Skocz do zawartości

Cień wielkiej trybuny


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

Na murawie Ta' Qali w Rabat czekały do podniesienia pewne trzy punkty, które, przynajmniej według moich szybkich szacunków, mogły zapewnić nam już przynajmniej udział w barażach. Po intensywnych sierpniowych rozgrywkach nie wszyscy pojawili się na zgrupowaniu w idealnej kondycji, więc część zawodników postanowiłem oszczędzić na Łotwę. Z tego powodu w składzie meczowym zabrakło m.in. Michała Górki, Marcina Pawlaka i Piotrka Szymańskiego, ale z zadowoleniem mogłem uznać, że bez trudu mam ich kim zastąpić, a wręcz w ataku mogłem wystawić dwóch "Tomków Adamczyków" – tego oryginalnego, najlepszego strzelca w historii Biało-czerwonych, i jego ewidentnego następcę, młodziutkiego Grześka Dudka.

 

Bardzo szybko uzyskaliśmy zdecydowaną przewagę nad Maltą, którą równie szybko udokumentowaliśmy, gdy w 8. minucie Kiszka dośrodkował z rzutu wolnego precyzyjnie na głowę Grześka Dudka, który mimo asysty Camillerego bez problemu posłał piłkę do siatki. Okazji do kolejnych trafień nam nie brakowało, ale zawodziliśmy skutecznością, przez co nasza gra (do momentu oddawania strzału) wyglądała dużo lepiej od wyniku. Do przerwy nie zdołaliśmy go już poprawić, więc w szatni powiedziałem moim podopiecznym, że jak najbardziej cieszę się z prowadzenia, ale powinniśmy nie pozostawić żadnych wątpliwości, kto tego wieczoru był lepszy.

 

I posłuchali mnie, przynajmniej na najbliższe dwadzieścia minut. Niedługo po przerwie Brodecki zagrał piłkę z prawego skrzydła na środek do Piątka, a ten podholował ją pod pole karne i sprytnym strzałem po ziemi zdołał zaskoczyć Farrugię. Pięć minut później Kowalik posłał długą, prostopadłą piłkę z głębi pola, Dudek ściągnął na siebie Camillerego, po czym przeskoczył go i zgrał futbolówkę do niepilnowanego już Adamczyka, który spokojnie wbił ją do maltańskiej bramki, zdobywając swojego sto jedenastego gola w narodowych barwach. Od tej pory Maltańczykom już nie chciało się grać, więc mogliśmy spokojnie szukać okazji, kontrolować przebieg spotkania i oszczędzać siły na Łotwę.

Cytat

30.08.2025, Ta' Qali, Rabat, widzów: 20 865; TV

EMŚ (7/10) Malta [147.] – Polska [3.] 0:3 (0:1)

 

8' G. Dudek 0:1

50' R. Piątek 0:2

55' T. Adamczyk 0:3

 

Polska: P.Piętka 7 – M.Kiszka 7 (81' K.Wróblewski 6), M.Kowalik 7, T.Konieczny 8, G.Wilk 8 – M.Brodecki 8, R.Piątek 8 (73' M.Koźmiński 7), R.Koźmiński 8, M.Machnikowski 9 – T.Adamczyk 9, G.Dudek 8 (69' Z.Halilović 6)

 

GM: Tomasz Adamczyk (N, Polska) - 9

 

Po siódmej kolejce spotkań sytuacja w grupie nie zmieniła się ani o jotę, jako że Hiszpania wygrała na wyjeździe 2:0 z San Marino, zaś Irlandia skromnie pokonała w Dublinie Łotwę 1:0. Niemniej jednak z jedenastopunktową przewagą nad trzecimi w tabeli Irlandczykami miejsce w barażach mieliśmy już pewne, zaś kwestia bezpośredniego awansu z pierwszego miejsca miała się rozstrzygnąć najprawdopodobniej za miesiąc w Chorzowie, gdzie walczyć będziemy z Hiszpanią.

 

Trzecia grupa:

1. Polska – 19 pkt – 33:5

2. Hiszpania – 17 pkt – 18:3

3. Irlandia – 8 pkt – 11:15

4. Malta – 6 pkt – 8:17

5. Łotwa – 5 pkt – 6:14

6. San Marino – 4 pkt – 5:27

Odnośnik do komentarza

Bez przesady, to je moja Polska, a nie Gratkorn/Avellino/Osnabrück/Rayo/RWE :> 

 

-----------------------------------------------------

 

Gdy byliśmy już gotowi do odlotu z Malty, z ciekawości spojrzałem na tabelę rosyjskiej Premier Ligi i wpadłem w zdumienie. Na przestrzeni ostatniego miesiąca CSKA Moskwa postanowiło dla odmiany trochę ubarwić finałową część sezonu, ostatnie zwycięstwo odnosząc w... lipcu, a sierpień kończąc z jednym remisem i trzema ligowymi porażkami, do tego sromotnie przegrywając dwumecz w eliminacjach do Ligi Mistrzów z Klagenfurtem. Owy kryzys zepchnął Konie aż na czwarte miejsce w tabeli, ze stratą dziewięciu punktów do lidera. Byłem niezmiernie ciekaw, czy pierwszy raz od dwudziestu lat mistrzostwo Rosji zdobędzie w końcu ktoś inny, niż CSKA Moskwa.

 

Sierpień 2025

 

Bilans (Rot-Weiss Essen): 1-0-3, 11:11

Bundesliga: 18. [-1 pkt do Alemannii]
DFB-Pokal: Pierwsza runda, 6:0 z VfR Mannheim; awans, vs. Gladbach

Finanse: 15,7 mln euro (-900 tys. euro)

Gole: Darko Barisić (4)

Asysty: Hans Vink (3)

 

Bilans (Polska): 1-0-0, 3:0

Eliminacje MŚ 2026: Grupa trzecia, 1. [+2 pkt nad Hiszpanią]

Ranking FIFA: 3. [=]

 

 

Ligi:

 

Anglia: Derby County [+3 pkt]

Austria: Austria Wiedeń [+0 pkt]

Francja: Bordeaux [+0 pkt]

Hiszpania: Mallorca [+0 pkt]

Niemcy: HSV Hamburg [+2 pkt]

Polska: Amica Wronki [+2 pkt]

Rosja: FK Moskwa [+7 pkt]

Szwajcaria: FC Schaffhausen [+3 pkt]

Włochy: Fiorentina [+0 pkt]

 

Liga Mistrzów:

 

Puchar UEFA:

- Zagłębie Lubin, 2. runda kwalifikacyjna, 0:1 i 0:1 z Dynamem Tirana; out

- Legia Warszawa, 2. runda kwalifikacyjna, 3:0 i 0:0 z Litexem Łowecz; awans, vs. AEK Ateny

- Radomiak Radom, 2. runda kwalifikacyjna, 0:2 i 1:2 z Lewskim Sofia; out

 

Reprezentacja Polski:

- 30.08, eliminacje MŚ 2026, Malta - Polska, 0:3

 

Ranking FIFA: 1. Brazylia [1258], 2. Anglia [1184], 3. Polska [1134]

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

W wyjściowej jedenastce na Łotwę dokonałem jedynie zmiany na prawej stronie obrony, gdzie poobijanego Kiszkę zastąpił Brzeziński, zaś pozostałe kosmetyczne zmiany zaszły w kwestii obsady ławki. Jednocześnie drugie spotkanie pod rząd w bramce rozegrać miał Piętka, gdyż dając mu częściej okazję do gry o stawkę chciałem mieć w odwodzie drugiego golkipera z boiskowym doświadczeniem w kadrze, by uniknąć sytuacji z mundialu w Portugalii, która miała spory wpływ na naszą ówczesną porażkę w półfinale.

