Skocz do zawartości

Montrose


Kukis

Rekomendowane odpowiedzi

17 Październik 2009

 

Dzisiaj graliśmy na własnym terenie z ósmą drużyną ligi - Annan Athletic. Po serii remisów każdy wyobrażał sobie tylko jeden scenariusz - wysokie zwycięstwo z jedną słabszych ekip. Pogoda była wyśmienita do grania, murawa w idealnym stanie, a my mieliśmy do dyspozycji pełny skład. Do podstawowej jedenastki wrócił więc Ruminkiewicz, a w ataku nadal grał duet Kaźmierczak z Leydenem. Mimo tych okoliczności na stadion pofatygowało się - jak wspomniał spiker - zaledwie 310 osób. Pomyślałem, że chyba będzie trzeba obniżyć ceny biletów. Na razie jednak ważniejszy był wynik spotkania.

 

Moi kopacze spisywali się dzisiaj przyzwoicie i wykazywali niesamowitą chęć do gry. Bombardowaliśmy wręcz bramkę gości strzałami, niestety w większości niecelnymi. W 26 minucie nasze ataki przyniosły nam zasłużonego gola. Marek Tomana atomowym uderzeniem z 25 metrów wyprowadził nas na prowadzenie. Do przerwy sytuacja na boisku jak i wynik nie uległ zmianie. W drugiej odsłonie kontynuowaliśmy dobrą grę i już w 50 minucie zrobiło się 2-0 po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, strzale Cuthilla i zmienieniu kierunku uderzenia przez Sissonsa. Dzieła zniszczenia dokończył w 78 minucie Leyden pokazując komu należy się miejsce w pierwszym składzie. Wygraliśmy 3-0 a przez cały mecz przeciwnicy oddali zaledwie jeden celny strzał na naszą bramkę. Byłem bardzo zadowolony i pogratulowałem drużynie.

 

9 kolejka 3. Liga, Links Park, Montrose

McBrain - Pope, Cuthill, Crighton, Ruminkiewicz - Sissons, Hegarty, Davidson - Tomana - Kaźmierczak, Leyden

 

Montrose (3) - Elgin (8) 3-0

Tomana 25' 1-0

Sissons 50' 2-0

Leyden 78' 3-0

 

Widzów: 310

Odnośnik do komentarza

24 Październik 2009

 

Miesiąc zbliżał się ku końcowi, a my zagraliśmy dopiero dwa ligowe mecze, w których zdobyliśmy 4 punkty. Trwała nasza passa 6 meczów bez porażki co zdecydowanie podwyższyło morale zespołu. Po wpadkach innych drużyn nieco nieoczekiwanie znaleźliśmy się na drugim miejscu jednak w czołówce panował cały czas duży ścisk. Z drugiej strony Livingston nie jest chyba tak mocno jak zakładałem, tracimy do nich zaledwie 2 pkt.

 

Po wpadkach w dwóch pierwszych nieco komercyjnych pucharach, dzisiaj rozpoczynaliśmy wojaże w Pucharze Szkocji, od drugiej rundy. Los przydzielił nam półzawodową drużynę Lothian Thistle, w dodatku mieliśmy przywilej rozgrywania tego meczu u siebie. Można było się spodziewać, że na spotkanie na tak niskim poziomie nie przyjdzie wiele osób i tak w istocie rzeczy było. 259 śmiałków stawiło się na Links Park podnosząc doping od czasu do czasu. Było zimnawo - około 7 stopni. Wyszliśmy na mecz najmocniejszym ustawieniem, tym razem z Gemmellem i Kaźmierczakiem z przodu. Nikt nie spodziewał się niespodzianki.

 

Drużyna gości już na rozgrzewce wyglądała niewyraźnie, a w spotkaniu tylko potwierdziła swoje słabe przygotowanie kondycyjne. Lothian Thistle pierwszą bramkę straciło już w 11 minucie kiedy spragniony gry Gemmell posłał piłkę mocnym strzałem w długi róg. Mecz toczył się na jednej połowie, do jednej bramki. Po ładnej asyście pierwszego strzelca bramki, w 28 minucie plasowany strzał oddał Tomana będący w znakomitej formie. Było 2-0, a moi zawodnicy nie zwalniali tempa. 3 minuty później kapitan zespołu Davidson pół-lobem z 35 metrów pokonał bramkarza gości po raz trzeci. Do przerwy zostało 3-0, a ja dokonałem trzech zmian by zaoszczędzić nieco niektórych zawodników. Po przerwie moi piłkarze nieco spuścili z tonu jednak zdołali wepchnąć jeszcze jednego gola. Na minutę przed końcem spotkania do siatki trafia Leyden i mamy 4-0. Tak należało to spotkanie rozegrać.

