Skocz do zawartości

Nasza twórczość


Sutek

Rekomendowane odpowiedzi

Temat wiersza chyba jest klarowny, więc nie będę go precyzował. Niestety, nie udało mi się utrzymać odpowiednich ilości sylab w wersach - jeszcze nie ten poziom :). I uprzedzam - nie przepadam za poezją białą. Jestem w tym względzie klasykiem. Wszelkie prawa zastrzeżone itp. itd.

 

Idziemy na dno

Chociaż jest to celem naszym

Jakiś opór w sercu się stwarza

Przed powiększaną ciężką pracą maszyn

Warstwą płynu, co miażdżenie wdraża

Nie ma komu powierzyć duszę swą

Idziemy na dno!

 

Idziemy na dno

Wszędobylską grozę tworzą odmęty,

Która przeszywa mózgi na wskroś tych,

Co trzymają strach swój zaklęty

W nerwowym śmiechu i dowcipach sprośnych

Bledną bogowie przed otchłanią tą

Idziemy na dno!

 

Idziemy na dno

Wypalone umysły objąć tylko mogą

Mikrokosmos rozmiarów ze stali cygara

Lepko przepływa przesycony trwogą

Czas mierzony sekundnikiem zegara

Rzutu szufli żwiru o kadłub ton

Idziemy na dno!

 

Noce i dnie

Różnic nie mają w powietrznej oazie

Gdzie w brudnych ciał i mózgów wspólnocie

Wspólna myśl i obawa się wspólnie rozłazi

Po świadomościach zaćmionych w duchocie

Że na rozpaczy, przygnębieni szczytnie

Jesteśmy dnie...

Odnośnik do komentarza

Dwie ostatnie zwrotki mi się podobają. Szczególnie wers "Wspólna myśl i obawa się wspólnie rozłazi / Po świadomościach zaćmionych w duchocie" przypadł mi do gustu. Ale wydaje mi się, że gdzieniegdzie trochę na siłę jest włożony rym - żeby nie uciec z konwencji - jak np. "Nie ma komu powierzyć duszę swą / Idziemy na dno!". Napiszę to, co ja sam często słyszę - trzeba czytać innych, by wyrobić własny styl i trzeba pisać, żeby go szlifować :) KUTGW Sutek.

Odnośnik do komentarza
  • 2 miesiące później...

WIRTUALITY

 

 

 

 

 

Przyśniła mi się. Nigdy nie widziałem jej na jawie, ba, nie wiem nawet jak wygląda ale wiedziałem, że to ona. Śmiała się tak cudownie. Patrzyła prosto w moje oczy i śmiała się całą sobą. Bujała się wysoko na huśtawce, pęd powietrza podwiewał jej letnią sukienkę odsłaniając piękne, opalone nogi. Stałem daleko ale czułem jej zapach. Słyszałem ciche skrzypnięcia łańcuchów huśtawki. Wyciągnęła zapraszająco dłoń i powiedziała:

 

-Czy chcesz do mnie przyjść?

 

Doskonale wiedziała jak chciałem. I zacząłem iść. W śnie nic nie stało nam na drodze. To tylko kilka kroków, nie setki kilometrów. Tutaj jest taka wolna, taka radosna, żadnych barier które czynią z jej życia więzienie. I ten zapach. Taki oszałamiający, wciągający. Zacząłem biec. Nagle dostrzegłem w jej oczach pustkę, ogromną czerń bez niczego. Wszystkie inne dźwięki ucichły poza skrzypieniem łańcuchów.

 

iiii.... iiiii

 

Czarne dziury jej oczu zaczęły się zwiększać i zwiększać, aż...

 

Zachłysnąłem się gwałtownie powietrzem. Ciemność wibrowała mi w oczach, oddychałem gwałtownie. Obudziłem się ale wciąż słyszałem ten dźwięk. Ciche, przeciągłe „iiiiii”, chwila przerwy i znowu: „iiiii”, „iiiiii”.

