Będę jutro w okolicy was. Może wpadnę, to po prostu pogadamy.

— Jasne. Nie ma problemu. Zasadniczo jutro jestem w domu. Mam coś tam do napisania, ale wpadaj. — odpowiedziałem koledze.

— No to super. Dryndnę wcześniej albo esa ci podeślę.

— Czekam.

— Na razie. Powodzenia w zakupach.

— Na razie. — rzuciłem na pożegnania.

Podjechałem do Magdy, która akurat miała włożyć cukier do koszyka. Powiedziałem, że Grzesiek dzwonił i ma zamiar jutro wpaść, pogadać. W odpowiedzi pokiwała głową. W sumie to ostatni moment, żeby się zobaczyć przed naszym wyjazdem. To zasadniczo dopięliśmy. Dwa tygodnie będą.

Żona już zaczęła coś mi opowiadać, co tam w pracy miała. Coś odpowiedziałem pod nosem jej, wtedy w rozmowę wtrąciła się Wiki:

— Tatuś…

— No?

— A tam, gdzie jedziemy, to po jakiemu mówią?

— Madera. Tam po portugalsku. To wyspa portugalska. — odpowiedziałem jej.

— Aha. — chwilę przetrawiła informację z zamyśloną miną. — A ty umiesz po takiemu gadać?

Rozśmieszyło mnie trochę jej pytanie:

— Nie, po portugalsku nie umiem. Myślę, że po angielsku bez problemu się dogadamy. Nie bój żaby.

— To dobrze. A tam palmy są?

— Są.

— Fajnie.

— Wiem, wiem. Tylko pewnie plaże ci się nie spodobają… — nie zdążyłem dokończyć swojej myśli, mała przerwała mi swoim dopytywaniem.

— Czemu?

— Bo są w większości kamieniste.

— Tak jak my będziemy tam leżeć? — zdziwienie Wiki było ogromne.

— Normalnie. Wyobraź sobie, że te kamyczki wszystkie są płaskie i gładkie. Super się nimi rzuca. Nie są ostre jak w górach na przykład. O to się nie martw. Na nich się ok. leży. Nie narzekałem. — wyjaśniłem tę kwestię.

— Ciepło tam? — drążyła temat dalej.

— Jest. Dobra, chodź, dokończymy zakupy. W domu sobie usiądziemy i ci pokażę, jak to miejsce wygląda, ok.?

Wiki pokiwała głową na zgodę.

Ruszyliśmy dalej zapełniać wózek produktami.

Dobrze, że jutro mam mieć wolny dzień, bo dziś pogoda zaczyna coś się psuć. Ciśnienie zaczęło chyba spadać, gdyż jakiś śpiący i ziewający się zrobiłem. Wieczorem się wcześniej położę spać, a od rana ruszę z robotą.

Edytowane przez MaKK
Odnośnik do komentarza

Otworzyłem oczy, trochę z musu. Coś mi przeszkadzało w dalszym spaniu. Jedna powieka się uniosła, już wiedziałem. Magda nie opuściła rolety na oknie. Słońce chamsko wpadało nam do sypialni, wprost na moją gębę.

Odwróciłem się na drugi bok. Miałem nadzieję, że jeszcze pośpię. Myliłem się. Pokręciłem się, nie mogłem ułożyć głowy i reszty ciała. Poza tym gorąco. Leżałem już z otwartymi oczami z 10 minut, później się podniosłem.

Pierwsze kroki skierowałem w stronę łazienki. Tam obmyłem twarz, odlałem się. Klapeczki zgarnąłem z sypialni, po czym zszedłem po schodach na dół.

Wcześniej nawet nie spojrzałem na zegarek. Teraz już wiedziałem mniej więcej, która godzina. Magda razem z Wiki właśnie odjeżdżały spod domu, więc musiało być coś kilka minut po siódmej.

W kuchni chwilę poszukałem papierosów. Gdzieś pewnie mi zona je przełożyła. W końcu znalazłem na blacie za torebką. Wyjąłem sobie jednego, do tego w drugą ręką zgarnąłem zapalniczkę.

Przed wyjściem na taras nalałem jeszcze wody do czajnika i pstryknąłem włącznik.

Otworzyłem drzwi tarasowe, pachniało ciepłym dniem. Lekki wietrzyk był, ledwo odczuwalny.

