Skocz do zawartości

Od zera do...


Qu.

Rekomendowane odpowiedzi

Przyjechało Macclesfield. To właśnie przeciwko nim grałem swój pierwszy mecz w karierze, który był zarazem najnudniejszym. Dostali 2-jkę. Liburd x2, który wywalił ze składu Morgana, bo ten z kolei kompletnie bez formy. Tak jak sobie myślałem, że kurde - kolejny mecz z Cheltenham, musimy go wygrać! Tsa... Chuj, 4:0 w dupe i do widzenia. Ja pierdole. Nie przegrywamy 20 meczów z rzędu, i nagle chuj - 4:0. 4:0!!! Ale wpierdol, aż wstyd. Nie mogłem na to patrzeć, no nikt nie mógł. Mniejsza, opierdoliłem ich w szatni i pojechałem do domu się zrelaksować, bo u siebie gościliśmy Dover, pretendenta do gry w barażach, a mi ta drużyna szczególnie nie leżała...

Jak zwykle przyszło około 500 ludzi na trybuny. W tym Kasia. Musieliśmy wygrać, bo Tranmere miało mecz mniej, ale tyle samo punktów, niestety. Tylko jedna drużyna ma zapewniony awans. Pozostałe cztery z miejsc 2-5 biją się w barażach, a ja chciałem cholernie tego uniknąć, bo nie mam doświadczenia i jak miałbym ustawić team? Martwić się będę, jak faktycznie się tam znajdziemy. Po meczu z Cheltenham pojechałem z Billy'm Cliffordem do szpitala. Skręcił staw skokowy i miał po sezonie, ale lekarz oznajmił, że seria zastrzyków przed następnym meczem pozwoli mu zagrać, jednak absencja będzie dłuższa. Decyzja należała do niego:
-Trenerze, jestem potrzebny? - spytał mnie były piłkarz Chelsea.
-Tak, ale zastanów się, czy warto. Myśl tylko o sobie.
I chciał zagrać. W jebanym meczu piątej ligi ryzykował wiele. I tak miał po sezonie, to zrozumiałe, ale zdecydował się na takie posunięcie. Byłem w szoku. Zaczęliśmy neutralnie, raz oni atakowali, raz my, jednak nieskuteczność raziła po obu stronach. Dostałem smsa, że Tranmere przegrywa 1-0. Trochę się podpaliłem, ale nikomu nic nie powiedziałem. Nadal graliśmy swoje, jednak w okolicach 60 minuty sędzia odpierdolił maniane i dał im karnego. "KURWA!" - krzyknąłem w jego stronę i wbiegłem na boisko. "Popierdoliło Cię Ty stary gruby frajerze?!" - krzyczałem dalej i przybliżałem się ku niemu. Wtedy podbiegł asystent i ściągnął mnie na ławę.
-Pierdolony kutas. - rzekłem i siedziałem już cicho.
No i stało się. Strzelili. Przegraliśmy. Nie potrafiliśmy już znaleźć na nich sposobu. Niech to kurwa szlag. Kryzys w takim kluczowym momencie. Zostało pięć meczów. Wszystkie pięć z zespołami z dolnej części tabeli. Ale co z tego? Tutaj każdy może wygrać. Boję się tego w cholerę, ale jedno jest pewne - jeśli chcemy awansować z pierwszego miejsca, musimy zgarnąć jebany komplet...

[39 kolejka VAN] (1.) Boreham Wood 2-0 Macclesfield (12.) (Liburd x2)
[40 kolejka VAN] (10.) Cheltenham 4-0 Boreham Wood (1.)
[41 kolejka VAN] (1.) Boreham Wood 0-1 Dover (7.)

Marzec 2016
3-1-2, 7:7
Finanse: -225.733 funtów
Vanarama National League: 1 miejsce, 22/9/10, +26, 75 punktów
F.A. Cup: 2 runda (vs. Gillingham 0-2)
F.A. Trophy: 4 runda (vs. Dover 2-4)
Najlepszy strzelec: Morgan - 16
Najlepszy asystujący: Tilney - 13
Najwyższa średnia: Ricky Shakes - 7.36

TABELA

Odnośnik do komentarza
[42 kolejka VAN] (14.) Chester 1-0 Boreham Wood (1.)
[43 kolejka VAN] (1.) Boreham Wood 1-1 Southport (19.) (Liburd)
[44 kolejka VAN] (23.) Aldershot 0-1 Boreham Wood (2.) (D'Ath)
[45 kolejka VAN] (2.) Boreham Wood 3-0 Guiseley (24.) (Shakes, Liburd x2)
[46 kolejka VAN] (16.) Welling 0-1 Boreham Wood (1.) (Clifford)

Tabela

Mówiąc szczerze, dawno nie przeżyłem takiego dramatu. Grając w barażach dostalibyśmy wpierdol, bo grały tam najbardziej nie leżące mi drużyny. Koniec końców - cud. Awans. Miałem utrzymać zespół, udało się awansować, z czego jestem dumny. Nie miałem siły nawet już opisywać tych spotkań, bo pierwsze dwa w tym miesiącu mocno podcięły moje skrzydła... Mieliśmy na 3 mecze przed końcem 5(!) punktów straty do Tranmere! To po prostu szczęście, szczęście amatora.

Kwiecień 2016
3-1-1, 6:2
Finanse: 82.317 funtów

Nie będę wam nudził i opisywał wszystkich piłkarzy, bo po 1. Po co?, a po 2. grało tak na prawdę 15 chłopaków, inni zaliczyli jeden, max 2 mecze, i to z ławki, po 3. pewnie żadnego z nich nawet nie kojarzycie.

