Skocz do zawartości

Filmy


Tenorio

Rekomendowane odpowiedzi

Chugyeogja

 

@Kaczypolecił, obejrzałem i jestem bardzo zadowolony! Historia ex policjanta prowadzącego usługi dla dorosłych, szukającego śladu swoich zaginionych prostytutek okazała się ciekawa i trzymająca w napięciu do końca. Nie ma tu znowu wybuchów, strzelanin itp. Ponura atmosfera tylko potęguje wrażenia.

Dodając do tego bardzo przekonującą grę głównego bohatera mamy kolejny skośny film, który bardzo warto obejrzeć.

Odnośnik do komentarza
Godzinę temu, z0nk napisał:

Chugyeogja

 

@Kaczypolecił, obejrzałem i jestem bardzo zadowolony! Historia ex policjanta prowadzącego usługi dla dorosłych, szukającego śladu swoich zaginionych prostytutek okazała się ciekawa i trzymająca w napięciu do końca. Nie ma tu znowu wybuchów, strzelanin itp. Ponura atmosfera tylko potęguje wrażenia.

Dodając do tego bardzo przekonującą grę głównego bohatera mamy kolejny skośny film, który bardzo warto obejrzeć.

a widziałeś Lament, The Host: Potwór, Bez tchu? polecam też japoński Tsumetai nettaigyo, w chuj niewygodny do oglądania film

Odnośnik do komentarza

Disaster Artist bardzo fajny, choć niektóre momenty cringe, ale zważywszy, ze mowa o Tommym W, to nie było zaskoczenia. Obaj bracia Franco dają radę, choć oczywiście James gra chyba role życia. Jest niesamowicie wiarygodny jako Wiseau. Zakładając, ze Greg Sestero nic nie pozmyslal, to chyba może mówić o szczęściu, ze na swojej drodze spotkał kogoś tak...unikatowego jak Tommy. Koleś jest kosmicznym motywatorem, mimo całej swojej pokręconej natury i ekscentryczności. Można powiedzieć, ze właściwie całkowicie zmienił życie Grega. Jestem ciekaw na ile jest na tej płaszczyźnie film o braciach Franco? Czy James miał aż tak duży wpływ na Dave’a? Historia Grega i Tommy’ego przy całym swoim bardzo pozytywnym wydźwięku, jakim jest z pewnością dążenie do spełnienia swoich marzeń wbrew oczywistym ograniczeniom, posiada jeden zgrzyt - Sestero i Wiseau nigdy nie musieli sie martwić o finanse, wiec ich droga do spełnienia marzeń jest trochę na skróty i ciężko tym samym sie nią inspirować. Jako film o powstaniu The Room to nie mam sie do czego przyczepić. Są chyba wszystkie klasyczne sceny (może poza „Anyway, how’s your sexlife?” które pojawia sie tylko na etapie pisania scenariusza), cześć pokazana dogłębnie jak były kręcone, co jest na przemian śmieszne i przerażajace widząc jak zmienia sie Tommy. Film warto zobaczyć, ale wydaje mi sie, ze bez choćby fragmentarycznej znajomosci The Room straci sie bardzo wiele z kontekstu. Także najlepsze combo to The Room i potem do kina na Disaster Artist.

 

ps - dodatkowy plus za znakomite użycie piosenki Good Vibrations Marky Marka znanego teraz jako Wahlberg ;) 

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Wklejam z prywatnego facebookowego profilu z małymi zmianami na potrzeby forum :)

"The Disaster Artist"

 

O jak dobrze zrobiłem, że obejrzałem ten film, ale po kolei.
Żeby zrozumieć tę produkcję najpierw trzeba obejrzeć "The Room", przeczytać kilka recenzji tego filmu, kilka filmików o nim na youtube. Bez tego "The Disaster Artist" może wydać się filmem co najmniej dziwnym. Jeżeli poznacie całą otoczkę będziecie zadowoleni:)
Dla mnie Tommy Weaseau to czysta kreacja. Facet robił i robi sobie jaja z Hollywood i udowodnił, że z gówna można uczynić coś kultowego. Oczywiście pomogli mu w tym miłośnicy kina i teraz bracia Franco. Zresztą według mnie bracia Franco zrobili to z premedytacją i przyłączyli się do zabawy. Nawet jeśli moja teoria mija się z prawdą to bracia Franco musieli się doskonale bawić. Ogromny szacun dla nich, szczególnie dla Jamesa. Jego rola jest genialna. Może nie wybitna, ale dla mnie na pewno Oskarowa. Wcielił się w Tommy'ego mistrzowsko.
Odrzucając jednak moje podejrzenia i zakładając, że intencje Tommy'ego były takie jak w "The Disaster Artist" to jest to śmieszno-wzruszający film o marzeniach i przyjaźni. Tommy pomaga Gregowi, tak jak wspomniał me_who odmienia jego życie. Jednocześnie odmienia swoje i mimo, że dalej jest dla wszystkich dziwakiem to staje się gwiazdą i postacią kultową. Osiągnął to co od początku chciał osiągnąć. Spełnił swoje marzenia.

