Skocz do zawartości

Piece of cake


Loczek

Rekomendowane odpowiedzi

Będę to pisał w formie bloga, bo to jest modne w dzisiejszych czasach. Na kamerę mnie nie stać, więc na vloga nie mam co liczyć.

A zaczęło się to całkiem dawno, za czasów Power Rangers, Wakabayashi z Tsubasy i L97 Piotra Marca. Miałem wtedy kilkanaście lat, głowę w chmurach i czerwony pasek na świadectwie. Pamiętasz to jeszcze? Ten zapach wolności po ostatnim dzwonku, drzwi na oścież, pogardliwe spojrzenie na nauczyciela od niemieckiego i ...

No właśnie.

Ojczyzna zżarła mnie, strawiła i rzygnęła ze skarpy o chodnik nim ukończyłem wiek modelowania pierwszych cyferek na koncie. Na początku tyrałem w Impelu na trzy zmiany udając, że ochraniam obiekty. Dawali mi za to jałmużnę, a ja sadziłem ją do Multibanku, żeby mieć na studia. Dziennikarzem chciałem być, ale wcześniej jeszcze marynarzem, a wcześniej oczywiście sławnym kimś, byle by być sławnym. Fejm na dzielni zgarnęli ci, co wykonują "zawód syn", a mi z zaoszczędzonych pieniędzy starczyło ledwie na wpisowe. Do szkoły morskiej nie polazłem, bo matematyka pokonała mnie zanim założyłem zbroję. Poszedł za to Michał, głąb kapuściany, który nigdy nie wiedział co poeta miał na myśli, ale wiedział ile wynosi silnia z pierwiastka szcześcianowego liczby pi podniesionej do potęgi minus siedemnaście. Dzisiaj pływa na wschodnim wybrzeżu Afryki, nawala się z piratami, wrzuca zdjęcia na Fejsa i ma fejm na dzielni. Kupił dwa mieszkania na tym zadupiu gdzie mieszkam i wynajmuje i jest dość bogatym dwudziestokilkulatkiem.

Dziennikarzem też nie zostałem, bo dawali mi na stażu mniej pieniędzy niż w McDonald's na jedną trzecią etatu. Zamiast pisać miałem donosić srajtaśmę, parzyć kawę i udawać, że coś piszę jak będzie dyrektor. Odśnieżać mi też kazali, bo ten od odśnieżania już nie pracuje.

Cięcia.

Chciałem kupić auto, ale stać mnie było na takie, które stoją. Na te, które jeżdżą, musiałem brać kredyt, a tego mi nie chcieli dać, bo pracowałem na śmieciówkę. Dziś jestem, jutro może nie będę, a pojutrze może będę. Partycypowałem wydatki. Jeść, pić, czy kupić u Chinola nowe gacie, bo poprzednie są szyte na kroczu i przy gumce?

Jedynym oknem na świat był Facebook i szyba w ościeżnicy, z której widziałem panoramę zajezdni tramwajowej, mur wysperjowany modnym tagiem i zamknięty ABC, bo pani Grażyna wyjechała do Niemiec opiekować się staruszką. Pani Grażyna sama była staruszką, ale polską, a te są żwawsze niż te niepolskie. Mogą tyrać zawsze, a gdy już nie mogą, Państwo kara je za złą narodowość i daje 700 zł na życie, z czego 900 trzeba przeznaczyć na leki. A gdzie raty za cudowny materac do masażu?

Jak każdy młody chciałem być samodzielny. Rodziców pożegnałem wcześnie, ale wracałem do nich co kilka miesięcy by napełnić sakwę, słoiki, uprać, wyprasować i powiedzieć, że wszystko jest w porządku. Miałem kilka dziewczyn, niektóre nawet dłużej niż te co krócej, ale z żadną mi nie wychodziło, bo za dziewczyny trzeba płacić. Za kino, kawę, kiełbasę z bułką na mieście. Za Orlenowską bagietkę, za bilet tramwajowy, za wszystko. Inwestycja nie tylko nierentowna, co z góry skazana na klęskę. Dzieci z tego nie będzie. Nie, że nie chcę. Nie stać mnie na dzieci.

Po skończonych studiach pełen wigoru zatrudniłem się w salonie Orange i sprzedawałem niefajne abonamenty za duże pieniądze. Nauczyli mnie wciskać badziewie każdemu, kto jest "zielony", a jak nie był zielony to sprzedawałem mu droższy telefon tak, żeby myślał, że to okazja. Potyrałem tak rok czasu, dali mi umowę na czas nieokreślony i banki zaczęły rodzić dla mnie cudowne oferty na kredyty hipoteczne. Pomyślałem więc - skoro mogę to wezmę.

Tata i mama byli żyrantami, brat pożyczył mi na wkład własny. Mieszkania nie kupiłem. Za mała zdolność kredytowa, na konto brata siadła skarbówka bo tyrał na czarno u "folksdojcza" przy granicy i kasę do wpłatomatu co tydzień zanosił. Pytali skąd, dlaczego, w jaki sposób, a potem dali mu mandat na dziesięć tysięcy i odsetki karne naliczane każdego dnia. Wpadł w martwe koło, spakował walizki, teraz tyra u Holendra, na biało. Ma Małyszówkę, Portugalkę i dwa razy w roku ciśnie w świat na wczasy. Stać go.

Rzuciłem Orange. Walić to. Kumpel z podwórka otworzył Groszka. Niewielki sklep na osiedlu, ze wszystkim co można wszamać i wypić. Zapłacił krocie. Zarabiał wcześniej dobrze, ale wsparcia nie dostał żadnego, więc żeby mieć kredyt wziął kasę od siostry, uruchomił kredyt obrotowy, a z niego pod zastaw część domu rodziców, dostał kilka stów tysiaków na sklep. Miał dwadzieścia trzy lata i był pewien, że zdobędzie świat. Niestety właściciel lokalu podniósł mu czynsz o 40 % i po trzech miesiącach dokładania do interesu sklep upadł. Upadł też i on, bo nie zarabiając kasy musiał spłacać kredyt. Zabrali mu wszystko, ograbili, dostał kilka wyroków i teraz jest "no name " w Polsce. Wymeldował się. Wynajmuje pokój z trójką młodszych, jeszcze lepszych studentów. Tyra na czarno, raz na magazynie, raz na ogrodzie, na wakacje jeździ na borówki, w zimę uczy na nartach. Jego dwadzieścia trzy lata spokoju zamieniono na resztę życia w stresie. Z odsetkami dostał ponad milion długu bez normalnej możliwości spłaty.

Jutro wyjeżdża do Kanady pracować na dachach.

Żyć.

Ryanair dawał mi możliwość ucieczki. Nie miałem wcześniej jaj, żeby myśleć tymi kategoriami. Wyjeżdżasz? Polaki cebulaki, frajerzy, cioty, ćwierćinteligencja. Potem dostałem wiadomość, że tam jest lepiej. Nie ma fajerwerków, nie ma kokosów.

Jest normalnie.

Ile można?

To nie dodupizm i chandra. Zawód syn jest przecież w modzie. Innym się udało. Ja nie jestem inni. Trzeba brać swoje życie z garść, bo nikt go za mnie nie przeżyje.

Kupiłem bilet.

Pies dostał kość, mama całusa, tata uścisk ręki. Trzy tysiące na koncie, odłożone przez trzy lata w pocie czoła poszły na obcą walutę.

Lecę.

Odnośnik do komentarza

Miałem zostać kelnerem. Zamieniłem salon Orange na tacę, szmatę na kroku i śmierdzącą Wólczankę, bo taką zabrałem.

Przyjechali po mnie starą Micrą, w kolorze lima pod okiem. Stasiek pyta czy mam prawo jazdy, bo on nie ma. Gapiłem się z niedowierzaniem.

W Anglii jest taki przepis, że podczas robienia kursu można sobie przykleić na auto literkę „ L ” i jeździć maksymalnie 40 mil na godzinę. I ruszyliśmy : kierownica po drugiej
stronie, każdy zakręt to dla mnie perspektywa czołówki, każde rondo to jazda w lewo, a nie jak u nas, w prawo. Raz Stan ( bo tak na niego mówią ) pojechał pod
prąd na skrzyżowaniu, drugi raz przejechał przez rondo na wprost, bo nie rozumiał kto ma pierwszeństwo. Kamikaze. Spinałem poślady, czułem jak wczorajsza grochówka chce wyjść na zewnątrz i poplamić tapicerkę, a mózg wysyła info do jelit, że stoi na stacji lokomotywa.

Kiedy dotarliśmy na Sand Bay zobaczyłem spory, parterowy hotel z setką samochodów i przynajmniej tuzinem autobusów na parkingu.

Do mieszkania szło się wzdłuż tak zwanych line’ów, czyli parterowych domków - coś na styl polskich kampingów nad morzem. Pomiędzy domkami rosła perfekcyjnie przystrzyżona trawa. Pierwsze lajny faszerowali gośćmi hotelowymi. Tam poznałem kibica Manchesteru United - Boba Ronsona, ale o tym napiszę później.

W środku było całkiem przytulnie. Kuchnia, łazienka, dwa pokoje, wszystko do remontu, ale na pierwszy rzut oka to i tak lepiej niż ja miałem na wynajmie w Polsce. Wszyscy byli uśmiechnięci, cukierkowi, tłuści i sapiący. Ale było jakoś tak inaczej. Tak normalniej. Tak jak powinno być zawsze.

Przed snem załadowaliśmy po pół litra na dzień dobry z Juanem, Kiko i Francisco. Było ich więcej. Kilku Hiszpanów, dwie Hiszpanki, jeden Czech, Szkot i żwir Polaków. Cała masa. W tym ja.

Słyszałem swego czasu, że imprezy w Anglii to jeden wielki burdel. Słyszałem też, że Brytyjki są obleśnie grube, a przy tym łatwe jak parkowanie roweru na pustym parkingu Tesco. . Tymczasem w samym Weston Super Mare, kilkadziesiąt metrów od Zatoki Bristolskiej na ulicach, przed klubami czekała cała surówka nacji. Były tu i Azjatki i murzynki, Polki, Ukrainki itd. Były też kurtyzany, które chodziły od auta do auta, zaglądały do środka i pytały czy ktoś nie chce je bzyknąć. I to całkiem ładne dziewczyny!

Najpierw weszliśmy do Dragon Kiss’a. Wielki klub, wielki bar, a na bramce murzyn i Anglik. Przywitał mnie uśmiechem i słowami „ Bardzo mi miło Cię widzieć ”. Bardzo miło? W moim mieście dostajesz liścia za to, że przychodzisz, płacisz myto, cło, podatek, zostawiasz za szatnię dwa złote, pijesz rozwodnione piwo serwowane przez pseudobarmana, który zrobił kurs z Groupona na laptopie kupionym na raty.
Wypiliśmy kilka drinków i poszliśmy dalej. Trochę mi we łbie szumiało, ale to pewnie dlatego, że z kanału bristolskiego piździło jak w kieleckim. I gdy zapiąłem puszkę Stelly weszliśmy z pięcioma Polakami na Winterstoke Road,.

Były ze mną takie rarytasy :

Jacek, recydywista spod Kamiennej Góry. Ścigali go za handel narkotykami. Miał dwa wyroki, więc zwiał z Polski i teraz kelneruje na Sand Bayu za damskiego penisa. Siedział tu siedem lat. Miał odłożone na Audi A3 drugiej generacji, bo resztę kasy słał swojej dziewczynie i córce. Wszyscy gadali, że one w ogóle nie istnieją. Nikt ich nie widział.

Bartek był świńskim blondynem. Kierował się wymysłami marihuanowych odlotów. Jarał częściej niż oddychał. Twierdził, że wszystkość jest zbudowana ze złota, a złoto z takich atomów, że gdyby wszystkość zmaterializować, to można by kota zawiesić w powietrzu.

Cokolwiek.

Oglądał dużo Discovery, jarał z Jackiem blanty, słabo grał w Fifę. Miał tu dożywocie, bo blisko trzydziestki przyznawał się, że nic więcej nie potrafi niż to - serwować lunche, robić jajka sadzone na fryturze i golić włosy za piwo.

