Skocz do zawartości

Cień wielkiej trybuny


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

Drugiego listopada rozpoczęła się runda rewanżowa fazy grupowej Ligi Mistrzów, co dla nas oznaczało ponowne spotkanie z Realem Sociedad. O grze oczywiście mógł zapomnieć D'Aniello, który konsekwentnie został przeze mnie relegowany z powrotem do rezerw, z kolei za nieuprawnionego do gry Hildebrandta siłą rzeczy musiałem wystawić nieobliczalnego Gruszkę. Nie pomogła nam na pewno kontuzja Thomasa Franza, którego zastąpił jego imiennik Sebastian. Pierwszy raz od dawna na trybunach zasiadł komplet widzów, choć wiedziałem, że nie przyciągnęło ich RWE, a raczej chęć obejrzenia na żywo Ligi Mistrzów goszczącej w ich mieście.

 

Tego wieczoru okazało się, że rak trawiący nas w Bundeslidze dał już przerzuty na Ligę Mistrzów. Byliśmy przytłaczająco nieskuteczni, Daniel Wolf i Seba Franz strzelali tak wysoko ponad bramką, że piłki omal nie wylatywały poza stadion, a całą pierwszą połowę mogę nazwać usilnymi staraniami, byśmy przypadkiem nie strzelili gościom gola. W przerwie do zmiany była ponad połowa drużyny, którą mógłbym sprzedać za paczkę fajek od sztuki, bo na boisku i tak nie było z nich żadnego pożytku.

 

Po przerwie obraz gry nie uległ zbytnio zmianie, czyli Real się bronił, a my atakowaliśmy i pomagaliśmy Realowi się bronić. W końcu w 62. minucie coś poszło nie tak, centrę Toscano na dalszym słupku wzdłuż linii bramkowej głową zgrał Bruns, a piłkę do bramki przepchnął Corradini, dając nam prowadzenie. Przetrwało ono oczywiście tylko cztery minuty, po których Lovrić bez najmniejszego trudu minął żegnającego się z wyjściowym składem Betza i pokonał Krausego, który nawet nie próbował interweniować. W tym momencie spotkanie mogłoby się skończyć, bo nie wydarzyło się już nic wartego uwagi, a jednym z najbardziej żenujących widoków byli zawodnicy Realu w końcówce spotkania tańcujący na czas w narożnikach boiska przy jakże wspaniałym wyniku 1:1.

 

Cytat

02.11.2027, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 24 100; TV

LM Gr.C (4/6) Rot-Weiss Essen [GER] – Real Sociedad [ESP] 1:1 (0:0)

 

62' D. Corradini 1:0

66' Ch. Lovrić 1:1

 

Rot-Weiss Essen: D.Krause 6 – A.Albrechtsen 6, A.Betz 7, T.Konieczny 7, M.Gruszka 6 – D.Toscano 7 (75' H.Vink 6), S.Franz 7, M.Rose 7, K.Bruns 7 – D.Corradini 7 (70' Denílson 6), D.Wolf 6 (46' Z.Mihajlović 7)

 

GM: Christian Lovrić (N, Real Sociedad) - 8

 

PSV Eindhoven również nie popisało się w swoim meczu, także jedynie remisując z FC Porto 1:1. Coraz bardziej wychodziło na to, że grupa C była jedną z najsłabszych w tej edycji Ligi Mistrzów.

 

Grupa C :

1. Rot-Weiss Essen – 8 pkt – 6:3

2. PSV Eindhoven – 7 pkt – 5:3

3. FC Porto – 3 pkt – 2:3

4. Real Sociedad – 2 pkt – 3:7

Odnośnik do komentarza

6 listopada, tuż przed przerwą reprezentacyjną, odbyło się jeszcze spotkanie z Hoffenheim, w którym chłopcy po kilku zmianach w składzie pobiegali sobie trochę po boisku, imponując zaangażowaniem i chęcią gry.

