Skocz do zawartości

Cień wielkiej trybuny


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

W Austrii jeszcze nigdy nie grałem, więc tym bardziej będzie ciekawie :> A rozgrywki ligi astriackiej i szwajcarskiej to są do siebie podobnie jedynie na poziomie ekstraklasy - w obu jest dziesięć zespołów i 4 x każdy z każdym, ale już spadki się różnią, ponadto w Szwajcarii na zapleczu jest 18 drużyn, w Austrii również 10.

 

-----------------------------------

 

W losowaniu drugiej rundy Hallen Cup trafiliśmy jeszcze lepiej niż w pierwszej, bo na amatorskie SV Feldkirchen.

 

Tymczasem w przedsionku fazy grupowej Pucharu UEFA występowała istna armada polskich klubów, bo do Legii, Groclinu i Wisły Płock dołączyła jeszcze pokonana w 3 rundzie eliminacyjnej Ligi Mistrzów Wisła Kraków. Groclin i płocczanie nie podołali swoim przeciwnikom, ale Legia pewnie rozprawiła się z Austrią Wiedeń, a Wisła z Szirokim Brijegiem z Bośni. Cokolwiek, dwaj reprezentanci mojego kraju w fazie grupowej to jest coś.

 

 

Wrzesień 2005

 

Bilans: 3-3-1, 15:7

Red Zac Erste Liga: 7. [-1 pkt do Austrii Amateure, +0 pkt nad SCR Altach]

Hallen Cup: 1R, 7:0 z Wels; awans, vs. Feldkirchen

Finanse: 319 tys. euro (-211 tys. euro)

Gole: Karl-Heinz Puntigam (8)

Asysty: Rafael Dorn (4)

 

 

 

Ligi:

 

Anglia: Arsenal Londyn [+1 pkt]

Austria: SV Salzburg [+1 pkt]

Francja:Metz [+1 pkt]

Hiszpania: Sevilla [+1 pkt]

Niemcy: HSV Hamburg [+1 pkt]

Polska: Wisła Kraków [+0 pkt]

Rosja: CSKA Moskwa [+2 pkt]

Szwajcaria: Young Boys [+0 pkt]

Włochy: Parma [+1 pkt]

 

Liga Mistrzów:

-

 

Puchar UEFA:

- Legia Warszawa, Pierwsza runda, 2:2 i 2:1 z Austrią Wiedeń; awans, gr. D

- Groclin Grodzisk Wlkp., Pierwsza runda, 1:2 i 0:3 z Dynamem Kijów; out

- Wisła Płock, Pierwsza runda, 0:1 i 0:1 z Herthą BSC Berlin; out

- Wisła Kraków, Pierwsza runda, 5:0 i 1:0 z Sziroki Brijeg; awans, gr. E

 

Reprezentacja Polski:

- 03.09, eliminacje MŚ 2006, Polska - Austria, 4:0

- 07.09, eliminacje MŚ 2006, Polska - Walia, 2:1

 

Ranking FIFA: 1. Meksyk [927], 2. USA [925], 3. Brazylia [919], ..., 15. Polska [771]

Odnośnik do komentarza

...tylko nie wiem, czy wytrzymam tu długo, bo zaczyna mi się już włączać żądza mordu, a to pierwszy zły znak.

 

-----------------------------------

 

– Wracasz dzisiaj do drużyny po raz drugi i wiedz, że musisz się postarać – tłumaczyłem Maiconowi na odprawie już w Linz. – Ty, tylko jak dzisiaj znowu zbierzesz czerwoną kartkę, to ci nogi z dupy powyrywam! – Ostrzegłem.

 

 

Maicon co prawda posłuchał, bo obejrzał tylko jedną żółtą kartkę, ale znalazł inny sposób na doprowadzenie mnie do białej gorączki. Z tym jednym wyjątkiem zagraliśmy niezmienionym składem, a skoro pierwsze spotkanie z LASK wygraliśmy 3:2, i teraz miałem nadzieję na powtórkę.

 

Zaczęliśmy fantastycznie, bo po ośmiu minutach Wimmer efektownie przerzucił drugą linię i obronę gospodarzy, piłka trafiła do Puntigama, w polu karnym wytrącił mu ją rywal, ale z linii końcowej ostatkiem sił odegrał Ratschnig prosto do Kennaha, który dał nam prowadzenie. Po półgodzinie za to autystyczny Maicon dał sobie zabrać futbolówkę w środku pola, zaś po szybkiej kontrze LASK rozwścieczył mnie Schaffler, który w stylu Schwarza biernie odprowadził piłkę wzrokiem po klepnięciu po ziemi w wykonaniu Konrada. Są w futbolu rachunki krzywd, więc w 43. minucie Dorn wybił piłkę rywalowi, Puntigam wykorzystał ospałość Lascheta i dograł do Kennaha, który mocnym strzałem na krótki słupek znowu dał nam przewagę.