Marcin był jedynym "łankerem", który potrafił gotować. I robił to znakomicie. To znaczy, ja nic jeszcze nie jadłem, ale ci co jedli żyją i cieszą się, że on gotuje a nie Jimmy. Bo Jimmy pracował tam 20 lat, ale on był Anglikiem, więc był głupi. Co jest normalne i zrozumiałe. Marcin odkładał na biznes. Chciał w Polsce otworzyć " coś ", ale nie wiedział dokładnie jeszcze co. Siedział tam osiem lat i sejwował hajs każdego tygodnia, a z pejslipa dawał tylko na alkohol, bo jedzenie kradł z kantyny. Był dobrym człowiekiem. Zagubionym, dobrym łankerem. Miał mnóstwo kasy, pożyczał każdemu, nikt mu nie oddawał, więc pił. Jak pił, pożyczał, na kacu starał się odzyskać, nikt nie oddawał, więc pił.

 

Co to w ogóle jest łanker? Nie wiem. Tak gadali na każdego, kto łankuje samotnie, bo nie ma dziewczyny.

Był też z nami Seba - rosły, opasły stróż prawa, który książki czytał i czasami nawet coś gotował. Był licencjonowanym ratownikiem, parał się kilkoma ciekawymi pracami, aż wreszcie, gdy zaciągnął kredyt odnawialny w mafijnym pół-świadku racząc jednorękiego bandytę krwawicą żony, syna i swoją. Dawali mu tu całkiem niezłą kasę, bo 6,31 funta za godzinę razy 140-160 godzin w tygodniu to raj kasynowy. Przegrał wszystko : miłość, małżeństwo, wiarę, godność, telewizor, rolexa i przedział wiekowy między 35 a 40. Siedział tam pięć lat. Jedyne czego się dorobił to : debet na tysiąc funtów u Marcina i kochanka swojej żony. Spryciarz. On był akurat fajnym facetem. Takim fajnym, ale niedowartościowanym.

Nikt tu nie walczył o nic. Oni po prostu żyli. Tak po prostu, jak pies, roślina, ameba. Nie chcieli być nikim, nie chcieli być kimś. Chcieli być i tyle im starczało, żeby być.

Patrzyłem na nich z perspektywy Einsteina w stadzie kadłubkowych krokodyli. Miałem wymyślić Lacostę, ale nie wiedziałem jak im to powiedzieć. Musiałem się z nimi porozumieć. Tylko jak, skoro w głowie mam Mickiewicza, a oni przepis na skrzydełka z kurczaka. Skoro ja lubię 50centa, a oni lubią dźwięk otwieranej puszki? Jak ja lubię zapach Nivea, a oni zapach smażonego sasidża?

A, zapomniałbym.

Winterstoke Road to było miejsce, gdzie grali w piłkę. Jakiś amatorski klub, pełen tylko Brytoli. Polaków nie chcieli. Uznawali ich za tych gorszych, co to przylatują, żeby im pracę zabrać. Bartek mówił o nich, że to debile są i on im pluje do omleta, że oni tu gdzie my by i tak nie pracowali. I założyłem sobie, że ogarnę język, skończę z kelnerką i przyjdę tu złożyć podanie o przyjęcie. I udowodnię, że Polak też potrafi. Grać w piłkę, czy nawet podawać piłki, ale za więcej niż 6,31 za godzinę.

 

Football Manager 2014

Conference South

Weston Super Mare

Ligi : angielska

 

Odnośnik do komentarza

Po dwóch tygodniach kelenrowania miałem już biegłą kondycję. Chodziliśmy na trzy szifty, z czego dwa obligatoryjne, a jeden nie. Ten jeden to owertajmy, celowo piszę tak, jak się czyta, albowiem może ktoś z was nie kuma angielskiego, więc poduczy się wymawiać.

Chapnąłem na brytyjskim grouponie kurs na trenera sportowego. Moja menedżerka powiedziała, że mam jeden dejof, więc mogę wtedy robić co chcę. A ja chciałem robić coś, co da mi jakieś coś na przyszłość, dzięki czemu będę bogaty. Kurs zrobiłem w tydzień, papiery dostałem online, wydrukowałem sobie na grubym papierze i powiesiłem w pokoju, tuż przy telewizorze, który i tak nie był podłączony pod antenę, bo anteny nie miałem.

Później opowiem wam jak wyglądała moja praca na Sand Bayu. A to nie była bułka z masłem. Uwierzcie, bycie Polakiem wśród Brytoli, Irysów i tych, co to są bogatsi od nas jest tak samo przyjemne jak pieszczenie własnego torsu drutem kolczastym maczanym wcześniej w kwasie solnym i nacieranie tych ran sokiem z cytryny. Było też tak przyjemne jak bycie kibicem Manchesteru City, czyli lepiej czasami po prostu wbiec pod pędzący pociąg. Mniejszy obciach.

Syn Debbie, mojej menedżer, grał w Weston Super Mare w nogę. Któregoś razu zebraliśmy się za kantyną, na taką ustawkę między Polakami, Hiszpanami a Brytolami. Polacy chcieli pojechać Brytoli, zrobić rokosz, dostać więcej owertajmów. Hiszpanie chcieli pojechać wszystkich, a Brytole nie chcieli nic, chcieli tylko kopać. I to najlepiej z herbatą z mlekiem i ciastkiem. W efekcie, jak zobaczyliśmy kto jak gra, okazało się, że tylko fifa może nas uratować, ale Jordan zaprosił mnie na trening. Byłem jedynym, który potrafił biegać i kopać prosto. Reszta potrafiła tylko padem.

Zanim dotarłem z Jordanem na trening musiałem serwować jeszcze lancz. To była katorga. Wyobraźcie sobie, że nie umiem do końca angielskiego. Pogadam z każdym, kto Anglikiem nie jest, bo mamy podobny akcent i mówimy podobnie kalecząco. Z tymi co są z Liverpoolu pogadam, bo mają akcent taki jak nas uczono w szkołach. Pozostali gadają jakimś horrendalnie innym językiem, którego nigdy nie słyszałem. A lunch wyglądał tak :

Na kuchni było dwóch Polaków : Justyna przygotowywała kanapki z chipsami, Marcin resztę. Oprócz tego był człowiek z inteligencją mitochondrium - Skippi. Szczupły, brudny, z szarymi zębami, po czterdziestce. Lubił mnie bo lubiłem Manchester United. Nic poza tym powiedzieć o nim nie mogę.

Na restauracji operowałem ja, Andy i Lisa. Lisa miała wszystko seksowne, włącznie z tatuażami, które pokrywały jej całe ciało. Była taka, że nie pasowała do stereotypu Brytolek. Wszystkie były tłuste, ona była szczupła. Wszystkie były tak atrakcyjne jak Carsten Janker tańczący na rurze w cerkwi, a ona przypominała marcepanowego cukierka z wisienką serwowanego po drogiej kawie w najlepszej restauracji. I miała dwie cechy : pachniała tak, że nie wiem jak to nazwać, ale jeśli istnieją feromony i działają tak jak opisują je w szkołach podrywu to pachniała nimi. I miała oczy jak węgle. Takie, co to w nich odbijam się ja, więc czasami myślała, że gapię się w nią, a ja gapiłem się na siebie w niej.

Przychodzili goście, zamawiali, siadali i czekali. A ja z kartkami z zapiską leciałem do kuchni, serwowałem i sprzątałem. I dla mnie było cholernie egzotyczne, że godzinę wcześniej skończyło się tłuste śniadanie, a teraz już żrą kanapkę z chipsami i kawą, ziemniaka z sosem co to się zwie dżaket potejto łif grejwi, albo masz potejto, czyli takie puree z kiełbasami wbitymi w ziemniaki z sosem myśliwskim. Od patrzenia mnie mdliło. Smakowało okropnie, ale oni to żarli, paśli się i dawali napiwki. Z napiwków można było mieć więcej siana niż z normalnej pensji tygodniowej.

Potem złożyłem podanie na Woodspring Stadium i miałem czekać na interwiuw, które miało być do końca tego miesiąca. Szukali trenera bramkarzy, trenera ogólnego, a i szef od wszystkiego też narzekał, że za tak śmieszne pieniądze nie opłaca mu się pracować i chyba woli leżeć, chodzić w klapkach, bo kasa i tak z państwa mu na konto wpłynie. Chciałem go zastąpić, ale gdzie Polaczek na miejsce Brytola i to tak od razu najwyżej?

W ogóle to nie miałem zielonego pojęcia jak ciężko być menedżerem. Każdy myśli, że kluby piłkarskie to są samograje. Obojętnie kto siedzi na stołku, ważne kto kopie. Ale jak się tak głębiej wgapić to wychodzi, że to nie pisofkejk tylko hardłork. Tak samo miała Debbie : musiała zarządzać kelnerami, supervisiorami, swoim zastępcą, ludźmi od sprzątania, z maintenence, dostawami, zamówieniami. Koszmar, ale siano dobre, więc lepszy koszmar niż idylla.

 

 

Odnośnik do komentarza

Chciałem przejść od razu do pisania o piłce nożnej, ale nie byłbym sobą, gdybym trochę nie opowiedział o tym, jak wyglądało natenczas moje życie.

Otóż, gdybym miał porównać je do życia w Polsce, to tak, jak bym porównał jazdę trajdą z jazdą Bentleyem. Mógłbym to też porównać do chodzenia w markowych ciuchach Bossa, a chodzeniu w damskiej minispódniczce wśród więźniów Alcatras.

Nie byłem wyjątkowy, nie byłem jednym na milion. Byłem jednym z miliona, ale to i tak znacznie więcej niż ktokolwiek w Polsce.

Moi rodzice zawsze mówili - synu idź do szkoły, znajdź dobrą pracę, będziesz kimś.

Jak obczajałem ostatnio facebooka to okazało się, że na 30 osób z mojej klasy gimnazjalnej 10 pracuje w Polsce, z tych 10 zaledwie 3 na wysokich stołkach, z tych 3 zaledwie jedna nie ma długów. Pozostała dwudziestka tyra na obczyźnie. A i żyją lepiej niż tamci co mają te stołki. Dla porównania : do liceum chodziłem prestiżowego. Taki Gryfindor wśród faweli. Na 30 osób w klasie 17 miało czerwone paski na koniec, pozdawali matury na 100%, poszli na najlepsze uczelnie w całej Polsce. Na te 17 osób Marcelina jest seksuologiem, Natalia pracuje na uczelni bo zrobiła doktorat i trzepie jakiś tam dobry hajs, a reszta zasiliła Norwegię, Irlandię, Szkocję, Kanadę, USA i Niemcy. A nie, przepraszam, pozostała reszta jeszcze Holandię i Belgię.

Ciekawe.

Nigdy nie byłem antypolskim Polakiem, ale do cholery, z czegoś to wynika, że moje województwo się wysiedla. Z czasem będzie to kontur na mapie. Gadali, że zrobią w Polsce lepsze warunki do życia. Ale jak pytałem rodziców, jest jeszcze gorzej. Mama po 30 latach pracy ma 2 tysiące na rękę, tata 3500. Żyją dobrze, ale tylko dlatego, że nie mają mnie i mojej siostry na utrzymaniu. Wysyłam im co tydzień po 20-30 funtów, żeby sobie ratę zapłacili za to i za tamto. Dla mnie to jak splunąć, koszę więcej z jednego tipa. Ba, więcej wydaję teraz na jedzenie. Ale o tym napiszę później, bo to też bardzo kontrowersyjny temat. Kto z was tu był ten wie. A kto nie był zapewne wie jeszcze lepiej. A najlepiej wie ten, kto nigdy nie chce wyjechać, bo jest Polakiem z krwi i kości i walczy i wie, że będzie lepiej.

Wyobraźcie sobie, że czasami ludzie nie chcą być inteligentami. Czasami jest tak, że po nastu latach walki z wiatrakami mają już dość. Wszystkie książki, materiały, gazety, periodyki, trzy języki i dwa fakultety poszły na marne, gdy konto rodzi co miesiąc średnią krajową plus kilka złotych na waciki do uszu. Takie czasy. To nie elegancja Francja.

