Skocz do zawartości

Karkonosze


Loczek

Rekomendowane odpowiedzi

Ciężki był ten sezon. Nowi gracze, nowa nacja, wyprawa do Afryki, do tego kupno i kradzież Tigry. Tak sobie siedziałem nad brzegiem rzeki Bóbr i sączyłem z kartoniku soczek myśląc o tym, jak to było teraz, jak nie jesteśmy jeszcze sławni, no ale też nie anonimowi. Z Olą jestem już rok, zajebiście jak w bajce, ale wiadomo, że bajki nie istnieją, więc pewnie i dla nas przyjdzie wieczór. Przemek z Sylwią pojechali do jej ciotki, tam na północ i nie dają znaku życia. To normalne, takie typowo polskie. No a ja zostałem tutaj i myślę, czy sobie poradzę. Prezes gadał, żeby zatrudnić nowy sztab szkoleniowy, ale że jesteśmy wyżej w klasie rozgrywek to i pensje będą musiały wzrastać. I skąd wziąć na to siano? „Spychacz” daje nam sporo, ale tak naprawdę niewiele w porównaniu do innych. W dodatku trzeba rozbudować bazę szkoleniową gówniarzy, zatrudnić z dwóch gości co to będą ich trenować, kupić nowy autobus dla nich no i wodę i koszulki i generalnie mamy przejebane.

 

To było tak, że w upalny dzień spotkaliśmy się ze sztabem szkoleniowym na 1 maja w takiej cukiereni Bristolka, co tam to dupeczki w kusych spódniczkach pociskają, ale siebie pocisnąć to nie dadzą. No i zamawiamy jakieś tam słodkości, wywalamy na stół laptopy i inne dokumenty, jednym okiem tu a drugim na słodkości tych dupeczek. I mówię wszystkim co o tym myślę : że mamy za mało kasy, że zaczyna mnie wkurwiać to olewatorskie podejście do moich propozycji. Prezes żebym się nie wyrażał, ale ja wtedy żeby zamilkł bo teraz ja mówię, a on będzie potem miał swoją szansę. Michniewicz, mój asystent wcisnął łeb w dłonie ze śmiechu ale nie śmiał się bo prezes by tego nie zniósł. I mówię, że potrzeba nam to i tamto, że musimy siano na reklamach zdobywać i przede wszystkim podnieść ceny biletów. No bo nie oszukujmy się, za dyszkę jak kibice wchodzą na taki spektakl to nigdzie nie ma tak dobrze. I to zostało przeforsowane. Potem gadam, że skoro tak wysoko jesteśmy to i media do nas wpadać będą i te jebane spaghetti, a oni, że chyba paparazii, a ja, że jak zwał tak zwał. No i musimy zrobić salę co to ludzi takich będziemy przyjmować, bo przecież wywiady na dworze to nie ładnie. Michniewicz mówi, że przecież piłkarki ręczne mają taką salę, ale wtedy ja mu, że w takim razie po co kupował sobie teraz tego ścigacza, skoro Romaniuk też takiego ma?

Siadamy sobie dalej, bo podchodzi do nas taka szczuplutka blondynka, co ma cycuszki wielkości planktonu i mówi, że ludziom przeszkadzamy. Wsadzam jej wtedy dwie dyszki w te cycuszki, a ona pali rumieńcem, ale że porządna jest to je wyciąga i mówi że dziękuje. I mówię dalej do zgromadzonych, że musimy zatrudnić też dietetyka. Koniec z waleniem tanich piw i takich tam innych szlachetnych trunków. Koniec z jaraniem baki, chodzeniem na spidzie i korzystaniem z przydrożnych kurew. Skoro chłopaki zarabiają dobrze to stać ich na dobre żarcie. Prezes pyta co proponuję, a ja, że dietę wprowadzić. I takie restrykcje jak na przykład że piłkarz musi mieć dobry współczynnik BMI i że jak nie ma to kara finansowa. Przecież stać nas na walenie kar po tysiąc złotych no nie?

Oni tak siedzą i główkują, ale wtedy to podchodzi od nas taka bardziej obfita piętnastolatka na oko i pyta, czy nie chcemy jeszcze czegoś. Ja że nie, ale Michniewicz to by chciał, tylko to nie ten lokal. I wali prosto z mostu, ze chętnie by jej futro przetrzepał, a ona, że domyślała się, że on jest jakimś pojebańcem dlatego nosi gaz pieprzowy w kielni. I to na tyle jeśli chodzi o flirt. Osmarkałem się ze śmiechu.

