Skocz do zawartości

War! Has never been so much fun ...


jmk

Rekomendowane odpowiedzi

The Unforgiven

 

 

- Widzisz synu, porządne umycie zębów, to takie aż do krwi.*

 

Może dlatego, że od małego byłem przyuczany do jej widoku, nie była mi tak straszna. Nie mdlałem, gdy mi ją pobierano. Byłem uodporniony na ten widok.

 

Wychowany w typowej katolickiej rodzinie – matka prała, sprzątała i gotowała, ojciec z pracy, z wojska, wracał raz po raz napełniony procentami. Nie wiem czy to jakaś zależność, ale wraz ze wzrostem alkoholu we krwi, zwiększa się poziom agresywności ojca. Mogłem się o tym przekonać niejednokrotnie, niestety.

 

Jak każde dziecko musiałem jakoś odreagować. Moim azylem spokoju był stary blok i poszarpana piłka. Wyżywałem się na niej. Odbijałem od ścian, mocniej i mocniej. Nie myśląc o tym, co mnie czeka w domu. Myślałem, że w takiej ‘formie’ wytrwam do dorosłości, nie spodziewałem się tego, co zobaczyłem pewnego dnia, kiedy to wróciłem ze szkoły do domu.

 

Ojciec potrafił uderzyć, mnie i matkę, miał silną rękę, nigdy nie odważyłem się mu oddać. Wtedy jednak pierwszy raz rzuciłem się na niego. To był odruch bezwarunkowy.

 

Wszedłem do mieszkania. W powietrzu unosiła się woń alkoholu, od razu moją głowę przeszła myśl – „znowu”. Idąc dalej czułem jednak już coś innego. Kuchnia, na podłodze matka, cała we krwi, obok ojciec tłukący ją gołymi pięściami. Rzuciłem go na drugą stronę. Już nie żyła, a ten bydlak dalej ją masakrował. Był w amoku, nic do niego nie docierało. Uciekł. Złapałem to, co zostało z matki za rękę i wezwałem policję. Byłem wtedy w liceum.

 

Ojca znaleziono, po dość długich poszukiwaniach. Ja mieszkałem u babci. Jako, że szybko stałem się pełnoletni to wyprowadziłem się, zacząłem swoje życie. Proces trwał i trwał, a ja byłem praktycznie jedynym świadkiem, mimo to Sąd miał problemy z orzeczeniem winy ojca, zastanawiając się nad jego niepoczytalnością. Wreszcie się udało, dostał 10 lat.

 

Maturę zdałem, ale o studiach nie było mowy. Nie miałem za co. Pracowałem wieczorami i nocą jako barman. Nie zaniechałem też swojego sposobu na pozbycie się stresu – grałem w piłkę. Zapisałem się do zespołu z Okręgówki. Weekendy załatwiłem sobie wolne, toteż spokojnie grałem w meczach. Na treningi też chodziłem, chociaż odbywały się rzadko i nieregularnie. W dzień zazwyczaj spałem i szukałem nowych ofert pracy. Na boisku grałem jako defensywny pomocnik – twardy, nieustępliwy i nieodstawiający nogi. Miałbym się z kimś porównać? Na pewno by to umniejszyło temu zawodnikowi, ale… Gravesen. Mniej więcej w takim stylu grałem, co idealnie pasowało do polskiej ligi na tym poziomie.

 

 

Po ojcu zostało mi tylko to cholerne mycie zębów do krwi…

Nie zdawałem sobie wtedy sprawy, że życie polityczne na świecie wywrze taki wpływ na moje życie. Nigdy bym nie przypuszczał, że będę tą samą osobą, co mój ojciec.

 

*Parafraza (bo nie pamiętam cytatu) z książki ‘Gnój’.

Odnośnik do komentarza

Niestety tio, ale to opowiadanie będzie zachowane w ponurym klimacie, jeśli komuś nie odpowiada to ostrzegam już teraz (w sumie mogłem na początku), żeby nie czytał dalej :)

--

 

 

Liar, Liars, Lie ... !

 

- Ależ Burrack, my nie możemy już nikogo dosłać. Przecież wiesz jak się burzą u nas w kraju, tylu naszych żołnierzy już zginęło.

- Nowe samoloty? Za darmo? Nie wiem czy mamy zasób ludzki…

 

- Wprowadzenie ponowne armii poborowej nie przejdzie. Musimy mieć jakiś argument, a już wysłanie dodatkowego kontyngentu na pewno nim nie jest. Ale nie martw się Burrack, coś wymyślimy. Mam przecież odpowiednich ministrów od kł… od informacji publicznych.