I wyobraź sobie, że budzisz się rano. Wstajesz, śniadanie, kawa, prysznic, wychodzisz do pracy. Idziesz całe 2 minuty, wchodzisz, setapujesz stół, parzysz herbatę i siadasz i czekasz aż goście przyjdą. Jak wchodzą pytasz o starter, podajesz im poridż, czyli taką papkę z owsianki co to wygląda trochę jak wyrzygany krupnik popity mlekiem, albo mjusli albo płatki kukurydziane. Jak już wszyscy zeżrą to zbierasz bolsy ( takie miseczki ), bierzesz kartkę i zapisujesz na niej dokładnie to, co chcą na majnkorsa. A mają do wyboru takie rarytasy jak : bins, frajd eg, sasicz, skrambeleg, haszbraun, maszrums, tomato, orenż dżus, frajbred i jak ci coś wymyślą to musisz biegać i pytać o co mu znowu chodzi. Miałem taką babę co była glutenfrii i chciała coś takiego jak " Eg apsajd dałn ". Rozumiecie ich debilizm? To znaczy nie, przepraszam, obrażam debili. Kazała sobie podać jajko sadzone, ale musi leżeć na talerzu żółtkiem do dołu. Dostała, banan na gębie i 2 funty za fatygę ot tak o. Skretynienie zaawansowane. Zeżrą, sprzątasz, zanosisz wszystko do kuchni, zmieniasz obrus, setapujesz na lancz i ciśniesz do domu. Całość trwa max 2.5 h. Nie chcesz robić nadgodzin, to dopiero masz do roboty na 17:30 do 20. A potem znów luz. I kosisz przy takich zmianach po miesiącu na polskie pieniądze jakieś cztery koła na czysto.

Polaki Cebulaki, nie przeliczajcie. Ja przeliczałem tylko na początku. I przeliczając człowiek myśli sobie, że jest multimiliarderem i złapał Pana Boga za nogi. Ale uwierzcie mi, było tam gro ludzi wykształconych, którzy tyrali za ten hajs tylko dlatego, że był hajs. Inaczej by założyli dalej gajery i robili w Polsce.

A propo nadgodzin, to wam jeszcze z czasem powiem jak one wyglądały. Powiem wam też jakie kretynizmy mnie spotkały, jakie dziwne rozwiązania technologiczne, jakie dziwne dziwactwa.

 

Co do piłki nożnej, zaczepiłem się na starcie na jedną tysięczną etatu. Ale na papierze - czyli znów lepiej niż w ojczyźnie. Przyjeżdżałem w każdy dejof, plus dwa razy między brejkfastem a dinerem. Czyli trzy razy w tygodniu razy cztery tygodnie. Weston Super Mare zapłaciło mi za to najniższą pensję krajową, dali mi pełen wachlarz możliwości - mogłem decydować o tym jakie piłki powinny być kopane, jaki sprzęt można kupić za budżet miastowy, oraz kiedy i jak będą robione treningi. I powiem wam, że przyjęli mnie po pierwszym interwiu tylko dlatego, że w ogóle się zjawiłem. Poprzedni kałcz był zmęczony. Poszedł na l4, dostał dobry pieniądz z benefita a mi przekazał wszystkie informacje o klubie.

A były one takie, że klub kopał w Angielskiej Ekstraklasie Ligi Zachodniej, co to się fachowo zwało Skrill South. Myślałem, że mamy w lidze pięć, sześć zespołów, ale było ich tyle ,że z czasem pewnie będę musiał tacę zamienić na kalendarz i smoking trenera. Tylko, że na początku o tym nie myślałem. Weston Super Mare zostało założone w 1992 roku i nie mieli absolutnie żadnych trofeów w klubowej gablocie. Zresztą, nie mogli mieć, bo nie mieli gabloty. Mieli za to na nią miejsce i był to dla mnie jakiś tam cel. Awansujemy do Ligi Mistrzów? Nie sądzę, bo to tryb Hardcore, ale może chociaż w jakimś pucharze coś powalczymy.

Debbie powiedziała, że spoko że chcę robić coś więcej, ale jak oleję jeden szift to stracę akomodejszyn i będę musiał szukać czegoś w mieście. W mieście było drogo, bo to taki Karpacz brytyjski, więc musiałem zasuwać zielonym autobusem kabrio między centrum miasta a Sand Bayem. Jeden bilet 2 pałnd. W 2 strony 4. Ale ja kupiłem tiket na 10 przejazdów i wyszło po jeden pałd. Takie tam moje małe oszczędności.

 

Odnośnik do komentarza

Weston Super Mare miał naprawdę przesympatycznych młokosów. Przychodzili zawsze pełni nadziei, że będą lepsi, ale po brytyjskim jedzeniu można być tylko gorszym. I za cholerę nie dało się im wmówić, że bekon jest fuj a kurczak mniam, że olej jest be, a oliwa git. Przed treningiem lali słonecznikowy w bidon, gryźli chleb tostowy i zapijali żółtym płynem, a potem jarali. Tak, to była zmora Brytoli - jaranie fajek. Normalnie w Polsce, jak tata jarał, płacił za paczkę około 12 zł. Tutaj płaci się 7-8, ale funtów, co na nasze daje prawie pięć dych. Niby drogo, ale tu to tanio, tylko, że taniej wychodzi tytoń, bo jest za 5-6 funtów i starcza na trzy paczki.

Zakasałem rękawy i po śniadaniu zasetapowałem stół, zmieniłem ciuchy na te bardziej do ludzi i użytku i wsiadłem w zielony autobus kabrio linii crossville. Przekozackie uczucie. Wyobraź sobie, że siedzisz na dachu, na ceratowych fotelach, obczajasz sobie ludzi z góry i ciśniesz wąską, cieniutką dróżką. Słońce świeci, czujesz przyjemny zapach oceanu, ptaki śpiewają. Życie wtedy przez chwilę smakuje jak rosół na szyi z indyka serwowany przez mamę po sobotnich baletach. Gdzie normalny człowiek by nie zaparkował Yarisa tam oni mają przystanki. Mało tego, mijają się jak by nigdy nic. Czasem tylko zwalniają, czasem uderzą dachem o gałąź, ale tu nikt nie zwraca na to uwagi. Starsi ludzie cieszą się, jak dostaną z liścia z liścia i pękają ze śmiechu. A człowiek siedzi i myśli sobie, że skoro tu jest tak zabawnie, to co się dzieje, jak leje deszcz ?

Generalnie brytyjskie staruszki były najszczęśliwymi osobami jakie widziałem. Zero stresu, zero pogoni za czymkolwiek. Wiecznie : pijani, uśmiechnięci, spaleni papierosami. Takie to nieżyciowe jeśli chodzi o Polskę, a takie normalne, jeśli chodzi o ... nie, to chyba po prostu takie normalne.

Ponoć, jak pada śnieg, ruch zostaje tu wstrzymany. Nikt tu nie używa zimowych opon, bo zwykle zima trwa tyle ile wieczorne szczotkowanie włosów, więc jak sypie wszyscy siedzą nie w samochodach i po prostu mają w nosie czy dotrą do pracy czy nie. Ja tam w nosie wolałem nie mieć, bo z miasta zwalistymi urwiskami, między filigranowymi domkami miałem z buta co najmniej 40 minut i średnio mi się chciało dryłować. Zatem cel na najbliższe kilka miesięcy to będzie kupno auta. Pytanie tylko czy europejską wersję wziąć, czy ichniejszą? Sam nie wiem.

 

Przed wejściem na stadion poleciałem do sklepu kupić sobie coś do jedzenia. Często bywało tak, że leciałem na łeb na szyję, bo czasu było mniej niż mało, a żołądek to nie żona, że można zapomnieć i udawać, że się nie zapomniało. Sklep był wciśnięty między barbera a baczera, w samym centrum tej pipidówki. Pytam czy mają konserwę mięsną, a oni, że owszem, ale ze słonia. Ja wybałuszam oczy, bo w życiu nie słyszałem o konserwie ze słonia, a oni mówią do mnie z takim akcentem, że naprawdę nie wiem czy to elefant czy pork. Chcąc nie chcąc wziąłem, dwie bułki do tego i lecę.

Przed stadionem miałem jeszcze kwadrans do pierwszego treningu, więc otwieram puszkę, gryzę bułkę, patrzę do środka, a tu puszka pusta. Lecę więc na łeb na szyję, wpadam do sklepu i mówię, że tu nic nie ma. Ekspedientka patrzy na mnie, drapie się w głowę i mówi, że chyba z części słonia trafiłem akurat na dziurę w dupie i ona zwrotu bez paragonu nie przyjmie.

 

Łamanym angielskim przywitałem się z wszystkimi. Brzuch burczał mi tak głośno, że starszy facet z klepiskiem na głowie podał mi swojego binsa z bolsa, więc zjadłem i zacząłem poznawać ekipę. Każdemu uścisnąłem dłoń. Każdy patrzył na mnie z bojaźnią, wrogością i nieufnością. A jak każdego musiałem traktować jak każdego innego. Prawie każdy był rudy, piegowaty, za gruby, za brzydki, albo za dziwnie akcentowy.

 

BR| Lloyd Irish ENG 176 cm 63 kg lat 23 £4.6 tys. Ten akurat wyglądał jak młody Rooney, ale oprócz opryskliwego uśmiechu miał też kozią bródkę. Rudą. Pochodził z północnego Bristolu, wychował się w bristolskich dokach, przyjechał do Weston Super Mare bo zakochał się w pakistańskiej dziewczynce która zdradziła go z litewskim magazynierem. Został, pracuje za barem. Chwyta piłkę w obie ręce, ale ma problem, żeby się podnieść po upadku. Numer jeden, bo ten co jest numer dwa to :

 

BR Connor Sidley-Adams | ENG | 194 cm | 92 kg | 20 | £525 - cierpiał na samouwielbienie. Był lepszy niż każdy we wszystkim. Niestety u mnie mógł grać co najwyżej na ławce rezerwowych. W normalnym klubie już bym go zwolnił, ale był też jedynym piłkarzem, który potrafił rzucić się na piłkę. Typowy ręcznik. Pyzata buzia, szpiczasty nos, potrójna broda i tatuaż w kształcie niczego na lewej łydce. Dziwak.

 

Bramkarzy miałem trenować sam. Nie mam pojęcia dlaczego akurat ja, skoro na tej pozycji znałem się tak samo jak na origami, lepieniu pierogów, historii Kazachstanu i budowie silnika do pralki. Obrona i pomoc prezentowały się równie słabo co bramka.

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza

Pozostała kadra prezentowała się następująco :

 

  • Jordan Walker O (PŚ) ENG 178 cm 77 kg 23 lat £20 tys.
  • Jake Ledson O (PŚ) 180 cm 74 kg 17 lat£425
  • Jamie Laird O (Ś) SCO 187 cm 75 kg 24 £9.5 tys.
  • Craig Laird O (Ś), N (Ś) SCO 188 cm 75 kg 21 nic nie warty
  • Martin Slocombe O/WO(L)ENG 183 cm 75 kg 24 £10.5 tys.
  • Pete Monks O/P (L) ENG 175 cm 75 kg 26 £6.75 tys.
  • Ben Kirk DP, P (Ś) ENG 168 cm 75 kg 28 £4.5 tys.
  • Dayle Grubb P (PŚ) ENG 168 cm 71 kg 21 £3.5 tys.
  • Brett Trowbridge P (PŚ) ENG 178 cm 75 kg 26 £7.5 tys.
  • Ollie Knowles P (Ś)ENG 179 cm 63 kg 18 £3.4 tys.
  • Alec Fiddes P/OP (PL) ENG 172 cm 71 kg 18 £3.4 tys.
  • Ashley Kington P/OP (Ś) ENG 186 cm 80 kg 22 nic nie warty
  • Kayne McLaggon OP (P), N (Ś) WAL 178 cm 73 kg 22 £24 tys.
  • Tristan Plummer OP (P), N (Ś)ENG 168 cm 67 kg 23 £12 tys.
  • Kane Ingram OP (P), N (Ś)ENG 167 cm 67 kg 25 £4 tys.
  • Marc McGregor N (Ś) ENG 176 cm 75 kg 35 £875

 

To był bardzo dziwny zespół. Każdy coś potrafił, ale też każdy nie potrafił kompletnie nic. Wszyscy grali na zasadzie " Kick and go " i który szybszy ten ładował na bramkę. Wychodziło często tak, że obrońca był szybszy od napastnika i strzelał bramki, a potem chciał być napastnikiem, gdy jednak lepiej kosił z tyłu.

