Skocz do zawartości

Kącik absurdalny


paszczaq

Rekomendowane odpowiedzi

Absurd niekontrowersyjnie absurdalny:

 

Właściciel linii Rayanair nie przestaje oszczędzać - i zadziwiać. Najnowszy pomysł to podróż samolotem... na stojąco. Jak donosi brytyjski "Daily Mail", prezes irlandzkiego przewoźnika Michael O'leary wylicza, że dzięki takiemu rozwiązaniu do samolotów zmieści o 30 procent więcej pasażerów.

 

Irlandzkie linie już zwróciły się do firmy Boeing o zaprojektowanie samolotów z miejscami stojącymi. Według Ryanaira nawet przy umieszczeniu w maszynie miejsc stojących możliwe jest spełnienie norm bezpieczeństwa. Pasażerowie mają podpierali się o niewielkie stołki, do których będą przymocowane pasy bezpieczeństwa.

 

http://www.tvn24.pl/0,1608407,0,1,ryanaire...,wiadomosc.html

Odnośnik do komentarza
W zasadzie zostało już wszystko powiedziane. Dodam tylko, że protestuję przeciwko nazywaniu tego kretyńskiego procederu "równouprawnieniem kobiet". Jeżeli jakaś kobieta kandydująca na stanowisko ma gorsze predyspozycje od jej konkurenta-mężczyzny, a jednak zostanie zatrudniona, by wypełnić jakiś parytet, to wyraźnie widać, że nie ma tu "równych praw".

 

Bardziej odpowiednią nazwą jest "dyskryminacja mężczyzn" ;). Może czas zakładać jakieś organizacje maskulinistyczne?

jakie masz doświadczenie zawodowe? bo z mojego, co prawda krótkiego, ale mogę napisać, że spotkałem juz dyrektora, który otwarcie mówił: te głupie cipy się do niczego nie nadają, chuja dostaną, a nie podwyżkę.. A głupota tych cip wynikała z tego, że miały wyższe wykształcenie, a on zawodowe.

 

IMO, parytet polegałby na wybieraniu % kobiet z tych osób, które spełniają wymagania, a nie na chybił trafił.

 

Drugi dyrektor, z jakim miałem do czynienia, nie wypowiadał sie głośno o kobietach. Po prostu ich nie zatrudniał w swoim wydziale.

Odnośnik do komentarza
Rozmowa z prof. Janem Hartmanem*

 

Tomasz Wysocki: Wykładowcy uniwersyteccy narzekają na dramatyczny spadek poziomu intelektualnego wśród kandydatów na studia. Pan też o tym pisał niedawno. Czy uczelnie powinny się bronić przed niedouczonymi maturzystami, np. przez wprowadzenie egzaminów wstępnych?

 

Prof. Jan Hartman: Może i powinny, ale nie mogą. Są wdzięczne za każdego studenta, bo żyją ze studentów, tj. z ich czesnego lub z państwowych dotacji, uzależnionych od liczby studiujących na danym kierunku. Uczelnie są poniekąd bezbronne, bo podlegają silnym uwarunkowaniom społecznym i ekonomicznym, którym bardzo trudno stawić opór. Selekcji studentów można by dokonać przez ciężkie egzaminy na I roku studiów. Tak jest w wielu krajach w Europie Zachodniej, np. we Francji, gdzie pierwsze sesje egzaminacyjne eliminują najsłabszych studentów.

 

W Polsce jednak nie ma takiej tradycji. Jeśli na danym kierunku jest limit przyjęć w wysokości 120 miejsc, to uczelnia stara się raczej, żeby do końca studiów dotrwało około setki. W przeciwnym razie miejsca te niejako się marnują. Władze uczelniane wywierają na wykładowców łagodny nacisk, żeby przepuszczali studentów na egzaminach.

 

Inaczej jest tylko na rzeczywiście trudnych kierunkach - fizyce, matematyce, niektórych kierunkach inżynierskich, na medycynie. Tam ciągle obowiązują tradycyjne metody uczenia się pamięciowego, a studenci nastawieni są na pracę po wiele godzin dziennie.

 

Jednak studenci większości kierunków oczekują, że będzie im się studiowało łatwo i przyjemnie. Uczelnie zwykle wychodzą naprzeciw takim oczekiwaniom, niemniej jednak dobrzy i ambitni studenci zawsze znajdą dla siebie miejsce i wymagających wykładowców, którzy doskonale uczą.

 

Jednak dostają takie same dyplomy, jak ci, co się przez pięć lat ślizgali.

 

- To fakt, nie ma różnicy między dyplomami magisterskimi niby-studenta i prawdziwego studenta. Poważnym certyfikatem wiedzy jest dopiero doktorat. [1]

 

Co można zrobić na uczelniach, żeby zahamować proces degradacji?