Potem mówię tak, że baza szkoleniowa musi zostać rozbudowana. Trzeba kupić takie sztuczne ludziki co będą udawać mur, więcej piłek, chłopaki muszą mieć świeże obuwie więc albo każdy dostanie kilka par korków albo trzeba podpisać umowę z jakąś firmą, co będzie ten sprzęt prać. Do tego warto zmienić tych co sracze sprzątają, bo czasami nie sprzątają a biorą za to hajs. Oni po łbach się drapią bo myśleli, że zjemy po ciastku i pójdziemy w swoją stronę, ale ja wtedy nie daję za wygraną i mówię dalej. Trzeba kupić nowy autobus, ale taki z prawdziwego zdarzenia a nie z promocji. I pan Kaziu nie powinien nas już wozić, bo on to wali nie tylko tanie wina i Jadźkę, ale nawet czasami to chyba baka czy coś, bo nie da się z nim dogadać. I tylko w ostatnim miesiącu dwa razy mandat łapał bo wyprzedzał na pasach i tak dalej. A nam potrzebny kolo z klasą, co w gajerze będzie jeździł i znał języki. Prezes że na to kasy nie ma, a ja, że jest tylko że on żyła jest i zamiast pakować dupę i lecieć na wczasy do Ameryki Środkowej to by się wziął do roboty. Ostatni projekt to chęć pozyskania nowych chłopaków. Mówię otwarcie, że nam Afryka ten awans dała, a że mam tam kontakty, to trzeba to wykorzystać. Bo w Polsce to nas na chłopaków nie stać, no, chyba, że tych co w dupska biorą. I oni że spoko, że mam wolną rękę, ale nie za dużo mogę wydać. Pytam czemu, a oni, że skoro chcę tyle zmian zrobić to albo kasa na piłkarzy, albo kasa na przebudowę tego i tamtego. Sam autobus z milion będzie kosztował.

Po sytym posiłku w postaci ciastka i kawy, kolejnych dwóch dyszkach wciśniętych w majteczki takiej młodej, co to jej tata często u nas na trybunach kiełbachę wpierdala, polazłem do domu. A oni zostali, bo mieli zrobić naradę czy im pasi. I tak wędrując po kostce brukowej na Zabobrze zastawiałem się, czy my aby za szybko do tej ligi nie wchodzimy i czy damy radę?

Odnośnik do komentarza

Nie mam w grze Abdula.

--------------

 

Tego dnia basen na Sudeckiej pękał w szwach. Przy wejściu stał Robert, taki wysportowany kolo, co miał sukcesy w amatorskich walkach w klatkach. Bilety były po dwie dyszki, co jak na warunki zarobkowe w Jeleniej wołało o pomstę do nieba. No i idziemy, ja, Ola, Makassy i Bengo z taką młodą Magdą, co ją poznał w kolekturze jak totka puszczał. Robert wita nas jak swoich, niedźwiedzia wali i włazimy za darmo. A tam zjeżdżalnia z czasów młodości Gierka, tanie rozwodnione piwko w plastykowych kubkach i coś, co niby ma być lodem, ale jest czymś w tym rodzaju co najwyżej. Gapię się na ścianę sracza, a tam wielki plakat mnie trzymającego piłkę, obok stoi Romaniuk, a jeszcze obok Burandt leci w okienko parując gałę. Podchodzi do nas taki łepek co ma maks osiem lat i pyta czy się mu podpiszę na piersi. Głupio jak cholera, bo ja się gwiazdą nie czuję, ale wtedy Ola, że muszę przywyknąć, więc mu piszę z dedykacją. A potem to jeszcze kilka osób chce, inne kilka wybałusza gały bo Makassy to potężnie zbudowany chłopak, co to ma cyce jak Cutler prawie, a co najmniej jak Wheeler. Kładziemy się na kocach pod drzewem, na trawie, bo to taki basen co trawa dookoła zamiast bez niej. W głośnikach zapodaje

a ja szczerzę zęby, bo znam Honoratę. Ze Zgorzelca jest, a ja tam z moim przyjacielem Radkiem czasami na zakupy śmigałem, jak byłem jeszcze piękny i młody.

Ola odziana w złoty strój kąpielowy przyciąga wzrok wszystkich, ale mnie to nie wkurza. Bo oni to mogą się lampić, a ja dotykać i całować. Makassy idzie do wody, Magda też, a Bengo zostaje i wali z kufla bo polskie piwo to smakuje mu co najmniej zajebiście.

I to było tak, że na tym basenie spotkałem też prezesa takiej firmy, co to mięsem handluje. Na Dolny Śląsk ma dystrybucję i nawet do Czech wożą, a zwie się Kubex no i jest obrzydliwie bogaty. Zaparkował tradycyjnie swoje R8 przed wejściem, tak, żeby każdy mówił „ ojej ” i „ wow ”. No i on podchodzi do nas i pyta co słychać. A ja nie znoszę takich pytań, bo co mam niby odpowiedzieć? I wtedy, że do prezesa dodzwonić się nie może, a jak ja jestem to on wykorzysta okazję. I mówi, że chętnie by nam zapłacił żebyśmy na koszulkach mieli jego logo. A ja, jak namówię prezesa, to dostanę wycieczkę do Turcji. Patrzę jak Ola sączy soczek i mówię, że wycieczkę to spoko, ale dla dwóch osób. A on, że nie ma problemu.