Klubowe nagrody i jedenastka sezonu
Statystyki
Podsumowanie sezonu w skrócie

Co dalej ze mną? No tak, nie dostałem propozycji przedłużenia kontraktu... Pewnie ją dostanę, jednak chcę odejść. Klub pod względem finansów wygląda makabrycznie. Paru grajków odejdzie, paru zostanie, drużyna jednak zostanie podzielona. Chcę kontynuować karierę właśnie w Anglii, dlatego będę czekał na jakąś ciekawą ofertę. Co z tego wyjdzie? Zobaczymy, trochę ryzykuje bo przecież nie zrobiłem żadnej licencji przez te pierdolone długi i może być tak, że trafię z powrotem do Vanaramy:D To by było ciekawe...

 

Odnośnik do komentarza
Nagrody za sezon 2015/16 w Vanarama National League:
Piłkarz sezonu: O'Hanion (Grimsby) - 32/22/7/7.20
Król strzelców: O'Hanion (Grimsby) - 22 bramki
Bramka sezonu: Joe Morrell (Torquay)
Menadżer roku: Mateusz Prok (Boreham Wood) - 33 mecze/66% zwycięstw
Najważniejsze ligi , czyli biedny Steven, upokorzone PSG i nieprzewidywalny Piast :)
Niemcy: 1. Bayern, 2. Borussia D., 3. Bayer
Holandia: 1. Ajax, 2. PSV, 3. Feyenoord
Liga Mistrzów: Bayern vs. Atletico (0-1)
Liga Europy: West Ham vs. Sevilla (k.2-2)

Najlepszy piłkarz w Europie: L. Messi / śr. ocena: 8.10

Odnośnik do komentarza

Wakacje minęły jak pstryknięcie palcem. Po wywalczonym awansie wyjechałem z Kasią do Polski, gdzie spędzaliśmy czas z naszymi rodzinami, a później wyjechaliśmy nad Morze Bałtyckie, bo pogoda o dziwo była podobna do tej w Bułgarii czy Hiszpanii. Potrzebowałem relaksu, odcięcia się od sportu, tym bardziej, że mogłem to zrobić w idealnym nastroju, choć nie do końca. Wywalczyłem awans, ale nadal nie przedłużyłem wygasającego kontraktu. Liczyłem na ofertę może z trzeciej ligi, albo czwartej, lecz wtedy z zespołu, który "musi" awansować, ale nic - kompletnie nic. Rozmawialiśmy z Kasią godzinami o tej sytuacji. Radziłem się też ojca w tej sprawie. Przejrzałem na oczy, zrozumiałem też, że przecież jestem nikim. Bo kim niby miałbym być? Wielkim bogiem, który zrobił awans w półamatorskiej lidze? Gówno prawda. Kontynuuje to, co zacząłem. Zadzwoniłem do grubego, cieszył się, że chce zostać kolejny rok i do tego znalazłem pracę dla Kasi - od Czerwca będzie moją osobistą sekretarką. Niestety wolne szybko się skończyło i musiałem nieźle zapierdalać. Dziennie wykonywałem około 30-40 telefonów. Byłem lekko wykończony, ale koniec końców udało się dopiąć wszystko na ostatnie guziczki. Niestety, ale większa połowa składu odeszła. Morgan chciał w pizdu pieniędzy, Ward stwierdził, że tu nie zrealizuje swoich celów, a Doe, czyli ten niby "Wielki defensor", nie chce już tu grać, bo to za niskie progi dla niego. Jebany ciul, u nas musiał grać bo nie było innego, a jak już był na tym pieprzonym boisku to robił więcej zła niż dobra. W dniu 27 Lipca dopięliśmy ostatni transfer, przyszedł do nas 12 nowy piłkarz. Wcześniej oczywiście pożegnało się z nami właśnie tylu grajków. Stwierdziłem, że: "Hej, jesteśmy już w czwartej lidze, muszę być co raz bardziej profesjonalny!". Dlatego też zrobiłem sobie wielki kalendarzyk, w którym uporządkowałem transfery z tego sezonu:

Do klubu:

Sonny Bradley [O(LŚ), 24] <--- WT, z Crawley
Steven Rigg [N(Ś), 24] <--- WT, z Carlisle
Gary Dicker [P(Ś), 30] <--- WT, z Carlisle
Shaun Brisley [Ś(O), 26] <--- WT, z Peterborough
Daniel Sparkes [P/OP(LP), 24] <--- WT, z Braintree
Benji Buchel [bR, 27] <--- WT, z Oxford
Tom Gardner [O(Ś), 21] <--- WT
Jack Saville [O(LŚ), 25] <--- WT
Glenn Morris [bR, 32] <--- WT
Zac Thompson [O(P), P(Ś), 23] <--- WT
Kellan Gordon [OP(P), N(Ś), 18] <--- WT
Zavon Hines [OP(P), N(Ś), 27] <--- WT
Odeszli:
Scott Doe, Graeme Montogomery, Junior Morias, Josh Hill, Callum Reynolds, Ben Nunn, Danny Woodards, James Russell, Mustafa Tiyraki, Charlie Hunter, Sam Merson, Sam Cox

 

Kadra była uporządkowana, pełna. Owszem, nie było jakiegoś nie wiadomo kogo. Jednakże ściągnąłem do zespołu na prawdę przyzwoitych graczy, jak teraz sobie przypominam sparingi rozegrane przed sezonem. Ten okres był cholernie ważny, przecież miałem nową drużynę i trzeba było zmienić taktykę. Siedziałem w mieszkaniu, Kasia jedynie sprzątała kolejne zgniecione kartki leżące na Ziemi. Po godzinach siedzenia na internecie i próbowania łączyć różne systemy gry, zdecydowałem się na opcję 4-1-2-3. Jakoś z środka pola nam nie zniknęła, bo przecież Cliffordzi i Howell zostali, a do tego przybyło dwóch świetnych zawodników. Dzwoniłem do różnych trenerów, umówiłem się z ciekawymi zespołami. Moim celem był jeden sparing ze słabym klubem, i jeden z klubem z Championship. Udało się. W kalendarzyku pojawiły się także wyniki sparingów:

