Skocz do zawartości

Revival


scierko

Rekomendowane odpowiedzi

O nieznanej godzinie, gdy pogrążony byłem w głębokim śnie...

 

Uchylam niewidzialne drzwi od tych labiryntowych obszarów, gdzie niepostrzeżenie graniczy sen z jawą, prawda z fantazją, gdzie nastąpiło "bankructwo realności". Słyszę trzask zamykanych drzwi... Co to? Ktoś skrada się za moimi plecami. Dociera do mnie odgłos każdego kolejnego kroku. Na plecach wyczuwam oddech nieznajomego, który powoduje u mnie dreszcze. Czuję na sobie czyjś wzrok, jakby przeszywał mnie na wylot. W pomieszczeniu panuje mrok. Przez nieszczelne okna z siłą dostaje się wiatr, a stare okiennice uderzają z hukiem o ściany budynku. Zasłony wirują i w parze z blaskiem Księżyca odgrywają teatr cieni. Jestem przerażony, trzęsą mi się ręce, nie mogę wypowiedzieć ani jednego słowa. Próbuję zdobyć się na odwagę, by poznać wreszcie twarz nieznajomego. Coś jednak mnie powstrzymuje, nie daje szansy na zaspokojenie ciekawości. Łapczywie rozglądam się dookoła, żeby zapamiętać każdy szczegół. Po pewnym czasie z trudem udaje mi się wydusić z siebie pytanie „Kim jesteś?”. W pokoju panuje cisza. Powtórzyłem pytanie, po czym poczułem mocne uderzenie w tył głowy…

 

Gdy się ocknąłem, moim oczom ukazało się całkowicie inne miejsce. Pełne światła, zieleni, radości. W niczym nie przypominało pomieszczenia z poprzedniej nocy. „Umarłem” – pomyślałem. Nie miałem pojęcia, co może się jeszcze wydarzyć. Bezradnie siedząc, zacząłem przypominać sobie przeszłość, moje życie, przyjaciół, rodzinę. Nie wiązałem z tym dobrych wspomnień, dlatego w tym miejscu postanowiłem to zmienić. Uwierzyłem, że zacznę nowe życie, po życiu. Byłem szczęśliwy. Do czasu aż ON nie powrócił. Chłód, mrok i zapach wilgoci znowu przeszywały każdą część mojego ciała. Nie mogłem oddychać, dusiłem się. Nie mogłem nawet krzyczeć. Wokół mnie znów nie widziałem nikogo. Czułem jednak jego obecność. Jego ciężkie stąpanie po ziemi, echo uderzające ze zdwojoną siłą. Zapragnąłem nagle powrócić do domu, usłyszeć głos matki i poczuć zapach babcinej szarlotki. On jednak nie ustępował. Wraz z moim lękiem, wzrastała jego siła. Musiałem wyzbyć się wszystkich emocji. Zamienić się w coś takiego jak on – bez uczuć, bez litości, bez skrupułów. Wiedziałem, że nie dam rady. Poddam się – stwierdziłem, ale to oznaczałoby moją przegraną. A przecież to ja – ja nigdy się nie poddawałem. Klęska równała się dla mnie ze śmiercią. Ten pojedynek nie był sprawiedliwy. Wiedziałem to ja i on. Pytałem sam siebie „Dlaczego to ja jestem skazany na porażkę?”. Nienawidziłem siebie za to. Nie mogłem pogodzić się z tym, że to on miał nade mną władzę. To on decydował o moim życiu. Nigdy nie istniało moje jedyne „ja”.

I znowu powrót do realności, która nigdy nie miała miejsca. Tak mi się przynajmniej zdawało… Trzask! Zaczyna powracać moja świadomość. Leżę na łóżku, pół nagi. Widzę białe prześcieradła, kołdry i fartuchy. Wokół mnie ludzie, którzy nic dla mnie nie znaczą. Których nigdy nie spotkałem i miałem nadzieję nie spotkać. Wyrywam się, szarpię, ale skórzane pasy nie ustępują. Wołam o pomoc, ale nikt nie zwraca na mnie uwagi. Udają, że mnie nie widzą. A może to ja udaję, że krzyczę? – pomyślałem. Może nigdy nie chciałem, żeby mnie zauważono czy wysłuchano. Zawsze ukrywałem się przed moim drugim ja, jakby to miało uchronić mnie przed najgorszym. Nie miałem ochoty z nim walczyć, w przeciwieństwie do niego. On wykorzystywał każdą okazję, aby mnie zniszczyć. Znał moje słabości, lęki, pragnienia – przecież był mną. Twierdził, że bez niego nie przetrwam, utwierdzał mnie w tym, a ja wierzyłem. Bałem się zostać z nim sam na sam. Nie rozumiał, że chce zniszczyć coś, co było potrzebne nam obojgu. Coś, co łączyło nas i co kiedyś scalało w jedną całość… Zastanawiałem się nad tym długo i postanowiłem z nim porozmawiać, porozmawiać sam ze sobą.

