Skocz do zawartości

Przeklęta klątwa


wenger

Rekomendowane odpowiedzi

Gdzie papier? Nie ma papieru!?! To czym ja sobie… Do jasnej cholery, czy ja muszę porządki w nowym klubie zaczynać od du… od dołu? Niby Real, a najprostszych rzeczy przypilnować nie mogą.

Nagle, jakby zza światów, może zza ściany, albo całkiem blisko, usłyszałem głos:

- Wenger, wracaj do bazy!

No tak, od razu zrozumiałem, przecież spełniałem tutaj tylko swoje zadanie, jedno z wielu…

- Jak to? Teraz? Przecież dopiero zacząłem…

- A co ty myślałeś, że ci „stary” pozwoli te miliony w Realu wydawać i ogrywać wszystkich, kogo popadnie? Nie za lekką pracę sobie znalazłeś, co? Transportuj się szybko, bo poważne sprawy w firmie się szykują, wszyscy chodzą jacyś spięci i zamyśleni…

- Ale którędy? Przecież w kiblu siedzę, sraczki dostałem przed pierwszym meczem ligowym. Wiesz, jaka presja tutaj, pełne trybuny, ludzie oczekują…

- Nie marudź! A skąd ja mam wiedzieć którędy? Ja tylko w dyspozytorni pracuję, ty siedzisz w tym Matrixie, więc pomyśl. Może przez muszlę klozetową?

- K***a!!! Też mi pomysł! Ale trudno, innego wyjścia nie widzę. Tylko wodę spuszczę… Nie ma wody…K***a, nie ma wody!!! Real, psia jego mać! Niech szlag trafi tę osraną muszlę! Ble..

 

Chlast!

 

Podróż na szczęście była krótka, a w biurze sami znajomi…

 

Wszyscy patrzyli na mnie jak na zjawisko. Nie mogłem przejść spokojnie korytarzem, ponieważ co rusz ktoś mnie zaczepiał.

- Wenger, mogę cię dotknąć… – zagadnął podchodzący nieśmiało Diego. – Wielkie to wyróżnienie, nie wiedziałem, że to ty…

- O czym ty mówisz, człowieku?

Diego nie dokończył, bo w moją stronę ruszył rozjuszony jak byk Fenomen i zaczął wydzierać się na cały korytarz:

- Gdzie ty się podziewałeś, od rana na ciebie czekamy! Następnym razem jak tak długo podróż ci będzie schodzić to cię zbanuję i w dupie będę miał jakiekolwiek protesty. I tak masz szczęście, że przymknąłem oko na ten wyskok w Livescorze. Dobrze, że Icon tego nie widział, bo byś wisiał jak nic.

- Co mi tam, najwyżej do Dapsza bym sobie poszedł…

- Teraz to sobie nigdzie nie pójdziesz. Czy ty nie wiesz, co tutaj się dzieje, nikt ci nie powiedział? No tak, nie chcieli ci psuć tego sielankowego nastroju na Lazurowym Wybrzeżu.

 

Nagle usłyszeliśmy potężne dudnienie, które z każdą chwilą stawało się coraz głośniejsze. Słoń? Tutaj? Nie, o zgrozo, nie… W czeluściach długiego korytarza pojawiła się postać, która samym swoim wyglądem siała przerażenie i trwogę.

- Wikingowie, kryć się! Biada nam, biada! – słychać było zewsząd, bo w tym wirtualnym świecie wszystko przecież było możliwe.

- Eee, to tylko Feanor wraca z kolejnej nieudanej wyprawy – zauważył ze stoickim spokojem Fenomen. – Pewnie przegrał ze trzy mecze z rzędu i mu się znudziło. A ty nie stój tak Wenger, tylko wal do szefa, bo liczy się każda minuta…. I powodzenia.

 

U „starego” siedział Profesor z Dix_em i sądząc po ich minach debatowali nad czymś bardzo poważnym. Wolałem poczekać na zewnątrz. Po chwili wyszedł Profesor i poklepał mnie po ramieniu:

- No, przyjacielu… w tobie nadzieja. Może ci jakąś studentkę podesłać przed misją, abyś się wyluzował nieco?

- Czy ty jaki chory nie jesteś? – zafrasował się Dix, który zaczął mnie uważnie lustrować. – Te plamy, hm… wątroba cię nie boli? Przyjdź do mnie jutro na kwarantannę to cię odkazimy.

