Skocz do zawartości

Kącik depresyjny


Icon

Rekomendowane odpowiedzi

Co do krwi - to ja jej nie potrzebuje regularnie, tylko w przypadku trafienia do szpitala, tak jak było teraz. Specjalnie dla siebie nie chcę krwi, bo nie chciałbym, abym ja dostał kosztem kogoś - jeśli oddajecie krew, to wielkie pokłony dla Was, bo jest wielu potrzebujących, bardziej ode mnie. Nie zdarzyło się jeszcze, żebym na krew musiał czekać więcej jak dobę - to dzięki Wam.

 

Chyba małą depresja jest już za mną. Po powrocie ze szpitala i ze zwolnienia rzucono mnie na głęboką wodę, Zwolnienie kończyłem w piątek, w sobotę, niedzielę i poniedziałek już pracowałem. 18h w 3 dni to sporo jak na mój organizm, ale udało się, wprawdzie po powrocie od razu spałem lub leżałem, ale... dałem radę :) Teraz zostało mi jeszcze około 40 h pracy do końca umowy, która wygasa 20 września. Nie będę jej przedłużał, bo mimo, że na początku było fajnie... tak teraz się popsuło. Dodatkowo nie wiem czy fizycznie bym wytrzymał zarówno taką pracę, jak i studia dzienne. Zacząłem szukać innej pracy, lżejszej. Rozesłałem z 20 CV na wszystkie oferty dla osób niepełnosprawnych. Jedni odpowiedzieli, jestem już po dwóch etapach kwalifikacyjnych, został jeden... Ta praca to analityk zasobów internetowych, a więc w domu, przy komputerze. Muszę tylko podszkolić się z Excela.

Jestem też zdecydowany na leczenie, które zaczynam w przyszłym tygodniu. Musiałem zapłacić za nie 1000zł, ale chcę po kolei próbować wszystkiego, tak jak pisał Vami.

Odnośnik do komentarza

Panowie mam problem....

 

W sumie to nie powinienem Wam tym dupy zawracać, ale nie potrafię sam zdecydować, podjąć decyzji i chciałbym jak najwięcej opinii... liczę, że chociaż ktoś coś podpowie.

 

Sytuacja jest taka: nie dawno wyszedłem ze szpitala, wróciłem do pracy - no trzymam się. Dziś jestem na chemioterapii dziennej - ładują mi immunoglobuliny (odporność). Wyniki mam słabe, słaby poziom IGG (odporność), reszta na granicy.

 

17 września jest dniem osób chorych na pierwotny niedobór odporności, a na nim;

 

na miejscu będzie co najmniej kilkunastu lekarzy i kilkudziesięciu pacjentów. wykłady będą dotyczyć aspektów prawnych leczenia (odmowa leczenia przez szpital etc), strony praktycznej (obsługa popmy infuyjnej), socjalnej (mój wykład o rencie, zasiłkach i orzeczenie o niepełnosprawności). będzie też prezentacja stowarzyszenia. na pewno będzie okazja do poznania historii innych osób.

 

Chciałbym bardzo pojechać, lecz...

 

- jest to w Krakowie, do którego mam 11h jazdy pociągiem... męczące dla organizmu, powrót... 16 jeszcze pracuje do 21:15, pociąg bym miał 22:50.

- pogoda nie jest zbyt dobra do jazdy pociągami, zmiany temperatur

- doba przeziębień, chorób różnych ludzi, całe moje otoczenie choruje

- słabe wyniki, nie wiem o ile się polepszą po dzisiejszym doładowaniu

- tego samego dnia mam wyjazd z Pogonią, ale o wiele bliżej i pewnie pojechałbym samochodem...

Odnośnik do komentarza

No wynieść mogę trochę wiedzy na ten temat. Ryzyko zdrowia jest, moja lekarka prowadząca mi dziś powiedziała, że ona radzi nie jechać, gdyż może zdarzyć się to, co po zlocie (szpital), ale ja bardzo bym chciał. Z drugiej strony - mogę jechać za rok...

