Skocz do zawartości

Obojętność bije w pancerz szkłem stłuczonych spojrzeń...


jmk

Rekomendowane odpowiedzi

W środku ciemnego lasu stała chata leśnika. Ów mężczyzna w wieku już mocno dojrzałym był bardzo spełniony jako obrońca zwierząt i ogólnie czuł się dobrze zarządzając całym swoim małym światem, jakim dla niego był las.

Tego dnia właśnie wyszedł na przedpołudniową przechadzkę, mieszkał tu dość długo lecz za każdym razem w zachwyt wprawiało go poczucie rześkiego powietrza i śpiewu ptaków. Zresztą odgłosy fruwających zwierząt potrafił doskonale rozróżniać, miał na naukę tego naprawdę wystarczającą ilość czasu. Nie nosił przy sobie broni, miał do niej uraz. Nigdy też nie chciał opowiadać o tym. Na plecach jednak zawsze miał zawieszony mały toporek, ale chyba nie w obawie o ewentualne niebezpieczeństwo, lecz dla pomocy czy wykonania innych „leśnych prac”. Jeśli mowa o ekwipunku to warto też wspomnieć o paczce papierosów, w której miał zawsze jeden uzależniający smakołyk, resztę miejsca w paczce zajmowały zapałki. Chciał być ubezpieczony, jak sam często powtarzał „nigdy nie wiesz czy to nie będzie twój ostatni papieros, musisz być przygotowany”, wyglądało to jakby żył z wyrokiem śmierci, ale z przysługującym mu ostatnim życzeniem.

 

Nie palił, ale papierosa miał.

 

Wycieczka po okolicznym terenie powoli zbliżała się do końca, więc przypomniał sobie o swoich ludzkich wymaganiach – musiał wszak jeść. Nazbierał zatem trochę grzybów, z którymi podobnie jak z ptakami – zdążył się zapoznać na tyle, że nigdy nie błądził, bo wiedział, gdzie i kiedy, jakie grzyby rosną. Zebrał też trochę malin i jagód, a na koniec zaszedł nad strumyk, gdzie strumykiem płynęła źródlana woda. Nabrał do półlitrowego pojemnika czystej wody, spojrzał jeszcze na zebrane owoce i z uśmiechem na ustach musiał przyznać – będzie dobry sok do obiadu.

 

Wróciwszy do chatki zaczął dokładać porąbane wcześniej drewno do pieca, następnie zajął się przygotowywaniem strawy, wyjął ze schowane w prowizorycznie zrobionej piwnicy ziemniaki, pokroił grzyby i zaczął przygotowywać mięso. Tego nie lubił najbardziej, gdyż potrawa mięsna oznaczała, że musiał się wybierać do miasteczka, znał jednak swoje potrzeby i wiedział, że mężczyzna, zwłaszcza w jego wieku musi zjadać pożywne obiady, a więc mięso było niezbędne. Nie lubił spotykać się ludźmi, z nieznajomymi, chociaż sam był bardzo serdeczny, wykazywał się wysoką kulturą, nigdy nie odmówił też pomocy. Po prostu nie lubił i już. Drzewo zaczęło już charakterystycznie „trzaskać”, znaczy można przygotować garnki. Po czterdziestu pięciu minutach aromat wydawany z przygotowanej potrawy wydostawał się na zewnątrz w promieniu pewnie kilkuset metrów. Mogę się nawet założyć, że nie jednemu niejednemu dzikowi ślinka ciekła … Potrawa prawie gotowa, więc zajął się wyciskaniem soku z owoców, które wcześniej zebrał, żeby zmieszać je z wodą.

 

Tak, był samotny. Tymczasem…

 

 

Południe kiedy wróble kąpią się w piachu

w traktach wybuchających pyłem przechodzi rycerz...

Edytowane przez jmk
Poprawa czcionki
Odnośnik do komentarza

- Posilisz się ze mną drogi rycerzu? – tym pytaniem nieco zmieszał przybyłego w jego progi gościa, ale po chwili namysłu wyraził aprobatę na propozycję i zasiedli razem do stołu.

 

- Dobre. Sam upolowałeś?

 

- Skądże. Nie lubię widoku krwi…

 

- I kto to mówi! Ty, Ty…

 

- Spokojnie. Przecież jemy, kultura wymaga zachowania się przy posiłku. – gość wstał, zrzucił wszystko ze stołu, mocno zdenerwowany wydobył duży nóż z przymocowanej do pasa sakiewki, po czym z impetem wbił go w stół.

 

- Psia mać.

 

- Wyjdźmy na zewnątrz, nie będziesz mi robił burdelu w domu. – nawet nie wzruszył się na widok wbitego noża, po prostu wstał, otarł kąciki ust z resztek jedzenia i wyszedł przed domek.

 

- Nie wyprowadzaj mnie z równowagi, przyszedłem tu po Ciebie w imieniu…

 

- Nie kończ. Ta nazwa nie jest godna dla moich uszu.

 

- Jesteś aresztowany.

 

- Widzę, że nie przyszedłeś sam. Twoi chłopcy niezbyt dobrze się maskują w tych krzakach. – podszedł do tajemniczego gościa pewnym krokiem po czym zbliżając ku niemu swoją głowę, lekko się pochylając wycedził:

 

- Boisz się? Masz strach w oczach młodzieńcu. Ale widzę, że nie tylko strach wydobywa się z Ciebie. – po czym spojrzał w okolice podbrzusza, gdzie zauważył mocne oznaki… przerażenia.