 

Puchar Szkocji 2 runda, Links Park, Montrose

McBrain - Pope, Cuthill, Crighton, Ruminkiewicz - Sissons, Gilfillan, Davidson - Tomana - Kaźmierczak, Gemmell

 

Montrose (3) - Lothian Thistle (8) 3-0

Gemmell 11' 1-0

Tomana 28' 2-0

Davidson 39' 3-0

Leyden 89' 4-0

 

Widzów: 259

 

31 Październik 2009

 

Ten miesiąc dzięki dzisiejszemu spotkaniu mógł być naprawdę udany. Kontynuowaliśmy świetne passy, zajmowaliśmy drugie miejsce w lidze, a morale w szatni sięgnęły zenitu. Nową rundę spotkań zaczęliśmy od meczu u siebie z drużyną z Forfar. W pierwszym starciu z nimi padł remis, jednak na własnym boisku powinniśmy ich w takiej formie pokonać. Do dyspozycji miałem cały skład, a że zwycięskiego nie przywykłem zmieniać to nie ruszałem nic od meczu z Lothian. Forfar znajdowało się w małym dołku zajmując 7 miejsce w tabeli grając poniżej oczekiwań. Dzisiejszy mecz trzeba było wygrać jak każdy inny.

 

Osobiście byłem spokojny o moich kopaczy, jednak kibice nieco poddenerwowani - trzeba wiedzieć, że Forfar to nasz lokalny rywal. Spotkanie zgromadziło zatem rekordową liczbę widzów na trybunach - aż 484. Zaczęliśmy udanie - w 6 minucie po wycofaniu Gemmella do pustej bramki trafia Tomana i jest 1-0! Obrona spisywała się bez zarzutu powstrzymując ataki rywali. Szczególnie zaskakiwał mnie, już od paru meczów, 17 latek Cuthill, który mimo swojego młodego wieku w obronie grał bardzo odpowiedzialnie. Do przerwy wynik nie uległ zmianie mimo paru okazji z naszej strony na podwyższenie rezultatu. Po przerwie natomiast do głosu zaczęli przez chwilę dochodzić goście, jednak w kluczowych sytuacjach pudłowali jak juniorzy i w rezultacie do końca spotkania nie oddali celnego strzału! My zdołaliśmy podwyższyć jeszcze na 2-0 w 59 minucie po bramce zdobytej przez młodego Maitlanda. Zasłużenie wygraliśmy to spotkanie.

 

10 kolejka 3. Liga, Links Park, Montrose

McBrain - Pope, Cuthill, Crighton, Ruminkiewicz - Sissons, Gilfillan, Davidson - Tomana - Kaźmierczak, Gemmell

 

Montrose (2) - Forfar (7) 2-0

Tomana 6' 1-0

Maitland 59' 2-0

 

Widzów: 484

Odnośnik do komentarza

7 Listopada 2009

 

Po 7 dniach odpoczynku wybraliśmy się do Glasgow. Bynajmniej nie na wycieczkę, a na starcie z outsiderem rozgrywek - Queen's Park, które w 10 meczach zdobyło jedynie 7 punktów. Nie było wątpliwości kto w tej sytuacji jest faworytem dzisiejszego popołudnia. Z racji ostatnich wspaniałych wyników nie zmieniłem ani trochę naszego ustawienia. Byliśmy pewni siebie, a większość piłkarzy zakładała się w szatni o to jak wysoko wygramy. Nie tonowałem wesołych nastrojów bo rzeczywiście nie było się czego bać. W naszych szeregach mieliśmy przecież menadżera miesiąca, młodego piłkarza miesiąca, piłkarza miesiąca(październik) i passę 7 meczów bez porażki. Pierwsze problemy pojawiły się jednak już tuż przed meczem - zaczął padać deszcz. Nie lubimy gdy nawierzchnia jest mokra, bo wtedy trudniej grać ładne składne akcje krótkimi podaniami.