 

Tego samego dnia ładuję się z butami do chaty prezesa i uzgadniam warunki. Wycieczka piechotą nie chodzi. Tylko, że oprócz niej to Karkonosze pojadą na obóz przygotowawczy do Turcji właśnie, więc wycieczka psu na budę.

Odnośnik do komentarza

Gorące piaski słonecznej Alanya sprzyjały morderczym treningom. Na początku, o poranku wszyscy biegali po plaży. Najpierw po piasku, później w wodzie po kolana. Turyści gapili się na nas jak na jakiś zabytek, ale chłopaki czuli się znakomicie. Widok ponad dwudziestu chłopa z lekką oponką i opalenizną godną albinosa musiał wzbudzać zainteresowanie. Ja w tym czasie najczęściej siedziałem na leżaku z Olą i sączyłem sobie coś, co serwował bar całkowicie za darmo. A to coś wtedy miało parasolkę i kostki lodu. Po takim treningu następowała seria rozciągnięć, ale ją to prowadzili już trenerzy. W sąsiednim ośrodku był obóz młodzieżowy, z liceum katolickiego z Warszawy i tamci to przychodzili często nas podziwiać. Nawet zakonnice czasami pod nosem coś tam szeptały pokazując palcami na tych i tamtych. Po rozciąganiu chłopaki grali w siatko nogę na takim specjalnym boisku do siatkówki z utwardzonym podłożem. A później dobierali się w zespoły czteroosobowe i pykali sobie w nogę na piasku. Popołudnie było wolne, więc każdy lazł do miasta podziwiać i kupować, a wieczorami chodziliśmy na siłownię. Taka wielka pakernia, ze sprzętem wartości Maybacha i nawet drugiego, masaże, sauna, basen, nawet solarium. Nie kumałem po co komu solarium w Turcji, jak tu słońce pali dupska na węgiel, ale było.

Polecieliśmy samolotem, z Wrocławia, na dwa tygodnie. Bite czternaście dni ostrych treningów przeplatanych z czasem na zabawę miało przygotować nas do ostrego sezonu. Bo gra w pierwszej lidze to nie lepienie zamków z piasku. A podchodziliśmy do sezonu pełni energii i optymizmu. Hotel był ogromnym dziełem jakiegoś architekta, który musiał jeździć Ferrari i mieszkać w burdelu. Czerwony dach, beżowe ściany, widok z balkonu na basen w kształcie owalu, obok zjeżdżalnie. A przy wejściu drewniany bar z baldachimem i dwoma murzynami bez koszulek, co leją driny wszystkim i to wcale nie słabe. Podchodzę raz do nich i zamawiam na oślep jakiś, a oni wódki lali więcej niż soku, tak, że po trzech miałem ochotę na wszystko na co nie miałem wcześniej. Dobrze, że była Ola, bo w przeciwnym razie pewnie ktoś przełączyłby mnie na tryb wpierdolu, jak to bywa u Polaków.

 

Treningi na siłowni rozpoczynali tamtejsi instruktorzy. Najpierw rozgrzewka na takiej gumie wyścielającej podłogę, później kwadrans aerobów. Mieliśmy też wykłady z dietetyki, a po nich każdy mógł spróbować suplementów i pogadać sobie w cztery oczy z tymi szkoleniowcami. Każdy dostał też indywidualną rozpiskę, bo niektórzy mieli tarki na brzuchach, a inni niektórzy ciasto drożdżowe robione na parze. I teraz tak – ci tłuściejsi trenowali jeszcze po treningu siłowym aeroby. Zaś ci wyrzeźbieni mogli spokojnie iść na basen, masaż i takie tam zabiegi odnowy biologicznej. Masaże robiły piękne laski, jak z okładki. Polazłem sam na jeden, ale skończyło się to nie za dobrze. No bo tak, leżę sobie na golasa z dupskiem przykrytym ręcznikiem i wchodzi taka jak Aylar. Na sam widok wyprodukowałem więcej plemników niż w ciągu ostatniego roku. I ona do mnie jaki masaż chcę, a ja że relaksacyjny. Jak leżałem na plecach to ona w pewnym momencie do mnie, że chyba musi przestać, a ja że dlaczego. Pokazuje mi palcem na krocze, a tam namiot po sam sufit. Było mi wstyd jak bym puścił bąka na apelu szkolnym stojąc przy mikrofonie. Na szczęście była na tyle wyrozumiała, że masowała dalej, a ja zamykając oczy byłem n a tyle wyrozumiały, że w myślach nawet ją bzykałem w pupę. Seks bez miłości to nie zdrada przecież.

