Skocz do zawartości

Cień wielkiej trybuny


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

Na początku lutego miało miejsce historyczne wydarzenie dla polskiej piłki. Wtedy właśnie ogłoszono najnowszy ranking FIFA, w którym z reprezentacją Polski znaleźliśmy się na 19. miejscu, co oznaczało, że dzięki wysiłkom moim i zawodników zajęliśmy najwyższą lokatę w tym rankingu od początku jego istnienia.

 

 

Styczeń 2014

 

Bilans (Osnabrück): 1-0-0, 5:1

2.Bundesliga: 9. [-1 pkt do Oberhausen, +0 pkt nad Bochum]

DFB-Pokal: –

Finanse: -2,54 mln euro (+147 tys. euro)

Gole: Roberto Doveta (14)

Asysty: Fitim Kacik (6)

 

Bilans (Polska): 0-0-0, 0:0

Mistrzostwa Świata: grupa C

Ranking FIFA: 19. [+4]

 

 

 

Ligi:

 

Anglia: Arsenal Londyn [+7 pkt]

Austria: Rapid Wiedeń [+2 pkt]

Francja: AS Monaco [+2 pkt]

Hiszpania: Valencia [+2 pkt]

Niemcy: HSV Hamburg [+4 pkt]

Polska: Wisła Kraków [+3 pkt]

Rosja: –

Szwajcaria: FC Zurych [+0 pkt]

Włochy: AS Roma [+1 pkt]

 

Liga Mistrzów:

-

 

Puchar UEFA:

- Wisła Kraków, 1/16 finału, vs. Nantes

 

Reprezentacja Polski:

-

 

Ranking FIFA: 1. Brazylia [1462], 2. Argentyna [1183], 3. Francja [1112], ..., 19. Polska [786]

Odnośnik do komentarza

Wyjazd na zgrupowanie poprzedzał... wyjazd na spotkanie 19. kolejki 2.Bundesligi z Duisburgiem, które przypadało na niedzielę. Jedyną wymuszoną zmianą w wyjściowym składzie była obsada bramki, w której znalazł się Westberg, ponieważ Kesera dopadło przeziębienie i przez kilka najbliższych dni miał faszerować się aspiryną.

 

Nie miałem pojęcia, jak spiszemy się na niełatwym terenie, ale zanim mecz się dobrze zaczął, gospodarze strzelili sobie klasyczne harakiri i znaleźliśmy się w doskonałej sytuacji. Już w 2. minucie rzut wolny zza pola karnego po faulu na Dovecie egzekwował Hoffmann, Eduardo kiepsko sparował futbolówkę, do której ruszył Krause, a w ostatniej chwili z nóg ściął go Bruno, z miejsca łapiąc czerwoną kartkę. Perfekcyjną bombą z jedenastu metrów popisał się Johnson i od tej pory gospodarze rozlecieli się na drobne kawałki, nie potrafiąc nam ani przez chwilę zagrozić. W 13. minucie ponownie do stałego fragmentu gry, tym razem rzutu rożnego, podszedł Hoffmann, posłał piłkę w pole karne, a tam w ogromnym zamieszaniu spadła ona prosto pod nogi Tekkana, który złożył się do strzału i potężnym półwolejem omal nie rozerwał siatki w bramce. Mecz był rozstrzygnięty.

 

Nawet po przerwie rywale tłoczyli się we własnym polu karnym, modląc się o to, by nie ustanowić niechlubnego rekordu, a my do tego stopnia ich zdominowaliśmy, że mogliśmy sobie pozwolić na kilka zmarnowanych okazji, z których najbliższy szczęścia był Doveta, gdy piłka po jego sprytnym szczupaku o centymetry minęła słupek bramki Eduardo. W okolicach 80. minuty gospodarze spróbowali zaatakować, lecz był to łabędzi śpiew, dzięki czemu nasze drugie wyjazdowe zwycięstwo w sezonie, a już trzecie z rzędu pozostało niezagrożone. Ziarnko do ziarnka, a zbierze się utrzymanie.

02.02.2014, MSV-Arena, Duisburg, widzów: 23 868

2BL (19/34) MSV Duisburg [14.] - VfL Osnabrück [9.] 0:2 (0:2)

 

2' Bruno (D) czrw.k.

