Skocz do zawartości

Zajrzeć do wnętrza


wenger

Rekomendowane odpowiedzi

Słońce chyliło się ku zachodowi, rozświetlając majestatyczne fiordy ostatnimi promieniami lata. Dzika i piękna natura była wizytówką Norwegii. Zapierające dech w piersiach widoki zachęcały turystów do zapuszczania się w najbardziej niedostępną, acz urokliwą okolicę. Były jednak miejsca, do których żadne oko nieproszonego gościa nie miało wstępu. Gdzieś, pomiędzy skalnymi odłamami, jakby pod ziemią, daleko, a może całkiem blisko, równo z zachodem słońca, rozległy się ostre dźwięki dawno niedostrojonej lutni i okropnie fałszujący, męski głos:

 

 

Nie mogę śpiewać, bo serce pęka i szlag mnie trafia od rana!

Dokąd podąża, dokąd się toczy, ta nasza piłka kopana?

 

Gdzieś tam na Cyprze, albo w Mołdawii,

Lepiej już kopią w balona

Niedługo Fidżi albo Bangladesz

Naszą drużynę pokona!

 

Nie mogę śpiewać, bo serce pęka i szlag mnie trafia od rana!

Dokąd podąża, dokąd się toczy, ta nasza piłka kopana?

 

Zamiast siać trawę, robić boiska

Budować dzieciom „Orliki”

Robimy cuda, dziwne przekręty

Liczymy własne srebrniki

 

Nie mogę śpiewać, bo serce pęka i szlag mnie trafia od rana!

Dokąd podąża, dokąd się toczy, ta nasza piłka kopana?

 

Tam pod Krakowem, gdzie smok wawelski

Siarczystym zieje płomieniem

Pseudopiłkarze nie chcą harować

W Wiśle są parszywe lenie

 

Nie mogę śpiewać, bo serce pęka i szlag mnie trafia od rana!

Dokąd podąża, dokąd się toczy, ta nasza piłka kopana?

 

W mieście Warszawie piękny jest stadion

Drużyna jak malowana

Tylko brakuje umiejętności

Miernota gwarantowana!

 

Nie mogę śpiewać, bo serce pęka i szlag mnie trafia od rana!

Dokąd podąża, dokąd się toczy, ta nasza piłka kopana?

 

Wiara poznańska łudzi się jeszcze

Lech zagra w drugiej Europie

Tylko co będzie, kiedy pięć zero

Rywal im każdy dokopie?

 

 

- Wenger, nie smęć, bo uszy bolą! Jeśli lutnia w ręce cię pali, to wrzuć ją do ogniska, będzie ci cieplej w tej norze. Człowieku, gdzieś się podział!?! Kilka miesięcy nieobecności, jakby kamień w wodę! Odbiór!

- Ciii… Szefie. Siedzę w skale, zapuściłem brodę, ubrałem się w jakiś dziwny, paskudny, czerwony strój dla niepoznaki i próbuję przeczekać.

- Co chcesz przeczekać? Swoje zwolnienie dyscyplinarne? Chcesz, abym wysłał tam filigranowego gołębia pocztowego z listem poleconym!

- Wal się! Yeti, który gra ze mną w karty, bardzo lubi gołębie o poranku… szczególnie pieczone na rozgrzanej skale. Kryzys naszej piłki kopanej chce przeczekać i będę siedział w tej dziurze, aż do momentu, kiedy Reprezentacja Polski wygra w końcu jakiś mecz.

- Musiałbyś siedzieć do zasranej śmierci. Koniec żartów, jutro z rana będziesz miał wizytę.

 

Nazajutrz do jaskini wleciał ogromny, pierzasty potwór. Yeti został połknięty bez przepijania, a ja w odruchu obronnym chwyciłem za pochodnię wepchniętą nietoperzowi do d… dzioba. „Filigranowy gołąbek” zgasił moją pochodnię jednym ruchem ogona i rzucił mnie o skały. Wyciągnął za pazuchy sól i pieprz, pod szyję zawiązał sobie jakąś białą szmatę i wyciągając widelec w moją stronę, zaczął się nieprzyzwoicie oblizywać. „To koniec!” – pomyślałem, ale honor nie pozwolił mi na tak marną śmierć. Skoczyłem z fiordów w 150 - metrową przepaść. I tak leciałem przerażony dłuższą chwilę. Już miałem umrzeć w powietrzu na zawał serca, bo to przecież lepsze niż roztrzaskanie się o ostre skały, gdy ktoś niespodziewanie zatrzymał pilotem dramatyczną akcję. Zawisłem w powietrzu, nieruchomo.

 

- Co Wenger, srasz w gacie? Nie bój się, nie damy ci umrzeć. To przecież tylko gra, dostaniesz drugie życie i nie zmarnuj go! Wracasz do bazy.

- Kurwa! Jak ja uwielbiam tego Matrixa.

 

„Play” na pilocie wznowił akcję , ale ja zamiast na skały, spadłem na spienione fale. Uff, jaka ulga wykąpać się po kilku miesiącach pustelniczej doli. Wszyscy, którzy się spodziewali mojego powrotu do bazy będą jednak zawiedzeni. W tym opowiadaniu wenger będzie przebiegły, sprytny, zwariowany i … trudno przewidzieć jak się zachowa. Nie miałem zamiaru nigdzie wracać. Wdrapałem się z powrotem na górę, przed wejściem do jaskini zainstalowałem antyradar na latające stwory, zabarykadowałem się odchodami nietoperzy i… przełączyłem się w tryb czuwania.