 

A niespełna dziesięć minut po przerwie Maicon nadal grał, jakby miał powiązane jaja drutem kolczastym, po jedno do każdego uda, i kolejną bezsensowną stratą w środku pola zainicjował już drugi kontratak gospodarzy, po którym cholerne wyrównanie dał im Osterc. Brazylijczyk momentalnie powędrował do szatni żegnając się z wyjściowym składem, z resztą coraz bardziej zapowiadał się na nietrafiony transfer, a równo po godzinie gry uśmiechnęła się do nas fortuna. Kahraman usadził Wemmera w szesnastce, a Lipa bezbłędnie wykonał rzut karny. Było 3:2, dokładnie tyle co w sierpniu, ale prawdziwa kurwica dopiero mnie miała wziąć. Kwadrans przed końcem Ehrenreich biernie czekał na piłkę wrzuconą z autu, przez co zgarnął mu ją przeciwnik i przerzucił za naszych patałachów do Mühlbauera, a przy jego strzale po ziemi Schaffler znowu jak kretyn położył się na murawie, pozwalając futbolówce wtoczyć się do bramki. Przy wznowieniu od środka między słupkami stał już zatem Letnik.

 

Jednakże zanim zdążył zaprezentować jakąś interwencję, w idiotycznej sytuacji postawili go koledzy z obrony – naprawdę, takich piłkarskich debili jeszcze nie widziałem. Działo się to w 79. minucie, a wtedy na naszej prawej flance nie było ani jednego (!) defensora, za to dwaj piłkarze LASK na wolnej pozycji, Letnik obronił strzał Konrada, ale przeklęty Osterc wklepał piłkę do pustej bramki i było po meczu. Po wszystkim zbeształem tę bandę nieudaczników jak góral sukę, zjechaliśmy już na przedostatnie miejsce, a jeżeli w najbliższym czasie przebudziłoby się zamykające tabelę Kufstein, spadek mielibyśmy pewny jak to, że jutro w nocy będzie ciemno.

01.10.2005, Stadion an der Gugl, Linz, widzów: 2631

ErLi (13/36) LASK Linz [4.] - FC Gratkorn [7.] 4:3 (1:2)

 

8' A. Kennah 0:1

29' M. Konrad 1:1

43' A. Kennah 1:2

52' M. Osterc 2:2

60' A. Lipa 2:3 rz.k.

75' M. Mühlbauer 3:3

79' M. Osterc 4:3

 

FC Gratkorn: P.Schaffler 7 (76' H.Letnik 7) – D.Hofer 6, M.Sauseng 6, A.Lipa ŻK 7, W.Hacker 6 – Ch.Ratschnig ŻK 7, R.Wemmer ŻK 8, Maicon ŻK 5 (53' M.Ehrenreich 6), R.Dorn 6 – K.Puntigam 7, A.Kennah 8 (74' D.Brauneis 6)

 

GM: Pascal Ortner (OP/N Ś, LASK Linz) - 9

Odnośnik do komentarza

Kontuzje w zespole mnożyły się niczym nasze błędy w obronie, więc stwierdziłem, że nasz tercet fizjoterapeutów nie tworzy zbyt dobrego zestawu, wobec czego po kilkukrotnym ponowieniu ogłoszenia za 2 000 euro do Gratkorn z Brotnjo przeszedł do nas Mario Prusina (42 l., Fozjoterapeuta, Bośnia), który sam swoimi kwalifikacjami przewyższał o dwie klasy naszych obecnych medyków.

 

Puchar Austrii we wczesnych rundach to dobra rzecz – pozwalał on na chwilę oderwać się od ligowego dupodajstwa i odnieść dla odmiany jakieś zwycięstwo. Zwłaszcza, że w drugiej rundzie mierzyliśmy się z amatorskim SV Feldkirchen. Wcześniej mieliśmy grać ligowe spotkanie z FC Kärnten, ale terminy międzynarodowe spowodowały jego przesunięcie na listopad. Podczas gdy my pauzowaliśmy, zamykające tabelę słabiutkie Kufstein odniosło swoje drugie zwycięstwo, w przeciągu dwóch kolejek redukując stratę do nas o połowę, czyli już tylko do sześciu punktów. Rzut oka na tabelę uzmysłowił mi, że jesteśmy wcale nie lepszymi cieniasami, mając tylko jedno zwycięstwo więcej.