 

Cytat

06.11.2027, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 4350

BL (12/34) Rot-Weiss Essen [9.] – TSG Hoffenheim [12.] 0:0

 

Rot-Weiss Essen: B.Neumann 7 – A.Albrechtsen 6, L.Hofmann 7, T.Konieczny 7, L.Hildebrandt 6 – D.Toscano 6 (61' Adriano 7), S.Franz 7, M.Rose 7, K.Bruns 6 (73' M.Andreasen 6) – D.Corradini 6 (61' Z.Machaček 6), D.Wolf 7

 

GM: Thorsten Schmitt (BR, TSG Hoffenheim) - 8

 

Odnośnik do komentarza

Reprezentacja Polski kolejny udany rok kończyła meczami towarzyskimi, które miały stać pod znakiem długich podróży. Najpierw w Chorzowie mieliśmy zmierzyć się z Turcją, która w tym roku była ostatnim rywalem usiłującym zagrozić naszej dwunastoletniej już passy bez porażki na Stadionie Śląskim. Następnego dnia po meczu czekał nas długi lot do Ameryki Południowej, gdzie z kolei czekała na nas Argentyna, z którą za mojej kadencji wygraliśmy wszystkie spotkania, i to bez straty gola!

 

Naturalnie nie wierzyłem, że na zgrupowaniu pojawią się wszyscy powołani przeze mnie zawodnicy, ale przed rozpoczęciem wbijania  w mediach szpil tym, którzy mi się narażą, i tak pierwotnie skompletowałem wszystkich tych, którzy stanowili ważne ogniwa reprezentacji, z drobnym wyjątkiem kontuzjowanego Maćka Brodeckiego.

 

Cytat

 

Bramkarze:

– Marcin Maciejewski (21 l., BR, Sampdoria, 2/0);

– Paweł Piętka (29 l., BR, Bordeaux, 23/0);

– Michał Piotrowski (31 l., BR, Crystal Palace, 16/0).

 

Obrońcy:

– Andrzej Brzeziński (30 l., O PŚ, Auxerre, 53/4);
– Marcin Kiszka (30 l., O P, Polska, FC Liverpool, 31/1);

– Grzegorz Wilk (28 l., O LŚ, DP, P LŚ, NAC Breda, 17/1);

– Mateusz Machnikowski (31 l., O LŚ, P L, Werder Brema, 111/13);
– Tomasz Konieczny (26 l., O Ś, DP, Rot-Weiss Essen, 47/0);

– Zbigniew Lewandowski (31 l., O Ś, DP, Manchester City, 43/4);

– Marcin Lis (21 l., O/DBP/P P, Valencia, 3/0);

– Krzysztof Wróblewski (33 l., O/P P, Ajax Amsterdam, 72/3).

 

Pomocnicy:

– Marcin Konopka (25 l., DP, Schalke 04, 22/5);

– Rafał Piątek (31 l., DP, Southampton, 71/14);

– Michał Koźmiński (24 l., DP, P PŚ, Chelsea Londyn, 37/9);

– Tomasz Wilk (24 l., P L, Sheffield Wednesday, 34/4);
– Marcin Aleksander (23 l., P Ś, Chelsea Londyn, 5/1);

– Robert Koźmiński (25 l., P Ś, Leeds United, 30/7);

– Tomasz Rogalski (27 l., OP PŚ, Napoli, 16/2);

– Mariusz Wójcik (27 l., OP LŚ, N, Napoli, 11/3).

 

Napastnicy:

– Paweł Kaczmarek (26 l., OP/N Ś, Crystal Palace, 8/7);

– Rafał Mazurkiewicz (25 l., OP/N Ś, Tottenham Hotspur, 7/8);
– Tomasz Adamczyk (33 l., N, AC Milan, 132/130);

– Paweł Dąbrowski (23 l., N, Arsenal Londyn, 3/2);
– Grzegorz Dudek (21 l., N, Real Sociedad, 25/15);

– Zoran Halilović (30 l., N, VfL Osnabrück, 68/47);

– Marcin Pawlak (30 l., N, Sevilla, 94/56).

 

 

Odnośnik do komentarza

Mam nadzieję, że w najnowszych FM-ach już nikt nie może się wpieprzać do powołań selekcjonera...