 

--

 

11 listopada.

 

Tłumy ludzi zebrały się na placu, jak co rok, by obchodzić najważniejsze święto w historii państwa – Dzień Niepodległości. Tysiące odpalonych zniczy. Pięknie jest widzieć, że ludzie pamiętają, że składają hołd ludziom, dzięki którym Polska jest dziś taka jaka jest – niepodległa. Nieopodal jednak małe zamieszki, jakaś grupa fanatyków pali flagę Unii Europejskiej, szybko jednak zostali spacyfikowani przez służby porządkowe. Najbardziej widowiskowo przygotowywali się do obchodzenia tej rocznicy Polscy nacjonaliści, którzy na plac mieli udać się dopiero godzinę po wszystkich – by wejść z hukiem.

 

12 listopada.

 

Krwawa rzeź. Tak chyba można najłatwiej opisać to, co się działo wczoraj w centrum Warszawy. Duża grupa nacjonalistów polskich wchodziła na plac, gdzie odbywały się obchody rocznicy Dnia Niepodległości, weszli z hukiem (jak zapowiadali) – materiałów pirotechnicznych, które użyte w należyty sposób najpierw zabrzmiały, a potem wszyscy mogli podziwiać piękne, barwne światła. Następnie rozwinięto wielką flagę Polski, wszyscy stanęli na baczność i zaczęli śpiewać hymn Polski. Reszta tłumu się podłączyła.

Wtedy nastąpił ten straszny zwrot akcji – rozległy się strzały. Początkowo ludzie myśleli, że to element ‘oprawy’, ale po chwili wyłoniło się kilkanaście quadów, na których siedzieli zamaskowani oprawcy, którzy strzelali do… tylko do nacjonalistów. Jednostronna strzelanina trwała 5 minut.

Oficjalnie podano, że zginęło 30 osób, wiele zostało rannych. Sprawcy uciekli. Początkowo myślano, o lewicowych grupach, tych z pogranicza anarchii, ale szybko zaprzeczył temu premier Musk, wydając oświadczenie:

 

Polska padła ofiarą zamachu terrorystycznego.
Odnośnik do komentarza

Byłem właśnie na meczu, a właściwie po nim. Uradowany, po kolejnej wygranej i utrzymaniu fotela lidera , wychodziłem właśnie ze sta… z boiska i miałem zamiar podążyć w kierunku przystanku tramwajowego. Wtedy przede mną z piskiem opon zatrzymał się samochód ‘ŻW”.

 

- Pan pójdzie z nami.

 

- Wojsko, k***a. Nigdzie nie idę!

 

Zacząłem uciekać w drugą stronę. Po chwili skuty siedziałem jednak w ich samochodzie. Uciekając wpadłem na inną ‘dwójkę’, która zabierała jednego z kolegów z drużyny.

 

- Był pan na obowiązkowym szkoleniu?

 

- Może i byłem.

 

- Niech się pan zwraca z szacunkiem do kogoś wyższego stopniem!

 

- W dupie to mam.

 

Szybko zostałem spacyfikowany i przystosowany do warunków w jednostce. Służbę wojskową odbyłem jak każdy, potem jednak zrezygnowano z poboru i jakoś udało mi się uniknąć ‘kariery’ ojca.

Trzy miesiące – tyle trwało szkolenie, na które mnie wręcz porwano. Miałem być przygotowany do obrony ojczyzny przed ‘najazdem hord arabów’. Było więcej zadań praktycznych, mniej teoretycznych. Dużo też ćwiczono nas psychicznie. Nie wiem skąd, ale mieliśmy nawet nowoczesne symulatory walk. Ładnie ta nasza armia się rozwinęła.

 

----

 

 

Drodzy rodacy!

Cały czas mają w pamięci wszyscy mają zdarzenie z 11 listopada. Nikt nie ma wątpliwości, że terroryści bardzo polubili liczbę ‘11’. Po 11 września, przyszedł czarny listopad. Zmobilizowaliśmy wielkie rezerwy wśród naszych rodaków, wszyscy chętnie wstąpili do armii, która znów stała się poborowa, w obliczu zagrożenia naszego kraju. Za zamach odpowiada Al –Kaida, a współodpowiedzialni są Talibowie, którzy chronią zbrodniarzy. Tak – morderców, zbrodniarzy, terrorystów. Trzeba nazywać ich po imieniu. W związku z atakiem na nasz kraj, Polska, jako dumny naród nie może pozwolić sobie na takie wydarzenia, podjęliśmy decyzję o wysłaniu dodatkowego kontyngentu do Afganistanu. Nasi żołnierze będą mieli za zadanie obalić w końcu terrorystów i zniszczyć ich kryjówki. Tak, by problem terroryzmu mógłby być wreszcie rozwiązani.

