Skocz do zawartości

Duma & Tradycja 2: Powrót do przeszłości


Jamal

Rekomendowane odpowiedzi

1.

 

Siedząc samotnie o 2 nad ranem przy ladzie londyńskiego baru, męczyłem się z kolejnym kuflem wypełnionym po brzegi złocistym piwem o niebagatelnie gorzkim smaku. W okna stukał mocny deszcz, który nie dawał spokoju mieszkańcom od dobrych kilku dni. Stołek barowy, na którym miałem (nie)przyjemność siedzieć, zachwiał się pod moim nierozgarniętym ciałem i z hukiem runąłem na ziemię. Obraz przed moimi oczami w ciągu sekundy stał się rozmazany i nieczytelny, a dołożyłem do tego kilka angielskich przekleństw, których nawet sam nie zrozumiałem. Zamknąłem oczy wyobrażając sobie ciepłe łóżko i siebie zakopanego po uszy w grubej pierzynie. Słyszałem jedynie kroki zbliżające się do mojego bezwładnego ciała leżącego w kałuży dobrego, zmarnowanego piwa.

 

-Nie będę tolerował takiego buractwa w moim pubie! – powiedział ze złością gruby, brodaty właściciel, który zatrzymał się tuż obok mojej głowy, w ręku trzymając zmoczoną szmatkę do podłogi. – Wyjdziesz sam, czy mam ci, do cholery, pomóc!? – grubas poczerwieniał ze złości patrząc, jak jedynie bełkoczę coś pod nosem nie mając nawet siły spojrzeć na niego.

 

-Zostaw. Zajmę się nim – wtrącił się wysoki facet w czarnym płaszczu i eleganckim kapeluszu, rekwizytach niespotykanych w obecnych czasach. Lekkie światło panujące wewnątrz baru i cień spod kapelusza skutecznie maskowały twarz nieznajomego, który chwycił mnie pod rękę i próbował postawić na równe nogi.

 

-Do diabła, a ty co za jeden!? – wrzasnął barman budząc dwóch Anglików smacznie śpiących na drewnianych stołach w kącie pubu.

-Przyjaciel – uśmiechnął się człowiek, który pomagał mi wyjść z pomieszczenia.

 

Nie miałem siły, żeby pytać go o to kim jest, ledwo stawiałem kroki, żeby dojść tam, gdzie mnie prowadził. Mgła, która powstała na wskutek przedawkowania alkoholu nie pozwalała mi rozszyfrować tego, gdzie się znajdowałem, choć i tak zgubiłbym się w Londynie będąc kompletnie trzeźwym. Po piętnastu minutach, które wydawały mi się wiecznością, dotarliśmy do małego hoteliku zbudowanego i zachowanego w dawnym stylu. Z trudem wspięliśmy się na pierwsze piętro, gdzie odzyskałem na moment siły, gdy tylko zobaczyłem pościelone łóżko i czym prędzej wskoczyłem pod kołdrę nie zważając na słowa wysokiego faceta usiłującego przemówić mi do rozsądku. Co było dalej? Nie wiem. Najzwyczajniej w świecie zasnąłem…

Odnośnik do komentarza

2.

 

-Co do cholery!? – wrzasnąłem jak poparzony, gdy z błogiego snu wyrwał mnie nieprzyjemny smak, który poczułem w ustach.

-Pij! To ci pomoże – nad moją głową nachylał się starszy facet z metalowym kubkiem w dłoniach usiłujący wlać we mnie to ohydztwo.

-Ale to jakieś ścierwo! – odwracałem twarz w drugą stronę, ale bezskutecznie. Nieznajomy, który zaopiekował się mną, gdy nietrzeźwy runąłem na ziemię londyńskiego pubu, znalazł sposób, żeby napoić mnie śmierdzącym napojem przyprawiającym o mdłości. Z trudem powstrzymałem się od zwrócenia tego gówna, które według zapewnień mojego „wybawiciela” miało mnie szybko postawić na nogi. Faktycznie, upojenie alkoholowe minęło w ciągu najbliższego kwadransa, a ja zacząłem widzieć wyraźnie i kojarzyłem przedstawiane przede mną fakty.

