Skocz do zawartości

Cień wielkiej trybuny


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

Czas mijał niesamowicie szybko, a mi z coraz większym trudem przychodziło zasypianie – tak bardzo wyczekiwałem czwartego z rzędu zakosztowania klimatu ukochanych przeze mnie Mistrzostw Świata. Kilka miesięcy temu zauważyłem u siebie, że coraz łatwiej się męczę przy wzmożonej aktywności fizycznej, co w czasach, gdy byłem młodszy, na ogół mi się nie zdarzało, więc w obawie o własne serce wolałem nie bawić się ze środkami nasennymi, co skazywało mnie we Wronkach na bezsenne noce. Dobrze, że nie wpływało to negatywnie na mój wygląd, bo ostatnim, czego teraz było trzeba, to skupienia zawodników na martwieniu się o mnie, zamiast na przygotowaniach do najważniejszego dla wielu z nich turnieju.

 

Pierwszego czerwca, gdy emocje zaczynały sięgać zenitu, a ja szykowałem się na ogłoszenie składu reprezentacji na specjalnej konferencji i myślami byłem już w samolocie do Toronto, z dumą mogłem uznać, że zarówno moi rutyniarze, jak i młode wilki, które wprowadziłem do reprezentacji po feralnym Euro 2024, są w komplecie gotowi do walki na kanadyjskich boiskach. Biały orzeł roztoczył nad nami swoje ogromne skrzydła wiary i siły.

 

 

Maj 2026

 

Bilans (Rot-Weiss Essen): 0-3-0, 5:5

Bundesliga: 3. miejsce
DFB-Pokal: –

Finanse: 7,23 mln euro (+1,28 mln euro)

Gole: Marek Topolski (19)

Asysty: Sebastian Franz (9)

 

Bilans (Polska): 0-0-0, 0:0

Mistrzostwa Świata 2026: Grupa C, vs. Australia, Kolumbia i Szwecja

Eliminacje ME 2028: Grupa dziewiąta, vs. Liechtenstein, Szkocja, Czechy i Łotwa

Ranking FIFA: 4. [+1]

 

 

Ligi:

 

Anglia: Chelsea Londyn [M]

Austria: Rapid Wiedeń [M]

Francja: Olympique Lyon [M]

Hiszpania: Atlético Madryt [M]

Niemcy: HSV Hamburg [+2 pkt]

Polska: Wisła Kraków [M]

Rosja: Lokomotiw Moskwa [+2 pkt]

Szwajcaria: FC Schaffhausen [M]

Włochy: Atalanta [M]

 

Liga Mistrzów:

 

Puchar UEFA:

 

Reprezentacja Polski:

 

Ranking FIFA: 1. Brazylia [1208], 2. Anglia [1192], 3. Argentyna [1094], 4. Polska [1090]

Odnośnik do komentarza

Drugiego czerwca wszyscy ci, którzy znali już moje ostateczne decyzje, zostali w ośrodku we Wronkach, gdzie kończyli pakować swoje ostatnie rzeczy na wyjazd do Kanady, a ja z Maćkiem Skorżą i Andrzejem Niedzielanem pojechaliśmy do studia telewizyjnego w Poznaniu. Tam, przed kamerami i zaproszonymi dziennikarzami, ogłosić miałem 23-osobową kadrę, jaka reprezentować będzie Polskę na rozpoczynających się lada dzień Mistrzostwach Świata.

 

Kontrowersyjnych decyzji nie przewidywałem, kadrę miałem od dłuższego czasu wykrystalizowaną, więc jedynym osobistym bólem, jaki mnie dotknął, była konieczność zrezygnowania z Maćka Kwiatkowskiego, jednego z najbardziej zasłużonych graczy starego pokolenia. Niestety ząb czasu poważnie ruszył 34-letniego już Maćka, który w przeciwieństwie do swojego rówieśnika Piotrka Szymańskiego nie potrafił już wywalczyć sobie miejsca nawet w składzie drugoligowego Kaiserslautern, ponadto stracił mnóstwo swoich atutów, z których niegdyś słynął. Po mundialu planowałem umożliwić mu rozegnanie pożegnalnego, setnego spotkania w narodowych barwach, ale teraz jego kosztem musiałem zrobić miejsce dla rewelacyjnego Tomka Rogalskiego, który w Kanadzie mógł dać drużynie dużo, dużo więcej.

 

O godzinie szesnastej zająłem swoje zaszczytne środkowe miejsce za stołem konferencyjnym. Po mojej prawej stronie zasiadł mój asystent Maciek Skorża, a po lewej lider pionu trenerskiego Andrzej Niedzielan.

 

– Panie Ralf, jest pan gotów? Możemy już zaczynać? – zapytał jeden z technicznych, który skończył sprawdzać kamery, mikrofony i ich okablowanie.

 

Rozłożyłem przed sobą schludną kartkę z rozpisaną przeze mnie własnoręcznie kadrą, spojrzałem na Maćka, później na Andrzeja i na koniec przebiegłem wzrokiem po sali.

 

– Jasne – odpowiedziałem. – Zaczynajmy.

 

– Okeeej... Trzy... Dwa... Jeden... Poszła!

 

Cytat

Bramkarze:

– Michał Górka (34 l., BR, Wolves, 92/0);

– Paweł Piętka (28 l., BR, Bordeaux, 7/0);

– Michał Piotrowski (30 l., BR, Crystal Palace, 12/0).