Usiadłem na fotelu. Zapaliłem fajka.

Delektowałem się piękną chwila, cisza, spokój, ciepło.

Skończyłem jaranie, to aż szkoda było wracać do środka.

Po zrobieniu sobie herbaty umyłem się i ubrałem. Koszulka i krótkie spodenki stanowiły cały ubiór. W końcu więcej nie trzeba było.

Plan na dziś: zabrać się za pisanie artykułu, poczytać, później kolega wpada.

Tego pierwszego nie bardzo mi się chciało, lepiej by było od razu poczytać. Mus to mus. Na robotę za wcześnie jeszcze było.

Z herbatą w dłoni wylazłem na tarasik. Postawiłem kubeczek i wróciłem się po laptopa.

Akcesoria te rozłożyłem się na stoliku. Siedząc wygodnie, włączyłem sprzęt. Czas spojrzeć, co słychać. Komp się uruchamiał, ja pociągnąłem dwa łyki napoju. Gorący nie był, dolałem sobie zimnej wody z kranu, tak jedną trzecią kubeczka.

Dobra wyszła.

 

Czas sobie leciał. Herbata skończona, drugi fajek wypalony. W necie jeszcze siedziałem, przeglądałem sobie. Oczywiście wszystkie wiadomości polityczne omijane były szerokim łukiem, pewnie piszą te same głupoty i brednie, co i rok temu. Kurdupel, drzewo, wybuch. Same rzeczy, które mnie wkurwiały, nawet nie chciałem o tym myśleć, ale z drugiej strony patrząc- fajny tytuł na książkę.

W nowej karcie otworzyłem sobie odcinek „Gry o tron”, całkiem mi wyleciało z głowy, że był nowy. Później się obejrzy albo wieczorem.

W pewnym momencie doszedł do mych uszu dźwięk telefonu. Nikt nie dzwonił, sms przyszedł. Nie zerwałem się z miejsca, domyśliłem się, iż to Magda albo Grzesiek piszą. Aczkolwiek o tej godzinie większe prawdopodobieństwo, iż to żona.

Podniosłem się, wszedłem do domu. Telefon musiał leżeć gdzieś blisko, że było go słychać. Tylko gdzie? Rozejrzałem się, po dobrej minucie w końcu go dostrzegłem. Leżał koło telewizora.

Zabrałem go ze sobą na zewnątrz. Klapnąłem na fotelu i wtedy przeczytałem. Jakiś nieznany mi numer pisał. Dopiero podpis z imienia oznajmił, kto mnie zaszczycił. To był sms od Anki. Skąd miała mój numer? Tego nie wiedziałem. Ktoś mnie sprzedał. Dziwna treść:

„Zycze ci dobrego odpoczynku na wakacjach.Wracaj szybko.Bedzie mi brakowalo naszych przerw.Przywiez mi jakas fajna pocztowke.Buziaki”

Tia, i co jej odpisac? Wzruszyłem sobie ramionami. Zaraz pomyślę o tym, nie ucieknie. Zapaliłem fajka, telefon do ręki:

„Postaram sie nie zapomniec o pocztowce,dzieki za zyczenie.Mam nadzieje,ze bedzie dobry ten odpoczynek.Moze znajdziesz sobie nowego kolege na przerwy.Kamil na pewno chetnie bedzie Ci towarzyszyl : ) Tez pozdrawiam,trzymaj się.Pa”

Wyszło neutralnie i spokojnie. Nic nie mogłem skrobnąć dwuznacznego bądź niejednoznacznego. Nie chciałem sobie na to pozwolić.

Z drugiej strony pomyślałem sobie inaczej o koleżance- jakby się tu teraz pojawiła, to bym od razu ją brał. Kiecka w górę, hop na stół i jazda. Dymanie mocne bym jej teraz zaproponował.

Lekko mnie już ssało na sex, Magda ostatnie trzy dni źle się czuła, więc dałem jej spokój z tym.

Potrząsnąłem głową.

Kończyć czas myślenia o dupach i cyckach. Choć te miodzio są. U mojej żony oraz koleżanki z pracy. Ciekawe, jakie te balony skrywa pod bluzką, staników pushup raczej nie nosi…

E, jak koniec to koniec! Odłożyłem telefon, zamknąłem przeglądarkę, włączyłem Worda. Praca czeka.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...