 

Szef z poważną miną siedział za swoim dębowym biurkiem i nerwowo zagryzał wargi, co świadczyło, że sprawy są naprawdę poważne…

Odnośnik do komentarza

- Nie było cię długo, więc nie jesteś świadom powagi sytuacji, w której się wszyscy znaleźliśmy. Otóż po wielu latach beztroski, nieświadomi tego, co się szykuje, wyhodowaliśmy sobie wroga, który niepostrzeżenie przejął nad nami kontrolę. Tak... FM-y zawładnęły naszym światem, przejęły kontrolę nad naszymi mózgami, niektórzy nawet nie wiedzą, że żyją jedynie w wirtualnym świecie, zamknięci w klatce, uwięzieni na wieki… - „stary” przerwał na chwilę i prawie się rozpłakał. – Czy ty to rozumiesz? Śpią z naszymi kobietami, piją piwo z naszych kufli, korzystają z naszej toalety…

 

- Z mojego kibla, o tego nie zdzierżę! – wyrwało mi się głupkowato, ale szef zupełnie nie zwrócił na to uwagi.

 

- Na szczęście jest sposób, aby się z tego uwolnić. Ich system ma słaby punkt, który zarazem stanowi o ich sile. Jest jeden klub, którego ligowe losy mogą zadecydować o naszej przyszłości. Jednak tam możemy wysłać kogoś wyjątkowego, ponieważ misja wydaje się ciężka i niemożliwa do zrealizowania. Tam możemy wysłać tylko „wybrańca ludu”, człowieka, który nie zlęknie się wyzwania... I tyś nim jest, tyś…

 

- Zaraz, zaraz… - przerwałem mu, bo nie nadążałem z myśleniem. – Jesteśmy więźniami własnego świata? Gra przejęła nad nami kontrolę, czy to możliwe? Na serio? I co ja mam z tym wspólnego? Dlaczego ja?

 

- Przepowiednia „Ślepego Dziada” mówi: „ I oto nadejdzie dzień, który odmieni losy uciśnionego ludu… naszego ludu. Przybędzie ten jeden, „wybrany z tysięcy”, w srebrną zbroję odziany, z mieczem świecącym od Vadera na Allegro kupionym i zamiast swym orężem i siłą potężną wroga pokonać, sposobem go złamie i mądrością wielką. Tym samym położy kres tej haniebnej niewoli i zbawcą narodu zostanie”.

 

- A skąd ta pewność, że to ja? Może się mylicie, co?

 

- Pewności nie ma, ale przecież tyś po Toulonie z mieczem biegał, to pomyśleliśmy, że… Najwyżej żywy nie wrócisz i kogoś innego poślemy.

 

- A co to za klub, który całą siłę Fm-a w sobie trzyma? Mam nadzieję, że nie jakieś Chiny, albo Korea… brrrr.

 

- Dowiesz się w swoim czasie, wenger, dowiesz się…. Teraz na badania idź i powoli szykuj się do drogi. Tylko nie przez kibel jak ostatnio, bo mi tu całe biuro znowu zapaskudzisz, tfu!

Odnośnik do komentarza

Otworzyłem oczy. Mucha siedząca na moim nosie bezczelnie dobierała się do lepkiej kozyry. Wciągnąłem głęboko powietrze w płuca, mmm, lato. Pełno zielska różnorakiego przesłaniało mi widoczność, bzyczenie niezliczonej ilości różnobarwnych owadów denerwowało do tego stopnia, że chcąc nie chcą podniosłem głowę. Zresztą żar spływający z nieba nie pozwalał na błogie wylegiwanie się. Objąłem wzrokiem miejsce, gdzie się znajdowałem, ruiny porośnięte zielskiem, jakby teatr grecki? Nie, tu pewnie był stadion, a to co widzę, to pozostałości po trybunie. Kto doprowadził do takiego zaniedbania? Musiało się tutaj wydarzyć coś strasznego. Klub przestał istnieć? Ale co u licha ja tutaj robię? Przecież odbudowywał tego nie będę, inżynierem nie jestem. Postanowiłem rozejrzeć się nieco po tym skrawku ziemi zupełnie zapomnianym przez ludzi. Zardzewiała brama broniła się ostatkiem sił przed lekkimi podmuchami wiatru, a kilkadziesiąt metrów dalej stał całkowicie zrujnowany budynek – siedziba klubu zapewne. Podszedłem bliżej… Na ścianie budynku jakaś małolata wyskrobała głos swego serca: „Vami I love”. Gdzie ja jestem, gdzie ja jestem? Wszedłem do środka, gdzie wszędzie walały się stosy zgniłego papieru, zrujnowana maszyna do pisania tarasowała mi drogę, jakieś butelki brzęczały pod nogami, wszystko pokryte kurzem i brudem. „No pięknie” – pomyślałem, co ja tutaj robię? Biurko, jest jakieś biurko, aż dziw bierze, że go jeszcze nikt nie wyniósł. Na nim leżała rozłożona gazeta pokryta centymetrową warstwą kurzu, którą zepchnąłem energicznym ruchem ręki. Na pierwszej stronie widniało ogromne zdjęcie cycatej blondyny i mocno podchmielonego jegomościa, a pod nim podpis:

