Skocz do zawartości

W pogoni za En....


Rekomendowane odpowiedzi

- Masz całkiem zgrabny tyłek - głos osiłka pomalowanego w różne wzory na skórze odbijał się od śmierdzącego nalotu na ścianach trafiając w sam środek moich małżowin usznych. Zerwałem się na równe nogi uderzając kolanem w zimą kratę oddzielającą mnie od świata wolności.

- Kim Ty ku..a jesteś ? - powiedziałem do grubasa który gładził swoje piersi włochatą dłonią spoglądając na mnie

- Twoją nową dziewczyną - roześmiał się spaślak wstając z pryczy pod oknem.

- Straż !! Ratunku !! - wydzierałem się w niebo głosy trzymając obiema rękoma kraty.

Chwilę później poczułem smród rozkładającego się ciała, który spoczął na moim ramieniu, a następnie oddech zgniłych zębów przeszył moje nozdrza jak Don Kichot z La Manchy wiatrak.

Mój łokieć wbił się w tłusty brzuch odrzucając oprawcę w bok. Dwa proste sierpowe znokautowały rywala na tyle skutecznie, że nie obudził się już do końca nocy.

Zasnąłem skulony przy sedesie.

 

Poranek oznaczał wizytę adwokata, dlatego od szóstej rano starałem się wymyślić sprytną taktykę rozmowy.

Kiedy strażnik otworzył celę byłem pewny, że za chwilę wypowie magiczne słowa " Twój adwokat czeka ". Tymczasem z jego ust wypłynęły lekkie jak chmurka słowa " Jesteś wolny, ktoś wpłacił za Ciebie kaucję ".

Opuszczając celę spojrzałem na grubasa, który właśnie miał zamiar spaść z łóżka usiłując przekręcić się na drug bok.

 

Przed aresztem nikt na mnie nie czekał. Nie było orszaku powitalnego, nie było deszczu opłakującego mój marny los. Cisza jaką zastałem zdawała się milczeć tylko dla mnie, bo wszystko dookoła tętniło życiem tak samo jak co dzień.

Nie było Eddy'ego, nie było En ... był lekki powiew wiatru i droga na piechotę do domu

Odnośnik do komentarza
  • 3 tygodnie później...

Już myślałem, że ten temat został zamknięty.

Po śmierci mojego najlepszego przyjaciela postanowiłem wyjechać, odpocząć, pozbierać się bo chodziłem rozbity na maksa.

 

Niebawem znów wyruszę w podróż po świecie Managera.

 

Myślę, że mnie zrozumiecie.

 

Do rychłego zobaczenia.

 

Pozdrawiam was

 

Paweł

Odnośnik do komentarza

Sezon 2008/2009 miał być dla nas dłuższą chwilą prawdy. Stałem na czele Drużyny Pierścienia, ściskając w dłoniach przyszłość klubu wyznaczałem trasę naszej ścieżki przez dżunglę Championship.

Byliśmy beniaminkiem z wielkim apetytem na sukces.

 

Kiedy wypłynąłem na suchego przestwór oceanu ... wiodąc myślami po gąszczu myśli zagłębiałem usta w blasku szkła zalanego czerwonym winem. Lampka dobrego trunku koiła moje nerwy skuteczniej od końskiej dawki nervosolu, który jeszcze niecały rok temu był nieodzownym elementem mojej diety.

Podszedłem do okna za którym przy samochodzie grupka nastolatków prężyła swoje bicepsy wzbudzając podziw w skąpo odzianych dziewczynach, które siedziały okrakiem na ławce. Czarne BMW, rocznik 92, trzy razy przekręcony licznik z magicznymi 120 tysięcy był, jak się okazało nie po raz pierwszy z resztą, przedłużeniem penisa co najmniej o kilometr.

Ciekawe o ile bym był większy gdybym podjechał tam moim świętej pamięci Jaguarem ...

Wysoki blondyn wprawił w drżenie szyby mojego pokoju puszczając arcydzieło muzyki klasycznej obecnych lat.

Odchodząc od okna kątem oka zobaczyłem jak obie brunetki wsiadły do magicznego wehikułu czasu. Co się działo z nimi później ... nie chcę wiedzieć.

Usiadłem przed monitorem komputera. Na szklanym ekranie wypisane miałem nazwiska piłkarzy, którzy mieli tego lata dołączyć do Leeds. Zarząd poinformował mnie, że długi w które Leeds wpadło 2 lata temu zostały spłacone dopiero w 70%, więc liczyć na zastrzyk gotówki będzie bardzo karkołomnym zadaniem.

Na szczęście nie taki diabeł straszny jak go malują, a że Polak potrafi, byłem dobrej myśli.

 

Pierwsze spotkanie w Championship okazało się trudniejsze niż pierwotnie zakładałem. Do batalii z Sunderlandem przystąpiliśmy z wielkim sercem, ale małym zapałem. Przedzieranie sie przez gąszcz niższej ligi większość zawodników uznała za banalne, dlatego też Southampton pokazał nam miejsce w szeregu.

Pomimo atutu własnego boiska ulegliśmy przyjezdnym 1:2.

A miało być tak pięknie ...

 

Co się odwlecze to nie uciecze. Kolejne spotkanie z faworyzowanym QPR było sprawdzianem dla nowych piłkarzy. Gwiazdor reprezentacji Rumunii - Stancu - dzień przed meczem na łamach The Times oznajmił, że jeśli strzeli w debiucie bramkę, pod koniec sezonu w rubryce " król strzelców " będzie widniało jego nazwisko.

Nie spodziewałem się tak odważnych wystąpień Rumuna, tym bardziej, że jego występ był niepewny.