 

---------------------------------------------

 

Doskonale wiedziałem, że w Chorzowie prędzej mogę się spodziewać, że spod ziemi wyskoczy wkurwiony sztygar, niż że przywitam się z obecnym na miejscu Tomkiem Adamczykiem, i tradycyjnie się nie pomyliłem, ale tego, co zastałem na miejscu, nie przewidywałem za żadne skarby. Wprawdzie z kadry ubył jedynie Zoran Halilović, gdyż biedak tuż przed wyjazdem zerwał mięsień łydki, lecz kiedy Maciek Skorża przekazał mi listę pobożnych życzeń, myślałem, że zaraz się przewrócę.

 

– Czy ich już wszystkich popierdoliło do reszty, Maciek?! – zagrzmiałem. – Powiedz mi jeszcze raz, bo chciałbym uwierzyć, że śnię. Ilu?

 

– Dziesięciu, Szeryfie – potwierdził i rozłożył ręce, z trudem kryjąc zażenowanie. – Dziesięciu z poleceniem gry najwyżej przez 45 minut, sam tylu jeszcze nigdy nie widziałem.

 

– Que pasó, vato? – spytał Moriente, który tyle co przyszedł i nie był w temacie.

 

– To, co zawsze – odpowiedziałem – ale teraz już przegięcie. Praktycznie pół składu ma grać maks czterdzieści pięć minut.

 

Muchacho machnął ręką, parskając śmiechem. Ja tymczasem zwróciłem się z powrotem do Skorży.

 

– Dobra, koniec tego. Dotąd byłem skłonny brać te prośby pod uwagę, ale teraz już przegięli pałę. Kurwa, nie mam nawet tylu zmian, by wszystkich zdjąć! Jak ci wszyscy kretyni sobie to wyobrażają? Przecież muszę prowadzić kadrę, nie wystawię do gry kibiców! – wziąłem głębszy oddech, mierzwiąc nerwowo palcami czuprynę. – Niestety, tym razem nie mogę niczego zagwarantować, przykro mi. Jeżeli braknie mi zmian lub nie znajdę innego sposobu, niektórzy zagrają więcej, niż jedną połowę, i w dupie mam to, co myślą o tym jacyś menedżerowie, którzy nigdy nawet nie powąchali jakiejkolwiek reprezentacji, a teraz chcą mi mówić, co mam robić.

Odnośnik do komentarza

W sobotni wieczór na murawę Stadionu Śląskiego wyszedł skład, który ustaliłem wedle mojego uznania. W meczu z Turcją miałem zamiar sprawdzić w bramce Marcina Maciejewskiego, gdyż zasługiwał na szansę sprawdzenia się w meczu z bardziej poważnym rywalem, a w ataku postawiłem na młody duet Dudek - Dąbrowski, który być może miał nawet odgrywać ważną rolę na przyszłorocznych Mistrzostwach Europy.

 

W naszym ostatnim w tym roku meczu na Stadionie Śląskim grający w ciemnoczerwonych strojach zespół Turcji zaczął dość cofnięty, czując przed nami wyraźny respekt. Sztuki bronienia całym zespołem goście mogliby jednak poduczyć się np. od Irlandczyków, ponieważ w 7. minucie Michał Koźmiński przerzucił piłkę z prawego skrzydła do środka, gdzie zgasił ją niekryty Rob Koźmiński, którego strzał najpierw efektownie obronił Dincel (co było złą wróżbą, która się sprawdziła), ale do odbitej futbolówki tuż przed Serkanem zdążył Grzesiek Dudek i pewnie wklepał do siatki. Niestety dziesięć minut później Lewandowski sfaulował Mehmeta na 25. metrze, a pierwszy poważniejszy błąd w reprezentacji popełnił Maciejewski, wyraźnie spóźniając się z interwencją przy strzale Selçuka z rzutu wolnego, co skończyło się golem wyrównującym.

 

Później co do joty wypełniły się moje obawy z 7. minuty. Pieprzony Dincel obronił jedenaście strzałów w światło bramki, jakie oddaliśmy jeszcze w tym meczu, cholerny trener Turcji, w przeciwieństwie do mnie, nie dał szansy zaprezentowania się drugiemu bramkarzowi, ale przede wszystkim moim zawodnikom należały się baty za oddawanie zbyt łatwych strzałów, które dodatkowo ułatwiały Dincelowi interwencje. Oczywiście turecki golkiper odebrał nagrodę dla gracza meczu, do czego walnie przyczynili się MazurkiewiczAleksanderDudek i Rogalski. Stadion Śląski w roku 2027 pożegnaliśmy więc dobrą grą, ale kiepską skutecznością i beznadziejnym wynikiem, ale lada dzień w Buenos Aires na chłopaków czekała świetna okazja do zrehabilitowania się w moich i kibiców oczach.

