Skocz do zawartości

Polityka wewnętrzna


Icon

Rekomendowane odpowiedzi

No ale dyskutujecie sobie na temat hipotetycznej sytuacji wymyślonej przez Reapera, tymczasem statystyki GUS wyraźnie pokazują, że dochód miesięczny 4000 brutto to pułap, którego nie dosięga 4/5 ludzi w Polsce.

No Reaper podał przykład warszawski. Tam 50% ludzi zarabia tyle, lub więcej. W innych częściach Polski można ten przykład po prostu ująć w trochę niższe kwoty, ale wyjdzie dokładnie na to samo.

Odnośnik do komentarza

Ale ten marksistowski, czy leninowsko-stalinowski?


 

No ale dyskutujecie sobie na temat hipotetycznej sytuacji wymyślonej przez Reapera, tymczasem statystyki GUS wyraźnie pokazują, że dochód miesięczny 4000 brutto to pułap, którego nie dosięga 4/5 ludzi w Polsce.

No Reaper podał przykład warszawski. Tam 50% ludzi zarabia tyle, lub więcej. W innych częściach Polski można ten przykład po prostu ująć w trochę niższe kwoty, ale wyjdzie dokładnie na to samo.

 

 

Statystyki, które krążą we wszystkich mediach, także te o zarobkach w Warszawie, dotyczą tylko ludzi zatrudnionych na umowę o pracę, i tylko w firmach zatrudniających co najmniej 9 osób. To o czym ja mówię, to analiza dochodów z PIT.

Odnośnik do komentarza

Nie no, oczywiście, nie bierzmy pod uwagę, bo to margines społeczny. W ogóle gdyby nie przymus płacenia im pensji, to powinni pracować za miskę strawy i kąt do spania.

Nie bierze się z innego powodu. Wyobraź sobie firmę, w której 100 osób pracuje na produkcji, a 100 osób w innych działach. Na produkcji wszyscy dostają 1500, a w innych działach wszyscy zarabiają ponad 5000. Dominantą wtedy będzie 1500, bo przy tych wyższych dochodach już jedna osoba dostanie 5000, druga 6000, a trzecia 5500. A na produkcji wszyscy równo. W takiej sytuacji wystarczy zapłacić jednemu 1501, drugiemu 1502, trzeciemu 1503 i nagle się okaże, że dominantą jest kwota powyżej 5000 zł, mimo że tak naprawdę realnie nikt nie zarabia lepiej. Nawet szczerze mówiąc zdziwiło mnie, jak napisałeś o 1800, bo przypuszczałem, że dominantą będzie po prostu minimalna krajowa (właśnie ze względu na to, że to kwota ustawowa, więc powinno być bardzo dużo osób, które zarabiają dokładnie tyle).

Odnośnik do komentarza

 

Co w tym scenariuszu jest nie tak?

Poza tym, że jest nierealny, to nic. Chciałbym mieszkać w Polsce, gdzie Janusz zarabia 4k na rękę.

 

Niestety obawiam się, że epilog tej historii będzie taki: Brajan i Andżela, dzieci Marka po przejęciu firmy stwierdzają, że ich pracownicy to lenie, które zarabiają za dużo. Zwalniają więc starą kadrę i zatrudniają nowych ludzi na umowę zlecenie za połowę stawki, bo przecież tak można, a więcej kasy im się przyda.

 

 

To jeśli ci ludzie mają fach w ręku, to odejdą, bo kumatych osób brakuje na rynku pracy. Dla mnie ta rozmowa to też trochę absurd - ktoś się dorobił własną pracą, to mu dowalmy, bo jak to tak, że ma 3 jachty.

 

Też nie do końca zgadzam się z tym, że dzisiaj jest nierówny dostęp do nauki. Mam przykład od siebie z wioski (pochodzę z malutkiej mieściny położonej nad samym Bugiem, tak że wschód pełną gębą). Dwóch braci, różnica wieku ze 2 lata, graliśmy razem w piłkę, jedna szkoła etc. Dzisiaj młodszy ma jakiegoś tam kumpla na wiosce, u którego dorabia, piwko wypije i jakoś leci. Drugi się zawziął, wyrwał (w domu się nie przelewało, jego ojciec alkoholik), najpierw pokończył szkoły w regionie, potem studia bodaj w Lublinie, teraz całkiem fajnie się ogarnia. Może nie ma 3 jachtów, ale pokazał, że jak się chce, to można. Inny gość z tej samej mojej wioski jest lekarzem. On np. od początku mniej się angażował w, nazwijmy to, życie wioski (granie w piłkę, ale też wypady pod sklep), oczywiście nie brakowało podśmiechujków, że zamiast się bawić, to on już w podstawówce zakuwał ostro, no ale finalnie wyszedł nad tym super.