 

[TOW] vs. Port Vale(3L) 0-0

[TOW] vs. Kettering(7L) 2-0 (Liburd, Clifford)
[TOW] vs. Burton(3L) 1-0 (Liburd)
[TOW] vs. Milwall(2L) 1-3 (Rigg)
[TOW] vs. Walsall(3L) 0-2
[TOW] vs. Calais RUFC(FRA) 2-0 (Rigg x2)

 

 

Odnośnik do komentarza
Filiżanka rozpadła się na drobne części, przeżyła jedynie łyżeczka, która nie odniosła obrażeń. Ten dzień od samego początku się nie układał. Wstałem z bólem głowy, przypadkowo też zbudziłem Kasię, która spała wtulona w moje ramię. Była wczesna godzina, 6 rano, a Kasia należy do tych osób, które lubią się wyspać. W takim razie wystarczy chyba tyle, że nazwę ją człowiekiem... Nie ważne. Dopiero co zrobiłem kawę, i od razu unikatowy kubek wytworzony z oryginalnej porcelany poleciał na kafelki.
-Kurwa! - krzyknąłem na głos, a siedzący na parapecie gołąb natychmiast odleciał. - Pierdolona filiżanka. - dodałem pod nosem.
To był prezent od mojej siostry, wiedziała, jak bardzo wielbię kawę i specjalnie dla mnie zamówiła kubek, na dodatek wraz z logiem Borussii Dortmund. Zrobiłem kolejną, tym razem już ją wypiłem. Dwoiłem się i troiłem, żeby złożyć dobrą jedenastkę na to spotkanie. Pierwszy mecz to zawsze wielkie nerwy, napięcie, a szczególnie, że włączył mi się Mourinho. Po prostu zależało mi zależeć, zrozumiałem, że muszę stać się do bólu profesjonalny by odnieść sukces. Mieliśmy w miarę opanowane trzy taktyki - Ofensywna, z kontrataku oraz "podporządkuj się". Ta ostatnia szczególnie mi się podobała w okresie przygotowawczym, chłopacy grali mądrze i wykorzystywali chwilę nieuwagi. Jednak czy to wystarczy na 4 poziom rozgrywkowy w Anglii? Zobaczymy, wszystko w nogach chłopców. Koniec końców zdecydowałem się wystawić optymalny skład - inny niż w poprzednim sezonie, rzecz jasna. Buchel w bramce, Devera na prawej obronie, w środku Gardner z Bradley'em, na lewej Tilney. Tak miała wyglądać defensywa. W pomocy Cliffordzi oraz Thompson, a tercet Sparkes-Gordon-Rigg miał zagwarantować bramki w tym spotkaniu.
-Zwrócisz na mnie uwagę? - spytała Kasia. -Te tosty stoją tu już z jakieś 15 minut... - powiedziała i poszła do sypialni.

Fakt... Byłem w swoim świecie, ale kogo to dziwi? Miałabyć największa ligowa frekwencja, do dnia meczu zeszło 1000 wejść. Na meczu z Gillingham było ponad 2 i pół tysiąca, z czym dzisiejszy mecz się nie zrówna, jednak mimo wszystko czułem, że cholera futbol w tym mieście zaczyna się rozwijać. Przyjechałem na stadion, chłopcy siedzieli już w szatni. Ja przywiozłem ze sobą swojego dobrego kolegę - Pawła Nowaka, polskiego zawodnika grającego niegdyś w Wiśle Kraków, Cracovii oraz Lechii. Od dziś pełnił rolę mojego asystenta.
-No, to Twój nowy dom. - powiedziałem w stronę 37-latka.
-Niezła murawa... A gdzie szatnie?
-Tsa, to nasz kolejny przystanek. - odwróciłem się na pięcie i wspólnie z nim powędrowaliśmy do pomieszczenia wypełnionego 18-zawodnikami.
Na wstępie przedstawiłem im Pawła i powiedziałem, jaką rolę będzie pełnił w naszym klubie. Przeszedłem do poleceń taktycznych i wyczytałem skład. Wszyscy byli skoncentrowani i wyglądali na zadowolonych - o to chodziło. Kiedy piłkarze się rozgrzewali, do mnie podszedł jeszcze grubszy niż ostatnio prezes. Z dnia na dzień pałałem w stosunku do niego co raz większą nienawiścią.
-Przepraszam, ale muszę już iść na ławkę rezerwowych. - szybko rzuciłem w jego stronę i obróciłem się, jednak on złapał mnie za rękę.
-Spokojnie, wyluzuj. To pierwszy mecz, nic nie znaczący. Nie ma się po co stresować. - pierdolony kretyn.
-To wszystko? - powiedziałem głośniej i dosadniej, po czym ruszyłem w stronę wyjścia na murawę.
Mecz zaczął się przy lekkich opadach deszczu, które z czasem się nasilały. Pogoda typowo angielska - chłopcy byli przyzwyczajeni. Coventry to dobrze znany zespół na angielskich boiskach. W 2001 roku spadli z BPL i do teraz grzeją miejsca w niższych angielskich ligach. Dziwne, bo w swojej historii zapisali między innymi zwycięstwo w F.A. Cup. Od samego początku rzucili się do ataku i nie dawali nam grać swojego futbolu.
-Kurwa. - powiedziałem w stronę Pawła. -Jak tak dalej pójdzie, to nas zniszczą.
-Uspokój się, z tego co mi mówiłeś to nasz klub pierwszy raz gra w tej lidze...
-Ale większość z tych na boisku grała już dużo wyżej! - byłem totalnie wkurwiony i zdenerwowany. Zależało mi na zwycięstwie. Przyjezdni są faworytami do awansu i ich zwycięstwo miało być tutaj przesądzone przed pierwszym gwizdkiem, jednak ja czułem, że możemy im utrzeć nosa. W 11 minucie wywalczyliśmy rzut rożny, Clifford z narożnika, wyskakuje Bradley i GOOOOOL! 1:0! Kibice bili brawa, a ja stałem jak posąg, nie unosząc nawet ust, czy powiek. Ręce miałem schowane w kieszeni. Coventry się nie speszyło, i tak jak przeczuwałem, doprowadziło do wyrównania. Do końca pierwszej części gry nadal przeważali, jednak nie zamienili tego na bramki.
-Panowie. - wziąłem głęboki oddech. -Grajcie spokojniej. Nie możecie oddawać piłki w prostych chwilach. Musimy się przy niej utrzymywać. Grać swoje, tak, jak w wygranych sparingach. Nie bójcie się grać piłką!
Moje spostrzeżenia wyraźnie do nich dotarły, bo grali jak natchnieni. Przejęli kontrolę w tym spotkaniu. Parliśmy do przodu, sędzia natomiast kartkował niesamowicie, bo wyjął aż osiem żółtych kartoników. Koniec końców nie udało nam się strzelić bramki, Coventry także, więc podzieliliśmy się punktami. Nie najgorszy start, jak na mecz z pretendentem do awansu z pierwszej lokaty. Po spotkaniu podziękowałem za zaangażowanie, uzupełniłem jeszcze parę braków z zeszłego tygodnia, a tam znalazłem ciekawy liścik z klubu Reading...