 

Bałem się poruszyć, nie byłem pewien czy naprawdę się obudziłem. Serce waliło mi jak oszalałe. Uniosłem lekko głowę. Z sąsiedniego pokoju padała dziwna, drgająca poświata. Jej drgania wydawały się zsynchronizowane z dziwnymi dźwiękami wywołującymi gęsią skórkę.

 

Iiiiii, iiiiii, iiiii.

 

W pierwszym odruchu wywołanym myślą „ktoś jest w domu!” chciałem się po prostu schować pod kołdrę. Kiedy wreszcie panika dopuściła do głosu rozum rozpoznałem źródło światła i przerażającego dźwięku. Komputer i uruchomiony komunikator. Nazwanie źródła naszych lęków trochę je osłabia. Ale tylko trochę. Poza popiskiwaniem komunikatora nie słyszałem innych dźwięków.

 

Najciszej jak umiałem wstałem z łóżka. Drżały mi dłonie. Na palcach dotarłem do korytarza. Nabrałem powietrza i szybko wychyliłem głowę do sąsiedniego pokoju.

 

Był pusty. Stojący na biurku monitor rzucał jaskrawe światło. Po raz kolejny zadźwięczało. Teraz byłem zdziwiony jak mógł mnie przerazić tak banalny dźwięk.

 

Nie miałem pojęcia jakim cudem komputer sam się włączył. Owszem czasem zostawiałem go na noc włączonego gdy ściągałem jakieś pliki ale byłem pewien, że wieczorem go wyłączyłem. Komunikator przesyłał kolejne zdania. Od niej. Usiadłem przed biurkiem, otworzyłem okno rozmowy.

 

Jesteś?

 

Tak bardzo bym chciała żebyś tu był, żebyś mnie przytulił.

 

Zróbmy coś byśmy mogli się spotkać. Tak, boję się. Bardzo się boję. Ale jeszcze bardziej chcę.

 

Zdania poprzecinane przecinkami. Mnóstwem przecinków łez.

 

Przytul mnie proszę.

 

-Jestem tutaj – napisałem. Na ekranie pojawił się uśmieszek, a ja ujrzałem tę piękną twarz ze snu uśmiechającą się spomiędzy łez. Wzruszenie ścisnęło mi serce.

 

-Co się stało maleńka?

 

-To samo co zawsze. Kolejna awantura, oskarżenia, wyrzuty. Dlaczego on mi to robi? Dlaczego???

 

-Ciii... Jestem przy Tobie.

 

-Zabierz mnie stąd, proszę.

 

-Zrobię to gdy będziesz naprawdę zdecydowana – tak bardzo pragnąłem by ten dzień wreszcie nastąpił.

 

-Bardzo chcę.

 

-Kocham Cię – napisałem to zupełnie odruchowo i dopiero gdy słowa te wyświetliły się w oknie rozmowy zdałem sobie sprawę, że powiedziałem to po raz pierwszy. Ale tak czułem. Co z tego, że nigdy jej nie widziałem, że jedyny nasz kontakt to ten komputer. Kochałem ją.

 

Nie odpowiadała przez dłuższą chwilę.

 

-Dotknij mnie. Chcę Cię poczuć. Nie możesz mnie teraz tak zostawić.

 

-Nigdy Cię nie zostawię.

 

-Czy chcesz do mnie przyjść?

 

-Tak – wraz z wystukaniem tych trzech liter szepnąłem „tak”.

 

-Przyłóż dłoń do monitora.

 

Zrobiłem to. Przymknąłem oczy i rzeczywiście poczułem ciepło jej dłoni. Była tak daleko... a jednocześnie tak bardzo blisko.

 

Ból!!!

 

Coś parzyło moją dłoń! Wrzasnąłem przerażony i gwałtownie cofnąłem rękę. Pociągnąłem monitor, dłoń jakby przykleiła się do ekranu. Co się dzieje? Żar był nie do wytrzymania.

 

-Zapraszam Cię do siebie – zajaśniały wielkie litery.