 

Amatorzy zagrali tak, jak na amatorów przystało – linia ataku była u nich pojęciem fantastycznym, nie oddali żadnego strzału w kierunku bramki Webera, który na szczęście już wydobrzał, środek pola był nasz, a obrońcy rywala przegrywali pojedynki główkowe na własnej obronie. W sumie prawie jak my w lidze. Po dziesięciu minutach kopaniny arbiter w końcu użył gwizdka, a rzut wolny z 25 metrów Wemmer pewnie zamienił na gola, choć lepszy bramkarz miałby szanse sobie poradzić. Dziewięć minut później Rohseano wybił piłkę Kennahowi prosto do Puntigama, który uciekł obrońcy i spokojnie podwyższył na 2:0. Choć prowadziliśmy, a gospodarze nie istnieli, nie miałem wesołej miny patrząc na nasz brak celności i nieskuteczność. Do przerwy nic się nie zmieniło, a i po tej wcale nie było z tym lepiej. Jedynie w 47. minucie Ratschnig nie najmocniejszym uderzeniem ze skraju szesnastki wbił gola na 3:0, ale później mimo wielu dogodnych okazji stroniliśmy od zamieniania ich na kolejne bramki, i to pomimo czerwonej kartki Waldera z końcówki, gdy z mawahy poczęstował jednego z moich graczy. Nic dziwnego, że zmaczaliśmy zady w Erste Lidze, skoro skutecznością nie nadrabialiśmy błędów w obronie.

19.10.2005, Stadion Feldkirchen, Feldkirchen, widzów: 5182

T-M HC 2R SV Feldkirchen [NL] - FC Gratkorn [ErLi] 0:3 (0:2)

 

10' R. Wemmer 0:1

19' K. Puntigam 0:2

47' Ch. Ratschnig 0:3

88' G. Walder (F) czrw.k.

 

FC Gratkorn: H.Weber 8 – R.Gsellmann ŻK 8, A.Rauscher 8, A.Lipa ŻK 6 (46' J.Haas 7), W.Hacker 8 – M.Ehrenreich 9, R.Wemmer ŻK 8, Ch.Ratschnig 9, R.Dorn 8 – K.Puntigam 8 (80' D.Brauneis 7), A.Kennah 7 (63' G.Panagiotopoulos 7)

 

GM: Martin Ehrenreich (DBP P, P PŚ, FC Gratkorn) - 9

Odnośnik do komentarza

Nazwa kopnięcia w jednej ze wschodnich sztuk walki.

 

----------------------------------------------

 

Po trzech dniach wracaliśmy do ligowych zmagań, tym razem jadąc do Wiednia dać dupy rezerwom Austrii. Oczywiście w składzie zabrakło Maicona, który chyba zbyt szybko uwieżył, że w Gratkorn za darmo stanie się bożyszczem, a po zmodyfikowaniu składu ławki do standardu Erste Ligi i wystawieniu Mandla na prawej obronie wyszliśmy na boisko w prawie niezmienionym składzie. Już od pięciu kolejek nie potrafiliśmy odnieść zwycięstwa, a ja zastanawiałem się, jak bardzo będziemy musieli wyśrubować serię, by trafić do Księgi Rekordów Guinnessa.

 

Czy wspominałem już, że w Gratkorn nie ma obrońców? Po zaledwie sześciu minutach Lipa wpuścił za siebie Totha, po czym dbając o to, żeby przypadkiem nie wytrącić mu piłki, odprowadził w pole karne i błyskawicznie przegrywaliśmy. Po kwadransie było już po meczu, gdy tym razem mięczak Rauscher grzecznie zaprosił strzelca pierwszej bramki sam na sam z Weberem, a ja tylko patrzałem z miną seryjnego mordercy na moje siermięgi. Zdjąłem również beznadziejnego Ehrenreicha, a niedługo po przerwie dołączył do niego i delikates Lipa, który żegnał się z wyjściowym składem. Do tejże jednak zanotowaliśmy cudowny zryw, gdy najpierw po półgodzinie przy rzucie rożnym silnie główkował Rauscher, a interweniujący Almer nabił piłką Kennaha, zaś w doliczonym czasie pierwszej połowy po miękkiej centrze Hackera strzał głową Puntigama obronił bramkarz, a na miejscu ponownie był Abu i dobitką wyrównał na 2:2.

 

W drugiej odsłonie Austria dalej delikatnie przeważała, ale i my nie byliśmy aż tak beznadziejni, jak zwykle. Po dwudziestu minutach ruchu wahadłowego zaatakowaliśmy po raz kolejny, Ratschnig rozciągnął na skrzydło do Dorna, ten dośrodkował na linię bramkową, z której piłkę cudem wypiąstkował Almer, zaś ta trafiła do Puntigama, który obrócił się i uderzył, przy czym nastrzelił Dheedene'a i to jemu zostało zaliczone to trafienie jako samobójcze. Byliśmy w domu, ale ciesząc się z prowadzenia zapomniałem, że to przecież jest FC Gratkorn. Przypomniała mi o tym ta formacja, która w prawdziwym zespole nazywa się "obrona" – w 89. minucie po faulu Lukicia na naszej połowie dośrodkowywał Kiesenebner, a żałośnie bierny Dorn zadbał, by Mählich bez stresu pozbawił nas zwycięstwa z główki i było po zawodach. Klasyczne Gratkorn, ot co.