 

PS - me_who zwrócił uwagę na utwór Marky Marka, a ja na Faith No more :D

Odnośnik do komentarza

Pełnia życia

 

Reżyserski debiut Serkisa jest bardzo rozczarowujący. Ciekawa historia o Robinie Cavendishu, czyli osobie która zmieniła podejście do osób sparaliżowanych, została zmarnowana prawdopodobnie przez zapędy producenta, syna bohatera filmu. Cavendish dzięki wsparciu żony i przyjaciół najpierw nie poddał się chorobie i po roku opuścił szpital, następnie zostając swoistym ambasadorem osób sparaliżowanych. W latach 60 wraz z Teddym Hallem opracowali wózek inwalidzki z respiratorem, który stał się wzorem dla późniejszych tego typu projektów. Sam Cavendish przez lata podróżował po świecie walcząc z podejściem do sparaliżowanych.

 

Film jest niestety tylko hołdem dla Cavendisha i jego żony, w dodatku hołdem dosyć nudnym bo pokazującym tylko momenty walki, pracy i poświęcenia żony. Przez to zakres emocji oraz aktorstwa dobrych przecież Claire Foy i Andrew Garfielda został ograniczony do minimum. Ze względu na to, że 95% czasu ekranowego to wspomniana dwójka w pewnym momencie zostajemy zmęczeni oglądaniem tych samych scen po raz nty. Na domiar złego w filmie całkowicie ograniczono rolę Cavendisha jako swoistego ambasadora sparaliżowanych do jednej podróży na konferencje do Niemiec i walki o uzyskanie funduszy na sfinansowanie wózków inwalidzkich.

 

Film jest dobrze nakręcony, ciekawe są sceny z perspektywy Garfielda, wizualnie jest atrakcyjny, muzyka jest nijaka, ale ogólnie jest bardzo przeciętny. Gdyby ktoś miał ochotę/namawiała go druga połówka to odradzam, idźcie na Lady Bird albo Trzy plakaty ;)

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

Trzy billboardy za Ebbing, Missouri

 

Chyba mało kto nie słyszał o tym filmie. Zwiastun musiał przyciągnąć czy to wulgarnością czy samym pomysłem, bardzo oryginalnym zresztą. Ja się spodziewałem smutno śmiesznej historii o tragedii ze szczęśliwym zakończeniem, a dostałem film o tym jak potrafi się nakręcić spirala nienawiści w miasteczku stworzona wokół jednej tragedii. Film aktorsko jest fantastyczny, na wszystkie spadające na nich pochwały McDormand i Rockwell zasługują  bez kłopotu. Mnie jednak zachwycił Harrelson. Tak...mądrej, wrażliwej i subtelnej gry aktorskiej w jego wykonaniu dawno nie widziałem, fantastyczna rola. Trzeba też pochwalić postacie poboczne, które wnoszą dużo ożywienia jak te grane przez Dinklage'a i Hawkesa. Muzyka w prosty, ale celny sposób kontrastuje z wydarzeniami na ekranie, a sam film ma parę ciekawych kadrów. Film choć trwa dwie godziny to nie męczy, a do tego ma parę zaskoczeń w sobie. Będę w ciężkim szoku jeżeli nie zdobędzie przynajmniej jednego Oscara.

  • Lubię! 2
Odnośnik do komentarza

Czarna Pantera

 

Na najnowszy film ze stajni MCU czekałem z dosyć dużą podjarą i nie mogę powiedzieć by mnie zachwycił, ale jestem daleki od zawodu. Pominę w opinii kwestie rasowe i polityczne jakie porusza film bo były dla mnie jedynie pozytywnym dodatkiem, a nie czymś czego oczekiwałem. Skupię się na kwestii, którą do tej pory Marvel zaniedbywał, a w Panterze zdecydowanie nadrobił, czyli world building. Skopali to z Asgardem i po wydarzeniach z ostatniego Thora wiemy, że nie naprawią więc cieszy, że Coogler i spółka nie potraktowali Wakandy po macoszemu. Ba, przez większość filmu ma się wrażenie, że to kraj jest głównym bohaterem, może z udziałem paru kobiecych postaci (Shuri i Okoye <3). Świetnie pokazano koloryt Afryki zestawiony  z zaawansowaniem technologicznym jakie przynosi posiadanie vibranium. Wakanda jest piękna, oryginalna, ma dużo nawiązań do tradycyjnej Afryki, a przy tym zachwyca nowoczesnością. Pałac T'Challi bije na głowę zaawansowaniem Stark Tower czy Centrum Avengers.