- Czego tak naprawdę chcesz? Dlaczego chcesz nas zniszczyć? – zapytałem.

- Nie mogę się dłużej z Tobą dzielić. Ograniczasz mnie. To przez Ciebie jesteśmy niczym.

 

Obudził mnie irytujący dźwięk budzika, który stał na szafce koło łóżka. Przetarłem oczy. Moje ciało pokrywał pot, nagle zebrało mi się na wymioty. Po odwiedzeniu łazienki zacząłem się zastanawiać o czym tak w ogóle śniłem. O sobie? To wszystko było tak realistyczne, a zarazem surrealistyczne. Wydawało się mieć sens, a jednocześnie nic nie znaczyło. Próbowałem zapomnieć, mój rozum miał jednak problemy ze zrozumieniem tego co się wydarzyło, bądź też nie wydarzyło. Myśli nie dawały mi spokoju, zacząłem poważnie zastanawiać się nad swoim życiem...

Odnośnik do komentarza

Nie mogłem uwierzyć w pech jaki mnie tego feralnego dnia prześladował od samego rana. Najpierw moja sąsiadka, pani Zosia – miła staruszka, której mąż zmarł cztery miesiące temu – poprosiła mnie abym jej pomógł zejść ze schodów. Mieszkaliśmy obok siebie, na ósmym piętrze jednego ze szczecińskich bloków. Pani Zosia bardzo bała się wind, nie używała ich w ogóle. Nigdy mi o tym nie powiedziała, ale myślę że po prostu cierpi na klaustrofobię. Tak jak i ja. Szliśmy tak sobie powoli diabelnie długie trzynaście minut. Gdy podziękowała mi za pomoc, ruszyłem biegiem w kierunku przystanku tramwajowego. Mimo że byłem szybki, zdążyłem ledwie dostrzec znikający w oddali pojazd, którym miałem zamiar dojechać jak co dzień do pracy. Nie było wyjścia. Musiałem poczekać na następny. Siedemnaście minut. Podjechał. Wsiadłem. Rzecz jasna nie obyło się bez kontroli biletów, akurat w ten dzień, kiedy skończył mi się miesięczny. Efekt? Kolejna stówka w plecy. Gdy zatrzymałem się przed wejściem do KFC wziąłem głęboki łyk powietrza, wiedziałem jaka rozmowa mnie czeka, gdy tylko przekroczę próg lokalu. Wszedłem. Rozejrzałem się, nikogo nie dostrzegłem. Usłyszałem stłumione głosy, dochodziły z pomieszczenia dla personelu. Przystanąłem przy uchylonych drzwiach. Tak, chwilę podsłuchiwałem. Do uszu dotarła mi wiązanka przekleństw – Zabije go, zabiję! Znowu spóźnia się do roboty! Wiedziałem kto jest ich autorem – mój szef, Tomek. Wszedłem do pokoju. Zapadła głucha cisza, po czym Tomek wydarł się na mnie, a ja jedyne co zrozumiałem to to, że jestem egoistycznym dupkiem i nieodpowiedzialnym człowiekiem. Wkurzyłem się, myślami wróciłem do przedziwnego snu, który dziś w nocy dostarczył mi nie mało emocji. Nie wiem czemu to zrobiłem, to było silniejsze ode mnie. Jakby ktoś mną kierował. Ja – marionetka w rękach jakiegoś chorego psychicznie szaleńca. Zrobiłem krok w kierunku Tomka, po czym zacisnąłem pięść i z całych swoich sił odpowiedziałem mu na jego zarzuty. Zrobiłem to po mojemu. Po mojemu, tylko że kilka lat wcześniej. Tomek upadł na podłogę, a Kasia – drobna blondynka o zielonych oczach, a także moja była już koleżanka z pracy – zaczęła jednym z fartuchów wycierać krew, która zaczęła spływać po policzku szefa. Wtedy też Tomek powiedział mi ostatnie słowa jakie od niego w swoim życiu usłyszałem – Jesteś, k***a, zwolniony!