 

„ Trener miejscowej drużyny, która w miniony weekend spadła z ligi, koił swe smutki w nocnym lokalu, wtopiony w objęciach grubej żony prezesa!!!”

 

I dalej obszerny artykuł:

 

„Prezes, wpływowy człowiek w mieście, dał mu godzinę na zabranie ze sobą tylko najpotrzebniejszych rzeczy i opuszczenie naszego miasta…. Nieszczęśnik podobno wrócił do swojego kraju, gdzie w pegeerowskim ośrodku zdrowia…”

 

Dalej nie musiałem czytać, bo wszystko zrozumiałem. Nie! Tylko nie tutaj, dlaczego ja, dlaczego!?! Ja nie chcę, ja chcę do domu!

 

- Wenger, wracaj! Pomyliły nam się daty i 10 lat za późno cię wysłaliśmy. Transportuj się szybko i nie pytaj którędy, bo jak się wkurzę, to cię na zawsze tutaj zostawię. Może kominem spróbujesz?

 

Fruuu…

Odnośnik do komentarza

Ten sam stadion, ale w jakże odmiennej scenerii. Świat wydawał się piękny, radosny i kolorowy… Jednak zbliżając się wolno do bramy, zaczynałem mieć coraz większe wątpliwości. Ogarniało mnie zwątpienie, potem strach, nogi odmawiały posłuszeństwa. Skulony, ze spuszczoną głową, szedłem jak na stracenie. „ Uciekać!” – przemknęło mi przez myśl. – „Jak najdalej od tego przeklętego miejsca!”. Przystanąłem, żadna siła nie była w stanie mnie popchnąć w stronę stadionu, odwróciłem się wolno do tyłu, decyzja dojrzewała. Nagle pies z kulawą nogą przeskoczył przez jezdnię, goniąc czarnego kota - nie mogłem zawrócić, byłem w potrzasku! Desperacko szukałem drogi ucieczki - dziura w jezdni, kanał, może przez kretowisko? Ale z drugiej strony jakaś niewidzialna siła pchała mnie do przodu, przypominając podświadomie losy moich poprzedników, którzy nie dali rady, polegli w boju, poddali się… W końcu przezwyciężyłem wewnętrzne obawy, wyprostowałem się, wypiąłem dumnie pierś i ruszyłem ku bramie, gdzie przez dłuższą już chwilę czekał na mnie komitet powitalny.

Na cześć i pamięć moich poprzedników! Moc tajemnicza wezbrała się we mnie, energia i zapał rwały do przodu! Jakbym smoka spotkał, to bym go ubił! O nie! Nie poddam się tak łatwo, jestem gotowy, na śmierć i życie, ku wielkiej chwale! Ja, „wybraniec ludu” ocalę ten świat!!!

 

....................................

 

FM 2006, 6.0.3. 75482

Baza: normalna

Ligi: Hiszpania wszystkie (ponieważ ma to być tylko jednorazowy wyskok)

Tryb: czysty HC ( bez newsów i innych pierdół, tylko Hiszpanie z Hiszpanii znalezieni przez scouta)

Klub: Cultural Durango

Odnośnik do komentarza
:clap::P wiesz że po tej karierze przybędzie ci siwych włosów na głowie :> próbowałem kiedyś zagrać tym zespolikiem i po serii porażek dałem sobie spokój :] Ale gdzież mi do poziomu wielkiego wengera ;)

Ja już ich wcale nie mam... :picard:

 

Tylko Baskowie, a nie Hiszpanie...