 

Obrońcy:
– Andrzej Brzeziński (29 l., O PŚ, AJ Auxerre, 48/2);
– Grzegorz Wilk (26 l., O LŚ, DP, P LŚ, NAC Breda, 5/0);
– Mateusz Machnikowski (29 l., O LŚ, P L, Werder Brema, 94/13);
– Marcin Kowalik (28 l., O Ś, Betis Sewilla, 44/1);

– Tomasz Konieczny (25 l., O Ś, DP, Gillingham, 23/0);

– Zbigniew Lewandowski (30 l., O Ś, DP, Newcastle, 21/3);
– Krzysztof Wróblewski (31 l., O/P P, Ajax Amsterdam, 57/3).

 

Pomocnicy:
– Marcin Konopka (24 l., DP, Schalke 04, 6/0);
– Rafał Piątek (30 l., P Ś, Southampton, 58/12);
– Michał Koźmiński (23 l., DP, P PŚ, Sunderland, 17/5);

– Tomasz Wilk (23 l., P L, Sheffield Wednesday, 12/1);

– Robert Koźmiński (24 l., P Ś, Leeds United, 12/3)
– Maciej Brodecki (31 l., OP PŚ, Leeds United, 105/8);

– Tomasz Rogalski (25 l., OP PŚ, Napoli, 1/0);

– Piotr Szymański (34 l., OP Ś, Real Madryt, 122/39).

 

Napastnicy:
– Tomasz Adamczyk (31 l., N, AC Milan, 114/116);
– Grzegorz Dudek (20 l., N, FC Barcelona, 9/3);

– Grzegorz Gorząd (30 l., N, Rayo Vallecano, 43/27);

– Zoran Halilović (29 l., N, VfL Osnabrück, 62/43);
– Marcin Pawlak (29 l., N, Sevilla, 76/40).

 

Odnośnik do komentarza

Po konferencji zaczepił mnie dziennikarz z Przeglądu Sportowego, jeden z tych, którzy myślą, że być selekcjonerem reprezentacji to kluski jeść. Lubiłem w takich sytuacjach odpowiadać pytaniami na pytania i zaginać w ten sposób "fachowców", i nie inaczej zrobiłem w pewnym momencie tym razem.

 

– W pańskich powołaniach zabrakło choćby jednego reprezentanta naszej ekstraklasy – zaczął od tematu, jaki z góry zakładałem, że zostanie poruszony. – Czy to oznacza, że Polska nie może się w tej chwili poszczycić utalentowanymi zawodnikami?

 

– Bzdura, panie redaktorze – odpowiedziałem ze spokojem. – Dwadzieścia pięć minut temu ogłosiłem dwudziestu trzech bardzo utalentowanych piłkarzy, z którymi wieczorem odlatujemy do Toronto, więc jak najbardziej Polska może być dumna z tego, że ma świetnych piłkarzy, a obecnie wciąż odkrywam kolejnych klasowych chłopaków, którzy w przyszłości wciąż będą debiutować w kadrze.

 

– Oczywiście, panie Ralf, tylko dlaczego wszyscy grają w klubach zagranicznych? Czy w naszej lidze nie da się już wyszkolić równie dobrych graczy i nadal musimy liczyć na to, że wychowają ich za nas zagraniczne kluby?

 

W tym momencie uśmiechnąłem się szeroko, bo wprost uwielbiałem to proste myślenie dziennikarzy.

 

– Jak najbardziej się da. Skoro da się w Holandii, Anglii, w Niemczech, czy we Włoszech, to da się i u nas – stwierdziłem. – Ja panu wytłumaczę, na czym polega obecny problem polskiej piłki klubowej. Proszę spojrzeć na to, ilu młodych piłkarzy każdego roku jest zwalnianych przez swoje kluby, które nie dały im nawet szansy udowodnienia swojego potencjału. Na ten przykład dosłownie dwa dni temu ściągnąłem do Essen młodziutkiego Marka Ptaka (17 l., O Ś, DP, Polska; U-19) z wolnego transferu, którego zwolniło Zagłębie Lubin, a ja wyciągnąłem do niego rękę. Tak samo zrobiłem dawno temu, gdy trenowałem Avellino i zatrudniłem zwolnionego z Legii Maćka Kwiatkowskiego, którego we Włoszech wyszkoliłem na prawdziwego piłkarza i przez kilkanaście lat był jednym z czołowych pomocników w reprezentacji. Tak samo było z Zoranem Haliloviciem, również zwolnionym przez Legię i również zatrudnionym przeze mnie, tym razem w Osnabrücku, który teraz jedzie na mundial jako jeden z naszych najlepszych zawodników. Podobną drogę przechodzi wielu innych piłkarzy, którzy później grają w reprezentacji jako zawodnicy z zagranicznych klubów.

 

Po raz pierwszy mojemu rozmówcy trochę zabrakło słów, ale nie zważając na to kontynuowałem.

 

– To jedna z przyczyn takiego stanu rzeczy, okropne marnotrawstwo talentów, puszczanie ich za bezcen, nie próbując nawet sprawdzić, jaki drzemie w nich potencjał. Dla porównania, u mnie w klubie szansę w rezerwach dostaje dosłownie każdy junior. Dopiero wtedy widzę, kto się nadaje, a kto nie. Nikt natomiast nie zarzuci mi, że nie dałem komuś szansy. W Polsce tymczasem można to zarzucić wielu klubom. Druga rzecz to polityka kadrowo-transferowa, jaką się w Polsce nieustannie prowadzi, a także sam sposób finansowania klubów i organizacja całej siatki rozgrywek.

 

Dziennikarz nawet nie próbował mi przerywać, tylko słuchał jak zahipnotyzowany.

