Skocz do zawartości

Książki - dobre, złe i średnie. Co czytać?


Rekomendowane odpowiedzi

3 minuty temu, Mauro napisał:

Nie wiem czy po dłuższej przerwie z czytaniem czyjeś TOP10 to będzie dobry pomysł, bo jak zaczniesz od biografii Napoleona i marszałków to się ostatecznie  zrazisz do czytania ;) Dlatego na pierwszą książkę mam dla Ciebie pewniaka. Jest w moim TOP10 na pewno, ale jest lekka, łatwa i przyjemna, do łyknięcia w kilka godzin nawet. Mam oczywiście na myśli "Emigrację" Malcolma XD :) Myślę, że po przerwie od książek to idealna lektura.

 

To, co ja bym w swoim Topie topów ustawił to na pewno by było "Sto lat samotności". Z polecanych przed chwilą to na pewno Filary Ziemi się jednym tchem czyta (trylogia Folleta z XX wieku też jest świetna) Pojawiła się też tu Gomorra i myślę, że też Ci się spodoba. Ale Malcolm na pierwszą lekturę to obowiązkowy.

 

Bluźnisz. Ta książka to nie jest po prostu książka historyczna. To książka fenomenalnie napisana i naładowana po brzegi miłością do epoki. 

 

BTW, lista rezerwowa przy okazji:

 

Malazańska księga umarłych

Imię Róży

Baudolino

Trylogia Sienkiewicza

Dobry omen

Powstanie i upadek starożytnego Egiptu

Wiedeń Hitlera

To!

Cykl Fundacja

Hyperion

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza
34 minuty temu, Feanor napisał:

 

Bluźnisz. Ta książka to nie jest po prostu książka historyczna. To książka fenomenalnie napisana i naładowana po brzegi miłością do epoki. 

 

Domyślam się. Tak samo jak domyślam się, ze nie jest to dobra lektura na początek dla kogoś, kto miał przerwę w czytaniu

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

Przyznam, że byłem nieco zaskoczony, że jednym z najbardziej atakowanych w tworzonym filmie "Mięsożerca, wróg numer jeden" był Szymon Hołownia. Nie weganie z Otwartych Klatek, czy wręcz jakiś łatwy cel w postaci wegańskich szurów, których pełno na YT i w social media, tylko właściwie potencjalny sojusznik twórców, bo katolik. Ba, nawet nie wiedziałem, że Hołownia nie jada mięsa (właściwie to je tak jak ja - okazjonalnie ryby), o czym się dowiedziałem z tego właśnie trailera.

 

Zawsze wydawało mi się, że rozmowa z mocno wierzącymi katolikami na temat zabijania zwierząt dla pożywienia prędzej czy później, ale raczej zawsze napotka na ścianę w postaci "ale zwierzęta nie mają duszy", na którą właściwie nie ma kontrargumentu, no bo jaki? Dlatego chętnie sięgnąłem po jego książkę, Boskie zwierzęta bo chciałem poznać punkt widzenia właśnie takich ludzi.

 

No i mam trochę mieszane uczucia. Owszem, we fragmentach, gdzie po ludzku dzieli się swoimi odczuciami, gdzie omawia różnorakie źródła, nie tylko katolickie (także Jasia Kapeli, i to w sposób sympatyzujący), gdzie np zbija argumenty myśliwych o kochaniu zwierząt i konieczności ich odstrzału, bo będzie ich za dużo (ale akurat zupełnym przypadkiem praktycznie tylko tych, które można zjeść - lub przerobić na futro, reszta, ta niejadalna, inwazją nie grozi), hodowców futer, że jak nie my to inni (więc dlaczego mają zarabiać inni) czy np udowadnia, że niektóre zwierzęta (psy, delfiny, słonie) przejawiają uczucia bardzo podobne do ludzkich - czyta się to bardzo dobrze. Natomiast część książki stanowią też dylematy i rozmyślania związane raczej z teologią, które do mnie brzmią trochę jak czytanie opracowań prawniczych, i się strasznie przy nich wynudziłem, a część po prostu szybko przejrzałem - ale rozumiem, że ja nie jestem głównym celem tej książki. 