 

Nie wiem dlaczego, ale zamiast się smucić z powodu utraty pracy, cieszyłem się. Takiego szczęścia nie czułem już dawno. Czysta radość, prawie niczym nie skalana. Uczucie, które towarzyszy człowiekowi przed randką z piękną dziewczyną. Radość wymieszana z podnieceniem oraz obawą. O co ja się w tym momencie martwiłem? Nie wiem. Może o przyszłość, o rachunki do opłacenia i długi które musiałem spłacić. Musiałem się uspokoić. Wyciągnąłem papierosy – czerwone L&M'y, moje ulubione. Zapaliłem. Wyciągnąłem telefon. Jechałem w dół listy znajomych, aż w końcu znalazłem numer przypisany do imienia Wojtek. Nie wiem dlaczego tak się z tym ociągałem, wystarczyło przecież wcisnąć przycisk „w”... Nie ważne. Nacisnąłem zieloną słuchawkę. Po kilku sygnałach odebrał mężczyzna. Dawno nie słyszałem jego głosu. Głosu swojego najlepszego przyjaciela. W odwecie na milczenie – nie wiem dlaczego odebrało mi mowę akurat w tym momencie – usłyszałem słowa wypowiedziane podekscytowanym głosem – Michał? Nie wierzę.. To naprawdę Ty?

Odnośnik do komentarza

Tak jak i ja. Szliśmy tak sobie powoli diabelnie długie trzynaście minut.

 

Jeżeli w późniejszym czasie chcesz awansu do opków, musisz unikać takich powtórzeń. Opek - świetny. :respekt: Niesamowicie wciąga. ;) Jedziesz dalej! :>

Odnośnik do komentarza

- Michał? Nie wierzę... To naprawdę Ty? – zapytał Wojtek podekscytowanym głosem.

- Tak, we własnej osobie. Minęło sporo czasu od naszej ostatniej rozmowy – odparłem, po czym odpaliłem kolejnego papierosa.

- To prawda, lepiej jednak do tego nie wracać... – Wojtek nie chciał tego tematu kontynuować, co mnie tylko ucieszyło. Także nie chciałem rozmawiać o tym co zaszło w tamten pamiętny sobotni wieczór. Wieczór, który poróżnił dwóch wielkich przyjaciół.

- Zgadzam się, jeszcze nie pora... Powiedz może jak Ci się w życiu układa, lovelasie – Wojtek był kiedyś wielkim kobieciarzem.

- A wiesz, raz na wozie, a raz pod. Jak u każdego. Pewnie nie wiesz, ale chajtnąłem się z Basią, mamy już nawet synka. Daliśmy mu na imię Michał – ostatnie zdanie wypowiedział zadziwiająco powoli i cicho.

- Michał... To tak jak ja... – odparłem zmieszany.

- Właśnie... – po raz kolejny już Wojtek nie ukrywał, że chce zmienić temat rozmowy – Powiedz lepiej co u Ciebie. Pewnie siedzisz teraz nad basenem w swojej wielkiej willi i popijasz Jacka Daniels'a – zapytał pół żartem, pół serio.

- Jedyna prawda, to szkocki trunek – odpowiedziałem rozbawiony – Mieszkam w bloku, mam długi, stertę rachunków do zapłaty, no i w dodatku dzisiaj wywalili mnie z roboty.

- Aha, to jednym słowem masz przesrane. I właśnie wtedy dzwonisz do mnie, jak za dawnych, dobrych czasów – Wojtek miał rację. Zawsze gdy miałem jakiś problem, mogło chodzić o cokolwiek, on mi pomagał go rozwiązać.

- Wiedziałem do kogo się zgłosić – minęło 7 lat, a ja dzwonię i proszę o przysługę – masz jeszcze jakieś kontakty w świecie futbolu?

- Pewnie, że tak, z każdym dniem rosną – odparł jakby dumny z siebie – ta branża jest zbyt dobrze płatna, aby ją od tak opuścić.

- Jasne, jasne. Więc słuchaj, mam prośbę – zawiesiłem na chwilę głos – poszukaj czegoś dla mnie, przyjmę każdą ofertę, z każdego zakątka świata. Byle nie z Polski, muszę stąd uciekać.

- Uciekać? - w jego głosie wyczułem rozbawienie – Ktoś cię goni?

- Mam swoje powody. O nic nie pytaj, po prostu zrób to dla mnie. To ważne – starałem się zabrzmieć najpoważniej jak tylko umiałem.

- Dobra stary, rozglądnę się dla Ciebie...