 

Spotkanie było brzydkie, a jedyne strzały na początku spotkania oddawane były po stałych fragmentach gry i dośrodkowaniach. Nie inaczej padła też pierwsza bramka w tym spotkaniu - dośrodkowuje Tomana i samobójczego gola zdobywa Fergus Tieman, niefortunnie próbując wybić piłkę. Do przerwy nie było już żadnych emocji i w strugach deszczu zeszliśmy do szatni z jednobramkowym prowadzeniem. W takich warunkach moi półzawodowi piłkarze średnio mieli ochotę grać i strzelać podobnie zresztą jak gospodarze. Przypomniałem jednak im o co gramy, i po gwizdku sędziego Montrose zaczęło atakować nieco żwawiej. Z tym, że żwawiej też faulowało czego skutkiem była czerwona kartka w 58 minucie dla Gilfillana. Przez ostatnie 30 minut musieliśmy grać w 10tkę, a po mojej głowie już zaczęły chodzić czarne scenariusze. Mimo graniu w osłabieniu stwarzaliśmy sobie korzystne sytuacje, lecz podobnie jak gospodarze nie potrafiliśmy ich wykorzystać i do końca spotkania wynik się utrzymał. Wygraliśmy czwarty mecz z rzędu, a ja zastanawiałem się kto może nas zatrzymać!

 

11 kolejka 3. Liga, Hampden Park, Glasgow

McBrain - Pope, Cuthill, Crighton, Ruminkiewicz - Sissons, Gilfillan, Davidson - Tomana - Kaźmierczak, Gemmell

 

Queen's Park (10) - Montrose (2) 0-1

Tieman sam. 0-1

 

Widzów: 427

 

//powinno się pisać 7 Listopada, czy 7 Listopad?

 

8 Listopad 2009

 

Zebrałem falę gratulacji od mediów i zarządu za ostatnie wyniki. Atmosfera na Links Park jest coraz lepsza, a kolejni piłkarze przedłużają i podpisują zawodowe kontrakty. Następny mecz gramy z wiceliderem (po ostatnim meczu mamy lidera :) ) Livingston i myślę, że ten mecz da nam odpowiedź czy jest szansa na zakwalifikowanie się do wyższej dywizji bez baraży.

Odnośnik do komentarza

21 Listopad 2009

 

Sobotniego popołudnia o godzinie 15 gramy mecz na szczycie z Livingston. O wadze tego spotkania nie muszę przypominać. Przez ostatnie dwa tygodnie trwały w klubie naprawdę intensywne przygotowania do tego meczu. Piłkarze trenowali mocniej niż zwykle, scout podpatrywał nieoficjalnie treningi przeciwnika, a ja starałem się znaleźć słabe punkty w składzie gości. Ostatecznie taktyki prawie nie zmieniliśmy, poprosiłem jedynie napastników o agresywne atakowani pressingiem bramkarza McKenziego, gdyż jak doniósł mi mój asystent popełnia on często proste błędy w grze nogami. Nieoczekiwano raczej tłumu kibiców, tym bardziej, że znów z nieba lekko kropiło. Nie muszę chyba mówić, że każdy opad deszczu niekorzystnie wpływa na mój zespół. Warunki na boisku są jednak zawsze takie same dla obu drużyn. Byliśmy gotowi na walkę od 1 do 90 minuty.

 

W składzie dokonałem dwóch korekt - nieskutecznego ostatnio Kaźmierczaka odesłałem na chwilę do rezerw, a pauzującego za kartkę Gilfillana, zastąpił Maitland.

 

Na Links Park zawitało 368 kibolów - szału nie ma. Pierwsza połowa zaczęła się dosyć niespokojnie. Posiadaliśmy piłkę ale dochodząc do 30 metra nie wiedziliśmy co z nią zrobić i często kończyły się akcje niecelnym strzałem lub stratą. Natomiast Livingston kontratakowało groźnie i gdyby nie mój dzielny, kochany bramkarz McBrain na przerwę schodzilibyśmy z bagażem co najmniej dwóch bramek. Schodząc na przerwę do szatni, marzyłem już tylko o dowiezieniu 0-0. Moi chłopcy nie mieli wesołych min, byli zmęczeni i jeden krzyczał na drugiego. Uspokoiłem nieco atmosferę, mówiąc że techicznie goście są od nas lepsi i musimy jeszcze te 45 minut zagrać na 150% by osiągnąć korzystny rezultat. Po gwizdku sędziego ogarnęło mnie zaskoczenie jak ja pierdolę. Montrose ruszyło do ataku i już po pierwszej akcji prowadziło 1-0. Leyden z 25 metrów uderza w słupek, a Gemmell dobija piłkę do pustej bramki i mamy na Links Park prowadzenie! W drugiej połówce zresztą mecz był bardzo wyrównany i równie dobrze mogło być 1-1 jak 2-0. Wynik jednak utrzymał się już do ostatniego gwizdka sędziego. W mojej głowie dzisiaj po raz pierwszy zakiełkowała myśl o zdominowaniu tej ligi.