 

– Powszechne jest zjawisko kucia żelaza, póki gorące. Jest, dajmy na to, Piłkarz X. Piłkarz X gra sobie w jednej z naszych krajowych drużyn, a po jakimś czasie nagle eksploduje jego talent i staje się jednym z najlepszych graczy Ekstraklasy. W następnym sezonie Piłkarza X już nie ma w Polsce, bo natychmiast zostaje sprzedany za granicę. To jest okropne, bo wiele więcej pożytku, niż milion euro leżący w kasie, wniesie świetny piłkarz na boisku, który pomoże awansować do kolejnej rundy europejskich pucharów, nabić Polsce punkty do europejskiego rankingu, a także dać dostęp do większych premii z rozgrywek od UEFA.

 

 – Tak, ale sami piłkarze chcą wyjeżdżać do silniejszych lig. Jeżeli nie zostają sprzedani, sami w końcu proszą o zgodę na transfer – odezwał się w końcu.

 

– I tu własnie poruszył pan, panie redaktorze, ostatnią kwestię. Organizacja i finansowanie ligi. Nie ma perspektyw, bo odchodzą piłkarze. Piłkarze odchodzą, bo nie ma ani perspektyw, ani dużych pieniędzy. To jest niestety temat na co najmniej dwadzieścia lat w przód; trzeba byłoby zmienić praktycznie wszystko, począwszy od sposobu finansowania klubów i rozgrywek, skończywszy na organizacji lig juniorskich. Musi się w końcu zacząć opłacać młodym piłkarzom zostać w kraju. Dopiero gdy więcej zdolnych graczy zostanie, a pieniądze staną się bardziej satysfakcjonujące, poziom naszej ligi wzrośnie, a później to z zagranicy zaczną przyjeżdżać grać do nas, nie odwrotnie. No, ale – uśmiechnąłem się – to jest tylko nasza rozmowa. Żeby to wszystko wcielić w czyn, potrzeba byłoby zgodnego myślenia tysięcy odpowiednich ludzi, a jak wiadomo, u nas w kraju od dziejów jest z tym kłopot.

 

– To prawda. A zmieniając temat, w pańskich powołaniach zabrakło miejsca dla Marcina Kiszki. Na pewno uważa pan, że nie powinno się znaleźć dla niego miejsce w pańskich planach?

 

W tym momencie wyjąłem z kieszeni kartkę, z której odczytałem powołaną kadrę na mundial do Kanady, po czym rozłożyłem ją i zwróciłem do mojego rozmówcy.

 

– Kosztem kogo, panie redaktorze? – spytałem z szyderczym uśmieszkiem. – Którego z tych znakomitych obrońców zostawiłby PAN w domu na moim miejscu, by móc zabrać na mundial Marcina?

  • Lubię! 2
Odnośnik do komentarza

Równo o godzinie 19 koła samolotu z reprezentacją na pokładzie oderwały się od płyty lotniska na naszej polskiej ziemi i pofrunęliśmy w przestworza, z których najpierw można było oglądać piękny zachód słońca rozlewający się po szerokim horyzoncie, a później pod osłoną nocy mknęliśmy nad Atlantykiem ku Kanadzie.

 

Dopiero trzeciego czerwca nad ranem wylądowaliśmy w Toronto po bardzo długim locie. W tym czasie większość reprezentacji uczestniczących w turnieju albo również dolatywała na różne lotniska na terenie Kanady, albo dopiero instalowały się w swoich bazach. Kilka miesięcy temu osobiście wraz z decydentami z PZPN wybrałem na nasze lokum położony na zaciszu uroczy hotel, z którego do centrum Toronto dzieliło nas 15 mil, stanowiące doskonały bufor od zgiełku wielkiego miasta.

 

 

Wielki mundialowy adwent dobiegł końca w środę 10 czerwca, kiedy to na Commonwealth Stadium w Edmonton odbyła się najpierw efektowna ceremonia inauguracji Mistrzostw Świata 2026, a później ugandyjski arbiter Denis Weale wyprowadził na boisko jedenastki Chin i Anglii, które rozpocząć miały wyczekiwany z utęsknieniem przez cały glob mundial. "Ranyyy, to już teraz, nareszcie!", musiał myśleć niejeden kibic przed telewizorem, a także z pewnością każdy jeden na stadionie. Stojący z góry na straconej pozycji Chińczycy twardo postawili się Anglikom, bardzo często będąc w posiadaniu piłki, ale ostatecznie przewaga w wyszkoleniu technicznym Synów Albionu wzięła górę, więc dwa trafienia autorstwa Simona Webba i Anthony'ego Montgomery'ego wystarczyły im do odniesienia zwycięstwa 2:0 i udanego rozpoczęcia rywalizacji w grupie A.

 

Powody do radości miał drugi reprezentant Europy, czyli Serbia, która po golu Mihajlovicia już w 4. minucie po bezpardonowym, ostrym boju w "naszym" Toronto pokonała Ekwador 1:0; nawiasem mówiąc, ten właśnie Mihajlović w lipcu miał zostać zawodnikiem Rot-Weiss Essen. W tym spotkaniu kibice obejrzeli na dzień dobry cztery kontuzje, z czego trzy z nich zakończyły już udział w Mistrzostwach Świata trzem zawodnikom – Mihajlović niestety w 26. minucie opuścił boisko ze złamanym nosem, z rozwaloną po brutalnym faulu kostką do szpitala odjechał Knezević, a Jorge Ramos zerwał ścięgno w kolanie i jeszcze tego samego dnia wylądował na stole operacyjnym. Jeden tylko Sanchéz z niegroźnym stłuczeniem nogi miał jeszcze szansę zaprezentowania się na kanadyjskich boiskach. Co za dziki mecz.

