Skocz do zawartości

Pieniądze to nie wszystko ... ?


jmk

Rekomendowane odpowiedzi

Gdzieś w Polsce, gdzieś w pobliskim pubie, po prostu - gdzieś...

 

- Jak można pozwolić takim szmatom grać w wielkiej piłce! Przecież to te rypane szejki, wszystko wykupują i potem nic dziwnego, że wygrywają. Bardzo dobrze, że nie wpadło, niech przegrają!

 

- To Liga Mistrzów, a Twój United mistrzem nie jest, więc cicho siedź, bo nie powinni tu grać.

 

- Ale United ma przynajmniej tradycję, historię, kibiców i to wszystko zbudowane przez lata, a nie w 5 minut za petrodolary!

 

- Zarówno Twoje City, jak i Twój United to po jednych psach są. Przecież United też nie jest biedny, zobacz ile oni kupowali graczy, a sławę zdobywali tylko dzięki wygraniu LM w 99', narodzili się kibice sukcesu... Ja fanem Barcelony jestem od zawsze i to jest krystaliczny klub, zobaczcie ile lat nie mieli nawet sponsora na koszulkach! To coś więcej niż klub, a te wszystkie akcje charytatywne, ta szkółka piłkarska...

 

- Bez sponsora? Ha ha ha, sprzedajne dziwki teraz już będą mieli drugiego - znowu od szejków, jesteście siebie warci. I tak nikt nie osiągnie nigdy tyle co mój Real. To dopiero potęga tradycji.

 

- Co Ty pierdzielisz, to właśnie Real zepsuł rynek transferowy, zobacz jakie wywindowali ceny za piłkarzy, to wszystko przez Erę Pereza!

 

- Dlatego ja kibicuje Borussii Dortmund, to jest prawdziwy klub. A widzieliście ostatnie bramki Lewego? Miazga...

 

- Ty to jesteś prawdziwa chorągiewka, kibic sukcesu. Kibicujesz im, bo grają tam nasi.

 

- A ile razy byliście na meczach tych, hm, "swoich" drużyn - wtrąciłem nieśmiało.

 

- Yy...

 

- Eee...

 

- No ja zamierzam jechać...

 

- Wszystkie te "Wasze" klub są śmieszne. Nie, dobra nie są, są śmieszne dla Was. Jaracie się nimi jak mrówka pracą, a tak naprawdę gówno o nich wiecie. Wszystkie budowane są za wielką kasę, czy to dolary, euro czy petrodolary czy inne funty. Kasa misiu, kasa. Barcelona wydaje 30 baniek na jednego zawodnika, Real 90, United jeździ zarobić po Chinach, City nie patrzy na kwoty... pieniądze grają pierwsze skrzypce w każdej z tych ekip, olbrzymie pieniądze. Coraz mniej jest charakteru drużyn, ich tradycji, a coraz więcej money, money, money... Wszędzie kasa.

 

- Co Ty tam wiesz, pieniądz rządzi światem. A najlepsza i tak jest Barcelona!

 

- Ta...

 

---

 

- Panie Adrianie, telefon do pana.

- Oh, która to godzina? Kto tak rano do mnie dzwoni?

- Jest jedenasta, zdaje się, że to pana asystent, powinien pan być już na treningu.

- O k***a. Daj ten telefon.

 

- Bruno? Źle się czuję, wiesz L4 i te sprawy, ja zajmę się dziś wyszukiwaniem wzmocnień, wiesz? Poprowadź tam gierkę wewnętrzną, porób notatki. Aha, weź wyślij Matthieu na zwiad, żeby wysondował naszych rywali, bo wiesz teraz to nie wiadomo na kogo się trafi. Co Ty mówisz? Lavezzi do Porto poszedł? 30 baniek? Też chyba sobie musimy kupić jakiegoś napastnika. Spoko, rekordu nie pobijemy. Nie wiesz czy prezes Waldek jest u siebie? Dobra, sam sprawdzę, dzięki za wszystko.

 

 

--

 

Wypadałoby Wam coś wyjaśnić. Witam w moim świecie, o którym nawet nie chciałem myśleć za dzieciaka, a którego jestem dziś częścią. Against Modern Football, tak tak, żyłem tym hasłem na ustach, wspierałem lokalny zespół i tak dalej. Musiałem jednak dorosnąć, rzucić się w wir pracy, zarobków, coraz większych. W końcu po ukończonych studiach miałem ugruntowaną pozycję w pracy, poznawałem śmietankę wyższych sfer w Polsce. Tak poznałem Waldka. Właściwie Waldemara Kitę. Obydwoje pochodziliśmy ze Szczecina, ale spotkaliśmy się na jednym z biznesowych spotkań w Warszawie. Waldek przebywał na stałe we Francji, miał swoją firmę produkującą sprzęt okulistyczny i ortopedyczny. Dorobił się szybko i dużo, był bardzo majętny. Punktem, który nas połączył był najpiękniejszy punkt w zachodniej Polsce, czyli Szczecin. Dość przypadkowo zresztą, w sumie pochodziliśmy z innych pokoleń, ja z 79', on z 53'. Po pierwszej rozmowie na temat Szczecina zeszliśmy na tematy piłkarskie. Przypomniały mi się czasy młodości, jemy chyba też, bo również poczuł się mocno nostalgicznie. Wymieniliśmy się wizytówkami, obiecałem się odezwać.