Rodacy!

Stajemy naprzeciw wielkiej historycznej chwili. Polska jest teraz bardzo ważnym elementem walki z międzynarodowym terroryzmem. Polska dostała dotknięta ich ręką. Polska podejmie rękawicę i będzie walczyć , bo tak nas nauczono. Bo tak walczyli nasi przodkowie. Mamy to we krwi.

Wygramy.

---

 

 

- Jedziecie do Afganistanu – usłyszałem od dowódcy kompanii.

Odnośnik do komentarza

Dzięki za komentarze:)

TH: Jak już to w lidze afgańskiej, a chwilowo to jeszcze nigdzie nie gram :P

 

---

 

Nothing Else Matters...

 

Jako ‘debiutanci’ trafiliśmy na najgorszy obszar. Najmniej spokojny. Mieliśmy go tylko patrolować i ewentualnie tłumić zagrożenie. Nie byłem jakoś słaby psychicznie, życie nauczyło mnie akceptować to, co przynosi mi kolejny dzień. Jako jeden z niewielu z mojej kompanii zatem nie panikowałem, nie narzekałem. Miałem misję do wypełnienia i chciałem zrobić to najlepiej.

 

Nie spodziewałbym się, że bardzo szybko moja psychika ulegnie zmianie. Podczas rutynowego patrolu doszliśmy pod fontannę, gdzie bawiły się dzieci. A właściwie grały w piłkę. Zachowałem stalową minę, ale w głębi duszy radowałem się – pewnie te dzieciaki wyżywają się w ten sam sposób co ja, kopiąc piłkę. Pomyślałem wtedy, jaki ja byłem głupi użalając się nad swoim losem, gdy byłem dzieckiem. Ci chłopcy mają o wiele gorzej, a na ich twarzach goszczą uśmiechy, słychać radość, którą wydobywają z siebie po każdym dobrym trafieniu. Wyglądało na to, że ta fontanna to ich boisko. Chwilę później zabrzmiał bardzo głośno gwizdek, dzieciaki w trybie błyskawicznym zmyły się z widoku moich oczu. Pozostała odbijająca się od piachu piłka, powodując w ten sposób bardzo wolno opadający kurz.

 

To był czas ataku. Grupa arabusów przyczaiła się na nasz patrol. Schowaliśmy się za ścianami jednego z budynków, obok cały czas szalały serie z karabinów maszynowych. Poszedłem wraz z kolegą, który był chyba największym panikarzem z całego oddziału. Tak, to był mój kumpel z boiska. Miał mnie osłaniać. Udało mi się zajść z lewej flanki napastników. Odpaliłem… bach, bach. Padło dwóch. Ktoś krzyknął ‘granat’, padliśmy. Wybuchło. Tony kurzu przez chwilę nie pozwoliły mi oddychać. Wołałem Marka, żeby szedł za mną. Nie odpowiadał. Wróciłem po niego – jedna z kolumn przygniotła jego nogę, nie może się ruszyć. ‘Stary wyciągnij mnie, ja nie chcę tu zdechnąć jak pies’. Zamknij się k***a. Oczywiście nie powiedziałem mu tego, to tylko moje myśli. Obiecałem, że zaraz się nim zajmiemy i go wyciągniemy stąd. Kurz powoli opadał, reszta kompanii dołączyła do nas – napastnicy uciekli. Jeden z naszych ranny, jednemu nie sprzyjało szczęście.

- No to stary wracasz do ojczyzny.

Marek miał lekko pogruchotaną kość udową, wyliże się. Jest jednak nieprzydatny tutaj i odlatuje do Polski. Wieczorem w oddziale prawie nikt się nie odzywał, słyszałem tylko szepty dwóch żołnierzy, którzy coś smęcili o tym, by sobie coś połamać i też wrócić. Tchórze – pomyślałem po czym poszedłem spać, oczywiście z karabinem pod ręką. Śniły mi się dzieci, grające w piłkę na fontannie.

 

Mijały dni, tygodnie, a nic się nie zmieniało, każdy dzień wyglądał tak samo. Patrol, napad, obrona, sen. Tak samo dzień w dzień były tam te dzieci. Może to byli szpicy Talibów? Informowali o naszych patrolach? Dwukrotnie to my zaatakowaliśmy siedziby wroga. Przez cały ten okres zginął jeszcze tylko jeden z nas. Pomniejsze rany ma każdy.