2' F. Johnson 0:1 rz.k.

13' E. Tekkan 0:2

 

VfL Osnabrück: Q.Westberg 8 – M.Klandt 8, B.Schmedes 8, S.Lorenz 8, F.Johnson 8 – P.Thomik 8 (80' W.Wasiliew 6), S.Zielinsky 7, E.Tekkan 7 (75' J.Busch 7), M.Hoffmann 9 – R.Doveta 7, S.Krause 7 (67' B.Oktay 6)

 

GM: Mathias Hoffmann (P L, VfL Osnabrück) - 9

Odnośnik do komentarza

Niestety w trakcie zgrupowania przed odlotem do Vaduz stało się jasnym, że mogę zapomnieć o optymalnym składzie i wypróbowaniu kilku zawodników. Liczne przemęczenia były tym, czego bardzo nie lubiłem w lutowych terminach FIFA, do tego z powodu bolesnej kontuzji do Portugalii musiał wrócić Korzym. Uznałem to jednak za okazję do sprawdzenia kilku rzadziej ogrywanych zawodników, bym na koniec maja nie musiał prowadzić selekcji negatywnej na podstawie suchych statystyk dostarczonych przez kluby.

 

Tymczasem jednak zamiast przyglądać się poszczególnym graczom, przez cały bity mecz musiałem nerwowo kursować wzdłuż linii bocznej, co chwilę łapać się za głowę i tracić czas na szukanie rozwiązań na to, co uskutecznialiśmy na boisku. Zagraliśmy beznadziejne spotkanie, trzeba sobie to powiedzieć. Oczywiście piłkarsko byliśmy o wiele lepsi od słabiutkiego Liechtensteinu, ale żeby to potwierdzić, trzeba strzelać gole. A zamiast tego, w 12. minucie gospodarze wyprowadzili kontrę kreśloną na kolanie pod stołem, po której w naszym polu karnym znalazł się Amacker i fuksiarkim strzałem zrykoszetowanym za sprawą uda Woźniaka pokonał zmylonego Bębna, który nie mógł w tej sytuacji nic zrobić. Po prawdzie Woźniak powinien się cieszyć, że nie zapisano mu trafienia samobójczego, ponieważ wcale nie byłem taki pewien, czy uderzenie Amackera na pewno zmierzało w światło bramki.

 

Po tym szczęśliwym cokolwiek golu Liechtenstein oczywiście zaparkował autobus we własnym polu karnym, a my zaczęliśmy ostrzeliwać. Wszystko. Kibiców na trybunach, bandy reklamowe za linią końcową, raz w głowę zarobił fotoreporter, a także gro strzałów było wymierzonych wprost w Steuble'a, co skończyło się wykreowaniem go na gracza meczu. Koszmarnie zawiódł mnie Adamczyk, który po fantastycznym hat-tricku przeciwko Słowenii, tego wieczoru nie potrafił zdobyć gola nawet tuż sprzed linii bramkowej, Kwiatkowski nieodmiennie psuł nasze akcje nieprzemyślanymi strzałami z dystansu, Brodecki nie będzie miło wspominał debiutu, Peković nie ma co marzyć o grze na turnieju, a poza tym notorycznie nabieraliśmy się na najprostsze sztuczki rywali, którzy aż do ostatniej minuty doliczonego czasu wybijali piłki po trybunach. Niestety, potężna kompromitacja polskiej kadry, której tak bardzo nie chciałem zostać twarzą, wpadła jednak na moje konto, a w szatni po meczu powiedziałem tylko "wstyd..." i wyszedłem. Jeśli tak mieliśmy się prezentować na mundialu, ograniczymy się tylko do wzięcia w nim udziału.

05.02.2014, Rheinpark Stadion, Vaduz, widzów: 3424

TOW Liechtenstein [153.] - Polska [19.] 1:0 (1:0)

 

12' S. Amacker 1:0

22' W. Łobodziński (POL) ktz.