[1 kolejka Sky Bet 2] (-)Boreham Wood 1-1 Coventry(-) (Bradley)
Odnośnik do komentarza

Od: Reading FC

Witamy. Pragniemy powiadomić pana, że wcześniej pożądani przez pana piłkarze zostaną wypożyczeni na cały sezon. Liczymy, że spełnią pańskie oraz klubu oczekiwania, a także nabiorą doświadczenia i staną się bardziej ukształtowanymi piłkarzami, oraz lepszymi piłkarsko.
Przesyłamy także informacje na ich temat, o które pan prosił:
- Lisandro Semedo [POR, 20l.] OP (LP)
- Lewis Collins [NIR, 19l.] DP, P (Ś)
- Nana Owusu [GHA, 20l.] O (PL)
Pozdrawiam,
Nicky Hammond

 

-Skład skompletowany. - spojrzałem na Pawła i podałem kartkę.
-Na to wygląda. A wiesz coś w ogóle na ich temat?
-Jasne, byłem ich oglądać. Semedo prezentuje się fantastycznie, zrobimy z niego podstawowego skrzydłowego. Owusu na prawą obronę, musimy grać bardziej ofensywnie na bokach, a Collins będzie zmieniał Clifforda, bo jak gadałem z Howellem to wspominał, że źle gra mu się na '6'.
-To dobrze. Wygląda na to, że kadrę mamy mocną, i to bardzo. Utrzymamy się?
-Czas pokaże.
Udałem się do domu, zjadłem kolację i szybko poszedłem spać. To był ciężki dzień. Kolejne mijały bardzo szybko. Trenowaliśmy codziennie. Chłopakom to odpowiadało, mi również, bo spędzaliśmy ze sobą znacznie więcej czasu. Zastanawiałem się także nad wspólnymi posiłkami, śniadaniem i lunchem, żeby atmosfera była jeszcze lepsza. Stwierdziłem, że cholera, nie mogę wszystkiego przewracać do góry nogami, więc z tym się wstrzymam. Przyszedł czas na mecz pucharu Capital One Cup, w którym mierzyliśmy się z Peterborough. Szczerze mówiąc, miałem w to wyjebane. Chciałem wręcz jak najszybciej z niego odpaść, bo to dodatkowy mecz, chłopcy będą chcieli dać z siebie wszystko, a pieniędzy z tego nie ma. Stracimy energię i możliwość płynniejszej gry w ligowych meczach czy dwóch innych pucharach, w których będziemy brać udział. Gospodarze grali ligę wyżej, więc to oni byli bardziej faworyzowani w kontekście zwycięstwa. Przewidywania bukmacherów się sprawdziły, i paru osobom pewnie wpadły pieniądze do kieszeni. Przegraliśmy może i jedną bramką, bo 2:1, ale oddaliśmy jeden strzał, więc... No po prostu nie zasługiwaliśmy na awans. Spakowaliśmy wszystko do autobusu, nowego, który klub kupił wyłącznie na własne usługi, i wyjechaliśmy do Borehamwood. Tam zaczęliśmy się przygotowywać do kolejnego ligowego meczu, w którym mieliśmy podejmować drużynę Shrewsbury. Przeanalizowałem ten zespół i zrozumiałem, że to będzie równie ciężki mecz, jak z Coventry, bo wszystkie znaki na niebie wskazywały ich zwycięstwo. W końcu też mają walczyć o awans. Byłem szczery z chłopakami. Powiedziałem, że oczekuje walki, bo niczego innego nie mogę od nich wymagać. Dowiedziałem się, że na stadionie jest ok. 4 i pół tysiąca ludzi. To była na prawdę ogromna publiczność, na dodatek wspierała swój zespół mocnymi okrzykami. Jednak to my zadaliśmy pierwszy cios, po drugim kwadransie pierwszej połowy. Rigg wykorzystał sytuacje i umieścił piłkę w siatce. Ten stan utrzymywał się bardzo długo, jednak pod koniec meczu gospodarze zdołali wyrównać i mecz zakończył się kolejnym, drugim podziałem punktów. O dziwo po meczu podszedł do mnie dziennikarz.
-Witam, możemy chwilkę porozmawiać? SkyNews.com
-Nie mam dużo czasu, proszę do rzeczy.
-Panie Prok, pański zespół debiutuje w Sky Bet League 2. Zapewne czujecie presje, bo musicie się utrzymać w lidze. Jak ciężkie jest to zadanie do zrealizowania?
-Nie czujemy presji, bo nic nie musimy. Mamy zdolnych chłopaków, wszyscy są żądni zwycięstw, a w zespole panuje świetna atmosfera. Jeśli prezes nie będzie się wtrącał, to utrzymanie jest celem minimum - w moim mniemaniu. A teraz przepraszam, ale muszę wracać do szatni podziękować chłopakom za walkę. - pismakowi jakby szczęka opadła, w sumie to chyba nie powinienem mówić oficjalnie takich rzeczy, ale cóż. Jestem kontrowersyjną postacią, nie ukrywam. W tym sezonie jeszcze nie przegraliśmy, w lidze, co mnie cieszyło. Wracaliśmy w niezłych humorach, a w autobusie można było słyszeć sporo sucharów. Ale najważniejsze, że wszystkim się to podobało, nawet Paweł zaczynał trybić co i jak w teamie. Będąc już w domu pomyślałem sobie - kurwa, Kasia to ma jednak fajnie. Pójdzie, posiedzi sobie na kompie, posprawdza te pierdoły i zwija do domu, a przy tym zgarnia niezły hajs jak na taką pracę. Mimo wszystko nie leniła się w wolnych chwilach, bo zawsze jak przychodziłem to było wysprzątane, ugotowane i podane. To wspaniała dziewczyna, czułem, że może być już serio tą jedyną. Od początku naszej znajomości minęło już raptem 8 miesięcy. To sporo czasu, ale też za mało, by decydować się na odważniejsze kroki. Mieliśmy już prawie 40-tkę, nawet jeśli nie wyglądaliśmy, to wiek lubi wkurwiać i utrudniać życie. "Tik...Tak...Tik...Tak"
[Capital One Cup 1r.] (3L) Peterborough 2-1 Boreham Wood (Liburd)
[2 kolejka Sky Bet 2] (-) Shrewsbury 1-1 Boreham Wood (-) (Rigg)
Odnośnik do komentarza