 

Cytat

13.11.2027, Stadion Śląski, Chorzów, widzów: 33 270; TV

TOW Polska [1.] – Turcja [47.] 1:1 (1:1)

 

7' G. Dudek 1:0

16' Ç. Selçuk 1:1

 

Polska: M.Maciejewski 7 (46' P.Piętka 6) – M.Lis 7, T.Konieczny 7, Z.Lewandowski 7, M.Machnikowski 7 (78' G.Wilk 7) – M.Koźmiński 7 (73' R.Piątek 7), R.Koźmiński 7 (46' T.Rogalski 7), M.Wójcik 7 (46' M.Aleksander 7), T.Wilk 7 – P.Dąbrowski 7, G.Dudek 7 (67' R.Mazurkiewicz 7)


GM: Orkun Dincel (BR, Turcja) - 8

 

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Tak jak wcześniej zapowiedziałem, w meczu z Turcją nie wszystkim mogłem zapewnić wolne po rozegraniu 45 minut, a padło akurat na Mateusza Machnikowskiego, co spotkało się z reakcją samego Jürgena Klinsmanna, który tym samym nagrabił sobie u mnie jeszcze bardziej. Na krytykę z jego strony, którą dziennikarze przekazali mi następnego dnia przed wylotem do Argentyny, odpowiedziałem obietnicą, że zawsze będę prowadził kadrę tak, jak uznam za stosowne, a polecenia klubów mogę co najwyżej niezobowiązująco brać pod uwagę, bo nie pozwolę, by ktokolwiek utrudniał mi przygotowanie drużyny do ważnych gier o punkty. Całość uzupełniłem jeszcze personalną wycieczką, gdyż zostałem niepotrzebnie sprowokowany przez oponenta, a dwie godziny później z uśmiechem na ustach zająłem miejsce w autokarze. Musieliśmy pojechać do Krakowa, gdyż Balice były najbliżej położonym lotniskiem, którego długość pasa umożliwiała starty samolotom zdolnym do lotów transatlantyckich.

 

W tym czasie przez europejskie media sportowe znów przewaliła się lawina dyskusji, a w kraju standardowo zwierzchnictwo z PZPN nawoływało mnie do prowadzenia bardziej przychylnych stosunków z klubowymi menedżerami, zaś kibice tłumnie poparli moje stanowisko. Za każdym razem cieszyło mnie wywołanie takiego zamieszania, gdyż za cel postawiłem sobie doprowadzenie do tego, by FIFA raz na zawsze odebrała klubowym menedżerom możliwość wycofywania zawodników ze zgrupowań reprezentacyjnych oraz innych form ingerencji w powołania. Oczywiście wiedziałem, że szanse były nikłe, ale nadzieja umiera ostatnia.

Odnośnik do komentarza

W sumie o ile mnie to wkurza jak mi ktoś wycofuje zawodnika, czy jak zdarza się, że ponad połowa kadry ma wskazane tylko 45 minut gry, o tyle kiedy sam prowadzę klub, to przy sparingach zaznaczam to samo. Nigdy nie wycofuję kopacza, ale dopóki to mecz o nic, to jestem tym Twoim (i swoim też) wrzodem na tyłku. Nic nie irytuje wszak tak jak przemęczenie kluczowego zawodnika w sparingu z jakąś Armenią, a dwa 45 minut mniej, to 45 minut mniej ryzyka, że złapie kontuzję.

Także połowicznie popieram Mr. Ralfa :D

Odnośnik do komentarza

Sam NIGDY nie wycofałem zawodnika ze zgrupowania jego reprezentacji, bo uważam, że każdy powinien pilnować swojego nosa, patrzeć do swojej miski i dać innym pracować. Wręcz przeciwnie — cieszę się za każdym razem, gdy zawodnicy mojego klubu dostają powołania.