 

Polska: M.Bęben 7 (46' A.Boruc 7) – J.Błaszczykowski 7 (78' W.Cichy 6), M.Peković 6, M.Lewandowski 6 (66' M.Piotrowski 7), T.Woźniak 7 – M.Brodecki 5, M.Kwiatkowski 7, P.Szymański ŻK 7 (46' M.Zganiacz 7), S.Mila 6 – W.Łobodziński Ktz 6 (22' S.Peszko 7), T.Adamczyk 7 (63' J.Kasprzycki 7)

 

GM: Daniel Steuble (BR, Liechtenstein) - 9

Odnośnik do komentarza

Po tym, co wydarzyło się w Vaduz, czułem się jak po palnięciu gafy podczas przemówienia na placu wypełnionym setkami tysięcy ludzi, dlatego po powrocie do Osnabrücku darowałem sobie czytanie polskich newsów. Interesowało mnie teraz wyłącznie przygotowanie mojej klubowej drużyny na drugi z rzędu wyjazdowy mecz, a miał być on szczególnie trudny, bo chociaż Bochum w tym sezonie zawodziło, to jednak kandydat do awansu zawsze nim pozostaje.

 

Mimo że gospodarze zgodnie z moimi przewidywaniami narzucili wysokie tempo, byłem zadowolony, ponieważ dzielnie stawialiśmy im czoła, szczęśliwie się broniąc i groźnie kontratakując. Po 22 minutach gry "oko za oko" Krause przytrzymał piłkę na lewym skrzydle, następnie zagrał ją do Tekkana i pobiegł w pole karne, Ersan zaś rozciągnął na prawo do Thomika, a ten posłał piłkę za dalszy słupek, gdzie już wyłonił się inicjator akcji Krause, celną główką dając nam prowadzenie. Z biegiem czasu jednak coraz mniej podobała mi się nasza gra defensywna, bowiem Bochum stanowczo zbyt łatwo dochodziło do czystych sytuacji i tylko ich tragicznej skuteczności oraz szczęściu Westberga zawdzięczaliśmy 1:0 do przerwy.

 

Po przerwie zmieniło się tylko jedno – gospodarze lepiej ustawili celowniki. Już w 56. minucie Klandt przejął piłkę na prawej flance, ale zamiast posłać ją po linii do uciekającego Thomika, obrócił się, ruszył do wewnętrznej i posłał futbolówkę przed nasze pole karne; "to musi się skończyć golem", mruknąłem ponuro, i niemal od razu Orlandi dograł do Serhata, który przy biernej postawie Schmedesa wyrównał na 1:1. Później jeszcze szczęście opuściło już Westberga, który został ostrożnie sprowadzony z boiska przez naszych medyków i nie wiadomo jeszcze było, co mu dolega, na szczęście w pełni zdrowia był już Keser. Niestety, i on musiał wyjmować tej niedzieli piłkę z bramki – nasza kiepska w tej fazie meczu gra w obronie skończyła się tym, że po dośrodkowaniu Fischera z rzutu wolnego Pedretti trzymany w kleszczach przez Rendinę, Klandta oraz Johnsona (!) i tak zdołał dać Bochum prowadzenie. Ambitnie zaangażowałem gardło i gestykulację przy linii bocznej, czego efektem niedługo po wznowieniu gry była akcja, w której na chwilę przycisnęliśmy rywali, Lorenz rozciągnął na prawe skrzydło, skąd centrę niemal dosłownie na dalszy słupek posłał Klandt, a świetny dziś Krause główką w poprzek bramki uratował nam cenny punkt. Szkoda naturalnie kilku zmarnowanych okazji, dzięki którym mogliśmy jeszcze wygrać, ale dobre i odrobienie strat, przybliżające nas do utrzymania w lidze.

 

09.02.2014, Ruhrstadion, Bochum, widzów: 26 894

2BL (20/34) VfL Bochum [10.] - VfL Osnabrück [8.] 2:2 (0:1)

 

22' S. Krause 0:1

56' A. Serhat 1:1

74' Q. Westberg (O) ktz.