- Pierdolone słońce. - szepnąłem pod nosem i poszedłem spać dalej. Ta sztuka jednak się nie udała, więc wstałem i zasłoniłem okno. Kto by pomyślał, że po kilku dniach zachmurzeń i notorycznych opadów, nagle wyjdzie słońce, które oślepia bardziej niż najjaśniejsze sztuczne światło? No, ja do takiego grona ludzi nie należę, z pewnością. Byłem wyjątkowo nerwowy, czułem, że to dzień, w którym będę chciał każdego rozszarpać. Nawet, jeśli trafiłby się jakiś przemiły koleś, to najchętniej bym mu powiedział: "spierdalaj, okej?". Tsa, humorki jak u dojrzałej kobiety, która drugi dzień ma okres. Wyszedłem z mieszkania, była 8 rano, pusto jak na cmentarzach w Grudniu, chociaż trudno żeby pełno ludzi plątało się w Niedziele, i skierowałem się w stronę jedynego sklepu monopolowego na tej przecznicy. Kupiłem miejscową gazetę, paczkę fajek i zgrzewkę Ice Tea. Boże, jak ja uwielbiałem ten napój. Był jak piwo dla alkoholika. Pijąc go, czułem, że jestem w siódmym niebie, że rucham Paris Hilton albo wygrywam Ligę Mistrzów. Nie, nie wpadłem w depresję. Wypaliłem szybko dwa pety i wróciłem do domu. Mówiąc szczerze, nigdy nie przepadałem za fajkami. To gówno. Wielkie gówno, przez które tracisz hajs, zdrowie i świeżość. Masz żółte zęby i śmierdzi od Ciebie na kilometr, a Ty sam tego po jakimś czasie nie odczuwasz. Ale wtedy miałem taką potrzebę. Chciałem go wypalić, podobnie jak prawdziwy mafiozo swoje cygaro, z wielkim uśmiechem na twarzy i okularami przeciwsłonecznymi na nosie. Ja oczywiście bez uśmiechu na twarzy i okularów za 100 lub więcej funtów. Wróciłem do domu, Kasia jeszcze spała, więc spokojnie z gwinta zacząłem pić cytrynowy napój i czytać gazetę. Po chwili przeglądania strony w stronę zobaczyłem logo naszego klubu. Był tam też napis: "Po raz pierwszy zwyciężyli w Sky Bet League 2!". Czytałem dalej i był tam obszerny opis Wtorkowego meczu. "To oczywiście zasługa utalentowanego trenera, który wywalczył awans i teraz postara się utrzymać drużynę w lidze, tak jak miał to zrobić w zeszłym sezonie. Jak wyszło - widać." Była to gazeta z wczoraj, więc nic dziwnego, że nie napisali o porażce. Wjebaliśmy z Hartlepool. Nie zrobiliśmy nic. Nic. Byliśmy gównem. Tak, takim jak te pierdolone papierosy, które leżały na blacie w kuchni. To spotkanie pokazało mi, że: "Hej, jesteś nikim, wiesz? Spójrz w lustro, i spytaj czy kimkolwiek jesteś. Nie usłyszysz odpowiedzi. Bo jesteś nikim." Wszyscy się na wzajem pocieszali, ale mnie to za bardzo nie ruszało. Wiedziałem, że cholera to ten moment, moment kryzysu, bo teraz wszyscy będą do nas podchodzić jak do kopciuszka, któremu wpierdolisz tyle bramek ile będziesz chciał. "Jak na to zareagować?" - pomyślałem czytając newsa o tym, jak młody, bezczelny gówniarz ukradł torebkę starszej pani. Nie miałem doświadczenia i tu pojawiał się problem. Przecież, kiedy mieliśmy kryzys w zeszłym sezonie w końcówce, to ja nic nie potrafiłem zrobić. Oni to wywalczyli. Wywalczyli to wolą walki, poświęceniem a przede wszystkim sercem. Analizując nasz dorobek po pierwszych 4-ech meczach, zdobyliśmy 5 oczek. Wygraliśmy z beniaminkiem Tranmere. Przegraliśmy z Hartlepool, a remisowaliśmy z Coventry czy Shrewsbury. To dziwne, bo te dwa ostatnie zespoły są zdecydowanie najlepsze z całego grona. Czekał nas mecz u siebie z Stevenage. Z nimi także mamy się zmierzyć w rozgrywkach Johnstone's Paint Trophy. Ten dzień mijał wolno. Jakby się toczył. Poprosiłem Pawła, żeby zrobił cały trening, a ja przyglądałem się zawodnikom z boku. Świetnie spisywał się Semedo, prowadził na gierkach, ciągle utrzymywał sie przy piłce, próbował niekonwencjonalnych zagrań. Widziałem jednak, że Shakes nie czuje się dobrze w nowym towarzystwie. Z boku można to świetnie dostrzec. Gadał tylko Matty'm Whichelow'em. To było przykre, bo w zeszłym sezonie był motorem napędowym, a w tym zniknął. Szkoda. Po treningu poszedłem do Kasi, wypiliśmy kawę, a ja wróciłem do domu. Zdrzemnąłem się, tak się wydawało, a jak się obudziłem to była 7 rano następnego dnia...