 

--

 

Miałem jechać właśnie do Paryża załatwić kolejne interesy, kiedy przypomniałem sobie o Waldku, wróć - wtedy jeszcze Panu Waldemarze. Zadzwoniłem. Ucieszył się, że jestem we Francji, zaprosił mnie to siebie. Do swojej willi pod Paryżem. W sumie nie była to jego jedyna rezydencja w tym kraju, ale akurat teraz tam przebywał.

 

- Wiesz, że chciałem zabawić się w piłkę?

- Grasz? - zapytałem z lekkim uśmiechem, widząc przed sobą mężczyznę w kwiecie wieku.

- Twoje poczucie humoru mnie czasem rozwala, lubię Cię. Bawiłem się w dyrektorowanie klubu. W Lozannie w Szwajcarii, ale to nie było to. Sprzedałem to w pizdu. Miałem propozycję wykupu jednego polskiego klubu, ale... wiesz, do Krakowa wolę się nie przenosić. - tym razem on się szyderczo uśmiechnął.

- Doskonale to rozumiem. To co teraz chcesz zrobić? Kupisz Pogoń?

- Nie, myślałem o czymś innym... będziesz mi do tego potrzebny.

- Ja? Ale ja przecież...

 

Pomysł był iście szalony. Rozkręcaliśmy razem biznes Waldka, osiedliłem się we Francji, rzuciłem swoją pracę w Polsce. Zaprzyjaźniłem się również z synem mojego obecnego wspólnika, miał na imię Franck i bardzo szybko znaleźliśmy wspólny język. Mówił płynnie po francusku i łamaną polszczyzną, co nie sprawiało mi problemu, bo znałem doskonale i ten, i ten język. Franck założył firmę, a następnie sieć winnic, ja firmę paliwową, potem też sieć stacji, ale prawdziwy kapitał zbijałem na terenie, na którym zbudowałem ogromne zbiorniki paliwa, biorąc pokaźne sumy za przechowywanie w nich surowca innych firm, a także samemu go sprzedając. Interes się kręcił. Pieniądze szły do nas strumieniami. Nasze polskie, a właściwie polsko-francuskie trio było niemal doskonałe, ale to był dopiero początek wielkie wspinaczki do celu.

 

Waldek postanowił sprzedać swoją firmę i kupić klub piłkarski. To był drugi punkt naszego planu. Chcieliśmy pobawić się w Bogów piłki. Samo zarządzanie jednak klubem nie jarało nas maksymalnie, chcieliśmy stworzyć coś innowacyjnego. Najpierw jednak musieliśmy poznać mechanikę funkcjonowania klubu piłkarskiego. Rozdzieliliśmy role - Waldemar z wiadomych względów miał być prezesem, Franck dyrektorem zarządzającym, a ja...? Menadżerem. Wiem, dziwnie to brzmi, gdzie ja do menadżerki, ale jak byłem mały to chciałem kiedyś tego spróbować, a teraz, gdy miałem świat u stóp... czemu nie? Najpierw mój pomysł przyniósł jedynie wielki wybuch śmiech wśród ojca i syna, ale z czasem zaakceptowali mój wybór. Chociaż dalej dziwili się, dlaczego chcę zajmować się czymś tak "przyziemnym" zamiast po prostu być sobie dyrektorem... Papiery i wszystkie formalności przyszły z czasem. Kto bogatemu zabroni.

 

 

Dwa punkty mieliśmy za sobą. Teoretycznie byliśmy zatem w połowie drogi.

Odnośnik do komentarza

Galizerix, dzięki i zachęcam w takim razie do dalszego czytania :)

Vami: Dokładnie...