84' B. Pedretti 2:1

87' S. Krause 2:2

 

VfL Osnabrück: Q.Westberg Ktz 7 (74' P.Keser 6) – M.Klandt ŻK 7, B.Schmedes 7, S.Lorenz 7, F.Johnson 7 – P.Thomik 8, S.Zielinsky 7, E.Tekkan 7, M.Hoffmann ŻK 6 (57' C.Rendina 6) – R.Doveta 7 (80' W.Wasiliew 7), S.Krause 8

 

GM: Sven Krause (N, VfL Osnabrück) - 8

Odnośnik do komentarza

Gdy się ma sieroty zamiast stoperów, do letniego okienka transferowego nie ma co mierzyć w wyższe cele.

 

--------------------------------------------------------

 

Okazało się, że z dużej chmury mały deszcz, i z urazem nadgarstka Westberg miał przejść około tygodnia rekonwalescencji. Tym samym na bardzo ważny mecz z liderem z Bielefeld, w którym zależało mi na wygranej, w bramce ponownie stanął Keser, a poza tym pozostała dziesiątka wybiegła na boisko w niezmienionym składzie. Dziewięćdziesiąt minut później wiedziałem już jednak, że za tydzień nie będę mógł powiedzieć tego samego.

 

Przy komplecie publiczności na Osnatel-Arenie bardzo udanie zaczęliśmy spotkanie, ponieważ z obrazu gry w ogóle nie było widać, która z drużyn lideruje w tabeli 2.Bundesligi, a w 12. minucie Zielinsky fantastycznie zabrał na prawym skrzydle piłkę Russo, po czym zszedł do środka i uderzył chytrze z 30 metrów, pokonując Starkego. Zanosiło się na to, że możemy pokusić się o zwycięstwo, zwłaszcza że nadal groźnie atakowaliśmy, lecz przed podwyższeniem rezultatu powstrzymywała nas kiepściuchna skuteczność, czego punktem kulminacyjnym był strzał Krausego, po którym piłka otarła się o słupek i ugrzęzła w bocznej siatce. Finał był łatwy do przewidzenia – w ostatniej akcji przed przerwą bramkarz Arminii wybił piłkę na naszą połowę, a Johnson niepotrzebnie wyszedł od Markoskiego, zostawiając w polu karnym niepilnowanego João Paulo, który skrupulatnie skorzystał z prezentu i nasz cały wysiłek poszedł na marne.

 

Po przerwie było już dużo gorzej, a nasi sabotażyści w obronie nieustannie ciągnęli nas w mroki porażki. Zaczęliśmy tak samo beznadziejnie, jak skończyliśmy pierwszą odsłonę, kiedy już w pierwszej akcji absolutnie nikt nie raczył przeszkodzić Boce w przebiegnięciu z piłką połowy boiska naszą prawą flanką, a Lorenz zawalił nam gola, biernie przyglądając się, jak Boakye głową pokonuje Kesera. W miarę upływu czasu co rusz przeprowadzałem kolejne zmiany tak personalne, jak i taktyczne, aż wreszcie na ostatnich dziesięć minut nakazałem hiperofensywę. Najpierw przyniosło nam to kilka rachitycznych strzałów na bramkę Starkego, a na pięć minut przed końcem nasi środkowi obrońcy ostatecznie udowodnili, że są piłkarskimi kretynami, kiedy po wybiciu piłki z pola karnego rywali na trzy-cztery wyszli daleko do przodu, wypuszczając Markoskiego sam na sam z Keserem, a równie beznadziejną decyzją popisał się Tekkan, który sfaulował go dopiero wtedy, gdy dotarł w naszą szesnastkę, czego efektem był rzut karny dla Arminii, czerwona kartka dla Ersana i koniec marzeń o uratowaniu choćby punktu. Tym samym na własne życzenie przegraliśmy mecz, którego wcale nie musieliśmy przegrać, a po powrocie do miasta musiałem się porządnie zastanowić, co zrobić z tymi, którzy tego wieczoru pomogli rywalom w zdobyciu wszystkich trzech bramek.

17.02.2014, Osnatel-Arena, Osnabrück, widzów: 18 388

2BL (21/34) VfL Osnabrück [8.] - Arminia Bielefeld [1.] 1:3 (1:1)

 

12' S. Zielinsky 1:0

45+1' João Paulo 1:1

46' I. Boakye 1:2

65' I. Boakye (AB) ktz.

85' E. Tekkan (O) czrw.k.