- Co kurwa?! Spałem więcej niż 15 godzin? To niemożliwe!
Mimo wszystko nie byłem wyspany. Całe ciało mnie bolało z niewiadomych powodów. To była zdecydowanie dziwna sytuacja... Tydzień minął wolno, mozolnie, ja z dnia na dzień czułem się co raz gorzej, a w Niedzielę, dzień meczu, miałem ponad 39 stopni gorączki.

-Kurwa, stary, nie jest dobrze. Nie umiem wyjść z łóżka, jestem zalany potem. Jak to robimy? - zadzwoniłem do Pawła i przekazałem mu informacje na temat samopoczucia.
-No nie wiem. Musisz tu być. Wiesz kto prowadzi Stevenage? Ted Sherringham! - ciężko było mi w to uwierzyć, byłem w lekkim szoku.
-No nie pierdol. - powiedziałem zapinając rozporek i wkładając na siebie klubową polówkę. - Zaraz będę. - syknąłem i rzuciłem telefon na przepoconą pościel.

To była wystarczająca motywacja. Spadła jak z nieba. Kasia była przeciwna, ale ona nie rozumiała - to byl Teddy Sherringham. Wielki piłkarz. Mój idol. Za czasów Tottenhamu był nie do zatrzymania. Teraz miałem podać mu rękę i życzyć powodzenia... Fajnie? Fajnie. Stres był spory, bo porażka mogła nas załamać, a do tego obok miał stać ten niegdyś wielki piłkarz. W rzeczywistości było lepiej. Od razu jak go zobaczyłem, to podszedłem, przywitałem się i po prostu życzyłem powodzenia. Jego zespół grał ofensywnie, co mnie specjalnie nie dziwiło. Ciężko nam było rozgrywać piłkę i w końcu dostaliśmy za swoje - Stevenage wyszło na prowadzenie po strzale ciemnoskórego napastnika.
"Kto go kurwa krył, że on wyskakuje i strzela głową jak chce?! No kto kurwa?!" - krzyczałem w stronę Pawła polskimi słowami. Wydaje mi się, że 'kurwa' jest już międzynarodowe, bo ludzie sprawiali wrażenie rozumiejących. Po tej bramce coś nas tknęło. Zaczęliśmy grać szybko, sprawnie, częściej byliśmy przy piłce. Przyszła 30 minuta. Mamy piłkę, rozegranie na skrzydła, dośrodkowanie. Strzał! Zablokowany. Kolejny! Znów zablokowany. Jeszcze jeden, najmocniejszy! Też zablokowany... Do piłki dopadł Bradley i GOL! Zmieścił futbolówkę w siatce, było 1:1! Wyskoczyłem jak dziecko, które dostało swoją ulubioną zabawkę. Sherringham był niewzruszony, kiedy jego zespół strzelił bramkę. Ja szalałem z radości. Graliśmy dalej. Zespół legendarnego napastnika grał bez bocznych pomocników, więc zachęciłem w przerwie chłopaków, żeby tam robili przewagę. I udało się. Po przerwie praktycznie ciągle wykorzystywaliśmy skrzydła, w końcu obrońca sfaulował i był rzut wolny. Semedo dośrodkowuje, Rigg wyskakuje najwyżej i TAK! Mamy 2:1! Uśmiech nie schodził z mojej twarzy, bo kontrolowaliśmy mecz i na prawdę byliśmy lepszą drużyną. Wygraliśmy. 3 punkty zostają w Borehamwood. Świetne uczucie, mamy już 8 punktów, a po tym meczu spychamy Stevenage na 24 lokatę. TAK JEST!

Wróciłem do domu, otworzyłem swój wielki notes-dziennik, jakkolwiek można to nazwać, i wpisałem do swoich osiągnięć kolejne: Wygrana w starciu z jedynym z idoli - Teddy'm Sherringham'em...