 

Kiedy na kadrze 2-3 graczy "ma grać" 45 minut — w porządku, mogę to uszanować. Ale kiedy widzę, że pół składu ma znaczek [45], to sorry, ale z miejsca przestaję respektować te "prośby", bo nie będę wystawiał kadry C w meczu np. z Niemcami (grającymi w najsilniejszym zestawieniu) i traktuję to wtedy jako jawne utrudnianie mi FM-owego życia, a na to nie pozwolę ;)  

 

Nie pamiętam kiedy ostatnio Tomasz "Dzik" Adamczyk zagrał w jakimś meczu towarzyskim. Poważnie. Gdyby nie szkoleniowcy najpierw Liverpoolu, a obecnie Milanu (strzeliłbym do obu, bo mnie irytują), spokojnie miałby na koncie 10-15 spotkań z orłem na piersi więcej, nie wspominając o golach.

Odnośnik do komentarza
Godzinę temu, Ralf napisał:

Nie pamiętam kiedy ostatnio Tomasz "Dzik" Adamczyk zagrał w jakimś meczu towarzyskim. Poważnie. Gdyby nie szkoleniowcy najpierw Liverpoolu, a obecnie Milanu (strzeliłbym do obu, bo mnie irytują), spokojnie miałby na koncie 10-15 spotkań z orłem na piersi więcej, nie wspominając o golach.

I to powód dla którego nigdy nie wycofam zawodnika. W końcu w grze mogę udawać, że to ludzie, którym zależy na grze w kadrze, a nie jak to się czasem miewało i miewa wrażenie irl :kekeke: I niech ktoś powie, że to tylko piłko-excel :D 

Odnośnik do komentarza

W dalekiej Argentynie wiosna trwała w najlepsze, i choć miejscowi narzekali, że piętnaście stopni to u nich o tej porze roku chłód, to dla nas w porównaniu do jesiennej Europy była to miła odmiana. Przeciwko gospodarzom posłałem mocniejszy skład, niż przed czterema dniami w Chorzowie, więc logicznym i naturalnym następstwem było to, że w wyjściowej jedenastce znalazło się dużo więcej graczy obciążonych żądaniami gry przez maksymalnie 45, co oznaczało, że miałem mieć to w jeszcze większym poważaniu. W Buenos Aires niestety wylądowaliśmy już bez Marcina Konopki na pokładzie, gdyż z powodu drobnego urazu musiał wrócić do klubu. Jak widać, wcale nie trzeba wybiegać na boisko w meczu reprezentacji, by się uszkodzić.

 

Pierwsza połowa spotkania na Antonio Vespucio Liberi była brzydka, zwłaszcza w naszym wykonaniu. Argentyńczycy nieco częściej byli przy piłce, a ciężar gry przechylał się delikatnie na naszą połowę, a związane to było z tym, że nie potrafiliśmy utrzymać się przy piłce po dotarciu na 40. metr – maksymalnie dwa podania i przy trzecim piłka ląduje na nogach najbliższego rywala. Strata. Rywale kilka razy zmusili Piętkę do interwencji, ale nie były to strzały groźne; prawdopodobnie poradziłby sobie z nimi nawet Dirk Krause z Rot-Weiss Essen.

 

W przerwie m.in. zapytałem moich podopiecznych, dlaczego grają jak europejski średniak, przeprowadziłem na początek trzy zmiany (według własnego uznania), a w drugiej połowie na boisku miała pojawić się bardziej zdyscyplinowana i zaangażowana Polska. Tak też się stało. Argentyna mogła zapomnieć o tak łatwym odbieraniu piłek i wychodzeniu z kontrami, a my odwróciliśmy role i to my siedzieliśmy teraz na połowie gospodarzy. W 78. minucie Rogalski fantastycznie zagrał na skrzydło do uciekającego Piątka, Rafał dośrodkował w pole bramkowe, a tam rezerwowy Kaczmarek główką po przekątnej nareszcie przełamał impas.

 

Ataki rywali na ogół grzęzły najdalej na naszym przedpolu, ale w 90. zdołali wywalczyć rzut rożny. Absolutnie cały zespół Argentyny wlał się w nasze pole karne, przybiegł tutaj nawet ich bramkarz Rodriguez, i zapłacił za to najwyższą cenę; Lewandowski wybił centrę Ramosa, piłkę poza polem karnym zgasił Kaczmarek, obrócił się i bez zastanowienia huknął daleką piłkę na połowę gospodarzy, a futbolówka długim, bezlitosnym łukiem spadła prosto do pustej bramki. Paweł mógł się cieszyć z ładnego gola z 70 metrów, w czym zapewne pomógł mu niedawny występ w "Turbokozaku", a my musieliśmy tylko dowieźć pewne 2:0 do końca, by podtrzymać passę meczów z Argentyną bez straty gola.