 

Ale dziś akurat Paweł zbyt wiele pracy nie miał, gdyż przez długi czas gra toczyła się niemal wyłącznie na połowie Łotyszy, oczywiście pod nasze absolutne dyktando. W 6. minucie Brzeziński nie pozwolił Laizansowi przejść z piłką za linię środkową, po jego wślizgu futbolówkę zgarnął Dudek i zagrał między obrońców, a tam wbiegający Tomek Adamczyk pewnie otworzył wynik spotkania. Kwadrans naszego naporu później Rinkus sfaulował Tomka przed polem karnym, za co otrzymał żółtą kartkę, a do rzutu wolnego podszedł sam poszkodowany i swoim firmowym podkręconym strzałem obok muru wpakował piłkę do siatki po raz drugi. Dopiero teraz przestaliśmy gnieść Łotyszy aż tak mocno, dzięki czemu mogli odetchnąć i przebiec się czasem po naszej połowie, i właśnie wtedy Piętka wykazał się swoją jedyną interwencją wieczoru, z miną rutyniarza przenosząc nad bramką mocny strzał Nesterienki. Tuż przed przerwą ostatecznie zgasiliśmy jednak dzikie zapędy gospodarzy, gdy wywalczyliśmy korner, a do centry Brodeckiego najwyżej wyskoczył Machnikowski i wykorzystał złe ustawienie bramkarza, podwyższając na 3:0.

 

W przerwie pozwoliłem sobie odesłać Piętkę pod gorący prysznic i posłać w jego miejsce Michała Górkę, gdyż pod koniec pierwszej połowy przy jednym z rzutów rożnych dla Łotwy boleśnie zderzył się z rywalem i uznałem, że nie ma sensu dłużej trzymać go na boisku.

 

Nic złego nie mogło nam się już stać, ale czemu by nie śrubować bilansu bramkowego na wszelki wypadek? W 49. minucie, zanim druga odsłona dobrze się rozkręciła, Brodecki zagrał po linii do Adamczyka, który posłał centrę na piąty metr, a Robert Koźmiński bez trudu zgubił obronę i głową w okienko zdobył swojego gola. Niespełna dziesięć minut później tym razem Piątek zagrał prostopadłą piłkę, Brodecki bez przyjęcia przedłużył ją w pole karne, a tam Adamczyk odjechał Rinkusowi, po czym strzałem po ziemi na dalszy słupek ustrzelił hat-tricka, kończąc tym samym pogrom w Rydze. Plan na sierpniowo-wrześniowe mecze eliminacyjne mieliśmy zrealizowany w stu procentach.

Cytat

03.09.2025, Skonto, Ryga, widzów: 9012; TV

EMŚ (8/10) Łotwa [116.] – Polska [3.] 0:5 (0:3)

 

6' T. Adamczyk 0:1

21' T. Adamczyk 0:2

45' M. Machnikowski 0:3

49' R. Koźmiński 0:4

57' T. Adamczyk 0:5

 

Polska: P.Piętka (46' M.Górka 7) – A.Brzeziński 8, M.Kowalik 8, T.Konieczny 8, G.Wilk 8 – M.Brodecki 10, R.Piątek 8, R.Koźmiński 9, M.Machnikowski (71' T.Wilk 7) – T.Adamczyk 10, G.Dudek 8 (76' M.Pawlak 6)

 

GM: Tomasz Adamczyk (N, Polska) - 10

 

W pozostałych meczach naszej grupy obyło się bez niespodzianek, czyli Hiszpania pewnie wygrała z Maltą 3:1, a Irlandia pokonała 2:0 San Marino.

 

Trzecia grupa:

1. Polska – 22 pkt – 38:5

2. Hiszpania – 20 pkt – 21:4

3. Irlandia – 11 pkt – 13:15

4. Malta – 6 pkt – 9:20

5. Łotwa – 5 pkt – 6:19

6. San Marino – 4 pkt – 5:29

Odnośnik do komentarza

Klasycznie znów ciężko mi było wracać do ligowej codzienności porażek po miłej przerwie na zwycięstwa w eliminacjach do Mistrzostw Świata. W Essen czekał nas w ten czas pojedynek z Schalke, które śladem poprzednich rywali miało bez problemu wdeptać nas w murawę Georg-Melches-Stadion. Raz jeszcze dałem szansę tym samym zawodnikom, którzy wystąpili w poprzednim spotkaniu, jedynie kontuzjowanego Barisicia zastąpił Daniel Wolf.

 

Mecz rozpoczęliśmy jak zwykle bojaźliwie i popełniając mnóstwo błędów, a ja tylko pokręciłem głową z zażenowania, gdy już w 3. minucie Fusco nie miał najmniejszych problemów z przeskoczeniem Hildebrandta w walce o piłkę, a po jego zgraniu głową Pinto oparł się na De Martinie jak na ladzie w pubie i oddał strzał tuż sprzed pola karnego, który Olivieri wpuścił do bramki. Oczywiście między rękami. Kursowałem w pobliżu ławki trenerskiej i wprost ręce mi opadały, gdy widziałem, jak moi obrońcy regularnie rozbiegają się na wszystkie strony, dają się wyciągać rywalom za piłką jak małe, naiwne dzieci, a w środku pola potykamy się o własne nogi, tak że nawet Markus Rose w tym towarzystwie był bezradny i wtapiał się w tło.

 

A jednak w 24. minucie Georg-Melches-Stadion aż na chwilę zamarł w zdumieniu; Gruszka już miał stracić piłkę na rzecz Ilicia, który wyszedłby wtedy sam na sam z Olivierim, ale w ostatniej chwili Marcin jednak wyekspediował ją do przodu, Andrade błysnął na chwilę i elegancko zagrał między obrońców, a wbiegający Walter płaskim strzałem sensacyjnie wyrównał na 1:1. Sam byłem w szoku, podobnie jak nasi kibice, ale jeszcze przed przerwą wróciliśmy wszyscy na ziemię, bo w doliczonym czasie Eidsvåg z rzutu wolnego przerzucił piłkę za plecy moich jak zwykle spóźnionych obrońców, tak że Ilić doczekał się jednak swojego łatwiutkiego gola. Łatwiutkiego, gdyż kretyn Olivieri zostawił całą odsłoniętą bramkę, z sobie tylko znanego powodu ustawiając się na narożniku pola bramkowego...