 

-Ile spałem? – spytałem się nieznajomego unosząc górną część ciała na łokciach wbitych w grubą poduszkę.

-Niewiele ponad godzinę – odpowiedział mi facet, który nadal ubrany był w czarny płaszcz, a na głowie miał kapelusz zasłaniający jego twarz.

-Jakim cudem tak szybko wytrzeźwiałem? – spytałem z błyskiem w oczach, bo choć napój był ohydny, to zmienił mój stan o 180 stopni w ciągu 15 minut.

-Specjalne zioła, idealnie nadające się do takich sytuacji – nieznajomy zabrał mi kubek i postawił na stole stojącym pośrodku małego pokoju.

 

Jeszcze niedawno nie byłem w pełni świadomy, na dodatek chciało mi się spać, a tymczasem tryskałem energią jak na 50-latka i nie mogłem usiedzieć w jednym miejscu. Mimo to siedzieliśmy w milczeniu, a tajemniczy facet kroił coś w kuchni pochłonięty całkowicie swoim zajęciem. W końcu podszedł do mnie z talerzem, na którym leżały świeże owoce i spytał. – Więc po co mnie wzywałeś?

 

W ułamku sekundy wpadłem w osłupienie. – Ja cię wzywałem? Coś przegapiłem? Bo niczego takiego nie pamiętam – powiedziałem to wgryzając się w soczyste owoce.

-Trzy dni temu, użalałeś się nad swoim życiem, marzyłeś o tym, żeby je zmienić, cofnąć czas, zacząć wszystko od początku – nieznajomy mówiąc to nie pokazywał przy tym żadnych emocji.

-Śledzisz mnie? – tylko to przyszło mi teraz do głowy.

-Nie muszę – uśmiechnął się, a ja dostrzegłem jedynie białe jak śnieg, równe zęby, które przede mną obnażył.

-Słuchaj, nie chcę żadnych problemów, może po prostu już sobie pójdę? – wstałem z łóżka i drżącym krokiem poszedłem w stronę drzwi. Odwracając się na pięcie, nieznajomy, który był za mną nagle pojawił się przed moją twarzą.

-Nie odchodź. Mamy sprawę do załatwienia – wskazał na dwa fotele stojące naprzeciw siebie. Wbrew własnej woli podszedłem do jednego z nich i usiadłem wpatrując się w cień padający na twarz nieznajomego.

-Powiesz mi o co tu, do jasnej cholery, chodzi!? – krzyknąłem w stronę faceta, który nawet nie drgnął, a przez pokój przeszedł mroźny wiatr zahaczający o firany wiszące przy oknach.

-Jestem tu, aby ci pomóc, nie po to, żeby skrzywdzić – próbował mnie uspokoić i co dziwne, zacząłem mu wierzyć. – Obserwowałem cię od dłuższego czasu, z resztą nie tylko ja. Uznaliśmy, że warto dać ci jeszcze jedną szansę.

-Kto mnie obserwował!? Jaką szansę!? – przez głowę przebiegało mi tysiące myśli i pytań.

-Tajemnica – ponownie nieznajomy uśmiechnął się szeroko i dodał. – Chcemy dać ci szansę na nowe, lepsze życie, ale pamiętaj! – podniósł wskazujący palec do góry. – Jeżeli ją zmarnujesz, już niczego nigdy nie cofniesz.

-Ty tak na serio? – spojrzałem w ciemną otchłań, która spowiła jego twarz nie dowierzając temu, co tajemniczy facet do mnie wygadywał. Wytłumaczenie było jedno – ćpun.

-Najlepiej, jak sam się o tym przekonasz. Zadam ci tylko jedno pytanie i tylko raz. Jesteś gotów, żeby cofnąć się w czasie i zacząć wszystko od nowa? Pamiętaj, że wszystko co zrobiłeś do tej pory, co osiągnąłeś w życiu osobistym i zawodowym, bezpowrotnie przepadnie.