 

Drugim ogromnym plusem są świetne, chyba lepsze od głównych bohaterów, postacie drugoplanowe. Film zbiera dużo pochwał za role kobiece i całkowicie słusznie. Nie tylko najgłośniejsze nazwiska (Basset, Nyong'o) robią robotę, ba w moich oczach nikną przy fenomenalnej (chce o niej solowy film!) Danai Gurira czy młodej Letiti Wright. Dwie zupełnie różne postacie, a dostarczają największej rozrywki.

 

Na początku wydaje się też, że Marvel w końcu na poważnie naprawia swoich villainów. Po dobrym i sensownym Zemo, przyszedł świetny i łatwy do sympatyzowania Toomes, a i Killmonger miał ogromny potencjał na przeciwnika, który może mieć niegłupie motywacje. Niestety, ostatecznie zostają one sprowadzone do zemsty na T'Challi i Ostatecznego Wielkiego Pojedynku.

 

Poza wymienionymi rzeczami film to klasyczny Marvel, średnia muzyka, świetna akcja (acz choreografia nie ma startu do produkcji z tytułami zaczynających się od słów "Kapitan Ameryka") i sympatyczne nawiązania do pierwowzorów opakowane tym razem w najwyżej niezłe efekty.

 

Ostatecznie na moją bardzo pozytywną reakcję film zasłużył dzięki kobiecym rolom i świetnie stworzonej Wakandzie. Liczę, że dwójka będzie niebo ciekawsza ;)

A i Serkis jest zajebisty, dajcie mu Oscara za cokolwiek.

Odnośnik do komentarza

Obejrzałem właśnie Only the brave. Rzecz o amerykańskiej jednostce strażaków którzy w Arizonie walczyli z pożarami lasów. 

 

Bez przesadnego patosu, całkiem dobry film oparty na faktach. 

 

Nie lubię tego uczucia, ale łza się kręci po takich seansach.

Odnośnik do komentarza
W dniu 18.02.2018 o 23:10, ajerkoniak napisał:

 

Na początku wydaje się też, że Marvel w końcu na poważnie naprawia swoich villainów. Po dobrym i sensownym Zemo, przyszedł świetny i łatwy do sympatyzowania Toomes, a i Killmonger miał ogromny potencjał na przeciwnika, który może mieć niegłupie motywacje. Niestety, ostatecznie zostają one sprowadzone do zemsty na T'Challi i Ostatecznego Wielkiego Pojedynku.

No ja do końca się z tym nie zgadzam.

 

owszem, Kilmonger pała żądzą zemsty na królu Wakandy (nie na T’Challi bo przecież swój plan zostania badassem wciela lata przed objęciem tronu przez T’Challę) ale zabicie króla to tylko wisienka na torcie jego działań. Przystanek na drodze do celu jakim jest wprowadzić w życie marzenia ojca o ogólnoświatowej rewolucji czarnych, tyle ze jeszcze bardziej radykalnej (wymordować wszystkich „kolonizatorów” i ich pomagierów). Marvel imo troszkę igra z ogniem, bo buntowniczy i wyrazisty Killmonger, który jeszcze umiera ze słowami „lepiej umrzeć niż żyć w kajdanach” może być jakimś tam wzorem do naśladowania dla Afroamerykanów żyjących w przekonaniu o byciu uciskanym. Ja go tak odebrałem. Tym bardziej na tle dość ugładzonego i spokojnego T’Challi chcącego podtrzymać izolacje Wakandy. Oczywiście to film komiksowy, ale odnosi się troszkę do realnego problemu. A Killmonger to jednak terrorysta, co by nie mówić i słaby obiekt do naśladowania

;) 

Co do reszty się zasadniczo zgadzam, faktycznie fajne role kobiece, doskonale wymieszana afrykańska tradycja z supernowoczesnością, Wakanda odrobine za bardzo przegieta i nie wiem skąd sie bierze jej bogactwo skoro żyją w izolacji jak Korea Północna, no ale ok. Wizualnie nie było za wiele wodotrysków ale imo ok, ładne widoczki, fajna scena samochodowa w Seulu. Wplatane tu i ówdzie afrykańskie rytmy bardzo mi się podobały. Marvel ma te filmy tak opracowane, ze można spokojnie obejrzeć bez ryzyka skuchy. Oczywiście jak sie takie filmy lubi, jak nie to CzP tego na pewno nie zmieni.