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

Jednak było jeszcze inaczej. Faktycznie do tego Krakowa nie pojechałem, materiały będę miał wkrótce. Zacząłem to cholernie drogie eksperymentalne leczenie i.... czekam. Na pewno poskutkowały moje 'testy' z wątrobą. Jadłem jak opisałem wyżej i nie pogorszyły się enzymy, wręcz przeciwnie - były lepsze. Oznacza to, że wątroba truje się głównie... od leków. Niestety jestem w dość patowej sytuacji, gdy jednak z rzeczy mnie leczy, a druga zabija. Tak było ze sterydami, która pomagały mi trochę przytyć nabrać siły, ale powodują osteoporozę, teraz jestem w grupie ryzyka, bo brałem je ponad rok. Właśnie je odstawiłem, 65 kg wagi niezbyt cieszy. Zwłaszcza, że ćwiczyć dalej nie mogę.

Natomiast polepszyło mi się jako tako. Nadarzyła się okazja pojechania na mecz, ale z 'przerwami' na spokojne oczekiwanie w kumpla ze Świnoujścia, a więc nie byłem cały dzień 'na powietrzu'. Wprawdzie w drugiej połowie meczu lał deszcz, ale z nie takich opresji wychodziłem ;)

O starciu z policją pisał nie będę, bo to zrobiłem w temacie o kibicach :P Byłem po prostu szczęśliwy, że mogłem zaliczyć trzeci wyjazd w tym roku.

Miałem wizyty u gastrologa, przewlekłe biegunki, bóle brzucha. Było to 1 września, dostałem leki na jelita... nic nie pomaga. Czasami jest gorzej. Terapia eksperymentalna też na razie nie pomaga. W październiku mam kontrolę, gdzie będą wyniki badań na jakieś tam bakterie, zobaczymy. Niestety chyba jednak problem leży... w jakiejś nietolerancji pokarmowej, niestety normalnie się nie dowiem o co chodzi, musiałbym się udać do dietetyka... jest tak w Szczecinie: slimer.pl , ale koszt całkowitego przebadania i ustalenia diety to 600zł, a takiej kwoty obecnie nie mam, zwłaszcza, że w sierpniu, kiedy leżałem w szpitalu pojechano mi po pensji. Na umowie 800zł, na koncie 370...

 

Pracę już skończyłem. Bywały dni, że z tymi bólami brzucha musiałem obsługiwać klientów, ale trzeba było się przemęczyć i zarobić. Trzy miesiące pracy za mną. To była moja piąta praca, po zbieraniu owoców, inwentaryzacjach, pisaniu tekstów za pieniądze i kamieniarstwie. Jednak dopiero pierwsza 'legalna', co spowodowało moje drugie zderzenie z systemem, w jakim żyjemy (pierwsze w przypadku renty) - składki, podatki...

 

Obecnie przygotowuję się do III roku studiów. I mam kolejne dylematy ... ;) Nad zdrowiem się nie martwię, bo z nim to zawsze sinusoida. Chciałbym jednak robić 'coś' poza studiami. I nie mogę się zdecydować czy iść do szkoły (preferuję technik farmaceuta) lub... no ponownie do pracy. Jasne, że zarobię 'śmieszne' dla większości 600/800zł, ale zawsze to coś, chociażby na leki i leczenie. Z drugiej strony, mam dopiero 22 lata, chciałbym też zainwestować w siebie, żebym w wieku, w którym skończę edukację mieć większe pole manewru, jakieś alternatywy na te zapyziałe życie. W tej chwili to wysyłam kupony lotto, łudząc się, że się uda i wszystkie problemy się rozwiążą ;)

 

Jakby nie patrzeć jednak, nie są to jakieś wielkie problemy, więc myślę, że obecny stan psychiczny i fizyczny można uznać za dobry :)

