Ingenting Napisano 14 Listopada 2011 Udostępnij Napisano 14 Listopada 2011 Chłopaki dobrze mówią, aktywność fizyczna bardzo pomaga. I to nie jest żaden zabijacz czasu, bo pozytywny nastrój utrzymuje się dłużej. Niestety pogoda, co raz krótsze dnie nie za bardzo zachęcają, ale trzeba się przemóc. Cytuj Odnośnik do komentarza
jasonx Napisano 14 Listopada 2011 Udostępnij Napisano 14 Listopada 2011 Przypominam tylko, ze wizyta u psychologa nie koniecznie musi sie zakonczyc lobotomia ;) Nie wiem jak teraz, ale 3 lata temu skierowanie do psychologa mogl Ci wypisac lekarz rodzinny, wiec nie koniecznie musialo sie to wiazac z kosztami. No chyba, ze preferujesz alko-reset.. Cytuj Odnośnik do komentarza
Henkel Napisano 14 Listopada 2011 Udostępnij Napisano 14 Listopada 2011 Mi co jakis czas wraca taki strach przed smiercia - jakis czas temu chyba zaczelo sie od uswiadomienia sobie, ze nie mam juz pietnastu lat i mimo, ze nie jestem jakims wiekowym czlowiekiem to jakby nie patrzec powoli niedlugo bede sie zblizal do polowy swojego zycia... I co jakis czas wraca do mnie obawa, ze niedlugo umre, ze nie zdaze zrobic wszystkiego tego co chce w zyciu zrobic, ze w sumie to wypadaloby juz sie szykowac do grobu, a ja w zyciu jakos niewiele osiagnalem... Generalnie takie myslenie ucieka po paru godzinach, ale kosztuje mnie to cholernie duzo sil i meczy psychicznie. Ostatnio chyba sie poprawilo, jakis spokoj wewnetrzny osiagnalem, ale mimo tego czuje, ze gdzies tam gleboko siedzi jakis strach przed tym, ze to zycie troche nie tak chyba powinno wygladac... Gorzej, ze ciezko mi znalezc jakas zlota recepte na spelnienie marzen - bo to co jest nie jest zle, ale mimo to nie do konca satysfakcjonuje. Cytuj Odnośnik do komentarza
Fubert Napisano 14 Listopada 2011 Udostępnij Napisano 14 Listopada 2011 >> Głosik, Dlaczego rozczarowań, skoro nie trzeba szukać Prawdy z latarką przy pełnym słońcu ;). Rozumem człowiek może samodzielnie dojść do przekonania, że wiara w Boga jest nie tylko niesprzeczna z rozumem, ale równiez wiele wyjaśnia spośród otaczającego nas świata. I jest to wyjaśnienie lepsze, bo prostsze. Do wiary potrzeba łaski Boga, by zaś ją uzyskać, trzeba o nią poprosić, czyli tak usposobić własną duszę (nie tylko jej intelektualną część czyli umysł, ale CAŁĄ duszę), by łaska wiary mogła się stać naszym udziałem. To usposobienie duszy polega w pierwszym rzędzie na pokorze, na uznaniu zarówno własnego, jak i szerzej - ludzkiego rozumu - za niezdolny do objęcia świata w jego ogromie i złożoności. Potem, wraz ze świadomością że nawet głęboka wiedza nie jest mądrością, przychodzi lęk - bo człowiek potrzebuje w życiu mądrości. Wreszcie pojawia się poszukiwanie mądrości - tej prawdziwej, która nie jest jedynie spekulacją ludzkiego umysłu. I wtedy tą mądrość się odnajduje, bo ona jest na wyciągnięcie ręki. Jeśli zaś ugięcie hardego karku przed Bogiem przynosi ujmę, jaką (nie?) przyniosłoby uczynienie tego przed kimkolwiek innym (?) to jednak można spróbować na kozetce u psychiatry (on może realnie pomóc, czasem.. różni "psycholodzy", "psychoterapeuci", "psychoanalitycy" itp. - można ich "stosować" kiedy nie ma się rzeczywistych problemów tylko wymyślone, oraz mnóstwo czasu i pieniędzy). Co do śmierci zaś, to nie ma co o niej myśleć bo imo ona nie ma żadnej wartości. Wartością za to jest stan ducha, wyrażany łacińkim porzekadłem "memento mori". Ono uświadamia nam wartość życia, czyli jako tego krótkiego okresu, w którym "zarabiamy" na wieczność. Cytuj Odnośnik do komentarza