 

- Niewiele. Może jedynie skupić więcej uwagi na pracy z tymi ambitniejszymi, zróżnicować formy studiowania. Masowe studia z natury rzeczy będą jednak mizerne.

 

Może należy zmienić zasady matury, tak żeby w tym momencie wyselekcjonować tych, co mają potencjał niezbędny do studiowania? Czy obowiązkowa matura z matematyki będzie takim sitem?

 

- Postawienie tamy na poziomie matury niczego nie zmieni, bo pod społecznym naporem setek tysięcy osób tama się zawali. Moim zdaniem system jednego egzaminu jest dobry. Nie należy ich mnożyć. Dobrze, że wraca matura z matematyki, bo to gimnastyka umysłu. Podejrzewam jednak, że autorzy zadań będą musieli dostosować się do poziomu inteligencji osób poniżej średniej, a zadania na poziomie podstawowym będą trywialne. Matura z matematyki nie będzie poważnym sitem.

 

Mam inną propozycję: żeby do matury dopuszczać osoby, które zaliczą dyktando. Świadectwo maturalne powinno dawać gwarancje, że jego właściciel umie pisać i czytać po polsku. Tu nie chodzi nawet o samodzielne formułowanie myśli - ale o to, czy dana osoba po prostu umie pisać. Dzisiaj za fałszywymi świadectwami o dysgrafii kryją się tabuny półanalfabetów. Warunkiem uzyskania zaświadczenia o dysleksji powinno być przejście bardzo solidnego cyklu terapeutycznego, a jego ważność powinna zależeć od stałego wykonywania przez ucznia odpowiednich ćwiczeń. W obliczu dyktanda maturzyści mogliby robić to, co lubią najbardziej - ćwiczyć ortografię z pomocą programów komputerowych.[2]

W naszej dyskusji padają propozycje likwidacji gimnazjów i powrotu do dawnego modelu - podstawówka plus liceum. Czy to może coś zmienić?

 

- To rzecz drugorzędna i temat zastępczy. Prawdziwym problemem jest analfabetyzm, w XXI wieku nie do zaakceptowania, a także publiczna akceptacja oszustwa. Dla mnie w dziedzinie edukacji najbardziej liczą się te dwie sprawy: "alfabetyzacja" i uczciwość. Bez względu na wszelkie subtelne rozważania na temat przemian cywilizacyjnych i transformacji modelu kształcenia, musi obowiązywać pewne minimum: kto kończy liceum, ma umieć czytać i pisać. [3]To brama do wszelkiego wykształcenia. Równie ważna jest uczciwość. Ministerstwo Edukacji wprowadziło prezentacje maturalne świadome, że powstanie rynek na te opracowania. I teraz wszyscy udajemy, że jest dobrze, że nauczyciel jest w stanie ocenić, który uczeń samodzielnie przygotował prezentację. To hipokryzja. Nie zgadzajmy się na plagiaty, na spisywanie i zamawianie prac, a jeśli wiemy o takich praktykach, reagujmy. Mówię o teraz o podstawowych zasadach.

 

Pan skupia się na ułomnościach moralnych, nie systemowych.

 

- Tak, bo zła kondycja szkoły to problem moralny. Dzisiaj wszystkim: nauczycielom, rodzicom i samym uczniom, zależy na tym, żeby dziecko przeszło przez szkołę jak najpłynniej. Wykorzystuje się każdą okazję, żeby się nie uczyć. Stąd te wszystkie wycieczki, rekolekcje, zielone szkoły. Deprecjonuje się naukę pamięciową i dyscyplinę.[4] Utrzymywane jest złudzenie, że programy są realizowane, a dzieci nauczone. Uważam, że ta sytuacja wymaga przemiany moralnej. Nie wierzę w reformę edukacji wyłącznie za pomocą metod administracyjnych. Rząd nie może sam zmienić - najwięcej zależy od ludzi.

Co pan proponuje?

 

- Wprowadźmy dyktando. O tym minister może zdecydować sam: zamiast prezentacji wprowadzić dyktando na maturze. Poza tym powinno się wprowadzić obowiązek zaznaczania cudzysłowem wszelkich zapożyczeń (np. z internetu) w pracach zaliczeniowych. To program minimum, ale realny.[5]

Kolejny mądry, który myśli, że ma receptę na wszystko. :roll:

 

[1]Może dlatego panie profesorze, że doktor to tytuł naukowy, a magister to tytuł zawodowy? Poza tym przecież na dyplomie uzyskuje się ocenę na którą w większości przypadków pracuje się przez cały rok.