 

Jasne, nie ma sensu uogólniać, że wszyscy leniwy albo że pracodawcy żyłują kasy. To pierwsze to po części jest prawda, że niektórzy to by chcieli, ale jakoś mobilizacji brakuje. Niedawno miałem rekrutację u siebie na stanowisko kogoś do reklamy. Na 5 osób 3 nawet nie zadały sobie trudu, aby sprawdzić, o jakie produkty chodzi. Jedna coś tam wiedziała, ale też uczciwie mówiła, że to bardziej dla niej przystanek w karierze. I tylko jedna w miarę ogarniała, ale też bez szału, bo mimo pierwszej rozmowy i prośby o przygotowanie pomysłów na drugą, to na drugiej znowu wyglądało to, jakby ów gość wszedł z ulicy i szukał odpowiedzi na suficie. Inny przykład też "świeży". Byłem w Bełchatowie u gościa w sprawie auta, no i tak od słowa do słowa gość ma firmę budowlaną i też gdzieś temat pracy się pojawił. No to narzekał, że jak kogoś znajdzie, to często jakiś dzieciak, co to chce w 3 dni coś zarobić, żeby następne 2 imprezować, a na myśl o przyjściu do pracy o 6., to odpowiadał, że ciężko, bo on o 9 wstaje.

 

Mam również przykład swojego brata. AWF w Białej, potem ruszył do Warszawy. Nie skłamać, w 2 lata pracował chyba w 4 firmach - od InterSportu po przedstawiciela handlowego jakichś skarpet ortopedycznych. Ogromny plus, że nie spoczął na laurach i gdy tylko zaczynał narzekać na pracę czy zarobki, to szukał dalej. W końcu trafił do Mikado, dla niego, wędkarza, robota marzeń. Na majówkę z ekipą wyjechali do Szwecji, oczywiście testować sprzęt :).

 

Zresztą wiem po sobie - w Wawie zaczynałem od roboty na 1/2 etatu za 500 zł przy robieniu map. Potem we Wrocławiu sklep z zabawkami za tysiaka, potem Grodzisk Mazowiecki sklep z wędkami. I tam w pewnym momencie było już ze 3k i myślałem, że już Pana Boga za nogi złapałem. Aczkolwiek z czasem atmosfera się pogorszyła, wędki to też nie mój klimat i dałem sobie spokój, niekoniecznie mając alternatywę (aczkolwiek miałem ten komfort, że to było zaraz po studiach, mogłem też u rodziców chwilę się ogarnąć). A potem wpadła mi robota, w której jestem do dzisiaj (pozdro SZk!), a w której zaczynałem od 1200 zł za robienie regionalnej gazetki. Potem kolejne projekty, jakoś się sprawdzałem, firma pozwalała się rozwijać, ale to też zasługa fajnego szefa. Dzisiaj mam bardzo spoko robotę, elastyczny czas pracy i ogólnie warunki, żeby spokojnie żyć, ale czasami myślę, czy gdzieś czegoś nie poszukać, bo jedna wiem, że teraz pewnego pułapu (m.in. finansowego) nie przeskoczę, a wiadomo - apetyt rośnie w miarę jedzenia. Aczkolwiek ostatnio kombinując, jak zarabiać więcej, wziąłem na siebie dodatkowe tematy związane z reklamą, ale jednocześnie dogadałem prowizję. To też już zupełnie inny temat, ale to wiadomo, mówię tylko ze swojej perspektywy. Chodzi mi mianowicie o to, że czasami nawet nie do końca wykorzystuje się opcje, które daje obecna praca. Miałem z 7 szefów (kobiety i facetów, Polaków i obcokrajowców, ludzi podchodzących bardziej na luzie do biznesu, ale i takich z biznesplanem pod pachą) i z każdym można było pogadać o kasie, o tym, jak dorobić, o tym co zrobić, aby więcej zarabiać, ale to często była moja moja inicjatywa i rozmowa z szefem, a nie "taa, nowe audi kupił, a podwyżek nic".