dragonfly Napisano 14 Listopada 2011 Udostępnij Napisano 14 Listopada 2011 Mi co jakis czas wraca taki strach przed smiercia - jakis czas temu chyba zaczelo sie od uswiadomienia sobie, ze nie mam juz pietnastu lat i mimo, ze nie jestem jakims wiekowym czlowiekiem to jakby nie patrzec powoli niedlugo bede sie zblizal do polowy swojego zycia... I co jakis czas wraca do mnie obawa, ze niedlugo umre, ze nie zdaze zrobic wszystkiego tego co chce w zyciu zrobic, ze w sumie to wypadaloby juz sie szykowac do grobu, a ja w zyciu jakos niewiele osiagnalem... Generalnie takie myslenie ucieka po paru godzinach, ale kosztuje mnie to cholernie duzo sil i meczy psychicznie. Ostatnio chyba sie poprawilo, jakis spokoj wewnetrzny osiagnalem, ale mimo tego czuje, ze gdzies tam gleboko siedzi jakis strach przed tym, ze to zycie troche nie tak chyba powinno wygladac... Gorzej, ze ciezko mi znalezc jakas zlota recepte na spelnienie marzen - bo to co jest nie jest zle, ale mimo to nie do konca satysfakcjonuje. O to to! Dokładnie o to mi chodziło! Co do "zabijacza czasu". Z tym nie mam problemu - dobry film, dobra książka. Nigdy się nie nudzę. Mi po prostu brakuje sił, żeby z tym wszystkim się zmierzyć - ze zwykłą, prozaiczną codziennością. Cytuj Odnośnik do komentarza
Henkel Napisano 14 Listopada 2011 Udostępnij Napisano 14 Listopada 2011 Jesli o smierci jeszcze - ostatnio jednak w rozne dziwne sposoby zaczalem u siebie budzic przekonanie, ze moze jednak smierc to jeszcze nie koniec... Twarde ateistycze podejscie, ze po smierci idzie sie do piachu i to koniec niestety powoduje u mnie chwilami dosc mocno napady strahu - ale nie, nie zaczalem wierzyc w Boga... Bardziej zaczalem wierzyc w duchy - choc to raczej tylko sposob na poprawienie sobie nastroju, bo racjonalnie patrzac to jednak nic mnie po odejsciu z tego swiata nie czeka... Cytuj Odnośnik do komentarza
dragonfly Napisano 14 Listopada 2011 Udostępnij Napisano 14 Listopada 2011 Właśnie ta świadomość nicości jest przybijająca - taka sama nicość jak przed narodzinami. Tym bardziej że jakoś symbolicznie w Sylwestra przekroczę magiczną liczbę z 2 na 3. Starsi oczywiście będą się śmiać - "co to jest trzydziecha?". Ale wiadomo że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Dla mnie to dużo i trochę mnie to przeraża... Cytuj Odnośnik do komentarza
Henkel Napisano 14 Listopada 2011 Udostępnij Napisano 14 Listopada 2011 Właśnie ta świadomość nicości jest przybijająca - taka sama nicość jak przed narodzinami. Tym bardziej że jakoś symbolicznie w Sylwestra przekroczę magiczną liczbę z 2 na 3. Starsi oczywiście będą się śmiać - "co to jest trzydziecha?". Ale wiadomo że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Dla mnie to dużo i trochę mnie to przeraża... Dla mnie ten luty bedzie ciezki - bo sie zrobi 30... I szczerze Ci powiem, ze zdaje sobie sprawa, ze bylbym w o wiele lepszej kondycji psychicznej gdyby udalo mi sie pare rzeczy w zyciu zmienic. Szanse na to sa jednak iluzoryczne... bo w sumie to musialbym sie rzucic z motyka na slonce - i generalnie jest do zrobienia, bo przeciez nic nie strace. Tylko jakos motywacji do takiego dzialania brak, bo gdzies tam z tylu glowy ciagle jakis glos mi mowi to sie nie moze udac... I tak sobie plyna kolejne dni - a ja chyba licze, ze mi ktos do drzwi zapuka i zaoferuje spelnienie moich najskrytszych marzen... Nie, nie zapuka :/ Choc do tej magicznej trzydziestki udalo mi sie pare zalozonych wczesniej rzeczy zrealizowac - wiec teraz sobie powiedzialem, ze do 35. roku zrobie pare kolejnych... Tylko niestety boje sie, ze za te piec lat bede w tym samym miejscu i wtedy to juz naprawde nie bedzie ze mna wesolo. Cytuj Odnośnik do komentarza
