Skocz do zawartości

Kącik depresyjny


Icon

Rekomendowane odpowiedzi

W 2015 roku zdiagnozowano wrzodziejące zapalenie jelita grubego, potem za każdym pogorszeniem uważano, że to to, ale zdarzało się, że w badaniach była remisja, a stan kiepski. Jakoś podleczali, zmieniali probiotyki, ale biegunki wracały non stop. W końcu tu w Szczecinie machnęli ręką - tak trzeba żyć. Pojechałem do Gdańska i tam na podstawie wycinków z gastroskopii, gdzie wyszły kosmki w skali Marsha 3C, potem zrobiono mi badanie genetyczne HLA - DQ2/DQ8 genotyp celiakia i wyszedł dodatni - odtąd stwierdzono, że mam celiakię. No i to było właśnie w stycznie 2019.

 

 

Odnośnik do komentarza
  • 2 miesiące później...
  • 4 miesiące później...

Grudzień 2009 roku, 81 kg 19-letni chłopak w sile wieku, 2 rok studiów, w wakacje 3 miesiące fizycznej pracy w kamieniarstwie, jest moc.

Marzec 2010 roku, 55 kg - po trzech miesiącach spędzonych w szpitalu.

 

Sierpień 2020, bywało lepiej gorzej, największy powrót do wagi - 75, ale kręciło się koło 70, potem 65 , koło 60... teraz jest pandemia, siedzę w domu prawie cały czas...  56,5 kg. Pierwszy raz od tych 10 lat odkąd zaczęły się moje problemy zdrowotne waga zjechała mi tak mocno. Zaczynam się niepokoić :( Najgorsze, że w sumie chorobę jelit mam w względnej remisji, trzymam rygor diety bezglutenowej, więc mam obawy, że to jeszcze coś innego :/

  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
  • 1 rok później...

Wytrzymałem aż rok bez pisania tutaj, sukces :P

Ogólnie to no, nie było źle, chociaż mam za sobą szpital z covidem, szpital z powikłaniami po covidzie, badanie PET, które samo w sobie mrozi krew w żyłach. Ale mniejsza o to co było, bardziej co będzie ;)

No mam w końcu termin splenektomii, w niedzielę idę do szpitala, w poniedziałek operacja. Chcą metodą laparoskopową wyciąć mi śledzionę (o ile się uda, wyjdzie w trakcie), laparoskopowa jest lepsza, bo robią kilka nacięć na brzuchu, wrzucają tam ciśnienie i robi się przestrzeń i oni narzędziami z kamerkami tam odcinają i wyjmują śledzionę, potem łączą te przewody  i szyją. Inna to tradycyjna - chirurgiczna, długie rozcięcie i wycinają skalpelem.  Pobyt w szpitalu trwa tydzień, jak nic się nie dzieje, potem kilka tygodniu dochodzenie do siebie w domu bez dźwigania, przemęczenia itp. Niestety po operacji odżywianie dożylne :/ a możliwe też przez rurkę. Już kiedyś tak miałem, chujowo mega, każdy ruch to zaraz odruchy wymiotne, bo masz coś w środku :/  Możliwe są powikłania - zakażenia bakteryjne, krwawienia, zakrzepy, u mnie wykrwawienie (małopłytkowość), więc w sumie - standard przy otwieraniu człowieka.

W teorii więc... nie jest to skomplikowana operacja, ale... mam jakiś niepokój, lęk w sobie. Od jakiegoś czasu czegoś się obawiam, nie wiem, że coś pójdzie nie tak (podświadomie) i będę żałował, że czegoś nie zdążyłem zrobić przed. Starałem się spotkać na ile to możliwe z każdym, na kim mi zależało (oczywiście nie wszystko wyszło), jak najwięcej zrobić rzeczy w domu (też nie wyszło, temat termostatów 'wisi', blaty też...), jakieś głupoty typu, muszę spróbować kisić ogórki czy zrobić passatę xD

No tak chciałem sobie napisać, że w sumie nigdy takiego dziwnego stanu nie miałem, bo jest tak, wszystko OK, a nagle taki stan "WTF" no i mija, ale się powtarza. 