[2]Może pan profesor by się dokształcił i dowiedział na czym polega dysgrafia, dysortografia i dysleksja. No i sposób naprawiania tych błędów jest żałosny, zamiast próbować zwalczyć te fałszywe zaświadczenia, które krzywdzą osoby tak naprawdę posiadające te dysfunkcje, to wprowadza dyktando, które przecież jest w pierwszej klasie LO. Zresztą te wykonywane regularnie ćwiczenia są już podstawą do wystawienia zaświadczeń, więc o co chodzi?

[3]To trudno nawet skomentować. A bagatelizowanie zmian jakie wprowadziło stworzenie gimnazjów jest bardzo głupie.

[4]No tak, twórzmy matołów, którzy umieją tylko wkuwać na pamięć. A jak się nie będą uczyć, to niech klęczą na grochu.

[5]To już było, ale jest idealnym podsumowaniem myśli teoretyka filozofii.

Odnośnik do komentarza

Szczurek - rzeczywiście pomysły ma głupie ale LO pełne są idiotów którzy nie potrafią napisać kilku zdań na dowolny temat. Widziałem prace w których padały sformułowania ,,Zosia była całkiem fajna'' albo ,,polubiłem Kordiana bo był ciekawy'' o błędach ortograficznych w stylu ,,wyjehałem'' i podobnych nie wspomnę. Jakieś sito trzeba wprowadzić bo zaliczyć maturę może teraz absolutnie KAŻDY. I umiejętność pisemnego wypowiedzenia się to nie jest pamięciówka. Poza tym on mówi że ten rodzaj nauki jest deprecjonowany - to prawda, można tylko dyskutować czy słusznie, ale deprecjonowany jest.

 

Nie mam pomysłu na rozwiązanie problemu ale poziom ortografii, zdolności do formułowania i wyrażania myśli oraz ogólna wiedza o świecie jest na zatrważająco niskim i wciąż spadającym poziomie. Takie ćwiczenia jak przyporządkowanie stolic do państw Europy, rozróżnianie postaci historycznych na zdjęciach (Stalin mylony z Piłsudzkim to norma) albo rozmowa na temat minimalnie abstrakcyjny to za dużo dla większości licealistów.

Odnośnik do komentarza

Dysortografia :) Dysgrafia :) Dysleksja :) = lenistwo w 99,9 % przypadków :)

 

To jest raz.

 

A dwa, chyba po raz pierwszy w życiu w pełni popieram Profesora.

 

Następnie

 

[1]Może dlatego panie profesorze, że doktor to tytuł naukowy, a magister to tytuł zawodowy? Poza tym przecież na dyplomie uzyskuje się ocenę na którą w większości przypadków pracuje się przez cały rok.

 

Mhm, no i co z tego, jak dla mnie, posiadacz tytułu magistra, powinien wybierać się na wakacje nad morze, a nie nad może. A jeśli ktoś jest na tyle głupi, że nie potrafi załapać podstawowych zasad języka, to i tytułu nie powinien mieć, żadnego.

 

[2]Może pan profesor by się dokształcił i dowiedział na czym polega dysgrafia, dysortografia i dysleksja. No i sposób naprawiania tych błędów jest żałosny, zamiast próbować zwalczyć te fałszywe zaświadczenia, które krzywdzą osoby tak naprawdę posiadające te dysfunkcje, to wprowadza dyktando, które przecież jest w pierwszej klasie LO. Zresztą te wykonywane regularnie ćwiczenia są już podstawą do wystawienia zaświadczeń, więc o co chodzi?

 

Dam sobie rękę uciąć, że Profesor dokładnie wie na czym polegają te "choroby" tudzież "dysfunkcje". Profesor chce po prostu współpracować z ludźmi inteligentnymi, a nie bandą matołów.

 

[3]To trudno nawet skomentować. A bagatelizowanie zmian jakie wprowadziło stworzenie gimnazjów jest bardzo głupie.

 

Pewnie, że trudno skomentować, bo i nie ma co komentować. Przecież człowiek po liceum czy niech Ci tam będzie gimnazjum nawet, nie musi umieć czytać i pisać, a bo i po co ...

 

[4]No tak, twórzmy matołów, którzy umieją tylko wkuwać na pamięć. A jak się nie będą uczyć, to niech klęczą na grochu.

 

No tak, twórzmy matołów, którzy potrafią tylko copy-paste z netu stworzyć. Litości.

 

[5]To już było, ale jest idealnym podsumowaniem myśli teoretyka filozofii.

 

ROFL. Zastanawiam się, czy Ty sam siebie rozumiesz.

 

Większego steku bzdur od Twojej, Szczurku, wypowiedzi nie czytałem na tym forum, kurcze, nawet na forum onetu od dawien dawna. No offence ...