 

 

Warto przyjrzeć się dwóm nazwiskom :

 

McLaggon - przeciętnie zbudowany Walijczyk, który pochodził z Cardiff. Cardiff widziałem każdego dnia, bo z Sand Bayu było widać Walię tak, że motorówką z pół godziny i jestem. Po pijaku wpław też można, ale były wiry, więc mogło wciągnąć i wypluć w Chinach. No i on przyjechał do Weston na wczasy, zatrudnił się w dziale sprzedaży australijskiego dewelopera i został na stałe. Wyceniali go na 24 tysiące funtów, czyli więcej niż rocznie Weston Super Mare zarabia. Gość był naprawdę konkretnym facetem. Potrafił strzelać z dystansu w bramkę, potrafił biegać prosto, balansować ciałem, a nawet udawać, że go ktoś skosił, gdy nikt go nie kosił bo biegł sam. Chodziły legendy że w ten sposób wykluczył w zeszłym sezonie ponad pięciu piłkarzy rywali. McLaggon był 22 latkiem z krzaczastymi brwiami, nieogoloną klatą, z turlakami w pępku. Był solidnym turbodieslem, bez pompowtrysku. Po prostu jechał.

 

Drugie nazwisko to jedyny napastnik - MGregor.

Marc pochodził co tydzień z innego miasta. Lubował się w opowiadaniu pierdół, przesiadywał całymi dniami w Cabot Circus w centrum miasta i sączył cidera. Lubił bełty Strongbow. Mógł to robić. Był właścicielem. Z okna widać było rozbijające się o wybrzeże fale. Nienawidził obcych nacji. Swego czasu chciał kandydować do jakiejś partii co to chce z Uniii Europejskiej wyjść, wywalić obcokrajowców i uciąć benefity. Potem miał walczyć o niepodległość Szkocji, zakaz hodowania chomików, możliwość sprzedaży w małych sklepach rodzimej marihuany. Dziarski gość. Wyładowywał się na boisku, przez co mówili na niego nowy Gaskojn.

 

Po przedstawieniu drużyny wróciłem na Sand Bay, dostałem tacę i musiałem cisnąć, bo był taki diner, że prezenty jakieś dawaliśmy po nim, potem minspaje, czyli takie ciastka miętowe, a potem kawa i herbata. Czaicie? Kawa o 20.

 

 

P.S

Jak zrobić screenshoty?

PrintSc nie działa. Alt+f9 też nie. f12 też nie. Nic nie działa. Robi mi screena ale pulpitu podczas gdy gra jest nada uruchomiona. Bez sensu.

Odnośnik do komentarza

Dzięki !! :)

-------------------

 

Opowiem wam jakie nadgodziny robiliśmy i jak to pi razy oko wygląda. Jak kończyłem pracę jako kelner po śniadaniu cisnąłem do domu. Szybki prysznic, kawałek czegoś tam na śniadanie, kawa, fajka, kupa i leciałem w stronę kantyny. Ludzie gadają, że na Wyspach pogoda jest taka, że tylko stryczek wziąć i targnąć się na życie. Ja jakoś tego nie widziałem. Dla mnie świeciło słońce, a że na serio świeciło, to i opalony chodziłem. Na kantynie siedzieli ci, co mieli robić nadgodziny. Szliśmy wtedy całą watahą do Debbie - naszej menedżer, co to jej syn mi załatwił kopanie w Weston Super Mare, a ona oddelegowywała nas do danej dziedziny. Jak już dostaliśmy zadanie każdy z nas brał się za kręcenie papierosów, robienie sobie kawy, tosta, no bo to przecież teraz brejkfast tajm. A czas na owertajmie leciał. Z pierwszej godziny pracy nie pracowałem nic. Moje zadanie to zjeść, zapalić, napić się kawy, pójść po sprzęt i dowiedzieć się jak mam pracować.

Uwierzcie mi, żadnej z tych prac Brytol robić nie chciał. Oni woleli leżeć na wyrkach i grać w Call of Duty. Woleli też po prostu nie robić nic, a w tym byli Schmuacherem i Messim w jednym.

Jedną z moich prac było malowanie kamieni przy wjeździe na Sand Bay. Poszliśmy z Patrykiem po farby, pędzle, zanim ogarnęliśmy jak to będzie po angielsku minęło kolejne pół godziny. Potem każdy z nas miał pomalować po osiem kamieni, które były murkiem do ziemi na której rosły jakieś tam roślinki, a w tą ziemię były wbite słupy podtrzymujące wielki napis " Welkomtusandbaj". No więc, jak nikt nie patrzył, malowałem te osiem kamieni jakieś trzy godziny, bo co trzy kamienie mieliśmy przerwę na papierosa, a co kolejne dwa szliśmy nad wodę zobaczyć, czy aby na pewno mokra. Po czterech godzinach przyszła do nas Debbie, zobaczyła co zrobiliśmy i pozdrowiła nas mówiąc, że jesteśmy perfekt i że jutro też możemy przyjść.

Ten kraj nie przestaje mnie zadziwiać.

Drugim razem, jeśli chodzi o nadgodziny, dostaliśmy z Jackiem po dwie duże, spalinowe kosiarki. Zatankowali nam je i kazali kosić trawnik. Kto był w Anglii i widział, jak wielkie połacie trawy tu rosną, ten wie, że koszenie takich hektarów nawet dobremu kosiarzowi zajęło by kilka dni. Nam również tyle zajęło, tylko że więcej. Jak kosiliśmy koło naszych mieszkanek, gdy nie było nikogo chowaliśmy kosiarki za budynek i cisnęliśmy do środka grać w Fifę. Jak ktoś szedł, udawaliśmy, że był akurat brejk i że my it i smołk , bat rajt nał łi łil start egejn.

I tak mi mijało życie na tym kampie. Rano jedzenie, popołudniu praca fizyczna, wieczorami jedzenie. Byłem tam kilka tygodni, a już czułem, że moje poczucie estetyki zostało zgwałcone, uduszone i zgwałcone raz jeszcze. Zamieniłem garnitur, koszulę na łopatę, tacę i ufajdane spodnie. Patrzyłem na tych ludzi, którzy tyrali tak od kilku, kilkunastu lat, i nie mogłem uwierzyć, że tak u niektórych wygląda życie.

Ale pewnego dnia mój superwajzor powiedział mi kilka dobrych rzeczy. Mówił, że życie tutaj jest fakin lejzi, ale stać go, żeby 3-4 razy w roku polecieć na wczasy. Zwiedził już cały świat, ma odłożone pieniądze na przynajmniej połowę mieszkania, chodzi w markowych ciuchach i kupił sobie niedawno motor, bo to jego pasja. Na studia nie poszedł, bo jest za leniwy, ale jego ziomek z Birmingham, jak tu pracował, poszedł i teraz jest menedżerem w jakimś tam innym kampie z pensją na poziomie tysiąca funtów tygodniowo.

Życie tutaj toczy się innym torem. Nikt się nigdzie nie spieszy, adrenalina skacze tylko wtedy jak się tego chce, wszystkich stać na wszystko, a na to na co cię nie stać dostaniesz kredyt, który spokojnie spłacisz z tego co dorobisz.

Ja na przykład miałem napiwki dwa razy w tygodniu - w poniedziałek i w piątek. Zbierałem mniej więcej 30-60 funtów za jednym razem, co w skali miesiąca dawało mi prawie drugą pensję.

Trzecią pensję dostawałem z rządu brytyjskiego - co tydzień 50 funtów tax benefit za to, że tyram za najmniejszą pensję krajową.

Stać mnie było na wszystko co chciałem.

A chciałem mieć profesjonalne papiery, żeby móc trenować najlepszych. A Weston Super Mare miało być odskocznią.

 

 

Odnośnik do komentarza

Pierwsze treningi odbywały się pod gołym niebem. Miasto udostępniło nam halę, ale ja byłem zwolennikiem hartowania ducha i ciała. Wiecie, widziałem na filmach treningowych na youtubie jak ci najlepsi nie walili w peta i trenowali nawet w śniegu. My tu śniegu nie mieliśmy, ale był deszcz i to całkiem ciepły, a że oni w deszczu chowani, to i w deszczu kopać nam kazano.

Wyobraźcie sobie, że Weston Super Mare to taka mała miejscowość, taki kurort nad samym oceanem. I tu w ciągu dnia jest odpływ, więc wody nie ma, ale wszystkie łódki stoją zaryte klifem w mule. Wziąłem chłopaków na bieganie po plaży. To na początek. Potem każdy z nich miał jak najszybciej dobiec do pierwszej zamulonej łódki, klepnąć ją tak, żebyśmy słyszeli - w burtę, a potem wrócić. I do składu miał trafić każdy, kto to zrobi do półtorej minuty. Niestety, zaraz okazało się, że muł jest za grząski i wszyscy grzęźli po kolana i cała akcja trwała nie półtorej a cztery. Zapisywałem wszystko w takim skórzanym kajecie z hiszpańskim napisem w Calibri - trenejros, i szczyciłem się tym, jak bym co najmniej miał na ręce sygnet z platyny.

Drugi trening mieliśmy biegając po skłerze. W Weston wszystkie drogi prowadziły nad ocean. Wieczorem jak była woda to się kąpali, w dzień jeździli takimi kładami i ryli wszystko, a starzy ludzie pokazywali na nich palcami i śmiali się jak na dobrym kabarecie.

 

Zresztą, sami zobaczcie jak tam wygląda życie - https://www.youtube.com/watch?v=LtNC0Ck8ZZ4

 

To było tak, że klub dał mi możliwość wyboru - albo będę trenerem w jednej dziedzinie, za 6.31 funta za godzinę i - dajmy na to - będę trenował bramkarzy - albo będę trenował cały zespół za 6.31 funta za godzinę, ale wtedy jak coś wygramy to hajs dostanę najpierw ja, a potem piłkarze. Opcja była całkiem niezła, zwłaszcza, że byłem Polakiem Cebulakiem na dorobku, który na konto sejwował coraz większe sumy, ale jego życie prywatne wyglądało tak, jak Hilton na Atlantydzie. Nie było.

Miałem dwa dni na zastanowienie, ale ja już podjąłem decyzję dużo wcześniej. Żeby nie być łatwym kazałem czekać na siebie. Raz się żyje.

Zatem, po treningu na plaży poszliśmy na Grand Piera i tam było rozciąganko. Każdy wypinał dupę do góry, robił skłony, dawał nogę na ławkę i robił rozciąganie. A starzy ludzie robili sobie z tymi dupami zdjęcia, nawet selfie. Była też zgraja Azjatów, którzy robili sobie zdjęcia ze wszystkimi po kolei i przez to promowaliśmy nasz klub, bo wręczyłem im ulotki-bilety na najbliższe mecze sparingowe. Miałem w głowie politykę promowania zespołu na arenie miejskiej i całego Somerset.

 

Życie na obczyźnie to taki okres w życiu, gdzie masz do wyboru - taplać się w tęsknocie za rodziną, za Polską, albo brać pełnymi garściami z tego co Ci dają. A tu dawali naprawdę sporo za naprawdę niesporo. Polazłem do Dżobsenter i zapytałem, czy mają jakieś szkolenia. W środku siedział jakiś Arab, który potrafił po Polsku mówić podstawowe zwroty. Pytam go skąd zna polski, a on, że przecież 80% ludzi co tu przychodzą to Polacy, a Polska to dobry kraj bo i kobiety piękne i wódka smaczna. Dał mi listę szkoleń, za które w 100% płaci państwo, chwyciłem dwa i zapisałem się na następny miesiąc. Normalnie musiałbym zabulić za to tysiąc funtów - szkolenie menedżerskie, i pięćset - szkolenie z wychowania fizycznego. Tu nie płaciłem nic, tylko musiałem podpisywać listę obecności na wypadek gdybym się nie zjawiał. Jak się nie zjawię, muszę zapłacić za szkolenie.