Odnośnik do komentarza
W tej chwili to wysyłam kupony lotto, łudząc się, że się uda i wszystkie problemy się rozwiążą

 

Mam nadzieję, że żartujesz, nie marnuj na to pieniędzy, dobra rada od starszego;) Poza tym nawet gdybyś cudem trafił szóstkę(chociaż, uwierz mi, nie dojdzie do tego), to czy kasa rozwiąże Twoje problemy ze zdrowiem? Masz 22 lata IMHO powinieneś iść na studia, póki jeszcze jesteś młody, potem będzie za późno.

Odnośnik do komentarza
W tej chwili to wysyłam kupony lotto, łudząc się, że się uda i wszystkie problemy się rozwiążą

 

Mam nadzieję, że żartujesz, nie marnuj na to pieniędzy, dobra rada od starszego;) Poza tym nawet gdybyś cudem trafił szóstkę(chociaż, uwierz mi, nie dojdzie do tego), to czy kasa rozwiąże Twoje problemy ze zdrowiem? Masz 22 lata IMHO powinieneś iść na studia, póki jeszcze jesteś młody, potem będzie za późno.

 

A co masz jakieś doświadczenie? Kasa na pewno pomoże. Nadal byłym chory, ale nie miałbym żadnych problemów z leczeniem, kupnem leków, dojazdami czy innym np nie musiałbym fizycznie pracować itp, po prostu żyło by się o wiele łatwiej :)

 

Przecież na studiach też jestem, na III roku politologii, ale nie wiem czy po niej znajdę pracę ;)

Odnośnik do komentarza

Doświadczenie w ?A widzisz kłania się u mnie kiepska umiejętność czytania w pośpiechu. Politologia bardzo fajny kierunek, skoro już na nim jesteś, to ja nie bawiłbym się na Twoim miejscu w żadne technika tylko znalazł jakąś chociażby dorywczą pracę. Jakby nie było edukacją już się zajmujesz, to warto zabezpieczyć sobie również finanse.

Odnośnik do komentarza
  • 3 tygodnie później...

Mijały kolejne dni, kolejne badania, konsultacje. Wszystko mam ujemne, więc dalej nikt nie zna przyczyny bólu brzucha, przewlekłych biegunek. Staje się to coraz bardziej uciążliwe, chociażby na zajęciach na uczelni. Już nie chodzi o sam ból, bo jest on w mojej kategorii bóli powiedzmy do zniesienia, ale o sam dyskomfort życia. Środek nocy budzi ból brzucha, siedzę 30 minut w łazience, siedzę na zajęciach odpowiadam wykładowcy - zaczyna boleć, muszę z kamienną twarzą to 'przetrwać'. Pytałem lekarzy czy to może od pokarmu to dostałem odpowiedź, że to 'szukanie igły w stogu siana'. Dostaje coraz silniejsze środki na ból, na motorykę. Każda terapia trwa miesiąc, więc tak co 30 dni mam nadzieję, że tym razem mi pomogą, a pozostaje mi tylko kupować leki, brać i czekać.

Przeszedłem już też jedną infekcję, całe szczęście wałczyłem z nią nie tylko dzielnie, ale i skutecznie, obyło się nawet bez lekarza. Domowa apteczka rulez :)

Z dnia na dzień jednak czuję, że mam... coraz mniej sił :/ Tych fizycznych, rano budzę się zmęczony, ale powoli się rozkręcam i jest w porządku. Jadę na zajęcia, robię zakupy, wracam jest okej, ale przychodzi wieczór i wszystkie mięśnie, ścięgna nie pozwalają mi w spokoju wypoczywać. Czuję się tak, jakbym dzień wcześniej grał wie godziny intensywnie w piłkę po pół roku przerwy bez ruchu...

Wysiadają mi co jakiś czas albo ręka, albo noga. Po prostu - przeszywa mnie taki ból, że nie idzie wytrzymać. Też nie wiadomo od czego to jest. Maści, tabsy, zawijam, po godzinie mija.