 

Tak się jednak nie stało, ponieważ w doliczonym czasie Lewandowski bezmyślnie przewrócił Garcíę w polu karnym, pozwalając Argentyńczykom odczarować naszą bramkę (bohaterem narodowym został Blanco), czym doprowadził mnie do wściekłości, bo szlag trafił świetną passę i całą radość ze zwycięstwa. To było kolejne kretyńskie zagranie Zbycha w ostatnich miesiącach, tak że w przypadku kolejnej jego gafy w lutowym meczu z RPA miałem zastanowić się, czy na Euro nie powinienem mianować nowego kapitana.

 

Cytat

17.11.2027, Estadio Antonio Vespucio Liberti, Buenos Aires, widzów: 48 551; TV

TOW Argentyna [6.] – Polska [1.] 1:2 (0:0)

 

78' P. Kaczmarek 0:1

90' P. Kaczmarek 0:2

90+3' G. Blanco 1:2 rz.k.

 

Polska: P.Piętka 7 – A.Brzeziński 8 (46' M.Lis 7), T.Konieczny 8, Z.Lewandowski 7, M.Machnikowski 8 – M.Koźmiński 6 (46' R.Koźmiński 7), M.Aleksander 7 (72' R.Piątek 7), T.Rogalski 8, T.Wilk 7 (76' G.Wilk ŻK 6) – R.Mazurkiewicz 7 (46' M.Pawlak 7), G.Dudek 7 (68' P.Kaczmarek 8 )

 

GM: Tomasz Konieczny (O Ś, DP, Polska) - 8

 

Rozstrzygnęła się walka o ostatnie miejsca w finałach Mistrzostw Europy 2028. Bez straty bramki baraże przeszła Rosja, która pewnie wypunktowała Szwajcarię (2:0, 3:0). Czesi, nasi rywale z grupy eliminacyjnej, cieszyli się ze zwycięstwa nad Gruzją (1:1, 2:1) i razem z nami mieli pojechać w czerwcu do Norwegii. W pozostałych trzech parach niespodzianek nie było – Belgia wyeliminowała Danię (0:1, 2:0), Szwecja okazała się minimalnie lepsza od Chorwacji (1:0, 1:1), a Grecja pokonała Ukrainę (2:1, 1:1).

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Nigdy nie byłem człowiekiem rzucającym słowa na wiatr, więc w Buenos Aires więcej niż 45 minut zagrał Marcin Aleksander, a Mateusz Machnikowski i Paweł Piętka rozegrali wręcz pełne 90 minut, bo uznałem, że ich gra w całym spotkaniu zapewni reprezentacji największe korzyści. Tym razem swoich sił w utarczce ze mną postanowił spróbować Miguel Merino, menedżer Chelsea Londyn, który za to nigdy nie miał do czynienia z żadną reprezentacją, nawet młodzieżową; dla odmiany Klinsmann prowadził kiedyś kadrę Niemiec, choć o moich sukcesach mógł pomarzyć.

 

Również w przypadku podstarzałego Merino byłem nieugięty, nikogo nie przeprosiłem, a na pytanie dziennikarza, czy gdybym mógł cofnąć się o jeden dzień, zrobiłbym to samo, odpowiedziałem: "oczywiście, że tak - sam zarządzam swoją drużyną, a gdybym potrzebował czyjejś rady, na pewno bym o nią poprosił; co nie oznacza, że mam jakiekolwiek powody, by prosić kogoś o rady". Potem zrobiłem to samo, co w kwestii Klinsmanna, czyli wystosowałem kilka uszczypliwych uwag, podsumowując wszystko pytaniem skierowanym przez media do Merino, czy pamięta nasze spotkanie w Lidze Mistrzów przed rokiem, gdy jego Chelsea otrzymała srogie baty od mojego Rot-Weiss Essen.