 

---

 

- Panowie! Zebraliśmy się tutaj, żeby wysłuchać; propozycji. Propozycji reorganizacji piłki nożnej na naszym kontynencie. Chyba każdy z nas ma dość rządów UEFA, tych bezpodstawnych kar, durnych przepisów, zakazów i tak dalej. Widzimy się tutaj dlatego, że jesteśmy śmietanką europejskiej ludności - to my - najbogatsi ludzie, których pasjonuje futbol możemy coś zmienić Możemy wziąć sprawy w swoje ręce. Na swoje majątki pracowaliśmy w pocie czoła, a piłka nożna to był tylko dodatek, bardzo często przynoszący ogromne straty, tak było i w moim przypadku i tak pewnie było w wielu Waszych. Dużo się mówi na temat "zepsucia" rynku transferowego przez miliarderów-właścicieli klubów, którzy szastają pieniędzmi na prawo i lewo. Reszcie brakuje albo odwagi albo reputacji. A gdyby tak każdy tak mógł wydawać krocie na tylu zawodników, ilu chce i nikt by mu nic nie zarzucał i mógłby bić się niemal o każdego piłkarza? A mecze na szczycie grane by były nie raz na jakiś czas w Lidze Mistrzów, a co tydzień? Wyobrażacie to sobie, macie olbrzymie możliwości, wręcz nieograniczone w tworzeniu swojego "dream team"?

Panie Khaldoonie, czy to nie piękna perspektywa? Owszem, trochę szalona, ale kto bogatemu zabroni? City, United, Barcelona, Real, Bayern, Milan, PSG, Inter, Chelsea - Panowie to od nas zależy czy inni pójdą z nami, w naszym kierunku. Trzeba rozpocząć akcje na swoich krajowych podwórkach. Zreorganizujemy to!

Będziemy mieli swoją ligę, ze swoimi zasadami! Kto jest za?

 

Elegancko ubrani Panowie zaczęli bić brawo, wstając tym samym z miejsc, by po chwili krzyczeć już słowa aprobaty dla naszego, chorego pomysłu. Każdy w swoim języku, ale to akurat było bez znaczenia.

 

Francja miała być terenem działać PSG. Mieli zachęcić tam do naszego pomysłu przede wszystkim Lyon i Marsylię. Dobrze wiedzieliśmy, że po nich pójdą następni. Stworzyliśmy wspólny fundusz, gdzie wpłacaliśmy jakiś niewielkie (jak patrzeć na nasze zarobki) procent na poczet nowych drużyn. Takie dofinansowanie unijne… kiedyś nam to się zwróci, ten sam schemat. W Hiszpanii głównie chodziło o pozyskacie Atletico i Valencii, we Włoszech Juventusu i Romy, ale najwięcej trzeba było działać w Anglii, gdzie potrzebowaliśmy oprócz wsparcia Arsenalu i Liverpoolu, też jakiegoś planu jak wprowadzić nasze rozgrywki w życie, bo zdecydowaliśmy, że Anglia to najlepszy teren. Wstępnie zainteresowane kluby wyraziły chęć, wyjaśniliśmy im zasady funkcjonowania naszej ligi. W pierwszym sezonie równe budżety lub prawie równe, najlepsi grają w pierwszej lidze, mniej renomowane zespoły ewentualnie w drugiej. Budżet naszej organizacji był tak wielki, że bez problemu rozdysponowaliśmy ogromne sumy między kluby. Milan, Atletico, City, Barcelona, Liverpool, Inter, Lyon, Roma, Valencia, Man United, Real Madryt, Arsenal, Juventus, PSG, Chelsea i nasze Nantes to kluby, które były gotowe do wielkiej rewolucji w świecie piłki. Dopiero wtedy zgłosiliśmy się do Portugalii, gdzie znudzeni „wielką trójką” działacze Benfiki, Porto i Sportingu również przystali na nasz pomysł, podobnie było w Niemczech, gdzie oprócz Bayernu wciągnęliśmy w to Schalke, z potężnym Gazpromem.

Wchodziliśmy w szczegóły, a kiedy mieliśmy już 21 klubów gotowych na wyjście ze struktur UEFA przedstawiliśmy swój projekt na forum właśnie europejskiej federacji. Byli zdruzgotani. Po długich negocjacjach jednak poddali się, gdyż nie mieli po prostu żadnej karty przetargowej. Powiedzieli, że zespoły z naszej „Super Ligi” będą mogły grać w ich europejskich pucharach, ale zgodnie ze współczynnikami takimi jak inne ligi. Nie ma problemu, dla nas to i tak puchary pocieszenia. Po tym spotkaniu o naszym projekcie coraz więcej zaczęto plotkować, a do nas zgłaszały się kolejny kluby i kolejne…

 