 

- Yyy… eee

 

- Spokojnie. Rób co masz robić. Pozwolisz, że zapalę papierosa? – nie czekając na zgodę wyjął paczkę, w której znajdował się ostatni nikotynowy smakołyk, wsadził go do ust, podpalił i zaciągając się stwierdził:

 

- Piękny dziś dzień.

 

W tym momencie z krzaków wybiegło dziesięciu zamaskowanych mężczyzn z okrzykami i ostrą bronią w rękach. Dwóch rzuciło się na bohatera, wykręciło obie ręce i powaliło na ziemię, gdy go związali i postawili do pionu podszedł trzeci, uderzył go silnie w twarz i nakazał włożyć worek na jego głowę, gdy jego podopieczni wykonali zadanie uderzył go jeszcze raz, tym razem w brzuch, otrzymujący cios zgiął się w pół i upadł na kolana, po czym został kilkukrotnie kopnięty przez dwóch innych ludzi.

Rozkazujący podniósł papierosa, odpalił jeszcze raz od nowej, błyszczącej zapalniczki, zaciągnął się i z błogim wyrazem twarzy stwierdził:

 

- Dobre. Francuskie.

 

Zamieniała się w pomnik powoli, nieznacznie,

nocą czekając dnia, który ją rzeźbić zacznie,

a dniem na noc czekając, na splątany kłąb

ciemnych organów ciszy, które wiały w głąb,

jak wir lodowej rzeki. I huczała trwoga.

 

========


Brzmi jak trener Janas pośrodku lasu czekający na polowanie. Dobrze sie zapowiada bo rozpoczęcie baaaardzo ciekawe i inne od reszty.

 

 

Dzięki, zatem czytaj dalej :)

 

 

Po mięso też mogł iść do lasu :D

 

Nie mógł :P

 

Czemu większa czcionka :>

 

A tak mi się jakoś przekleiło z Worda, już jest okej w drugim poście :P

Odnośnik do komentarza

Ciemna, kamienna cela, wypełniona zimną – nie, patrząc na kondycję przetrzymywanego jest to woda lodowata, sięgając powyżej kostek, gdzieś na jednej ze ścian jest maleńkie okienko z kratami, przez nie wpadają dosłownie dwa promienie świetlne.

 

W takich warunkach ciężko jest zachować zmysły, bohater jednak uporczywie stojąc przy oświetlającym oknie trzymał się twardo. Minęły już trzy dni odkąd trafił do tej celi. Przez głowę cały czas przechodzą mu wspomnienia każdego dnia – tortury. Wystarczyłoby, aby zeznał tak, jak chcieli tego oprawcy, a byłby wolny. Oczywiście wolny w ich rozumowaniu – pozbawiony tortur i w „normalnej” celi. Bohater jednak nawet na moment nie myślał o tym, w tym post apokaliptycznym, ale wciąż zepsutym świecie miał jeszcze poczucie innych wartości, jedną z nich był honor. Nadszedł dzień czwarty, taki sam jak poprzedni, pobudka, katowanie i przesłuchanie.

 

- Inni podpisali przeciwko tobie, no dalej!

 

- Będziecie musieli mnie zabić.

 

- Psia mać!

 

==

- Nie wiem co z nim zrobię. Jest przecież wysoko ceniony przez społeczeństwo. Nie możemy go ot tak zabić. Żeby się chociaż ukrywał, ale nie. On przyszedł do nas, zgłosił się, poprosił o zgodę na osiedlenie za miastem, obserwowaliśmy go tam dwa miesiące, nie zrobił NICZEGO. Jesteśmy siłą w tym zapchlonym państwie czy nie? Kurwa mać wymyśl coś! Wiesz jak nam będą patrzeć na ręce? Może nawet nowe samochody nam zabiorą…

 

- Syn.

 

- Co syn, co syn się pytam, mów do cholery!

 

- Ma syna, dawno temu go wysłał na zachód, nie wiem dokładnie, ale może do Świnoujścia, ale mógł też wyemigrować do Anglii…

 

- Tak! Jak to kurwa nie wiecie, gdzie jest? I ja nic nie wiem? Już dawno powinien patrzeć ojcu w oczy jak umiera i skamleć o łaskę! A teraz idźcie po niego. Musimy blefować i grać na zwłokę. Powiedz mu, że mamy jego syna. Myślę, że paznokieć w jego serdecznym palcu nie jest mu już potrzebny.


A mieszkał w nim nie człowiek ten, którego baśnie

zwą cesarzem, a żywe opowieści - Bogiem,

i choć nikt go nie widział, każdy mógł wyjaśnić

z mieszkańców tej krainy pod zamkiem, że ogień

albo skrzydło jest jemu podobne, a inni

nazywali go burzą w jakimś gromów hymnie,

a inni: snów doznaniem, inni nieistnieniem

albo karą i sądem, albo zapomnieniem.

Odnośnik do komentarza

- Zobacz kochanie co mu kupiłem!

 

- Koszulka piłkarska? Przestań przecież one w ogóle nie pasują, zwłaszcza dziecku…

 

- Nowiutka, oryginalna koszulka meczowa Queens Park Rangers! Jeszcze dwa lata i pójdzie ze mną na mecz!

 

- O nie, nie mogę na to pozwolić, już wystarczy, że Ty mi znikasz na całe weekendy… Kochanie, jest ważniejsza kwestia, którą musimy zająć się już teraz. Powiemy mu, że jest adoptowany?