 

W tym momencie pomyślałem sobie: a jeżeli ten facet mówi poważnie, jeżeli to nie sen tylko wszystko dzieje się naprawdę i mogę cofnąć się w czasie? Co miałbym do stracenia? Lata ciężkiej pracy jako piłkarski trener w Lechu Poznań i wielu znakomitych, europejskich klubach. Tak naprawdę to nie układa mi się w Sienie, reprezentacją wygrałem co można było wygrać, a życie osobiste jest jedną, wielką porażką, o której najchętniej zapomnę.

 

-Ok, jakie są warunki? – spytałem całkiem poważnie nieznajomego oczekującego mojej odpowiedzi.

-Warunki? Nie ma żadnych warunków. Nie podpisujesz cyrografu w diabłem, nie sprzedajesz swojej duszy. My tak nie działamy. Cofniesz się do lipca 2009 roku. Wszystko co wydarzyło się od twoich urodzin do tej daty, naprawdę się stało. To co dopiero będzie, nie jest nigdzie spisane, więc twoje dalsze życie jest wielką niewiadomą. Zwykle tego nie robimy, ale…cóż, nie skasujemy ci pamięci i zachowamy to, co przeżyłeś do 2031 roku. Niech ci służy w dobrym celu, żebyś nie popełniał błędów…”przyszłości” – nieznajomy wstał uśmiechając się szeroko, a na koniec wyciągnął do mnie rękę. Uścisnąłem mu dłoń i nagle rozbłysło jasne światło, które w oka mgnieniu pozbawiło mnie przytomności.

Odnośnik do komentarza

3.

 

Obudziłem się z samego rana oślepiony blaskiem wschodzącego słońca. Leżałem w łóżku z niewyobrażalnie mocnym bólem głowy, ale nie przeszkodziło mi to w zdefiniowaniu miejsca, w którym konałem. Nie wyglądało to na hotelowy pokój utrzymany w typowym, angielskim klimacie, nie było wewnątrz żadnego nieznajomego, a za oknem rozpościerał się las.

 

-To był tylko sen, zajebiście prawdziwy sen – skrzywiłem usta w coś, co miało przypominać uśmiech, ale kac, który postanowił być dzisiaj moim kompanem, dał o sobie znać w momencie, gdy wstałem na równe nogi. – Pytanie tylko, gdzie jestem?

 

Rozejrzałem się jeszcze raz po pokoju, ale nie znalazłem w nim niczego, co mogłoby dać mi jakąś wskazówkę. Podszedłem do otwartej szafy wyciągając z niej ubranie, które miałem na sobie poprzedniej nocy. Zamykając drzwi komody ukazał mi się powieszony garnitur i koperta przywiązana do wieszaka. Zajrzałem do środka i przeczytałem drukowany napis „prezent na nową drogę życia”.

 

Jest coś, o czym nie wiem? Żenię się!? – pomyślałem czytając to zdanie. Nie zastanawiając się dłużej założyłem na siebie elegancki garnitur, a kiedy skończyłem, rozległo się pukanie do drzwi.

 

-Panie Kowalski, chyba nie zapomniał pan o spotkaniu? Za kwadrans zaczynamy – powiedział młody lokaj, który wzbudził u mnie jeszcze większe zaniepokojenie.

-Polak? – zapytałem. – Gdzie jestem i co się tu dzieje?

-Ciężka noc, co? – chłopak uśmiechnął się, ale szybko spoważniał. – Przepraszam, nie powinienem pytać.

-Mniejsza o to, ale odpowiedz, gdzie ja, do cholery, jestem!? – powstrzymywałem się, żeby nie wrzasnąć.

-Naprawdę pan nie wie? Przecież od wczoraj urzęduje pan w naszym hotelu. Wronki. Jesteśmy we Wronkach – lokaj spojrzał na mnie z politowaniem, jakby wyobrażał sobie, że poprzedniej nocy przedawkowałem narkotyki albo upiłem się do tego stopnia, że ucierpiała na tym moja pamięć. – Pan wybaczy, ale muszę wrócić do swoich obowiązków. Za piętnaście minut w sali konferencyjnej.