Jeszcze tego samego dnia wybraliśmy się na wieczorne Beach party, gdzie grał taki gość, co to się Armin van Buren nazywa. Nie lubię takiej muzyki, ale jak zobaczyłem Olę wijącą się na parkiecie, to i przy Disco Polo bym potańczył byle bym w ogóle przy niej był. No bo jak ona wypięła pośladki i takie tam inne babskie ceregiele to w ułamku setnej sekundy przy DJ zjawiło się tylu facetów, ile ludzi podczas beatyfikacji Papieża. I każdy by ją poobracał tak, albo inaczej. Dobrze, że nas było ponad dwudziestu, bo chłopaki szybko smukali o co kaman i mi pomogli. Tańczę więc przy Oli, a tu mnie ktoś z Bara i mówi, że odbijany. Odwracam się, a to taki przypakowany blondyn z dziarą w kształcie pająka na szyi. Odbiłem mu, ale kostkę pod okiem, a potem to cisnęliśmy na plażę póki gość się nie ocknął.

Shikanda i Kuklis poszli za nami, tak na wszelki wypadek, bo przecież ciapaci lubią czasem kosą popieścić. Na szczęście obyło się bez takich i innych nawet, więc spokojnie po godzinie wróciliśmy na imprezkę i w rytm techno kręciłem biodrami jak jakaś rasowa suka.

Przy barze stał Burandt i sączył jakieś coś. Podchodzi do niego ta Aylar co to mnie zgwałcić chciała i siada na hokerze. A Polak, jak to bywa po alkoholu, od razu ciśnie bajerę. Gapię się co chwila, a ona odsuwa się na drugi hoker, a potem nawet na trzeci. Kiwam łbem do Romaniuka, ten tam podchodzi i zamiast Burandta zabrać sam smaży cholewki. Pogadali, on się tam uśmiechał, ona też. A potem patrzę, a ich nie ma. Burand najebany trzyma się filara i sadzi pawia na parkiet, ochroniarze cisną do niego z prędkością Speede Gonzalesa albo innego Strusia Pędziwiatra a ja już wiem, że ten wieczór skończy się nie za dobrze. I kiedy wychodzę sprawdzić, czy nasz bramkarz dobrze dostał wpierdol, na plaży, pod pustym stoiskiem z coca colą Romaniuk ciśnie ją od tylca szarpiąc za włosy i krzyczy do mnie, że jak coś, to on już śpi, gdyby stara dzwoniła.

Odnośnik do komentarza

Tureckie stragany serwowały wszystko, co można kupić legalnie. Wisiały tam wisiorki, stały rzeźby i inne takie figurki, żarcie, picie, a nawet czasami to ciapatą można sobie kupić i to wcale niedrogo. Bo niektóre rodziny to nie mają kasy, więc puszczają swoje dzieci, ale takie starsze trochę, żeby sprzedawały swoje ciało. No i sprzedawały, a nasi to kupowali nawet na kilka dni. Bałem się trochę, że wrócimy z figurkami, wisiorkami i jakąś kiłą, rzeżączką i innym ciekawym gatunkiem, ale raz się żyje, a ja żyję z Olą więc mi to nie grozi.

I to było tak, że tego dnia po ostatnim treningu poszliśmy sobie na plażę. A tam przy niej, na terenie naszego hotelu był basen no i parasolki z drinkami. Z tyłu muza, na plaży jakieś łódki i tacy wyrzeźbieni wyrywacze dupeczek. Rozpaliliśmy ognisko, tak po polsku, ale kiełbasek nie było, więc piekliśmy takie coś jak kebab. I wtedy Romaniuk przychodzi i mówi, że tamtą masażystkę to on kocha i do swojej starej nie chce wracać. Ta ma wygoloną jak kolano, a jego to mówi, że po to natura dała włosy żeby tam były. On zdecydowanie woli bez, a że nie rozumie do końca co ona mówi, to go jeszcze bardziej jara. Tłumaczę mu więc, że zostać nie może, bo ma kontrakt, a on, że zerwie kontrakt i będzie tu w roli kogokolwiek, byle w ogóle. Przysiada się do gadki Kuklis i on też, że zakochał się w tej młodej, co siedzi pod palmą i sączy z kokosa jakieś coś. Gapię się tam i widzę, że ona to może pokonała maks siedemnaście wiosen, ma tatuaż na plecach w kształcie węża, a na głowie nosi taki beret z daszkiem, jak Alyah czy tam inna czarnoskóra laska. Kuklis, Romaniuk, nawet Burandt coś wyrwał. Co prawda za drobne, no ale jednak. Myślę sobie, jak to jest, że faceci wyjeżdżają na wczasy i im w łbach popierdoliło. Ale zaraz po tym przychodzi ta masażystka, w samym bikini i już rozumiem i nawet ja też bym może tu został, ale nie mogę.