To samo tyczyło się wizyt u lekarza - chcesz rzucić palenie? Nic prostszego - lekarz daje ci drogie tabletki i żresz je każdego dnia. Normalnie kosztują z 200 funtów ( cała kuracja ). Tutaj masz to darmo, ale tydzień w tydzień musisz przychodzić na wizytę i dmuchać w takie urządzenie co to mierzy zawartość nikotyny w płucach i substancji smolistych. Jak nie maleje, znaczy że palisz, a jak palisz i oszukujesz państwo to musisz zapłacić i za tabletki i za apojtment.

Takie no normalne.

 

Po tym wszystkim znów powrót na Sand Bay, taca i - łat łudź ju lajk for majnkors ?

Odnośnik do komentarza

Minimalne oczekiwania na ten sezon co miałem zagrać jako pierwszy, to ambitna walka w każdym meczu rozgrywek Skrill South. Niby nic, ale dla drużyny w której grają same kuternogi, grubasy, pomyleńcy, beneficiarze, to tak, jak awansować Chojnikiem Cieplice Śląskie Zdrój do ekstraklasy. Ja zakładałem walkę o środek tabeli, ale klub proponował o górną połowę.

 

Budżet na sezon :

Budżet transferowy - 0 funtów

Budżet płacowy - 3,5 tysiąca tygodniowo.

 

Tyle zarabiał przeciętny sklep spożywczy założony przez ciapatych, w którym sprzedawano polskie kiełbasy z importu pod nazwą - Frykas, polskie jedzenie. Ja miałem za to utrzymać kilkunastu chłopa, zapłacić za jakiś autobus, za jakąś pensję, za jakieś jedzenie. Awykonalne? Nie dla Polaka.

Pensje, jakie klub płacił każdemu piłkarzowi, prezentowały się następująco :

Najwięcej zarabiał Tristan Plummer, bo miesięcznie wychodziło mu tyle ile ja miałem z kontraktu + owertajmy, na kelnerce. Niby nieźle, ale na brytyjskie zarobki marnie a na piłkarskie tragicznie. Żył z tego, że handlował krzesłami i meblami z odzysku. Jeździli starym GMC po Somerset, ładowali wszystko na auto, płacili grosze, a później z Kazimierzem z Otwocka, starszym facetem z brodą po kolana, rzeźbili, heblowali i sprzedawali na bazarku za miastem za bezcen. W piłkę grał bo kochał, a że kochał inaczej, to każdy wolał się przebierać jak go nie było w okolicy.

Zaraz za nim w peletonie plasował się Martin Slocombe, grubasek spod Tauton, który mieszkał u swojej babci tuż nad Cabot Circus, nieopodal Souvenira i parał się niczym. Jego życiem była gra w Weston, chodzenie do kościoła i na spacery z rosłym maltańczykiem Sue. Zrobił mu tatuaż w kształcie pikującego orła, który trzymał w szponach herb ukochanego Liverpoolu. Wszyscy mieli z niego bekę.

 

Popatrzcie na to logicznie - porównujemy teraz rozgrywki w Polsce do rozgrywek w Anglii. Skrill South to szósta liga w Polsce. Szósta liga w Polsce to pogranicze okręgówki i tych niżej. Tam zarabia się ... nie, tam się nie zarabia. Tam się gra, żeby grać. Na polskie pieniądze zatem, cebulakowo licząc w Anglii za to samo kosi się około trzy do pięciu tysięcy miesięcznie. Nie przeliczając zarabia się tysiąc miesięcznie, ale za ten tysiąc jesteś w stanie przeżyć miesiąc i nawet parę funtów odłożyć. A kupując w pałdlnandzie to nawet półtora miesiąca, bo jak się kupuje azdowskie żarcie i to prawdziwie teskowe, to nawet dwa miesiące. To jest to kuriozum, którego normalny człowiek nie potrafi zrozumieć. Normalny = nie Polak. My jesteśmy z urodzenia dotknięci niesprawiedliwością i dymaniem przez tych co nami rządzą. I jesteśmy normalni jako człowieki, ale nienormalni jako ludzkość. Tyle.

 

W naszej lidze, na starcie, plasowaliśmy się na przedostatnim miejscu.

SKRILL SOUTH

Obrońcy tytułu Welling

 

 

 

 

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

W naszej szatni dziarsko tryskał grzyb po ścianie. Pikował od sufitu po pierwszą szafkę i wchodził z rozkoszą do dwóch pozostałych. W środku śmierdziało mieszaniną oleju słonecznikowego, chloru i bąków, ale tylko dlatego, że trzy sedesy wciśnięte w ciasne pomieszczenia były popękane i niedomyte. Z kranu kapało na metalową umywalkę. Po prawej był kran od zimnej wody, po lewej od gorącej. Jak chciałeś się obmyć, to albo sobie coś odmrozisz, albo poparzysz. Gorzej, jak chcesz obmyć jajka.

Do szatni wchodziło się korytarzem prowadzącym z parkingu. Parking należał do klubu golfowego, a gościu co go strzegł jak Texas Rangers za każdym razem marudził, że tu nie parkować, że tam ktoś zamielił, że butelka po piwie to nasza. Co prawda mało kto przyjeżdżał samochodem, bo taniej było autobusem, no ale jednak.

W drużynie juniorów nie było nikogo poza tymi, którzy czasami wpadali, ale na same mecze. Jakaś garstka, z dwunastu chłopa. Na treningi nie chcieli chodzić, na mecze przyjeżdżali często na kacu, albo na bani, bo do kaca nie dopuszczali. Nie wiem po co nam juniorzy, ale zarząd stał za nimi jak żołnierz SS broniący przejścia z NRD do RFN. Pal sześć, śmierć frajerom.

 

Poznałem polskiego księdza. Nazywał się Kamil Rafiński, ale wszyscy mówili na niego Ojciec Dalton, bo wyglądał jak jeden z braci co to z Lucky Luckem walczyli. Ojciec Dalton pochodził z Murowanej Gośliny pod Poznaniem i z zamiłowania trenował Krav Magę, ale tylko wtedy, gdy proboszcz nie widział. W ogóle, gość był przekozacki - jeździł ołowianym Fiatem Sieną, kupionym od niemieckiego Polaka, załadował do niego podtlenek elpidżi. Na kaseciaku miał załadowanego Boba Marleya, a wieczorami, jak schodził ze służby, w centrum miasta przy Dragon Kiss kupował marihuanę i jarał ją z poddanymi, ale tak, żeby proboszcz nie wiedział i nie widział.

Kiedyś zapytałem go, jak to jest z dawaniem na tacę. A on, że kiedyś miał rozkminę kumplami - co brać dla siebie, a co Panu Bogu. No i jeden z nich mówił, że rysuje na ziemi kredą koło, a potem bierze koszyk, podrzuca do góry i co spadnie do koła jest jego, a co obok to Pana Boga. Drugi jego ziomek mówił, że robi podobnie, ale rysuje kreskę na ziemi. Co spadnie po prawej to jego, co po lewej to Pana Boga. Ojciec Dalton miał lepszy patent - podrzucał koszyk do góry i co spadnie na ziemię to jego, a co zostanie w powietrzu to Pana Boga.

Zapytałem go też jak to jest, że ksiądz uczy ludzi o współżyciu i pożyciu małżeńskim, skoro ksiądz żony nie miał nigdy. A on mówi mi, że owszem, żony nie miał, ale księdzem się nie urodził. Swego czasu był ananasem i dźgał wszystko co się rusza. Dopiero potem się nawrócił, ale teraz jest też facetem, więc do czasami jeździ do Bridgwater do splifhałsa i korzysta póki może. Zresztą, on był najpierw człowiekiem, a dopiero potem księdzem. Gadał, że to, że on nie może mieć baby jest wymysłem jakiegoś mądrali z czasów, gdy kościoły były bogate. Bo to nie chodzi o religię, ale o to, że jak ksiądz miał by dzieciaka, to potem dzieciak dziedziczy majątek kościelny, a nie kościół. A tak, to kościoły pozostają sobą, dalej mają pełno hajsu, a księża dalej łankują po cichu, albo udają, że nie ,a jednak.

O ojcu Daltonie opowiem wam jeszcze później, bo gość rozwalał nam system na meczach.

 

Po powrocie na Sand Bay powiedziałem Debbie, że w sobotę gramy sparing, a potem to jeszcze kilka i liga rusza pełną gębą. Mówiąc to wręczyłem jej przeszmugowane z Polski cztery paczki Marlboro, a ona spaliła rumieńcem, poruszała brwiami tak, że spoko i mogłem iść. Korupcja nawet na Wyspach jest modna jak Victoria Beckham na salonach.

Jordan powiedział, że wie, że w okolicach jest mnóstwo dobrych chłopaków, którzy chętnie by u nas pograli, ale trzeba im zmontować jakieś coś na przeżycie. Pomyślałem więc, że skoro tak, to dam ogłoszenia do gazety regionalnej, że robimy dzień testów.

Byliście kiedyś na takim czymś? Przyjeżdżają chłopaki obdarte z godności, w dziurawych butach i takich tam dziurawych gaciach, rąbią na całego bo myślą, że zostaną Del Piero. Dookoła siedzi mnóstwo gapiów i hedhanterów, którzy polują jak dzika kuna w agreście na kogokolwiek. Straszny widok, mówię wam.

Ojciec Dalton mówił, że to taki czas w życiu tych chłopaków jak czas niewolników w juesej. Stoisz, pokazujesz atrakcje swojego ciała, jaki to jesteś dobrze zbudowany i ktoś albo za ciebie płaci, albo dalej tyrasz za nocleg u jakiegoś kogoś, co to się panem nazywa.

 

Pierwsze trzy mecze sparingowe były takim przetarciem szlaków w trampkach. To był dowód na to, że grać 4-4-2 z moją ekipą to tak, jak by mówić Smudzie, że jest dobrym trenerem, albo tak, jak by obiecywać dziewczynie, że nie będziecie się łankerować jednocześnie trzymając skrzyżowane palce za plecami.

 

 

Weston Super Mare 4:0 Weston Super Mare U 21

 

Weston Super Mare 0:4 Crawley

 

Weston Super Mare 2:2 Plymouth

Odnośnik do komentarza

Brytyjskie kobiety.

Obraz nędzy i rozpaczy wciśnięty w cukierkowe, eklerkowe, promocyjne ciuchy. W głowie mają sernik z galaretką. Zresztą, galaretę mają pod ciuchami, bo zdecydowana większość wyglądem zawstydziła by niejednego zapaśnika. Aż dziwne, że sumo to nie narodowy sport tej nacji. Jacek mówił, że gdy wychodził na panienki do miasta, to nierzadko miał ochotę powiedzieć, żeby puściła bąka na orientację, bo nie znajdzie odpowiedniego miejsca na wsad.

 

To dość ordynarny temat, ale nie wynika to wcale z mojego widzimisię.

Otóż, po raz pierwszy miałem z tym styczność już na samym początku - gdy przyleciałem, dojechałem na Sand Bay i wybraliśmy się do Dragon Kissa. Można tu znaleźć naprawdę piękne kobiety - zadbane, pachnące, wypacykowane. Były uśmiechnięte, czarujące, tryskające optymizmem - młode, stare, pomiędzy. Zakochujesz się od samego początku. One są jak z filmu - żywa przeróbka w Photoshopie. Możesz dotknąć, klepnąć, powiedzieć komplement, poprosić o numer.

Możesz też założyć kaganiec, obrożę, założyć żółte tablice rejestracyjne, poprosić o dofinansowanie. Możesz wyprowadzać na spacer, zabierać do sklepu i wsadzać w fałdy tłuszczu małe gadżety a potem spokojnie przez bramki wychodzić. Możesz utuczyć, wsadzić w koryto i mieć zawsze w co włożyć jak wracasz po tyrce z magazynu.