 

Dałem Wojtkowi swój nowy – ledwie chwilę przed rozmową kupiłem nową kartę – numer telefonu. Jeśli coś dla mnie znajdzie, to zadzwoni. Muszę czekać. Nienawidzę czekania. A czas leci. Jak tu wrócić do domu? Chłopcy od Maksa pewnie wypatrują mnie już pod blokiem, dziś nie uda mi się ich wykiwać – pomyślałem. Niedobrze. Nie mogę już tam wrócić. Po chwili zastanowienia wpadłem na nie głupi pomysł – postanowiłem odwiedzić brata. Spojrzałem na zegarek – 9:38. Tylko czy oni wiedzą gdzie on mieszka... – zamyśliłem się. Chyba nie, przecież to dziura zabita dechami. Podjąłem decyzję, po czym ruszyłem w stronę stacji PKP. Dotarłem na miejsce w siedemnaście minut. Całkiem nieźle. Spojrzałem na rozkład jazdy pociągów... odjazd na Kostrzyn... 10:42. Odetchnąłem z ulgą. Za mniej niż godzinkę wyjadę z tego miasta, i możliwe że już nigdy tu nie wrócę...

Odnośnik do komentarza

Za wcześnie by wypowiadać o fabule, bo trudno powiedzieć, w którą stronę zmierzasz. Osobiście nie lubię snów w tekście - chyba, że znajdą jakieś uzasadnienie w dalszej części. Uwaga: zaimki osobowe w opowiadaniu piszemy z malej litery (no chyba, że występują na początku zdania:))

Odnośnik do komentarza

Podróż do Mieszkowic zajęła mi trochę mniej niż dwie godziny. W pociągu spotkałem znajomego konduktora, Adasia. Gruby facet, który jest chyba najbardziej upierdliwym pracownikiem w całej spółce PKP. Opowiadał mi przez chwilę co się u nas zmieniło oraz co się nie zmieniło, a jego zdaniem powinno, po czym skasował mi bilet i poszedł dalej. Wysiadłem z pociągu z dziwną niepewnością. Bałem się? Przecież Maks nic nie wie o mojej przeszłości – zapewniłem się sam w myślach. W drodze do rodzinnego domu, gdzie teraz mieszka mój brat z żoną i dwójką dzieci, nie spotkałem nikogo znajomego. Mijałem ludzi, ale nikogo nie poznawałem. Oni także mnie nie kojarzyli. Odetchnąłem z ulgą. Po kilku minutach szybkiego chodu – inaczej nie umiem – ujrzałem budynek, który kiedyś był moim domem. Trochę się zmieniło. Brat wyremontował piętro, wybudował balkon, a na ogrodzie postawił dużą altanę. Zrobiło mi się smutno. Nie wiem czemu. Tyle mnie ominęło. Dotarłem do drzwi, po czym nacisnąłem dzwonek. Otworzył mi mój brat, Dawid. Zaniemówił, ja ciszy przerwać nie zamierzałem. Co miałem powiedzieć? Że miło go widzieć, po 7 latach banicji? Nie. Wolałem milczeć. Wolałem poczekać na jego ruch. W końcu mój brat przerwał tą ciszę: wchodź, nie stój tak na ganku jak jakiś głupek. Dawid oprowadził mnie po domu. Zmieniło się prawie wszystko. Obraz który mam z czasów młodzieńczych w pamięci już nie istnieje w rzeczywistości. Tego dnia poznałem także żonę mojego brata, Hanię oraz jego dwóch małych szkrabów, bliźniaków Jacka i Krzysia. Nie przyjechałem na ich ślub. Nie dostałem nawet zaproszenia, ale to moja wina. Nikomu nie podałem swojego nowego adresu zamieszkania. Tak wiele rzeczy przeszło tuż obok mnie. Zawiodłem. Wszystkich. Kiedy Hania zabrała chłopców do miasta na zakupy, ja z bratem mogliśmy w końcu spokojnie porozmawiać...

 

- Tyle czasu minęło stary – zaczął Dawid z żalem w głosie.

- Wiem, przepraszam... Nie planowałem tego, tak po prostu wyszło – odpowiedziałem, po czym wypiłem łyk herbaty.

- Cóż, było minęło. Powiedz lepiej co cię tu sprowadza – brat wyrozumiały jak zawsze.

- Uciekam. Znasz mnie, nie umiem żyć bez kłopotów. Pożyczyłem trochę kasy od takiego Maksa. Płotka, ale w Szczecinie jest niebezpieczny. Poza miastem jego macki nie sięgają. Nie wie o tobie, o mojej przeszłości, więc spokojnie. Nie sprowadzam na was kłopotów – oby, pomyślałem.