 

Przyszedł czas i mojego załamania. Wybiła godzina 08:00. Wiedziałem, że za godzinę wyruszamy w stronę miasta, w stronę fontanny. Usłyszałem jednak wtedy głośny ryk na niebie – samoloty. Nie były to jednak nasze helikoptery, to były bombowce. Przez ten czas nauczyłem się już rozpoznawać po dźwiękach z kim, jakim rodzajem broni mam do czynienia. Pierwsza myśl – pewnie będą niszczyć jakiś strategiczny punkt. Za chwilę jednak… przecież najbardziej zapalnym w ostatnim czasie miejscem była nasza baza i… fontanna. O tej porze grają tam dzieci w piłkę! Biegłem jak opętany, krzycząc, wymachując rękoma ku niebu. Gdy dobiegałem spadała właśnie ostatnia bomba. Siła wybuchu była tak wielka, że rzuciło mnie na jakieś kolumny. ‘No, children, no!’ - zdołałem wykrzyczeć, po czym straciłem przytomność.

 

Obudziłem się w wojskowym szpitalu w Warszawie. W Afganistanie byłem, zostałem ranny na jednej z misji. Ale o dzieciach nikt nic nie wie.

Czy to był tylko wymysł mojej wyobraźni?

Odnośnik do komentarza

Wake me up, when september ends...

 

Zostałem przez kolegów zaproszony na mecz z jakiejś tam okazji – nie ważne, istotna była impreza po meczu. Ognisko, piwka, dziewczyny – ot codzienność polskich piłkarzy z niższych lig. Zagrałem, ale bardzo słabo, zdałem sobie sprawę, że bez ćwiczenia, bez grania w końcu zapomnę jak się kopie prosto piłkę. Po wyjściu ze szpitala dostałem kilkanaście dni wolnego, następnie miałem być przeniesiony do administracji, to wszystko, żeby zrekompensować mi ‘wypadek’ na misji.

 

Wypiłem trochę, trochę za dużo. Stawałem się agresywny, nie śmieszyły mnie żarty znajomych. Gdy siedziałem chwilę zamyślony i jeden z towarzyszy zabawy rzucił do mnie ‘Nie mdlej, wróg się czai’, nie wytrzymałem, rzuciłem się na niego z pięściami, bez trudu powaliłem go jednym ciosem, wyciągnąłem nóż z nogawki, którego nigdy nie miałem prawa nie mieć, przystawiłem mu do gardła i wykrzyczałem: „Co Ty k***a wiesz o wrogu, z dupy by Ci zrobili ognisko, a Ty byś nawet nie zareagował frajerze”. Oderwali mnie od niego. Wróciłem sam do swojego hotelowego pokoju, usłyszałem jakiś głośny szmer, wyskoczyłem na zewnątrz, schowałem się za drzewem, krzyczałem coś sam do siebie, nade mną pojawił się helikopter, przelatywał tylko – medyczny. To mnie nie przekonało jednak w tamtym momencie, padłem na glebę i leżałem czekając aż odleci. Gdy tylko zniknął z pola widzenia pobiegłem po swój ‘sprzęt’. Wyjąłem saperkę, wróciłem na zewnątrz, zacząłem reagować sam na swoje rozkazy – ‘Okopać się’. Gdy byłem już ‘bezpieczny’ zasnąłem. I tak do rana…

 

Obudziłem się cały brudny, spocony – musiały mi się śnić koszmary w tej glebie. Już podjąłem decyzję, ja nie umiem tutaj żyć, z tymi ludźmi. Poszedłem wziąć prysznic, gdy kończyłem zadzwonił telefon, informacje przyjąłem godnie, bez zbędnych emocji. Ojciec jest w szpitalu, nie wiele zostało mu jeszcze żywota. Jest po zawale, wypuścili go z więzienia na wskutek złego stanu zdrowia. Po zapoznaniu się z jego kartą informacyjną i rozmową z lekarzami, wiedziałem, że zostało mu najwyżej kilka tygodni.

 

- Cześć tato.

- Synkuuu…

- Nie mów za wiele, podobno tak będzie lepiej dla Ciebie.

- Synek, ja wiem co jest ze mną. Jaa, ja...

- Tato…

- Nie przerywaj. Muszę Ci to powiedzieć. Słyszałem o Tobieee… eee… jjj jestem dumny z Ciebie, sssynkuu.

- Wiem. Jestem taki jak Ty.

- Nnniiee. Nie synku. Jaa, przepraszam.