Wiem, wiem... tylko jakie to ma znaczenie? I tak nikogo nie znajdzie.

 

-------------------------------------------------------------------------------

 

- Wielki to zaszczyt dla nas powitać tak znakomitego trenera – zaczął mały, tłusty człowieczek, bez przerwy ocierając chusteczką spocone czoło.

- Mnie również bardzo miło – skłamałem, patrząc na trybuny, gdzie zebrała się spora grupka kibiców. – Ci kibice, to na nasz trening przyszli, czyli już dzisiaj mam zacząć, tak od razu? – zapytałem roztropnie, ponieważ sądziłem, że będę miał trochę więcej czasu na sprawy formalne i w razie załamania nerwowego będę mógł zwiać, gdzie mnie wiatr poniesie.

- Nie, dzisiaj gramy pierwszy sparing. Zakontraktowaliśmy go, aby mógł pan wyrobić sobie wstępne zdanie o naszych zawodnikach.

- Dobra, jeszcze lepiej. Niech asystent ustali skład, a ja pójdę na trybuny, aby mieć lepszą widoczność.

- Ale my nie mamy asystenta… – odparł zakłopotany tłuścioch.

- Nie staś nas na zbędne wydatki, jesteśmy zadłużeni… - wtrącił się chudy rudzielec, trzymając kurczowo jakąś brązową aktówkę.

 

Pomyślałem, że jest to księgowy i od początku czułem do niego niechęć. Pewnie robi wałki w klubowej kasie pod przykrywką jakiegoś odżywiania i stąd te długi na koncie. Jak mu się bliżej przyjrzę i rozpracuję, to mnie popamięta do końca życia.

 

- Z kim gramy?

- Z zaprzyjaźnioną drużyną z okręgówki.

- Nie za słabi?

- Dla nas w sam raz – zakończył człowiek w czarnym dresie, trener pewnie, głupkowato się uśmiechając. Dopiero później zrozumiałem, co znaczyły te jego słowa…

- W takim razie chodźmy do szatni, jakoś ustalę ten skład i postaram się, aby wszyscy pograli – odparłem na zakończenie, bo upał stawał się nieznośny i stanie w tej spiekocie mogło się dla mnie źle skończyć.

 

W szatni nie było czasu na zbędne uprzejmości, więc od razu przeszedłem do rzeczy:

 

- Jutro poznamy się bliżej, a dzisiaj ograniczę się tylko do wytycznych odnośnie czekającego nas meczu. Musicie mi pomóc ustalić pierwszy skład. Kto grał w wyjściowej jedenastce w poprzednim sezonie? – zapytałem całkiem poważnie, nieświadom swojej głupoty.

- Ja!

- Ja!

- Ja!

- Ja! - Ja! - Ja! - Doliczyłem się dwudziestu paru rąk… nie, to nie miało sensu.

- Dobra, zrobimy inaczej, podajcie mi swoje nazwiska i kto na jakiej pozycji grał…

 

W końcu udało mi się jakoś sklecić ten skład. Specjalnych założeń nie było, klasyczne 4-4-2 i prosta jak drut taktyka. Miał to być przecież przegląd mojej kadry, więc z uwagą przyglądnąłem się ich grze.

 

Pierwszy mecz towarzyski – dramat

Durango – Torpezon 0:2 (0:1)

(Iglesias 2)

 

Notes: Nie oddaliśmy żadnego strzału w kierunku bramki naszych przeciwników. W co ja się wpakowałem…

Odnośnik do komentarza

Wypada mi teraz przedstawić stan posiadania, ale nie liczcie na obszerne charakterystyki. Moja kadra jest tak mizerna, że szkoda czcionki na opisywanie każdego zawodnika.

 

Ogólnikowo wygląda to tak:

 

Bramkarze:

Dwóch jest w miarę przyzwoitych jak na zespół skazany na pożarcie. Bronił będzie zapewne Melendez, któremu piłka rzadziej wypada z rąk, a poza tym lepiej potrafi dyrygować obroną, co przy moich orłach w defensywie może mieć niebagatelne znaczenie. Drugi to Magureri, do którego jakoś nie mam przekonania, pomimo, że jest lepszy w obronie strzałów z bliskiej odległości. O trzecim lepiej nie wspominać, jest młody i tłumaczę sobie, że wolno mu być słabym – nazywa się Garamendi.