 

- Kate, to nasz obowiązek. Nigdy by nam nie wybaczył, że go okłamywaliśmy. Nie możemy też pozwolić, aby zapomniał o swoich korzeniach, o moich… Jan prosił mnie, abym zaopiekował się Franciszkiem. Musi poznać prawdę, co działo się z naszym krajem i dlaczego jesteśmy tu.

 

- Chcesz go uczyć swojego języka ojczystego?

 

- Myślę, że znajomość drugiego języka oprócz angielskiego na pewno mu nie zaszkodzi.

 

- Tęsknisz za krajem?

 

- Nawet nie wiesz jak… ciekawe co u Jana. Dawno nie wysłał mi żadnego telegramu, ciekawe czy dalej wiedzie leśne życie.

 

 

- Mamy twojego syna, marny śmieciu!

 

- Kłamiesz!

 

- Chcesz się przekonać? Chcesz żeby zobaczył jak umierasz, jak zdychasz i skamlesz o litość?

 

- Bydlaki.

 

- Podpisz to cholerne oświadczenie! Przyznaj się do winy, czeka cię normalny proces!

 

- Nigdy!

 

 

- Dzień dobry. Jesteśmy z ambasady, pojawiły się pewne nieścisłości z pozwoleniem na pobyt na Wyspach Brytyjskich pańskiego bratanka, mija czas zgody na jego tymczasową opiekę, a co za tym idzie, musi wrócić do kraju ojczystego.

- Jak to, przecież jeszcze pół roku! Poza tym złożyliśmy wszystkie potrzebne dokumenty do wniosku o adopcję!

- Niestety, ale mamy informacje z kraju, że jego ojciec nic nie wie o takim obrocie sprawy, leży w szpitalu, jest w stanie ciężkim, pytał o syna. Powoli traci zmysły...

 

- Proszę mi pokazać jakieś dokumenty, kim Pan jest?!

 

- Ostatni raz ostrzegam. Albo pojedzie Pan z dzieciakiem odwiedzić jego umierającego ojca albo go Wam odbierzemy.

 

- Wam? Tu nie ma komuny, czerwony oszuście!

 

- Jest bardziej niż się Wam wydaje.

 

 

- Kate, muszę tam polecieć. Muszę sprawdzić co z Janem. To są zbrodniarze, może faktycznie coś knują, ale nie mogę wykluczyć też ziarna prawdy, w końcu są w trakcie przemian… Nie mogę jednak ryzykować i lecieć z Franciszkiem. Masz tu klucz do szkatułki, jest schowana w ogrodzie, bezpośrednio pod zbudowanym karmnikiem dla ptaków, pół metra pod ziemią. Gdyby… gdybym nie wró… gdyby mój powrót się opóźniał, jak nie wrócę za miesiąc spakuj się, Franka i wyjedźcie gdzieś, zmień dokumenty, adres i tak dalej, zabierz ze sobą tę szkatułkę. Są tam wszystkie wspomnienia i notatki ojca Franka, chłopak ma prawo je poznać.

 

- Jak to nie wrócisz?!!

 

- Spokojnie dam sobie radę, ale trzeba mieć zawsze Plan B. Obiecałem to Janowi. Za te notatki postawią mu pomnik w ojczyźnie, przecież to bohater…

 

 

...

 

 

Zapomniane już, zapomniane

to, co kochać było - za wiele:

panny smukłe, wiatru fontanny,

u jeziora uśpiony jeleń.

Przeżegnane krzyżem i ogniem

śpiewne kraje, gotyk na szybach,

zapomniane te, co szły do mnie,

smoki, kwiaty, świecące ryby.

Odnośnik do komentarza

Minęło tyle lat, a ja nigdy nie doczekałem się prawdy. Ale skoro nie należała się ona mnie to tym bardziej całemu społeczeństwu. Domagałem się wyjaśnienia, rehabilitacji, ale przede wszystkim chciałem odnalezienia ciała, mojego wuja i ojca. Jak już pewnie wiecie, nazywam się Franciszek Nil. Urodziłem się w Polsce, lecz wychowany zostałem w Anglii, gdy byłem mały mój tata powrócił do kraju, aby odnaleźć mojego wuja, Jana – i nigdy nie powrócił. Mój tata został uznany za zaginionego, mój wujek – za winnego zdrady kraju i został powieszony. Ich ciała zostały pochowane w miejscach nieznanych, nigdy nie mogłem doprosić się o wszczęcie postępowania. Kilka lat temu sąd uznał mojego wuja za niewinnego, ale życia, ani czci po śmierci już mu nie zwróci. Takich jak ja jest wielu, stąd w mojej głowie zrodził się pewien szalony aczkolwiek powoli realizujący się plan.

Wychowałem się w Anglii, w moim sercu płynie jednak polska krew, natomiast moje ciało oddało się piłce nożnej, jeszcze mój tata zaszczepił we mnie miłość, moim pierwszym klubem został londyński Brighton, cały czas wspominam ich z sentymentem, będąc ich miłośnikiem, mój syn, który nosi imię po moim wujku – Janie, swoje pierwsze piłkarskie kroki właśnie w Brighton. Jest bramkarzem, tak jak jego przodek zajmował się obroną, ale polskiego miasta

Powróciłem do Polski, znalazłem ludzi, którzy przeszli to samo piekło co ja i właściwie to nasi przodkowie, także doszukujący się prawdy. Moją jedyną prawdą okazały się notatki, zapiski, oficjalne pisma, które zostawił mi mój tata, kiedy wyjeżdżał, po raz ostatni, do Polski. Pomogło to w procesie rehabilitacyjnym dla wielu wielkich bohaterów, skazanych potem przez nowe władze.