- Uciekasz – zamyślił się – ale co zamierzasz dalej? Nie da się cały czas ukrywać.

- Chcę wrócić do piłki, do trenowania – odparłem z dumą – Już rozmawiałem z Wojtkiem, ma poszukać mi jakiejś posady za granicą.

- Za granicą? Chcesz wyjechać... - w jego głosie dało wyczuć się smutek.

- Tak, tutaj nic dobrego mnie już nie spotka. Muszę zacząć od nowa, zmienić swoje życie. Chcę aby wrócił ten Michał z przeszłości... - zamyśliłem się, powrócił sen.

- Pełen radości i zapału do życia mój brat, który marzył o trenowaniu Arsenalu Londyn? – zapytał z rozbawieniem w głosie.

- Właśnie, ten sam. W końcu wygryzę Arsene'a Wengera, zobaczysz – zaczęliśmy się śmiać oboje, jak za dawnych, dobrych czasów.

- Cieszę się, że cię widzę bracie.

- Ja bardziej.

Odnośnik do komentarza

W Mieszkowicach pobyłem ledwie cztery dni. Brat ugościł mnie wspaniale, aż dziw biorąc pod uwagę, że odwróciłem się do wszystkich plecami na długie siedem lat. Jakby to wszystko się nie wydarzyło. Nie ukrywałem się. Szczerze powiedziawszy więcej czasu spędziłem na mieście ze starymi znajomymi niż w czterech ścianach mego rodzinnego domu. Wiele się tu zmieniło. Poczynając od ludzi, a kończąc na ogólnym wyglądzie miasteczka. Właśnie, wiele się tu zmieniło, ale nie ona. Natalka wciąż wyglądała pięknie, wciąż używała jak przecinka ciętej riposty oraz ironii – to właśnie za to ją pokochałem bite dziesięć lat temu. Drobna, brązowooka brunetka, o której kształtach ciała marzą nawet modelki. Moja miłość. Zdziwiłem się, że nie ma chłopaka. Była zaręczona, ale na tydzień przed ślubem okazało się, że jej goguś jest niewiernym skurwysynem. Na szczęście. Droga wolna do spełnienia młodzieńczego marzenia? Jest tylko jeden szkopuł... Musiałbym zostać w Polsce.

 

Owego czwartego dnia mojego pobytu w Mieszkowicach zadzwonił Wojtek. Miał dla mnie kilka bardzo ciekawych propozycji...

 

- Witaj przyjacielu! – wykrzyknął do słuchawki, nie ukrywał ekscytacji.

- Siemasz Wojtek, domyślam się że masz coś dla mnie... – urwałem przekazując pałeczkę przyjacielowi.

- Pewnie, że mam! I to nie mało! Ba! Dużo, oj dużo – odpowiedział podekscytowany bardziej ode mnie.

- To mów! Nie trzymaj mnie w niepewności – odpaliłem papierosa. Nikotyna ukoi nerwy.

- Od czego tu zacząć... dobra, wiem! Włoska Serie B. Awansowała teraz taka ciekawa drużyna Hellas Verona. Mają plany budowy potęgi, albo choć bycia średniakiem w Serie A. Co ty na to?

- Ciekawe, nawet bardzo. Mów co jeszcze masz – apetyt rośnie w miarę jedzenia.

- Chłopie, jak stoisz to usiądź – zaśmiał się – to jest prawdziwa bomba! Zainteresowane jest samo Deportivo! Spadli teraz i szukają trenera, który da im awans, a później utrzymanie w La Liga. Chcą cię pewnie dlatego, że odbyłeś staż w Atletico Madryt. Pamiętasz kto ci go załatwił? - zachichotał.

- Pamiętam, mów dalej.

- No to tak... – zapadła chwila ciszy – zainteresowane są jeszcze: hiszpański Valladolid, francuskie Nantes i angielskie Reading. Mam też propozycje z Polski...

- Mówiłem ci przecież, że nie jestem zainteresowany – czy to aby na pewno prawda? Sam nie wiem.

- Jasne, jasne. Powiem jedynie, że masz okazję powrotu do Szczecina.

- Heh, raczej nie skorzystam. Dzięki za wszystko, przemyślę propozycje i dam ci znać jutro lub pojutrze.

 

Stoję na rozstaju dróg. Zagranica – brak Maksa, brak Natalki. Szczecin – Maks na głowie oraz Natalka przy boku...

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...