22.10.2005, Franz-Horr-Stadion, Wiedeń, widzów: 124

ErLi (14/36) Austria Amateure [7.] - FC Gratkorn [9.] 3:3 (2:2)

 

6' H. Toth 1:0

16' H. Toth 2:0

31' A. Kennah 2:1

45+2' A. Kennah 2:2

76' D. Dheedene 2:3 sam.

89' R. Mählich 3:3

 

FC Gratkorn: H.Weber 7 – M.Mandl 6, A.Rauscher 7, A.Lipa 5 (60' J.Haas 6), W.Hacker 6 – M.Ehrenreich 5 (17' S.Lukić ŻK 7), R.Wemmer 7, Ch.Ratschnig 7 (53' M.Ehrenreich 6), R.Dorn ŻK 8 – K.Puntigam 8, A.Kennah 8 (77' G.Panagiotopoulos 6)

 

GM: Roman Mählich (DP, Austria Amateure) - 8

Odnośnik do komentarza

Jeszcze długo nie będzie. Jak nie urok, to sraczka (czyt. arbiter).

 

------------------------------

 

Na zakończenie października przyjeżdżał do nas lider ze Schwanenstadt, kontuzji nabawili się Dorn i Puntigam, zaś po serii fatalnych wyników nawet kibice zaczęli dawać sobie spokój, zjawiając się w liczbie zaledwie 280 widzów. Na dachu hali produkcyjnej jak zwykle zasiedli natomiast robotnicy podczas przerwy w pracy, a gdy na koniec spotkania widziałem ich żywe reakcje, wiadomym było, że sędzia Robitsch po ewentualnej kolejnej wizycie w Gratkorn nie ujdzie z życiem.

 

Nasze szanse na sukces oceniałem przed tym spotkaniem na -5%, a mimo to w pierwszej fazie udało nam się przycisnąć gości, którzy żałowali pewnie, że w bramce i teraz nie stał Schwarz, zaś po kwadransie piłka na lewym skrzydle znalazła Kennaha, który zdołał zejść do środka, minąć rywali, wpaść w pole karne i strzałem na dalszy słupek dać nam sensacyjne prowadzenie. Oczywiście cieszyliśmy się z niego tylko sześć minut, bo szybko z rzutu wolnego z lewej flanki zacentrował Karapetrović, a Mandl przy słupku pozwolił Manojloviciowi wyrównać z zerowego kąta. Później wszystko wróciło do porządku dziennego, Schwanenstadt zaczęło budować dom na naszej połowie, a chwilę przed przerwą po spokojnym rozegraniu daleką centrę w naszą szesnastkę posłał Cemernjak, a nieatakowany przez nikogo Strohmayer główką z bliskiej odległości dał gościom prowadzenie.

 

W przerwie wywaliłem z boiska żałosnego Rauschera i było to jedyna tego dnia zmiana, którą przeprowadzałem w ramach interwencji na wydarzenia na boisku. W pierwszej połowie bowiem rywale skasowali nam Ratschniga, a po dziesięciu minutach rezerwowego Lipę.

 

Jednakże mimo to, że miałem niemal związane ręce, postawiliśmy rywalom zdecydowany opór. Gdy w 77. minucie nakazałem już totalną ofensywę, po rozegraniu z Wawrą Hacker dośrodkował na piąty metr, a tam nieoczekiwanie Wemmer przeskoczył trzymających go w kleszczach obrońców i wyrównał na 2:2. Pazernie poleciłem kontynuować grę tak, jakbyśmy przegrywali, i opłaciło się – dziesięć minut później po kolejnej centrze rzut karny podarował nam Cemernjak po faulu na Kennahu, a z jedenastu metrów nie do obrony huknął Wemmer! Prowadzimy w 88. minucie! Sędzia doliczył cztery minuty, trzymamy dzielnie. Trzecia minuta doliczonego czasu i dalej 3:2, dowieziemy! Czwarta minuta! Pięć sekund do końca, cztery, trzy sekundy. Rzut z autu dla Schwanenstadt. Wyrzuca z niego Cemernjak, a na zegarze widnieje już "94:03", mecz powinien się właśnie zakończyć. A jednak nie. Wenter pozwala na prostopadłe podanie, które Mössner z najbliższej odległości zamienia na wyrównującego gola... Pieprzony arbiter dopiero teraz z szyderczym uśmieszkiem zakończył spotkanie, a ja nie wytrzymałem i ruszyłem wściekły na boisko, choć w ostatniej chwili zatrzymał mnie mój asystent.

 

– Ty złodzieju, padliniarzu, łajdaku! – Wrzeszczałem w kierunku oszusta Robitscha. – Ty skurwysynu!

 

Chyba tylko dlatego, że darłem się wyłącznie po polsku, nie została na mnie nałożona żadna kara przez komisję dyscyplinarną. Zwycięstwo było już nasze, ale tym razem obdarł nas z niego sędzia, specjalnie przedłużając mecz ponad doliczony przez siebie czas, by goście wyrównali.