 

W przerwie już nawet nie chciało mi się nic mówić, tylko zmieniłem De Martina, który najbardziej ze wszystkich sprawiał wrażenie znajdującego się w stanie pomrocznym. Spodziewałem się, że po przerwie Schalke nas rozbije i wywiezie z Essen łatwe trzy punkty, tymczasem jednak w 50. minucie przymknęliśmy nawet na chwilę gości w ich własnym polu karnym, Hildebrandt przepchnął piłkę w pole karne, a Rose zasłonił ją przed Eidsvågiem, dzięki czemu Walter w sytuacji sam na sam zdobył swojego drugiego gola. Gola, który niespodziewanie zapewnił nam pierwszy zdobyty punkt w tym sezonie. Wow!

Cytat

06.09.2025, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 20 902

BL (4/34) Rot-Weiss Essen [18.] – Schalke 04 [8.] 2:2 (1:2)

 

3' R. Pinto 0:1

24' K. Walter 1:1

45+1' S. Ilić 1:2

50' K. Walter 2:2

 

Rot-Weiss Essen: G.Olivieri 7 – L.Hildebrandt 7, M.De Martin 6 (46' L.Hoffmann 7), M.Negro 6, M.Gruszka 7 – H.Vink 6, M.Rose 7, Andrade 7, K.Bruns ŻK 6 (67' S.Franz 7) – K.Walter 8, D.Wolf 6 (80' M.Topolski 6)

 

GM: Slavisa Ilić (N, Schalke 04) - 8

 

Nasz wywalczony remis był tak dużą niespodzianką, że na pomeczowej konferencji menedżer Schalke Caio Mello, który nawiasem mówiąc swojego czasu prowadzić nawet moje FC Gratkorn, wręcz kipiał irytacją, że jego drużyna nie potrafiła pokonać beznadziejnego RWE. Mój oponent w złości zaczął opowiadać, jak to Rot-Weiss Essen nie spadnie z ligi, a ja odkryłem, że jego zaczepki po mnie spływają, bo nawet jeśli, to i tak po sezonie się stąd zabieram, więc z uśmiechem na ustach wyraziłem i swoją opinię na temat rezultatu osiągniętego przez Schalke, wyśmiewając Mello z dziką rozkoszą.

Odnośnik do komentarza

Tydzień po naszym sukcesie nie było już żartów. Jechaliśmy do Dortmundu na derbowy pojedynek z liderującą Borussią, która w tym sezonie była zdecydowanie na fali. Nie brałem pod uwagę jakiejkolwiek zdobyczy punktowej, więc bardzo łatwo było mi się zdecydować na wprowadzenie zmian w wyjściowym składzie. W konsekwencji słabej gry w dotychczasowych spotkaniach miejsca na skrzydłach stracili będący bez formy Bruns i Vink, zastąpieni odpowiednio Andreasenem i Wellingtonem, ponadto w miejsce De Martina zagrać miał Hoffman.

 

W pierwszym kwadransie stawiliśmy nawet solidny opór faworyzowanej Borussii, którego kulminację stanowił koszmarnie przestrzelony strzał Wolfa z niezłej sytuacji, a także efektowny rajd Waltera, który jednak minął trzech rywali tylko po to, by posłać piłkę w trybuny Signal Iduna Park. Później gospodarze przeszli do ofensywy i zepchnęli nas we własne pole karne, ale jednocześnie napastnicy BVB okazali się porażająco nieskuteczni, w czym przodował u rywali zwłaszcza Afriyie, który często strzelał tuż obok naszej bramki, a w innych sytuacjach szczęśliwie interweniował Olivieri, jakoby w chęci rehabilitacji za swoje poprzednie klopsy. Gdy wydawało się, że jedynie kwestią czasu jest to, aż Afriyie w końcu przełamie swoją niemoc i trafi do siatki, wywalczyliśmy rzut wolny po kontrataku, z którego miękką wrzutkę posłał Gruszka, a w polu karnym Walter przeskoczył Celso i głową pokonał Frołowa!

 

Mimo objęcia prowadzenia i zaskoczonych min piłkarzy Borussii ani przez chwilę nie wierzyłem, byśmy mieli dowieźć prowadzenie do przerwy; popełnialiśmy zbyt wiele błędów w obronie, by gospodarze mieli w końcu któregoś nie wykorzystać. Przeznaczenie dosięgło nas w 40. minucie; wtedy Witt zagrał górną piłkę przed nasze pole karne, Afriyie zagrał ją głową, a tym razem z futbolówką koszmarnie minął się Olivieri, po czym Sander ze spokojem odesłał piłkę do naszej pustej bramki.

 

Podobnie jak przed tygodniem, tak i teraz po drugiej połowie spodziewałem się tylko tęgich batów i rozwiązania worka z golami w żółto-czarnych barwach. I znów się zdziwiłem! Owszem, przez cały czas Borussia miała doskonale widoczną przewagę na boisku, ale jednocześnie rywale wciąż w niewiarygodnych wręcz okolicznościach marnowali okazje, a im bliżej było końca, tym śmielej wyprowadzaliśmy kontry. I wreszcie w doliczonym czasie Signal Iduna Park zamilknął! W doliczonym czasie prawym skrzydłem rzucił się najlepszy na boisku Wellington, uciekł Drescherowi, jego centrę mimo asysty Schulza do ziemi zgrał rezerwowy Seba Franz, a pozbawiony opieki Topolski na raty pokonał Frołowa, zapewniając nam sensacyjne zwycięstwo! Pierwszy raz za mojej kadencji wygraliśmy derby z Borussią, co od razu było naszą premierową wygraną w sezonie. Czy nie można tak częściej?

Cytat

13.09.2025, Signal Iduna Park, Dortmund, widzów: 72 473

BL (5/34) Borussia Dortmund [1.] – Rot-Weiss Essen [18.] 1:2 (1:1)

 

31' K. Walter 0:1

40' M. Sander 1:1

90+1' M. Topolski 1:2

 

Rot-Weiss Essen: G.Olivieri 7 – L.Hildebrandt 7, L.Hoffmann 8, M.Negro 7, M.Gruszka 7 – Wellington ŻK 8, M.Rose ŻK 7 (65' T.Franz 7), Andrade ŻK 7, M.Andreasen ŻK 6 (79'' S.Franz 7) – K.Walter 8, D.Wolf 6 (46' M.Topolski 7)

 

GM: Wellington (OP P, N, Rot-Weiss Essen) - 8

 

Odnośnik do komentarza

Czyli zespołem-francą? :>  Cóż, chyba tak :> 

 

------------------------------------------------------

 

Zwycięstwo w derbach niczym czarodziejska różdżka poprawiło podupadające z wolna nastroje w Essen, tak że nawet szczęśliwy prezes Hempelmann pojawił się w szatni, by pogratulować nam prestiżowego zwycięstwa. Ja jednak nie świętowałem przesadnie długo, bo dosłownie godzinę po wyjeździe z Dortmundu już skupiałem się na pucharowym pojedynku z następną Borussią, tym razem w Mönchengladbach, który czekał nas już trzy dni później. Wobec tego nie wszyscy zdążyli odpowiednio odpocząć, więc na lewym skrzydle do gry nie nadawał się Andreasen, za którego zagrać miał Seba Franz, a moje plany wystawienia Marka Topolskiego w wyjściowej jedenastce musiałem odłożyć na następne spotkanie i raz jeszcze postawić na Daniela Wolfa.

