Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich forumowiczów! To jest mój pierwszy post na forum. Chyba lubię stawiać sobie wyzwania, skoro zaczynam od kariery. Pewnie widzieliście to parę razy - stworzyć karierę, parę razy ją uzupełnić i porzucić ją, nie rozgrywając nawet połowy sezonu. Mam nadzieję, że ze mną będzie inaczej.

 

Football Manager 2012 (stara baza danych) + Fake (grywalna reprezentacja Niemiec i Japonii) + 1 zmiana w bazie danych (zakończenie współpracy między Legią a Pogonią Siedlce) + Dodatki graficzne

 

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Ostatnio sporo czasu poświęcam rozważaniom o moim życiu. Myślę "co by było gdyby". Co by się stało gdybym, skręcił w prawo zamiast iść prosto. Co by się stało gdybym, pojechał autobusem zamiast pociągiem. Takich pytań jest dużo. O wiele za dużo. Poświęcając im cały swój czas oszalałbym. Jednak, mam też inne zajęcia. Wspominam dobre chwile, jak i te złe. Na szczęście tych pierwszych jest więcej. A przynajmniej było więcej. Tak właśnie wygląda spędzanie swoich ostatnich dni w szpitalu. Mnóstwo czasu i mnóstwo złych chwil.

 

Rak płuc. Nieoperacyjny. Te trzy słowa z czasem straciły swą siłę, swą moc. Stały się zwyczajne, normalne. Teraz, gdy je wymawiam nie różnią się niczym od setek innych wyrazów, które znam.

 

Gdy usłyszałem diagnozę zachowałem się jak każdy człowiek, który był na moim miejscu. Nie wierzyłem w to, próbowałem to wyprzeć z umysłu. "Dlaczego ja?". Powtarzałem to pytanie setki razy. Za każdym razem nie mogłem znaleźć odpowiedzi. Cóż za ironia! Sportowiec, zawodowy piłkarz, który nigdy nie wziął papierosa do ust umrze na raka płuc. Jeżeli istnieje Bóg, to ma okrutne poczucie humoru.

 

Jednak człowiek nie jest w stanie być nieszczęśliwy przez cały czas. Po jakimś czasie, pełnym złości, smutku i gniewu, podniesie się i znajdzie jakiś cel. Ja znalazłem. Właśnie teraz go czytasz.

 

Banalne, nieprawdaż? Umierający człowiek wspomina swoje życie, licząc na przebaczenie czy współczucie. Ja jednak, nie liczę na nic. Nie piszę dla innych, piszę dla siebie. Zadziwiające jest to jak to pomaga na końcu drogi. Wyznam swoje grzechy, pozbędę się złych emocji i odejdę w spokoju. Nagi i bezbronny.

Odnośnik do komentarza

Ja nie widzę jakiejś różnicy w czytelności. Ok, zastosuje się, co mi szkodzi.

 

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Nazywam się Robert Alamos. Hiszpan polskiego pochodzenia. Urodziłem się 13 maja 1972 roku.

 

Jak moja rodzina znalazła się w Hiszpanii? Otóż, mój dziadek, przeczuwając, że Polskę czekają ciężkie lata, wyemigrował do Iberii w roku 1936. Można powiedzieć, że wpadł z deszczu pod rynnę. Uciekł przed II wojną światową, ale trafił w sam środek hiszpańskiej wojny domowej. Jako zagorzały katolik i żołnierz zaciągnął się do nacjonalistów. Przeżył wojnę i ożenił się z Hiszpanką. Jednak okrucieństwa wojny zostawiły na nim piętno. Często budził się w nocy, z krzykiem i zlany potem. Rzadko kiedy się odzywał. Był niczym manekin, zamknięty w ludzkiej postaci, bez życia. Uśmiechał się jedynie, gdy wspominał o ojczyźnie. Gdy urodził mu się syn, mógł mu godzinami opowiadać o przedwojennej Warszawie. Niestety, swoje historie zawsze kończył z grymasem bólu na twarzy. Nie mógł sobie wybaczyć, że opuścił Polskę.