27.10.2005, Sportstadion Gratkorn, Gratkorn, widzów: 280

ErLi (15/36) FC Gratkorn [9.] - SC Schwanenstadt [1.] 3:3 (1:2)

 

14' A. Kennah 1:0

20' I. Manojlović 1:1

29' Ch. Ratschnig (G) ktz.

44' R. Strohmayer 1:2

55' A. Lipa (G) ktz.

79' R. Wemmer 2:2

88' R. Wemmer 3:2 rz.k.

90+5' L. Mössner 3:3

 

FC Gratkorn: H.Weber 7 – M.Mandl 6, A.Rauscher 5 (46' A.Lipa KTZ 6, 55' M.Obermeier 7), J.Haas 6, W.Hacker 7 – S.Lukić 6, R.Wemmer 8, Ch.Ratschnig KTZ 6 (29' S.Wenter 6), K.Warwa ŻK 6 – G.Panagiotopoulos 7, A.Kennah 8

 

GM: Richard Wemmer (OP/N Ś, FC Gratkorn) - 8

Odnośnik do komentarza

– Dalej nie mogę darować tego ulizanego gogusia – narzekał robotnik, szukając w torbie zawieruszonego posiłku. – Cztery minuty gnój doliczył, a w piątej nam wdusili i dopiero wtedy gwizdnął.

 

– Bo pewnie mu nikt nigdy w mazak, ekhm, nie gwizdnął. – Rzucił drugi, rozdając pozostałym plastikowe kubki.

 

– Ale jakbym go wtedy dorwał... Miał szczęście, że hala jest za wysoka, by z niej zeskoczyć. Jak Ralfa zatrzymał asystent, to ja bym go wyręczył.

 

– Dobra, dobra, majster. Bierz te kanapki i trzymaj kubek. Hainz, masz ten termos?

 

Ein moment – kolega mierzwił ręką rzeczy w swojej torbie. – O, jest.

 

– Dobra, wszyscy wszystko macie? To idziemy na dach, szkoda czasu, za pięć minut mają zacząć.

 

Brygada właśnie zaczynała przerwę na swojej zmianie, a w tym samym czasie ja kończyłem odprawę przed otwierającym listopad meczem z FC Kärnten.

 

 

 

 

Październik 2005

 

Bilans: 1-2-1, 12:10

Red Zac Erste Liga: 9. [-2 pkt do SV Kapfenberg, +7 pkt nad FC Kufstein]

Hallen Cup: 2R, 3:0 z Feldkirchen; awans, vs. Neusiedl

Finanse: 197 tys. euro (-333 tys. euro)

Gole: Karl-Heinz Puntigam (9)

Asysty: Karl-Heinz Puntigam (6)

 

 

 

Ligi:

 

Anglia: Chelsea Londyn [+4 pkt]

Austria: SV Salzburg [+2 pkt]

Francja: Nantes [+1 pkt]

Hiszpania: Sevilla [+2 pkt]

Niemcy: Bayer Leverkusen [+2 pkt]

Polska: Wisła Kraków [+1 pkt]

Rosja: CSKA Moskwa [+3 pkt]

Szwajcaria: Young Boys [+2 pkt]

Włochy: Inter Mediolan [+0 pkt]

 

Liga Mistrzów:

-

 

Puchar UEFA:

- Legia Warszawa, grupa D

- Wisła Kraków, grupa E, 1:2 u siebie z Sampdorią

 

Reprezentacja Polski:

- 12.10, eliminacje MŚ 2006, Anglia - Polska, 1:1

 

Ranking FIFA: 1. Meksyk [924], 2. Brazylia [923], 3. USA [901], ..., 14. Polska [771]

Odnośnik do komentarza

W drużynie rozwijała skrzydła wstępna plaga kontuzji. Pod opiekę fizjoterapuetów z Prusiną na czele powędrowali m.in. Mitteregger i Wenter, zaś wykończeni po kopaninie z fuksiarzami ze Schwanenstadt byli Kennah oraz okładający obitą nogę lodem Lipa. Jednakże sądziłem, że te wymuszone zmiany nie będą miały większego znaczenia, bo żeby od dwóch miesięcy nie potrafić ani razu dowieźć zwycięstwa do końca – no dobra, ostatnio przekręcił nas sędzia –, to trzeba być naprawdę cienkim zespołem. A może zlepkiem przypadkowych ludzi?

 

Przeciwko FC Kärnten naturalnie nie mieliśmy większych szans, toteż na ławce trenerskiej usiadłem na luzie, gotowy na kolejny remis 3:3 i pokaz marnowania własnego wysiłku z naszej strony. Zaskoczyliśmy jednak samych siebie, bo nie było ani kosztownych skutków błędów w obronie, których oczywiście się nie wystrzegaliśmy, ani szału w przedzie, bo dotychczas na pewno nie można nam było zarzucić małej liczby strzelanych bramek. Jeszcze mniej liczni kibice nie byli zbyt rozentuzjazmowani, robotnicy na dachu wkładali mnóstwo energii w konsumowanie kanapek i popijanie kawy z plastikowych kubków, zaś z naszej strony najbliżej zdobycia gola był Panagiotopoulos, który w pierwszej połowie znalazł się sam na sam z Kuru. Gdyby tylko z pięciu metrów nie strzelił na dwunaste piętro... Nie oddaliśmy ani jednego celnego strzału, gościom z Klagenfurtu również nie zależało jakoś na skuteczności, więc nudne spotkanie zakończyło się równie nudnym 0:0. Ósmy z rzędu mecz bez zwycięstwa, śrubowaliśmy rekord.