Rothman Napisano 14 Listopada 2011 Udostępnij Napisano 14 Listopada 2011 @Rothman - znam wielu ateistów co znają Pismo święte na wyrywki, więc czytanie nic nie pomaga> Oczywiście czytanie,a nawet dogłębna znajomość Pisma Świętego nie są cudownym lekiem, który każdego uzdrowi. Zresztą miałem na myśli raczej inne książki. Znam osobę, która od 'racjonalizmu" bardzo zbliżyła się do Boga dzięki lekturze Chestertona, po którego moim zdaniem warto zresztą sięgnąć dla samego wspaniałego stylu i polotu. Co do psychologa, to ja mam raczej negatywne zdanie, poparte niewielkimi, bo niewielkimi, ale pewnymi doświadczeniami. Jak już rzeczywiście człowiek sobie nie daje rady, to - tak jak pisał Fubert - chyba lepiej psychiatra. Cytuj Odnośnik do komentarza
Henkel Napisano 14 Listopada 2011 Udostępnij Napisano 14 Listopada 2011 Ja z psychiatra mam kiepskie doswidczenia - ale moze trafilem kiedys dawno na kiepskiego czlowieka po prostu... Przed psychiatra zycie mi sie walilo i mnie to przerazalo, po psychiatrze zycie nadal mi sie walilo, ale mialem to totalnie w dupie - tak zadzialala farmakologia... :] Stwierdzilem, ze to jednak chyba nie tak ma wygladac ;) Cytuj Odnośnik do komentarza
Sutek Napisano 14 Listopada 2011 Udostępnij Napisano 14 Listopada 2011 @dragonfly - pytanie brzmi, co robisz poza tą pracą. Wypadałoby znaleźć jakieś zajęcie, które dawałoby Ci poczucie, że robisz coś użytecznego, coś fajnego. Muzyka na przykład. I wiem, że to łatwo pisać - ale towarzystwo też wypadałoby znaleźć. Samotność w M3 może istotnie zdołować. Jeśli Cię to pocieszy - nie jesteś sam. Ja sam odczuwam ostatnio bardzo analogiczny Weltschmerz. Niby wszystko w zasadzie jest w porządku, ale jednak czujesz, jak ch****e jest to życie. I tylko czekasz, aż coś się zjebie, by to potwierdzić. Kto wie, może to taka aura teraz? Cytuj Odnośnik do komentarza
dragonfly Napisano 14 Listopada 2011 Udostępnij Napisano 14 Listopada 2011 Najdziwniejsze jest to że mam wspaniałych przyjaciół, z którymi widuję się regularnie. Na nudę też nie narzekam, jak wspomniałem - zawsze znajdę sobie zajęcie. Mam wielką pasję, którą jest rekonstrukcja historyczna i oddaję się jej w pełni. Mam chyba kryzys światopoglądowy - w którą stronę podążać? Czy wreszcie ustatkować się i zacząć szukać dziewczyny na poważnie? Czy dalej być samotnikiem z premedytacją? Zbyt wygodnicki jestem jak na rodzinę. A może się mylę? Może tego mi trzeba? Stoję na rozdrożu, stąd ten strach :/ Cytuj Odnośnik do komentarza
Sutek Napisano 14 Listopada 2011 Udostępnij Napisano 14 Listopada 2011 Wiesz, wydaje mi się, że założenie rodziny jednak zawsze spełnia dorosłego faceta - choćby był nie wiem jak nieczułym draniem. Może to jest źródło. Cytuj Odnośnik do komentarza
Feanor Napisano 15 Listopada 2011 Udostępnij Napisano 15 Listopada 2011 Samotnik z premedytacją? I zastanawia się nad przyczynami swojego poczucia przemijania? Dziwni są ci Rzymianie. Cytuj Odnośnik do komentarza
Vami Napisano 15 Listopada 2011 Udostępnij Napisano 15 Listopada 2011 Nie chcę Cię w żaden sposób urazić Dragon, ale myślę że przyczyną tych rozterek odnośnie ustatkowania się jest Twój racjonalizm. Z tego co piszesz nie wyobrażam sobie sytuacji, iż poznajesz kogoś i nagle z logicznie niewytłumaczalnych powodów cały świat przestaje się dla Ciebie liczyć i chcesz spędzić z tą osobą resztę życia. Uważam, że miłości nie można traktować na chłodno i wszelkie kalkulacje zabijają jej sens. Chodzi o to, że chciałem napisać "poznasz tę jedyną to tak Cię strzeli, że nie będziesz miał dylematów", ale potem pomyślałem sobie "ale przecież to Dragon - racjonalista, który nie weźmie "na wiarę" tego co nie wytłumaczalne" ;) Cytuj Odnośnik do komentarza