 

W czwartek w grupie B hitem dnia była kosmiczna forma Francji, która w Calgary rozgromiła Grecję aż 5:0; w tym meczu padł pierwszy hat-trick mundialu, który skompletował Mathieu Garnier. Wieczorem pierwszy reprezentant Ameryki Północnej, Stany Zjednoczone, tylko zremisowały w Ottawie z waleczną Angolą 1:1, nie zapewniając kibicom zbyt porywającego widowiska.

 

Już jutro, w piątek 12 czerwca 2026 o godzinie 19 miało się okazać, jakie widowisko zapewnimy naszym rodakom i całemu światu my, Orły Mr. Ralfa.

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Naszego dnia o 15 kanadyjskiego czasu odbył się również pierwszy mecz grupy D, w którym Słowenia odniosła spory sukces, remisując na Centennial Stadium w Toronto z Włochami 1:1, choć gdyby nie zmarnowany rzut karny Topicia, Słoweńcy mogli pokusić się o pełną pulę; w trakcie tego spotkania pierwszy raz na tym mundialu poszła w ruch czerwona kartka, którą otrzymał włoski stoper Giuseppe Ferri.  W tym samym czasie na drugim mundialowym obiekcie w Toronto, o podobnej nazwie Etobicoke Centennial Stadium, Australia mierzyła się z Kolumbią, ale o tym później.

 

Gdy powoli kończyły się dwa pierwsze piątkowe spotkania, autokar, który odebrał nas z lotniska, dojeżdżał już pod Stadion Olimpijski w Montréalu. Już z daleka widzieliśmy przez okna przemieszczające się pokaźne tłumy polskich kibiców dumnie prezentujących biało-czerwone barwy, a także żółto-granatowych szwedzkich ultrasów, które ze swojego miejsca natychmiast zaczął fotografować Moriente. Gdy w końcu rozstąpiły się drzwi naszego wehikułu, porwaliśmy bagaże i ruszyliśmy za stewardem w kierunku szatni, w której już czekały na nas tradycyjne trykoty - śnieżnobiałe koszulki, krwistoczerwone spodenki i białe getry, a także trzy zestawy bramkarskie, na które składały się zielone bluzy oraz czarne spodenki i getry. To już za chwilę...

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Jedną z moich najważniejszych decyzji było postawienie na Pawła Piętkę, który w Kanadzie miał być numerem jeden w naszej bramce, detronizując Michała Górkę. Reszta moich decyzji personalnych nie niosła ze sobą większych zaskoczeń: na prawej flance obrony zagrać miał lepiej spisujący się w Ajaxie Amsterdam Krzysiek Wróblewski, w obronie u boku kapitana Lewandowskiego pojawił się Tomek Konieczny, gdyż Marcin Kowalik do tej pory raczej zawodził na turniejach, a lewą flankę powierzyłem Machnikowskiemu. W pomocy na prawej stronie postawiłem na Tomka Rogalskiego, parę środkowych pomocników utworzyli obaj Koźmińscy, na lewym skrzydle znalazł się Tomek Wilk, a w ataku Adamczyk i Pawlak.

 

W tym oto składzie mieliśmy serdecznie odwdzięczyć się Szwedom za inaugurację Euro 2024.

 

 

 

Idąc przez tunel stopniowo przybierał na sile stłumiony szum, a w momencie wyjścia na murawę przeradzał się on nagle w sztormowy ryk – tego wieczoru trybuny Olympic Stadium wypełniło ponad 60 tysięcy ogarniętych pasją kibiców. Najpierw rozbrzmiał hymn Szwecji, a w drugiej kolejności Mazurek Dąbrowskiego, którego melodia z trudem przebijała się przez równy śpiew 32 tysięcy naszych kibiców na biało-czerwonych sektorach. Po pamiątkowych zdjęciach obu reprezentacji moi podopieczni zbiegli się przy mnie, a ja stojąc z nimi w kółku powiedziałem tylko: dwa lata temu zawiedliśmy tych, którzy są tutaj dziś z nami, a także tych, którzy w tej chwili w Polsce w środku nocy oglądają nas z nadzieją przed telewizorami – wynagrodźmy im to teraz i pokażmy Szwedom, że wtedy mieli szczęście! Po tych słowach ustawiliśmy się na naszej połowie, a sędzia Abrahams rozpoczął spotkanie.

 

Odetchnąłem z ulgą, gdy już po pierwszych minutach widziałem, że teraz gramy ze Szwecją zupełnie inaczej, niż na Euro – przede wszystkim z życiem, z zaangażowaniem, było w nas dużo więcej niezbędnej agresji, a Szwedom na naszej połowie nie grało się już tak swobodnie, jak dwa lata temu. Na efekty nie trzeba było czekać zbyt długo i już po kwadransie szalejący na boisku Rogalski świetnie znalazł przed polem karnym Roberta Koźmińskiego, który atomowym strzałem zza linii szesnastki pokonał Larssona! Tak jest! Niedługo później rywale jeszcze dwukrotnie byli w opałach, kiedy minimalnie niecelnie strzały oddawali Adamczyk i Michał Koźmiński, a kiedy po półgodzinie piłka po strzale głową Tomka trafiła w słupek, stało się jasnym, że Szwedzi nie wywiozą z Montréalu ani punktu.

 

W końcu tuż przed przerwą stało się to, co pozostawało jedynie kwestią czasu; Tomek Wilk zdecydowanym wejściem zabrał piłkę Erikssonowi i posłał ją po linii do uciekającego Pawlaka, po czym Marcin zwodem minął Robacka, wbiegł od flanki w pole karne i potężnym strzałem z ostrego kąta z gatunku "Stadiony Świata" wkręcił piłkę do siatki, potwierdzając, że jest napastnikiem światowej klasy!