 

Wpadłem w osłupienie, na tyle mocne, że nie mogłem ruszyć się z miejsca. Nie chciało mi się wierzyć, że to, co stało się wczorajszej nocy było rzeczywiście prawdą. Z trudem podszedłem do lustra, a gdy zobaczyłem w nim swoje odbicie, wrzasnąłem głośno dając się we znaki wszystkim mieszkańcom hotelu. I nie dlatego, że nie wyglądałem jak Brad Pitt, ale dlatego, że nagle pozbyłem się zmarszczek, siwych włosów i wyglądałem znowu młodo. Ponownie rozległo się pukanie do drzwi.

 

-Kto tam? – spytałem nie otwierając.

-Wszystko w porządku, trenerze? – jakiś facet odpowiedział pytaniem na pytanie. – To ja, Rysiek. Rysiek Kuźma.

-Kuźma? – coś zaczęło mi świtać w głowie. – Przecież…zaraz, moment – otworzyłem drzwi i ujrzałem na wpół łysego mężczyznę ubranego w markowy garnitur, który z zaniepokojeniem przyglądał mi się przez moment.

-Jesteś gotowy? – spytał.

-Gotowy na co? – nadal nie wiedziałem, co los szykuje mi dzisiejszego poranka.

-Gotowy na podpisanie kontraktu. Dziennikarze już czekają, działacze również. Podpisz, pogadaj chwilę i spadamy stąd – Rysiek szczerze się uśmiechnął.

-Słuchaj, możliwe że poprzedniej nocy przesadziłem z alkoholem, bo niewiele pamiętam – przyznałem się przed człowiekiem, który poprawiał mi krawat. – Możesz mi wyjaśnić, w prostych oczywiście słowach, o co chodzi z kontraktem, dziennikarzami i z całym tym cyrkiem?

-Naprawdę musiałeś sporo wypić – Kuźma znowu uśmiechnął się szeroko i nie kryjąc, że jest trochę rozbawiony zaistniałą sytuacją, zaczął mi spokojnie tłumaczyć fakty, z którymi miałem problem, by je zrozumieć.

Odnośnik do komentarza

4.

 

Razem z Ryśkiem zeszliśmy na dół, gdzie znajdowały się pomieszczenia socjalne, sale konferencyjne, restauracja. Domyśliłem się, że znajdowaliśmy się w hotelu Olympic, dumy wronieckiego klubu Amiki, w którym zorganizowano dla mnie spotkanie z dziennikarzami.

 

Weszliśmy do wnętrza sali i na dzień dobry dostałem po oczach fleszem aparatów, które zaczęły szumieć przez dobre kilka minut do póki starszy mężczyzna nie podszedł do mikrofonu i nie zażądał ciszy.

 

-Witamy wszystkich zgromadzonych. Cieszymy się z waszego przybycia i już wkrótce zachęcamy do zadawania pytań. Tymczasem razem z trenerem Kowalskim na oczach wszystkich podpiszemy kontrakt – mówiąc to spojrzał się na mnie, a ja bez namysłu wstałem z miejsca i podszedłem do Andrzeja Kadzińskiego, prezesa klubu, z którym miałem pracować.

 

Krótka, grzecznościowa wymiana zdań z moim przyszłym pracodawcą i uroczyste podpisanie dwuletniego kontraktu z Lechem Poznań, gdzie miałem pracować w charakterze trenera pierwszego zespołu. Gdyby nie szybkie wprowadzenie w realia przez Ryśka Kuźmę, siedziałbym teraz na dupie i ze strachem, i niedowierzaniem patrzył się na otaczających mnie ludzi. Przez te wszystkie lata pracy, które przepracowałem w…przyszłości, nauczyłem się rozmawiać z ludźmi futbolu, więc nie miałem problemu z zachowaniem się adekwatnie do sytuacji. Na oczach wszystkich zgromadzonych złożyłem podpis na umowach. Zarobki na poziomie dziewięciu tysięcy euro miesięcznie, milion euro na transfery, bezwarunkowe poparcie ze strony zarządu. Pasuje.

 

Nadszedł moment, w którym dziennikarze wstali z miejsc i doskoczyli do mnie z mikrofonami. Musiałem sprostać najtrudniejszemu zadaniu dzisiejszego poranka.

 

-Adam Rybaczuk, „Gazeta Piłkarska Polska”… - powiedział pierwszy dziennikarz dopuszczony do słowa.

-Nie znam… - wtrąciłem się w zdanie.