Nawet nie wiemy kiedy, ale zrobiło się ich tak dużo, że mieliśmy nie lada problem, jak to rozwiązać. W końcu podęliśmy decyzje o stworzeniu SZEŚCIU (!) lig, a kluczem, kto w jakiej zagra w pierwszym sezonie miała być europejska reputacja – z jednym wyjątkiem. Rozdzieliliśmy wszystkie kluby zdecydowane, kiedy jednak zgłosiło się kilka „lepszych” ekip, ale dlatego, że wszystko było już ustalone musieli oni wylądować w siódmej, ostatniej lidze – mowa o ekipach takich jak, Lazio, Malaga, Lille czy Espanyol. Godziło to w nasze interesy, nasze Nantes, gdyż umieszczało to nas dopiero w szóstej lidze. Pierwsza liga liczyła 20 zespołów, druga 24, trzecia 24, czwarta 24, piąta 24, szósta liczyła dwie grupy po 22 zespoły i ostatnia – siódma liga 26 zespołów. Anglicy w ogóle rozwiązali swoje rozgrywki, w ich miejsce powołano naszą ligę, naszą federację. To co nie tak dawno było tylko naszym chorym wymysłem powoli stawało się faktem. Pierwszy sezon nowej super ligi miał ruszyć już niedługo. My z Waldkiem usunęliśmy się trochę na boczny tor, zaczynaliśmy od szóstej ligi, więc mogło być całkiem ciekawie. W szóstej lidze na transfery niemal każdy klub miał przeznaczone ponad 200 mln euro. Chyba nie muszę mówić, że im wyższa liga, tym pieniądze większe. Kwestia była tylko jedna – co na to piłkarze…

W swojej lidze, w swojej grupie mieliśmy takich rywali jak: Freiburg, Brescia, Groningen, Werder, Zenit, BATE, Jablonec, Kubań, Eintracht, Rostów, Metz, Ludogorec, Bari, Gaziantepspor, Brestois, U Cluj, Sturm Graz, APOEL, Birmingham, Brugge i Luzern.

 

A ja budziłem się właśnie wraz z piorunującym kacem w swoim domu, do końca nie wierząc w to co stworzyliśmy. Całe szczęście Bruno poprowadził za mnie ten trening. Ale tę sytuacje już znacie. Teraz wiecie skąd to się wszystko wzięło. Co ja miałem?

A tak, transfery…

Odnośnik do komentarza

Ciekawy pomysł, rewolucyjny. Budżet 200 mln, a wszyscy zawodnicy wolni, czy jak ?

 

Nie, wszyscy tak jak byli.

 

Już się nie mogę doczekać następnych odcinków, piszesz fajnie, projekt też ciekawy, powodzenia. Sam robiłeś tą ligę?

 

Dzięki.

Tak sam, więc w sumie czy nie wywali po sezonie jest zagadką ;)

 

 

------------

 

 

Rozegranie gierki przez mojego asystenta przyniosło dość nieoczekiwany rezultat. Podzielił ich na dwie drużyny, jedną która miała być trzonem kadry, a drugą - zmiennicy i rezerwowi. O dziwo wygrali ci drudzy, co dokładnie pokazywało, że potrzebne są wzmocnienia. Przeglądałem swój notes, filmiki na youtubie, tak tak - filmiki, w końcu jestem Polakiem i reprezentuję polska myśl szkoleniową. Dość sławną zresztą. Do pomocy miałem niezłą ekipę, ale chciałem sam odpowiadać na transfery. Oni mogli mi jedynie doradzać. Neymara chcę, o tak i jeszcze Hulka. I żeby było patriotycznie to Lewandowskiego, bo będę grał trójką w napadzie. Wysokie sumy zostały zaakceptowane, ale zawodnicy patrząc na szczebel ligi i nazwę drużyny nawet nie chcieli usłyszeć ile dostaną. No cóż... Udało mi się jedynie ściągnąć Yaya Sanogo, a w późniejszym terminie dopiero Jeana Marię Dongou. Było to bardzo mało, ale dostałem niezłą szkołę menadżerki już na początku. Strasznie trudno jest przekonać lepszych piłkarzy do przyjścia. Myślałem, że pieniądze wszystko załatwią, a tym czasem do nas dojść nie chciał nawet Nicolas Anelka, zbliżający się do końca kariery. No nic, muszę jakoś przetrwać z tymi co mam.

 

Rudy Riou miał 31 lat i nie pasował mi w ogóle. Nie to, żebym miał coś do rudych, ale... swoje wiem. Odesłałem go do rezerw, a do klubu sprowadziłem nowego bramkarza. Miał być pierwszym łapaczem w drużynie, gdyż pozostała dwójka, może i ma talent, ale dopiero odpowiednio 20 i 18 lat nie gwarantują mi stabilności.

 

W kadrze był też zawodnik, do którego miałem sentyment, ze względu na pochodzenie oczywiście. Grzegorz Krychowiak był jednak tylko wypożyczony do naszego zespołu, więc nic nie stało na przeszkodzie, żebym go wykupił, więc powinienem go liczyć również jako przed sezonowe wzmocnienie.

 

Jako dopełnienie ściągnąłem dwóch środkowych pomocnik, z których jeden może grać nawet w obronie - Goulona i .... piłkarza o nazwisku Ngoyi. I to by było na tyle, jeśli chodzi o szaleńśtwo na rynku transferowym. Kosztowali nas łącznie 32,5 mln euro, co było całkiem pokaźną sumą, najdroższy był Dongou - ponad 17 mln. Nie sprzedawałem nikogo, a tych co mi nie odpowiadali (m.in skrzydłowi) przesunąłem po prostu do rezerw. Kadra liczyła 25 głów.