 

@Gabe: no ale oczywiste jest, że nie wszyscy będą zarabiali minimum 4k netto. Ja jedynie nie zgadzam się z piętnowaniem tych, którzy mają tyle lub X razy więcej, bo im się chciało, mieli pomysł itp. Naprawdę, dzisiaj jest taka masa opcji, że gadanie "łee, też bym tyle chciał, ale nie ma szans" to jest jakaś bzdura. Moja wspomniana wioska - jeden kumpel wieki temu wyjechał do Holandii i tam się dorobił. Ze dwóch w Anglii, jeden wrócił i ma swoją firmę. Ze 4 osoby w Warszawie i też nie narzekają. W samym Hrubieszowie masa znajomych - ten odtworzył komis, inny jakiś sklep, ale też rzecz jasna wiele osób pracuje u kogoś, ale uważam, że to po części ich wybór. W Wawie mam znajomego grafika, który nie rusza się z domu, bo ogarnia większość online, i ma miesięcznie spokojnie te 7-8 na rękę, bo to magazyn składa, ulotki robi, plakaty projektuje etc.

Odnośnik do komentarza

Ale jakie rozwiązania Wy proponujecie? Bo to co mówicie to jest czysty komunizm.

Np. progresywnych podatków od zysków kapitałowych czy wprowadzenie kominów płacowych w spółkach (przynajmniej w spółkach akcyjnych), gdzie najwyższa pensja nie mogłaby przekraczać jakiejś wielokrotności najniższej pensji w danej spółce.

 

Od razu tłumaczę - obecna struktura własności spółek, szczególnie akcyjnych, jest tak rozmyta, że dla mnie nie ma to już nic wspólnego z własnością prywatną (czyli przykładowy Marek, który otworzył firmę i dzięku temu zarabia). To już jest bardziej quasi-państwo, na którym dorabiają się spekulanci, a rozmycie odpowiedzialności sprawia, że trudno ogarnąć to co dzieje się w środku. Przy tak wielkich powiązaniach finansowych nawet jeżeli spółka zgodnie z tezą Man_iaca, która zatrudnia niskopłatnych, niewykwalifikowanych pracowników i przez to słabo przędzie powinna upaść, ale nie może, bo skutki społeczno-ekonomiczne (np. dla akcjonariuszy czy pracowników) byłyby zbyt wysokie pakuje się w nią kasę z innych źródeł i w ten sposób biznes wyzysku dalej kwitnie. To oczywiście tylko wycinek z wad obecnego systemu i jak widzicie nie ma nic wspólnego z Markiem, któremu mam nadzieję dobrze jeździ się Mercedesem i nie musi zbyt często odwiedzać Janusza mechanika.

Odnośnik do komentarza

 

A gdzie widzicie tę przyczynę nierówności? Przecież każdy ma w Polsce dostęp do edukacji, każdy może skończyć dowolną uczelnię (może z wyjątkiem medycznej, bo tu byłby problem z łączeniem uczelni z pracą). Każdy również może rozpocząć działalność gospodarczą, jak uważa, że powinien zarobić więcej. W niektórych branżach można wystartować całkiem bez kapitału, w innych wystarczy zupełnie niewielki, który jest możliwy do uzbierania nawet przez operatora łopaty. To, że niektórzy nie potrafią/nie chce im się/ nie mają pomysłu to nie jest wina osób zarabiających więcej.

Już na samym wstępie masz błędne założenie - nie każdy.
Sorry, ale pierdolenie. Przyklad bardzo prostego biznesu na start to kupno/sprzedaz tanich samochodow. Na poczatek wystarczy kapital w wysokosci 1000-2000 zl, a tyle to mozesz pozyczyc od kumpla/mamy/itd. Znac sie w sumie nie trzeba, bo wyplata to nagroda za bycie pierwszym, ktory kupi takiego strupa. Jakichs specjalnych umiejetnosci tez to nie wymaga. Sam sie w to bawie ostatnio, a moj kolezka nierzadko osiaga na tej zabawie dniowki 1000+.

 

No ale jezeli ktos nie potrafi zorganzizowac takich pieniedzy, boi sie zaryzykowac i wziac do roboty, to sorry - zycie to nie je bajka. Nikt ci nie zaplaci za bezczynnosc.