-Nieważne, dopiero wchodzimy na rynek. Jest pan wielkim kibicem Kolejorza, więc to chyba dla pana spełnienie najskrytszych marzeń?

-Marzyłem o tym od zawsze, a gdy skończyłem studia, zrobiłem licencję, odbyłem staż, to wiedziałem, że kiedyś wyląduję w moim ukochanym klubie. Właściwie to coś więcej niż klub. Dla mnie to rodzina, w której czuję się doskonale.

-Jakie są pańskie preferencje taktyczne? – dziennikarz zadał kolejne pytanie ze swojej przygotowanej puli.

-Jak wiadomo będąc jeszcze szkoleniowcem poznańskich juniorów zawsze wpajałem chłopakom, by grali widowiskowo, skutecznie i ofensywnie. Efektem były mistrzostwa Polski w różnych kategoriach wiekowych. Takiego samego stylu gry oczekuję od piłkarzy pierwszej drużyny.

-Tomasz Adamski, „Czas Sportu Wronki” – przedstawił się kolejny z żurnalistów. – Jakiego stylu pracy z drużyną możemy od pana oczekiwać?

-Chcę, żeby piłkarze mi zaufali i docenili moje podejście do obowiązków. Mogą na mnie liczyć, kiedy ktoś będzie miał problem, to postaramy się go wspólnie rozwiązać. Jest to moja pierwsza taka poważna praca w zawodzie i chciałbym, żeby odbyło się to profesjonalnie.

-Jak będzie wyglądało u pana zaangażowanie?

-Nie będę obserwował wszystkiego z boku, chcę aktywnie uczestniczyć w sprawach drużyny. Z resztą po jakimś czasie sami ocenicie moje zaangażowanie.

-Czy zgodziłby się pan ze stwierdzeniem, że już teraz wie pan, którzy zawodnicy panu odpowiadają, a z których nie jest pan do końca zadowolony? – ponownie pytanie zadał Rybaczuk.

-Owszem. Doskonale znam piłkarzy Lecha Poznań, od wielu lat przyglądam się zmianom kadrowym, oglądam wszystkie mecze. Dla mnie Franciszek Smuda był doskonałym trenerem i miałem okazję sporo się od niego nauczyć. Pokazał mi również ile mogę spodziewać się po moich piłkarzach, więc tak, mniej więcej wiem już, którzy gracze mi odpowiadają.

-W takim razie czy zamierza pan w najbliższym czasie uaktywnić się na rynku transferowym?

-Oczywiście, drużyna wymaga wzmocnień, ale nie musi to oznaczać tego, że pozbędziemy się któryś piłkarzy.

-Objął pan zespół w momencie, gdy prawdopodobnie odejdzie Manuel Arboleda. Jak pan ocenia szanse na zatrzymanie go w klubie?

-Dla mnie Manuel jest piłkarzem Lecha, a działacze nie dostali jeszcze żadnej konkretnej oferty.

-Karol Bartosiewicz, „Polski Ekspres Piłkarski”. Krążą pogłoski, że jest pan zainteresowany pozyskaniem białoruskiego pomocnika Sergey’a Krivetsa. Czy może pan zająć oficjalne stanowisko w tej kwestii?

-Plotki zawsze pozostaną plotkami. Nic nie wiem na temat Białorusina.

-Na dzisiaj to koniec panowie, dziękuję za poświęcony nam czas – powiedział rzecznik prasowy, który zakrył mój mikrofon i zwrócił się do zgromadzonych dziennikarzy. Odetchnąłem z ulgą, bo najtrudniejsze zadanie dzisiejszego dnia miałem już za sobą. Mogłem w spokoju wyjść tylnimi drzwiami z Ryśkiem Kuźmą i kontynuować gromadzenie faktów z roku 2009.