 

-Co mi robisz?! - wrzasnąłem.

 

-Pokażę Ci moje więzienie.

 

Nagle dłoń zaczęła wtapiać się w ekran. Szarpnąłem z całych sił. Monitor spadł z biurka a ja wraz z nim poleciałem na podłogę. Ręka niemal do ramienia zniknęła w monitorze. To niemożliwe! Spróbowałem zaprzeć się kolanami o brzegi i szarpnąć. Nic poza kolejnymi falami cierpienia. Płynna tafla ekranu objęła moje nogi. Boże mój. To koniec....

 

Znikło wszystko. Znikł ból, mój pokój... tylko ciemność. Po chwili błysk i znowu ciemność. I znów. Zero i jeden.

 

Gdzie ja jestem?

 

Pojawiły się błyski, słowa.

 

Witaj w wirtualności.

 

 

Odnośnik do komentarza
  • 4 miesiące później...

Zdejmę pajęczynę. Moje rozmyślania po pierwszym pogrzebie bliskiej osoby na którym byłem:

 

Życie - czy to ty?

 

W błysku światło światłu dało,

ledwo co się zaczynało,

a do końca się zbliżało.

Topiąc wosk.

 

Gdy się trochę upaliło,

choć ledwo co się tliło

to formować można było.

Byle nie sparzyć rąk.

 

Tak się życiem wypalało,

gdy drgało, gdy dmuchało,

nawet gdy już przygasało.

Za krótki knot.

 

Lecz gdy chwila ta nadeszła,

kiedy świeca zimnem przeszła,

wtedy z krótkim sykiem zgasła,

dymiąc przez chwil kilka.

 

Ale przyjdzie dzień,

gdy obudzi się i ten,

co głębokim snem zasnął.

Wtedy znajdzie się osoba,

która ogień w sercu chowa,

i zapali świecę znów,

już nie będzie biednych wdów,

lecz szczęśliwi i płonący,

wierni, miłości pragnący.

 

 

I zadywytsia wsij swit bożyj...

 

 

Odnośnik do komentarza

Skoro już ktoś "odkurzył", to i ja pozwolę sobie zamieścić ostatni mój wiersz, który osobiście uważam za najbardziej "udany" ;).

 

Bywają na kartach historii postacie

Z których to się ostało, co się kojarzy

Surowy gubernator o nierozdartej szacie

O rzymskich rysach, o okrutnej twarzy

 

Oto Piłat Poncki – cokolwiek jest ponura

to osoba, i szczególnych jej znaków

nie odmówisz – szaty prestiżowej purpura

i biczem wykutych w Króla ciele braków

 

Czym Ci zawinił, bezduszny urzędasie

ten szalony Żyd, samozwańczy król?

Gniewu Sanhedrynu w całej jego krasie

Nie zwolniłeś skrajnie napiętych strun!

 

Różne obrazy Piłata, lecz różnice małe

między nimi, bo na tragiczną figurę

składa się czy to cynik, co ma skałę

za serce, czy tchórzliwy gryzipiórek

 

Lecz przecież nie tak umówione było

Krew Sprawiedliwego – rzecz Hebrajczyków

A Bezsilnemu woda w misce skryła

Brud odpowiedzialności – klątwę polityków

 

W czasie nocy Historii słyszę jego skargę

„Czemuście umowę złamali? Włożyli w poczet cieni?

Czy nie spadnie na mą spieczoną wargę

Kropla przebaczenia, co mój byt odmieni?”

 

Jaki to tragizm w sytuacji – być przypartym

do ściany, aż Płacz uczyni z niej swe mienie

Motłoch krwią się żywi – pokarm życia warty

Z polityką ponownie przegrywa sumienie

 

Więc czy o specyfice postaci tej istnienia

Spekuluje Ewangelista, czy też Bułhakow

Żal mi człowieka – z urzędem, lecz bez imienia

Bo na takie szczegóły – Historia skąpi znaków

Odnośnik do komentarza
  • 9 lat później...

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...