Odnośnik do komentarza

 

 

No ale jezeli ktos nie potrafi zorganzizowac takich pieniedzy, boi sie zaryzykowac i wziac do roboty, to sorry - zycie to nie je bajka. Nikt ci nie zaplaci za bezczynnosc.

Niestety, ale obecnie mnóstwo ludzi dostaje pieniądze za bezczynność. I nie mówię tutaj o zasiłku dla bezrobotnych, który jestem w stanie na krótki czas zaakceptować, tylko o zasiłkach i 500+. Jak pracowałem w banku to miałem sporo wniosków (na szczęście odrzucanych z automatu), gdzie ktoś wykazywał dochód wyższy, niż minimalna pensja z tytułu samych rent i zasiłków, nigdy nie brukając drogocennych dłoni żadną pracą.

Odnośnik do komentarza

 

 

No ale jezeli ktos nie potrafi zorganzizowac takich pieniedzy, boi sie zaryzykowac i wziac do roboty, to sorry - zycie to nie je bajka. Nikt ci nie zaplaci za bezczynnosc.

 

Dokładnie. Wszystkim się wszystko należy, ale żeby coś dać od siebie, to już nie ma chętnych.

Ty i Perez dobrze to opisaliśmy. Naprawdę, w zdecydowanej większości przypadków, można, wystarczy chcieć, a nie ślizgać się przez życie i tylko narzekać, że ten to ma 3 jachty. Na pewno nakradł jebany.

Odnośnik do komentarza

Mnie dziwi to, że w takich dyskusjach zawsze pojawiają się jakieś przykłady jednostkowe, typu te mustangi, jachty, czy persony typu pan prezes czy przedsiębiorca na dorobku… Wiadomo, że tak łatwiej się myśli, ale bądźmy poważni. Jeśli chcemy rozmawiać o nierównościach społecznych, musimy rozmawiać o statystykach — i mimo tego, że tak wszyscy tu sobie swobodnie dyskutują za pomocą przeróżnych dowodów anegdotycznych, to nie widziałem nikogo, kto by zaadresował argument Gabe’a, że "dochód miesięczny 4000 brutto to pułap, którego nie dosięga 4/5 ludzi w Polsce". To jest chyba problem społeczny, który wszyscy byśmy chcieli jakoś zaadresować, niezależnie od orientacji politycznej? Chcielibyśmy, żeby ludzie zarabiali więcej (na razie odstawmy na bok temat zabierania czy niezabierania bogatym).

 

Wydaje mi się, że dyskutowanie o nierównościach bez rozmawiania o systemowych problemach i systemowych rozwiązaniach mija się z celem. Systemowym problemem Polek i Polaków jest to, że kapitalizm rządzi się zasadą akumulacji kapitału i (coraz częściej) logarytmiczną skalą wzrostu zysków z inwestycji, czyli power law (nie wiem, jak to jest po polsku): https://twitter.com/BenedictEvans/status/855838331438891012— skoro już rozmawiamy o równości prawa do założenia działalności gospodarczej, powiedzcie, w jaki sposób mają sobie poradzić przedsiębiorcy w Polsce w sytuacji, kiedy rynek działa, jak to jest przedstawione na tym wykresie. 6% inwestycji daje 60% zwrotu, ale nigdy nie wiadomo, które inwestycje będą akurat w tych 6% — oznacza to, że tak naprawdę, żeby mieć gwarancję zwrotu swojej inwestycji, każdy inwestor prywatny inwestujący w nowe biznesy musi mieć na tyle dużo kapitału, żeby móc działać zgodnie z zasadą "spray and pray" — czyli żeby zainwestować w jak najwięcej spółek i liczyć, że coś się trafi i to one dadzą ten legendarny 10-krotny zwrot z inwestycji. W takim modelu fundusze, które dysponują dużym kapitałem, będą dysponować jeszcze większym kapitałem, bo stać je na strategię wielu nietrafionych inwestycji, a fundusze, które takim kapitałem nie dysponują, muszą spojrzeć prawdzie w oczy i liczyć na przypadek, na jeden złoty strzał, bo nie mają realnej szansy na zmaksymalizowanie prawdopodobieństwa sukcesu. Naszego kraju tyczy się to w ten sposób, że właściwie wszystkie fundusze prywatnego kapitału u nas są właśnie funduszami tego drugiego typu — funduszami, które nie mogą sobie pozwolić na spray & pray. Naszym VC zresztą musi pomagać w 60-80% UE, bo prywatnego kapitału w Polsce po prostu nie ma wiele, a na pewno nie na tyle, żeby zbudować rozsądny ekosystem wspierania przedsiębiorczości. (Już sam tak wysoki procent w gruncie rzeczy państwowych pieniędzy u prywatnych inwestorów może sugerować, że spółki, w które te fundusze inwestują, powinny zwracać się społeczeństwu). Skoro nasze fundusze nie mogą sobie pozwolić na pray & spray, młode spółki mają mniejsze szanse na otrzymanie finansowania, więc więcej z nich upada w ciągu pierwszych 1-2 lat działalności. Skoro więcej młodych, innowacyjnych biznesów upada tak szybko, to znaczy, że wolniej wytwarzamy "nowy" kapitał, czyli taki kapitał, którego wcześniej w gospodarce nie było (nie został on zabrany konkurencji, np. po przejęciu istniejących klientów). Skoro nie wytwarzamy nowego kapitału, oznacza to, że mamy mniej wzrostu gospodarczego, z którego według ekonomicznych liberałów powinno się finansować podwyżki płac zwykłych pracowników (teoria skapywania). I to właśnie teorią skapywania powracam do początku mojego posta — liberalizm ekonomiczny mówi, że to właśnie skapywanie jest sposobem na rozwiązywanie nierówności społecznych. Problem w tym, że w Polsce nie ma realnych szans na systemowe skapywanie.