  • Uwielbiam 2
  • Dzięki! 1
Odnośnik do komentarza

Kurczę, dawno nie miałem takiego dnia jak dzisiaj sponsorowanego przez "nie no, nie mam na to już siły", a wszystko oczywiście w kontekście tej wymarzonej chałupy. Tak że jak ktoś planuje się za takie tematy zabierać, to życzę wytrwałości, cierpliwości, a do tego chyba sporo szczęścia. Nie mówię już o tych, którzy planuję stawiać dom od podstaw, bo to już jawi mi się jako jakiś totalny kosmos. 

 

Ogólnie jak ktoś do Was dzwoni o 7 rano, to wiedzcie, że niczego dobrego to nie zwiastuje. U mnie był to telefon od doradcy kredytowego, który mi zakomunikował, że w nocy dostał operat szacunkowy na dom i wizja kredytu, który chcieliśmy, poszła się walić, bo nagle wycena jest znacznie niższa. Wciąż na tyle OK, że pokryje kredyt na dom, ale planowane środki na wykończenie stopniały bardzo znacznie - trochę jakby sobie zaplanować coś za 10 000 zł, a dowiedzieć się, że będzie może ze 4000 zł - tylko u mnie tak dodać z jedno zero i trochę inna cyfra z przodu :). I tak naprawdę nie wiem, co mnie bardziej wkurzyło - nieogarnięcie doradcy, który na żadnym etapie nie sygnalizował, że coś nie tak (a dodam, że operat robiła polecona przez niego firma), tych od operatu, z którymi też jest średni kontaktu, a którzy takie coś wysyłają o 1 rano i wygląda to trochę na akcję z cyklu "dzwoni doradca: wiesz, stary, weź tam podrzuć co tam z tego operatu wychodzi, bo mam o 9 rano spotkanie z Klientem". Sam na siebie się złoszczę, że tego nie dopilnowałem, że może trzeba było więcej dopytywać (pojęcia nie miałem, że operat jest aż tak ważny), chociaż z drugiej strony ja mam tendencję to usprawiedliwiania wszystkich wokół, że pewnie zarobiony, ze zdarzyło się zapomnieć itd. Na razie czekam na szczegóły operatu, bo podana kwota wydaje mi się po prostu za niska - więc albo solidnie przepłaciłem za chatę, albo ktoś naprawdę uważa, że da się wykończyć taką chatę za połowę kwoty, która dzisiaj przewija się w każdej wycenie. Oczywiście nie będę już dodawał, że doradca miał to dzisiaj ogarnąć, a jak na tę chwilę wieści nie ma. 

 

Drugi epizod dnia to spotkanie z gościem od wyceny rekuperacji/klimy. Z tą nową chatą jest trochę ten problem, że robił ją sąsiad, który dom sprzedaje i nie ma tam stosów dokumentacji, tylko takie trochę "wiesz, Paweł, jak coś, ja mam plany w głowie". No więc ja przy takich spotkaniach po prostu do niego dzwonię i proszę o rozmowę z ludźmi, bo pojawiają się takie pytania, na które odpowiedzi nie znam, a bez tej wiedzy nikt nie podejmie się wycen. Dzisiaj takie spotkanie trwało ze 2,5h, gdzie "rozebraliśmy" prawie pół domu i z obu stron padały różne sugestie, trochę na zasadzie "a ja panu mówię, że tak się da zrobić". Wymiękłem trochę, bo wizja rozbudowy wentylacji do rekuperacji nagle okazuje się przebudową, chociaż też już nie wiem, na ile te wszystkie proponowane rozwiązania są uzasadnione, a na ile takie trochę "o, dobra okazja naciągnąć gościa". Dzień zakończyło przezabawna wiadomość, że pośredniczka, która miała pilotować zakup działki (mamy okazję dokupić do naszej działki dodatkowy pasek od sąsiada), została z miesiąc temu wywalona, a ja z nią rozmawiałem tydzień temu i prosiłem o popchnięcie sprawy i "tak, tak, porozmawiam, dam znać" - tu już zgłupiałem totalnie, bo nie mam pojęcia, co można ugrać takim ruchem, no bo nie da się udawać, że się pośredniczy w sprzedaży czegoś, czym nie można dysponować (a może się da...).