- Wiesz, nienawidzę Cię, ale Ci wybaczam.

Na twarzy ojca pojawił się uśmiech, na mojej też…

- A ząbkii umyłeeeś?

 

- Pewnie. Jak kazałeś, do krwi.

 

 

Wyruszyła kolejna zmiana do Afganistanu, na jednym z pokładów samolotów transportowych byłem i ja. Byłem szczęśliwy na myśl, że niedługo tam wyląduje.

Odnośnik do komentarza

It's my life...

 

Niemożliwe było, bym był w tej samej bazie co ostatnio. Po prostu dbają o zdrowie psychiczne swoich żołnierzy, żeby się nie przyzwyczajali, żeby nie mieli złych wspomnień… Pierwsze tygodnie były bardzo spokojne, nic się nie działo. Na nasze patrole nikt nie napadał – sielskie życie. Pewnego dnia nawet znalazłem piłkę na jednym z podwórek i przyniosłem do bazy. Jaka to była radość – graliśmy aż się kurzyło. Niestety dosłownie. Gdy byliśmy tak pochłonięci nowym zajęciem na horyzoncie pojawiła się pewna postać.

Dowódca rzucił rozkaz zajęcia miejsc. Postać zbliżała się, a w jej ręku na wietrze trzepotała jakaś szmatka. Usłyszałem kolejny rozkaz zakazujący strzelania. Ta szmatka to była biała flaga, a postacią afgańskie dziecko, może już młodzież. Zbliżył się do nas bardzo blisko, coś zaczął mówić, ale nie rozumieliśmy. Dowódca kiwał głową tak, jakby znał ten dziwny język, ale nie odezwał się do niego.

Dziecko, chyba już mocno sfrustrowane wskazało palcem – piłka. No tak, była jego. Nie wiem czemu, ale wyrwałem po angielsku , czy chce z nami pograć. Nie wiem czemu myślałem, że zrozumie. Dowódca oddał mu piłkę, a chłopiec ile sił w nogach ruszył w kierunku swojego domu.

Wtedy coś się we mnie urodziło, poczułem, że tu w Afganistanie mieszkają też zwykli ludzie, którzy mają pasje, uczucia i marzenia.

 

Nazajutrz wyruszyliśmy na bardzo trudną misję, mieliśmy odbić pewien budynek, w którym swoją bazę stworzyli dopiero co Talibowie. Nie wiedzieliśmy, że będzie to w sercu Kabulu, gdzie pełno od miejscowych. Szliśmy zwartym szeregiem, szarzy mieszkańcy tego miejsca przyglądali nam się ze strachem, ale nie atakowali, nie panikowali. Oni chyba sami nie wiedzieli, po której są stronie.

 

Jesteśmy już na schodach, powoli wchodzimy, otwierają się drzwi, idzie granat dymny. Wybiegają nieuzbrojeni ludzie – co jest? Rzucają się nam do nóg, proszą, błagają… Oddział zdezorientowany przyglądał się tylko ludziom, którzy wylewali łzy pod nasze stopy. Wtedy wielki huk – to granat, ktoś rzucił w nasz budynek. W nas i w tych mieszkańców. Widziałem cierpiącego kolegę, ale musiałem iść dalej, za drużyną. Wszędzie pełno kurzu, unosi się nienawistna woń, zapach krwi…

 

Wyszliśmy tyłem, a tam helikoptery, czołgi, piechota – to Amerykanie! Zadowoleniu ruszamy w ich kierunku, a oni otworzyli ogień. Stali i strzelali, po prostu – do wszystkiego. Nie widzieli nas? Dowódca próbował nadać różne sygnały do nich – bezskutecznie, żadnej odpowiedzi. Strzał, przy strzale, granat przy granacie, czołgi miały lufy aż czerwone od wyrzucania pocisków. Dzieła dokończyły bombowce, mogliśmy tylko w ostatniej chwili wykrzykiwać przekleństwa lub modlić się do któregokolwiek Boga. Wybuchł zmiótł wszystko.

 

--

 

- Gdzie ja jestem?

- Izi, algonabiolrajt.

- Nie jesteście Amerykanami, nie ten akcent… co jest?

 

Obudziłem się w jakimś obskurnym domku, w łóżku, w które było chyba wieloosobowe – pode mną spało pełno szczurów. Kurcze, już raz miałem takie uczucie, ale to z pewnością nie jest szpital wojskowy w Warszawie.