Niestety z powodu kontuzji Ameobi'ego, słabej dyspozycji Beckforda to właśnie Stancu z Flo stworzył atak naszej drużyny.

Efekt ?

QPR 1 : 2 Leeds United.

Pierwsze trzy punkty były dla nas orgazmem nie do opisania.

Odnośnik do komentarza

Idąc korytarzem prowadzącym z kuchni do szatni, między jednym kęsem ryżowego chleba a łykiem porannej kawy, ustalałem taktykę na najbliższe spotkania mówiąc cały czas sam do siebie. Zauważył to jeden z piłkarzy, a że miał przy sobie w torbie kamerę, postanowił nagrać mnie i pokazać wszystkim jakiego mają świra na ławce trenerskiej.

Korytarz był wyłożony kafelkami, toteż głos odbijał się od nich jak piłeczka kauczukowa od betonu trafiając wprost do nienażartego nigdy mikrofonu.

" Jeśli Prutton usiądzie na ławce, a Brzozowski zajmie jego miejsce, to pewnie dojdzie do kłótni. Cholerny Dave, przez niego nie mam jak zmienić taktyki " - burczałem pod nosem pożerając ostatni kęs krążka.

" Ale z drugiej strony jeśli bym w środku dał Michała ... hmm ... na prawej Da Costa ? " - ssssiiiooorrrbb wciągnąłem ostatni łyk kawy z plastikowego kubka i wyrzuciłem pojemnik do kosza na śmieci.

" A zresztą, przecież to ja jestem trenerem, muszą się mnie słuchać " - na zakończenie dodałem.

 

Wchodząc do szatni piłkarzy bez przywitania podszedłem od razu do komputerowej tablicy, na której rozrysowałem już dzień wcześniej taktykę. Po ustaleniu kto na jakiej pozycji gra w szatni zapanował mały rozgardiasz.

- Dlaczego ten gówniarz ma grać, a ja nie ? - zdenerwowany Prutton atakował mnie słownie.

- Bo ja tak powiedziałem - odparłem spoglądając na rozjuszonego Anglika.

- W takim razie nie chcę w ogóle przychodzić na ten mecz - powiedział Dave chowając buty do torby.

- Słuchajcie. To, że tu się znaleźliście to nie jest tylko wasza zasługa. Nie ma tu żadnego Ronaldo czy innego Beckhama. Tworzymy zgrany kolektyw, a dzięki moim zagrywkom taktycznym wygrywamy spotkania. Więc jeśli macie choć trochę oleju w głowie, co jak w przypadku Ciebie - wskazałem palcem na Anglika, który przewrócił się właśnie na podłogę usiłując w pośpiechu ściągnąć dres - jest chyba niemożliwe, musicie przyjmować porażki z honorem. Michał jest na dzień dzisiejszy w lepszej dyspozycji i nie jest to jedynie moja opinia. A jeśli się komuś wydaje, że jest ważniejszy od klubu, to niech szuka już nowego pracodawcy, a ja z rozkoszą rozwiążę z nim kontrakt.

Prutton usiadł na moment na ławce, spojrzał na Ankergrena, na Carole, wstał, założył torbę na prawe ramię i odparł :

- Jeszcze rok temu byłeś pucybutem z Polski a dziś nosisz dupę wyżej niż srasz.

Zamurowało mnie, ale pozwoliłem Anglikowi pozostawić te słowa bez komentarza. Wychodząc z szatni nie obrócił się w stronę kolegów. Krzyknął tylko " Nara " i zamknął drzwi.

 

Po konsultacji z Batesem postanowiliśmy nałożyć na niego karę trzech meczy w rezerwach i wstrzymać pensję na okres dwóch tygodni. Dziś poczułem się jak czarny wśród białych, jak rdzenny mieszkaniec Australii wśród nazistów, jak Polak ... wśród ludzi z krajów wysoko zindustrializowanych.

 

Damian Gorawski przed wyjściem na murawę podszedł do mnie, położył swoją prawą rękę na moim ramieniu i szepnął mi do ucha " Szefie, odpier...sz kawał dobrej roboty ".

 

Plymouth przyjechało na Elland Road w najsilniejszym składzie. Nie zrezygnowałem z założeń taktycznych na rzecz Pruttona, wystawiając w środku pomocy Michała Brzozowskiego, na lewej flance Gorawskiego, na prawej zaś Sebastiane Carolle. Nie sądziłem, że popełniam błąd faworyzując rodaków. Byli po prostu lepsi od innych, a w tym przypadku narodowość nie gra roli.

Blisko 25 000 kibiców obejrzało spektakl godny gry w wyższej klasie rozgrywkowej. Zmotywowany Gorawski pogrążył przyjezdnych strzelając dwie bramki. Fenomenalny Stancu dopełnił formalności ustalając ostatecznie wynik na 3:1.

Leeds 3 : 1 Plymouth

 

Kilka dni później przyszło nam zmierzyć się w Pucharze Ligi ze słabiutkim Stockport, w którym Paul Warne przeżywał swoją drugą młodość. Nie chciałem po raz kolejny dawać szansy gry w linii ataku Norwegowi, bo po ostatnich meczach bez strzelonej bramki stał się ulubionym piłkarzem z którego szydzili dziennikarze. Pomimo zwycięstw w prasie i tak przeczytać można było :

 

" Statek zwany Leeds wypłynął na pełne morze. Niestety choroby morskiej nabawił się starzec ze Skandynawii i zamiast strzelać na bramkę przeciwnika wolał rzygać za burtę podczas sztormu "

 

Inny brukowiec pisał tak : " Zabawki Włocha demolują rywali. Skoczek szachowy Stancu strzela bramki na zawołanie, konik wyścigowy Gorawski zostawia peleton w tyle, ale dziadek do orzechów Flo wyraźnie spruchniał "

 

Kompanem Stancu został Beckford. Nos Polaka, który jeszcze niedawno był " pucybutem " okazał się jak zwykle skuteczny. Dla Anglika było to o tyle ważne spotkanie, o ile w publicznej telewizji można było je obejrzeć. Tysiące kibiców przed odbiornikami telewizyjnymi obejrzało teatr jednego piłkarza. Każda bramka padała w odstępie dwudziestu minut.