 

Jako drużyna graliśmy koncertowo, ale w przerwie profilaktycznie zdjąłem mającego na koncie żółtą kartkę Michała Koźmińskiego, by nie kusić niepotrzebnie losu. Na drugą połowę nakazałem dalsze ataki i tłamszenie Szwedów tak długo, aż nie zaczną gorzko żałować 1:0 sprzed dwóch lat. Po wznowieniu gry Szwecja dość długo skutecznie się broniła, co przychodziło rywalom o tyle łatwiej, że jak zawsze bez formy na turnieju był Tomek Adamczyk, który jako jedyny odstawał od reszty drużyny. Gdy w końcu zastąpiłem go młodym Grześkiem Dudkiem, od razu zamknęliśmy Szwedów w ich polu karnym, a w 79. minucie Wróblewski posłał daleką piłkę prawą flanką, Dudek wpadł z nią w pole karne, gdzie futbolówkę wygarnął mu Roback, ale ta trafiła do Pawlaka, który strzałem bez przyjęcia podwyższył na wspaniałe 3:0.

 

A to bynajmniej nie był jeszcze koniec szwedzkich cierpień. Sześć minut później Tomek Wilk popisał się kolejnym świetnym podaniem po linii, a Pawlak tym razem ośmieszył dryblingiem Nordina i identycznym strzałem jak w 43. minucie pokazał, że to nie był przypadek i stał się autorem drugiego hat-tricka w turnieju, kopiując osiągnięcie Garniera z wczoraj. Wisienką, czy jak kto woli truskawką na torcie był rzut wolny z 88. minuty, do którego podszedł Grzesiek Dudek i potężnym rogalem w okienko w stylu Adamczyka dobił załamanych Szwedów swoim pierwszy mundialowym trafieniem, pointując nasze efektowne otwarcie turnieju, zemstę na Szwecji i sygnał, że nadal lepiej nas nie lekceważyć.

Cytat

12.06.2026, Olympic Stadium, Montréal, widzów: 63 988; TV

MŚ Gr.C (1/3) Polska [4.] – Szwecja [23.] 5:0 (2:0)

 

17' R. Koźmiński 1:0

43' M. Pawlak 2:0

79' M. Pawlak 3:0

85' M. Pawlak 4:0

88' G. Dudek 5:0

 

Polska: P.Piętka 8 – K.Wróblewski 9, T.Konieczny 8, Z.Lewandowski 8, M.Machnikowski 8 – T.Rogalski 8 (79' M.Brodecki 7), R.Koźmiński ŻK 9, M.Koźmiński ŻK 7 (46' R.Piątek 8), T.Wilk 9 – T.Adamczyk 7 (69' G.Dudek 7), M.Pawlak 10

 

GM: Marcin Pawlak (N, Polska) - 10

 

W drugim spotkaniu naszej grupy po bezbarwnym, pozbawionym goli meczu Australia podzieliła się punktami z Kolumbią. Tym samym dzięki rozgromieniu Szwecji, która nie potrafiła nawet oddać celnego strzału na naszą bramkę, już po pierwszej kolejce mogliśmy rozdawać karty w grupie C.

 

Grupa C:

1. Polska – 3 pkt – 5:0

2. Australia – 1 pkt – 0:0

3. Kolumbia – 1 pkt – 0:0

4. Szwecja – 0 pkt – 0:5

  • Lubię! 2
Odnośnik do komentarza

PZPN, PZPN je... a czekaj to nie to uniwersum :keke: dla Australii ten punkt zdobyty to pewnie i tak sukces zatem zostaje nie spaprać Kolumbii, która będzie rozdrażniona wtopą z kangurkami.

I zazdroszczę kadry. Moja Polska nie ma podjazdu, a przecież mam EKstraklasę w top7 Europy :<

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Nadrobiłem w kilka dni całego opka, coś świetnego :). Co do innych FM-ów, moim zdaniem w 17 bramkarze lubią dostać tzw. wylewów. Do dziś pamiętam jak wygrałem Ligę Europy tylko dlatego, że bramkarz przeciwnika pobiegł w inną stronę niż leciała piłka, a mój napastnik musiał tylko oddać strzał do pustej bramki :D.

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

@zOnk,

Przypominam, że na mundialu w 2018 ta sama Australia wygrała z nami 3:1 po naszej rojącej się od indywidualnych błędów grze, omal nie wyrzucając nas za burtę (uratował nas tylko i wyłącznie bezbramkowy remis w równolegle rozgrywanym meczu Kolumbia - Czechy) :>   Teraz oba zespoły nie zachwyciły, ale jak na razie to tylko jeden mecz. Decydujące prawdopodobnie będzie to, co pokażemy przeciwko Kolumbii.

 

@bacao,

Gratuluję, że chciało Ci się czytać te 153 strony! :)   Tego typu błędy to jest właśnie powód, dla którego chcę dobrze rozeznać się w stopniu dopracowania nowszych FM-ów, zanim zacznę za x czasu nowego opka ;)

 

Do wszystkich czytelników:

Zaczęło mnie nurtować teraz jedno pytanie - czy ta kariera nie ciągnie się może zbyt długo? Może nie chodzi mi o samą długość pisania (od 2014), co o zawartość.