85' A. Boka 1:3 rz.k.

 

VfL Osnabrück: P.Keser 6 – M.Klandt 5, B.Schmedes 5 (46' M.Mörec 6), S.Lorenz ŻK 6, F.Johnson 6 – P.Thomik 6, S.Zielinsky 8, E.Tekkan CzK 5, M.Hoffmann 6 (76' C.Rendina 6) – R.Doveta 7, S.Krause 6 (67' B.Oktay 6)

 

GM: Marko Markoski (N Ś, Arminia Bielefeld) - 9

Odnośnik do komentarza

Każdy kibic, który mnie znał, wiedział, że w niedzielnym meczu z Mainz co poniektórzy nawet nie powąchają murawy. Należeli do nich przede wszystkim Klandt, którego dodatkowo wyeliminował uraz nogi, a także Schmedes i Lorenz, ponadto zawieszony na jeden mecz był Tekkan. Wszystkie powstałe luki uzupełnili odpowiednio Ibelherr, Albert, Scholz i Holzer, a także stwierdziłem, że w przypadku kolejnego słabszego występu Hoffmanna, w następnym spotkaniu na lewym skrzydle zagra Rendina.

 

Na Bruchwegstadion czekało nas trudne zadanie, a mecz należał do gatunku tych, które rozstrzyga jedna akcja, jedno złe ustawienie nogi, jeden gol. Najbliżsi przechylenia tej szali byli bez wątpienia gospodarze, którzy przez pierwszy kwadrans nękali nas na naszej połowie i musieliśmy się nieustannie pilnować. Później jednak zaczęliśmy przejmować inicjatywę, aż wreszcie w 26. minucie po dalekim wybiciu Ibelherra Krause urwał się obronie Mainz, wpadł w pole karne, ale nie starał się sam kończyć akcji, a wycofał piętą na linię szesnastego metra do Zielinskyego, który strzałem w swoim stylu wysunął nas na prowadzenie, którego nie oddaliśmy już do końcowego gwizdka.

 

Nie oznaczało to jednak, że mogliśmy spokojnie kontrolować sytuację, o nie. Cały czas marnowaliśmy okazję za okazją, co oczywiście zwiastowało wyrównanie po jednej, jedynej kontrze i momentami było tego bardzo blisko. Najmocniej zęby zacisnąłem w końcówce, kiedy nasi stoperzy rozstąpili się przed Markoviciem, stawiając go oko w oko z Keserem, ale na szczęście ten uderzył fatalnie i udało nam się wywieźć z Moguncji trzy punkty, które pozwoliły nam ponownie wspiąć się nieco w tabeli.

23.02.2014, Bruchwegstadion, Moguncja, widzów: 9607

2BL (22/34) 1.FSV Mainz 05 [12.] - VfL Osnabrück [9.] 0:1 (0:1)

 

26' S. Zielinsky 0:1

 

VfL Osnabrück: P.Keser 7 – J.Ibelherr 7, S.Albert 7, J.Scholz 8, F.Johnson 7 – P.Thomik 7 (80' O.Hajou 6), S.Zielinsky 9, S.Holzer 7, M.Hoffmann 7 – R.Doveta 7 (65' W.Wasiliew 7), S.Krause 7 (85' B.Oktay 6)

 

GM: Sebastian Zielinsky (DP, VfL Osnabrück) - 9

Odnośnik do komentarza

Proszę następne pytanie :P

-----------------------------------------------

 

Luty 2014

 

Bilans (Osnabrück): 2-1-1, 6:5

2.Bundesliga: 7. [-2 pkt do Cottbus, +0 pkt nad Bochum]

DFB-Pokal: –

Finanse: -3,15 mln euro (-611 tys. euro)

Gole: Roberto Doveta (14)

Asysty: Fitim Kacik i Roberto Doveta (po 6)

 

Bilans (Polska): 0-0-1, 0:1

Mistrzostwa Świata: grupa C

Ranking FIFA: 20. [-1]

 

 

 

Ligi:

 

Anglia: Arsenal Londyn [+12 pkt]

Austria: Rapid Wiedeń [+1 pkt]

Francja: AS Monaco [+2 pkt]