 

To był nasz 4 mecz z rzędu wygrany w lidze, 9 bez porażki (licząc Puchar Szkocji), 5 mecz bez straty gola. Byliśmy na fali. Na takiej dużej, skoro w szale radości po meczu nasi piłkarze stwierdzili, że nie groźny im jest nawet zespół Celtic czy inna Barcelona.

 

12 kolejka 3. Liga, Links Park, Montrose

McBrain - Pope, Cuthill, Crighton, Ruminkiewicz - Sissons, Maitland, Davidson - Tomana - Leyden, Gemmell

 

Montrose (1) - Livingston (2) 1-0

Gemmell 46' 1-0

 

 

Widzów: 368

Odnośnik do komentarza

25 Listopad 2009

 

Przez ostatnie dni nie było treningów. Chwilę tylko piłkarze pobiegali, żeby nie stracić formy fizycznej, bowiem ostatnie wieczory spędzaliśmy na mieście świętując pokonanie Livingston i przodownictwo w tabeli 3 Ligi! To były naprawdę piękne chwile. Ale już w Środę trzeba było się skupić na kolejnym pojedynku. Tym razem z 9 zespołem ligi, Stranraer, z którym to nie bez problemów poradziliśmy sobie u siebie wygrywając 1-0. Teraz czekał nas mecz wyjazdowy.

 

W ataku dzisiaj nieco eksperymentalnie Leyden z Kaźmierczakiem. Do składu wrócił Gilfillan. Mój zespół wyglądał całkiem rześko i nikt nie spodziewał się innego wyniku niż naszego zwycięstwa.

 

Pod koniec Listopada było już zimno - zaledwie 5 stopni podczas rozgrywania meczu, a w nocy były nawet przymrozki. Nie padało, to najważniejsze. Moi chłopcy zdążyli mnie przyzwyczaić, że ostatnio dominujemy na boisku od pierwszej minuty. Nie inaczej było dzisiaj. Pierwsze jednak pół godziny spotkania nie zakończyło się bramką dla nas głównie za sprawą świetnej dyspozycji bramkarza miejscowych. W 31 minucie (nie... nie bramka) miało miejsce wydarzenie przełomowe dla tego spotkania. Ruminkiewicz bez pardonu atakuje napastnika gości i otrzymuje za brutalny wjazd wyjazd z boiska. Ściągnąłem więc Tomanę i wprowadziłem Miligana na prawą obronę, który ostatnio gra jedynie w rezerwach. Do końca pierwszej połowy panowała na boisku nerwowa atmosfera, przepychanki piłkarzy i kłótnie z sędzią. Poziom całkiem odpowiedni jak na najniższą dywizję Szkocką. Po przerwie zmieniło się tylko tyle, że do tych wszystkich nerwowych sytuacji doszły nerwowe sytuacji pod oboma bramkami. Mój zespół dzielnie radzący sobie w 10 miał nawet dwie "stuprocentówki" niestety obie zmarnowane. Było 0-0, a ja w takiej sytuacji brałbym ten wynik w ciemno. Jednak w głowie gdzieś nadal siedziała nadzieja na zwycięstwo. Prysła ona w 65 minucie, kiedy to Gilfillan rzekomo sfaulował napastnika gospodarzy w polu karnym. Z 11 metrów do bramki trafił Kevin Nicoll i straciliśmy naszą pierwszą bramkę od ponad miesiąca. Mieliśmy jeszcze 25 minut na zdobycie wyrównującego jednak ta sztuka nam się nie udała. Przegrywamy pierwszy mecz od dawna, jednak nadal prowadzimy w ligowej tabeli. Było tyle nie świętować...