01.11.2005, Sportstadion Gratkorn, Gratkorn, widzów: 250

ErLi (16/36) FC Gratkorn [9.] - FC Kärnten [5.] 0:0

 

45+7' M. Mandl (G) ktz.

 

FC Gratkorn: H.Weber 7 – M.Mandl KTZ 7 (46' M.Obermeier 6), M.Sauseng ŻK 6, J.Haas 7, W.Hacker 6 – S.Lukić 6, R.Wemmer 7, Ch.Ratschnig 7, K.Warwa 6 (70' Maicon 6) – D.Brauneis ŻK 6 (74' M.Bucsek 6), G.Panagiotopoulos 6

 

GM: Markus Briza (O Ś, DP, FC Kärnten) - 7

Odnośnik do komentarza

Kontuzja Mandla zmusiła mnie do wystawienia na prawą flankę Gsellmanna, zaś na prawym skrzydle zmęczony był Lukić, a tę sprawę rozwiązałem przesunięciem Ratschniga ze środka i dokooptowanie Maicona, któremu dałem szansę pokazania mi, że dobrze zrobiłem sprowadzając go. Oprócz tego za wykończonego Wawrę zagrał wysunięty Hacker, zaś jego miejsce załatał Siegfried Srienz. A w siedemnastej kolejce mieliśmy niepowtarzalną, wręcz bajeczną i wymarzoną okazję do odniesienia pierwszego od 26 sierpnia zwycięstwa, podejmowaliśmy bowiem bezapelacyjnie najsłabszy zespół ligi, FC Kufstein. Co ciekawe, właśnie z tym rywalem wywalczyliśmy nasz ostatni komplet punktów w Erste Lidze, a teraz nie dopuszczałem możliwości braku zwycięstwa. No bo jak nie teraz, to kiedy, do jasnej cholery?

 

Niestety, rzeczywistość ścięła mnie z nóg soczystym low-kickiem i zaczęła okładać kijem baseballowym niczym sierżant Donnie Donowitz w "Bękartach wojny". Co prawda w 3. minucie po rzucie rożnym dla Kufstein wyprowadziliśmy kontrę, w trakcie której po nieudanej pułapce ofsajdowej w wykonaniu Grubera sam na sam ruszył Panagiotopoulos i dał nam prowadzenie, ale nim zdążyliśmy zauważyć, że prowadzimy, znowu był remis. Niecałą minutę później, bezpośrednio po wznowieniu od środka Srienz dał się przeskoczyć Rottensteinerowi, zaś środkowe pachoł... to znaczy defensorzy wpuścili między siebie Holzera i nasze kilkunastosekundowe prowadzenie przeszło do historii.

 

Od tej pory na boisku trwał pokaz porażającej bezsilności, piłkarze obu stron potykali się o własne nogi, nasi napastnicy odpychali od siebie myśli o kopaniu piłki na bramkę przeciwnika i dotarło do mnie, gdzie ja trafiłem. Byliśmy frajerami, beznadziejnym zlepkiem miernot, a ja zastanawiałem się, czy: a) nadaję się na menedżera; b) na samych remisach damy radę utrzymać do maja przedostatnie miejsce.

04.11.2005, Grenzlandstadion, Kufstein, widzów: 175

ErLi (17/36) FC Kufstein [10.] - FC Gratkorn [9.] 1:1 (1:1)

 

3' G. Panagiotopoulos 0:1

4' M. Holzer 1:1

75' G. Hanel (K) czrw.k.

 

FC Gratkorn: H.Weber 7 – R.Gsellmann 6, M.Sauseng 7, J.Haas 6 (76' M.Obermeier 6), S.Srienz 6 – Ch.Ratschnig ŻK 6 (62' M.Ehrenreich 6), R.Wemmer ŻK 7, Maicon ŻK 7, W.Hacker 7 – G.Baumgartner 6 (68' M.Bucsek 6), G.Panagiotopoulos 8

 

GM: Georges Panagiotopoulos (N, FC Gratkorn) - 8

Odnośnik do komentarza

Przed następnym spotkaniem w Erste Lidze były blisko dwa tygodnie przerwy ze względu na baraże o awans na Mistrzostwa Świata. W trzech parach Norwegia została wyeliminowana przez Szwajcarię, Portugalia pewnie poradziła sobie z Litwą, natomiast niespodzianką była porażka Czechów (1:2 i 0:0) i awans reprezentacji Turcji ich kosztem.