Odnośnik do komentarza

Po wykonaniu bardzo dobrej roboty na otwarcie naszego udziału w turnieju bardzo przyjemnie oglądało się w hotelu kolejne mundialowe spotkania w innych grupach. W sobotę jak zawsze dzień po meczu moi podopieczni otrzymali ode mnie wolny dzień i mieli się zjawić dopiero na lekki trening wieczorem, tymczasem w dwóch pierwszych pojedynkach tego dnia nie działo się zbyt wiele; bezbramkowe remisy Japonii z RPA w grupie D i Danii z Hiszpanią w grupie E solidnie wynudziły widzów i nas samych. Osobiście z większym zainteresowaniem oglądałem przed wielkim hotelowym ekranem 4K jedynie ten drugi, gdyż w drużynie Danii grało dwóch moich klubowych zawodników, Mikkel Andreasen oraz Anders Albrechtsen, który spisał się świetnie i zgarnął nagrodę dla gracza meczu.

 

Do wspólnego oglądania wieczornego starcia pozostawało jeszcze trochę czasu, więc wraz z Moriente, Darkiem Frankiewiczem i Andym Johnsonem strzeliliśmy na zmianę po partyjce w snookera, a gdy zgodnie uznaliśmy, że rozgrywka trwa zbyt długo i sukcesem dla każdego z nas było wbicie maksymalnie trzech bil przy jednym breaku, przenieśliśmy się na stół bilardowy. Tam wciągnęliśmy się na całego i aż do zaplanowanego na 18 rozbiegania leciała jedna partia w 9-ball za drugą.

 

W końcu o 19 przyszła pora na drugie spotkanie grupy E, w którym Nigeria zmierzyła się z Iranem, a emocji było niewiele więcej, bo wynik 1:1 oznaczał, że sobota była zdecydowanie dniem raczej nudnawych remisów. Nie to, co my.

 

W nocy zwołałem zwarty i gotowy sztab trenerski, na który składali się mój asystent Maciek Skorża, szkoleniowcy młodzieżówek Jan Koller i Darek Frankiewicz oraz trenerzy: Andrzej Niedzielan, Brano Arsenović, Andy Johnson i Marcin Jałocha; razem z nami oczywiście wszechobecny Moriente. W pokoju na końcu korytarza nalałem wszystkim po szklance amerykańskiej whiskey i wrzuciłem do odtwarzacza Blue-Ray wypalony mecz Australia - Kolumbia, by przeanalizować grę naszych rywali. Po szybkim seansie nikt z nas nie dziwił się, dlaczego spotkanie zakończyło się bezbramkowych remisem – oba zespoły zagrały bardzo nijakie zawody, Kolumbijczycy wykazywali się lepszym wyszkoleniem technicznym, ale ich anemiczne strzały nie stanowiły dla Evansa wyzwania, z kolei Australijczycy, którzy atakowali zauważalnie rzadziej, koszmarnie pudłowali nawet w doskonałych sytuacjach. Gdy w końcówce zarówno Kolumbia, jak i Australia broniły remisu niczym niepodległości, było widać, że albo obie drużyny zjadła trema, albo są nieprzygotowane do turnieju. Nasze dyskusje na ten temat były nadzwyczaj zgodne.

 

Podczas gdy ja przygotowywałem zespół do bitwy z Kolumbią i dbałem o tonowanie nastrojów po rozbiciu Szwecji, by moje orły nie popadły w samozadowolenie, mundialowa gorączka trwała w najlepsze. W niedzielę w grupie F Niemcy po zaciętym boju w Calgary dzięki dwóm trafieniom w swoim stylu – w 82. i 84. minucie – rzutem na taśmę pokonały Bułgarię 3:2, na Terry Fox Stadium w Ottawie Austria w grupie H pewnie rozwalcowała Arabię Saudyjską 3:0, zaś wieczorem w Toronto do akcji wkroczyli gospodarze Mistrzostw Świata, a więc Kanada, która mierzyła się z silną Argentyną. Miejscowi nie mieli jednak powodów do euforii, bo choć objęli prowadzenie już w 9. minucie po golu Browna, to Albicelestes odpowiedzieli później trafieniami CardozoGonzáleza i dwiema bramkami Veróna, wygrywając ostatecznie 4:1.

 

W poniedziałek na otwarcie dnia Mali pokonało w Montréalu Gwatemalę 3:0, a w grupie G Holandia zaprezentowała fantastyczną dyspozycję, bezlitośnie ogrywając wielką Brazylię aż 3:0 – Holendrzy grali tak atrakcyjną piłkę, że upatrywałem w nich jednego z faworytów do złota. Na wieczór akcja przeniosła się do Vancouver, gdzie drugi tego dnia pojedynek outsiderów między Kenią a Hondurasem zakończył się wynikiem 1:2. Następnego dnia znowu nie bardzo było co oglądać, bowiem Ekwador w grupie A tylko zremisował bezbramkowo z Chinami, a swoich kibiców rozczarowała Anglia, która identyczny wynik osiągnęła w starciu z Serbią. Środa należała już do grupy B, w której najpierw Grecja odzyskała szansę na awans, wygrywając z Angolą 2:1, a później Francja jako pierwsza w turnieju zapewniła sobie grę w 1/8 finału, pokonując Stany Zjednoczone 4:1.

 

A skoro druga tura spotkań dotarła już do grupy B, wiadomym było, że już jutro po raz drugi na scenę mieliśmy wyjść my.

Odnośnik do komentarza

Na kolejny bardzo ważny mecz z Kolumbią mieliśmy jeszcze bliżej, bo stolica Kanady Ottawa znajdowała niemalże w połowie drogi między naszą bazą pod Toronto a Montréalem. Plan był prosty – nie lekceważyć rywali i zagrać na 100% możliwości, tak jak uczyniliśmy to ze Szwecją.