Leeds United 4 : 1 Stockport.

Hat trick Beckforda, jedna bramka Stancu.

Odnośnik do komentarza

Po meczu w szatni panowała euforia. Stancu stał na ławce trzymając koszulkę w rękach ze swoim nazwiskiem i śpiewał razem z pozostałymi piłkarzami " We Are The Champions " kiwając się przy tym na boki jak dorodna przekupka na jednym z warszawskich bazarów. Nie miałem żadnych uwag do zawodników, no, może poza babolem puszczonym przez Ankergrena, który pomimo tego siedział z uśmiechem na twarzy obok Beckforda trzymając w dłoni do połowy napoczętą butelkę z Izostarem.

Ciężką mieliśmy przeprawę przez trzecią ligę. Dołączyłem do zespołu, w którym harmider wiódł prym, w którym brakowało generała sprzątaczki. Dziś byłem znanym trenerem, przynajmniej na wyspach, który miał wizję przyszłości klubu.

Kuriozum polegało jedynie na tym, że wraz ze zdobywaniem sławy, prestiżu i trofeów traciłem życie prywatne.

Nawet Jurek przestał do mnie telefonować topiąc gdzieś własne smutki w ciele masażystki, przynajmniej dwa razy dziennie.

 

Kiedy wracałem szosą szybkiego ruchu do mojego mieszkania zastępczego przy skrzyżowaniu zobaczyłem młodą dziewczynę. Odziana w skąpe ciuszki, opalona, trzymała w ręku butelkę coca coli, wystawiając kciuk do góry starała się złapać tak zwaną okazję.

Zawsze miałem miękkie serce, więc stopa bez namysłu zmieniła nacisk z pedała gazu na hamulec.

Kiedy otworzyłem szybę by zapytać gdzie jedzie ona już stała przy moich drzwiach. Nachylając się w moją stronę odsłoniła spory kawałek opalonego biustu, który o mało co nie wpadł przez szybę wprost na siedzenia.

- Cześć przystojniaczku - powiedziała blondynka dotykając namiętnie palcami klamki od drzwi w samochodzie

Nie odpowiedziałem nic, bo gardło skurczyło mi się do rozmiarów słomki od napoju Donald Duck.

- Masz 10 euro ? Tak niewiele za tak wiele - dodała gładząc przy tym swoją szyję w sposób tak namiętny, że ręka trzymająca drążek zmiany biegów zadrżała mi gwałtownie o mało co nie wyrywając gałki z mieszka.

Przez moment nie wiedziałem co powiedzieć.

- 8 Euro i ani centa mniej - atakowała mnie słownie blondynka bez pytania otwierając drzwi i siadając w środku.

- Ale ja ...

- Ciii .... - przyłożyła mi palec do ust - ona niczego się nie dowie. Przecież wiesz ...

Kiedy w myślach wydawałem już pieniądze obok mojego samochodu przejechało czarne BMW, takie same jakim na co dzień jeździł Fabrizzo. W jednej chwili moje myśli dostały potężnego klapsa, poprawiłem nerwowo krawat i powiedziałem :

- Za duży mam szacunek do siebie, żeby płacić za taką przyjemność - po czym wyjąłem z portfela 100 euro, zwinąłem banknot w rulon i wepchnąłem dziewczynie pomiędzy nabrzmiałe piersi.

- Idź, kup sobie jakieś pomarańcze.

Dziewczyna zerwała się na równe nogi, zamknęła za sobą drzwi, splunęła na ziemię i krzyknęła :

- Żeby Ci frajerze nie stanął do końca życia !

A ja zamykając szybę odparłem :

- Jak będę miał z tym problem, na pewno się do Ciebie odezwę. Pozdrów rodziców.

 

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Scunthorpe przywitało nas tłumami buczących kibiców, którzy raz po raz rzucali w naszą stronę podpalone szaliki z herbem Leeds. Policjanci nie zwracali na całą sytuację żadnej uwagi, dlatego postanowiłem wjechać autobusem na stadion, by nie dostać niczym w głowę.

Tak to już jest, że jeśli się nie zapłaci, ochrony nie ma.

W zespole gospodarzy od początku sezonu występował Sylvian Evans Blake, znany nam z Manchesteru United. Groźny zawodnik udowadniał w każdym meczu, że United zrobiło błąd pozbywając się go przy pierwszej lepszej okazji.

Do Selfo Soleya należało kryć młokosa.

Po raz pierwszy od trzech meczy na prawej flance zamiast Carolle pojawił się młody Francuz Le Tallec. Nie miałem do tej pory zaufania do młodzika, bo na treningach spisywał się co najwyżej przeciętnie, a w spotkaniach kontrolnych niczym szczególnym się nie wykazywał.

Pokonaliśmy gości 2:3, po diabelskim spektaklu, który był przerywany przez sędziego aż trzykrotnie. Golasy biegające po murawie, wojny kibiców ... a mimo to trzy punkty pojechały razem z nami do domu.

Scunthorpe 2 : 3 Leeds

 

Trzy dni później naszej " potędze " uległo Burnley. W roli głównej wystąpił Jermaine Beckford i Soley. Po podaniach defensywnego pomocnika Anglik umieszczał piłkę w bramce w sytuacjach sam na sam z golkiperem gości.