 

Romantyczną tęsknotę za ojczyzną przekazał mi ojciec, tak samo, jak mu przekazał ją mój dziadek. W domu częściej rozmawialiśmy po polsku niż po hiszpańsku. Nawet mama nauczyła się naszego języka, choć zajęło jej to sporo czasu. W wolnych chwilach zbieraliśmy pocztówki i zdjęcia związane z Polską. Niestety, trudno było je dostać. Takie właśnie drobnostki musiały nam wystarczyć. Wyjazd do komunistycznej Polski był niemożliwy.

 

Życie w Hiszpanii toczyło się szybkim torem. Czym je jednak wypełniłem? Piłką nożną. Dziadek wspominał, że grał w wojskowym klubie, w Legii Warszawa. Od niego zaraziłem się pasją. To dzięki niemu zostałem piłkarzem i to dzięki niemu powróciłem do Polski. Ukształtował on moje życie.

Odnośnik do komentarza

Odcinek ze sporym opóźnieniem, ale w końcu jest.

 

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Moje całe życie prześladowało mnie szczęście. Tak, prześladowało. Niczego mi nie brakowało. Pieniądze, trofea, puchary, talent. W piłce osiągnąłem praktycznie wszystko. Grałem w Hiszpanii, w Anglii i w Niemczech. Kariera reprezentacyjna również była owocna. Niestety, grałem dla przybranej ojczyzny. Wiele razy odrzucałem powołania, czekając na to jedyne, z Polski. Gdy, w końcu ZSRR upadł, a wraz nim PRL, moja nadzieja odżyła. Jednak, może i komunizm upadł, ale mentalność pozostała ta sama. PZPN nie chciał mieć nic wspólnego z "kapitalistycznym farbowanym lisem". Nie wiem, co miało większy wpływ na przyjęcie żółto - czerwonych barw. Czy było to długie oczekiwanie, złość, smutek, rozczarowanie? Cóż, przeszłości nie da się zmienić. Na szczęście...

 

Czas płynie nieubłaganie. Szczególnie dla sportowców. W końcu musiałem zakończyć karierę. Zawiesić korki na haku. Dla niektórych oznaczało to koniec życia. Śmierć. Kopnięcie w kalendarz. Dla mnie oznaczało to początek nowego. Zmartwychwstanie. Przyjazd do Polski. W końcu.

 

Gdy wylądowałem na lotnisku i pierwszy raz dotknąłem polskiej ziemi, obiecałem sobie, "koniec z piłką". Jednak jest ona niczym narkotyk. A ja byłem uzależniony przez wiele lat. Gdy przekroczyłem progi mojego nowego domu w Warszawie od razu włączyłem mecz. I przez parę lat wystarczało mi to. Ale narkomani nie znają umiaru. I ja też go nie znałem. Potrzebowałem większej dawki. I trafiła się okazja. Legia Warszawa, klub mojego dziadka, właśnie pozbył się trenera....

Odnośnik do komentarza

Moje całe życie prześladowało mnie szczęście.

 

Przeczytałeś to w ogóle raz jeszcze przed wysłaniem? Tekst jest krótki, więc znalezienie zdania, z zagubionym sensem, trudne nie jest. Zwłaszcza, że jest ono na początku.

 

Zwrot "włączyć mecz" jest trochę "kłopotliwy". Tak jak mówimy "zjeść grilla". Wiadomo o co chodzi, ale jest to niepoprawne. Domyślam się, że chodziło o włączenie telewizora, w którym oglądany był mecz... Jak widzisz rodzi to pewne niekonsekwencje. Pracuj nad tym, czytaj teksty kilka razy i staraj się wyłapywać takie błędy.

 

Odnoszę wrażenie, że tekst był pisany na gorąco.

 

Powodzenia!

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...