 

Dziś spotykam się w jednym miejscu, znalazłem dziewiętnastu pasujących do mojej koncepcji i planu osób, dodatkowo zaangażowałem w to swojego syna. Tak. Przejąłem klub piłkarski, a w jego skład wchodzą potomkowie wielkich ludzi, znanych osobistości, wszystkich łączy jedna, zasadnicza kwestia.

 

Ich przodkowie zasłużyli się dla kraju, a pochodzili z miasta mojego wuja, generała zwycięskich wojsk, które nigdy nie złożyły broni…

 

 

I dlatego, jeśli miałbym zostać prezesem jakiegoś klubu to…

 

 

Tylko we Lwowie.

 

 

A kiedy deszcz srebmosiny

zapłacze za moim powrotem,

pomyśl, że to są łzy moje

perlone przez moją tęsknotę.

Odnośnik do komentarza

Nazywam się Adrian Juszkiewicz. Prezes Nil zdecydował się powierzyć mi funkcję trenera pierwszego zespołu Pogoni Lwów – najstarszego polskiego klubu, którego historia sięga aż do 1904 roku. Obecnie będziemy toczyć boje na trzecim szczeblu rozgrywkowym na Ukrainie. Cel jest jasny – nie tylko awansować do najwyższej klasy, ale też pokazanie i pielęgnowanie Polskości tu, na kresach wschodnich. Mam niezwykle trudne zadanie, gdyż w moim składzie grają same znane nazwiska, a raczej ich potomkowie. Mam dziewiętnastu Polaków i jednego posiadającego obywatelstwo ukraińskie. Czemu zostałem trenerem? Dość długa historia, w każdym bądź razie spotkałem kiedyś Nilów na jednym z treningów w Brighton, gdzie zdobywałem trenerskie szlify, potem poszło z górki – zostałem trenerem juniorów w tamtejszej drużynie, mogłem szkolić syna prezesa i… zostałem w końcu trenerem w jego „projekcie”. Życzcie mi powodzenia.

 

 

===

A teraz kilka suchych faktów. Dodałem sobie trzecią ligę ukraińską, na tyle, na ile umiałem ;) Są dwie grupy po 16 zespołów, awansuje bezpośrednio pierwsze miejsce, drugie gra baraż. Dodałem do swojej drużyny 20 piłkarzy i prezesa, lekko zwiększona reputacja klubu (żeby nie odchodzili) i status profesjonalny (był pół). Piłkarzy opiszę w następnej części, natomiast każdy z nich ma jedynie przydzieloną pozycję (tak, żebym miał obsadę na każdej), CA 100 i PA 150 (żeby nimi trochę pograć), lojalność ustawioną na 20, obywatelstwo polskie. Musiałem też dodać Ukrainę do UE ;-)

 

FM 2014 14.0.3

Ligi: Ukraina (3), Polska (1), Anglia (1), Niemcy (1), Francja (1), Włochy (1), Hiszpania (1), Brazylia (1), Argentyna (1)

 

PS. A kto grał? :>

Odnośnik do komentarza

Bramkarze:

 

Jest ich dwóch. Nie wiem czy to wystarczająca ilość, ale ... nie mam wyboru. Jeden z nich to wspomniany już wcześniej Jan Nil, 15-letni utalentowany bramkarz, którego historia jest już Wam znana. Numerem jeden jednak będzie cztery lata starszy Bruno Abakamowicz, jego przodkiem był znany lwowski matematyk, elektrotechnik i wynalazca.

 

Obrońcy:

 

Obrońców jest ośmiu, każdy z nich posiada kwalifikację do grania zarówno na lewej, prawej jak i na środku obrony. Roman i Władysław Abrahamowie to dwaj bracia, aczkolwiek jeden z nich przybrał obywatelstwo ukraińskie. Żyjący od 1891 roku pradziadek mojego obrońcy był generałem, w 1918 roku bronił Lwowa, w 1939 brał udział w kampanii wrześniowej, był dowódcą Wielkopolskiej Brygady Kawalerii wchodzącej w skład Armii "Poznań". Władysław natomiast nie był jego bratem, lecz ojcem, zmarł już w 1941 roku, był uczonym, posiadał tytuł profesora Uniwersytetu Lwowskiego, historyk prawa polskiego i kościelnego, był autorem fundamentalnych prac z zakresu początków organizacji Kościoła w Polsce, na Litwie i na Rusi.

Metryki następnych bohaterów, po których imiona przejęli ich krewni.

 

Dawid Abrahamowicz (1839-1926) – polski konserwatywny polityk i działacz społeczny, fundator Bursy Abrahamowiczów - zakładu szkolno-wychowawczego dla niezamożnej młodzieży. W budynku tym w nocy z 3 na 4 lipca 1941 hitlerowcy więzili profesorów lwowskich przed ich rozstrzelaniem na pobliskich Wzgórzach Wuleckich.

 

Jerzy Abratowski (ur. w 1929 we Lwowie, zm. w 1989 w Los Angeles) -pianista, organista i kompozytor. Skomponował ponad 100 piosenek, m.in.: Co będzie za Żelazną Bramą Dwie szklaneczki wina, Gdy mi ciebie zabraknie.