 

W licpu w "angielskim" świecie hitów transferowych było kilka, najdroższy okazał się Mitt Jarvis, które zamienił Wolves na Marsylię, kwota opiewała na 33,5 mln euro. Milion mniej kosztował inny francuski zespół - Lyon - Brazylijczyk Ganso. Warto też odnotować zmianę barw klubowych przez Bressana, Adama Johnsona, Dede, Freda i Manuela Fellainiego. W sierpniu pobito rekord z wcześniejszego miesiąca i Mauricio Isla za 37 mln zamienił Udinese na Racing! 26,5 mln euro kosztował Schalke Joh Obi Mikel z Chelsea. Kluby za pokaźne kwoty zmieniali też Yarmolenko, Ansaldi, Zabaleta, Anderson, Damiao, Lucas Moura, Huddlestone, Otamendi czy Defoe. 37 mln euro we wrzesniu AZ dało za Djebboura z Olympiakosu, za 32 mln dobito targu, dzięki któremu do Porto powędrował Lavezzi, ten klub dał też równe 20 mln za Jesus Gameza z Malagi. Javi Martinez zamienił Athletic na Atletico.Jak Livermore przeniósł się do Zaragozy, a zaraz za nim hitem transferowym było przejście do nas Dongou z Barcelony za 17 mln euro.

 

Więc działo się działo, mnóstwo mniejszych transferów, ale wciąż czekałem na transfery w przedziałach 50-100mln euro. Cóż, może zimą się uda.

Odnośnik do komentarza

Pomysł bardzo fajny, wzmocnienia również całkiem całkiem, tak więc życzę powodzenia.

Kurde, kilku twoich podopiecznych miałem u siebie w Wiśle (na innym sejwie...), Leca bdb bronił, Krychowiak świetnie czyścił, nie wiem czy nie miałem Ngoyi, o Goulona też walczyłem...

Czy w Nantes jest jeszcze Remi Mareval? Jeśli tak, to pokaż go.

Odnośnik do komentarza

Dlaczego U Cluj, a nie lepszy CFR? Bo i z Rumunii poza miastem Kluż znalazłbym z 8 lepszych klubów niż drużyna z uniwerka (trójka z Bukaresztu, Timisoara, U Craiova i Gaz Metan Medias)

 

CFR jest w 3 lidze, podobnie jak Dynamo Bukareszt, Steaua, w IV lidze jest Vaslui i Rapid, Gaz Metan jest w mojej lidze, ale w drugiej grupie.

 

Pomysł bardzo fajny, wzmocnienia również całkiem całkiem, tak więc życzę powodzenia.

Kurde, kilku twoich podopiecznych miałem u siebie w Wiśle (na innym sejwie...), Leca bdb bronił, Krychowiak świetnie czyścił, nie wiem czy nie miałem Ngoyi, o Goulona też walczyłem...

Czy w Nantes jest jeszcze Remi Mareval? Jeśli tak, to pokaż go.

 

Zobaczymy jak to pójdzie :) Nie mam go nawet w bazie.

 

---

 

 

Według sortowania narodowościowego to miałem w kadrze jednego Algierczyka (Omar Benzerga), Brazylijczyka (Mattheus Vivian), Gwinejczyka (Ismael Bangoura), Polaka (Krychowiak), Senegalczyka (Papy Djilobodji), Hiszpana (Dongou) i Serba (Filip Djordjević) pozostali to Francuzi. Według innnego kryterium w składzie miałem do dyspozycji trzech bramkarzy, o których już zresztą pisałem wcześniej. Na początku postawię na Lecę i dam mu tę pewność, że przez I rundę będzie pierwszym bramkarzem, no chyba, że przytrafiłaby się jakaś totalna katastrofa, ale oby nie. Jeśli chodzi o obronę to takich nominalnych piłkarzy mam tutaj sześciu, bo pozostałych trzech może też grać jako defensywni pomocnicy. W całej okazałośc tak się prezentują. Bardzo fajnie wygląda moja linia pomocy, Najmłodszy z zawodników to 18-latek, a najstarszy ma tych wiosen za sobą... 23! I jest ich dwóch ;)

Linia pomocy, jak widać brakuje mi tutaj kogoś bardziej usposobionego ofensywnie, ale poczekamy do najbliższego okienka, może poszukamy takiego typowego playmakera.

Skrzydeł nie używam, bo i po co. Będę grał 4-3-3, a z przodu będą nie skrzydłowi, lecz po prostu napastnicy. Atakujących mam aż ośmiu. Lecz dwójka z nich już w sile wieku - mowa o Pancrate i Wiltordzie, którzy to będą służyć raczej jako uzupełnienie. Zostaje więc 6 napastników, rotacyjnie będą grać najlepsi.