Hiszpania: Valencia [+6 pkt]

Niemcy: Borussia Mönchengladbach [+0 pkt]

Polska: Wisła Kraków [+2 pkt]

Rosja: –

Szwajcaria: FC Zurych [+0 pkt]

Włochy: AS Roma [+0 pkt]

 

Liga Mistrzów:

-

 

Puchar UEFA:

- Wisła Kraków, 1/16 finału, 3:2 i 1:1 z Nantes; awans, vs. Benfica Lizbona

 

Reprezentacja Polski:

- 05.02, mecz towarzyski, Liechtenstein - Polska, 1:0

 

Ranking FIFA: 1. Brazylia [1379], 2. Argentyna [1183], 3. Francja [1112], ..., 20. Polska [786]

Odnośnik do komentarza

Marzec otwieraliśmy pojedynkiem u siebie z typowanym do awansu Rot-Weiss Essen i wypadało zemścić się za podarowane rywalom zwycięstwo z jesieni. Nie widziałem większych powodów do jakichkolwiek zmian w składzie, a jedynie wykurować zdążył się już Westberg, tak więc na ławce mógł usiąść bramkarz z prawdziwego zdarzenia, a nie przeciętniak z rezerw.

 

Był to niestety mecz z gatunku tych, których nienawidzę najbardziej, a więc najpierw objęcie prowadzenia, zaś później sprezentowanie przeciwnikowi co najmniej o tę jedną bramkę więcej, niż sami strzelimy, a na dodatek prowadził go sędzia Grudziński, który jesienią ustawił przeciwko nam spotkanie z Hannoverem. Media nieoczekiwanie uznały nas za faworytów tej potyczki i przez większość pierwszej połowy rzeczywiście graliśmy na tyle dobrze, że dawaliśmy tym prognozom podstawy. Tradycyjnie jednak mieliśmy wielkie trudności z otwarciem wyniku, przy czym twarz w dłoniach skryłem zwłaszcza w sytuacji, w której Doveta dostał fantastyczną piłkę na wolne pole, ale zupełnie nie w swoim stylu dał się dogonić obrońcy i wybić sobie futbolówkę, tak że swobodnie wpadła w ręce bramkarza. Dopiero w 40. minucie Krause wykonał efektowne kółko na środku boiska i z półobrotu posłał jeszcze jednego genialnego crossa za linię obrony, do którego wystartował tym razem prawoskrzydłowy Thomik, który pokazał Roberto, jak się to robi i po niewiarygodnym sprincie pewnie pokonał Jensena.

 

Szczęście nie trwało jednak długo, ponieważ jeszcze przed przerwą pokazaliśmy, że nie potrafimy bronić się przy bezpośrednich rzutach wolnych; najpierw Thomik zamazał swoje zasługi faulem przed polem karnym, następnie ślepo, z klapkami na oczach ustawiliśmy się w murze, a Dalla Bona zagrał po ziemi obok niego do Artura, który w sytuacji sam na sam z Keserem wyrównał na 1:1. Wyglądało to tak żałośnie, że zabrakło mi słów komentarza przy linii bocznej. Kilka minut po przerwie nadal uskutecznialiśmy fatalną postawę, kiedy Holzer głupio stracił piłkę na naszym przedpolu, nasi "wspaniali' obrońcy skrupulatnie trzymali się dwa metry od Manucharyana, a po jego strzale zza pola karnego Keser postanowił zachować się jak skończony junior i łatwy strzał Ormianina w środek bramki w kompromitującym stylu przepuścił między rękami.

 

Resztę meczu przespaliśmy, ponadto w końcówce swoje trzy grosze ponownie dorzucić musiał sędzia Grudziński, najpierw po tym, jak piłka dawno wyszła na aut, odgwizdując kompletnie niezrozumiałego spalonego Rendiny, a na sam koniec nawet nie pokazał żółtej kartki Jensenowi, który opóźniał wznowienie gry o ponad minutę. Grudziński właściwie miał już ze mną na pieńku, Hoffmann beznadziejnym występem stracił miejsce w wyjściowym składzie, oprócz tego osłabieniu uległa pozycja Dovety, który w tym roku gola jeszcze nie zdobył i jego gra ogólnie wyglądała coraz gorzej.