Icon Napisano 15 Listopada 2011 Autor Udostępnij Napisano 15 Listopada 2011 Bardzo fajnego posta wysmarował Fubert, a został on przemilczany. Rozumiem, że na tym forum jest kilku aktywnych ateistów, którzy będą skutecznie torpedować pogląd zwrócenia się w stronę wiary, Boga i nauczania kościoła, ale może warto odrzucić swój strach przed Najwyższym i choć spróbować w nauce kościoła znaleźć odpowiedzi na wiele nurtujących pytań. Obrażanie się jest reakcją niedojrzałą. Nikt nie chce Ci przewracać świata do góry nogami (choć być może to byłoby rozwiązanie Twoich problemów), a jedynie pokazać Ci inną drogę, od tej którą naświetlą Ci antykościelni użytkownicy tego forum. Nie chcę się tutaj szerzej rozpisywać, bo zdaję sobie sprawę, że jesteś z gatunku tych bardzo ciężko reformowalnych, ale wiem jednocześnie, że jesteś rozsądnym człowiekiem i może jednak zdecydujesz się na ten ciężki krok uznania, że Bóg może Ci przynieść spokój i zadowolenie, jeżeli tylko tego będziesz chciał i jeżeli tylko go o to poprosisz. Jeżeli nie będziesz wiedział od czego zacząć, to ze swojej strony mogę Ci zadeklarować pomoc. Jednak przede wszystkim to Ty musisz tego chcieć. Co do psychiatry to nie wydaje mi się aby to było rozwiązanie. Musisz zmienić swoje podejście i sposób myślenia. Psychiatra Ci w tym nie pomoże. Skoro masz lęki to może warto się zastanowić nad zmianą pracy? To dużo pomaga. Zmiana otoczenia, zrzucenie z siebie ciążącej presji. Cytuj Odnośnik do komentarza
Gabe Napisano 15 Listopada 2011 Udostępnij Napisano 15 Listopada 2011 Ale Icon, z wiarą w Boga nie jest tak, że Dragon zdecyduje, że od tej chwili wierzy i otworzy się na niego. To nie jest tak, że ateista tak naprawdę wierzy, ale ma naturę buntownika i sam sobie zaprzecza. Ateizm nie ma nic wspólnego z obrażaniem się na Kościół. Owszem często towarzyszy, podobnie jak antyklerykalizm, ale nie jest to nieodłączna część ateizmu. Cytuj Odnośnik do komentarza
Icon Napisano 15 Listopada 2011 Autor Udostępnij Napisano 15 Listopada 2011 Ależ ja nie piszę żeby w już dziś zaczął wierzyć, bo to bardziej skomplikowany proces i nie można ot tak, pstryknięciem palca sobie powiedzieć: "od dziś wierzę w Boga" (choć były takie przypadki w historii i nawet w przypadku świętych kościoła). Mówię, że powinien dać szansę Bogu, otworzyć na chrześcijańskie publikacje. Nie wrzucałbym go też na głęboką wodę i mówił - czytaj Pismo Święte, czytaj Nowy Testament, bo NT to wyższy poziom, do czytania którego człowiek musi dojrzeć w wierze i nauczyć się go czytać. Cytuj Odnośnik do komentarza
Henkel Napisano 15 Listopada 2011 Udostępnij Napisano 15 Listopada 2011 Odnosnie rodziny - ja doskonale zdaje sobie sprawe, ze brakuje mi katalizatora w postaci bliskiej osoby. Z ktora moglbym sie dzielic tym zyciem, tym co robie, byc komus potrzebny - niestety na tym polu szczescia nie mam, i jakos nie zanosi sie na poprawe. A jak wiadomo tutaj nic na sile sie nie da zrobic - choc coraz bardziej mnie to wszysko meczy i rozstraja... Cytuj Odnośnik do komentarza
jmk Napisano 15 Listopada 2011 Udostępnij Napisano 15 Listopada 2011 Tę bliską osobę można znaleźć w Bogu lub Chrystusie. Serio. Wtedy znacznie łatwiej będzie przebrnąć przez inne sprawy. Cytuj Odnośnik do komentarza
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.