 

Najwyraźniej Miguel Merino przecenił swoje możliwości i kondycję własnych nerwów, gdyż bardzo szybko podkulił ogon i wycofał się z dyskusji. Zabawny człowieczek.

Odnośnik do komentarza

Z powrotem w późnojesiennej Europie, gdzie czasem w niektórych miejscach potrafił już nieznacznie poprószyć pierwszy śnieg. W Essen na dzień dobry oczywiście czekał na mnie kolejny raport medyczny, tym razem informujący o urazie mięśni grzbietu Albrechtsena, z czego już nie chciało mi się ani śmiać, ani się na to wściekać – ot, przyjąłem to już za normę, że w tym sezonie naszą lichutką formę jeszcze bardziej obniża plaga kontuzji, która upodobała sobie naszą defensywę. Tym samym w przedostatnim meczu fazy grupowej Ligi Mistrzów, w którym podejmowaliśmy FC Porto, znów musiałem kombinować ze składem, na prawej obronie z musu wystawiając Gruszkę, a na lewej rekonwalescenta Fernando, za to do bramki nareszcie wrócił Olivieri.

 

Po pięciu minutach gry do ofiar plagi dołączył Corradini, który dostał łokciem po żebrach i z grymasem bólu opuścił boisko. Fachowcy przewidywali remis w naszym starciu z Porto, i w sumie nic dziwnego, bo ostatnimi czasy remisy były najczęściej osiąganymi przez nas wynikami, toteż tego wieczoru trudno było się zdecydować, który zespół prezentuje się słabiej. Czy było to Porto, które głównie się broniło i oddało tylko jeden strzał na bramkę Olivieriego? Czy może jednak my, znów za wszelką cenę starający się nie strzelić gola? Najlepszym zawodnikiem na boisku okazał się jednak Olivieri, który przy jedynym strzale gości popisał się fantastyczną paradą, a potem leżąc wybił pięścią piłkę spod nogi Mamiedowa, który już składał się do dobitki.

 

A później, w ostatniej minucie doliczonego czasu, Alex faulem na Beerze podarował nam rzut karny, który na gola nareszcie zamienił Seba Franz, dając nam prowadzenie. Zasłużone, czy nie – i tak bardzo cenne.

 

Druga połowa niewiele różniła się od pierwszej, wciąż z łatwością powstrzymywaliśmy próby ataków rywali, z drugiej strony i oni nie mieli trudności, by radzić sobie z naszymi zakusami. Idealną ilustracją naszej nieudolności była 83. minuta, w której korzystając z 4-2-4 gości ruszyliśmy z kontrą w trzech na jednego obrońcę, której nawet nie zakończyliśmy oddanym strzałem... W przypadku dowolnego zespołu byłby to pewny gol, ale tutaj najpierw Beer zaplątał się we własne nogi, dopadł do niego osamotniony Jean Carlos, Andreas odegrał w panice na lewo do Machačka, który musiał tylko oddać mocny strzał, by cieszyć się z gola, ale Zdenek... też zaczął potykać się o własne kolana, więc Jean Carlos zostawił Beera, dopadł do Machačka i natychmiast wyekspediował piłkę w stratosferę. Co za żenada... Rywale potrafili już obronić się przed nami jednym obrońcą...

 

Na szczęście zanim zapłaciliśmy za takie frajerstwo dekady, chwilę później Alex zagrał debilną piłkę we własne pole karne, dzięki czemu opanował ją nieobstawiony Beer, wyciągnął z bramki Eltona i zawiesił futbolówkę na jedenastym metrze, skąd głową do pustej bramki odesłał ją Machaček, łamiąc ducha Porto. Tym zwycięstwem zapewniliśmy już sobie awans do 1/8 finału, a w grudniu mieliśmy zagrać z PSV o pierwsze miejsce w grupie.

 

Cytat

24.11.2027, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 24 884; TV

LM Gr.C (5/6) Rot-Weiss Essen [GER] – FC Porto [POR] 2:0 (1:0)

 

5' D. Corradini (RWE) ktz.

45' S. Franz 1:0 rz.k.