 

Obrona:

Jedyną jasnością w tych ciemnościach jest dwójka środkowych: Asier i Narbaiza. Po solidnym treningu mogą stanowić w miarę przyzwoitą zaporę. Ale strach pomyśleć co się stanie, jak złapią kontuzję, bo zmienników nie ma… Na bokach same ogórki i trzeba będzie się modlić, aby rywale nie mieli zbyt mocnych skrzydłowych.

 

Pomoc:

Jeszcze gorzej, prawdziwa tragedia. Bez znaczenia jest, gdzie będę grali poszczególni zawodnicy… i tak wszędzie są słabi. Pewne miejsce w składzie ma jedynie Aritz, ponieważ jest… jedynym nominalnym środkowym.

 

Atak:

Nadzieja prześwitująca przez tą szarość. Mój nos mówi, że w III lidze nie ma mocnych obrońców, więc dwójka napastników Joshua i Pitu może czasem wygra nam mecz? Liczę, że trening podreperuje ich dynamikę, co w niskich ligach ma decydujące znaczenie.

 

Po wnikliwej analizie naszych możliwości stwierdziłem takie oto prawdy objawione.

 

Nie możemy:

- stosować 4-4-2, ze wszystkimi możliwymi modyfikacjami

- grać pressingiem, bo rywale łatwo nas rozklepią

- grać wysuniętą obroną i nie muszę tłumaczyć dlaczego

- grać szeroko (patrz wyżej)

- grać ofensywnie

- grać piłką

- grać podaniami

- grać…

 

Za to możemy:

- zagęścić środek pola, aby jak najwięcej moich zawodników przeszkadzało rywalom w rozgrywaniu piłki

- grać ultradefensywnie, nie wychylając nosa za połowę boiska ( poza dwoma napastnikami)

- grać cofniętą i zawężoną obroną

- modlić się, aby jak najwięcej dośrodkowań rywali było niecelnych

- liczyć, że strzelimy więcej bramek niż przeciwnik nam

- liczyć na cud…

Odnośnik do komentarza
Liczę na to, że jednak zdobędziesz... najpierw gola, potem punkt, pierwsze zwycięstwo...

W sparingu, czy w meczu ligowym?

(w tym momencie dumnie wypinam pierś do monitora)

------------------------------------------

 

Moje wstępne spostrzeżenia postanowiłem wcielić w życie podczas następnego spotkania. Oczywiście z kolejnym, zaprzyjaźnionym klubem z okręgówki. Zagraliśmy bardzo defensywnie, w ustawieniu 4-1-3-2, zagęszczając środek boiska i zawężając pole gry. Rywale oddali dwa razy więcej strzałów od nas, ale przecież liczy się to, co jest w sieci!

 

Drugi mecz towarzyski – nadzieja

Durango – Calahorra 3:2 (1:0)

(Jushua, Pitu, Ferrer samob. – Cano, Rivas)

 

Notes: Kontrolowaliśmy mecz, nie do wiary! Czyżbym trafił z taktyką już w drugim sparingowym meczu? Dopiero rezerwowi zdołali nam wbić w końcówce dwa gole. Nie robiłem żadnych zmian – chciałem wygrać, aby morale się podniosły. Okręgówkę już ogrywamy – może nie będzie aż tak źle?

Odnośnik do komentarza

Do klubu dołączył niejaki Justo Lillo (25L) - trener. Wybór padł na niego, ponieważ był bezrobotnym i nie musieliśmy płacić za niego żadnego odstępnego. Dlaczego został trenerem w tym wieku nie pytałem, jeszcze bym go spłoszył.

 

Moi piłkarze, podbudowani ostatnim zwycięstwem, zasuwali na treningach, aż miło było patrzeć. Podszedłem do grupki trenującej grę głową i zapytałem prowadzącego trenera:

- To pewnie napastnicy, jak sobie radzą?

- Nie, to boczni obrońcy, starają się…

 

Taa… 178 cm wzrostu, 174, 171… Zrobiłem pierwsze notatki.

 

„Gra głową – nieznana

Szybkość – wrodzona powolność

Wślizg – to coś z łyżwami ma wspólnego?