 

W przygotowaniach przed sezonem skupiłem się na silnej budowie kondycji oraz zgrania zespołu. Po przegranej gierce wewnętrznej zagraliśmy jeszcze pięć sparingów. Bez bicia przyznaje, że przygotowywanie zespołu przed sezonem to dla mnie katorga. Nie lubię tego okresu. Wolę siedzieć i szukać zawodników... Wygraliśmy cztery spotkania, jeden remisując (1:1 z Falkirk, gol Wiltorda...), pokonaliśmy za to zespoły - Clairefontaine, Guingamp, Luzenac i Dungannon. Wiem, potęgi to nie są, ale jak już wspominałem - mieliśmy się zgrać. Na ostatnich treningach przed rozpoczęciem sezonu ćwiczyliśmy już ustawienia typowo defensywne, wychodząc z założenia, że bramki jakoś tam się uda nam strzelać...

U Cluj to miał być nasz pierwszy rywal w walce w lidze "North Slums" jak ją nazwano ;) Druga grupa to oczywiście "South Slums", spaść mogliśmy do "Lower League", awansować zaś do "Under Class League", który była poniżej "Low Class League". Trzecia liga nosiła nazwę "Soft Class League", druga "Middle Class League", a pierwsza dumnie brzmiała "Rich League".

Odnośnik do komentarza

North Slums League

[1/42]

 

FC Nantes - U Cluj

 

 

Jedyne co było mi wiadome o tej drużynie to to, że grał tam jeden z Polaków - Łukasz Szukała. Pozostali zawodnicy byli dla mnie niemal anonimowi, co też skrupulatnie odnotował mój "szpieg", który przygotowywał mi raporty dotyczące naszych przeciwników. Zawodnicy rywala doszli w dość ciekawym ustawieniu - czwórką w obronie, defensywnym pomocnikiem, przed którym znajdowało się dwóch rozgrywających - brzmi znajomo? Jasne, tak właśnie też wygląda moja taktyka... różnica jest jednak dość istotna, w formacji ataku. U mnie obok siebie ustawieni są trzej atakujący, a rywal miał dwóch cofniętych, mocno ofensywnych skrzydłowych i jednego "target mana" na środku ataku.

Początkowo nie wyglądało to zbyt dobrze, jednak wraz z upływem czasu zdobywaliśmy coraz więcej "z gry". Ulżyło nam dopiero, gdy Papy zdobył dla nas bramkę, która dała nam prowadzenie, w dość klasyczny zresztą sposób - po strzale głową z rzutu rożnego. Była to 21 minuta, a ledwie 120 sekund później, świetnie zapowiadający się, 20-letni rozgrywający - Trebel, kapitalnym strzałem z dystansu podwyższył wynik na 2:0. Do szatni schodziliśmy zatem w bardzo dobrych nastrojach, powiedzmy, że zeszło z nas napięcie i stres związany z debiutem w tej "multikulti" lidze. Dlatego też mieliśmy po prostu grać swoje w drugich 45-minutach, kontrolując grę i utrzymując wynik. Pomógł nam fakt, że Papy po raz drugi po rzucie rożnym wpisał się na listę strzelców, podwyższając rezultat, a nam dając już pełen komfort gry w tym meczu. Humorów nie popsuła nam nawet honorowa bramka dla rywali, nic nie było nam w stanie zepsuć szampańskich nastrojów związanych w inauguracyjną glorią. Jedynie ciężka kontuzja Trebela była dość istotnym ciosem.

 

FC Nantes!

 

Nantes - U Cluj 3:1 (Papy 2x, Trebel - Niculescu)

Odnośnik do komentarza

North Slums League

[2/42]

 

 

APOEL Nikozja - FC Nantes

 

Nie powiem, na początku byliśmy bardzo przeciwni tego typu projektom. Against Modern Football i te sprawy. Przecież nienawidziliśmy komercji w futbolu i przenoszenia go na boisko i na stadiony. Z czasem jednak przekonywaliśmy się do nowych rozwiązań, dlaczego? Ano powód był zasadniczy. Nowe władze ligi były... bogate. No wiem, oczywiste, ale miało to też głębszy sens, dla nas kibiców bardzo istotny. Albowiem nie zależało im na napychaniu swoich kas za kary, jak to robiła UEFA. Wręcz przeciwnie, zgłosili się do głównych ekip i proponowali układy, nowe regulamin, chcieli po prostu wielkich widowisk, nie tylko na murawie, ale też na trybunach. Włodarze klubowi dostawali wolną rękę w tak zwanych "układach z ultrasami". Nasz zarząd był wyjątkowo pozytywnie nastawiony do nas. Umówiliśmy się jak to będzie wyglądało. Bluzgi? Będą, ale na tak zwanych meczach podwyższonego ryzyka, czyli prawdopodobnie, gdy spotkamy się z jakąś ekipą z Francji, której nie trawimy. Jednak skupić mieliśmy się na dopingu własnych graczy. Istotną kwestią miały być race i ogólnie pojęta pirotechnika. Dostaliśmy na nią zgodę pod warunkiem, że odpalać je będą zaufane i znane w zarządzie osoby z grupy Ultras, które dodatkowo odbyły szkolenie z zakresu pirotechniki przed sezonem. Nie musieliśmy mieć żadnych idiotycznych kamizelek odblaskowych czy innego tego typu głupstwa. Przed sezonem nagłośniliśmy sprawę, że idąc na nasz "młyn" będą oprawy, śpiewy i pirotechnika, więc kto nie chce się z nią zetknąć - niech wybierze inny sektor, z lepszą widocznością na mecz. Kwestia opraw była już naszym, osobistym wyborem.