 

Oczywiście odpowiedzi na to, czy zwierzęta mają duszę oraz czy idą do nieba nie uzyskałem, bo nie da się jej uzyskać jednoznacznie, to cecha wszelkich kwestii, gdzie w grę wchodzi wiara, natomiast fajnie było się dowiedzieć, że wśród praktykujących katolików są też inni niż ci, którzy stoją przy zabijaniu zwierząt na mięso, uparcie trzymając się cytatu "Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi" (przy okazji ignorując fakt, że chwilę później Bóg mówi "Oto wam daję wszelką roślinę przynoszącą ziarno po całej ziemi i wszelkie drzewo, którego owoc ma w sobie nasienie: dla was będą one pokarmem", a nigdzie nie wspomina o zabijaniu i jedzeniu zwierząt ;) ). Dość ciekawie też czytało się próby przeciągnięcia idei ekologii z "lewej" strony na stronę "prawą", bo Hołownia pisze, że idea ochrony środowiska, jako boskiego stworzenia, wynika wprost z bycia chrześcijaninem.

 

Najfajniejszy wniosek wynikający z tej lektury jest taki, że z dobrymi ludźmi zawsze można się dogadać, pomimo tego że prezentują inną opcję polityczną czy światopoglądową :) 

 

(A, no i bibliografia na końcu książki zawstydziłaby niejedną pracę naukową, naprawdę Hołownia przygotował się do jej napisania :respekt:)

  • Lubię! 2
Odnośnik do komentarza
3 godziny temu, Gabe napisał:

Przyznam, że byłem nieco zaskoczony, że jednym z najbardziej atakowanych w tworzonym filmie "Mięsożerca, wróg numer jeden" był Szymon Hołownia. Nie weganie z Otwartych Klatek, czy wręcz jakiś łatwy cel w postaci wegańskich szurów, których pełno na YT i w social media, tylko właściwie potencjalny sojusznik twórców, bo katolik. Ba, nawet nie wiedziałem, że Hołownia nie jada mięsa (właściwie to je tak jak ja - okazjonalnie ryby), o czym się dowiedziałem z tego właśnie trailera.

 

Zawsze wydawało mi się, że rozmowa z mocno wierzącymi katolikami na temat zabijania zwierząt dla pożywienia prędzej czy później, ale raczej zawsze napotka na ścianę w postaci "ale zwierzęta nie mają duszy", na którą właściwie nie ma kontrargumentu, no bo jaki? Dlatego chętnie sięgnąłem po jego książkę, Boskie zwierzęta bo chciałem poznać punkt widzenia właśnie takich ludzi.

 

No i mam trochę mieszane uczucia. Owszem, we fragmentach, gdzie po ludzku dzieli się swoimi odczuciami, gdzie omawia różnorakie źródła, nie tylko katolickie (także Jasia Kapeli, i to w sposób sympatyzujący), gdzie np zbija argumenty myśliwych o kochaniu zwierząt i konieczności ich odstrzału, bo będzie ich za dużo (ale akurat zupełnym przypadkiem praktycznie tylko tych, które można zjeść - lub przerobić na futro, reszta, ta niejadalna, inwazją nie grozi), hodowców futer, że jak nie my to inni (więc dlaczego mają zarabiać inni) czy np udowadnia, że niektóre zwierzęta (psy, delfiny, słonie) przejawiają uczucia bardzo podobne do ludzkich - czyta się to bardzo dobrze. Natomiast część książki stanowią też dylematy i rozmyślania związane raczej z teologią, które do mnie brzmią trochę jak czytanie opracowań prawniczych, i się strasznie przy nich wynudziłem, a część po prostu szybko przejrzałem - ale rozumiem, że ja nie jestem głównym celem tej książki. 

 

Oczywiście odpowiedzi na to, czy zwierzęta mają duszę oraz czy idą do nieba nie uzyskałem, bo nie da się jej uzyskać jednoznacznie, to cecha wszelkich kwestii, gdzie w grę wchodzi wiara, natomiast fajnie było się dowiedzieć, że wśród praktykujących katolików są też inni niż ci, którzy stoją przy zabijaniu zwierząt na mięso, uparcie trzymając się cytatu "Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi" (przy okazji ignorując fakt, że chwilę później Bóg mówi "Oto wam daję wszelką roślinę przynoszącą ziarno po całej ziemi i wszelkie drzewo, którego owoc ma w sobie nasienie: dla was będą one pokarmem", a nigdzie nie wspomina o zabijaniu i jedzeniu zwierząt ;) ). Dość ciekawie też czytało się próby przeciągnięcia idei ekologii z "lewej" strony na stronę "prawą", bo Hołownia pisze, że idea ochrony środowiska, jako boskiego stworzenia, wynika wprost z bycia chrześcijaninem.