 

Ernest Adam (1868-1926) - polski polityk i finansista, 1889-1890 - prezes lwowskiej Czytelni Akademickiej, prezes Zetu na Galicję Wschodnią, działacz Towarzystwa Szkoły Ludowej i jeden z autorów jego statutu, działacz Sokoła, członek Ligi Narodowej,1896-1898 - redaktor Przeglądu Wszechpolskiego, 1896-1906 - sekretarz Izby Handlowej i Przemysłowej we Lwowie, listopad 1918 - członek polskiego Komitetu Obywatelskiego podczas obrony Lwowa, 1919 - poseł do Sejmu Ustawodawczego, 1922-1926 - senator RP, 1920-1926 - prezes Towarzystwa Szkoły Ludowej, 1919 - prezes Polskiej Kasy Pożyczkowej. Pochowany na cmentarzu Łyczakowskim.

 

Stanisław Adamski (1916-1999), nazwisko rodowe: Kruczkowski, w czasie II wojny światowej - organizator AK we Lwowie i samoobrony przed bandami OUN-UPA na Wołyniu, aresztowany przez sowietów za udział w akcji "Burza" we Lwowie, więziony w Riazaniu. Od 1948 na wolności, mieszkał we Lwowie, żonaty z córką prof. Mozera, Teresą. Wraz z pozostałymi we Lwowie Polakami aktywnie działał na rzecz zachowania polskiej spuścizny we Lwowie, na rzecz odbudowy Cmentarza Obrońców Lwowa. Jego dom był ostoją polskości. Jego dzieło kontynuują dzieci i wnuki, m. in. syn - Stefan.

Kazimierz Ajdukiewicz - filozof i logik (1890-1963). Uczeń Kazimierza Twardowskiego, należał do lwowsko-warszawskiej szkoły filozoficznej. Kierownik Oddziału I Zakładu Filozoficznego UJK. Przewodniczący Polskiego Towarzystwa Filozoficznego. Po wojnie profesor UAM w Poznaniu i Uniwersytetu Warszawskiego. Członek rzeczywisty PAN.

 

Bogdan Agopsowicz - zginął zamordowany przez NKWD w Kutach.

 

Pomocnicy:

 

W pomocy do dyspozycji mam sześciu graczy. Dwóch defensywnych pomocników, dwóch środkowych i dwóch ofensywnych, grających na każdej stronie pomocników.

 

Stanisław Akielaszek (1916-9.XII.2003). Urodzony w Stanach Zjednoczonych z rodziców emigrantów, którzy wrócili do Polski i osiedlili się na Łyczakowie, uczęszczał we Lwowie do Szkoły Powszechnej im. św. Antoniego, a następnie do Gimnazjum Klasycznego im. S. Staszica i działał aktywnie w Harcerstwie (był harcmistrzem 23. lwowskiej drużyny harcerskiej działającej przy III Liceum i Gimnazjum im. króla Stefana Batorego). Na Uniwersytecie Jana Kazimierza studiował filologię klasyczną. Po wybuchu wojny wrócił do Stanów, uczestniczył w nieudanej próbie gen. Ducha zorganizowania Armii Polskiej w Kanadzie, następnie służył w lotnictwie amerykańskim. Po wojnie był profesorem filologii klasycznej Uniwersytetu Fordham w Nowym Jorku, później Uniwersytetu St. John’s w tymże mieście. Wykładał tam także historię starożytną i piastował urząd dziekana wydziału. Inicjator i organizator szeregu zbiórek w Ameryce na budowę i wyposażenie kościoła rzym.-kat. Matki Boskiej Nieustającej Pomocy na Zboiskach we Lwowie. Organizował ponadto apele o pomoc dla Radia Polskiego we Lwowie i szczodrze łożył na inne cele charytatywne. Jego Małżonka, córka prof. UJK Zdzisława Próchnickiego, autora Konstytucji Marcowej RP z 1921 r. zmarła kilka miesięcy przed Nim. Siostra Janina brała podczas wojny czynny udział w konspiracji narodowej (NOW). Po wojnie była torturowana w więzieniu UB i zmarła wkrótce po wyjściu na wolność. (wspomnienie Jana Wawrzkowa).

 

Spirydion Albański (1907-1992) - słynny przedwojenny bramkarz piłkarskiej reprezentacji Polski, piłkarz KS Pogoń Lwów.

Zygmunt Albert (1908-2001) lekarz anatomopatolog, historyk medycyny. W latach 1934-1945 pracownik Zakładu Anatomii Patologicznej uniwersytetu we Lwowie, Lwowskiego Państwowego Inst. Medycznego i Państwowych Medyczno-Przyrodniczych Kursów we Lwowie. Od 1946 profesor uniwersytetu we Wrocławiu, 1949-1979 kierownik Zakładu Anatomii Patologicznej AM tamże (1950-1954 rektor). W okresie od 1954 do 1970 kierownik Zakładu Onkologii Doświadczalnej w Instytucie Immunologii i Terapii Doświadczalnej Polskiej Akademii Nauk im. L. Hirszfelda we Wrocławiu. 1963-1985 członek Polskiej Akademii Nauk. Specjalista i autor prac gł. z dziedziny onkologii. Autor m.in. książki "Kaźń Profesorów Lwowskich" i "Wydział lekarski UJK podczas okupacji hitlerowskiej 1941-1944".