Niby nic wielkiego, ale jednak można, o ile by nam się łatwiej żyło, gdyby takie uzgodnienia były już dawno temu...

 

Wracając do tematu. Czekał nas pierwszy wyjazd. Grac mieliśmy na Cyprze, na dość gorącym terenie z APOEL-em. Na ten mecz wybraliśmy się oczywiście samolotem, w liczbie 2000 fanatyków. Eskorta na mecz - bez żadnych eskalacji nienawiści ze strony policji, bez żadnych prowokacji, jak nigdy... Na wejściu ochrona też nie robi żadnych problemów, dajesz po prostu bilet na mecz i wchodzisz. Cudo.

 

Na treningu, jeszcze przed meczem dostrzegłem, że drużyna naszych przeciwników to istny kocioł jeśli chodzi o narodowości. Poznałem oczywiście Estebana Solariego, którego pamiętam jeszcze z czasów gry w Realu, zauważyłem kilka Brazylijczyków, paru Afrykańczyków i dwóch zawodników z rysami ludów wyspiarskich. Gdy na murawę wybiegli nasi piłkarze przywitaliśmy ich gromkimi brawami, śpiewając po chwili "Jesteśmy zawsze tam, gdzie nasze Nantes gra, aleeaaooo Kanarki gol". Kibice gospodarzy dopiero się zbierali, my kilka razy jeszcze ryknęliśmy "FC Nantes" po czym usiedliśmy, żeby odpocząć w oczekiwaniu na pierwszy gwizdek.

 

Bardzo ciekaw byłem tego słynnego temperamentu kibiców południa Europy, szybko zweryfikowałem swoje przypuszczenia - ruszyli bardzo ambitnie, głośno, wyraźnie. My również nie daliśmy za wygraną i próbowaliśmy się przebić ze swoim dopingiem, głównie próbując się wcisnąć w przerwy dopingu gospodarzy, gdyż zagłuszyć ich byłoby niezmiernie trudno. Na całe szczęście z pomocą przyszli nasi piłkarze, a konkretnie Damien Le Tallec, który już w 5 minucie uciszył kibiców gospodarzy, a nas wprawił w prawdziwą ekstazę. Odpaliliśmy kilka rac, stadion zaiskrzył czerwoną poświatą, było pięknie. Nasz 21-letni zawodnik podbiegł pod nasz sektor i razem mogliśmy świętować.

 

Gospodarze przez jakiś czas milczeli, po kilku, kilkunastu minutach zaczynali się jednak rozkręcać, zapominając o wyniku. My, mimo ogromnego skwaru (było 39 stopni), bawiliśmy i dopingowaliśmy w najlepsze. Jeszcze przed przerwą kibice APOEL-u zaprezentowali dość ciekawą oprawę, sławiącą ich klub, okraszając ją oczywiście racami i świecami dymnymi. Było kolorowo. W przerwie kto chciał to mógł sobie konkretnie uzupełnić płyny korzystając z bufetu, który stał przy naszym sektorze, oferowali bardzo wiele, ale odgórnie zakazaliśmy sobie spożywania alkoholu PRZED i W TRAKCIE meczu, toteż wszyscy zadowolili się wodą lub napojami słodkimi (głównie colą). Można było też całkiem nieźle i dość tanio zjeść, co stanowiło ewenement, ale jak później czasu pokazał - powoli to stawało się normą. W drugiej połowie trochę spokojniej, zmęczenie i temperatura dawały o sobie znać, ale kilka stopni do atmosfery dorzucił nam Veretout, który po kapitalnym strzale z dystansu podwyższył wynik meczu na 2:0. Piękny wyjazd, wszystko co najlepsze się w nim zawierało. Po meczu jeszcze 15 minut świętowaliśmy ze swoim piłkarzami.