86' Z. Machaček 2:0

 

Rot-Weiss Essen: G.Olivieri 8 – M.Gruszka 6, L.Hofmann 7, T.Konieczny 9, Fernando 8 – D.Toscano 7 (77' H.Vink 6), S.Franz 7, M.Rose 8, K.Bruns ŻK 8 – D.Corradini 6 (5' A.Beer 8), D.Wolf 7 (71' Z.Machaček 7)

 

GM: Tomasz Konieczny (O Ś, DP, Rot-Weiss Essen) - 9

 

PSV minimalnym nakładem sił ograło 1:0 na wyjeździe Real Sociedad, również zapewniając sobie wyjście z grupy. W ostatniej kolejce dzielące zaledwie punkt Porto i Real czekała bitwa o uratowanie gry w Pucharze UEFA.

 

Grupa C :

1. Rot-Weiss Essen – 11 pkt – 8:3; Awans

2. PSV Eindhoven – 10 pkt – 6:3; Awans

3. FC Porto – 3 pkt – 2:5

4. Real Sociedad – 2 pkt – 3:8

Odnośnik do komentarza

No co Ty, nawet jeżeli założyć triumf w Lidze Mistrzów, to zanim do niego dotrwam, dawno zdążą mnie wypieprzyć na zbity pysk za żenującą postawę klubu w lidze. Lada chwila zresztą będziemy bronić się przed spadkiem.

 

-------------------------------------------

 

Poza Ligą Mistrzów miałem do dyspozycji już wszystkich zawodników szerokiego składu, więc na najbliższe spotkanie w Bundeslidze mogłem zoptymalizować skład RWE. Jeżeli ktoś jeszcze sądził, że beznadziejna gra drużyny nie jest winą leniwych i pozbawionych ambicji piłkarzy, tylko moją, a także że zespół po zwycięstwie nad Porto wróci na prostą, mecz z Herthą Berlin powinien rozwiać wszelkie złudzenia.

 

Jaka była moja wina w tym, że zawodnicy nie realizują założeń taktycznych? Jaka była moja wina, że zamiast brać się do roboty, moi podopieczni tylko człapali bez wysilania się po boisku, jakby czekali jedynie do końcowego gwizdka? Jaka była moja wina, że już w 2. minucie Fernando stał jak zasrany kołek, podczas gdy Lang mijał go jak śmiecia, by strzelić bramkę na 0:1? Jaka była moja wina, że we wszystkich na próżno było szukać woli walki i serca do gry? Jaka była moja wina, że w szatni nikt mnie już nie słuchał, a wszyscy patrzeli otępiale na ściany? Jaka była moja wina, że na kwadrans przed końcem Konieczny, tak rewelacyjny w reprezentacji, teraz podbił piłkę głową do góry i odsunął się z drogi Kunertowi, który dobił nas golem na 0:2?

 

Tego dnia absolutnie nikt nie zasługiwał na jakiekolwiek wyróżnienie, za to na miejsce na liście transferowej lub wręcz natychmiastowe rozwiązanie kontraktu praktycznie każdy. Hertha przyjechała do Essen, strzeliła dwie bramki i wywiozła z Georg-Melches-Stadion bardzo łatwe trzy punkty, a po tym spotkaniu nasza przewaga nad strefą spadkową wynosiła już tylko sześć punktów. W szatni najpierw sobie ulżyłem, mieszając z błotem wszystkich partaczy, a potem w domu sięgnąłem po czteropak rauchbiera, by zastanowić się, jakim cudem przed rokiem zdołałem zdobyć mistrzostwo Niemiec z taką bandą piłkarskich inwalidów.

 

Cytat

27.11.2027, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 25 543

BL (13/34) Rot-Weiss Essen [10.] – Hertha Berlin [2.] 0:2 (0:1)

 

22' T. Lang 0:1

76' P. Kunert 0:2

 

Rot-Weiss Essen: G.Olivieri 6 – L.Hildebrandt 6, L.Hofmann 6, T.Konieczny 6, Fernando 6 – D.Toscano 5 (72' H.Vink 6), S.Franz 7, M.Rose 7, K.Bruns 6 (46' Andrade ŻK 6) – A.Beer 6, D.Wolf ŻK 6 (46' Denílson 6)

 

GM: Stefan Walter (P LŚ, Hertha Berlin) - 9

 

Odnośnik do komentarza
  • Pulek zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...