I chociaż w 89 minucie Wade Elliot wlał na moment w serca kibiców nadzieję, do samego końca nie oddaliśmy prowadzenia.

Leeds 2 : 1 Burnley

Trzy punkty

Odnośnik do komentarza

Pomarańczowa koszula z szarym krawatem idealnie komponowały się z czarnym, błyszczącym od nowości garniturem, na którym ostatnie tchnienie wydawały krople perfum ekspedientek ze sklepu. Miękkie, skórzane buty, kapelusz rodem z Ojca Chrzestnego i hebanowa laska zakończona złotą głową węża.

Stał obok moich drzwi bez ruchu spoglądając na złoty zegarek tykający bez przerwy na przegubie lewej ręki. Blask promieni słonecznych odbijał się od głowy gada trafiając wprost w moje źrenice.

Nie nacisnął dzwonka do drzwi. Wiedział, że wyjdę. Prędzej czy później wyjdę.

Kiedy nacisnąłem na klamkę drzwi z samochodu zaparkowanego tuż przy krawężniku wysiadło trzech " Pudzianowskich ". Każdy z nich z daleka wyglądał jak Sampras w skórze Schwarzeneggera. Nie wiem kto wydawał komendy, ale w tej samej chwili każdy włożył rękę w garnitur sięgając po coś, czego tak naprawdę widzieć nie chciałem.

Spojrzałem na bruneta stojącego nadal bez ruchu na schodach prowadzących do mojego mieszkania.

- Kim jesteś ? - zapytałem lekko oślepiony blaskiem promieni słonecznych.

- On czeka na Ciebie w samochodzie. Bądź tak uprzejmy i nie karz mu tam siedzieć. Nie lubi samotności - odpowiedział brunet uśmiechając się delikatnie.

Trzask przekręcanego klucza w zamku drzwi był znakiem, że jestem gotowy na spotkanie z kimś, kogo tak naprawdę nigdy nie widziałem, nie znałem, nie chciałem poznać, choć musiałem.

Stojący najbliżej wejścia goryl otworzył drzwi do czarnego Mercedesa i skinieniem głowy zaprosił mnie do środka.

Wsiadając odwróciłem głowę na moment w stronę mojego domu.

- Po raz ostatni na Ciebie spoglądam - myślałem - żegnaj.

W środku samochodu siedział gruby jegomość ubrany w spodnie od garnituru i biały bezrękawnik. Zakola na głowie w połączeniu z siwymi włosami tworzyły pobojowisko godne obrazu bitwy pod Grundwaldem. W powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach wódki, na stoliku wysuniętym z siedzenia pasażera leżał kawior, popielniczka i dwa grube, brązowe cygara.

- Napijesz się ? - zapytał łysiejący człowiek. Po akcencie poznałem, że pochodził ze wschodniej części Europy, a zapach wódki był tego świadectwem.

- Jeden kieliszek, na zdrowie - odparłem sięgając po szkło.

- Dymitrij jestem - bez namysłu Rosjanin podał mi dłoń.

- Paweł - odparłem.

- Słuchaj Paweł, pochodzisz z kraju mojej matki. Mieszkamy tak niedaleko, można powiedzieć, że jesteśmy sąsiadami - ciągnął Dymitrij raz po raz spoglądając na mnie z ukosa. Czy drzewo posadzone w moim ogrodzie, którego gałęzie wychodziłyby ponad granicę mojego terenu, ponad krawędzią płotu było by dla Ciebie przeszkodą i powodem do awantury ?

- Nie bardzo rozumiem - powiedziałem spoglądając ze zdziwieniem na Rosjanina.

- A gdyby moje wnuki za głośno bawiły się w ogrodzie raz po raz kopiąc piłką w płot za którym na hamaku delektowałbyś się każdym stopniem celsjusza, czy przegoniłbyś je wrzeszcząc na nie ?

- No ... chyba nie. Najpierw bym porozmawiał z ich ojcem, czy opiekunem - odpowiedziałem.

Uderzenia mojego serca zaczęły być coraz szybsze, czułem się po trosze jak Robert Kubica przed startem w Grand Prix Monaco.

- A gdyby moja żona przyniosła Ci starym, amerykańskim zwyczajem placek z wiśniami, w geście przyjaźni i zapoznania się z nowym sąsiadem, przegnałbyś ją wymachując doń dwururką ?

- Ale skąd te pytania ? - odparłem opierając się plecami o drzwi.

- Bo widzisz ... nie weźmiesz na rzadkie gówno faceta, który urodził się i wychował w najgorszej dzielnicy w Moskwie - stanowczym głosem rozpoczął swoje przemówienie grubas - nie po to gromadziłem fortunę latami, przedzierając się przez gąszcz komunistycznych warchlaków, żeby teraz potomek jednego z tych, których bagnet lub granat zabrał do Hadesu sadził chwasty w moim ogródku. Ostrzegałem Cię kilka razy. Wysyłałem mojego człowieka by przemówił Ci do rozsądku, a Ty go posłałeś na wózek. Latający Jaguar też nie ostudził Twojego zapału, kupiłeś nowe auto.

Powiedz mi, życie Ci nie miłe ? Nie masz dla kogo żyć, oddychać, budzić się co rano ? Chcesz dożyć starości ? Mieć dzieci ? Patrzeć jak dorastają, stają sie pięknymi kobietami i mężnymi mężczyznami ? Odpowiedz !! - wrzasnął Rosjanin uderzając przy tym owłosioną dłonią w stolik z którego jak pchełki po podłodze rozsypały się kuleczki kawioru tworząc niby dywan.

Przez moment nie mogłem złapać oddechu. Trzymałem się kurczowo jedną ręką klamki od drzwi, drugą podłokietnika i patrzyłem prosto w oczy rozjuszonego byka, który gotów był mnie posłać na dno w betonowych pantoflach bez mrugnięcia oka.