 

Po wypuszczeniu nas z sektora policja eskortowała nas na lotnisko, po drodze zgodzili się zatrzymać przed jednym z supermarketów, najpierw jednak upewniając się "że nic nie ukradniemy", pouczając nas, że w przypadku incydentu będziemy srogo ukarani przez użycie środków przymusu bezpośredniego... Zdecydowaliśmy się zatem iść w dziesięciu, reszta miała zostać w autobusie. Kupiliśmy prowiant - piwa i chipsy dla wszystkich z wcześniejszej zrzutki na "cele wyjazdowe" i mogliśmy w spokoju ruszać do domu. Lot był niezwykle ekscytujący, pełen szaleństwa i radości, zarówno z udanego meczu, jak i wyjazdu.

 

Piękne jest życie kibica.

 

 

APOEL - FC Nantes 0:2 (Le Tallec, Veretout)

 

 

Ps. Nie, każdy mecz nie będzie opisywany w ten sposób. Szukam najlepszej dla siebie opcji, na razie opisując każdy mecz inaczej ;)

Odnośnik do komentarza

North Slums League

[3/42]

 

FC NANTES - JABLONEC

 

- Witam naszych widzów, dziś analizujemy mecz francuskich kanarków z ich czeskim rywalem. No to na początek o taktykach, jakieś niespodzianki?

 

- Jeśli chodzi o ustawienie to zarówno jedni, jak i drudzy zostali wierni swoim formacjom. Nantes uraczyło nas swoim 4-3-3, a Czesi 4-5-1, co już na wstępie pokazywało, że to Francuzi będą siłą, która będzie atakowała i dążyła do zdobycia bramki, zwłaszcza na swoim stadionie.

 

- Jablonec natomiast miało murować bramkę, co im do tej pory wychodziło znakomicie, w poprzednich meczach odnotowali dwa remisy, 2:2 i 1:1. Co jak dla nich było wynikiem nad wyraz dobrym, gdyż skazywani są raczej na spadek.

 

- Nantes natomiast ze swoją zdolną młodzieżą powinni spokojnie zająć środek, jak nie górną część tabeli. To zespół, na który przyjemnie się patrzy, gdy grają piłką. Niezwykle ofensywnie usposobiona drużyna.

 

- Nie dziwił Cię Wiltord na szpicy w ekipie Nantes?

 

- Trochę tak, w końcu stawiają na młodzież... Ale doświadczenie też jest przecież istotne. W każdym bądź razie atak Nantes uzupełniał się idealnie, rutynę gwarantował Wiltord, opanowanie, będący w sile wieku - Djordjević, a na dokładkę - szaleńcza młodość Le Talleca.

 

- Co jednak na niewiele się stało, gdyż mimo kreowania sobie sytuacji strzeleckich, żaden z graczy francuskiej ekipy nie był w stanie pokonać bramkarza gości, Spita.

 

- Niestety nie uświadczyliśmy w tym spotkaniu żadnej bramki, toteż musimy skupić się na jedynie sytuacjach podbramkowych i strzeleckich.

 

- Warto odnotować, że Jablonec nie oddał ani jednego strzału... co jest niezłym ewenementem.

 

- Czescy piłkarze skupili się głównie na murowaniu dostępu do własnej bramki, niż na atakach, licząc jedynie na szybkie kontry, które jednak szybko padały łupem dobrze dysponowanej dziś obrony Nantes. 22-letni Papy i 21-letni Krychowiak dzielnie dyrygowali dziś formacją defensywną nie pozwalając na zbyt wiele Czechom, co musiało być trudne, w sytuacji, gdy ich akcje ofensywne szły średnio raz na kilka, nawet kilkanaście minut...

 

- Czy można mówić o antyfutbolu w wykonaniu Jablonec?

 

- Czy aż takie mocne określenie? Chyba nie. W niższych ligach to dość powszechna taktyka - byle nie stracić. Czesi jakoś zbytnio nie odbiegali od wielu innych takich spotkań, gdzie słabsze drużyny grały na wyjeździe z wyżej notowanym rywalem. Tak samo można w sumie powiedzieć też o Nantes, te kilka ataków, dziesięć strzałów, ale tylko trzy celne - to może być też pokaz antyfutbolu. Bo przecież w piłce chodzi o strzelanie bramek.

 

- Na koniec jeszcze zapowiedź następnej kolejki, miejmy nadzieje, że mecze tych dwóch drużyn z innymi rywalami, będą o wiele ciekawsze niż ich bezpośrednie starcie.

 

- Nantes jedzie na gorący teren do Turcji, gdzie podejmie Gaziantepspor, Jablonec natomiast u siebie zagra z angielskim Birmingham. Jakieś prognozy?

 

- Anglicy to bardzo przeciętna drużyna, do tego słaby start sezonu, myślę, że Jablonec na własnym boisku właśnie w takich meczach musi szukać trzech punktów. Turcy natomiast to drużyna bardzo podobna do Nantes, tu nie bawiłbym się w prognozy, bo wszystko się może zdarzyć.

 

 

FC Nantes - Jablonec 0:0

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...