 

Trudno powiedzieć, czy to zbieg okoliczności, czy pojawiła się nowa przypadłość zwana Syndromem Borussii, ale tego wieczoru miałem deja vu z Dortmundu, gdyż gospodarze byli dziś rażąco nieskuteczni, aż momentami sam łapałem się za głowę, oglądając ich tragiczne pudła z niebezpiecznych sytuacji. My mieliśmy inny problem, gdyż sędzia Mayer ewidentnie czuł pewien rodzaj antypatii do RWE i szastał żółtymi kartkami jedna za drugą przy faulach moich zawodników, które na co dzień na kartkę się nie kwalifikują, zaś zawodnikom Borussii przyzwalał na więcej.

 

W początkowej fazie meczu pod naszą bramką po jednej dobrej okazji zmarnowali Visser i Gilberto, zaś my po półgodzinie odpowiedzieliśmy strzałem z dystansu Andrade, z trudem sparowanym przez Rosta i natychmiastową, koszmarnie przestrzeloną dobitką Wolfa. A w doliczonym czasie pierwszej połowy niezły rajd lewym skrzydłem pokazał Andrade, do jego dośrodkowania mimo asysty KaiseraBarbato i Aquino doszedł Wolf, a Rost sparował piłkę wprost na nogę Waltera, który z zimną krwią wbił ją do siatki!

 

Klaus wyrastał obecnie na naszego najlepszego strzelca, mnie zaś w drugiej połowie niezmiernie cieszył fakt, że napastnicy gospodarzy nadal prześcigali się w konkursie na najbardziej niedorzeczne pudło meczu. Najgoręcej było na dziesięć minut przed końcem, gdy Borussia wzięła nas z kontrataku, a po szybkim wybiciu piłki przez rywali ramię w ramię na naszą bramkę ruszyli osamotnieni Schwarz i usiłujący go powstrzymać Negro – tutaj wielkie pokłony dla Olivieriego, który wyciągnął się jak struna i efektowną paradą nie tylko sparował potężną bombę z dystansu pomocnika rywali, ale też utrzymał piłkę w boisku.

 

To była ostatnia szansa gospodarzy na doprowadzenie do dogrywki, więc zwyciężyliśmy w meczu stanowiącym ilustrację powiedzenia "niewykorzystane sytuacje się mszczą" i tym razem sprawiliśmy niespodziankę w DFB-Pokal, awansując do trzeciej rundy.

Cytat

16.09.2025, Borussia-Park, Mönchengladbach, widzów: 20 406

DFB-P 2R Borussia Mönchengladbach [BL] – Rot-Weiss Essen [BL] 0:1 (0:1)

 

45+1' K. Walter 0:1

 

Rot-Weiss Essen: G.Olivieri 8 – L.Hildebrandt ŻK 7, L.Hoffmann ŻK 9, M.Negro 7, M.Gruszka ŻK 9 – Wellington ŻK 7 (88' H.Vink 6), M.Rose 8, Andrade ŻK 7 (67' T.Franz 7), S.Franz 7 – K.Walter 7, D.Wolf 7 (74' M.Topolski 7)

 

GM: Marcin Gruszka (O/DBP/P L, Rot-Weiss Essen) - 9

Odnośnik do komentarza

Musiałem się mocno pilnować, by nie dać po sobie zbytnio znać zadowolenia z postępów, jakie nieśmiało zaczynaliśmy czynić, gdyż w Bundeslidze zbliżał się mecz, na który od wielu miesięcy ostrzyłem sobie zęby. Mowa o pojedynku z Karlsruhe, z którym przegraliśmy w zeszłym sezonie wszystkie spotkania, zarówno w lidze, jak i w DFB-Pokal, w związku z czym marzyłem o utarciu nosa rywalom, w myśl szpakowskiego sloganu "nie ważne ile, nie ważne jak". Naturalnie wielkich nadziei również sobie nie robiłem, a przed meczem przywróciłem do pierwszego zespołu dopominającego się gry Francka Brou.

 

W tym sezonie Karlsruhe również przechodziło poważny kryzys, po ostatnich dwóch kolejkach zastępując nas w strefie spadkowej, więc przez długi czas na Georg-Melches-Stadion garstka kibiców oglądała pasjonujący pokaz ofensywnej nieporadności tak naszej, jak i rywali. Goście, gdy dochodzili pod nasze pole karne, za dużo kombinowali, dzięki czemu odbieraliśmy im piłki, zaś my nie mogliśmy znaleźć  ostatniego podania, jako że obrona Karlsruhe również dobrze czyściła swoje zasieki defensywne.

 

Decydująca dla wyniku spotkania okazała się moja decyzja w przerwie, by na drugą połowę w miejsce po raz kolejny niewidocznego Wolfa posłać w bój Topolskiego. Po pięciu minutach od wznowienia gry Wellington na prawym skrzydle zakręcił kółeczko wokół Mário i Angulo, następnie zostawił piłkę Hildebrandtowi, który dośrodkował ją na piąty metr, a tam uciekający Molinie Topolski podciął piłkę obok interweniującego Özdemira, umieszczając ją w siatce. Na szczęście okazaliśmy się lepsi o tę jedną wykorzystaną okazję, więc po pozostałych wypełnionych pudłami czterdziestu minutach mogliśmy świętować nasze pierwsze domowe zwycięstwo w tym sezonie, i to od razu pokonując cholerne Karlsruhe i spychając je na ostatnie miejsce w tabeli. A macie, dziady!

Cytat

20.09.2025, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 5318

BL (6/34) Rot-Weiss Essen [13.] – Karlsruher SC [17.] 1:0 (0:0)

 

50' M. Topolski 1:0

 

Rot-Weiss Essen: G.Olivieri 7 – L.Hildebrandt ŻK 7, L.Hofmann 7, M.Negro ŻK 7, M.Gruszka 8 – Wellington (71' A.Albrechtsen 6), M.Rose 7, Andrade 7, S.Franz – K.Walter ŻK (78' F.Brou 6), D.Wolf 6 (46' M.Topolski 7)

 

GM: Marcin Gruszka (O/DBP/P L, Rot-Weiss Essen) - 8

 

  • Lubię! 2
Odnośnik do komentarza

Nje.

 

--------------------------------------------------

 

Niespodziewana mała seryjka dobrych wyników wydźwignęła nas bliżej środka tabeli, dzięki czemu pierwszy raz od początku sezonu mogliśmy poczuć trochę spokoju. Na ostatnie spotkanie września jechaliśmy tym razem do Brunszwiku, gdzie mieliśmy zmierzyć się z miejscowym Eintrachtem. Teraz nie tylko w lepszej kondycji był Topolski, ale też po kontuzji do pełni sił powrócił Barisić, w związku z czym Marek wystąpił w wyjściowym składzie, Darko zasiadł na ławce, a dla Daniela Wolfa zabrakło miejsca w meczowej osiemnastce. Pretensje mógł mieć jednak tylko do siebie i swojej przeciętnej gry.