Brytyjczycy to bardzo samotny naród i znajdziecie tu samotnych niewiast na pęczki. Dlaczego? Może wynika to z podejścia mężczyzn do relacji damsko-męskich? Zamiast czuć sympatię wolą pić, zamiast iść na randkę wolą iść na browara, a zamiast kupić prezent wolą kupić karnet na mecze ulubionej drużyny. Tatuują imiona ukochanych, ale zmieniają je jak rękawiczki, a tatuaże zostają.

 

Brytyjskie kobiety nie znoszą obcokrajowców. I nie wynika to wcale z tego, że jesteśmy brzydcy, ale z tego, że jesteśmy nieangielscy. Nie chodzimy wykolczykowani, nie mamy naciapanych tatuaży, nie umiemy mówić z akcentem i - o zgrozo - nie znosimy angielskiej kuchni. Nie jesteśmy też brzuchonoszami. Nie pierdzimy w towarzystwie, nie przebieramy się na święta, nie nosimy ciuchów z brytyjską flagą i na holideja nie latamy na kruzy dookoła Wysp, a do ojczyzny. Bywały też wyjątki, ale najczęściej polegały na tym, że Polki brały w obroty Anglików, a nie odwrotnie. Sam poznałem kilka takich par. Dagmara i Mathew na przykład łączą się łóżkiem, bo Dagmara mówić praktycznie nie potrafi. Za to praktycznie jest dobra.

 

W sluthałsach, czyli popularnych burdelach spotkać można samych obcokrajowców, ale jak się uprzesz to Brytyjkę też znajdziesz. Są zwykle droższe, ale co cię to obchodzi, skoro przeciętna godzina kosztuje 30 funtów? Dzienny zarobek. Banał. Z burdeli korzystali wszyscy, którzy mieli jaja, pieniądze i byli samotni. Z Sand Bayu nikt. I wcale nie wynika to z tego, że każdy miał kogoś.

Na krawężniku pod dyskotekami można było wybierać jak w pomidorach na promocji w Aldi. Podchodzisz, mówisz kilka zdań po angielsku zakończonych finiszem przy barze z drinkiem, ładujesz na plecy, bo upijają się do nieprzytomności i wieziesz gdzie chcesz, robisz co chcesz. Ona i tak jest chętna, łatwa, dostępna. Te co siedzą o własnych siłach wymagają nieco więcej uwagi. Zatem taką podczas tańca musisz szturchnąć, klepnąć, oczarować uśmiechem. 90% prób kończy się sukcesem. Jest to dla mnie niezrozumiałe, bo w polskich dyskotekach do naszych kobiet trzeba podchodzić z dystansem. Do tych musisz podchodzić z portfelem i chęcią alkoholizowania.

Sam byłem świadkiem sytuacji, gdy Natalie przyszła na dyskotekę z Johnym, spędziła ją z Andym, a obudziła się z Johnym i Andym w pokoju Brandona. Brandon oczywiście też tam był. Byłem też świadkiem, gdy Natalie przyszła na dyskotekę sama, a przez całą noc przerobiła czterech czy pięciu grubasków. Potem chwaliła się koleżankom, pokazywała filmiki, zdjęcia. Była dumna. Zdecydowanie.

Aj em prałd of ju bejb. Trast mi.

 

W ogóle Natalie przed wyjściem z domu poświęcała sobie mnóstwo czasu. Musiała nałożyć tynk, glazurę, kafelki, oderwać niedociągnięcia, położyć ponownie. O poranku była zwykłym Fordem Escortem, ale wychodząc z domu to już Panamera. Tańczyła za to obłędnie, a ciało miała niesamowicie wysportowane. Byłem zdziwiony, bo żarła jak każda inna. Kiedyś mi opowiadała, że Brytole mają tak grube kobiety, bo to świadczy o tym, że o nie dbają. Tu każdy lubuje się w swej otyłości. Mówią - jak gruba to kochana.

I weź tu bądź mądry i pisz wiersze.

Była słodka jak cukier, a sypała się jak mąka.

Ale była piękna na swój sposób. Z czasem, jak siedzisz wśród dziwnych ludzi i w kurestwie znajdziesz coś, co cię urzeknie.

 

Na Sand Bayu mieliśmy ekipę tancerek. Co wieczór, po kolacji, goście hotelowi przychodzili na balrum, siadali, żarli, pili, palili i oglądali występy. Był wodzirej - taki po pięćdziesiątce. Typowy banan - solarka, żelik, loczki nakręcone czymś dziwnym, pachniał czymś brzydkim i chodził w czymś niemodnym. Ale zawsze na to nosił marynarkę. Żywy Jeremy Clarkson, z nieco mniejszym bandziochem. Były trzy blondynki, jedna świnka pigi o włosach w kolorze rdzewiejącego zderzaka od malucha. Była też opisywana wcześniej przeze mnie Lisa, była też Natalie. Sam czasami przychodziłem gapić się na ich występy, bo - z całym szacunkiem - pomimo swojej dziwności tańczyły naprawdę nieprzeciętnie.

Ten cały Jeremy Clarkson miał słabość do młodych dziewczyn. Był śpiewakiem. Śpiewał, one tańczyły, on śpiewał, one tańczyły, on śpiewał, a goście bili brawo, płakali, śmiali się i rzucali napiwki. Któregoś dnia zobaczyłem, jak świnka pigi przebrała się w ludzkie ciuchy i przez moment wyglądała naprawdę apetycznie. Ja bym jej wsadził w usta jabłko i polał sosem, ale goście byli zauroczeni. Nie tańczyła. Śpiewała. Byłem oszołomiony, ale Andrew szybko przywrócił mi czucie mówiąc, że ten wodzirej często zaprasza do siebie na lekcje śpiewu. Typowy pan od muzyki - ty mi zaśpiewaj a potem possij. Nie chcesz? Rozłóż nogi, sam sobie poradzę.

O zgrozo. I one na to szły. Jak Bóg mi świadkiem, wszystkie!

Brytyjskie kobiety to temat na osobny rozdział. I jeszcze niejednokrotnie do tego wrócę, bo zadziwiały mnie tak jak ojciec Dalton.

Odnośnik do komentarza

Następne sparingi to dryblowanie między formacjami. Najpierw była 3-5-1, ale nie pasowało to kompletnie do niczego. Za to z niczego zrobiliśmy całkiem niezły wynik, bo przerżnęliśmy z Birmingham zaledwie jedną bramką. Gra była tak ciekawa jak wędrówka żółwicy po złożeniu jaj do morza. Nam bramki strzelili Novak i Caddis, a my ripostowaliśmy z karniaka. Wapno na gola zamienił Pete Monks, w 58 minucie pakując piłkę po muldzie przy lewym słupku.

Weston Super Mare 1:2 Birmingham

 

A potem było 4-3-2-1 i tak chyba zostaniemy. Zarząd wystawił mnie na ciężką próbę, bo mieliśmy mecz z drużyną juniorów z Plymouth. Pokonaliśmy ich z dziecinną łatwością i - mógłbym rzec - tak się jedzie z kelnerami. Ale kelnerem byłem ja, a ci gówniarze grali całkiem rześko. I gdyby nie to, że w szatni fakami uzupełniałem braki językowe, to pewnie byśmy polegli.

Weston Super Mare 4:3 Plymouth U 21

 

Potem pojechało nas Torquay, co dla mnie brzmiało jak indyk. Oczywiście po angielsku. No więc indyki grały otwarty, radosny, ekstatyczny futbol. Wszyscy latali, fruwali, darli się, orgazmowali, idylla, szał macicy na dzielnicy. Co z tego, że najpierw my zdobyliśmy gola, skoro Louis Briscoe w trzy minuty wgniótł nas w ziemię jak pędzący ratrak małego yorka.

Weston Super Mare 1:2 Torquay

 

W ostatnim sparingu pozostałem przy tej taktyce, za to nastawiłem wszystkich na grę z kontrataku jednocześnie kastrując możliwości swobodnej gry. Mieli grać tak jak ja chcę, a nie tak jak oni, na co oni, że się z dupą na mózgi zamieniłem chyba. Ale gdy Gloucester legło pod naszym obuwiem i rozsypało się jak staruszek z zaawansowaną osteoporozą dostający kuksańca od kibica Chelsea, wszyscy zgodnie powiedzieli - tak mistrzu, miałeś rację. To oczywista oczywistość.

Gloucester 1:3 Weston Super Mare

 

Niebawem debiut. Wróciłem na Sand Bay, powiedziałem wszystkim, że będziemy sławni. Wszyscy powiedzieli, że jutro jest lunch, że mało ludzi przyjedzie za tydzień i wszyscy mają po dodatkowym ofie, czyli zarobi się mniej. Zarobi się mniej to wszyscy wkurzeni. Wszyscy wkurzeni, to mają w tyłkach mój debiut.

Ot i takie rarytasy.

Odnośnik do komentarza

O kupnie nowych piłkarzy nie było mowy. Mogłem co najwyżej zakontraktować tych, co ich nikt nie chciał. Same odrzuty. Mało tego, nie mieliśmy w ekipie w ogóle sztabu szkoleniowego. Ja marzyłem wysyłać scoutów po Somerset, ale Clarke był gnuśny. On szukał piłkarzy na Facebooku. Chciałem mieć trenerów od bramkarzy, ale tych akurat trenował Tony z północnego Londynu, który był z wykształcenia nikim, a z zawodu jeszcze bardziej. Mieliśmy za to koordynatora pionu juniorskiego. Gdybyśmy w ogóle ten pion mieli, a tu ani poziomu ani niczego. Mój zwiastun nie grzeszył inteligencją.

 

Wywiesiłem na tablicy ogłoszenie, że potrzebujemy wszystkich po kolei. Ludzie mieli się do nas zgłaszać, a prominentny prezes - Paul Bliss ( który notabene był adherentem Władka Putina i jego myśli politycznej ) nie zamierzał nam w niczym pomagać. Paul Bliss był ostoją spokoju. Miał firmę zajmującą się kaperowaniem imigrantów z krajów dotkniętych skrajnym zubożeniem. Organizował ich wyjazdy - Z Rumunii, Litwy, Polski i Hiszpanii. Kontraktował ich w nieodległych zakładach, a potem z każdego kontraktu przez co najmniej pół roku owe fabryki płaciły mu po 3-4 funty za każdą godzinę ich pracy. Do tego posiadał komis samochodów używanych, dwa sklepy z używanymi meblami, oraz był udziałowcem w Crosville - podmiejskiej linii autobusów, którymi zresztą dojeżdżałem z Sand Bayu. Jego pomoc ograniczała się zaledwie do powiedzenia gudmonyn na dzień dobry i olrajt jak mnie mijał po raz drugi. Dusza człowiek.

 

Wywiesiłem też na tablicy ogłoszenia dotyczące chęci pozyskania nowych grajków i już po trzech dniach do klubu zawitało kilku dziwaków, więc Brendan Clarke miał pełne ręce roboty. Gość pochodził z Dover. Za dziecka trudnił się rozładowywaniem przybywających promów z Calais. Stał, pokazywał ręką, że mogą już auta wyjeżdżać, a potem miał przerwę.

Powiedziałem sobie - skoro gość jest skałt, to coś potrafi. I do mnie mieli trafiać piłkarze przeskautowani przez niego. Tryb hardcore.

Nowe kontrakty z Weston Super Mare podpisali :

 

Dene Crooper - wysunięty napastnik miał być cudownym uzupełnieniem pefronowskiego przodu. Niestety cierpiał na przewlekłe bóle głowy, które poprzedzały przewlekłe litry cajdera. Szkolił się w Sheff Wed, więc coś tam jednak potrafił. Najwięcej goli strzelił w sezonie 2008-2009 w ekipie Matlock, bo aż 14 na 38 meczów. Będzie wzmocnieniem. Clarke działał wybornie.