[3 kolejka Sky Bet 2] (-) Boreham Wood 1:0 Tranmere (-) (Rigg)
[4 kolejka Sky Bet 2] (19.) Hartlepool 1:0 Boreham Wood (9.)
[5 kolejka Sky Bet 2] (15.) Boreham Wood 2:1 Stevenage (21.) (Rigg, Bradley)

Odnośnik do komentarza
Był królem. Przypominał ścianę, której nie da się rozwalić, przebić, cokolwiek z nią zrobić. To Glenn Morris, to jemu nadano ten przydomek(ściana). W tym dniu był wielki, i wszyscy się nim zachwycali. Ja porównałem go do mojego rodaka, Jerzego Dudka, który podobnie wybronił mecz Liverpoolowi z AC Milanem. Przecież to wychowanek Concordii Knurów wybronił w ostatnich minutach strzał Shevchenki. Teraz Morris zachwycił wszystkich, którzy oglądali mecz z Stevenage. Teddy Sherringham miał okazję szybkiego rewanżu. Graliśmy u nich i to miał być dużo cięższy mecz, który był w Borehamwood. Tak też było. Co prawda gra była wyrównana, ale to podopieczni ikony 'Kogutów' stwarzali sobie lepsze sytuacje. Gdyby nie Morris, pewnie spokojnie wygrali by dwubramkową przewagą. Na szczęście w naszej bramce stał ten 32-letni Anglik, który fruwał niesamowicie. To dzięki niemu po 90 minutach spotkania zeszliśmy z bezbramkowym remisem, a to spory sukces, kiedy nie oddaliśmy celnego strzału przez cały mecz. Czekały nas karne. 3 pierwsze wykorzystane przez oba zespoły. Wtedy Morris zrobił swoje, obronił dwa kolejne i zapewnił nam awans. Sherringham 0:2 Prok.
Po powrocie do domu usiadłem, i podsumowałem miesiąc. Chciałem też zobaczyć wszystkie trasfery przeprowadzone przez kluby w Lipcu i Sierpniu.
[JPT 1rd] Stevenage 0:0k Boreham Wood
Sierpień 2016
2-3-2, 6:6
Finanse: -86.764
Sky Bey League 2: 11 miejsce, 2/2/1, +1, 8 punktów
Capital One Cup: 1 runda vs. (Peterborough 1-2)
F.A. Cup: 1 runda vs. (?)
JPT: 1 runda vs. (Stevenage k0-0)
Najlepszy strzelec: Rigg - 3
Najlepszy asystent: Dicker - 2
Najwyższa średnia: Clifford - 7.30

Odnośnik do komentarza

-Ale jak to na zgrupowaniu kadry?! - krzyknąłem do słuchawki.