 

Byłem w domu pewnej afgańskiej rodziny, która zabrała mnie do siebie, jak po bitwie opadł już kurz. Ojciec, głowa rodziny mówił łamanym angielskim, toteż dowiedziałem się od niego, że zawsze tak robią, ale to dopiero trzeci przypadek, żeby zabrać do domu kogoś ‘obcego’, nie od nich. Zapytałm dlaczego to robią, na co usłyszałem odpowiedź, że oni wiedzą, że żołnierze nie są winni, zwłaszcza Ci inni niż Amerykanie. Bo Ci z USA to są zwierzęta, nie ludzie... Przypomniałem sobie wszystko, ale dalej nie mogłem zrozumieć, dlaczego strzelali też do nas, musieli wiedzieć, że tam będzie nasza misja.

 

I tego się dowiedziałem od domowników – podobno w jednym z domów w tym czasie pojawił się jeden z przywódców Talibów, ktoś dał cynk Amerykanom i nie patrząc na nic, na tubylców, na inne misje po prostu rozpoczęli bombardowanie.

 

- A to k***y.

 

Po kilku dniach byłem gotowy fizycznie do życia, tylko co ja miałem do cholery tutaj robić? Najpierw poszukałem swojej bazy, kogoś z oddziału – nic. Baza pusta, żadnego polskiego żołnierza w promieniu kilku kilometrów. Spotkałem jednak tego chłopca, któremu zabraliśmy wtedy piłkę. Umiałem już kilka tutejszych słów, zapytałem czy pogramy razem w piłkę. Uśmiechnął się od ucha do ucha i pobiegł po szmaciankę, chwilę potem radośnie kopaliśmy sobie wśród ruin.

 

Poznałem tutejszy klimat, żyłem z tymi ludźmi. To nie są dzikusy, to nie są mordercy. Oni są po prostu tacy sami jak my. Miałem już nawet swój własny ubiór, stylizowany na Afgańczyka. Z dnia na dzień asymilowałem się coraz bardziej. Chłopak poznał mnie z innymi miłośnikami piłki i graliśmy nawet co jakiś czas ‘mecze’. Wreszcie czułem się szczęśliwy.

 

Radość nie trwała długo, przypomniano mi, że to jest wojna. Pewnego dnia, zapewne na jedną z misji przybył tu Amerykański oddział. Drwili, śmiali się z tych ludzi. Wchodzili do domów, brali co chcieli, najczęściej jedzenie i wychodzili ot tak, po prostu. Miarka się przebrała, gdy jeden z US Marines, zabrał jednemu dzieciakowi jego ‘zabawkę’, którą sobie sam skonstruował, z ‘wojennych’ materiałów, gdy dziecko zaczęło wrzeszczeć, płakać , śmiech żołnierza był jeszcze większy, gdy dziecko rzuciło się na niego, zostało brutalnie odepchnięte, a jego zabawka została roztrzaskana w drobny mak.

 

- Podnieś to i napraw!

- Kim Ty jesteś?

- Żołnierzem, prawdziwym żołnierzem, a nie takim gównem jak Ty.

 

Rzucił się na mnie, bójka przerodziła się w obijanie mnie przez cały ich oddział, wtedy ‘na ratunek’ przybyli tutejsi, zaczęli strzelać do nich. Szybko się rozproszyli, zajmowali miejsca, chowali. Ja leżałem cały czas na środku tego placu. Amerykanie mieli o wiele lepszy sprzęt, ale dla miejscowych wielkim atutem była znajomość terenu, a także element zaskoczenia. Mimo wielkich strat ludzkich, utrzymali się, póki nie nadciągnęły posiłki, które po prostu zmiażdżyły oddział Amerykańskich Marines. Ktoś rzucił granat, który przewrócił pomnik, pod którym leżałem, spadł mi wprost na nogę. Nie czułem jej, została zmiażdżona.

 

Dzień później powinien nastąpić czas zemsty sił sprzymierzonych, ale do tego nie doszło. Afgańscy żołnierze byli szybsi, nad ranem zaatakowali wszystkie większe bazy wojskowe znajdujące się na terenie ich kraju. Ameryka, ale i całe NATO poniosło wielką, ale to naprawdę wielką klęskę. Przez kilka tygodni nie mogli się pozbierać, trwała kampania wyborcza w USA, więc nikt nie potrafił podjąć żadnej decyzji. Wreszcie wybrano. Nowym prezydentem został kandydat republikanów. Jedną z pierwszych jego decyzji była ta, o wycofaniu wojsk NATO z Afganistanu.

 

Afganistan wracał do życia.