Byłem ostatnio (środa) na comiesięcznej chemioterapii - wyniki miałem, no... niezłe. Płytki krwi trochę spadły, ale za to hemoglobina do góry. Niestety nie działał 'system' i nie mogli sprawdzić poziomu mojego IgG (odporności), więc nie wiem czy to moje eksperymentalne leczenie o którym pisałem wcześniej pomogło... Muszę czekać do następnego miesiąca. Jeżeli to jest placebo to poza tymi kilkoma bólami to czuję się... nieźle. Mam wielką chęć wychodzenia do ludzi, na miasto, na uczelnie... Nie zamykam się w domu. Zrezygnowałem z aplikowania o indywidualną organizację studiów - postanowiłem, że dam sobie radę bez tego, że będę chodził na zajęcia jak wszyscy.

Zdarzają się jednak coraz częściej sytuacje, kiedy zamykam się w łazience, siadam na oknie i ... płaczę.

 

Wracają ciągle do mnie wyrzuty sumienia związane z rodzicami. W sumie najbardziej z ojcem. Wspominam wszystkie dobre chwile iii zastanawiam się czy to co zrobiłem nie było zbyt egoistyczne, czy nie martwiłem się tylko o siebie, ich kosztem. W tych chwilach zapominam wszystko złe co przeżyłem w domu. Jest mi po prostu ich żal. Nie mieszkają już razem, mają ciągłe rozprawy rozwodowe, w których ani ja, ani moja siostra nie chcemy uczestniczyć. Ojciec próbował się ze mną skontaktować jakiś czas temu, ale tylko po to, bym zeznawał w sądzie, gdzie toczyła się sprawa o jego pobicie matki. Dostał 2 lata w zawiasach, ale wyrok nie jest prawomocny. Chce się odwołać, bo twierdzi, że jest niewinny. Ja nie chcę świadczyć za nikim z nich. Obydwoje narobili mi wiele złego, blizn w psychice nie da się zmazać, ale też nie chcę żadnego z nich skrzywdzić. Teraz znowu ojciec sobie przypomniał o mnie i napisał sms-a z milionem pytań co u mnie, czy studiuje, że chce się spotkać. Odpisałem, że muszę wiedzieć po co on chce wiedzieć o mnie to wszystko, że nie chce się mieszać w ich sprawy, że jak chce się spotkać to muszę wiedzieć CO ODE MNIE CHCE. Napisał, że ma takie prawo wiedzieć i 'żebym później tego nie żałował'. I znowu przypomniałem sobie, jak stałem jak debil w szpitalu na pół żyjący, ale nie mogli mnie przyjąć, bo nie miałem kwitka o ubezpieczeniu, którego ojciec nie chciał mi dać... Teraz mam swoje ubezpieczenie, ale mam jeszcze alimenty, ściąganie z jego pensji. Bez nich pewnie bym nie potrafił przetrwać, ale przecież ma ten cholerny obowiązek płacić na mnie, póki się uczę. Niektórym rodzice kupują domy, mieszkania, mi zabrali tysiąc złotych jak mnie wyrzucali z domu, 'nie jesteś moim synem' zamiast do widzenia, a teraz jeszcze mają do mnie o coś pretensje. Nie wiem czy się z nim spotkać czy nie. Matka dała sobie spokój od 1,5 roku zero kontaktu.

Jak ja bym chciał przeskoczyć te kilka lat do przodu, być całkowicie niezależnym, być po studiach, mieć pracę...