 

Maurycy Allerhand (1886-1942) - adwokat. Profesor Wydziału Prawa UJK (wykładał prawo egzekucyjne, prawo niesporne i konkursowe, historię i organizację sądownictwa, adwokatury i notariatu, prawo ubezpieczeniowe w lotnictwie). Do 1933 roku kierownik Zakładu Prawa Handlowego i Wekslowego. Zamordowany wraz z żona przez gestapo w obozie Janowskim na Kleparowie w sierpniu 1942 r.

Władysław Anders (1892-1970) - generał, po zajęciu Lwowa przez sowietów w 1939 roku więziony na Łąckiego, dowódca II Korpusu.

 

Jan Bołoz Antoniewicz (1858-1922) - profesor historii sztuki na Uniwersytecie Lwowskim.

 

Napastnicy:

 

Kazimierz Bartel (1882-1941), matematyk, polityk. Profesor geometrii wykreślnej Politechniki Lwowskiej od 1913. W czasie I wojny światowej 1914-1918 w wojsku austriackim.1919 uczestnik obrony Lwowa, 1919-1920 minister kolei żelaznych. Poseł na sejm 1922-1930 - do 1925 z ramienia PSL “Wyzwolenie”,kiedy to opuścił szeregi stronnictwa z grupą innych posłów przeciwnych zbyt radykalnym tezom głoszonym przez kierownictwo partii w sprawie reformy rolnej. Stanął w sejmie na czele Klubu Pracy, który poparł przewrót majowy 1926 J. Piłsudskiego.

1926-1930 trzykrotnie premier i w okresie pełnienia tej funkcji przez Piłsudskiego 1926-1928 wicepremier. Przeprowadził w sejmie w VIII 1926 nowelę konstytucyjną, znacznie powiększającą rolę prezydenta w państwie. 1930 odsunięty od władzy zrezygnował także z mandatu poselskiego i poświęcił się pracy naukowej. 1937-1939 senator. Po IX 1939 przebywał we Lwowie, gdzie nawiązał kontakty z radzieckimi władzami okupacyjnymi. Rozstrzelany przez Niemców.

 

Józef Bem (1794-1850) - polski generał artylerzysta, walczył w kampanii Napoleona przeciw Rosji, brał aktywny udział w Powstaniu Listopadowym, odznaczony za bohaterstwo orderem Virtuti Militari, na emigracji w Paryżu działacz związany z hotelem Lambert. W czasie Wiosny Ludów (1848) dowódca obrony Wiednia, naczelny dowódca armii węgierskiej, po jej upadku przeszedł na islam, przyjął imię Murat Pasza, zmarł w Syrii. Inżynier, budowniczy lwowskiego Ossolineum ("kaplica Bema").

 

Stanisław Głąbiński (urodził się w 1862 roku w Skolem, zmarł w sowieckim więzieniu w Charkowie w 1941 roku) - uczony, wybitny polityk i publicysta, w okresie zaborów poseł do Rady Państwa monarchii austro-węgierskiej, w niepodległej Polsce parlamentarzysta II Rzeczypospolitej.

Szkołę średnią ukończył w Samborze, studia odbył na Wydziale Prawa Uniwersytetu Lwowskiego. Doktoryzował się w 1887 roku, a w rok później rozpoczął wykłady z zakresu ekonomii społecznej, zastępując na katedrze profesora Leona Bilińskiego, który został ministrem finansów monarchii austro-węgierskiej. Pracę habilitacyjną napisał na temat "Systemu fizjokratów w ekonomice społecznej" (1888 r.). Ekonomii poświęcił też swoje następne prace: "Pojęcie nauki skarbowej" (1889) oraz "Reformę waluty w Austrii" (1890). W 1892 roku został profesorem nadzwyczajnym, a w 1895 roku zwyczajnym Uniwersytetu Lwowskiego. Od 1889 do 1890 roku pełnił obowiązki dziekana Wydziału Prawa; w latach 1908-1909 był rektorem tej uczelni. Od 1890 roku był czołowym działaczem Narodowej Demokracji, obejmując stanowisko redaktora naczelnego "Gazety Narodowej". Brał udział w zakładaniu wielu instytucji wyższej użyteczności publicznej w Galicji. W 1902 roku został posłem do Rady Państwa, czyli austro-węgierskiego parlamentu, w której zasiadał do 1918 roku. Niezależnie od tego, od 1904 roku był posłem w sejmie galicyjskim. W 1907 r. został prezesem Koła Polskiego, a w 1910 roku - prezydentem połączonych izb poselskich - austriackiej i węgierskiej. Nawiązał bliską współpracę z politykami reprezentującymi Ligę Narodową, przede wszystkim Janem Gwalbertem Pawlikowskim oraz Stanisławem Grabskim W styczniu 1911 roku objął stanowisko ministra kolei w gabinecie premiera Reinharda Bienertha. Pełniąc obowiązki szefa tego resortu, przyczynił się w dużym stopniu do spolonizowania administracji kolejowej na terenie Galicji. W październiku 1918 roku udał się do Warszawy, przyjmując propozycję objęcia teki ministra spraw zagranicznych w rządzie Józefa Świeżyńskiego. Opracował wówczas zasady ordynacji wyborczej do Sejmu Ustawodawczego Odrodzonej Rzeczypospolitej, do którego wybory wyznaczono na 26 stycznia 1919 roku. W 1919 roku uzyskał mandat poselski do Sejmu Ustawodawczego z listy Związku Ludowo-Narodowego (pod taką nazwą w szranki wyborcze stanęła Narodowa Demokracja). Niebawem został prezesem Rady Naczelnej ZL-N oraz przewodniczącym klubu poselskiego tego ugrupowania. Funkcję tę piastował także w Sejmie pierwszej kadencji po wyborach, które odbyły się w listopadzie 1922 roku. W maju 1923 roku podpisał w imieniu Związku Ludowo-Narodowego porozumienie z Polskim Stronnictwem Ludowym "Piast" (tzw. pakt lanckoroński), w wyniku którego doszło do powstania centroprawicowego rządu Wincentego Witosa. Głąbiński został w nim wicepremierem oraz ministrem wyznań i oświecenia publicznego. Trzy lata później odegrał znaczącą rolę przy tworzeniu drugiego gabinetu pod przewodnictwem tego samego polityka z udziałem narodowej i chrześcijańskiej demokracji, Narodowej Partii Robotniczej oraz "Piasta". W latach 1928-1935 zasiadał w Senacie, przewodnicząc klubowi Stronnictwa Narodowego. Na początku września 1939 roku ewakuował się ze Lwowa wraz z przedstawicielami rządu do Rumunii, skąd po kilku dniach powrócił do Lwowa. Aresztowany przez NKWD, skazany na 8 lat więzienia za nielegalne przekroczenie granicy, był więziony do czerwca 1941 roku we Lwowie, skąd po inwazji hitlerowskiej na ZSRR został ewakuowany na wschód. Zmarł w 1941 roku w więzieniu w Charkowie.