- Czego Ty ode mnie chcesz ? - wycedziłem przez zęby.

- Odejdź stąd chłopie, zabierz pieniądze, wybuduj się w rodzinnym mieście, spłódź dzieci, odłóż na konto, żyj swoim życiem.

- Ale ...

- Kur....a jakie ale ? - krzyczał Dymitrij wyjmując zza siedzenia pistolet.

- Masz jakieś jeszcze ale ? To ostatnie ostrzeżenie. Kolejnym będzie strzał w serce. Mas tu pukiel włosów swojej dziwki - rzucił mi na kolana woreczek z włosami En.

- Albo coś z tym zrobisz, albo trafi do rosyjskich burdeli, gdzie będzie gwałcona dzień w dzień za garnek zupy i pajdę chleba.

Po tych słowach drzwi Mercedesa otwarły się na oścież, dwie dłonie chwyciły mnie za barki i wyciągnęły na zewnątrz.

- Pozdrów Fabrizzo ! - krzyknął grubas zaciągając się śmiechem.

Odnośnik do komentarza

Oglądając piłkę nożną w telewizji jeszcze kilka lat temu nie miałem zielonego pojęcia o wszystkich machlojkach związanych z życiem prywatnym działaczy. O tym się na ogół nie pisze na początku. Później jedynie ktoś w " Fakt " wspomni, że były trener klubu został znaleziony z ciężkimi kapciami na dnie Wisły czy innej Tamizy.

Zwykły epizod, wtrącenie w codzienne sensacje, gdzieś pomiędzy reklamami.

 

Puchar Ligi Angielskiej był dla nas turniejem, w którym pierwsze skrzypce grali piłkarze z rezerw i juniorzy. Czasem tylko wpuszczałem na murawę pierwszą jedenastkę, jeśli kilka dni wcześniej nie było meczu w lidze.

W drugim spotkaniu pucharowym pierwszy garnitur Leeds pokazał miejsce w szeregach słabemu Yeovil gromiąc rywali aż 4:2.

 

Trzy dni później czekał mnie mecz z jednym z najsławniejszych klubów z jakimi grałem. Zdegradowany do II ligi angielskiej Tottenham przyjechał na Elland Road rządny krwi. Wszyscy, włącznie z kibicami stawiali na gładkie zwycięstwo faworyzowanych gości, ale ja jak zwykle miałem swój plan.

Nie zaskoczyłem nikogo wyjściową jedenastką. Ale taktyka dobrana na batalię ze Spursami była iście diabelska.

Efekt ?

Leeds 1:0 Tottenham.

Na kolana !

 

Po zwycięstwie nad Tottenhamem w klubie panowała euforia większa, niż ta, kiedy Kolumb odkrył Amerykę a Łajka poleciała w kosmos. Kibice wywiesili transparenty na trybunach z moim zdjęciem, pod którym widniał napis " Only One ".

Po raz pierwszy zrozumiałem, że mam szansę stać się kimś więcej niż tylko trenerem.

 

Watford był zespołem, który gromił Leeds w każdej klasie rozgrywkowej. Trzy punkty zdobyte z żółtymi dawały nam drugie miejsce w tabeli, dlatego mobilizowałem drużynę ze wszystkich sił nie przebierając w słowach. Na szczęście polskie przekleństwa przez większość były odbierane z uśmiechem na twarzy, dlatego przecinki mięsne leciały częściej niż zwykłe wyrazy.

Leeds 1:0 Watford.

 

Po tym meczu z trybun na murawę poleciały serpentyny.

Odnośnik do komentarza

Poniedziałkowe promienie słoneczne muskały moje policzki podnosząc temperaturę skóry. Nie mogłem się wygodnie ułożyć kopiąc kołdrę, wsadzając ją między nogi, na głowę i pod głowę. " Nie cierpię poniedziałków " mówiłem sobie w myślach starając się nie przerywać snu, który jeszcze trwał.

Dźwięk budzika stojącego na drewnianej szafce przy łóżku na dobre przerwał film umysłu. Bezwładnie rzuciłem w jego stronę swoją rękę zrzucając tradycyjnie jego ciało na błyszczące panele.

Poniedziałek był dniem, w którym Jurek po kilkunastu tygodniach milczenia miał mnie odwiedzić. Nie wiedziałem co się z nim dzieje już od dawna. Pogrążony w własnym świecie futbolowego szaleństwa zapomniałem o własnym życiu gubiąc gdzieś po drodze klucz do drzwi przyjaźni.

O 10 rano guzik uruchamiający dzwonek do drzwi został wduszony w ścianę. Nie miałem kaca, ale mimo wszystko głowa pękała mi od dźwięku alarmu. Przed drzwiami stał Jerzy. Odziany w szary, długi płaszcz, szarą czapkę rodem z lat czterdziestych i szarą parasolkę wyglądał jak Don Corleone w wersji mini.

- Witaj przyjacielu - przywitałem kompana podając mu dłoń.

W mieszkaniu panowało niezgrabne milczenie pomimo tylu dni rozłąki. Usiadłem na kanapie.

- Napijesz się czegoś ? - zapytałem.

- Nie. Dziękuję. Tak tylko chciałem zobaczyć co u Ciebie słychać - odparł kompan.

- Tak jak widać, mieszkam, żyję, trenuję. Po staremu - odpowiedziałem.

Jurek nie powiedział nic. Podszedł do okna, odsunął firankę i odskoczył na raz od szyby dusząc w sobie krzyk.

- Co się stało ? - zapytałem.