Odnośnik do komentarza

Jeszcze nikt nigdy tu nie wygrał…

 

Leżałem w szpitalu w Kabulu (tak, mają szpital!), dopóki mój stan się nie poprawił na tyle, bym mógł podejmować świadome decyzje. Najważniejszą z nich było to, czy mają mnie deportować do Polski, odmówiłem, uprzednio pytając czy mogę zostać u rodziny Sayedi, która się mną opiekowała. Nawet się ucieszyli, że chce tu zostać, a najbardziej mój mały piłkarzyk – Mohammad Haneef, bo tak nazywał się mój partner do gry. Gry, której nigdy nie będzie mi już dane posmakować. Kolumna zmiażdżyła kompletnie moją lewą nogę, którą w sumie nigdy nie grałem, ale bez niej prawa jest równie bezużyteczna. Zaraz po przewiezieniu do szpitala podjęto decyzję o amputacji, nie było jakichkolwiek szans na uratowanie nogi. Zasugerowano mi, że w Polsce zapewne przeszczepią mi protezę, która będzie równie dobrze ‘działać’ jak normalna noga. Odmówiłem, więc doczepiono mi to, co mieli – coś co pozwalało mi mniej więcej stać prosto. Oczywiście kule musiałem używać, bo ryzyko upadku było zbyt wielkie.

 

Z czasem przyzwyczaiłem się do nowej kończyny i w niczym mi nie przeszkadzał jej brak. A piłka? Chodziłem i oglądałem jak grają, dawałem im wskazówki, bo ich wiedza taktyczna była o wiele gorsza, niż ta w polskiej Okręgówce. Ojciec rodziny zdecydował się już ostatecznie – przyjęto mnie do ich familii. Od teraz nazywałem się Adrian Razack Sayedi. Jakiś czas później otrzymałem obywatelstwo afgańskie. Zacząłem chodzić na mecze Ekstraklasy, która niedawno powstała. Spośród 14 zespołów tej ligi aż trzynaście gra na tym samym stadionie. Jedynie ekipa Kabul Bank ma swój stadion ‘Kabul Stadium’. Trzeci i ostatni stadion w Afganistanie to Stadion Miejski, na którym swoje mecze rozgrywają drużyny Karllapanu i Red Crescent. Te drużyny grają w również 14-zespołowej I lidze. Tak – powstały tutaj aż dwa szczeble piłkarskie. Tylu Afgańczyków jest chętnych do grania. Pierwsza liga została wyłoniona z turnieju, który grano w grupach (losowanych), a potem w systemie pucharowym o kolejne miejsca. 14 najlepszych od tego roku rozpocznie ‘profesjonalne’ granie.

A jeśli już jesteśmy przy tym – status zawodowy ma tutaj nawet jeden klub! Grupa burżuazji z Kabulu założyła swoją drużynę - FC Ariana Kabul. Tam zawodnikom za granie płacą pieniądze… Reszta gra dla przyjemności. O dziwo, Ariana wypadła bardzo słabo i swój byt zacząć musi od I ligi. Fajnie było obserwować coś, co się dopiero tworzy, jak powstaje piłka nożna. Po pierwszych meczach kontrolnych – prezesi swoich klubów doszli do wniosku, że piłkarze sami grać nie mogą i pozatrudniali sztaby szkoleniowe, wzorem wszystkich profesjonalnych klubów. Powołano Afgański Związek Piłki Nożnej. Ustalono nawet Puchar, w którym kluby afgańskie grają przeciwko tym z Pakistanu. Oczywiście również zgłoszono rozgrywki do FIFA oraz AFC. Jednym słowem – profeska!

 

Jeszcze piękniejsze było to, że jednym z twórców piłki w Afganistanie miałem być ja. Owszem, grać już nie mogę, ale zaproponowano mi, a właściwie to sam się zgłosiłem, do drużyny Javanan Azadi Kabul , gdzie jednym z piłkarzy jest Mohammad Haneef. Prezes Deghan Arash po wysłuchaniu mojej historii kręcił głową, ale gdy dowiedział się o moim doświadczeniu jako piłkarz w Polsce – nie był w stanie odmówić.

 

I tak oto, w ten prosty sposób niedzielny piłkarz polskiej okręgówki stał się menadżerem klubu z aspiracjami.

 

Javanan Azadi Kabul – do boju!