 

W całym tym przydługim wywodzie chodzi mi o to, że istnieją systemowe bariery, które sprawiają, że globalny kapitalizm sprowadza większość Polaków i Polek do roli taniej siły roboczej bez realnych szans na zbudowanie przedsiębiorczego społeczeństwa — a my, podtrzymując narrację, że każdy może się wybić, zgadzamy się na granie w grę, która ma w zasadach zapisane, że statystycznie rzecz biorąc przegramy w 95% przypadków. ;) Być może żeby odzyskać przewagę w stosunku do innych państw, grup społecznych, whatever, trzeba spróbować eksplorować inne warunki gry niż te, które właśnie naszym konkurentom odpowiadają, bo to oni je wymyślili. ;)

 

Być może niektóre osoby zarzucą mi, że za dużo mówiłem tu o VC, startupach, inwestorach i tak dalej. Prawdopodobnie tak jest, tylko na tym się znam. Wolałem jednak spojrzeć na przedsiębiorczość i nierówności z punktu widzenia działania obecnego systemu inwestycyjnego, który wytwarza wzrost na świecie. Przekłada się to też na zwykłych ludzi, jak dowodzi autor artykułu, który mnie zainspirował do tej wypowiedzi:

 

Finally, we need to plow the huge profits of the tech industry back into the communities that sustain them. To be blunt, tech companies have to pay their taxes. A situation like we have today, where Apple keeps $240B sitting overseas, while California has the highest poverty rate in the United States, in part because the tech industry itself has driven up the cost of housing, is not tenable.

 

Every Apple device says “Designed in California”, but Apple does everything it can to avoid paying taxes in California. This is no way unusual behavior. At the very least, it should be a source of opprobrium. Ideally, it should be illegal.

 

Paying our share means offering a living wage to all tech workers, not just a privileged caste of programmers. The warehouse pickers, drivers, cooks, cleaners, security guards, and other employees who keep the tech industry running have the right to a living wage. They should not have to work precariously as ‘independent contractors’, but have jobs with benefits and pensions.

 

Not only is treating these employees as full employees the right thing to do, but it’s another way to bring tech money back into our communities and cities.

http://idlewords.com/talks/build_a_better_monster.htm

 

"Designed in California" to hipokryzja. W temacie nierówności społecznych jest podobnej hipokryzji dużo więcej.

Odnośnik do komentarza

Ja już nie chciałem pisać o tym - odchodząc od startupów - że owo pożyczenie tysiąca-dwóch od mamy zarabiającej owe dominujące 1,8 tys. na rękę jest ryzykiem niewspółmiernie większym niż pożyczenie od rodziców, którzy mają te 5-6 tys. miesięcznie i oszczędności. Tym bardziej, że to nie obligacje o gwarantowanym zwrocie. :>

 

Już kiedyś o tym mówiliśmy, jeśli ktoś ma poduszkę, na którą może spaść w razie niepowodzenia, może sobie pozwolić na więcej, reszta jest skazana na utrzymywanie poziomu finansów ponad kreską.