W momencie kiedy kończyłem zdanie do mieszkania wpadło trzech mężczyzn ubranych w kominiarki. Drzwi do mojego mieszkania pękły jak wafelek pod naporem bicepsów. Uzbrojeni w aluminiowe kije baseballowe rzucili się na mnie i Jurka

rozpoczynając amerykańską grę. Po pierwszym uderzeniu straciłem przytomność. Co się działo później, tego nie dowiem się chyba już nigdy.

Obudziłem się przywiązany do krzesła w ciemnej sali. Smród wilgoci unosił się w powietrzu tworząc atmosferę grobową. Nie było tu ani lampy, ani okna, ani żywej duszy. Siedziałem na drewnianym krześle przywiązany grubą liną do oparcia.

Kiedy poruszyłem się by sprawdzić czy więzy są mocne poczułem ogromny ból w prawej nodze. Domyśliłem się, że musiała zostać złamana podczas naporu pałki.

Po kilkunastu minutach pomieszczenie wypełniło się blaskiem żarówki. Przez moment mrużyłem oczy walcząc z bólem nogi i źrenic.

- Witaj Paweł - za plecami usłyszałem znajomy głos - nie szarp się. To nic nie da, możesz sobie najwyżej zrobić krzywdę.

- Przekupili Cię, co ? Powiedz ! - krzyczałem w stronę głosu zza pleców szarpiąc się i krzycząc z bólu.

- Życie bywa okrutne. Raz Ty dymasz kogoś, raz Ciebie dymają. W zależności od położenia. Mnie już dupa wystarczająco bolała od innych, teraz kolej na mnie - roześmiał się mężczyzna zbliżając się do mnie.

- Dlaczego to robisz ? - sapałem plując przed siebie z bólu.

- Dla pieniędzy ? - odpowiedział pytaniem retorycznym - coś Ci pokażę.

W sali zapaliło się światło. Zobaczyłem, że znajduję się w piwnicy jednego z bloków, w której nie ma okien. Ceglane ściany były czerwone od czegoś, co na pierwszy rzut oka przypominało krew. W rogach pomieszczenia leżały szczątki jakiegoś zwierzęcia, pudło na piasek do posypywania zmrożonej ulicy było otwarte.

- Nie możesz wstać ? Pomogę Ci podejść do tego pojemnika - powiedział mężczyzna. Dwóch osiłków chwyciło krzesło, podnieśli je w górę i ruszyli pod ścianę.

- Tak skończył Alex, księgowy Fabrizzo - zarechotał mężczyzna.

Kiedy znajdowałem się już przy ścianie oczy moje ujrzały najstraszniejszy obraz, jaki mógł namalować człowiek.

W pudle na piasek leżał człowiek, a w zasadzie to co z niego zostało. Alex był jedynie połową korpusu z głową. Obok niego leżały osobno dłonie, przedramiona i ramiona, palce, stopy, piszczele i uda, zęby, uszy, nos i oczy.

- Nie chciał mówić, to mu ucinaliśmy po kawałku - rechotał mężczyzna zaciągając się powietrzem.

- Żebyś słyszał jak płakał kiedy ucinałem mu fiuta. Jaja skakały po podłodze jak piłeczki od ping ponga - ciągnął dalej.

- A jak już powiedział mi wszystko, do roboty zabrali się koledzy. Że tak powiem, rozłożyli chłopa na czynniki pierwsze.

- Ty Skur....u, Ty Bydlaku, jak mogłeś coś takiego zrobić ? Ty psychopato - darłem się w niebogłosy z trudem powstrzymując się od wymiocin.

- Życie, mój drogi, życie. Jak obciąłem mu jedną nogę wiedziałem już wszystko. Ale to było takie podniecające, że pociąłem go mimo to na kawałeczki. Takie klocki lego - rechotał.

- Fabrizzo Cię za to zabije. Wiesz o tym ! - krzyczałem dusząc się od łez, smarków i śliny.

- Nie da rady - odparł mężczyzna odpalając cygaro.

Pomieszczenie wypełniło się zapachem tytoniu i gazu, który wyleciał z zapalniczki.

- Widzisz kolego - ciągnął - za dobre pieniądze wszystko w życiu kupisz. Dymitrij dał mi 5 milionów euro, żebym pozbył się przyjaciół Fabrizza. Zacząłem od Aleksa. Pomyśl, kto będzie następny ?

- Condella nie uda Ci się dorwać - odparłem.

- Nie muszę. Sam przyjdzie do mnie - odpowiedział mężczyzna odwracając mnie w swoją stronę.

 

- Jurek ...

Nie powiedziałem nic więcej. Kolba Magnum zamknęła mi oczy na kilka następnych godzin.

Odnośnik do komentarza

Krew kapiąca z czoła na twarz zbudziła mnie z mdłego snu. Łeb pękał mi niemiłosiernie, jak po wypiciu czterech litrowych wódek bez popitki. Siedziałem nadal na krześle ze skrępowanymi kończynami, ale już w zupełnie innym pomieszczeniu.

Ogryzek świeczki przygasał już na stole wydając ostatnie tchnienia. Delikatny podmuch wiatru zza nieszczelnego okna wprawiał w ruch zaspany płomień.

W pokoju nie było nikogo oprócz mnie. Zimna, betonowa posadzka dawała się we znaki. Moje nagie stopy chłonęły jej temperaturę sprawiając, że na ciele oprócz gęsiej skórki zaczęły pojawiać się sine plamy.

Byłem głodny, spragniony i pełen żalu do przyjaciela, który jeszcze całkiem niedawno dzielił się ze mną kanapkami w szkolnej ławce. Nie wiem ile siedziałem w pokoju, nie wiem co się działo za drzwiami, chociaż dochodziły stamtąd przerażające krzyki. Byłem sam na sam z sobą. Tak jak co dzień, ale w innej pozycji.