Nocne niebo wysrało pełno gwiazd. Niby romantycznie, ale jak się leży na piasku to parzy w plecy, a jak się nie leży to by się poleżeć chciało. Powietrze ciężkie i gorące jak to w saunie, a słabe drinki walą po łbie jak mocna polska wódeczka. Wleźliśmy z Olą na golaska sobie do wody. Rozglądałem się czy nikt nie patrzy, popływaliśmy sobie, a potem to wskoczyła na mnie, objęła jak misio koala i drżałem w niej tak z kwadrans, a potem to już nie miałem czym. Do końca pobytu zostało nam kilka dni, trzeba to wykorzystać maksymalnie. Bo sezon długi i ciężki, a Polska to nie Turcja. No więc, żeby być zrelaksowany, Ola zrobiła, że już znów miałem czym, i wtedy to na tym piasku to nawet mogłem.

Odnośnik do komentarza

Dzięki. Tylko ten nowy design strony jest tak okropny, że aż się pisać nie chce ;/

 

---------------------------------------------------

 

Ostatni dzień obozu w Turcji przebiegł nad wyraz leniwie. Każdy miał dzień wolny, więc drużyna rozpłynęła się po mieście jak czekolada w ustach. I tak, my z Olą, Kuklisem i Burandtem poszliśmy kupować takie rzeczy, co to nie są przecież potrzebne, no ale wypada je mieć. Wisiorki, figurki, takie lepione, kręcone i inne gówna. Miałem ostatnie grosze więc nie żałowałem na to wcale. Kuklis pierdyknął sobie koszulkę z Hakanem Sukurem. Burandt czapkę z daszkiem, a na niej był napis po turecku, ale nie kumałem o co tam chodzi. No a Ola to chciała tunikę, taką zwiewną, beżową, a jak ją przymierzyła to widziałem wszystko, a nawet więcej. Potem poszliśmy nad wodę, ostatni raz pomoczyć stopy. A tam woda cieplejsza niż ciepły prysznic w Polsce, widać dno nawet jak się po pas lezie, dalej pływają motorówki, jachty i takie skutery, co to wyścigi sobie robią i strach płynąć dalej niż tak niedaleko.

- Szkoda, że musimy wracać. Tu jest raj na ziemi – powiedział Romaniuk i zamoczył kawałek owocu w czerwonym sosie.

- W domu tego nie ma, to fakt. Ale u nas też jest pięknie.

- Pięknie? U nas? Co jest takiego pięknego w tym zapyziałym, zaściankowym mieście, w którym durnej galerii handlowej nie umieją otworzyć? Nie mamy kina, nie mamy normalnego basenu, a na zakupy muszę jeździć do Wrocławia.

- To się przeprowadź – wlałem łyczek soku z porzeczki w gardło.

- Paweł, ale to nie o to chodzi. A zresztą – wzruszył ramionami – i tak mnie żaden inny klub nie chce. Gdyby nie wy to dalej bym łupał w okręgówce, albo niżej. A tak, mam najpiękniejsze wakacje w życiu.

- Tylko nie ma tu Twojej …

- Jej nie będzie. Już niebawem jej nie będzie. Mam dość. Myślisz, że to takie fajne uczucie, kiedy ją całuję a tam pół jeleniej się do buzi zrzucało? Albo jak mamy iść do wyrka, to myślę sobie, że na bank ją ten murzyn z bramki walił, a on to ma przecież rozmiar afrykański, co najmniej metr.

- Przesadzasz.

- A gdyby tak Olę …

Wkurwiony wstałem aż na nogi i odstawiłem szklankę. Patryk parsknął śmiechem, pokręcił łbem i polazł dalej, a ja tak stałem nad brzegiem i myślałem sobie, że to serio przejebana sprawa. Jak być z kurwą? Tego nie wiedzą nawet najstarsi górale.

Nazajutrz spakowani pojechaliśmy takim brązowym autobusem na lotnisko. A potem długi lot do Polski, w telewizji jakiś film po francusku z napisami. Gdy wysiadłem na ojczystą ziemię padał deszcz. I wtedy to znów szara rzeczywistość do mnie dotarła. Oni są tam, ciepło, dupeczki, kokosy, a my tu, deszcz, podatki i niezrealizowane plany. Słowem, przejebane.

Odnośnik do komentarza

Dzięki. Tylko ten nowy design strony jest tak okropny, że aż się pisać nie chce ;/

 

Cytując Twojego opka:

 

- Przesadzasz.