Odnośnik do komentarza

Mijały kolejne dni, kolejne badania, konsultacje. Wszystko mam ujemne, więc dalej nikt nie zna przyczyny bólu brzucha, przewlekłych biegunek. Staje się to coraz bardziej uciążliwe, chociażby na zajęciach na uczelni. Już nie chodzi o sam ból, bo jest on w mojej kategorii bóli powiedzmy do zniesienia, ale o sam dyskomfort życia. Środek nocy budzi ból brzucha, siedzę 30 minut w łazience, siedzę na zajęciach odpowiadam wykładowcy - zaczyna boleć, muszę z kamienną twarzą to 'przetrwać'. Pytałem lekarzy czy to może od pokarmu to dostałem odpowiedź, że to 'szukanie igły w stogu siana'. Dostaje coraz silniejsze środki na ból, na motorykę. Każda terapia trwa miesiąc, więc tak co 30 dni mam nadzieję, że tym razem mi pomogą, a pozostaje mi tylko kupować leki, brać i czekać.

Przeszedłem już też jedną infekcję, całe szczęście wałczyłem z nią nie tylko dzielnie, ale i skutecznie, obyło się nawet bez lekarza. Domowa apteczka rulez :)

Z dnia na dzień jednak czuję, że mam... coraz mniej sił :/ Tych fizycznych, rano budzę się zmęczony, ale powoli się rozkręcam i jest w porządku. Jadę na zajęcia, robię zakupy, wracam jest okej, ale przychodzi wieczór i wszystkie mięśnie, ścięgna nie pozwalają mi w spokoju wypoczywać. Czuję się tak, jakbym dzień wcześniej grał wie godziny intensywnie w piłkę po pół roku przerwy bez ruchu...

Wysiadają mi co jakiś czas albo ręka, albo noga. Po prostu - przeszywa mnie taki ból, że nie idzie wytrzymać. Też nie wiadomo od czego to jest. Maści, tabsy, zawijam, po godzinie mija.

Byłem ostatnio (środa) na comiesięcznej chemioterapii - wyniki miałem, no... niezłe. Płytki krwi trochę spadły, ale za to hemoglobina do góry. Niestety nie działał 'system' i nie mogli sprawdzić poziomu mojego IgG (odporności), więc nie wiem czy to moje eksperymentalne leczenie o którym pisałem wcześniej pomogło... Muszę czekać do następnego miesiąca. Jeżeli to jest placebo to poza tymi kilkoma bólami to czuję się... nieźle. Mam wielką chęć wychodzenia do ludzi, na miasto, na uczelnie... Nie zamykam się w domu. Zrezygnowałem z aplikowania o indywidualną organizację studiów - postanowiłem, że dam sobie radę bez tego, że będę chodził na zajęcia jak wszyscy.

Zdarzają się jednak coraz częściej sytuacje, kiedy zamykam się w łazience, siadam na oknie i ... płaczę.

 

Wracają ciągle do mnie wyrzuty sumienia związane z rodzicami. W sumie najbardziej z ojcem. Wspominam wszystkie dobre chwile iii zastanawiam się czy to co zrobiłem nie było zbyt egoistyczne, czy nie martwiłem się tylko o siebie, ich kosztem. W tych chwilach zapominam wszystko złe co przeżyłem w domu. Jest mi po prostu ich żal. Nie mieszkają już razem, mają ciągłe rozprawy rozwodowe, w których ani ja, ani moja siostra nie chcemy uczestniczyć. Ojciec próbował się ze mną skontaktować jakiś czas temu, ale tylko po to, bym zeznawał w sądzie, gdzie toczyła się sprawa o jego pobicie matki. Dostał 2 lata w zawiasach, ale wyrok nie jest prawomocny. Chce się odwołać, bo twierdzi, że jest niewinny. Ja nie chcę świadczyć za nikim z nich. Obydwoje narobili mi wiele złego, blizn w psychice nie da się zmazać, ale też nie chcę żadnego z nich skrzywdzić. Teraz znowu ojciec sobie przypomniał o mnie i napisał sms-a z milionem pytań co u mnie, czy studiuje, że chce się spotkać. Odpisałem, że muszę wiedzieć po co on chce wiedzieć o mnie to wszystko, że nie chce się mieszać w ich sprawy, że jak chce się spotkać to muszę wiedzieć CO ODE MNIE CHCE. Napisał, że ma takie prawo wiedzieć i 'żebym później tego nie żałował'. I znowu przypomniałem sobie, jak stałem jak debil w szpitalu na pół żyjący, ale nie mogli mnie przyjąć, bo nie miałem kwitka o ubezpieczeniu, którego ojciec nie chciał mi dać... Teraz mam swoje ubezpieczenie, ale mam jeszcze alimenty, ściąganie z jego pensji. Bez nich pewnie bym nie potrafił przetrwać, ale przecież ma ten cholerny obowiązek płacić na mnie, póki się uczę. Niektórym rodzice kupują domy, mieszkania, mi zabrali tysiąc złotych jak mnie wyrzucali z domu, 'nie jesteś moim synem' zamiast do widzenia, a teraz jeszcze mają do mnie o coś pretensje. Nie wiem czy się z nim spotkać czy nie. Matka dała sobie spokój od 1,5 roku zero kontaktu.