 

 

Nie zmieniałem niczego w zwycięskiej jedenastce, gdyż po pierwsze nie widziałem takiej potrzeby, a po drugie chciałem sprawdzić, jak spiszemy się w tym ustawieniu w drugim kolejnym meczu. Tego popołudnia (w Polsce była już 21 wieczorem – przystępniej dla kibiców przed telewizorami) na Terry Fox Stadium dało się zauważyć lekką przewagę naszych wspaniałych kibiców, którzy co mecz na Mistrzostwach Świata udowadniali, że są jednymi z najlepszych na globie.

 

Mierna Kolumbia, jaką oglądaliśmy na zapisie wideo z meczu z Australią, była prawdziwym obliczem drużyny, która w żółto-granatowych trykotach wyszła nam naprzeciw. Błyskawicznie zarysowała się nasza zdecydowana przewaga, a już w 1. minucie Jorge Torres efektowną paradą obronił groźny strzał Pawlaka. Niestety golkiper Kolumbii rozgrywał dziś świetne spotkanie, zatrzymując jeszcze dwa uderzenia Adamczyka najpierw z rzutu wolnego w 21. minucie, później szczupakiem po dośrodkowaniu, zaś w 41. minucie Torres błysnął jeszcze ekwilibrystyczną interwencją przy podkręconej bombie Tomka Wilka z dystansu. W ostatniej akcji pierwszej połowy Rogalski świetnie dośrodkował z rzutu wolnego wprost na głowę Pawlaka, ale zmierzający w tej fazie meczu po nagrodę dla gracza spotkania Torres znowu nie dał się pokonać. Do szatni schodziliśmy więc przy rozczarowującym wyniku 0:0, który Kolumbia zawdzięczała tylko i wyłącznie swojemu bramkarzowi.

 

W szatni pod prysznic odesłałem znowu bezbarwnego Adamczyka, mistrza eliminacji, który od tej pory miał być na mundialu już tylko rezerwowym, ale niestety Zoran Halilović nie okazał się rozwiązaniem na świetnie dysponowanego Torresa. Co gorsza, frustracja zaczęła zżerać Marcina Pawlaka, który strzelał już bez wiary w pokonanie kolumbijskiego bohatera, więc w końcu i jego ściągnąłem z boiska. W końcówce już coraz bardziej zrezygnowany czułem, że skończymy z przegranym remisem, a kiedy w pewnym momencie Kolumbijczycy zaczęli coraz śmielej poczynać sobie na naszej połowie, obawiałem się spełnienia legendarnego porzekadła, że niewykorzystane sytuacje się mszczą.

 

Szczęście sprzyja lepszym. W ostatniej minucie doliczonego czasu ruszyliśmy z ostatnią akcją rozpaczy, rezerwowy Grzesiek Wilk dośrodkował z lewego skrzydła, a w polu karnym Tomek Rogalski nagle wyskoczył ponad kolumbijskiego obrońcę i potężną główką nareszcie pokonał cholernego Torresa, zapewniając nam wymęczone, ale zasłużone zwycięstwo po niemiecku! Eksplozja radości na biało-czerwonych sektorach była warta każdych pieniędzy!

Cytat

18.06.2026, Terry Fox Stadium, Ottawa, widzów: 49 842; TV

MŚ Gr.C (2/3) Kolumbia [17.] – Polska [4.] 0:1 (0:0)

 

90+2' T. Rogalski 0:1

 

Polska: P.Piętka 7 – K.Wróblewski ŻK 7, T.Konieczny 8, Z.Lewandowski 7, M.Machnikowski 7 – T.Rogalski 9, R.Koźmiński 7, M.Koźmiński 8, T.Wilk (79' G.Wilk 7) – T.Adamczyk 6 (46' Z.Halilović 7), M.Pawlak (71' G.Dudek 6)

 

GM: Tomasz Rogalski (OP PŚ, Polska) - 9

 

W wieczornym meczu w Edmonton reprezentacja Szwecji podniosła się po klęsce z naszych rąk, ograła Australię 2:1 i miała jeszcze spore szanse powalczyć o awans. W tym czasie, będąc już w naszej bazie w Toronto, w hotelowej świetlicy rozbrzmiewały strzały przybijanych piątek i huk otwieranego szampana, gdyż ten wynik oznaczał, że jako druga drużyna mundialu zapewniliśmy sobie awans do 1/8 finału!

 

Grupa C:

1. Polska – 6 pkt – 6:0; Awans

2. Szwecja – 3 pkt – 2:6

3. Australia – 1 pkt – 1:2

4. Kolumbia – 1 pkt – 0:1

  • Lubię! 1
  • Uwielbiam 2
Odnośnik do komentarza
17 godzin temu, Ralf napisał:

Do wszystkich czytelników:

Zaczęło mnie nurtować teraz jedno pytanie - czy ta kariera nie ciągnie się może zbyt długo? Może nie chodzi mi o samą długość pisania (od 2014), co o zawartość.

Ja myślę, iż to wyłącznie Twoja decyzja. Jeśli ta kariera i walka nie znużyła Cię, to nie widzę problemu kontynuowania jej.

 

Co do nowszych FMów- w każdym są jakieś mniejsze bądź większe babolki. Ale nie powodują, że są one niegrywalne. Dużo też zależy jakim teamem grasz. Wiadomo, że zespołem z reputacją pół gwiazdki lub jedną, będzie ciężej grać.

Jeśli chodzi Ci po głowie coś nowszego, to wydaje mi się, iż trzeba po nią sięgnąć :) Moja najulubieńsza to 14, ale jakby nie patrzeć, to wersja sprzed 5 lat. Od FM17 każdy do polecenia, imo.

Odnośnik do komentarza
W dniu 15.02.2019 o 19:13, Ralf napisał:

Do wszystkich czytelników:

Zaczęło mnie nurtować teraz jedno pytanie - czy ta kariera nie ciągnie się może zbyt długo? Może nie chodzi mi o samą długość pisania (od 2014), co o zawartość.