 

:P

 

IMO kwestia przyzwyczajenia.

 

 

- Pięknie? U nas? Co jest takiego pięknego w tym zapyziałym, zaściankowym mieście, w którym durnej galerii handlowej nie umieją otworzyć? Nie mamy kina, nie mamy normalnego basenu, a na zakupy muszę jeździć do Wrocławia.

 

Pozdro Focus Mall :P

Odnośnik do komentarza

Deszczowa Jelenia Góra pasowała do naszych wakacyjnych nastrojów jak Rocco do Muminków. Na początku było tak, że mieliśmy sparing. Mój asystent zajął się organizacją spotkań towarzyskich, a mi w nich chodziło wyłącznie o zgranie, a nie o wynik. I tak, z Cuiavią Inowrocław zagraliśmy trzeciego lipca, na wyjeździe. I nie był to wcale łatwy mecz. No bo jak miał być łatwy, kiedy połowa graczy była albo na kacu, albo na wzwodzie po tureckich harcach. Wyszliśmy praktycznie samymi Polakami, bo Afryka miała swoje mecze towarzyskie w kadrze. A ja nie miałem zamiaru utrudniać selekcjonerom powoływania do zespołu.

Na trybunach zasiadło prawie trzy tysiące kibiców. Zagraliśmy bardzo dobrze, Domański pacnął dwie bramy, Wicher jedną, Romaniuk tez. Jak go po meczu pytałem o to czy gadał ze swoją starą, to on, że nie bo była zajęta obsługą klienta. Pytam więc, czy ona tak normalnie, bez krępacji, a on, że tak, bo siedzi w pokoju obok i oni już razem nie są i nie będą.

Swojej szansy nie wykorzystał Wólkiewicz, więc wreszcie poszedł na listę transferową.

Cuiavia Inowrocław 1:4 Karkonosze Jelenia Góra

( Domański 2x, Wicher, Romaniuk )

 

Dwa dni potem to pojechaliśmy do Janowa Lubelskiego. Nie tak daleko, ale teraz to po raz pierwszy siedzieliśmy w nowej furce. Bo prezes słowa dotrzymał. Po powrocie dostaliśmy nowe szatnie, pachołki, piłki, każdy nowe korasy, sztuczne przeszkody do trenowania. A autobus to był jebitnie wielki, taki co z daleka jak piętrowy wyglądał. I miał w sobie klimę, dwa telewizory, wifi i sracz z natryskiem. Nowym kierowcą był taki gość, co to miał sylwetkę wuefisty, czarne włosy w kuca spięte i nosił bródkę, szpiczastą. Ponoć kiedyś w popularkach jeździł maluchem i coś tam nawet wygrywał. Ja go znałem z dyskotek. Mówili na niego „ Jebaka ”, ale to nie chodziło o to, że się bić potrafił. Pił dużo, ale tylko jak mógł, a prezes przyjął go, bo tylko on miał wyższe wykształcenie i jakieś doświadczenie w kierowaniu autobusem. Dostał 1800 miesięcznie.

Janowianka Janów Lubelski postawiła nam wysoko poprzeczkę. Wyszliśmy tym samym składem, tylko że Wólkiewicz nie złapał się nawet do autobusu. Rozpoczęło się zajebiście, jak w Titanicu, Domański przywalił z woleja w 4 minucie i pomyślałem sobie, że może wskoczy na stale do pierwszej jedenastki. Ale potem grał piach, tak jak wszyscy, a Janowianka punktowała nas jak bokser.

Janowianka Janów Lubelski 3:1 Karkonosze

( Domański )

Odnośnik do komentarza

Dług Przemka przekraczał już jego roczne dochody. Dostawał telefony z pogróżkami, raz nam szybę ktoś z kamienia wyrąbał. Postanowiłem mu pomóc, bo to ziom, a ziom za ziomem zawsze stanie. Wyjąłem z konta dyszkę, zapakowałem w reklamówkę z Lidla no i zadzwoniłem do nich. A oni, że widzimy się w parku Małpi Gaj, w Sobieszowie, zaraz po dziewiątej wieczorem. Obczaiłem jeszcze kiedy kursuje jakiś MZK i pojechałem. Takie wożenie siana pod pachą jest dziwne. Bo nagle wydaje mi się, że każdy się lampi, że każdy wie co mam i ile i że wszyscy są uzbrojeni w co najmniej Panzerkampfwagena.