 

FM 2011

11.3

+ dodatek z ligą afgańską autorstwa Masala Bugduva (pozdrawiam przy okazji)

Ligi (wszystkie po dwie) : Afganistan, Chiny, Korea Płd, Bułgaria, Chorwacja, Czechy, Dania, Anglia, Finlandia, Francja, Niemcy, Włochy, Holandia, Norwegia, Polska, Portugalia, Rosja, Szkocja, Hiszpania, Szwecja, Serbia, Urugwaj

Zasady: HaCe, HaCe, HaCe… sometimes teHaCe…

Klub: Javanan Azadi Kabul

 

--

 

PS. Teraz się okaże czy naprawdę umiem grać w tego FM-a... :)

Odnośnik do komentarza

Tak egzotycznie to tu dawno nie było :)

 

Mam nadzieję, że sprowadzi to sporo czytelników ;)

 

Trochę dużo tych lig, jaka baza danych ? Jak szybkość rozgrywki ?

 

Baza bodaj duża lub średnia. Szybkość rozgrywki akurat nie ma znaczenia w tym momencie.

 

--

 

Dwudziestu pięciu w pierwszym składzie, jedenastu juniorów i sześciu graczy w rezerwach – ilość zawodników imponująca. Pierwsze treningi i już widziałem siłę tej drużyny. W głowie już kształtowała mi się taktyka. Nakazałem rozegrania wewnętrznego sparingu. Do przerwy pierwszy zespół dostawał 2:0, skończyło się 3:3.

 

Tak to mniej więcej ma wyglądać na papierze.

 

Trochę o zawodnikach.

W klubie jest trzech bramkarzy, 27-letni Quais Tanha , który wydaje się być naszym najlepszym zawodnikiem na tej pozycji. Dodatkowo na ławce zasiądzie 24-letni Nourzay Daud, a jako numer trzy – Asghar Parviz, ledwie 14-letni chłopak. Jednak nie tylko na bramce, wręcz na każdej pozycji – nigdzie nie widać jakichś wielkich różnic między zawodnikami starszymi, a młodszymi.

 

Prawa obrona będzie miejscem gry lewonożnego Khalila Ullaha, dublował go będzie szesnastolatek – Mustafa Ibrahim.

 

Pierwszym młodzieżowcem w składzie będzie lewy obrońca – Abdol Mujeeb Mohammadi, mający ledwie 16 lat. Na zmianę problemów nie będzie, bo Aron Rasul, Mirhet Hussaini i Haji Sayede (mój kuzyn, 14 lat) – to zawodnicy, którzy równie dobrze mogą grać zamiast Abdola.

 

Omadulla Ibrahim i Noor Backtash to będzie nasza podstawowa para stoperów. 14-latek z 27-latkiem. Niestety po pierwszym sparingu z naszymi rezerwami Noor zszedł z boiska z potłuczonym udem i będzie pauzował kilka dni. Wzrosły zatem szanse Kaywana Jabarkhiliego i Gafura Karima.

 

Gdy mówiłem swoim podopiecznym o pozycji defensywnego pomocnika tylko głupio się patrzyli jeden na drugiego. Do grania tutaj zgłosił się Shepter Ahmed, ale 14-latek drużyny nie zbawi. Dlatego też trzech środkowych pomocników musi stanowić o sile tego zespołu. Mirwais Zijmann, jako długodystansowiec, Mushtaba Shahzad, jako ten od odbierania piłki oraz Omari Abassi – jako ten łącznik między atakiem, a pomocą.

Każdy ma swojego zmiennika w postaci Yamata Ataia, Shabira Zurriego i Mohammeda Haneefa Sayediego – czyli mojego nowego brata.

Trzech napastników na boisku, dwóch na ławce – takim stanem dysponuje.

 

Sultani , Muhabi i Talebi – to trio ma być odpowiedzialne za zdobywanie bramek dla Javananu.

Khalil i Anil będą musieli poczekać na swoją szansę.

 

 

http://img12.imageshack.us/img12/6991/footballmanager20112011.png

http://img546.imageshack.us/img546/6991/footballmanager20112011.png

http://img600.imageshack.us/img600/6991/footballmanager20112011.png

http://img846.imageshack.us/img846/6991/footballmanager20112011.png

http://img831.imageshack.us/img831/8837/footballmanager20112011n.png

http://img593.imageshack.us/img593/9905/footballmanager20112011g.png

http://img694.imageshack.us/img694/6991/footballmanager20112011.png

http://img841.imageshack.us/img841/2799/footballmanager20112011s.png

http://img4.imageshack.us/img4/6991/footballmanager20112011.png

http://img820.imageshack.us/img820/7173/footballmanager20112011w.png

http://img43.imageshack.us/img43/6991/footballmanager20112011.png

 

--

 

Coś mi kodowanie nie działa, więc wrzucam linki w taki brzydki sposób, są to zawodnicy pierwszej jedenastki.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...