Krycie – cecha nieprzyswajalna”

 

Czekała nas kolejna gra kontrolna. Zrobiłem przegląd kadry i wystawiłem tych, którzy nie grali tydzień wcześniej. Oczywiście środkowi obrońcy musieli być na boisku, ponieważ miałem ich tylko dwóch.

 

Trzeci mecz towarzyski – ugruntowana nadzieja

Durango – Noja 0:0

 

Notes: Nie jest źle… Prawdziwy test czeka nas jednak dopiero za tydzień, kiedy spotkamy się z trzecioligowcem. Wtedy poznamy naszą wartość… aż się boję :keke: .

Odnośnik do komentarza

Barakaldo!

 

Siedziałem w klubowej kawiarence i na dźwięk tego słowa zakrztusiłem się kawą, łokciem strąciłem wazon ze świeżymi kwiatami, oczy mi nienawiścią zabłysły, wciągnąłem w głąb pół brzucha i wyrwałem z siebie cały zapas ducha: ZEMSTA! ZEMSTA!

Dobrze pamiętałem mojego poprzednika i ostatnią kolejkę, kiedy Barakaldo odpuściło komuś mecz, tym samym spychając Durango w otchłań degradacji. Kipiałem ze złości, nie mogłem doczekać się przybycia tego znienawidzonego zespołu.

 

- Dzień dobry, gdzie jest nasza szatnia? – zapytał uprzejmie kierownik drużyny Barakaldo, zaraz po przybyciu na nasze obiekty.

- Nie ma, w remoncie!

- To gdzie się mamy przebrać?

- W krzakach!

- Prysznic..

- Za krzakami jest potok!

- Dostaniemy przynajmniej wodę mineralną?

- Powiedziałem… potok!

 

Jeszcze dobrze goście nie wyszli z autokaru, kiedy wszystkie opony w ich autokarze zostały przebite przez niewidzialną rękę.

 

- Za krzakami jest potok, za potokiem stacja obsługi pojazdów – nasz sponsor…

 

Nastawieni przeze mnie jak nigdy zawodnicy kompletnie zaskoczyli rywali, którzy w pierwszej połowie nie bardzo wiedzieli, co się dzieje na boisku. Potem tradycyjnie opadliśmy z sił i tradycyjnie rezerwowi przeciwnika zdołali odrobić straty.

 

Czwarty mecz towarzyski – wiara

Durango – Barakaldo 3:3 (2:0)

( Pitu 2, Aritz – Jokin 2, Del Omo)

 

Notes: Co o tym myśleć? Ano to, że trzeba strzelać dużo goli, aby wygrywać z trzecioligowcami…

Odnośnik do komentarza

W kolejnych meczach już nie było tak dobrze. Albo za dużo graliśmy tych sparingów, albo niektórzy zawodnicy, buntując się przeciwko dużym obciążeniom treningowym, nie dawali z siebie wszystkiego. Warto wspomnieć, że moja drużyna jest w 100% amatorska, klubowe konto poważnie zadłużone, więc na razie nie miałem zamiaru oferować żadnemu z moich graczy profesjonalnego kontraktu.

 

Durango – Gimnastica 2:0 (1:0)

(Munitis, Hernaez)

 

Notes: Słabiaki, więc ograliśmy ich rezerwowymi…

 

...

 

Durango – Ponferradina [3L] 0:1 (0:0)

(Carletes)

 

Notes: Pomimo przegranej, jestem zadowolony z naszej gry. Jedyna bramka padła po błędzie mojego bramkarza, który podał piłkę napastnikowi. Moja wina, ponieważ zapomniałem mu ustawić długich wykopów.

 

...

 

Durango – C.D. Logrones 0:1 (0:1)

(Salas)

 

Notes: Tym razem rezerwowi nie dali rady…

 

 

I w ten sposób zakończyliśmy serię meczów towarzyskich, które miały mi dać odpowiedź, czy jesteśmy w stanie walczyć o zwycięstwa na trzecioligowym froncie. Trudno cokolwiek powiedzieć, ponieważ nie wiadomo, czy Ponferradina i Barakaldo to faworyci rozgrywek, czy też słabeusze. Niedługo wszystko się wyjaśni, do pierwszego ligowego meczu zostało dwa tygodnie…

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...