 

13 kolejka 3. Liga, Stair Park, Stranraer

McBrain - Pope, Cuthill, Crighton, Ruminkiewicz - Sissons, Gilfillan, Davidson - Tomana - Kaźmierczak, Leyden

 

Stranraer (9) - Montrose (1) 1-0

Nicoll 1-0

 

Widzów: 427

Odnośnik do komentarza

28 Listopad 2009

 

Terminarz ułożył się w ten sposób, że po przegranym ligowym meczu, już 3 dni później musieliśmy grać spotkanie w 3 rundzie Pucharu Szkocji. Tym razem los przydzielił nam rywala z pierwszej ligi - Ayr United, który na razie zajmował tam ostatnie miejsce z niewielkimi szansami na wspięcie się wyżej. Można więc powiedzieć, że w trafiliśmy średnio. Ważnym był fakt, że graliśmy mecz u siebie na własnym boisku.

 

Zbliżał się Grudzień, a więc upałów nie należało się już spodziewać. Z chmur od rana padał rzęsisty deszcz połączony z gradem. Temperatura na zewnątrz wynosiła jeden stopień powyżej 0. W takich warunkach naprawdę nie zazdroszczę piłkarzom. Do meczu przystępowaliśmy bez presji, kursy na nas wahały się w okolicach 6.50 - 7.50. Presja ciążyła więc na gościach. Miałem więc nutkę nadziei, bo jakby spojrzeć wstecz, to na własnym terenie jeszcze nie przegraliśmy zaliczając 8 zwycięstw i 2 remisy. Był to rewelacyjny rezultat.

 

Ze składu wypadł nam Sissons - kontuzja na treningu, to samo Pope, Ruminkiewicz - czerwona kartka, McBrain - odpoczynek od gry, a Kaźmierczak powędrował chyba już na dłużej do rezerw. W ataku wystąpią więc dziś Boto i Gemmell. Szczególnie ciekawy jestem postawy tego pierwszego. W środku pola Sissonsa będzie próbował zastąpić młodziutki Craig MacKenzie (16 lat), a na prawej stronie zagra Hegarty, do którego niestety nie mam zaufania, bo zawalił już nieco bramek, natomiast szansę gry za Pope otrzyma Aaron Sinclair. Nie oczekiwałem od mojej drużyny za wiele, powiedziałem jedynie, że trzeba walczyć w każdych warunkach z każdym przeciwnikiem.

 

Mecz zaczął się fantastycznie i ku mojemu zdziwieniu to Montrose dominowało na boisku czego dowodem była bramka Gemmella z 17 metrów w 7 minucie. Zamarzył mi się w tym momencie awans do czwartej rundy Pucharu Szkocji. Narzuciliśmy Ayr swój styl gry, a przynajmniej staraliśmy się bo wszystko utrudniała pogoda i faule z obydwu stron. w 36 minucie Links Park oszalało z radości kiedy po dośrodkowaniu Aarona Sinclaira bramkę z główki władował Gemmell. Na tablicy wyników widniało już 2-0!!! Moi zawodnicy poczęli grać z niewiarygodnym entuzjazmem i różnica w technice ani reputacji obu klubów nie była zupełnie widoczna. Być może było by tak do końca spotkania gdyby nie czerwona kartka dla mojego zawodnika. Można by rzec znowu bo to już chyba czwarta w tym sezonie. A otrzymał ją kto? Oczywiście prawy obrońca, Hegarty, o którego miałem takie obawy przed meczem. Sfaulował więc zawodnika gości w polu karnym i po chwili było 2-1, a my drugą połowę musieliśmy rozpoczynać w 10tke. W przerwie pochwaliłem postawę drużyny. Druga odsłona gry to już chamskie kopanie się po nogach i rozpaczliwa obrona Termopilów w wykonaniu moich spartan. Nie udało nam się wyprowadzić ani jednej groźnej kontry, a mój bramkarz rezerwowy bramkarz Coutts przechodził sam siebie. Do ostatniej 93 minuty nie było pewne kto zwycięży, jednak nie daliśmy sobie już wbić goli i chyba odrobinę szczęśliwie wygrywamy 2-1 z zespołem z pierwszej ligi!

 

Puchar Szkocji 3 runda, Links Park, Montrose

Coutts - Sinclair, Cuthill, Crighton, Hegarty - MacKenzie, Gilfillan, Davidson - Tomana - Boto, Gemmell

 

Montrose (-) - Ayr United (-) 2-1

Gemmell 7' 1-0

Gemmell 36' 2-0

Roberts 41' 2-1

 

Widzów: 289

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...