03.03.2014, Osnatel-Arena, Osnabrück, widzów: 18 391

2BL (23/34) VfL Osnabrück [7.] - Rot-Weiss Essen [3.] 1:2 (1:1)

 

40' P. Thomik 1:0

44' Artur 1:1

51' E. Manucharyan 1:2

 

VfL Osnabrück: P.Keser 7 – J.Ibelherr 5 (46' M.Mörec 6), S.Albert 5 (51' D.Nowak 6), J.Scholz 7, F.Johnson ŻK 7 – P.Thomik 7, S.Zielinsky 7, S.Holzer 7, M.Hoffmann 6 (71' C.Rendina 6) – R.Doveta 6, S.Krause 7

 

GM: Edgar Manucharyan (N, Rot-Weiss Essen) - 8

Odnośnik do komentarza

Po ostatnich wyczynach naszej obrony zacząłem poważnie rozważać poszukanie na wszelki wypadek jeszcze jakiegoś wzmocnienia, by w przyszłym sezonie mieć z czego wybierać. Jeden z naszych scoutów, Marcus Schwarz, jakby czytał w moich myślach, bowiem dostarczył mi raport, którego tematem był hiszpański stoper Alberto Cerrajero. Szczegółowy raport na temat 23-latka wywarł na mnie na tyle dobre wrażenie, że postanowiłem spróbować sprowadzić go do klubu latem. Był on jednak wypożyczony do Osasuny ze swojego macierzystego Villareal, a przez to nie mogłem wystosować oficjalnej oferty. Nie powstrzymało mnie to jednak przed kontrolowanym przeciekiem do prasy, by wybadać grunt, czy Alberto byłby w ogóle do wyjęcia. Artykuł skrojony przez jednego z dziennikarzy sportowych poszedł w eter dość szybko, a równie wartko rozległo się pukanie u drzwi mojego gabinetu.

 

– Otwarte! – zawołałem, wczytany w papiery.

 

W progu stanął Sebastian Albert, nasz obrońca, który w meczu z Essen został przeze mnie zdjęty niedługo po przerwie.

 

Meister, o co chodzi z tym Cerrajero? – zaczął z niepokojem w głosie.

 

– Transfery są ważną częścią klubowej piłki. Nie bardzo rozumiem, o co ci chodzi, Sebastian.

 

– Nie podoba mi się, że szuka meister kogoś na moje miejsce. Uważam, że zasługuję na to, by stawiać na mnie, a nie odstawiać mnie na boczny tor.

 

– Zaraz, chwila, moment – starałem się trzymać nerwy na wodzy. – Jak to "tobie należy się miejsce"? Mam ci przypomnieć, co pokazałeś przedwczoraj z Essen? Jak myślisz, dlaczego bezceremonialnie zdjąłem cię z boiska, poprawiając jeszcze w szatni małą zjebką? Zaprezentowałeś taką postawę w bloku defensywnym, że aż zęby bolały, a Manucharyan drugi raz z rzędu zgarnął nagrodę po meczu z nami. Zamiast narzekać na to, że chcę dobra tego klubu i szukam wobec tego wzmocnień, gdzie tylko się da, weź się do roboty i zacznij wreszcie grać, jak defensor z prawdziwego zdarzenia, bo na razie to się wygłupiłeś.

 

– Yyy, tego, no...

 

– Poczekaj, jeszcze nie skończyłem. W ostatnich trzech meczach zawodził praktycznie cały nasz skład obrony, z resztą na bieżąco informuję was o tym, co mi się nie podoba, i o tym, co jest okej. W moim poprzednim klubie za każdym razem myślałem, że może tych wzmocnień już wystarczy, a później plułem sobie w brodę. W przyszłym sezonie mamy zrobić kolejny krok do przodu, a do zrealizowania tego celu potrzeba nam szerszej kadry. Teraz rozumiesz?

 

– Tak, meister, przepraszam, powinienem się skupić na grze i trenowaniu... – przyznał skruszony.

 

– Więc wracaj na trening, temat uważam za wyczerpany.

Odnośnik do komentarza
  • Makk przypiął ten temat
  • Pulek zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...