 

Na projektantkę już nawet nie narzekam :). Zaproponowane przez nią terminy już na starcie pozawalane i takie trochę tłumaczenie "no ale co pan, naprawdę myślał, że się wyrobimy, przecież każdy wie, że są obsuwy". No niby się wie, ale fajnie byłoby się czasami miło zaskoczyć, a tu jednak raczej kumulacja w drugą stronę. No a najlepsze, że póki co nie położyliśmy nawet pół płytki, więc nawet nie chcę myśleć, co będzie się działo dalej :). 

  • Smutny 3
  • Jahu 1
Odnośnik do komentarza
10 godzin temu, Perez napisał:

Sam na siebie się złoszczę, że tego nie dopilnowałem, że może trzeba było więcej dopytywać

Nie no, to sa profesjonalisci, nie mozesz wykonywac za nich ich roboty, to oni maja stanac na glowie zebys byl zadowolony jako klient.

 

10 godzin temu, Perez napisał:

ja mam tendencję to usprawiedliwiania wszystkich wokół, że pewnie zarobiony, ze zdarzyło się zapomnieć itd

Polecam przestawienie podejscia na wszyscy sa zarobieni, ja tez, to nie jest zaden argument - nie bedziesz za to lubiany, bo wiekszosc ludzi nie ogarnia tak szybko jak Ty, ale jak zawsze bedziesz mily i wyrozumialy, to beda dalej robic tak jak robia (czytaj: po lebkach, powoli, zeby sie nie narobic). W relacjach biznesowych od strony zle obslugiwanego klienta idealem jest sytuacja, w ktorej ludzie zapierdalaja, bo boja sie, ze znowu zadzwonisz i ze jak zadzwonisz, to najprawdopodobniej bedziesz mial racje, ze zjebali, a im bedzie glupio swiecic oczami. W efekcie pracuja lepiej dla Ciebie, bo boja sie konfrontacji, chca jej uniknac, wiec sie bardziej staraja.

 

Serio, odkrycie, ze najczesciej ludzie sie boja konfrontacji lub jej nie chca, bo ich meczy, bo maja zycie i inne sprawy etc. jest moim zawodowym gamechangerem.

10 godzin temu, Perez napisał:

Na razie czekam na szczegóły operatu, bo podana kwota wydaje mi się po prostu za niska - więc albo solidnie przepłaciłem za chatę, albo ktoś naprawdę uważa, że da się wykończyć taką chatę za połowę kwoty, która dzisiaj przewija się w każdej wycenie.

O ile pamietam, operat powinien zawierac jakies porownywalne oferty z okolicy, moze przy domach jest trudniej niz przy mieszkaniach, bo moze byc wieksze zroznicowanie. Jakby tam byly jakies za niskie, zasyp goscia linkami z duzymi kwotami z okolicy.

 

10 godzin temu, Perez napisał:

wizja rozbudowy wentylacji do rekuperacji nagle okazuje się przebudową,

A to jest naprawde konieczne?

 

10 godzin temu, Perez napisał:

tu już zgłupiałem totalnie, bo nie mam pojęcia, co można ugrać takim ruchem, no bo nie da się udawać, że się pośredniczy w sprzedaży czegoś, czym nie można dysponować (a może się da...)

Moze dogadac sie z kims z firmy kto zostal, ze w papierach bedzie on, a ona pod stolem od niego prowizje zgarnie, pomniejszona oczywiscie o procent dla slupa.

 

Generalnie pociesz sie, ze te problemy, ktore przychodzi Ci rozwiazywac, dotycza Twojego domu, Twojej wlasnosci, Twojego dobrze pojetego interesu. Ja z podobnymi rzeczami borykam sie w pracy, z ktorej nie zostanie mi nic procz pieniedzy i moze paru kontaktow, a Ty przynajmniej bedziesz mial po tej sciezce zdrowia dobrze wykonczony, funkcjonujacy dom.

Odnośnik do komentarza

@SZk - jakoś to co napisałeś nie pasuje do Ciebie (nie widzę Cię jako osoby, która lubi dążyć do konfrontacji).

A z drugiej strony doradzasz by @Perez poszukał w operacie informacji, które będą podważać rzetelność dokonanej wyceny przez autora tejże. Trudno więc dociec, które Twoje rady są radami fachowca, a które amatora :)

Odnośnik do komentarza
5 godzin temu, SZk napisał:

Nie no, to sa profesjonalisci, nie mozesz wykonywac za nich ich roboty, to oni maja stanac na glowie zebys byl zadowolony jako klient.