Odnośnik do komentarza

Football Manager 2010 (10.1.0)

Baza danych: duża

Dodatkowi piłkarze: brak

Zasady: nieograniczone

Klub: KKS Lech Poznań

Ligi: USA (MLS); Anglia (League Two+); Francja (Ligue 1); Niemcy (3. Bundesliga+); Włochy (Serie B+); Holandia (Eredivisie); Polska (1. liga+); Rosja (Premier-Liga); Szkocja (Premier League); Hiszpania (Liga Adelante+); Turcja (Super Lig); Ukraina (Premier-Liha)

Od autora: Pierwsza kariera w nowym FM. Forma testu gry, ale co z tego wyjdzie na dłuższą metę, zobaczymy :)

Odnośnik do komentarza

Jakie "scouty" masz na myśli? :P Nie, nie korzystam i nie będę korzystał z dodatkowych programów.

 

5.

 

Wykorzystałem przysługujący mi jeden dzień wolnego po podpisaniu kontraktu na zapoznanie się z suchymi faktami drużyny. Wiedziałem, że następnego dnia będę musiał pozbyć się kilku współpracowników ze sztabu szkoleniowego i zastąpić ich lepszymi fachowcami. Następnego ranka, gdy już zadomowiłem się w swoim biurze, przeprowadziłem pierwszy trening po wakacyjnej przerwie. Zameldowali się wszyscy piłkarze mający reprezentować klub w nadchodzącym sezonie. Po półtorej godziny miałem już wstępny zarys jak będzie wyglądała moja drużyna i kogo trzeba ściągnąć, żeby wypełnić brakujące dziury. Na szczęście luki nie były tak wielkie i sprowadzenie trzech zawodników nie powinno być większym problemem.

 

Popołudniu podjąłem trudne decyzje pozbycia się kilku trenerów, u których nie pasowały mi niskie umiejętności jakimi dysponowali. Rozkazałem swojemu asystentowi rozesłanie wiadomości, że poszukujemy nowych współpracowników, w pełni profesjonalnych, którzy wzniosą Lecha na nowy, wyższy poziom sportowy.

 

Pod wieczór zapakowaliśmy piłkarzy do samolotu i obraliśmy kurs na Czechy, gdzie czekał nas pierwszy sparing. W trakcie krótkiego lotu myślałem dużo nad taktyką i zdecydowałem się wykorzystać ustawienie 4-5-1, którym byłem zwolennikiem. Miałem odpowiednio dużą liczbę piłkarzy w drużynie, by zdecydować się na taki wariant gry. Pozostawało tylko czekać na efekty.

 

O 16:30 następnego dnia piłkarze wybiegli na boisko utrzymane w bardzo dobrym stanie. Na „Letnim”, jak nazywał się obiekt FC Most, pojawiło się prawie 1700 kibiców, z czego może około dwustu było z Poznania. To właśnie dla nich wypadało wygrać i zaprezentować ładną piłkę. Dobre założenia przy stałych fragmentach gry zaprocentowały w 24. minucie, gdy Bosacki wykorzystał dośrodkowanie z rzutu rożnego i pokonał bezradnego bramkarza. Dominowaliśmy na boisku przez cały czas, było to widać gołym okiem, więc część czeskich kibiców w przerwie opuściła trybuny. Ci co zostali byli świadkami kolejnego gola dla Lecha zdobytego w 50. minucie. Cueto huknął z lewej nogi, z dystansu, a piłka odbiła się rykoszetem od Rengifo. Sędzia zdecydował się przypisać gola Hernanowi, u którego przypadek górował dzisiaj nad umiejętnościami. Więcej bramek już nie zobaczyliśmy, ale okazji było całe mnóstwo. W sumie oddaliśmy 28 strzałów, ale tylko 9 z nich poleciało w światło bramki. Wniosek nasuwa się sam – trzeba popracować nad skutecznością.

 

[TOW] FC Most – Lech Poznań 0:2 (0:1) [bosacki 24’, Rengifo 50’]

Data: 8.07.2009

 

W przerwie lekarze zajęli się Robertem Lewandowskim, który nie mógł kontynuować dalszej gry. Po meczu podszedł do mnie Piontek z informacją, że nasz najlepszy napastnik wyleciał ze składu na około 3-4 tygodnie na wskutek naciągnięcia ścięgna podkolanowego.

Odnośnik do komentarza

:kekeke:

 

6.