 

Na Hamburger Straße w pewnym momencie z zadowoleniem powiedziałem Wasoskiemu na stronie, że naprawdę zaczynamy grać coraz lepiej, ale niebawem miałem te słowa odszczekać. Nie uprzedzajmy jednak faktów. Po bardzo obiecującym kwadransie, w którym byliśmy zauważalnie lepsi od gospodarzy, Longo wybił piłkę po groźnej centrze Gruszki, a przed polem karnym dopadł jej Rose i instynktownym strzałem bez przyjęcia po ziemi umieścił ją w bramce Eintrachtu. Gnietliśmy dalej, aż w 27. minucie ten sam Longo sfaulował Wellingtona w polu karnym, co oznaczało, że za chwilę mogliśmy prowadzić już 2:0, ale Marek Topolski, który wyrwał się do tego karnego jak góral do spowiedzi strzelił kompromitująco słabo w środek bramki, co Dias obronił z dziecinną łatwością; o kolejnych okazjach z jedenastu metrów Marek mógł spokojnie zapomnieć.

 

Na szczęście chwilę później się zrehabilitował, gdy otrzymał świetne podanie od Andrade i z Pellegrino na plecach pewnie pokonał Diasa. W międzyczasie jednak z rosnącą frustracją obserwowałem, że zaczynamy odstawiać coraz większą tandetę w obronie, co w 37. minucie skończyło się kontaktowym golem Krausa, który wykorzystał nieruchawą postawę Negro. Mimo tego bezpośrednio po wznowieniu raz jeszcze zaatakowaliśmy, Wellington zagrał dwójkową akcję z Hildebrandtem, po czym naturalizowany Austriak wrzucił w pole bramkowe, gdzie Seba Franz ubiegł Carlosa Alberto i wepchnął piłkę do bramki. Był to niestety nasz ostatni gol w tym spotkaniu.

 

Po przerwie bowiem regularnie łapałem się za głowę i kląłem jak szewc, gdy w pierwszych dziesięciu minutach drugiej połowy zmarnowaliśmy co najmniej trzy stuprocentowe okazje, strzelając jak pieprzeni amatorzy. Kiedy w 52. minucie Walter w kolejnej sytuacji sam na sam znowu strzelił prosto w Diasa, wiedziałem już, że tego meczu na pewno nie wygramy, a możemy co najwyżej przegrać. I nie pomyliłem się, a już chwilę później jedna z kontr Eintrachtu zakończyła się kolejnym kontaktowym golem Middletona.

 

Wraz z kolejnymi minutami popełnialiśmy coraz bardziej żałosne błędy w obronie, przy naszej ławce trenerskiej można było usłyszeć niemal wyłącznie ostre ryki typu "co wy, kurwa, robicie?!" i "gdzie jest znowu obrona, do chuja trefla i kurwy nędzy?!". No i w końcu stało się to, o co się prosiliśmy; najpierw w 85. minucie Castro przy żenującej postawie aż dwóch pilnujących go moich pachołków strącił piłkę do bramki po rzucie rożnym i był remis, a w doliczonym czasie moi szmaciarze zostawili bez opieki Köhlera, który zapewnił Eintrachtowi zwycięstwo. Po zakończeniu spotkania wpadłem w furię i w szatni wywrzeszczałem nie przebierając w słowach, co myślę o stylu, w jakim przejebaliśmy dzisiejszy mecz, w którym zwycięstwo długo mieliśmy na widelcu.

Cytat

27.09.2025, Stadion Hamburger Straße, Brunszwik, widzów: 24 155

BL (7/34) Eintracht Braunschweig [4.] – Rot-Weiss Essen [11.] 4:3 (1:3)

 

16' M. Rose 0:1

27' M. Topolski (RWE) nw.rz.k.

32' M. Topolski 0:2

36' M. Kraus 1:2

37' S. Franz 1:3

53' M. Middleton 2:3

85' L. Castro 3:3

90+2' O. Köhler 4:3

 

Rot-Weiss Essen: G.Olivieri 7 – L.Hildebrandt 6, L.Hofmann 6, M.Negro ŻK 7 (54' G.Bernardini 6), M.Gruszka 6 – Wellington 7, M.Rose (85' T.Franz 6), Andrade 7, S.Franz 7 – K.Walter 7, M.Topolski 8 (69' D.Barisić 5)

 

GM: Luis Miguel Castro (O/DBP L, Eintracht Braunschweig) - 9

 

Odnośnik do komentarza

Zbliżał się koniec eliminacji do Mistrzostw Świata 2026 – najpewniej mojego ósmego wielkiego turnieju, nie licząc Pucharu Konfederacji, a czwartego mundialu. W tej chwili prowadziliśmy w grupie trzeciej z przewagą zaledwie dwóch punktów nad Hiszpanią i aż jedenastu nad nie liczącą się już w walce Irlandią. I to właśnie z tymi dwiema drużynami mieliśmy zmierzyć się na początku października, w dokładnie tej kolejności. Najpierw w Chorzowie z Hiszpanią, a później w Dublinie z Irlandią, być może już tylko o prestiż.

 

Kluczowy miał być pojedynek z Hiszpanami. Nas zadowalał nawet remis, w przypadku którego wystarczyłoby nam tylko pokonanie Irlandczyków, by zająć pierwsze miejsce w grupie i bezpośrednio awansować, z kolei Hiszpanie musieli z nami wygrać, by zwyciężyć w grupie bez oglądania się na nas w ostatniej kolejce. Natomiast nasze ewentualne zwycięstwo w Chorzowie kończyło rywalizację. Na pewno nie zamierzaliśmy Hiszpanii niczego ułatwiać.

 

Do składu powrócił już spokojnie Grzesiek Gorząd, za to niestety Rafała Piątka wyeliminowała operacja biodra, a występ Tomka Adamczyka stał pod znakiem zapytania, gdyż dopiero kończył leczyć uraz kolana, wobec czego na zgrupowaniu czekał nas wyścig z czasem.

 

Cytat

Bramkarze:

– Michał Górka (33 l., BR, Wolves, 89/0);
– Paweł Piętka (27 l., BR, Bordeaux, 5/0);

– Michał Piotrowski (29, BR, Crystal Palace, 11/0).

 

Obrońcy:
– Andrzej Brzeziński (28 l., O PŚ, AJ Auxerre, 46/2);
– Marcin Kiszka (28 l., O P, Liverpool, 24/1);

– Grzegorz Wilk (26 l., O LŚ, DP, P LŚ, NAC Breda, 3/0);
– Mateusz Machnikowski (29 l., O LŚ, P L, Werder Brema, 90/13);
– Marcin Kowalik (27 l., O Ś, Betis Sewilla, 42/1);

– Tomasz Konieczny (24 l., O Ś, DP, Gillingham, 19/0);

– Zbigniew Lewandowski (29 l., O Ś, DP, Newcastle, 17/3);
– Krzysztof Wróblewski (31 l., O/P P, Ajax Amsterdam, 54/3).