Odnośnik do komentarza

Kształt Wody

 

Najnowszy film Del Toro to powrót do formy, po dobrym acz głupkowatym do bólu Pacific Rim i słabym Crimson Peak. O ile sam film nie jest wybitny tak pomysł, oprawa audio wizualna i aktorstwo są na naprawdę wysokim poziomie. Michael Shannon jest fenomenalny, role czarnych charakterów są dla niego wręcz stworzone. Richard Jenkins z rolą, którą łatwo przerysować jest wystarczająco ciekawy, gra Sally Hawkins opiera się na minimalizmie i wychodzi to dobrze, a Octavia Spencer nie schodzi poniżej znanego poziomu. Dodatkowo umieszczenie akcji w latach 60tych uatrakcyjnia obraz charakterystycznymi elementami mody czy designu tamtych lat. Muzyka także została odpowiednio spasowana, wpada w ucho i aż się chce słuchać OST.

 

Wyraźnym minusem filmu jest na pewno jego długość, co przy dosyć spokojnie toczącej się akcji powoduje znużenie w ostatnich 20-30 minutach.

 

Mimo wszystko solidna produkcja, acz na pewno nic w niej nie zasługuje na Oscara.

Odnośnik do komentarza
4 godziny temu, ajerkoniak napisał:

Kształt Wody

 

Najnowszy film Del Toro to powrót do formy, po dobrym acz głupkowatym do bólu Pacific Rim i słabym Crimson Peak. O ile sam film nie jest wybitny tak pomysł, oprawa audio wizualna i aktorstwo są na naprawdę wysokim poziomie. Michael Shannon jest fenomenalny, role czarnych charakterów są dla niego wręcz stworzone. Richard Jenkins z rolą, którą łatwo przerysować jest wystarczająco ciekawy, gra Sally Hawkins opiera się na minimalizmie i wychodzi to dobrze, a Octavia Spencer nie schodzi poniżej znanego poziomu. Dodatkowo umieszczenie akcji w latach 60tych uatrakcyjnia obraz charakterystycznymi elementami mody czy designu tamtych lat. Muzyka także została odpowiednio spasowana, wpada w ucho i aż się chce słuchać OST.

 

Wyraźnym minusem filmu jest na pewno jego długość, co przy dosyć spokojnie toczącej się akcji powoduje znużenie w ostatnich 20-30 minutach.

 

Mimo wszystko solidna produkcja, acz na pewno nic w niej nie zasługuje na Oscara.

Moim zdaniem GdT nie powrócił do żadnej formy, bo nigdy jej nie miał. "Labirynt fauna" okazał się jedynie wypadkiem przy pracy :D W mojej ocenie wszystkie jego filmy to raczej średniawe są, nie ma w nich żadnego geniuszu (chociaż pewnie za reżyserie dostanie Oscara w tym roku, czego nie jestem w stanie zrozumieć). Natomiast sam "Kształt wody" to jawna inspiracja (żeby nie powiedzieć zżynka) mnóstwem innych filmów, o czym zresztą można poczytać w necie (pojawia się także postać polskiego reżysera ;) ). I czy to czyni z GdT jakiegoś wielkiego reżysera? Jasne można połączyć te wszystkie różne puzzle z innych filmów, ale "Kształt wody" słabo angażuje widza raczej (brakuje też jakiejś podszewki do niektórych motywów i zachowań).  Także scenariusz i relacje pomiędzy postaciami często są wybrakowane - oczywiście można zwalić to na karb baśniowości, że nie wszystko jest takie dosłowne i wytłumaczalne, bo to w końcu bajka, ach te uczucia, tak trudne do zrozumienia :| Za to jest sporo niepotrzebnych scen  - chociażby masturbacja w wannie, czy opowiadanie koleżance o przeżyciach erotycznych chuj wie po co. Taki miszmasz mi zupełnie nie gra :D Chciqłbym poznać genezę tych zachwytów wszystkich.

Tak jak uwielbiam Shannona, to w tym filmie nie jest jakiś fenomenalny. Jest przyzwoity, ale gra jednowymiarową, złą do szpiku postać (karykaturalną wręcz, ale tak miało być) i tyle. W wielu uproszczonych scenariuszach jest to samo, ale nikt się raczej nie zachwyca płaskimi postaciami ;) O innych bohaterach też jakoś mi ciężko coś powiedzieć, bo to zwyczajne szablony i typowe rzemiosło.

 

Zgadzam się z tym, że "Kształt wody" nie powinien dostać żadnego Oscara, w każdej z kategorii jest ktoś lepszy :D Nie rozumiem tylko jednego - skoro to powrót do formy i solidny film, to jak się może dłużyć ?:D mi się filmy dłużą jak się nie podobają i to też nie zawsze :P Ode mnie takie przeciętne jak reszta filmów GdT 5/10 :D chciałem krótko, wiec troche chaotycznie wyszło

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...