 

Najfajniejszy wniosek wynikający z tej lektury jest taki, że z dobrymi ludźmi zawsze można się dogadać, pomimo tego że prezentują inną opcję polityczną czy światopoglądową :) 

 

(A, no i bibliografia na końcu książki zawstydziłaby niejedną pracę naukową, naprawdę Hołownia przygotował się do jej napisania :respekt:)

 

Nie chce mi się tego oglądać: użyli Hitlera jako broni, czy zapomnieli?

Odnośnik do komentarza

@Feanor w trailerach chyba nie ma, natomiast Hołownia w swojej książce zarzut o Hitlerze odpiera: po pierwsze, Hitler wegetarianinem nie był, po prostu jadł wybiórczo, a po drugie jakie to ma znaczenie? Bo na przykład Stalin i Mao Zedong jedli mięso, czy to miało jakiś wpływ na ich ofiary, czy nie, czy tylko wegetarianizm jest ważny? ;)  

Odnośnik do komentarza
8 minut temu, Gabe napisał:

@Feanor w trailerach chyba nie ma, natomiast Hołownia w swojej książce zarzut o Hitlerze odpiera: po pierwsze, Hitler wegetarianinem nie był, po prostu jadł wybiórczo, a po drugie jakie to ma znaczenie? Bo na przykład Stalin i Mao Zedong jedli mięso, czy to miało jakiś wpływ na ich ofiary, czy nie, czy tylko wegetarianizm jest ważny? ;)  

 

Dla mnie jest oczywiste po prostu, że taka szuria tego używa (btw, Hołownia chyba manipuluje tutaj: Hitler jadł wybiórczo do samobójstwa kuzynki w początkach lat trzydziestych, potem był raczej konsekwentny). 

Odnośnik do komentarza
10 minut temu, Feanor napisał:

btw, Hołownia chyba manipuluje tutaj: Hitler jadł wybiórczo do samobójstwa kuzynki w początkach lat trzydziestych, potem był raczej konsekwentny

 

Cytat

According to Ilse Hess, in 1937 Hitler ceased eating all meat except for liver dumplings,[12] an account that Dr. Kalechofsky found "consistent with other descriptions of Hitler's diet, which always included some form of meat, whether ham, sausages or liver dumplings."[22] Frau Hess's comments are also backed up by several biographies about Hitler, with Fritz Redlich noting that Hitler "avoided any kind of meat, with the exception of an Austrian dish he loved, Leberknödl (liver dumpling)".

 

[12] Toland, John (1976). Adolf Hitler. Garden City, New York: Doubleday. p. 256.

[22] (Kalechofsky, op. cit., p.2. / Toland, op cit., p.826)

 

Czyli nawet po 37 był raczej semi- lub flexiwegetarianinem.

 

Co oczywiście nie zmienia faktu, że nie jest to żaden argument w dyskusji o wegetarianizmie.

Odnośnik do komentarza
2 godziny temu, Gabe napisał:

 

 

[12] Toland, John (1976). Adolf Hitler. Garden City, New York: Doubleday. p. 256.

[22] (Kalechofsky, op. cit., p.2. / Toland, op cit., p.826)

 

Czyli nawet po 37 był raczej semi- lub flexiwegetarianinem.

 

Co oczywiście nie zmienia faktu, że nie jest to żaden argument w dyskusji o wegetarianizmie.

 

No cóż, Wiedźma z Buchenwaldu była chyba dalszą znajomą Hitlera niż Otto Wagener i jego gospodyni Anni Winter :) oni wyraźnie twierdzą, że Hitler na wegetarianizm przeszedł już w 1931, po śmierci Geli Raubal (wtedy też radykalnie ograniczył alkohol). Już w 1932 roku, podczas wesela Baldura von Schiracha rzucał uwagi o „mięsożercach”, a w Berghofie zdarzało się, że drwił z „trupojadów”. 

 

Jeśli chcesz przypisów :)

Wagener, Hitler aus nachster Nahe, s. 358, 362

Hanfstaengl,mZwischen Weissem und Braunen Haus, s. 164

Schirach, Ich glaubte an Hitler, s. 129

Dietrich, 12 jahre mit Hitler, s. 219

no i ktoś, kto to zebrał w całość

Ullrich, Hitler. Narodziny zła 1889-1939, s. 528

  • Lubię! 1
  • Uwielbiam 1
  • Dzięki! 1
Odnośnik do komentarza
  • 1 miesiąc później...