W Sobieszowie było jeszcze puściej niż w centrum Jeleniej. Na przystanku owczarek niemiecki pociskał jamnika, dalej jakieś koty darły japy, a tam pod lipą, przy moście dwóch żuli degustowało rozpuszczalnik z czerstwymi pączkami. Idę ja wzdłuż głównej ulicy, ładuję dupsko na ławkę przy huśtawce i zaraz podjeżdża taki czerwony Golf III, taki obniżony, na szerokiej feldze. Ze środka wynurza się łysy kolo, z kolczykiem w uchu i w nosie, gapi się we wszystkie strony świata i idzie do mnie. Wyciągam sianko, mówię mu, że ja to ja, a on, że ma to w dupie kim jestem, on ma siano odebrać i jedzie. I żebym się streszczał bo mu diesel ropę żłopie na wolnych obrotach jak Kwaśniewski wódkę. Pytam go czy jakieś pokwitowanie mi da, a on, że w mordę mi może dać, albo przywiązać do zderzaka i po hopkach pojeździć. Znudzony czekam aż odjedzie. Ciągnie za sobą wielką, czarną chmurę dymu a w głośnikach nuty umcyk umcyk, tak oryginalne jak jego bryka.

Pomyślałem sobie, że powiem Przemkowi o pomocy. Zamówiłem więc Taxi, pojechałem do chaty, wchodzę, a on siedzi w kuchni i ma żyletkę w łapie. Pytam go po co, a on, że chciał sobie żyły wypruć, ale ja jestem, to teraz on się wstydzi. Wyjmuję mu ten pierdolony metal z łapy i sadzę lepę w tylną część łba, a on zaczyna ryczeć jak trzylatek co nasrał w gacie biegnąc do nocnika. Potem dzwonię do Sylwii, ale ona mówi, że ma już dość. Wczasy spoko, ale ona chce innego, takiego co ma siano i plany na życie. Pytam więc, czy Przemek nie ma takich, ale ona mi odpowiada, że ma, ale ona chce innego. I taka nasza rozmowa.

Kupuję w Żabce naprzeciwko Dimple, walimy ją bez coli, a w telewizji leci Bruno. Przemek pyta czy już wiem. Drapię się po łbie, oświadczam, że spłaciłem jego dług i że Sylwia to zła kobieta była. A on, że nie zła, ale też nie dobra, a dług mi zwróci bo zapisał się na kurs przewodników górskich.

Potem to walimy do 0.7 do samego dna, w lodówce zostawiamy tylko światło i mroźne powietrze. Ja jeszcze przed zaśnięciem piszę do Oli, że ją uwielbiam i w ogóle jest spoko, a ona do mnie, że wie i że ja też, a nawet więcej.

Odnośnik do komentarza

Po opracowaniu całej dokumentacji, przeanalizowaniu wszelakich statystyk i innych wytycznych i takich rzeczy, co to się robi, żeby chłopaków zatrudnić, do klubu dołączyli kolejno :

 

Jacek Kuklis – defensywny pomocnik. Przybył za darmo.

 

Ernesto Mensah – pomocnik z Ghany, mieszkający w Polsce od pięciu lat. Za darmo.

 

Marcin Pacan – były piłkarz Karkonoszy. Wyjechał w Polskę kilka lat temu. Z sentymentu ściągnąłem go do nas, również za darmo.

 

Michał Żmuda – ofensywny pomocnik, za darmo.

 

Sebastian Górski – obrońca. Typowa zapchajdziura.

 

Transfery za pomocą Cześka z Ugandy :

 

Moussa Bangoura – napastnik z Fello Star, przybył za 30 tysięcy złotych.

 

Peter Opiyo – środkowy pomocnik z Kenii, przybył z Vasco Da Gama z RPA, za darmo.

 

Youssouf Toure – z Fello Star, za darmo. Miał zostać pierwszym bramkarzem, bo Burandt wcale nie zachwycał.

Odnośnik do komentarza

Po zakontraktowaniu chłopaków, zaraz po obozie niestety, dalej ruszyliśmy szlifować się przed sezonem. Jak to mawia Hardcorowy Koksu – nie ma opierdalania. No i tak, najpierw to zatrudniłem dodatkowo trzech trenerów – jeden siłowy, jeden od juniorów i jeden normalny. No i oni mieli za zadanie zapierdalać razem z reszta. Potem to Michniewicz, mój asystent, dał mi takie informacje o szkoleniach no i musiałem na jakieś pojechać. Bo nie miałem uprawnień żeby być trenerem w najwyższej lidze, a przecież w nią celowałem. W związku z tym była dziekanka, studia przerwałem, co nie spodobało się Oli bardzo a nawet była wkurwiona. Bo ona to mówiła, że jak się ma wykształcenie to łatwiej o pracę. Ale ja jej wtedy, że pracę już mam, a studia zdążę przed trzydziestką skończyć. To ona, że zachowuję się jak jej rówieśnicy, co teraz wspierają polski przemysł alkoholowy i tytoniowy, inni to siedzą w pierdlu, a jeszcze inni za granicą, gdzie są murzynami i zapinają za marne grosze. Nigdy nie rozumiałem kobiet.