 

Kazimierz Górski - trener piłkarskiej reprezentacji Polski. Urodzony 2.III.1921 r. we Lwowie. Grał w piłkę nożną na pozycji napastnika (RKS Lwów, Spartak Lwów, Dynamo Lwów, Legia Warszawa). Szkolił reprezentację Polski juniorów w latach 1956-66, reprezentację do lat 23 w latach 1966-70, I reprezentację narodową - prowadził ją z wielkimi sukcesami w latach 1970-76 (pierwszy mecz ze Szwajcarią w Lozannie 5.5.1971 roku). W tym okresie z drużyną zdobył złoty medal na Igrzyskach Olimpijskich w Monachium (1972 rok), srebrny medal na mistrzostwach świata w 1974 roku (boiska Niemiec) i srebrny medal na Igrzyskach Olimpijskich w Montrealu (1976 rok). Prowadził reprezentację w 73 meczach (45 zwycięstw).

 

A tak to wygląda obrazowo:

 

http://img824.imageshack.us/img824/5060/a2n9.png

Odnośnik do komentarza

Przed zmaganiami w ramach trzeciej ligi zaplanowałem cztery sparingi. Na sam początek małe derby, zmierzyliśmy się z FK Lwów i odnieśliśmy swoje pierwsze zwycięstwo 2:1, następnie rozgromiliśmy Brzeżany aż 4:1, dwoma trafieniami popisał się Jan Bołoz Antosiewicz. Ostatnie dwa spotkania towarzyskie zremisowaliśmy po 1:1, naszymi rywalami byli kolejno - Nywa Tarnopol i IF Przykarpacie.

Mamy całkiem dobry skład, oczywiście celujemy w awans, niestety tylko trochę... wąski.

Chciałem grać czwórką w obronie, trójka w środku pola, dwóch skrzydłowych i napastnik, ale przy 17 graczach z pola i już dwiema kontuzjami - może być ciężko. Zwłaszcza, że mam tylko dwóch skrzydłowych. Być może ustawienie będzie płynnie przechodziło z DMC MC MC na DMC DMC MC i dodatkowo zamiast AML FC AMR na FC FC FC.

Odnośnik do komentarza

Pierwsze co mnie zdziwiło, gdy chciałem wystawić rezerwy na inauguracyjny mecz ligowy to fakt iż na ławkę mogłem zabrać ze sobą jedynie ... trzech graczy. De facto daje mi to dwóch piłkarzy z pola, gdyż chcąc nie chcąc jedno miejsce muszę przeznaczyć dla bramkarza. Naszym rywalem miała być drużyna Skały Stryj, jednego z faworytów do awansu do drugiej ligi. Niestety potwierdziło się to w trakcie spotkania, bo ekipa Skały postawiła nam trudne warunki. Niestety już w 15 minucie jeden z naszych zawodników - Władysław Anders doznał kontuzji co spowodowało małą roszadę taktyczną. Jeszcze przed przerwą rywale zdołali pokonać mojego bramkarza, a my pomimo licznych prób nie zdołaliśmy odrobić strat. Oddaliśmy jedenaście strzałów na bramkę rywala, ale tylko trzy celne, nie dało to nam nawet punktu.

 

Pogoń Lwów - Skała Stryj 0:1 (Prokuror)

 

Abakamowicz - Abraham, Adam, Agopsowicz, Abrahamowicz - Akielaszek, Albański, Allerhand - Bołoz Antosiewicz, Anders (Bartel) - Górski.

 

W drugiej kolejce miało być już łatwiej, zawodnicy z meczu na mecz powinni też się lepiej znać i zgrywać. Jechaliśmy do miejscowości Równe, gdzie czekała nas potyczka z miejscowym Chimikiem. Graliśmy w takim samym składzie, bo uraz Andersa nie okazał się zbyt groźny. Od początku szturmowaliśmy bramkę gospodarzy, ale to oni objęli prowadzenie. Do przerwy jednak udało nam się jeszcze wyrównać za sprawą Bołoza, naszego bardzo ofensywnie grającego skrzydłowego. Wynik po 45 minutach brzmiał zatem 1:1, a ja w dość agresywny sposób uzmysłowiłem swoim podopiecznym, że stawką tego meczu jest tylko zwycięstwo. Bardzo szybko Bołoz pokazał, że moich słów nie wpuścili jednym uchem i drugim wypuścili, a wręcz przeciwnie. Niedługo potem akcję sam na sam wykorzystał Kaziu Górski i bardzo pewnie zmierzaliśmy do końca meczu. Jednak dość niespodziewanie straciliśmy bramkę po stałym fragmencie gry i trochę nerwówki pod koniec było. Ostatecznie jednak wygrywamy swój pierwszy mecz.