Kiedy za oknem księżyc zgasł jak ogień zapalonej zapałki klamka drzwi do pomieszczenia w którym siedziałem powędrowała w dół. Do środka weszła piękna długonoga blondynka niosąc na talerzu jedzenie. Kiedy podeszła bliżej nachyliła się nade mną by odwiązać mi obolałe ręce. Pachniała nocnym wiatrem, kroplą rosy letniego poranka. Była piękna, młoda i ... kiedy spojrzałem w jej oczy rozpoznałem dziewczynę z ulicy, która kilka dni temu chciała wsiąść do mojego samochodu i rozprawić się z moim ciałem.

- Zjedz coś, wyglądasz okropnie - powiedziała do mnie dziewczyna podając mi talerz z zupą.

Pochłaniając pomidorową nie spuszczałem wzroku z niebiańskiego ciała z diabelską duszą, które delektowało się moim nasyceniem.

- Jurek dorwał dziewczynę, z którą Fabrizzo się spotykał przez ostatnie pół roku - ciągnęła blondynka patrząc mi prosto w oczy.

- To pewnie jej krzyki słyszałem ostatnio ? - zapytałem przełykając ostatni kęs chleba.

- Gwałcą ją codziennie w pięciu na raz, albo po kolei. Jurek stoi z boku i kręci wszystko kamerą. Ich zboczenia nie znają granic. Ostatnio po godzinnym gwałceniu, kiedy dziewczyna straciła już przytomność przyprowadzili Maksa, rotweilerra. Nie chcesz wiedzieć jak to wyglądało później ...

- Czy oni postradali zmysły ? - zapytałem starając się krzyknąć

- Nie wiem. Ale nie chciałabym być w skórze Fabrizzo kiedy zobaczy kilkunastu facetów i psa, którzy korzystają z ciała jego ukochanej.

W tej chwili drzwi pokoju otwarły się na oścież. W progu stał Dymitrij trzymający w prawej dłoni lampkę szampana.

- Znów się spotykamy kolego ! - krzyknął do mnie zapijaczonym głosem.

- A idź do diabła - splunąłem na ziemię.

- Spójrz - Dymitrij odwrócił się w stronę łóżka na którym leżała młoda dziewczyna - to jest przyjaciółka Fabrizzo. Nawet nie wiesz ile radości nam dostarcza - rechotał Rosjanin popijając szampana.

- Jesteś chory psychicznie - powiedziałem z przymrużonymi ze złości oczami.

Dymitrij nie odpowiedział nic. Uśmiechnął się tylko do mnie, odwrócił na pięcie i powędrował w stronę łóżka ściągając z siebie spoconą białą koszulę. Na szczęście dziewczyna zamknęła drzwi w porę i nie musiałem oglądać tego makabrycznego widoku.

- Dlaczego im pomagasz ? - zapytałem blondynkę która w geście przerażenia trzymała dłoń na swoich ustach.

- Dymitrij jest moim wujkiem. Przygarnął mnie z ulicy jak miałam 13 lat. Sprzedawałam się na moskiewskim dworcu za drobne, by przeżyć. Moja matka nie żyła. Zabili ją komuniści. Dymitrij dał mi dach nad głową, pracę ...

- I zrobił z Ciebie zwierzę, nie człowieka - syknąłem

- Nie chcę tu zostać do końca życia. Chcę uciec, ale nie mam dokąd. Wszędzie mnie znajdzie. Za dużo o nim wiem - wyrzuciła z siebie jednym duszkiem.

- Dasha, chodź tutaj ! - Jurek krzyknął do blondynki otwierając lekko drzwi.

Kiedy Rosjanka wyszła z pokoju były przyjaciel wszedł do środka z dwoma gorylami.

- Chodź, pojedziesz z nami - rzucił niedbale w moją stronę.

- Gdzie ? - zapytałem

- Zobaczyć jak Fabrizzo błaga o litość - odparł Jerzy wyjmując z kieszeni cygaro.

Odnośnik do komentarza

Słodzicie mi, a założę się, że może 2-3 osoby czyta moje opowiadanie, z czego jedna od początku samego :-)

I jaką książkę ? :-) Kto mi to wyda ? :-)

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Czarna Alfa Romeo 166 mknęła ulicami strasząc swoim agresywnym spojrzeniem małe dzieci. Skrępowany z tyłu trzymałem obie ręce niemalże pomiędzy nogami Dashy. Ślina wyciekając z zakneblowanych ust zmoczyła moją koszulę tworząc na niej brzydką plamę. W samochodzie panowała cisza. Dymitrij siedzący z przodu nerwowo polerował swoją Berettę raz po raz zerkając w lusterko na mnie.

Zapach Rosjanki wprawiał mnie w osłupienie. Pachniała seksem w tej strasznej chwili. Nigdy nie byłem typowym samcem rządnym uciech cielesnych, ale feromony Dashy wprawiały moje zmysły w stan nieważkości.

Kiedy minęliśmy znany mi sklep Spożywczy pana Christophera wiedziałem, że za chwilę skręcimy w prawo i zatrzymamy się przed bramą rezydencji niczego nie spodziewającego się Włocha.

Kiedy kierowca nacisnął na hamulec z przestrzeni między oponą a asfaltem wydobył się cichy pisk. Byliśmy na miejscu.

Dymitrij odwrócił swój świński ryj w moją stronę i powiedział :

- Ciebie zostawię sobie na deser.

Dasha ścisnęła mocniej uda, które skuteczniej jeszcze uwięziły moje dłonie.

Odwróciłem głowę w stronę tylnej szyby. Za naszym samochodem stały cztery czarne limuzyny BMW, w każdej po 5 osiłków uzbrojonych od dużego palca u stopy po czubek głowy.