 

 

Przez te dwanaście dni m.in. obdzwoniłem obu scoutów przekazując im instrukcje, by zwracali szczególną uwagę na zawodników, którym od grudnia będzie można proponować kontrakty na Bosmanie, a na treningach rozglądałem się za zastępstwem na środek pola dla zawieszonego za żółte kartki Wemmera. Ostatecznie postawiłem na Geralda Puntigama, który ostatnio wracał do sprawności po kontuzji, i to on rozpoczął wyjazdowe spotkanie z Austrią Lustenau obok Maicona, ponadto do obrony wrócił Lipa.

 

Ekipa z Lustenau co prawda przez cały dotychczasowy sezon nie potrafiła zacząć prezentować poziomu godnego zespołu typowanego do awansu, ale i tak miejsce na ławce trenerskiej zajmowałem gotów na kolejny podział punktów lub ich brak. Rzeczywiście, początkowo gospodarze dyktowali tempo, a w trzeciej minucie Weber z najwyższym wysiłkiem sparował uderzenie Pammingera zza pola karnego. Później jednak zaczynaliśmy powoli dochodzić do głosu, aż wreszcie w 24. minucie Ratschnig przechwytem zainicjował nasz kontratak, Baumgartner dośrodkowaniem przerzucił całą defensywę, a Durr zignorował zamykającego z lewej strony akcję Hackera, który wepchnął piłkę do siatki. Po półgodzinie mieliśmy okazję do podwyższenia rezultatu, tyle że wychodzący sam na sam Baumgartner nie trafił w bramkę. Ale co się odwlecze, to nie uciecze, bo w ostatniej akcji pierwszej połowy z rzutu wolnego dośrodkowywał Gsellmann, a na jedenastym metrze Panagiotopoulos przeskoczył Janka, pokonał nieudolnie interweniującego Cetinkayę i do przerwy sensacyjnie prowadziliśmy 2:0.

 

Od rozpoczęcia drugiej połowy tylko czekałem, aż roztrwonimy przewagę, ale o dziwo nic z tego! Tuż po rozpoczęciu gry Puntigam zabrał futbolówkę sprzed nosa Sadoviciowi, a Baumgartner popędził z nią co sił w pole karne, po drodze objechał obrońcę i nareszcie trafił w światło bramki, pod brzuchem golkipera podwyższając na 3:0. W moim sercu rozgorzała nadzieja na komplet punktów, a dwadzieścia minut później Königshofer cofał się po piłkę iście spacerowym tempem, co wykorzystał po raz kolejny Baumgartner zgarniając ją, w identycznym sposób wpadając w szesnastkę i oddając strzał, a tym razem Centikaya nawet nie interweniował, zupełnie jak Schwarz w sierpniu. Wciąż przecierałem oczy ze zdumienia, tym bardziej, że w 80. minucie Gernot skompletował hat-tricka, gdy załatwiliśmy gospodarzy prawym skrzydłem, a dośrodkowaniem asystę zaliczył Ratschnig, niesamowite! W drugiej połowie w kwestii zmian skupiałem się na zdejmowaniu wykartkowanych zawodników, zwłaszcza, że o drugie żółtko prosił się Gsellmann, ale niestety zagrożeń było zbyt dużo i chwilę po piątym golu z boiska wyrzucony został tenże Ratschnig. Na szczęście spotkanie było rozstrzygnięte i po ponad dwóch miesiącach posuchy nareszcie wróciliśmy do Gratkorn z trzema punktami, i to od razu w takim stylu.

18.11.2005, Reichshoffsstadion, Lustenau, widzów: 2137

ErLi (18/36) Austria Lustenau [6.] - FC Gratkorn [8.] 0:5 (0:2)

 

24' W. Hacker 0:1

45+3' G. Panagiotopoulos 0:2

48' G. Baumgartner 0:3

68' G. Baumgartner 0:4

80' G. Baumgartner 0:5

82' Ch. Ratschnig (G) czrw.k.

 

FC Gratkorn: H.Weber 8 – R.Gsellmann ŻK 7 (58' M.Obermeier 7), M.Sauseng 7, A.Lipa 10, S.Srienz 8 – Ch.Ratschnig CzK 7, G.Puntigam ŻK 8 (80' M.Gsellmann 7), Maicon 8, W.Hacker 9 – G.Baumgartner 10, G.Panagiotopoulos ŻK 8 (71' M.Brauneis 7)

 

GM: Gernot Baumgartner (N, FC Gratkorn) - 10

 

 

Red Zac Erste Liga, runda 2/4:

 

50536d4af2b5e220.jpg

 

Odnośnik do komentarza

Po poniższym spotkaniu nic, tylko strzelić Guinnessa lub innego stouta z pianą na dwa spuchnięte palce.