Odnośnik do komentarza

Ja już nie chciałem pisać o tym - odchodząc od startupów - że owo pożyczenie tysiąca-dwóch od mamy zarabiającej owe dominujące 1,8 tys. na rękę jest ryzykiem niewspółmiernie większym niż pożyczenie od rodziców, którzy mają te 5-6 tys. miesięcznie i oszczędności. Tym bardziej, że to nie obligacje o gwarantowanym zwrocie. :>

 

Już kiedyś o tym mówiliśmy, jeśli ktoś ma poduszkę, na którą może spaść w razie niepowodzenia, może sobie pozwolić na więcej, reszta jest skazana na utrzymywanie poziomu finansów ponad kreską.

Kwotę rzędu dwóch tysięcy złotych taki ktoś może też po prostu odłożyć. Nawet z minimalnej krajowej da się odłożyć kilkadziesiąt złotych miesięcznie. Oczywiście, że jedna osoba może to zainwestować z jednej pensji, druga będzie potrzebowała zbierać na to dłuższy czas, ale każdy jest w stanie.

Odnośnik do komentarza

Brak słów. Dojebujecie anegdotyczne przykłady i se przyklaskujecie, bo każdy może się dorobić, co za problem odłożyć 2k. To na prawdę nie jest sposób na dyskusję bo co ja ci mam maniak powiedzieć? Weź zarób 1,8k brutto i odłóż 2k (dam ci na to rok, żebyś nie musiał się strasznie spieszyć). Jeden Verlee napisał sensowne rzeczy, a przeciwnicy ciągle operują tym samym sloganem - każdy może. Najlepszy Perez, no 4 moim kolegom ze wsi się udało, znaczy każdy może. Ja pierdole, niby inteligentni ludzie...


jmk też może? jebany by wziął łopatę i za pół roku ma firmę założoną i handluje autami i ma dniówkę 1000 zł, a zbiera po internetach 1500 zł na dietę, co za jebany nierób. (sorry Adrian, ale to taki fajny przykład jak i te kolegów)

Odnośnik do komentarza

 

 

Nawet z minimalnej krajowej da się odłożyć kilkadziesiąt złotych miesięcznie.

 

Ludzie zarabiający minimalną krajową raczej zastanawiają się skąd wziąć pieniądze na drugą połowę miesiąca, a nie ile z tej zawrotnej kwoty odłożyć. :doh!:

 

Zresztą nawet jeśli już odłożą, to gwarantuję ci, że mają setki pomysłów, na co te pieniądze wydać (i to zazwyczaj takie codzienne rzeczy jak ubranie, czy naprawienie czegoś w domu).

Odnośnik do komentarza

Brak słów. Dojebujecie anegdotyczne przykłady i se przyklaskujecie, bo każdy może się dorobić, co za problem odłożyć 2k. To na prawdę nie jest sposób na dyskusję bo co ja ci mam maniak powiedzieć? Weź zarób 1,8k brutto i odłóż 2k (dam ci na to rok, żebyś nie musiał się strasznie spieszyć). Jeden Verlee napisał sensowne rzeczy, a przeciwnicy ciągle operują tym samym sloganem - każdy może. Najlepszy Perez, no 4 moim kolegom ze wsi się udało, znaczy każdy może. Ja pierdole, niby inteligentni ludzie...

jmk też może? jebany by wziął łopatę i za pół roku ma firmę założoną i handluje autami i ma dniówkę 1000 zł, a zbiera po internetach 1500 zł na dietę, co za jebany nierób. (sorry Adrian, ale to taki fajny przykład jak i te kolegów)

Na swoją pierwszą działalność (trzeba przyznać, że nieudaną) odłożyłem zarabiając nawet mniej i studiując jednocześnie. To tylko kwestia determinacji.

 

Gabe`owi nie odpowiadam osobno, bo ta wypowiedź jest adekwatna również do jego posta.

Odnośnik do komentarza

Tak? Wspaniale. I co się stało z tobą jak działalność na która odłożyleś studiując sfailowała? Wylądowałeś na bruku? Musiałeś ogłosić bankructwo i sprzedać wszystko co masz? Sprzedałeś nerkę na następną działaność? Czy może podejmowałeś straszliwe ryzyko, że mama da obiad zmiast samemu se kupię na mieście?

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...