"Instytut" Stephen King. King jest obecnie na fali - wszyscy chcą ekranizować jego powieści, prawa do ekranizacji "Instytutu" zostały sprzedane jeszcze przed ukazaniem się powieści. Dla mnie nie jest to na pewno najlepsza powieść Króla Stefana, nie jest też najgorsza - typowe czytadło, w sam raz na dłuższą podróż (ja akurat słuchałem audiobooka).

Luke Elis - genialne dziecko z lekkimi zdolnościami parapsychicznymi zostaje porwany i umieszczony w tajemniczym instytucie, który prowadzi dziwne eksperymenty na dzieciach mających nadnaturalne zdolności. Motyw rodem z "Podpalaczki" a w treści znajdziecie jeszcze inne motywy pojawiające się w twórczości Kinga. Początkowo akcja jest trochę niemrawa ale potem się rozkręca i rzeczywiście potrafi trzymać w napięciu. Zakończenie rozczarowuje swoją głupotą. Niestety, mam wrażenie, że nie zadziałało to co zwykle u Kinga działa - tworzy bohatera lub bohaterów, których czytelnik lubi i dlatego z ciekawością śledzi ich losy (np. w powieści "Ręka mistrza" prawie nic się ciekawego nie dzieje, ale świetnie się to czyta właśnie ze względu na głównego bohatera). A tutaj Luke jest taki nijaki.

Słowem - średnia książka ale nadaje się do zabicia czasu.

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Jacek Piekara - Ja, Inkwizytor. Przeklęte krainy

 

Dawno żadna książka tak mnie nie wkurwiła jak ta. Ktoś zapewne powie, że sam jestem sobie winny, skoro z premedytacją wziąłem się za Piekarę (i będzie miał sporo racji). Niemniej jednak po pierwsze staram się oddzielać twórcę od dzieła (a że Piekara jest obrzydliwym człowiekiem to książkę zajebałem z chomika), a po drugie takie mam guilty pleasures, więc no cóż.

 

Ale do rzeczy. Cykl inkwizytorski poza naprawdę fajnym settingiem nigdy nie był jakiś szczególnie porywający, ale był spoko czytadłem, takim idealnym do pociągu albo samolotu. Niektóre odsłony lepsze, inne gorsze, jak to w cyklach. Ale Przeklęte krainy to już ewidentne przegięcie pały przez mało sympatycznego pisarza. Całość wygląda tak, jakby Piekara nie tyle podpisał się pod dziełem jakiegoś copywritera, co raczej pod autorem zajebanego z netu fanfika. Efekt to rozwleczona i obrzydliwa projekcja na temat ruchania wieśniaczek, co w sumie sporo mówi o autorze - mam wrażenie, że Piekara chętnie przygruchałby sobie taką konserwatywkę jak Natasza. Wątek główny (w sumie jedyny, bo innych tu nie ma - autor woli po raz piętnasty opisywać wygląd błota na dziedzińcu) jest cienki jak jakiś sidequest z Dragon Age - idą, zabijają potwora i nara. Do faktu, że Piekara nie ma pojęcia czym jest JAKIKOLWIEK character development zdążyłem się przyzwyczaić - gorzej, że Mordimer z tej książki nie ma kompletnie nic wspólnego z Mordimerem z poprzednich części. A gdyby Mordimer ze "Sługi bożego" albo "Młota na czarownice" spotkał tego z "Przeklętych krain", to by mu zajebał plaskuna i poprawił kopem.

 

Jeśli jakimś cudem autor przeczyta tę opinię, to mam do niego apel - zostaw gościu tego twittera i weź się za robotę, bo w tej chwili jesteś tak samo dobrym pisarzem, jak komentatorem politycznym.

  • Lubię! 4
Odnośnik do komentarza

Przemysław Rudzki - Futbol i cała reszta

 

Taka luźna biografia autora, a raczej... zbiór historii pokolenia, które dorastało w trakcie reformacji i przejścia w dziki kapitalizm. Kurcze, Rudzki jest rocznik 77' więc jednak to jedno pokolenie dalej, ale nie wszystko się zmienia. Czytając książkę myślałem o swoim dzieciństwie, mnóstwo wspólnych mianowników. Napisana prostym, wręcz czasami prostackim językiem, ale tak właśnie miała być, miała powodować, że czytając ją - wracamy do swojej przeszłości. Końcówka jest trochę... przygnębiająca. I nie powiem, lekko się wzruszyłem czytając niektóre fragmenty, co mi się chyba nigdy nie zdarzyło czy przy książce czy filmie albo nie pamiętam nic od czasów Króla Lwa ;)

 

 

Odnośnik do komentarza
  • 1 miesiąc później...

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...