 

Pomocnicy:
– Tomasz Lemanowicz (26 l., DBP/OP P, Wisła Kraków, 44/1);

– Marcin Konopka (23 l., DP, Schalke 04, 2/0);
– Maciej Kwiatkowski (33 l., DP, 1.FC Kaiserslautern, 97/16);
– Michał Koźmiński (22 l., DP, P PŚ, Sunderland, 14/4);

– Tomasz Wilk (22 l., P L, Sheffield Wednesday, 8/1);

– Robert Koźmiński (23 l., P Ś, Leeds United, 11/3)
– Maciej Brodecki (30 l., OP PŚ, Leeds United, 103/8);

– Piotr Szymański (33 l., OP Ś, Real Madryt, 119/39).

 

Napastnicy:
– Tomasz Adamczyk (31 l., N, AC Milan, 111/114);
– Grzegorz Dudek (19 l., N, FC Barcelona, 6/3);

– Grzegorz Gorząd (29 l., N, Rayo Vallecano, 42/27);

– Zoran Halilović (28 l., N, VfL Osnabrück, 60/42);
– Marcin Pawlak (28 l., N, Sevilla, 72/34).

 

Odnośnik do komentarza

Na przełomie września i października zaczęły się pierwsze poważniejsze roszady trenerskie. Jako pierwszy pracę w Osnabrücku stracił Kevin Kilbane, który okazał się kolejnym szkoleniowcem, jaki przegrał z piłkarzami Fiołków i nie zdołał przekonać ich, że w Bundeslidze można coś osiągnąć. Zaledwie dwa dni później z Bayernu Monachium z hukiem wyleciał Samuel Kuffour, po tym jak okazało się, że zwycięstwo z nami na otwarcie sezonu było... jedynymi punktami, jakie Bayern do tej pory zdobył, a aż do teraz przegrał wszystkie kolejne spotkania (1-0-6). Moje nazwisko pojawiło się w kilku artykułach na temat wakatu w Monachium, ale byłem tylko jednym z wielu możliwych kandydatów, więc nikt mi mikrofonu pod nos nie podstawiał.

 

O dziwo zupełnie inaczej było, gdy Aston Villa zwolniła Ignacio Ambriza. Wtedy, gdy pod terminalem lotniska czekałem na Moriente, który mówiąc "puta de madre" dochodził do siebie i rozmasowywał głowę po rąbnięciu się o drzwi taksówki, podeszło do mnie kilku reporterów z zapytaniem, czy to prawda, że niebawem mam przeprowadzić się do Anglii. Moja odpowiedź brzmiała "nie".

 

 

Wrzesień 2025

 

Bilans (Rot-Weiss Essen): 3-1-1,9:7

Bundesliga: 12. [-1 pkt do Gladbach, +0 pkt nad Leverkusen]
DFB-Pokal: Druga runda, 1:0 z Gladbach; awans, vs. Borussia Dortmund

Finanse: 13,82 mln euro (-1,16 mln euro)

Gole: Klaus Walter (7)

Asysty: Hans VinkAndrade i Lars Hildebrandt (po 3)

 

Bilans (Polska): 1-0-0, 5:0

Eliminacje MŚ 2026: Grupa trzecia, 1. [+2 pkt nad Hiszpanią]

Ranking FIFA: 3. [=]

 

 

Ligi:

 

Anglia: Derby County [+3 pkt]

Austria: FC Kärnten [+2 pkt]

Francja: PSG [+1 pkt]

Hiszpania: Betis Sewilla [+1 pkt]

Niemcy: VfB Stuttgart [+1 pkt]

Polska: Wisła Kraków [+1 pkt]

Rosja: FK Moskwa [+10 pkt]

Szwajcaria: FC Schaffhausen [+4 pkt]

Włochy: Perugia [+2 pkt]

 

Liga Mistrzów:

 

Puchar UEFA:

- Legia Warszawa, Pierwsza runda, 1:1 i 2:1 z AEK Ateny; awans, gr. G

 

Reprezentacja Polski:

- 03.09, eliminacje MŚ 2026, Łotwa - Polska, 0:5

 

Ranking FIFA: 1. Brazylia [1275], 2. Anglia [1214], 3. Polska [1118]

Odnośnik do komentarza

W ostatniej chwili swój przyjazd na zgrupowanie odwołał Marcin Kiszka, a raczej zrobił to jego agent, gdyż w tamtej chwili Marcin był przygotowywany do operacyjnej rekonstrukcji zerwanych więzadeł krzyżowych, które na długie miesiące miały wyeliminować go z jakiejkolwiek aktywności piłkarskiej, stawiając jego występ na mundialu pod olbrzymim znakiem zapytania.

 

 

Stadion Śląski jak zawsze cały huczał głośnym dopingiem, zwłaszcza, że to był nasz ostatni mecz w Chorzowie w tych eliminacjach. Spotkania z takimi ekipami, jak Hiszpania, zawsze wiązały się z większą presją, ale ja w duchu obawiałem się jeszcze bardziej, gdyż z powodu braków kondycyjnych u niektórych zawodników musiałem kombinować ze składem. W efekcie w drugiej linii najstarszym i najbardziej doświadczonym zawodnikiem miał być Tomek Lemanowicz, a pozostali pomocnicy, czyli Marek Koźmiński, Tomek Wilk i Marcin Konopka mieli odpowiednio 22, 22 i 23 lata, a dla Marcina miał być to dopiero trzeci mecz w reprezentacji. Dobrze, że Tomek Adamczyk ostatecznie zdążył wykurować się na mecz i wraz z Marcinem Pawlakiem miał stworzyć duet najdroższych polskich napastników.

 

Z zadowoleniem musiałem przyznać, że nasza trójka młokosów w środku pola spisała się bardzo dobrze i pomyślnie zaliczyła tę próbę ognia, gdyż poza niecelnymi, trochę bez pomyślunku oddawanymi strzałami z dystansu nie mogłem mieć do nich żadnych pretensji. Zwłaszcza w początkowych minutach byliśmy stroną aktywniejszą, a w 8. minucie Adamczyk z Pawlakiem przeprowadzili ładną, dwójkową akcję, na końcu której ten drugi ściągnął na siebie obrońców i wystawił piłkę Konopce, ale Marcin właśnie zamiast podholować piłkę bliżej, zepsuł akcję zbyt szybkim uderzeniem zza pola karnego. Hiszpania jednak wcale nie przyglądała się biernie, jak gramy piłką; już po chwil Álvarez dośrodkował piłkę z prawego skrzydła, a Villa urwał się Koniecznemu i z najbliższej odległości główkował... w słupek, a futbolówka na szczęście wpadła prosto w ręce Górki. Było gorąco!