Dymitrij wysiadł z samochodu zostawiając otwarte drzwi, machnął ręką w stronę najbliższego samochodu i odwrócił się plecami do mnie spoglądając na dom Fabrizzo.

Z BMW wysiadł Jerzy. Trzymając w prawej ręce Uzi podszedł do Rosjanina i zapytał :

- A jeśli ktoś nas sypnął szefie ?

Dymitrij odpalił papierosa, zmrużył oczy i spojrzał na bladego ze strachu Polaka.

- Narobiłeś w gacie ? - burknął zaciągając się dymem z filtra.

Jerzy wyprostował się, machnął majestatycznie ręką i z samochodów jeden po drugim zaczęli wysiadać " Pudzianowscy " odziani w czarne szaty śmierci.

Blask gwiazd sprawiał, że pod osłoną nocy wyglądali jak upiory rządne krwi.

- Ty od tyłu, Wy z prawej, Wy z lewej, Wy zostajecie przy bramie, Wy frontowym wejściem. Strzelać bez rozkazu - wydawał polecenia Dymitryj delektując się swoją władzą.

Dasha rozluźniła moje więzy w rękach, ściągnęła knebel z moich ust i szepnęła mi do ucha :

- O mnie się nie martw. Najwyżej wrócę na ulicę. Ty jak tylko wejdą na posesję uciekaj. Powiem, że mnie uderzyłeś i straciłam przytomność.

Podniosłem głowę i spojrzałem głęboko w jej niebieskie oczy. Iskierki radości w połączeniu ze strachem i seksem tworzyły niezapomniany widok, mieszankę iście wybuchową. Takich kobiet się nie zapomina po wsze czasy.

 

Trzask zamykanych drzwi od Alfy zmącił chwilę uniesienia. Nie zdąrzyłem zareagować a już pierwsza kula wleciała przez okno do pustego pokoju rozbijając w drobny mak wazon z kwiatami stojący tuż obok telewizora.

Poderwałem się, ale ból w nodze przypomniał mi o niedawnych perypetiach z baseballem. Spojrzałem na Dashę, która wpatrywała się w szybę samochodu.

- Usiądź z przodu - powiedziałem - odpal samochód. Pojedziemy na policję !

Dasha spojrzała na mnie nie rozumiejąc chyba o czym mówię.

- No co tak patrzysz do holery ! Odpalaj samochód ! Ja mam nogę połamaną ! - krzyczałem.

- Ale ja nie mam prawa jazdy - rozpłakała się blondynka zasłaniając twarz dłońmi.

Prześlizgnąłem się na w pół przytomny od bólu pomiędzy siedzeniami i usiadłem za kierownicą czarnego potwora. Jednym dotknięciem kluczyka odpaliłem silnik, nacisnąłem w pedał gazu i samochód ruszył z piskiem opon zostawiając w tyle walkę na śmierć i życie.

Rosjanka siedząc z tyłu poprawiała co chwila nerwowo swój biust, który jak na złość chciał wylecieć z ciasnego topu na zewnątrz.

Komisariat policji znajdował się niedaleko, dlatego po kilku minutach rajdu dusiłem klakson pod samymi drzwiami wejściowymi. Przede mną w oka mgnieniu zjawił się nie kto inny jak Garcia. Ubrany w samą koszulę i bokserki, z pałką w ręce zbiegł po schodach, podbiegł do okna i zdębiał widząc mnie za kierownicą.

- W domu Fabrizzo jest strzelanina - wyrzucałem z siebie informacje jedną po drugiej - wzywaj posiłki. Tam giną ludzie !

- Dobre - roześmiał się grubas - ale widzisz, zajęty trochę jestem.

W drzwiach komisariatu stanęła na oko czterdziestoletnia kobieta w ręczniku.

- Ku...a człowieku, tam giną ludzie !! Jesteś policjantem do cholery !! - darłem się plując śliną w stronę twarzy prosiaka.

- Przynajmniej będzie wreszcie spokój. A teraz spier...j stąd, bo zamknę Cię za zakłócanie ciszy nocnej - odpowiedział policjant, po czym włożył rękę w majtki i drapiąc się po genitaliach majestatycznym krokiem wrócił do konsumowania swojej prostytutki.

Złapałem za telefon komórkowy leżący na siedzeniu pasażera i wykręciłem numer alarmowy. W słuchawce odezwała się kobieta. Po poinformowaniu jej o sytuacji obiecała, że za chwilę pod dom Fabrizza przyjedzie policja.

Chcąc, nie chcąc ruszyłem w stronę zbiorowego grobu włoskiej rodziny spoglądając na Dashę raz po raz w lusterko.

Wyglądała komicznie. Z jednej strony łzy rozmazały jej cały makijaż tworząc na twarzy obraz nędzy i rozpaczy. Z drugiej jednak strony dłonie trzymające raz po raz wyskakujące jak piłeczki piersi wprawiały mnie w błogi stan.

 

Pod domem Włocha szalała wojna.

Odnośnik do komentarza

Ja czytam od początku, ale rzadko komentuje. A opowiadanie jest świetne, ale było lepsze. Opowiadanie o Wiśle jeszcze ze starego forum, napisane przez... qrwa nie pamiętam, ale miało chyba tytuł "Jazda, jazda, jazda":-D

Odnośnik do komentarza

Ze starego forum to ja pamiętam opek o Granicie Mikaszewice prowadzony przez meyde oraz do nie dawna jak dla mnie opek numer jeden Le Havre Sen o potędze by JACK grany jeszcze na FM 05. Były również przygody Profa na Islandii i masa innych ;]

 

Loczek ja czytam to opowiadanie od samego początku lecz również rzadko je komentuje. Ręcze Ci, że bardzo dużo osób to czyta.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...