Co masz na myśli sugerując zawartość? 

 

Ja w pewnym momencie porzucilem czytanie Twojego opowiadania, by jakiś czas temu do niego powrócić. I teraz tak: czyta się to doskonałe, z przyjemnością, i w sumie wyczekuje się kolejnych odcinków. Ale jeśli masz w głowie zakończenie tego projektu i zaczecie czegoś na nowo... To ja jestem absolutnie na tak! 

Odnośnik do komentarza

Pisząc "zawartość" miałem na myśli całość opka z wyłączeniem rzeczywistej długości publikowania w nim kolejnych odcinków (czyli w tej chwili już w zasadzie 4,5 roku - heh, prawie jak jakiś serial). Chodzi zatem o liczbę stron, liczbę rozegranych sezonów, te zmiany klubów co chwilę i całą karierę, która leci już dwudziesty pierwszy sezon. Generalnie nurtowała mnie kwestia, czy u czytelników nie zaczyna czasem występować znużenie na zasadzie: "dżyzas, już mi się nie chce tego dalej czytać..." ;)

 

"Cień wielkiej trybuny" jeszcze trochę potrwa, gdyż po pierwsze pojawi się na pewno co najmniej kolejny sezon w Bundeslidze (możliwe, że od niego będzie w większości zależeć, jak potoczy się ostatnia prosta opka), ponadto chciałbym dokończyć eliminacje do Euro 2028 i wziąć udział w tym turnieju, o ile nie zostanę zwolniony po mundialu :P  Zatem przed nami jeszcze na pewno dwa sezony (zapewne kilka miesięcy IRL) "Cienia wielkiej trybuny", a później... Cóż, nawiązując do wypowiedzi Stephena Kinga, nawet ja nie wiem, co wydarzy się później w opowiadaniu ;)  Na pewno nie chcę kończyć kariery nagle, bez jakiegoś jasnego zakończenia.

 

Reasumując, jesteśmy już bliżej końca, niż dalej. Powiedzmy, że w tej chwili jest analogiczny moment, co na początku piątego sezonu Breaking Bad - niby serial powoli się kończy, ale trochę akcji jeszcze będzie.

 

@Makk,

Biorę pod uwagę wyłącznie jeden z najnowszych Football Managerów :>   Powiedzmy od 2017 w górę. Przesiadanie się na 2014 byłoby w zasadzie tym samym, co zrobiłem zaczynając ten opek - gra na wersji, która ma już kilka latek :D  Ale zanim przesiądę się na poważnie na 2017, 18 lub 19, nie ukrywam, że najpierw będę musiał trochę przygotować na ten krok mojego poczciwego peceta ;)

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Tym razem zbyt duża odległość nie pozwalała mi wyrwać się choćby na jeden dzień do Niemiec, z kolei różnica czasowa sprawiła, że Olek Wasoski nie telefonował do mnie z Essen, tylko puścił mi starą dobrą wiadomość e-mailem, w którym opisał mi, co się działo na podsumowaniu sezonu w klubie.

 

Na samym wstępie Olek napisał, że w minionej kampanii pobiliśmy jeden krajowy rekord, gdyż dzięki 80 trafieniom zostaliśmy najskuteczniejszym zespołem w całej historii Bundesligi – żaden wcześniejszy klub występujący w ekstraklasie nie zdobył nigdy tylu goli, co my. Sam osobiście nawet z Osnabrückiem za teoretycznie najlepszych czasów w tym klubie nie osiągnąłem takiego wyniku.

 

Piłkarzem Roku został wybrany przez kibiców oczywiście Markus Rose, z kolei najważniejszą informacją było przelanie przez DFB kwoty 11 500 000€ za prawa do transmisji telewizyjnych, które podbudowały budżet RWE. Do drużyny U-19 dostało się zaś ośmiu młodych chłopaków, Thorsten Herzig (16 l., O P, Niemcy), Sven Mühlbauer (16 l., N, Niemcy), Matthias Lange (16 l., O/DBP P, Niemcy), Michael Weiland (15 l., OP P, Niemcy), Michael Lange (16 l., OP L, Niemcy), Jan Schröer (15 l., OP P, Niemcy) oraz jedynych dwóch Włochów, najbardziej utalentowany z wszystkich nowych młodzików Alessio Mauro (15 l., DP, Włochy), a także Luigi Melis (16 l., O Ś, Włochy).

 

Prezes Hempelmann wyznaczył mi na nadchodzący sezon nienarzucające zbytniej presji zadanie zajęcia z RWE bezpiecznej pozycji w lidze, co uznawałem za spokojnie wykonalne, a z zaproponowanych kilku wersji budżetów wybrałem tę, która zapewniała mi do dyspozycji budżet płac w wysokości 535 000€, gdyż uznałem, że w obecnej sytuacji jest to ważniejsze, niż 6 000 000€ jakie miałbym na transfery przy chudszym funduszu płac.

 

Na koniec dowiedziałem się jeszcze tylko, że nasz chimeryczny napastnik Klaus Walter postanowił odejść na prawie Bosmanna do TSV Monachium.

 

Podziękowałem serdecznie Olkowi za garść wiadomości z Essen, po kliknięciu "wyślij" wylogowałem się z mojej poczty, zamknąłem laptopa i poszedłem na mały spacer po pobliskim kanadyjskim lasku. Myślenie o Rot-Weiss Essen zostawiłem już sobie na lipiec. Teraz liczyły się tylko Mistrzostwa Świata.

Odnośnik do komentarza
  • Pulek zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...