 

Hiszpanom bardzo zależało na zwycięstwie, gdyż w przypadku remisu musieliby liczyć na naszą porażkę w Dublinie, więc zwłaszcza druga połowa była meczem walki, gdzie Hiszpanie bardzo chcieli, ale nie mogli złamać naszej obrony. Nam z kolei kulą u nogi okazało się postępujące zmęczenie kluczowych zawodników, przez które sukcesywnie musiałem zdejmować z boiska oddychającego rękawami Tomka Adamczyka, czy słaniającego się na nogach Marcina Pawlaka. W tych okolicznościach z zadowoleniem przyjąłem końcowy gwizdek i stosunkowo niezłe 0:0 na czterech wielkich telebimach ulokowanych nad trybunami. Po wszystkim zatem przeszliśmy spokojnie dokoła murawy, brawami dziękując kibicom za doping na Stadionie Śląskim przez całe eliminacje.

Cytat

04.10.2025, Stadion Śląski, Chorzów, widzów: 44 970; TV

EMŚ (9/10) Polska [3.] – Hiszpania [6.] 0:0

 

Polska: M.Górka 6 – K.Wróblewski 6, T.Konieczny 7, Z.Lewandowski 7, M.Machnikowski 7 – T.Lemanowicz 7, M.Koźmiński 6 (69' M.Brodecki 6), M.Konopka 7, T.Wilk 7 – T.Adamczyk 7 (76' G.Gorząd 6), M.Pawlak 7 (83' G.Dudek 6)

 

GM: Pablo Garrido (OP Ś, Hiszpania) - 7

 

W pozostałych spotkaniach naszej grupy sypnęło niespodziankami. Pierwszą było zwycięstwo San Marino aż 3:1 w spotkaniu z Łotwą, które pozwoliło Sanmaryńczykom uciec z ostatniego miejsca w tabeli i zepchnąć na nie Łotwę, z kolei Irlandia znów najadła się wstydu, przegrywając w Rabat z Maltą 1:2. Za cztery dni Hiszpanie w Rydze będą wychodzić z siebie, by jak najwyżej pokonać Łotwę, a nam do wygrania grupy być może wystarczy nawet remis z Irlandią (który i tak by mnie nie zadowolił).

 

Grupa trzecia:

1. Polska – 23 pkt – 38:5

2. Hiszpania – 21 pkt – 21:4

3. Irlandia – 11 pkt – 14:17

4. Malta – 9 pkt – 11:21

5. San Marino – 7 pkt – 8:30

6. Łotwa – 5 pkt – 7:22

Odnośnik do komentarza

Nasza pierwsza od piętnastu lat wizyta w Irlandii, kraju U2, pięknych zamków i bardzo dobrej whiskey, dużo różniła się od tej z 2010 roku; wtedy byliśmy dopiero europejskim średniakiem, z którym nikt jeszcze na poważnie się nie liczył i walczyliśmy o pierwszy od 2006 udział w wielkiej imprezie. Teraz zaś w Dublinie pojawiliśmy się jako dwukrotni mistrzowie świata i wicemistrzowie Europy, a na sam dźwięk nazwy "Polska" wszystkim bez wyjątku drużynom na świecie drżały nogi.

 

 

Choć teoretycznie mogłem posłać do boju niezmienioną jedenastkę, to jednak zdecydowałem, że w obronie Wróblewskiego i Koniecznego zastąpią Brzeziński i Kowalik, a w pomocy w miejsce Koźmińskiego wystąpi Piotrek Szymański. Na Lansdowne Road przywitały nas biało-czerwono-zielone trybuny, na których Plaków było równie wiele, co Irlandczyków. Można było poczuć się jak u siebie.

 

Podopieczni Paolo Maldiniego, mimo wielu problemów i wstydliwych porażek w tych eliminacjach, zaczęli mecz bardzo ambitnie i nieźle nas gnietli, zmuszając do wspinania się na wyżyny w defensywie. Dużo pracy miał Michał Górka w bramce, a niezwykłą klasą wykazywał się Zbyszek Lewandowski, który wygrywał wszystkie pojedynki główkowe z grającymi siłowo Irlandczykami, stając się coraz bardziej naszym reprezentacyjnym Ministrem Obrony Narodowej. Szkoda, że tego samego nie mogłem powiedzieć o Marcinie Kowaliku, który wbrew swoim umiejętnościom grał bardzo niepewnie, a w 29. minucie zostawił za sobą niekrytego Doyle'a, po czym dogonił go i przewrócił... w polu karnym. Sędzia Palmer bez wahania wskazał na jedenasty metr, a rzut karny na gola dla Irlandii pewnie zamienił Fitzpatrick.

 

Ta poważna gafa była ukoronowaniem słabego występu Marcina, a ja wiedziałem, że na drugą połowę na pewno go nie wypuszczę. Co gorsza, po utracie bramki trochę się rozsypaliśmy, tak że niepokoiłem się, że będę musiał pierwsze zmiany przeprowadzić już teraz. Na szczęście kryzys w naszych szeregach trwał tylko dziesięć minut; w 38. minucie White wprawdzie zdjął piłkę z głowy Pawlakowi, ale wybił ją wprost do Machnikowskiego, po którego podaniu Konopka zagrał w uliczkę do niekrytego Pawlaka, a Marcin precyzyjnym strzałem przy krótkim słupku wyrównał na 1:1. Ten gol odmienił losy meczu, i jeszcze przed przerwą Lemanowicz po podaniu Brzezińskiego, dośrodkował na dalszy słupek, gdzie niespodziewanie zza pleców śpiącego Mooneya wyskoczył Pawlak, który swoim drugim trafieniem zapewnił nam zwycięstwo. Zwycięstwo, które sprawiło, że teraz już ostatecznie jedziemy do Kanady! Oby na jak najdłużej!

Cytat

08.10.2025, Lansdowne Road, Dublin, widzów: 47 746; TV

EMŚ (10/10) Irlandia [75.] – Polska [3.] 1:2 (1:2)

 

29' N. Fitzpatrick 1:0 rz.k.

38' M. Pawlak 1:1

45' M. Pawlak 1:2

 

Polska: M.Górka 7 – A.Brzeziński 7, M.Kowalik 5 (46' T.Konieczny 7), Z.Lewandowski 8, M.Machnikowski 7 – T.Lemanowicz 7, P.Szymański 8, M.Konopka (82' M.Kwiatkowski 6), T.Wilk 7 – T.Adamczyk 7 (73' G.Dudek 6), M.Pawlak 8

 

GM: Marcin Pawlak (N, Polska) - 8

 

Hiszpanie zrobili ze swojej strony wszystko, by wygrać grupę, czyli pewnie rozjechali Łotwę 4:0, ale wobec naszego zwycięstwa nic im to nie pomogło. Niemniej jednak i oni niedługo po końcowym gwizdku mogli unieść ręce w geście triumfu, bowiem Hiszpania okazała się najlepsza w klasyfikacji zespołów z drugich miejsc, dzięki czemu awansowała na mundial w Kanadzie bez konieczności walki w barażach. San Marino z kolei na zamknięcie eliminacji wygrało swój drugi mecz z rzędu, pokonując Maltę 2:0 i zapewniając sobie bardzo wysokie, czwarte miejsce w końcowej klasyfikacji naszej grupy, zaledwie punkt za trzecią Irlandią.