Jak ja bym chciał przeskoczyć te kilka lat do przodu, być całkowicie niezależnym, być po studiach, mieć pracę...

Ostatnio wszystko w życiu mi się wali, ale czytając Twoje posty tu, zacząłem inaczej patrzeć na moją sytuację. Wszystko przez szarzyznę życia, brak jakichkolwiek większych pozytywów. Wszystko to znajduje ujście w kiepskich wierszach.

Pamiętaj o pozytywach - a te, choćby najmniejsze, zawsze są i dają nadzieję.

Trzymaj się!

Odnośnik do komentarza

Nie pisałem tu jeszcze, może i źle zrobiłem że tego wcześniej nie zrobiłem. Moje życie nigdy nie było normalne. Jako dziecko miałem 2 próby samobójcze za sobą, później jakoś starałem się funkcjonować. Ale czułem pustkę wokół siebie. Ten świat taki dziwny, obcy, nie rozumiejący mnie. ja też go z czasem przestałem rozumieć, odgrodziłem się od niego szczelnym murem. Zacząłem czytywać Horacego i z jego sentencji "Odi profanum vulgus et arcea" uczyniłem motto mego życia. A że do kategorii lud nieoświecony załapywał się prawie każdy kogo znam to zostałem sam jak palec. Lecz ja dalej w to brnąłem, powtarzałem sobie cytat z "Nieznośnej Lekkości Bytu" "W królestwie kiczu chce być potworem" I stałem się nim, stałem się wykolejeńcem, nie radzącym sobie z niczym. Jebanym, pierdolonym mizantropem. Najgorsze jest jednak to że niedawno poznałem pewną kobietę która mnie oczarowała swoją osobą. I co jej mam do zaoferowania? Wieczne narzekanie, niechęć do jakichkolwiek form współżycia społecznego. Wielokrotnie próbowałem już się przełamać (przykładem może być tegoroczny zjazd), lecz to były zmiany krótkotrwałe. Chcę dla Sylwii się zmienić, lecz nie potrafię. Chyba czas na wizytę u jakiegoś psychologa. Bo nie radzę sobie z samym sobą.

 

P.S coś mi posta ucięło więc edytuję

P.S2 - sorry jmk że ci kącik zabieram.

Odnośnik do komentarza

Rozmawialiśmy odrobinę na zlocie mam nadzieję że mimo naszego ówczesnego stanu pamiętasz tą rozmowę.