 

Po powrocie do Poznania zająłem się przedłużaniem kontraktów z zawodnikami, którzy pozostawali związani z klubem ostatni rok. Przed moim biurem stała mała kolejka piłkarzy, którzy z niecierpliwością oczekiwali mojego sygnału zezwalającego wejście do środka. Brałem ich po kolei, nie chciałem załatwiać wszystkiego za jednym machnięciem ręki. Najpierw wszedł Bandrowski.

 

-Wiesz po co cię tu ściągnąłem? – spytałem na wstępie pokazując mu wolne miejsce przy biurku.

-Domyślam się, trenerze – Tomek rozsiadł się wygodnie pewny swego.

-Za rok kończy ci się umowa, a powiem szczerze, że chętnie widziałbym cię dłużej w moim zespole.

-Ja również nie zamierzam się stąd ruszać. Zamierzam być z drużyną na dobre i na złe.

-Cieszy mnie to, co mówisz. Co powiesz na znaczną podwyżkę zarobków i przedłużenie umowy do 2013 roku? – spytałem cały czas obserwując jego wyraz twarzy.

-O jakiej podwyżce mówimy? – uśmiechnął się lekko.

-Będziesz jednym z najlepiej opłacanych zawodników, zarobisz 21 tysięcy euro miesięcznie, do tego 525 euro za występ i 130 euro za każdą zdobytą bramkę.

-Jakiś haczyk? – Tomek wolał upewnić się w sytuacji.

-Tylko jeden, standardowy. Redukcja zarobków o 25% jeżeli, broń Boże, klub spadnie. Ryzyko jest naprawdę minimalne.

-Gdzie podpisać? – Bandrowski chwycił za długopis będąc zdecydowanym na przedłużenie kontraktu. Po załatwieniu formalności kazałem zaprosić mu kolejnego zawodnika do środka.

 

Następny wszedł Bosacki, kapitan Kolejorza, z którym miałem zamiar podpisać kontrakt na dwa najbliższe lata.

 

-Trener chciał się ze mną widzieć? – spytał Bartek wchodząc niepewnym krokiem do środka.

-Tak, siadaj proszę.

-O co chodzi, trenerze?

-Obserwuję cię od dłuższego czasu, twoją formę, zaangażowanie, umiejętności prezentowane na danym poziomie.

-Trenerze, jeśli o mnie chodzi mogę dać z siebie jeszcze więcej! – wtrącił się zdenerwowany Bosacki martwiący się najwyraźniej o swoją przyszłość w klubie.

-Dobrze to słyszeć, ale ja już postanowiłem zrobić ten krok – uśmiechnąłem się w kierunku Bartka. – Oferuję ci dwuletni kontrakt, w ramach którego będziesz inkasował 9,5 tysiąca euro miesięcznie plus 240 euro premii za każdy występ.

-Cieszę się, trenerze – wyraz twarzy Bosackiego zmienił się w ułamku sekundy. – A co z opaską kapitańską?

-Nadal będziesz ją nosił. Wiele od ciebie oczekuję – wstałem podając mu rękę.

 

Zostało jeszcze dwóch zawodników, z którymi miałem podpisać kontrakty. Tak samo jak z poprzednimi, przeprowadziłem z Wilkiem i Rengifo osobne rozmowy na temat ich przyszłości w klubie. Obaj piłkarze związali się nowymi umowami do 2013 roku. Hernan przyznał, że zainteresowanie zachodnich drużyn jego osobą nie zrobiło na niego większego wrażenia, a dla niego najważniejszy w tym momencie jest Lech.

 

Mój asystent postanowił być moim źródłem informacji na temat europejskich pucharów i występów polskich drużyn w owych rozgrywkach. W 1. rundzie kwalifikacyjnej zagrała jedynie Polonia Warszawa, która ograła w dwumeczu Bananc Erywań 5:0 i wywalczyła sobie awans do kolejnego etapu gry.

 

Drugi sparing zaplanowany w naszym okresie przygotowawczym, graliśmy w Łęcznej z pierwszoligowym Górnikiem. Niestety, ponownie raziliśmy nieskutecznością, bo przez całe 90 minut nie oddaliśmy ani jednego celnego strzału, mimo że sytuacji mieliśmy dość sporo.

 

[TOW] Górnik Łęczna – Lech Poznań 0:0

Data: 12.07.2009

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...