 

Byron Bubb - gość pochodził z Grenady i sam nie pamięta jak się znalazł w Weston. Dwóch marynarzy z Gdyni poczęstowało go polską żubrówką. Pili na Karaibach a obudził się na południu Anglii w samych gaciach i wianuszkiem na torsie. Przygarnął go Włoch do pizzerii.

 

Tom Hayes - były piłkarz Wallsall, środkowy obrońca, uzupełnienie składu. Był po prostu piłkarzem.

 

Jon Coke - środkowy, defensywny pomocnik to strzał w dziesiątkę. Dokładnie takiego poszukiwałem. Taki Vieira i Keane w jednym, goingbald o aparycji pedzia . Przyjechał z Hendon i był na łerhałsie superwajzorem.

 

Ligo, nadchodzimy!

 

 

 

Odnośnik do komentarza

Ojciec Dalton przyszykował dla nas błogosławieństwo na rozpoczęcie sezonu. Mówił całkiem nieźle po angielsku, aczkolwiek często zdarzało mu się wtrącić polskie słowo, przez co nie do końca był zrozumiany przez potencjalnego odbiorcę. Nadrabiał aparycją Kazacha z niedogoloną brodą i wąsami. Uśmiechając się pokazywał całą konstelację zepsutych, żółtych zębów. Był wzrostu siedzącego psa, ale jak coś chciał, robił oczy kokerspaniela, a jak coś nie chciał, rodwajlera.

Mawiał, że prawdziwy facet nigdy nie goli krocza, bo partyzant zawsze wyskakuje zza krzaków. Polakom udzielał porad - pierwsze prawo mechaniki brzmi tak, że jak uwalisz sobie ręce smarem to twój nos zaczyna swędzieć i chce ci się siku. Dlatego kazał nosić rękawiczki. Był dobrą duszą towarzystwa. Pamiętam, jak pocieszał małą Katarzynę, gdy przyszła płakać mu w rękaw, że chłopak zostawił ją dla przystojnego Rubena z Madrytu. Płakała, że faceci to świnie, że kobiety są najlepsze, że ona znajdzie teraz sobie dziewczynę i będzie szczęśliwa. Ojciec Dalton wysłuchał jej, a potem powiedział, że pewnie zostanie feministką i natenczas nadszedł mu do łba ciekawy kawał. Zapytał Katarzyny ile feministek potrzeba żeby wkręcić żarówkę? Ona na to, że pewnie jedną, a on, że dziesięć, z czego jedna będzie wkręcać żarówkę, a dziewięć pisać blogi o tym, że nie potrzebują facetów żeby wkręcić żarówkę. A potem pokazał palcem na dwie erderligerl spacerujące z małym sznaucerem i powiedział, że ta po prawej jest szczęśliwa, bo ma męża, kochanka i nawet ją ostatnio zgwałcili. Katarzyna postanowiła pozostać zatem przy orientacji i poszukać kogoś z wyższej półki niż poprzednik.

Zanim opuściliśmy szatnię ojciec Dalton pokropił nas wodą święconą, powiedział coś tam po jakiemuś, że nikt nie zrozumiał, potem powiedział, że to się tyczy każdej religii a zwłaszcza innej niż jego, klepnął mnie po plecach i powiedział, że teraz to będzie zajebiście.

I wyszliśmy na mecze, w taktyce 1-4-3-2-1 z nastawieniem na kontratak, ze sztywną zasadą trzymania się moich ustaleń. Byliśmy zwarci, gotowi, pełni energii, niczym głodne zombie czekające w starterze na sygnał wejścia w pielgrzymkę do Częstochowy.

Sędzia popatrzył na bramkarzy, uniósł obie ręce do góry, a ja poczułem, że taca kelnera niebawem pójdzie w odstawkę. Prezes też był na trybunach. Żarł promocyjne Pringelsy - baj łan get łan fri, za dwa i pół funta.

Naszym rywalem było Eastbourne Boro, czyli nie wiem kto, bo nie zdążyłem ich obczaić. Grali w jakiejś taktyce, bo nie wiadomo było w jakiej i dwa razy liczyłem ich, czy aby nie ma za dużo chłopa. Wygraliśmy, bo miałem po prostu na nas pomysł. W 41 minucie Dayle Grubb był najszybszy w polu karnym. Na pół-wślizgu, klęcząc na prawym kolanie, z czuba lewą stopą z rotacją wsteczną wsadził piłkę pod pachą bezradnie interweniującego Rossa. 355 kibiców uniosło obie pięści w górę w geście tryumfu, a tylko dwóch miało doła. Dwóch, bo stryjek i stryjeczna masażysty gości. Potem Garrod wyrównał, bo zamachnął się na woleja, ale piłka spadła mu na udo i wpadła po prawej, a nasz bramkarz był po lewej. W 84 minucie z główki dał nam trzy punkty Knowles.

 

Skrill South 20.09.2013

Woodspring Stadium

Weston Super Mare 2:1 Eastbourne Boro

( Grubb, Knowles ) ( Garrod )

Odnośnik do komentarza

W Polskiej Knajpie stołowałem się co piątek. Na Sand Bayu jakość jedzenia przypominała jakość wyjętego po tygodniu z kosza na śmieci pomidora. Tam poznałem Michała - byłego studenta ekonomii który od pięciu lat mieszka w Anglii. Po wypiciu kilku głębszych opowiedział mi swoją historię :

 

Powiedz - jak wygląda twoje życie? Jesteś zadowolony z tego kim jesteś? Jesteś dumny z tego co osiągnąłeś? A może łudzisz się, że jeszcze będzie lepiej? Nie czujesz czasami, że życie ucieka ci przez palce, a ty stoisz - jak by - z boku i - jak by - chcesz w nim uczestniczyć, ale nie możesz dopchać się do tego pędzącego peletonu? Czujesz, jak stoisz przy wielkiej, pancernej szybie i wszystko co się dzieje widzisz, ale nie możesz tego dotknąć? Miałeś być piłkarzem, ale nie wyszło? Miałeś być inżynierem, ale orasz w odzieżowym na dwie zmiany, albo skręcasz kabelki w fabrykach? Rodzice są z ciebie dumni? Na pewno - matka tuliła cię do piersi jak byłeś młody i cieszyła się, że urodziła skręcacza kabelków, który powieli swój ułomny materiał genetyczny i spłodzi kolejnego skręcacza. Nie doceniasz tego. Zmieniali ci pieluchy, wydawali krwawicę, żeby ci było dobrze. Chcieli mieć inteligentnego syna, pomagali ci w lekcjach. A ty? Czego ty chcesz? Być śmieciarzem, czy kelnerem? Ile zarabiasz? Coś robisz, żeby zarabiać więcej? Nie, siedzisz przed facebookiem i onanizujesz mózg zdjęciami znajomych. Oni mają lepiej.

Ej, serio? Ja też tak miałem. Pamiętam jak dziś - siedziałem na dworze popijając kawę, a nad głową krążyły Ryanairy. Lotnisko miałem rzut beretem, w linii prostej jakieś dwadzieścia kilometrów. Minęło tyle lat, a człowiek nadal się łudził, że jeszcze nadejdzie jego chwila, jeszcze będzie szczęśliwym i bogatym człowiekiem. Wszyscy dookoła tak myśleli, z czego zaledwie 10% było. Zakładałem działalność, ale państwo rąbało mi co miesiąc za ZUS i podatki ponad 60% mojego dochodu, więc zawiesiłem ją, a potem zamknąłem. Próbowałem przebrnąć przez te wszystkie głupoty urzędnicze, żeby dostać dofinansowanie z Unii na otwarcie restauracji, ale zanim ogarnąłem o co chodzi w papierach minął rok i wszystko się pozmieniało. Mogłem to zlecić komuś innemu, ale jemu trzeba zapłacić, a ja nie miałem z czego. Myślałem, że po studiach zdobędę zawód, zrobię karierę. I wiesz co? Skończyłem Akademię Ekonomiczną i polazłem do banku. Rok czasu, osiem szkoleń, umowa na czas określony. Po roku przyjęli innego, młodszego. Szukałem dalej, ale wszędzie dawali najniższą krajową plus dodatki. Głodówka. Poszedłem na przedstawiciela handlowego do wiodącego producenta wód mineralnych. 30 punktów dziennie, 10 godzin pracy, auto tylko do celów służbowych, częste kontrole, mobing, straszenie, ucinanie pensji, brak budżetu na wymiany. Kolejny rok, pensja maksymalnie 1800 zł. Wiesz, jak mieszkałem z rodzicami nie było źle, ale jak zamieszkałem z dziewczyną, to zwykle po 25 nie wiedziałem czy jeść, czy zapłacić rachunki. Wywalili mnie, bo skręciłem nogę w kolanie i przez miesiąc nie mogłem prowadzić samochodu. Powodem były niby słabe wyniki, ale plany zapinałem - na 12 miesięcy aż 8 razy.

Po Ustroniance nie mogłem się podnieść. Szukałem wszędzie : biuro nieruchomości i praca wyłącznie na prowizji; barman w karczmie na styl góralski i pensja minus dojazdy = czynsz + pięć obiadów. Podkreślam - magister ekonomii. Szukałem w miastach w orbicie mojego miasta, ale z pracą było podobnie. Wrzucali na tablice ogłoszeń takie ogłoszenia, że tylko poszóstny magister z doświadczeniem pięćdziesięciolatka mógł iść do tej pracy. Skończyłem wreszcie na kuroniówce.

Moja dziewczyna wyleciała do Anglii, poszła do pracy i za tygodniówkę wynajęła pokój, a za drugą nakupowała ciuchów, jedzenia na miesiąc, zapisała się na Zumbę. Resztę odkładała. Pierwotnie nie wierzyłem jej, bo z wykształcenia była technikiem żywienia, a z zamiłowania była nikim. Nie miała absolutnie żadnego hobby. Potrafiła mówić po angielsku w podstawowych słowach. I to wystarczyło. Po niespełna pół roku próbowania, walki, wysyłania CV, roznoszenia CV osobiście, dostałem trzy telefony. Po rozmowach kwalifikacyjnych nikt się nie odezwał, a mój debet na koncie rósł.

Kupiłem bilety, spakowałem się w jedną torbę i poleciałem do niej.

Jak Boga kocham - za miesięczną pensję moją i jej kupiliśmy telewizor 42 cale, playstation ( co prawda w takim sklepie jak Cash Generator, no ale jednak ), miałem nowe ciuchy : trzy pary spodni, dwie pary butów, 5 podkoszulek, 5 majtek, 10 par skarpet, markowe perfumy Cleina. Kupiłem wreszcie wymarzony czytnik ebooków i ... okazało się, że z mojej pensji zostało mi jeszcze 100 funtów. Ona zapłaciła za mieszkanie i jedzenie i resztę odłożyliśmy. I to wszystko po jednym miesiącu życia.

Dzisiaj mija dokładnie pięć lat od tego wydarzenia. Na obrzeżach miasta mamy dom, ona jest w ciąży, ja po dwóch latach dostałem awans na superwajzora, a po kolejnym roku na zastępcę menedżera. Pytasz czy jestem z siebie dumny? Tak, jestem. Mam kochającą żonę, syna w drodze, 10 lat kredytu hipotecznego z realną możliwością spłaty, siedmioletnią beemkę pod domem i dwa yorki baraszkujące w moim małym ogrodzie. Mamy konserwatory gdzie urządzamy przyjęcia, miejsce na grilla. Wszyscy mówią mi dzień dobry, każdy tu jest uśmiechnięty, a państwo pomaga w każdym aspekcie życia. Mamy odłożone ponad 10 tysięcy funtów na czarną godzinę. Żyjemy jak ludzie. Ja nigdy nie chciałem być baronem czy szejkiem arabskim. Ja chciałem żyć godnie, być dobrym mężem, dbać o rodzinę. Moi rodzice przylatują do nas dwa razy w roku, jej też dwa razy. I stać mnie, żeby ich ugościć pełną gębą. W zeszłym roku byliśmy w Meksyku, dwa lata temu w Tajlandii, a trzy na Malediwach. I to wszystko z normalnych pensji - ja pracuję w Lidlu, ona w Aldi. Wyobrażasz sobie? Jestem człowiekiem. W Polsce byłem złodziejem już z samej definicji - szukający pracy. Aha, szuka pracy? Trzeba go ograbić zanim on ograbi nas. Żenada.