 

Niestety mam wrażenie, że dzisiaj naprawdę ludzie mają na to wywalone, chyba trochę ze względu na to, że i tak mają od cholery roboty (na pewno w nieruchomościach). Ja już na to narzekałem przy poszukiwaniach lokum, jaki był fatalny kontakt z pośrednikami. I teraz też tak trochę jest, że się czuję, jakby normalnie komuś głowę zawracał moimi pytaniami czy prośbą o wycenę. 

 

5 godzin temu, SZk napisał:

Polecam przestawienie podejscia na wszyscy sa zarobieni, ja tez, to nie jest zaden argument - nie bedziesz za to lubiany, bo wiekszosc ludzi nie ogarnia tak szybko jak Ty, ale jak zawsze bedziesz mily i wyrozumialy, to beda dalej robic tak jak robia (czytaj: po lebkach, powoli, zeby sie nie narobic). W relacjach biznesowych od strony zle obslugiwanego klienta idealem jest sytuacja, w ktorej ludzie zapierdalaja, bo boja sie, ze znowu zadzwonisz i ze jak zadzwonisz, to najprawdopodobniej bedziesz mial racje, ze zjebali, a im bedzie glupio swiecic oczami. W efekcie pracuja lepiej dla Ciebie, bo boja sie konfrontacji, chca jej uniknac, wiec sie bardziej staraja.

 

Serio, odkrycie, ze najczesciej ludzie sie boja konfrontacji lub jej nie chca, bo ich meczy, bo maja zycie i inne sprawy etc. jest moim zawodowym gamechangerem.

 

Z tym pełna zgoda, no tylko z tym "przestawieniem się" to nie takie hop u mnie :). Ja niestety trochę mam takie cechy charakteru, że zaraz każdego tłumaczę, próbuję zrozumieć (bo dzieci, bo choroba, bo wyjazd), nie chce się konfliktować i iść na noże. U mnie szczytem nerwów to jest wysłanie stanowczego maila czy w rozmowie telefonicznej wrzucenie jakiejś uszczypliwości typu "może by to nam sprawniej szło, ale pewnie ruch w interesie i trochę za dużo klientów się wzięło". Nie lubię w ogóle o takich sprawach gadać telefonicznie, stąd maile, chociaż wiem, że ich siła "rażenia" jest żadna. 

 

5 godzin temu, SZk napisał:

O ile pamietam, operat powinien zawierac jakies porownywalne oferty z okolicy, moze przy domach jest trudniej niz przy mieszkaniach, bo moze byc wieksze zroznicowanie. Jakby tam byly jakies za niskie, zasyp goscia linkami z duzymi kwotami z okolicy.

 

Tak, dokładnie tak. I obecnie nawet mniej mnie wkurza sama kwota wyceny, ile to, w jaki sposób to się odbyło. Ja nie dostałem żadnego info, a doradca dostał informację o 1 rano, bo poinformował gościa dzień wcześniej, że o 9 rano się widzimy, no i by pasowało tak istotne dane mieć skoro mamy podpisywać wnioski. Po prostu wygląda to jak robione wszystko na kolanie, takie typowe "ty, deadline za 2 dni, dawaj bierzemy się do roboty". 

 

5 godzin temu, SZk napisał:

A to jest naprawde konieczne?

 

Tak, chcemy założyć rekuperację. Fajne rozwiązanie z punktu widzenia zdrowia i też potencjalnych oszczędności na ogrzewaniu. Ale znowu - mniej chodzi o samo rozwiązanie, bardziej o całą otoczkę - że to takie zakręcone, że też nie było jasnego info "tak, da się rozbudować, ale wymaga to tego, tego i tego", no ale znowu trochę sam siebie winię, bo trzeba było może bardziej dopytywać. 

 

Ogólnie to co napisałeś to pełna zgoda, po prostu wdrożenie w życie takiego bycia trochę "chujkiem" to nie takie proste. Chociaż dzisiaj pierwsze sukcesy, bo mi się jeden typ spóźnił na spotkanie, wyjechałem już z tej nowej chaty i on dzwoni, coś tam tłumaczy "bo u innego klienta się przedłużyło", no i już miałem zawracać, ale pomyślałem "a walić to, nie moja wina i to słabe, że teraz ja mam swoje plany zmieniać, bo ktoś ma godzinę obsuwy" i tak mu powiedziałem, no to nagle 20 przeprosin, tłumaczeń, że kiedy możliwy nowy termin, że się dostosują etc. Nie żebym miał z tego satysfakcję, bo wolałbym odbyć normalnie spotkanie, a nie znowu się denerwować, no ale lepsze to niż znowu uszy po sobie i tłumaczyć sobie, że "no tak, no ludzie się spóźniają". 