 

----------------------------------------

 

W listopadzie mieliśmy rozegrać jeszcze tylko dwa spotkania ligowe, na pierwsze z nich jadąc do Altach, a więc tam, gdzie w 2004 roku pracowałem na swoje papiery trenerskie. Miejscowa drużyna była naszym sąsiadem w tabeli na starcie trzeciej rundy meczów Erste Ligi.

 

– Zróbcie z nimi to samo co z Lustenau, przekonaliście się już, że stać was na to – przekonywałem drużynę przed pierwszym gwizdkiem. – Naprzeciw nam staną faceci, którzy są takimi samymi ludźmi jak my. Pokażcie im, że z Gratkorn nie ma żartów!

 

Z Ehrenreichem w miejsce zawieszonego Ratschniga zaczęliśmy grę, a już po pięciu minutach Gsellmann wrzucał z autu na wysokości pola karnego gospodarzy, Maicon przedłużył piłkę głową w szesnastkę, a tam Lipa przepchnął Tozlu i huknął pod poprzeczkę. Piękny początek. Później nadal byliśmy stroną delikatnie przeważającą, aż w 22. minucie skrzydła spróbował podciąć nam Ehrenreich, który po centrze rywali przewrócił w polu karnym Winklera, ale Weber na szczęście obronił strzał Guema z jedenastu metrów. Później nie miałem już pojęcia, co zrobić z idiotą Maiconem, który krótko przed półgodziną z furią popchnął rywala, zbierając już trzecią czerwoną kartkę w swoim siódmym występie w barwach Gratkorn, tym razem już bezpośrednią. Na domiar złego rywale znowu skasowali nam Webera, ale w 43. minucie sprawę zawaliła obrona Altach, która wpuściła za siebie Lukicia, a ten nie atakowany przez nikogo zgrał do Panagiotopoulosa, który podwyższył na 2:0.

 

Jeżeli ktokolwiek myślał, że zmierzamy po pewne zwycięstwo, miał się jeszcze mocno zestresować. W doliczonym czasie pierwszej połowy Sauseng bowiem również popisał się bezmyślnym zagraniem, bezpardonowo kładąc w polu karnym Unverdorbena. Był to niestety faul na czystej pozycji, Michael czerwoną kartką zmusił nas do gry w dziewiątkę, a Letnik w bramce nie zdołał wybronić strzału Baldaufa z rzutu karnego. W szatni zaskakująco spokojnym tonem kazałem Sausengowi i Maiconowi zejść mi z oczu, jeśli im życie miłe, a po koniecznych roszadach w ustawieniu na drugą połowę wychodziliśmy z wyczerpanym limitem zmian.

 

Teraz dopiero zaczęła się jazda. Na naszej połowie było aż czarno od trykotów Altach, ale po dziesięciu minutach piłkę daleko wybijał Obermeier, zaś bramkarzowi gospodarzy znacznie odskoczyła ona od nogi, co wykorzystał Panagiotopoulos i odesłał ją do pustej bramki. Po tym szczęśliwym golu nakazałem okopać się przed własnym polem karnym i bronić wyniku jak Polacy Westerplatte w 1939. Długo to się udawało, Letnik bronił bardzo dobrze i szczęśliwie, ale w końcu po kolejnym ataku w 63. minucie Unverdorben mimo asysty Obermeiera oddał strzał z linii pola karnego, a Letnik nie zdołał go już wyjąć. Nadal kurczowo broniliśmy się w oczekiwaniu na wyrównanie, które przecież musiało paść, ale im większe liczby wskazywał zegar, tym bardziej dziwiłem się, że nadal prowadzimy. W końcu w doliczonym czasie nasza bramka była jak zaczarowana, sfrustrowani piłkarze Altach nie potrafili uciec spod topora i w nieprawdopodobnych okolicznościach, grając w dziewięciu wygraliśmy drugi mecz z rzędu. Ufff!

25.11.2005, Reichshoffsstadion, Lustenau, widzów: 762

ErLi (19/36) SCR Altach [8.] - FC Gratkorn [7.] 2:3 (1:2)

 

5' A. Lipa 0:1

23' A. Guem (A) nw.rz.k.

29' Maicon (G) czrw.k.

42' H. Weber (G) ktz.

43' G. Panagiotopoulos 0:2

45+4' M. Sauseng (G) czrw.k.

45+5' D. Baldauf 1:2 rz.k.

55' G. Panagiotopoulos 1:3

63' H. Unverdorben 2:3

 

FC Gratkorn: H.Weber KTZ 9 (42' H.Letnik 6) – R.Gsellmann ŻK 8, M.Sauseng CzK 5, A.Lipa 7, S.Srienz ŻK 6 – M.Ehrenreich 6 (45+4' M.Obermeier 6), G.Puntigam 7, Maicon CzK 7, W.Hacker 7 – G.Baumgartner 7 (42' S.Lukić 7), G.Panagiotopoulos 8

 

GM: Heinz Weber (BR, FC Gratkorn) - 9

Odnośnik do komentarza
  • Makk przypiął ten temat
  • Pulek zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...