Powiem ci szczerze, że nigdy już nie wrócę. Tu jest mój dom. Czuję, że jestem imigrantem, ale czuję też, że jestem szanowanym człowiekiem. Wiesz, facet często nie kupuje sobie ciuchów, ale tutaj szafa pęka w szwach. Aż grzech nie skorzystać z promocji. Oboje z żoną dbamy o swoje sylwetki, więc jemy zdrowo. Ile na polskie zarobki kosztuje kilo piersi z kurczaka? 16 zł? Tutaj 4 kg piersi kosztuje 10. Idę do sklepu i kupuję karton piwa, a drugi dostaję w gratisie. Właściciele Polskiej Knajpy mieli ostatnio kontrolę ze Skarbówki. Wiesz co im zrobili? Specjalista napisał mim nowy biznes plan, dali im możliwość zaciągnięcia kredytu na 0% na nowe auto do rozwożenia żarcia pod warunkiem, że przyjmą dwie osoby. Dwa nowe miejsca pracy. Państwo tu pomaga. A u nas? Tylko patrzą jak ci dowalić i cię uwalić. Ty a widziałeś ceny samochodów? W Polsce na durnego golfa, jak nie chcesz w kredycie, musisz zbierać rok czasu. Tutaj mojego pierwszego Golfa Cztery miałem za trzy tygodniówki. Jak przyleciałem nie umiałem zbytnio języka. Państwo zapłaciło mi za kurs. Jak urodzi się nam syn dostaniemy na niego jakieś 700-800 funtów miesięcznie benefita, żeby starczyło nam na pampersy i kaszę z mlekiem. A w Polsce wiesz ile się dostaje? Paweł, to jest jakaś żenada. Dużo by opowiadać. Sam zobaczysz, że żyje się łatwiej. Ja dzisiaj stawiam. Za te kilka kieliszków i dwa kufle piwa zapłacę, bo pracuję na to półtorej godziny. A w Polsce? Osiem 50 ml wódki i cztery piwa, to ile byś musiał pracować? Dzień? Tęsknisz co prawda za rodziną, ale - na Boga - nie mamy po szesnaście lat. Nikt za ciebie życia nie przeżyje. Sam jesteś kowalem własnego losu i - jakie decyzje podejmiesz teraz, tak ci się życie ułoży. Pamiętaj też, że nigdy nie jest za późno by zmienić swoje poglądy. Ale im szybciej to zrobisz tym szybciej osiągniesz sukces.

Siedziałem tak i gapiłem się na Michała. I naprawdę, pod przysięgą, nie miałem mu nic do zarzucenia. Był taki prawdziwy.

Nie, to życie było tu takie prawdziwe. Takie życiowe.

Życiowo patrząc jutro kolejny mecz. Uścisnąłem mu dłoń i polazłem na ostatniego Crosvilla.

Odnośnik do komentarza

Pokażę wam jaki Weston miało autokar. O zgrozo, nie wiedziałem wcześniej, ale cała liga ma z nas bekę. Nie było kasy na lepszy. Jak kasa się pojawiała to szła gdzieś bokiem, pod stołem. Ale było to tyle, że starczyło na gamona i jakieś fisz ent czips.

Naszym kierowcą był Otyły Mathieu. Swój przydomek zawdzięczał temu, że był otyły. Do tego chodząc pocił się tak intensywnie, że na plecach i pod pachami nosił całą mapę świata. Idealnie pasował do wystroju wnętrza i do makijażu naszego wehikułu.

Do hrabstwa Dorset jechało się tak mozolnie, że w pewnym momencie chciałem wysiąść, zrobić siku i wsiąść. Prędkość postrzelonego zająca.

Z Dorchester zagraliśmy 1-4-3-2-1 i było to dobre ustawienie, bowiem z przodu graliśmy jak Vanessa Mai na skrzypcach. 20 minuta, Kington z rzutu wolnego dał nam prowadzenie. 31 minuta to 2:0, a 81 Plummer upadając twarzą w błoto wepchnął piłkę potylicą na trzy do zera.

Skrill South 20.08.2013

Avenue Stadium, kibiców 421

Dorchester 0:3 Weston Super Mare

( ) ( Kington, Laird, Plummer )

 

Potem graliśmy w hrabstwie Hampshire z długą nazwą - Havant & Waterlooville FC. Co za kretyn to wymyślał? Weź tu człowieku komentuj szybko mecz. Zanim skończysz wymawiać nazwę sędzia starzeje się, ma wnuki, te rodzą wnuki i mija kolejna era w historii ziemi.

Havant też nam uległ, co nie ukrywam było dla mnie niesamowitym sukcesem, bo każdy nas spisywał na straty. Otyły Mathew ledwo nas dowiózł na mecz, więc kibice zakładali, że damy walkowera.

Skrill South, 24.08.2013

Westleigh Park, kibiców 529

Havant & W 0:2 Weston Super Mare

( Cropper, Plummer )

 

Czwarty mecz w lidze graliśmy u siebie i cholernie chciałem się pokazać. I pokazałem, ale z najgorszej strony, bo graliśmy z takim polotem, że więcej werwy ma rozjechany zając. Frajerskiego gola strzelili nam w 23 minucie, bo jakiś Holder-Sponer, co brzmi dla mnie jak tinki łinki albo Donald Tusk, kopnął po ziemi tak, że piłka odbiła się od dwóch muld i wpadła przy Irishu do siatki. Co z tego, że Kane Ingram wyrównał w 32 minucie, skoro do przerwy Nathan Smart rypnął nam bezpośrednio z rożnego. Druga połowa była tak atrakcyjna jak oglądanie rosnącego baobabu.

Skrill South, 26.08.2013

Woodspring Stadium, kibiców 334

Weston Super Mare 1:2 Basingstoke

( Ingram ) ( Holder-Spooner, Smart )

 

 

Odnośnik do komentarza

Po bardzo udanym początku sezonu zostałem poproszony o rozmowę z czarnoskórym Nabi Diallo. Gość miał zaledwie dwadzieścia jeden lat i występował u nas od zawsze, ale jakoś nie zauważałem go na treningach. Powiedział, że muszę mu dać szansę, bo mu wróżka z fusów ustawiła tarota, widział spadającą gwiazdę z wiedźmą na miotle i ostatni mocz jaki oddawał był w kolorze ciapatej piłki. Pomyślałem - czemu nie? Sam kiedyś prosiłem trenerów o wystawienie mnie w składzie i w odpowiedzi dostawałem sześć kółek dookoła stadionu.

Graliśmy z Chelmsford City i powiem wam, że buki stawiały na nich. O ile o bukach w ogóle może być mowa przy tak niskim szczeblu rozgrywek. Chelmsford został założony w 1878 roku, więc w czasach gdy jeszcze jeżdżono na osłach, a Wyspy Brytyjskie były integralną częścią kontynentu Azja. Dałem szansę Diallo i to był kolejny sukces, bowiem chłopak strzelił dwie bramki. Najpierw, w 42 minucie Walker zagrał bardzo długą piłkę do przodu, tam zgasił ją barkiem odwrócony plecami do wszystkiego Ben Kirk, Diallo dopadł do piłki, spojrzał na golkipera gospodarzy Forecasta, który notabene swego czasu był piłkarzem Tottenhamu ( zobaczcie jak nisko można upaść - z 1 do 6 ligi ) i huknął mu w okienko. Siatka o mało co nie pękła, a ja w notatniku z napisem Trenejro zanotowałem, że chłopak ma potencjał. W 67 minucie był rzut rożny. Jagger-Cane ustawił piłkę na wapnie, dośrodkował, Knowles w zamieszaniu uderzył, ale Dollery zdołał wślizgiem wybić pędzącą z prędkością parkującego Smarta futbolówkę. Na to wszystko nadbiegł Diallo, nadepnął na ucho leżącego Dollery'ego, ale sędzia Merchant niczego nie widział, a potem z czuba zasadził podpachowego rogala i było dwa do zera.

Skrill South 15.08.2013

Chelmsford Sport & Athletics Centre

Chelmsford 0:2 Weston Super Mare

( Dallo 2 x )

 

Siódmego września, w moje urodziny, na własnym podwórku podejmowaliśmy ekipę Boreham Wood. Popularni The Wood z Hertfordshire postawili nam średnio ciekawe warunki, bo przez pierwsze 45 minut grali na zero z tyłu stawiając nie tylko autobus, ale całą zajezdnię w bramce. W drugiej połowie dopiero w ostatnich minutach zdołaliśmy przywalić dwa gole. Pierwszego zdobył, po podaniu Lloyda Irisha, Tristan Plummer. Nasz napastnik balansem ciała minął kładącego się na ziemi Jonesa, po czym z dziecinną łatwością posłał długą piłkę przy długim słupku. Arbiter główny spotkania McLaughlin pokazał na środek boiska, a ja czułem, że po tym meczu wskakujemy na fotel lidera. W 92 minucie kropkę nad i postawił Diallo. Czarnoskóry młokos z aparycją Cygana sprzedającego dywany zanurkował pod bramką Russela i ze szczupaka wpakował piłkę do bramki. Całe 385 osób na stadionie poklaskało sobie jak u Rubika.

Skrill South 07.09.2013

Weston Super Mare 2:0 Boreham Wood

( Plummer, Diallo )

 

Po siedmiu dniach odpoczynku pojechaliśmy tam, gdzie dokują promy przywożące ludzi z obcowizny do krainy Synów Albionu - Dover. Uwielbiałem ten port. Dawał więcej dobrego niż Papież błogosławiący niewiernych i Sasha Grey w misji Afganistan. Otyły Mathew jak zobaczył ile mil trzeba pierdyknąć poprosił nas, żebyśmy dzień wcześniej wyjechali, bo jego truck pali tyle ile przeciętny Rosjanin w ciągu miesiąca, a droga długa i mozolna. Byliśmy zmęczeni. Uwierzcie, tyle mil pokonanych tym wehikułem czasu sprawiło, że Fiddes i Knowles rzygali przez okno dalej niż widzieli, a Laird dostał jakiejś zapaści nerwowej i powiedział, że jak się wkurzy to sam autokar kupi za swoje. Nie mógł tego oczywiście zrobić, bo swoich nie miał. Miał tylko cudze.

Dover zagrało bardzo otwarty futbol, przez co moi spryciarze mieli ogromne pole manewru. Co z tego, że w 50 minucie Lloyd Irish musiał skapitulować po strzale Mosesa Ademoli ( którego prawdziwi rodzice pochodzili z Gwatemali i opierdzielili syna za trzy skrzynki wołowiny i pięć kartonów Marlboro ), skoro w 78 minucie Nabi Diallo wyrównał, a w 85 McLaggon pokonał Lee Hooka fartownym strzałem z dośrodkowania z lewej flanki.

Skrill South 14.07.2013

Crabble Athletic Ground

Dover 1:2 Weston Super Mare

( Ademola ) ( Diallo, McLaggon )

 

I znów rządni krwi, chcieliśmy pokazać naszym ziomkom, że u siebie jesteśmy silni niczym Osiłek ze smerfów. Podejmowaliśmy u siebie Maidenhead i powiem wam, że to nie był Piece of Cake, jak się pierwotnie zakładało. Piłkarze znad Tamizy postawili poprzeczkę tak wysoko, że ocierała górną powierzchnią nowej galaktyki, a nasi byli wzrostu przepołowionej mrówki. I ulegliśmy, ale po zażartej walce.

Skrill South 17.09.2013

Woodspring Stadium

Weston Super Mare 1:2 Maidenhead

( Cropper ) ( Osborn 2x )

 

Po tych wszystkich kolejkach plasowaliśmy się na drugiej pozycji, ustępując minimalnie Boreham Wood, pomimo tego, że pojechaliśmy ich kilka dni wcześniej jak Durczok Rurka.

 

Tabela.

 

 

 

Odnośnik do komentarza
  • Makk przypiął ten temat
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...