-Zapomniałeś? Jest obywatelem Liechtensteinu. - odpowiedział natychmiast Paweł.
-Cholera, to kogo postawimy na bramkę jak Morris dozna kontuzji?
-Ciebie. Muszę kończyć, dozo na treningu.
Zrozumiałem, że potrzebujemy trzeciego goalkeepera. Dwójka to za mało, szczególnie przy takiej intensywności spotkań. Jakby tego było mało, to gruba berta, która służy jako fizjoterapeutka, postanowiła się zwolnić, bo "za mało dostaję". Pff, ciekawe kto teraz ją zatrudni. Na całe szczęście, Kasia będąc w Londynie przez te dwa-trzy miesiące, poznała parę osób, a w tym jednego fizjoterapeutę. Matt Brown miał 45 lat, cholernego wąsa i wielką łysinę. Ale był bardzo w porządku, i pierwszego dnia wylądował u nas wraz z małżonką w domu na powitalnej kolacji. Interesował się futbolem z podobnym zapałem jak ja, więc praktycznie cały wieczór przegadaliśmy gadając o piłce, co Kasię i Veronicę lekko zdenerwowało. Wiecie, to wyglądało tak, jakby uzależnione dziecko od fify dostało konsolę z powrotem po kilku dniach przerwy i przez cały dzień mogło tylko grać. Był wielkim fanem Derby County. Opowiadał mi o tym klubie przez chyba godzinę. Wspominał czasy w Ekstraklasie, o jego wszystkich pamiątkach dotyczących klubu itp. Był fanatykiem, cholernym fanatykiem. Było na prawdę przyjaźnie, cieszyłem się, że poznałem takiego faceta. Ja natomiast mogłem się chwalić transferami Borussii, która pierwszy raz w historii wydała aż tyle pieniędzy. Oby się sprawdziło, bo jeśli nie, to Watzke i Zorc mogą zostać wyśmiani. Przecież do tej pory bez większych wydatków ekipie z SIP się powodziło.
Nazajutrz czekał nas kolejny, ciężki mecz. Każdy miał być ciężki, z takiego założenia wychodziłem, bo nic łatwo nie przychodzi. Leyton Orient przed rozpoczęciem meczu było na 23 miejscu. Stwierdziłem też, że dam odpocząć Sparkes'owi i postawię na Hinesa. Podobno Hines jest najbardziej wartościowym graczem drużyny jeśli wierzyć stronie transfermarkt.de . Zaczęliśmy bez kompleksów. Przycisnęliśmy ich, aż w końcu Hines wziął na siebie, obrócił się, zagrał do Dicker'a(nie no, nazwisko miał okropne), a ten kropnął w samo okienko po długim słupku z kąta szesnastki. 0:1! Niestety w 30 minucie Rigg zasygnalizował kontuzje, co mnie trochę zaniepokoiło. Na boisku zjawił się Liburd. Chwilę później Leyton wykorzystało rozproszenie w naszych szeregach i wyrównało. Do przerwy było 1:1. W szatni powiedziałem parę słów chłopakom, które miały stamtąd nigdy nie wyjść. Wyszliśmy zmotywowani, ale ten kretyn Clifford, rudy, dostał drugą żółtą i byłem na niego nieźle wkurwiony. Liburd dostał z konieczności wędkę i zacieśniliśmy środek pola. Mieliśmy dwie setki. Dwie pieprzone setki, i żadnej nie wykorzystaliśmy. Grając w 10 to jakby pieniądze z nieba spadały bezdomnemu. Szkoda, koniec. 1:1. Jest niedosyt, ale też dobrze, że utrzymaliśmy wynik.
Tydzień przerwy przed bardzo pracowitym tygodniem, w którym rozegramy trzy spotkania. Pierwsze z Oxfordem, drugie z Accrington, a trzecie, bez wątpienia najtrudniejsze, z Portsmouth. Te 7 dni wolnego wykorzystałem na lepsze zapoznanie całego sztabu szkoleniowego. Wyskoczyliśmy wszyscy do pubu, pogadaliśmy i atmosfera była bardzo miła. Lepiej się poznaliśmy, a nie byliśmy już tylko na 'cześć, cześć'. Cieszyło mnie to. Mnóstwo czasu poświęciłem także na rozmowy z piłkarzami. Pytałem się co się podoba, co nie, jakie widzą plusy, minusy. To też dało mi dużo do myślenia i myślę, że piłkarzom się to spodobało, taka forma komunikacji. Przed meczem z drużyną, która nazywa się identycznie jak jeden z najbardziej popularnych uniwersytetów świata, morale były bardzo wysokie. To dobrze zwiastowało.
Do pierwszego składu włączyłem Owusu. Ghańczyk do tej pory miał kontuzje, ale nasz nowy fizjoterapeuta przed meczem go obejrzał i stwierdził, że jest zdrów jak ryba. Prezentował się świetnie na treningach, potrzebowaliśmy ofensywnego obrońcy na drugim boku, bo Devera był raczej takim odbierającym piłkę, więc jedyną obawą był brak ogrania meczowego tego chłopaka. Mimo wszystko byłem dobrej myśli. Zaczęło się potwornie, bo tym razem Hines zszedł z boiska z urazem. Pojawił się Sparkes. Tym razem zareagowaliśmy pozytywnie na bieg wydarzeń, bo Owusu dostał piłkę, kapitalnie dorzucił na długi słupek gdzie akcję zamykał Sparkes i GOOOOL! 1:0! Świetny początek w Boreham tego chłopaka. Wydawało się, że kontrolowaliśmy mecz. Niestety w doliczonym czasie gry Bradley, który do tej pory był ostoją, podłożył nogę napastnikowi gości i sędzia wskazał na wapno. Morris tym razem nas nie uratował i był remis. Stracić bramkę tuż przed przerwą to wielki cios. Jakby tego było mało, 20 sekund po zmianie stron dostaliśmy kolejne uderzenie, było 1:2. Nokaut? Takie słowo plątało mi się w myślach. Mieliśmy Semedo. Rzut wolny, 20 metrów do bramki. Portugalczyk uderza w poprzeczkę, w pole karne wbiega Liburd i GOOL! 2:2!
-Odetchnąłem, a Ty? - powiedziałem w stronę Pawła.
-To jeszcze nie koniec Matt, nie koniec...
Dziesięć minut później mieliśmy róg. Piłka w górze, Bradley przedłuża, Brisley! Zablokowany. Bradley! Zablokowany, piłka ląduje pod nogami Brisley'a i GOL! Tak! Mamy 3:2! Niestety, mam w drużynie dwóch debili. Dwóch defensywnych pomocników. Tym razem Howell dostał czerwo, nasz kapitan.
-Pojebało Cię?! - powiedziałem mu w tunelu, kiedy szedł w stronę szatni. On tylko zmierzył mnie wzrokiem. Dzielnie się broniliśmy, chłopacy się nawzajem motywowali, biegali jak za trzech i dowieźliśmy do zwycięstwo! Cieszyłem się ogromnie, ale zaraz po powrocie do domu i telefonie ze szpitala byłem lekko wstrząśnięty.
-Zavon Hines zerwał mięsień czworogłowy. 4 miesiące minimum. - powiedział w skrócie lekarz. Było mi go cholernie szkoda, bo powoli, ale wracał do formy...
[6 kolejka Sky Bet 2] (23.) Leyton Orient 1:1 Boreham Wood (11.) (Dicker)
[7 kolejka Sky Bet 2] (11.) Boreham Wood 3:2 Oxford City (13.) (Liburd, Brisley, Sparkes)
Odnośnik do komentarza

Postawiłeś przed sobą niesamowicie ambitny cel i życzę powodzenia w jego realizacji. Sam pamiętam jak brałem się za kariery (głównie w Fifie) w 4 lidze angielskiej i po sezonie już nie dawałem rady - przytłaczał mnie natłok meczy, wąska kadra i brak odpoczynku przez co byłem zmuszany do korzystania z bardzo niekonwencjonalnych rozwiązań (robiło się z środkowych obrońców - środkowych pomocników czy z obrońców skrzydłowych :D). Jeżeli chodzi o sam sposób przedstawiania tego wszystkiego jest naprawdę świetnie. Podoba mi się wplątanie w to wszystko historii. Jedyne do czego mógłbym się przyczepić, ale co jednocześnie nie wpływa na odbiór treści to brak kolorów przy wynikach, które ciut się zlewają. Słowa uznania za wyniki, wydostałeś się już z pierwszej czeluści piekła, przed tobą jeszcze tylko 3 etapy :D Powodzenia.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...