W międzyczasie postanowiłem kupić chatę. Ile można mieszkać na wynajmie? Mam już swoje lata, no a jak się ma taki wiek już, to czas myśleć nad przyszłością. Nie chciałem się żenić, bo na to jestem jeszcze za młody, ale swój kwadrat to jak najbardziej. Od kiedy obejrzałem „ Ja wam pokażę ” chciałem mieć taki drewniany dom, co to pachnie lasem i ma widoki na coś, co wpływa pozytywnie na ciało i ducha. No i polazłem do takiej firmy w Kowarach, co takie z bali stawia i nawet bez gwoździ. A oni, że to niewiele kosztuje tak naprawdę, ale muszę zapłacić za projekt. Do tego dochodzi jeszcze kupno ziemi, bo przecież to jest najważniejsze. Polazłem więc do biur nieruchomości, ale tam to chcieli mnie wyrżnąć w odbyt bez wazeliny. I nawet po tym zapalić nie mogłem. No i wtedy doszedłem do wniosku, że przecież ojciec Oli to ma łeb do takich spraw, bo on w geologii pracował kiedyś i takie wnioski załatwiał, a nawet inne też. Pojechałem więc, on otwiera mi w szlafroku, a mama Oli właśnie gacie na dupę naciągała i widziałem jej słodkości. No, może nie słodkości, ale kiedyś pewnie były nawet nawet. Siadamy i gadamy, on do mnie, że zna takie miejsce, ale to daleko od miasta. I że pewnie nie będzie drogo, ale trzeba zapłacić gotówką. Polecił mi też jakieś banki, co kredyty dają i spełniają marzenia, ale ja nie chciałem brać kredytu. Klub dał mi kolejną podwyżkę, przed rozpoczęciem sezonu i teraz to kosiłem dwadzieścia dwa tysiące złotych tygodniowo. Ale o tym nie mówiłem, bo po co.

I to było tak. Ta firma z kowar wyceniła budowę na 100 tysięcy. Taki dom, dwa piętra, cztery pokoje u góry i łazienka. Na dole to kuchnia, kibel, łazienka i takie coś, co się tam siedzi i ogląda telewizję. I gapię się, a tam Vetr z forum Football Manager. I on jeszcze, że fajne zasłony mi walną, takie żeby nie było widać że pornuchy oglądam. Ja do nich, że mam babę, a oni kiwają łbami ze zrozumieniem i mówią, że każdy ma Renię i machają zaraz prawicą.

Działka kosztowała pięć dyszek. Była oddalona od centrum, między drzewami a z okien to miało być widać Czarny Kocioł. Droga szutrowa, ubita walcem, a chata na takim pagórku i ogrodzenie dookoła też. Zapłaciłem część, resztę miałem dać kiedy indziej. No i tak załatwiłem pierwszy swój dorosły krok w życie i byłem dumny jak bym rozdziewiczył jakąś dupeczkę.

 

A potem to towarzysko popykaliśmy sobie z Przebój Wolbrom. Za chuja nie wiedziałem co to i skąd, no ale Michniewicz ich zmontował to graliśmy. Rozpoczęło się spoko, bo Romaniuk otworzył wynik i cieszyłem michę. Ale potem tamci wyrównali i pomieszałem w taktyce. Skrzydłowi poszli w przód, boczni obrońcy też, a napadzior zszedł do drugiej linii. No i Domański, ten co zszedł z czuba na 2:1 wsadził, ale zaraz potem znów ten sam co nam najpierw strzelił wyrównał i to by było na tyle.

Przebój Wolbrom 1:1 Karkonosze Jelenia Góra

( Romaniuk, Domański )

 

Trzynastego na własnej murawie dostaliśmy wpierdol od Górnika – tego z Łęcznej. Przez moment na dobre wyleczyłem się z tych wszystkich górnolotnych myśli, że my wyżej będziemy i że sława i takie tam. Ale potem Kuklis do mnie, żebym olał temat, bo przecież każdy ma gorszy dzień i nawet Kurewscy z Barcą czasami dostają.

Karkonosze Jelenia Góra 0:3 Górnik Łęczna

 

Ostatni sparing przed inauguracją ze Stalą Otwock zagraliśmy z Belą pod Bezdezem. Czesi byli ciency jak kutas planktonu no i rozjechaliśmy ich z dłonią w dupie. Najpierw Ngassa z bańki, potem Bizagwira po rogu z klaty. Następnie samobój, bo Ngassa walił z woleja a Valenta odbił udem. W 90 minucie na cztery do koła wsadził Romaniuk takimi to niby nożycami, niby przewrotką.

Bela pod Bezdezem 0:4 Karkonosze Jelenia Góra

( Ngassa, Bizagwira, Romaniuk )

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...