 

Grupa trzecia:

1. Polska – 26 pkt – 40:6; Awans

2. Hiszpania – 24 pkt – 25:4; Awans

3. Irlandia – 11 pkt – 15:19

4. San Marino – 10 pkt – 10:30

5. Malta – 9 pkt – 11:23

6. Łotwa – 5 pkt – 7:26

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Nie no, Irlandia w gruncie rzeczy zagrała przeciwko nam naprawdę dobry mecz, więc ten stracony gol to żadna ujma :)  Inna sprawa, że był on skutkiem beznadziejnej postawy jednego zawodnika, czyli Kowalika, a nie słabszej gry drużyny, i obciążał tylko jego konto ;)   Obok awansu najbardziej cieszy mnie fakt, że już dziesięć lat jesteśmy niepokonani na Stadionie Śląskim, a teraz nawet Hiszpanii nie udało się przerwać naszej passy. Ktokolwiek nie przyjedzie do Chorzowa, nie ma co marzyć o zwycięstwie :>

Odnośnik do komentarza

Kolejna udana droga na turniej nie była dla nas niczym nowym, ale i tak na sam koniec walki, gdy słysząc gwizdek sędziego miało się świadomość, że to już ten ostatni i można myśleć o rezerwacji hotelu na czerwiec, wskazówka szczęścia i poczucia dobrze wykonanej roboty wędrowała znacząco w górę skali. Moi piłkarze wymieniali się koszulkami z Irlandczykami, a jako że na stadionie było około dwudziestu tysięcy polskich kibiców, zarówno na sektorach przyjezdnych, jak i rozsianych po sektorach gospodarzy, nawet tutaj, w Dublinie, z trybun żegnało nas głośne skandowanie "dzię-ku-jemy, dzię-ku-jemy!". Podszedł do mnie Marcin Pawlak z przewieszoną przez prawe ramię zieloną koszulką, bohater dzisiejszego spotkania.

 

– Misja znów wykonana, co, Szeryfie? – zawołał przekrzykując wesołe okrzyki kibiców.

 

– Nie wyobrażałem sobie innego rozwiązania, Marcin – poklepałem go po plecach. – Ale w czerwcu w Kanadzie będziemy mieli dużo do zrobienia. Musimy zmazać plamę z Danii, dlatego dbaj o formę w Sewilli. Chcę, byście z Tomkiem, Zoranem i Grześkami przysporzyli mi na mundialu dużo problemu, kogo z was mam wystawić w wyjściowej jedenastce, bo wszyscy będziecie w największym gazie w waszej karierze.

 

– Bez obaw, Szeryfie, sam mam sobie sporo do udowodnienia po tym Euro. Oczywiście – wycelował we mnie palec, spojrzał z ukosa i uśmiechnął się szeroko – jeżeli dostanę powołanie. – Zaśmiał się.

 

– Jak nie wykręcisz żadnego numeru, może je rozważę – odpowiedziałem i sam zarechotałem. – A teraz leć, bo ktoś chce z tobą pogadać.

 

Marcin ruszył w kierunku czekającego na niego reportera TVP z towarzyszącym mu kamerzystą, a ja po wymienieniu ostatnich uścisków z legendarnym Paolo Maldinim już teraz zacząłem się zastanawiać, jakie błędy mogłem popełnić w przygotowaniach do niechlubnego Euro 2024, i w jaki sposób teraz mogę ich uniknąć.

 

Następnego dnia w południe otwierałem już z torbą na ramieniu drzwi swojego mieszkania w Essen, a te same myśli cały czas krążyły mi gdzieś po głowie. Pragnąłem, by był to nasz największy turniej i miałem zamiar przygotowywać do niego drużynę w najdrobniejszych szczegółach, by później ktokolwiek mógł powiedzieć "tak, to był zdecydowanie najlepszy akt tej sztuki".

Odnośnik do komentarza

Już w najbliższy weekend po zakończeniu fazy zasadniczej eliminacji czekał mnie kolejny mecz z podtekstem, tym razem transmitowany na żywo w telewizji, gdyż do Essen przyjechało VfL Osnabrück, jak zawsze spisujące się w lidze poniżej swych możliwości. W ubiegłym sezonie mojego byłego klubu pokonać nam się nie udało, tak więc teraz mój apetyt na zwycięstwo był spory i starałem się zaszczepić go w moich podopiecznych. Niewiadomą było jak spiszemy się w po raz pierwszy od dłuższego czasu zmienionej obsadzie środka pola, gdzie zawieszonego za kartki Andrade musiał zastąpić Thomas Franz, poza tym na zgrupowaniu reprezentacji wciąż przebywali Iworyjczycy Kanté i Brou.

 

Chociaż w meczowej osiemnastce Fiołków jedynymi zawodnikami, którzy pamiętają moje czasy, byli MasiniHalilović i Bloß, to jednak sam styl gry Osnabrücku, a raczej jego mierność, udowadniał, że mogłem siedzieć na Osnatel-Arenie kolejnych dziesięć lat, a i tak nic bym z tą drużyną nie osiągnął. Od samego początku byliśmy zespołem zauważalnie lepszym, mimo że obecny staż gości w Bundeslidze (dzięki mnie) był o wiele dłuższy od naszego, a naszą przewagę szybko udało nam się udokumentować. W 10. minucie Walter przyjął podanie z głębi pola od Thomasa Franza i natychmiast zagrał świetną piłkę w lewo na wolne pole, gdzie dopadł jej Topolski, minął Moreirę, nie dał się dogonić Cannone i pokonał Masiniego strzałem po ziemi na dalszy słupek. Obrona gości dała się zrobić Markowi jak małe dzieci, więc z uśmiechem na ustach uznałem, że wszystko w Osnabrücku było po staremu.

 

Samemu Markowi niestety zabrakło dosłownie dwudziestu sekund, by dotrwać do przerwy, gdyż w doliczonym czasie zderzył się z nim Bloß, co skończyło się dla naszego napastnika stłuczonym żebrem i koniecznością przerwy w treningach. W drugiej połowie rywale robili wszystko, by dogonić wynik i wywieźć z Georg-Melches-Stadion chociaż punkt, ale dobra postawa Negro w obronie i pewne interwencje Olivieriego w bramce zapewniły nam dowiezienie skromnego zwycięstwa do końca, a to wszystko obserwowane na żywo przez dziesiątki tysięcy widzów przed telewizorami. Tym samym moim drugim skalpem tego sezonu, obok Karlsruhe, był Osnabrück.

Cytat

12.10.2025, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 15 135; TV

BL (8/34) Rot-Weiss Essen [13.] – VfL Osnabrück [16.] 1:0 (1:0)

 

10' M. Topolski 1:0

45+2' M. Topolski (RWE) ktz.

 

Rot-Weiss Essen: G.Olivieri 7 – L.Hildebrandt 7, L.Hofmann 7, M.Negro ŻK 8, M.Gruszka 7 – Wellington 7, M.Rose 7, T.Franz S.Franz 7 – K.Walter 8, M.Topolski Ktz 7 (45+2' D.Barisić 6)

 

GM: Klaus Walter (N, Rot-Weiss Essen) - 8

 

Odnośnik do komentarza
  • Pulek zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...