Odnośnik do komentarza

Kabaretu ciąg dalszy :). 

 

Doradca oczywiście sam nie zadzwonił, ale jak zadzwoniłem o 11.00 to on już właśnie siada i sprawdza. Oddzwonił ze 3h później z info, że "operat się robi", co utwierdza mnie w przekonaniu, że tak naprawdę w poniedziałek to było w powijakach, coś tam trzeba było wrzucić jako kwotę i dopiero teraz to się formalizuje jako pełnoprawny dokument. Baaardzo jestem ciekaw argumentacji, zwłaszcza że dzisiaj sąsiad dzwonił z info, aby zaklepywać jak najszybciej działkę, bo on szuka w tym rejonie i ceny dobijają już do 700 zł/metr (gdzie rok temu było może po 400 zł). 

 

Pani pośredniczka też udana, bo znając już sytuację, że ona tego nie prowadzi, to sobie dzisiaj zadzwoniłem i znowu dopytuję, kiedy możemy umówić się z właścicielami na dogranie tematu działki, a ona dalej z tekstami, że "już dzwoni, już pyta, zaraz oddzwania" i coś tam dopiero na końcu nieśmiało rzuciła, że "chyba też druga agencja się tym zajmuje". Oczywiście nie oddzwoniła, co mnie nie dziwi, bo skoro ktoś ją pogonił miesiąc temu, to ciężko, aby mogła coś dać znać. Tej sytuacji nie kumam absolutnie, jaki problem powiedzieć, że "już się tym nie zajmuję". 

 

Po drodze jeszcze koleżka od rekuperacji (kolejna wycena). Umawia się na 9.30, dobija 10.00 - nic. Dobija 10.15 - dzwonię i nic. Dobija 10.30 - dalej nic, więc zawijam i jadę. W połowie drogi do domu i telefon "no bo się u klienta przedłużyło", no i ja znowu "no, dobrze, rozumiem, o której pan będzie", no i tam coś typ, że o 11.00, ja że OK. Rozłączyłem się i sobie myślę "nie, no, bez sensu, znowu ktoś się nie ogarnia, a ja znowu kogoś tłumaczę, znowu zmieniam swoje plany, żeby dostosować się do czyjegoś nieogarnięcia". Oddzwoniłem po 2 minutach z info, że jednak sorry, ale ja się teraz nie wyrobię i nagle przeprosiny, tłumaczenia, że no bardzo zainteresowani, że jaki termin, że się dopasują. Naprawdę, jest to dla mnie niezrozumiałe, że ludzie zamiast doceniać czyjeś podejście, to chyba jednak wolą jak zaczyna się być opryskliwym i wtedy zupełnie inna gadka. Z drugiej strony chyba to rozumiem - trafi im się taka sierota jak ja, co za każdym razem przytakuje i wszystko wyrozumiale przyjmie, no to korzystają - najpierw ogarniają tych, co ich krótko traktują, a potem tych, co tam zostali na końcu listy. 

 

Najzabawniejsza obserwacja ostatnich dni - od kilku miesięcy sobie na psychoterapii gadam o podejściu do takich spraw, słucham, ile to jest niewypowiedzianej złości, szukamy jakiegoś rozwiązania, a tu wystarczyło kilka intensywniejszych dni przy budowie, aby rozruszać nerwy :D. 

Odnośnik do komentarza

Hehe, to swoją drogą jest zabawne, że ta piłka tak działa. To jest naprawdę jedyna sytuacja, kiedy moje nerwy biorą górę. Ogólnie praca, dzieci, żona, sąsiedzi, nawet teraz ten dom - coś mnie wkurza, to sobie tam w głowie ponarzekam, od święta coś tam złośliwego powiem, no ale na piłce zapanowanie nad tym to jakiś wyższy level. W każdym razie czasami sobie myślę, że fajnie byłoby w normalnych okolicznościach móc włączyć "tryb piłkarski", ale coś z tym ciężko :). 

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...