 

Wprawdzie niektórzy namawiali mnie do powrotu różnymi sposobami. Czasem przyjeżdżał Amicus swoim rozklekotanym Clio i mówił:

- Wenger, wróć do cywilizacji, podaruję ci moją wypasioną furę!

Zaglądał również Profesor, oferując mi karnet na mecze Lecha, ale to akurat nie było dobrym argumentem. Najbardziej wspierał mnie duchowo Łaziii:

- Wenger wracaj, jakoś smutno bez ciebie. Klepniesz ze dwa śmieszne posty i od razu zrobi się wesoło.

 

Ja byłem jednak uparty jak osioł. Jak wygrają, to wrócę. I koniec. Nikt mnie stąd nie ruszy. Może jutro wszystko się odmieni? Jest nadzieja…

Odnośnik do komentarza

[wazelina mode on] Wiedziałem o Twoim powrocie do pisania nieco wcześniej niż reszta użytkowników i dlatego jeszcze większe emocje ta świadomość u mnie wzbudzała. Wreszcie się doczekałem i jest jak zza dawnych dobrych lat - świetnie. Powodzenia w pisaniu! [wazelina mode off] ;)

Odnośnik do komentarza

aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!! He's baaaaaaaack!!!! :eusa_dance::debesciak::klaszcze: Wreszcie opowiadania ożyją (wszystkich już tam obecnych, ze mną na czele, serdecznie przepraszam;) ). Piiiiisz Pan. Pliiiiiiizz!

 

To tyle na spontanicznej radości poprawionej dwoma mocnymi drinkami z ukochanej Metaxy (wiem, wiem... babski trunek). Więcej, a przede wszystkim sensowniej, napiszę po Twoim kolejnym poście. Kurde... zaczynam lubić jesień :]

Odnośnik do komentarza

A zwykłej literówki nikt nie zauważył, sam se muszę poprawiać :>

 

 

- Wenger! Mówię ci, jakim był świetny mecz! Ręce same składały się do oklasków!

- Wygrali?

- Jak oni pięknie grali. Akcje oskrzydlające, szybkie wymiany podań, dośrodkowania. Cud, miód po prostu!

- Wygrali, czy nie?

- No… prawie im się udało.

- Czyli opka szlag trafił. Tylko co ja będę żarł do następnego meczu, został mi tylko suchy mech. Jaki był wynik?

- Wynik? No… prawie zremisowali. Gdyby ten nasz napastnik zamiast kopać karnego, zwyczajnie go strzelił. I oczywiście wszystko przez sędziego było, ponieważ czarny wyrzucił z boiska jednego z przeciwników i nasi grali przewadze.

- Nie rozumiem, to mieli przecież łatwiej?

- A nie… Australijczycy to mądrzy piłkarze.

- Przemycili kangury, aby je opchnąć w Krakowie po konkurencyjnych cenach?

- Nie, cofnęli się pod własne pole karne, wiedząc, że w napadzie mamy samych lewych i jeleni, którzy z główki bramki im strzelić nie mogą. I tak sobie stali w tym polu karnym, aż do momentu, kiedy na boisku pojawił się niższy o głowę, od lewych i jeleni, niejaki Smolarek. W przeciągu kilku minut potrafił oddać cztery strzały z okolic pola bramkowego. Przysięgam, gdyby grał chociaż 45 minut, wygralibyśmy. Mur, beton!

- Mnie takie gadki nie ruszają. Są przynajmniej jakieś plusy?

- Najlepszy był Boenisch.

- Zaraz, zaraz… Czy jest coś, o czym ja nie wiem? Za długo siedziałem w tej dziurze i cofnęli mi polskie obywatelstwo? Teraz kibicuję Niemcom? Bez ziółek od Wiedźmy tego nie przeżyję.

- Nie, nie… To Polak. Dostał polski paszport w dniu meczu.

- I od razu go powołali do reprezentacji? Krucho musi być z tą naszą drużyną. To może by tak robić z tymi wszystkimi uchodźcami, co to przez wschodnią granicę się przedzierają? Kilku dobrych grajków by się znalazło. Tak, czy siak, Polska dostała wpierdol, ja zostaję w pieczarze, a ty zadzwoń w październiku.

- Nie, Wenger. Raz mnie nabrałeś z tym powrotem. Drugi raz się nie dam. Do października nikt czekał nie będzie, jutro wysyłam ci „Grubego Jack’a” .

 

Nie bałem się, bo wejście do groty było zaryglowane, ale rychło okazało się, że nie doceniłem przeciwnika. „Gruby Jack” po prostu wyrósł spod ziemi! Z początku jego biało-czarne barwy skojarzyły mi się z pewną angielską drużyną.

- O, kibic Newcastle – pomyślałem – pewnie chcą złożyć mi propozycję. Może się skuszę?

Kiedy jednak „Gruby Jack” odwrócił się do mnie tyłem i podniósł ogon – zrozumiałem - to nie był żaden kibic. Kurwa, to skunks! Poddałem się, z nim nie miałem żadnych szans.

 

- No, Wenger pakuj walizki. Tylko środek transportu sobie załatw, bo Matrixem już ci nie pozwolę, za duże koszty.

- W sumie, to mi się już znudziła ta nora. Czas do kraju wracać i naszą kochaną piłkę ratować! Gdzie mój miecz błyszczący od Wadera kupiony… a nie, to nie ten opek. Gdzie Wiedźma, niech mi tu jakieś czary podrzuci… a nie, to też nie ten opek. To czym ja będę teraz wojował?

- Słowem pisanym, Wengerze, ciętym językiem. Jak wybitny polityk, jak wieszcz narodowy jakiś albo zwyczajnie… jak Stańczyk.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...