 

Tak czy inaczej, nie mam zamiaru do niej nawiązywać , sęk w tym że jak nikt jestem w stanie cię zrozumieć. Mogę jedynie napisać jak ja do tego wszystkiego podchodzę, przede wszystkim nie poddawaj się, cały czas próbuj się przełamać, to wszystko da się zrobić, szczególnie wtedy! Kiedy spotykasz kogoś wyjątkowego. Jeśli jednak jakoś się uda, jeśli ona będzie w stanie zaakceptować, albo tolerować twoje, jak to sam nazwałeś "wykolejenie", to zobaczysz że wiele spraw nabierze dla ciebie nieznanych ci wcześniej barw, znaczeń. Wiele rzeczy się zmieni i może najzwyczajniej nabrać sensu. Pytanie czy naprawdę tego chcesz, jeśli tak...I ona zechce ci w tym pomóc, to zobaczysz że mizantropia nie przeszkadza w tym żeby kochać, a brania udziału w życiu społecznym można się najzwyczajniej nauczyć, szczególnie wtedy kiedy jest dla kogo.

 

Z kilka razy próbowałem wizyty psychologa, może miałem pecha, ale trafiałem na ludzi, którzy traktowali mnie jak kolejny nudny przypadek(nie mówię że nim nie byłem, ale samo podejście uniemożliwiało w zasadzie jakąkolwiek pomoc.), po kilku wizytach proponowano mi antydepresanty, które po odstawieniu często potęgują myśli samobójcze. Ale to tylko moje kiepskie doświadczenia. Może tobie się uda trafić lepiej.

Odnośnik do komentarza

Panowie proszę Was o pomoc...

 

Mam pewien problem, dotyczący mojego leczenia, nie jestem w stanie sam sobie z tym poradzić i potrzebuję porady immunologa. Tych, którzy mnie leczą w szpitalu nie mogę zapytać z wiadomych względów, potrzebuję opinii osoby trzeciej. Do tego Ci 'moi' to hematolodzy, a mi potrzeba immunologa, konkretnego. Potrzebuje konsultacji, ale nie ma takich lekarzy w Szczecinie. Albo ja źle szukałem. Stąd moja prośba czy moglibyście popytać i posprawdzać jakiegoś zaufanego lekarza, nie pierwszego z brzegu w swoich miastach? Oczywiście, że im bliżej Szczecina tym lepiej, ale jak nie będzie wyjścia to pojadę i do Białegostoku.

Niestety, ale taka jest sytuacja :/

Odnośnik do komentarza

Flinta, gadaliśmy już między innymi o tym. Nie jestem odpowiednią osobą o wystawiania jakichkolwiek ocen, ale dla mnie ejsteś zwyczajnym, fajnym gościem. Ja w tobie nie widzę nic nienormalnego. Chwile załamania czy wkurzenia zdarzają mi sie bardzo często, ale w moim przypadku to przechodzi. Mialem kilka spotkań u psychologa i ten stwierdził, że ze mną wszystko ok jest. Mozę po prostu musisz znaleźć grupę odpowiednich znajomych. Kwestię kobiety pomijam, bo ewidetnie nie mam do tego typu spraw szczęścia. Ludzie mają większe kłopoty i znajdują sobie partnerów. Niestety jest też grupa ludzi, którzy ich nei znajdują. Może warto to zaakceptować i zająć się innymi rzeczami?

Odnośnik do komentarza

Wujek, a czy ty uważasz że ktoś kto uważa samego siebie za mizantropa, chodzi tylko od osoby do osoby i mówi tym delikwentom za jakie gówno ich uważa? Zlot, jak sam Keith wspomniał był dla niego jednym z nielicznych wyjątków. Flinta musi sobie z tym jakoś sam poradzić, ja miałem chyba te(to?) szczęście że po prostu trafiłem na ludzi z którymi się dogaduje, i to nawet na całkiem spore grono takich ludzi. Choć z drugiej strony, to sprawia że jest jeszcze więcej okazji do zawodów, cóż...Nie ma chyba po prostu złotego środka, Flint musi sobie odpowiedzieć na pytanie czy jest w stanie żyć sam, czy nie. Jeśli potrzebuje współtowarzyszy w tym życiu, no to jednak w końcu będzie musiał się przemóc, innej możliwości nie ma.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...