 

Chimik Równe - Pogoń Lwów 2:3 (Chumak, Bakhurynski - Bołoz 2x, Górski)

 

Abakamowicz - Abraham, Adam, Agopsowicz, Abrahamowicz - Akielaszek, Albański, Allerhand - Bołoz Antosiewicz, Anders - Górski.

 

Trzecia kolejka to czas na drugi mecz u siebie. Musieliśmy zmazać zły wizerunek, który zostawiliśmy po pierwszym spotkaniu, zatem od początku ruszyliśmy z natarciem. W czternastej minucie rzut rożny idealnie wykorzystał Ernest Adam, który strzałem głową nie dał szans bramkarzowi rywala i dał nam prowadzenie. Tarnopol, nasz rywal tego dnia miał niezłego pecha, zamiast odrabiać straty - traci zawodnika, za brutalny faul sędzia odsyła go do szatni i goście muszą sobie radzić grając w osłabieniu. Fakt ten wykorzystał Bołoz podwyższając wynik meczu, rośnie z naszego skrzydłowego super snajper. Wyniku nie utrzymaliśmy do końca, bardziej ze względów kondycyjnych, siedliśmy trochę w drugiej połowie, w efekcie tracimy bramkę, ale nie punkty.

 

Pogoń Lwów - Tarnopol 2:1 (Adam, Bołoz - Podkolzin)

 

Abakamowicz - Abraham, Adam, Agopsowicz, Abrahamowicz - Akielaszek, Albański (Albert), Allerhand - Bołoz Antosiewicz, Anders - Górski.

 

 

Odnośnik do komentarza

Mikołajów przywitał nas srogim zimnem, którego doświadczyliśmy już w drodze na mecz, gdyż zepsuło się ogrzewanie w naszym ogórku, tfu, autokarze. Mecz rozgrywany był w trudnych warunkach, ale takie też i my postawiliśmy przeciwnikowi. Dość szybko straciliśmy jednego gracza - a jakże, w wyniku kontuzji. Całe szczęście chwilę później sędzia wskazał na jedenasty metr, karnego pewnie wykorzystał Anders i prowadziliśmy jeden zero. Rywale grali bardzo ostro i z mocnym pressingiem, ale skutkowało to jedynie żółtymi kartkami, jakimi serwował tego dnia chętnie arbiter. Jeszcze przed 70 minutą Bołoz dokonał czegoś niemożliwego - z blisko 30 metrów, prawdopodobnie dorzucał piłkę w pole karne, ale tak (nie)fortunnie, że ta wpadła do siatki. W Premiership pisano by o pięknej bramce, tu, na Ukrainie - o przypadku.

Enerhija Mikołajów - Pogoń Lwów 0:2 (Anders, Bołoz)

 

Abakamowicz - Abraham, Adam, Agopsowicz, Abrahamowicz (Albański) - Akielaszek, Albert, Allerhand - Bołoz Antosiewicz, Anders - Bem

 

Gramy ze swołoczą, przepraszam, Sławutyczą - ach ten rosyjski, trudny język. W każdym bądź razie nie był to szczęśliwy mecz. Wprawdzie po pięknym strzale z dystansu Allerhanda objęliśmy prowadzenie, ale po przerwie nasze szyki znacząco się rozluźniły. Wolę remisować lub przegrywać do przerwy - wtedy agresywny ton moich wniosków jakoś lepiej trafia do graczy, kiedy jestem zadowolony - odpuszczają. W efekcie tracimy dwie bramki i nie potrafimy się podnieść.

 

Pogoń Lwów - Sławutycz 1:2 (Allerhand - Datsyuk, Lobov)

 

Abakamowicz - Abraham, Adam, Agopsowicz, Adamski - Albański, Albert, Allerhand - Bołoz Antosiewicz, Górski - Bem

 

Co za dziura... czyli spotkanie na praktycznie boisku w Plyskim mieliśmy grać w ramach szóstej kolejki ligowej. Zespół Jednist lub Ednist (można znaleźć dwie nazwy) to ekipa, która w pięciu poprzednich spotkaniach zdobyła jedynie trzy punkty i okupowała przedostatnie miejsce w tabeli, nie widziałem innego wyjścia jak po prostu tu wygrać. Dookoła boiska były dwa bloki mieszkalne, reszta to pola i jeden sklep spożywczy. Popis dał Józef Bem, który odpłacił się za zaufanie, jakim go obdarzyłem wprowadzając go na szpicę zamiast Górskiego. Szczęśliwy po spotkaniu dałem trochę luzu swoim graczom. A wspomniany sklep spożywczy miał zapewne utarg roku. W końcu jesteśmy Polakami.

 

Jednist Plyski - Pogoń Lwów 0:2 (Bem)

 

Abakamowicz - Abraham, Adam, Agopsowicz, Adamski - Albański, Albert, Allerhand - Bołoz Antosiewicz, Górski - Bem

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...