Odnośnik do komentarza
Dysortografia :) Dysgrafia :) Dysleksja :) = lenistwo w 99,9 % przypadków :)

Rozumiem, że na podstawie jakiś badań tak mówisz? Poza tym jakbyś przeczytał mojego posta, to byś zobaczył, że też na ten problem zwracam uwagę, że sporo osób ma 'lewe' zaświadczenia.

 

Mhm, no i co z tego, jak dla mnie, posiadacz tytułu magistra, powinien wybierać się na wakacje nad morze, a nie nad może. A jeśli ktoś jest na tyle głupi, że nie potrafi załapać podstawowych zasad języka, to i tytułu nie powinien mieć, żadnego.

Nie twierdzę, że powinno być inaczej. Chciałem tylko zauważyć, że to porównanie jest całkiem z dupy, bo kiedy na magistra trzeba posiadać jakąś wiedzę i umieć ją zaprezentować, to w przypadku doktoratu trzeba tworzyć coś samemu. Jest chyba różnica?

 

Dam sobie rękę uciąć, że Profesor dokładnie wie na czym polegają te "choroby" tudzież "dysfunkcje". Profesor chce po prostu współpracować z ludźmi inteligentnymi, a nie bandą matołów.

Dlatego ludzi mających problem z czytelnym pisaniem nazywa półanalfabetami? Poza tym napiszę to trzeci raz, dla podkreślenia. Duża grupa ludzi, którzy z lenistwa i głupoty rodziców mają fałszywe zaświadczenia wyrządza wielką szkodę ludziom, którzy naprawdę mają taką dysfunkcję.

 

No tak, twórzmy matołów, którzy potrafią tylko copy-paste z netu stworzyć. Litości.
A ja nigdzie tak nie napisałem. Umiejętność systematyzowania czy wykorzystywania wiedzy to trochę więcej niż copy-paste, w przeciwieństwie do pamięciówki, nie twierdzę natomiast, że jest całkowicie zła, bo są przedmioty/kierunki które wymagają opanowania 'na blachę' jakiejś tam wiedzy.

 

ROFL. Zastanawiam się, czy Ty sam siebie rozumiesz.

 

Większego steku bzdur od Twojej, Szczurku, wypowiedzi nie czytałem na tym forum, kurcze, nawet na forum onetu od dawien dawna. No offence ...

Nie mam za co się obrażać. A w ostatnim cytacie chodziło mi o to, że jest on idealnym podsumowaniem, bo profesor po raz kolejny proponuje w nim rozwiązania, które istnieją od dawna, tylko nie są do końca realizowane.

Odnośnik do komentarza
jakie masz doświadczenie zawodowe? bo z mojego, co prawda krótkiego, ale mogę napisać, że spotkałem juz dyrektora, który otwarcie mówił: te głupie cipy się do niczego nie nadają, chuja dostaną, a nie podwyżkę.. A głupota tych cip wynikała z tego, że miały wyższe wykształcenie, a on zawodowe.

 

IMO, parytet polegałby na wybieraniu % kobiet z tych osób, które spełniają wymagania, a nie na chybił trafił.

 

Drugi dyrektor, z jakim miałem do czynienia, nie wypowiadał sie głośno o kobietach. Po prostu ich nie zatrudniał w swoim wydziale.

 

Ja jestem zdania, że pracodawca ma prawo zatrudniać, kogo chce. I za dowolną pensję, bo nikt pracowników do pracy nie zmusza. Jeżeli jakieś kobiety są dyskryminowane w pracy, to albo zaciskają zęby albo zmieniają pracę...

Odnośnik do komentarza

W takim razie, cieszę się, że źle Cię zrozumiałem Szczurek.

 

Natomiast co do tego mojego 99,9 %:

 

Wszystkie osoby które znam, i które miały "papierek" to zwykłe cwaniaki, śmiejące się później z tych, którzy "papierka" nie mają. "Haha, jestem zajebisty, piszę jak chcę i mam lepsze oceny od ciebie"

 

Wiem, że istnieją osoby, które mają naprawdę wielkie problemy ze zrozumieniem zasad pisowni, ale próbują, starają się, po prostu nie mogą. Lecz czy można uznać to jako "chorobę, dysfunkcję" ? Nie będę się tutaj zagłębiał. Myślę, że nie powinno być takiego dokumentu. Jedni nie powinni mieć łatwiej od innych. Osobiście uważam, że takie osoby nie nadają się na studia wyższe.

Odnośnik do komentarza
Jeżeli jakieś kobiety są dyskryminowane w pracy, to albo zaciskają zęby albo zmieniają pracę...

Jako obecny od lat na rynku pracy przedstawiciel płci męskiej masz najlepsze rozeznanie jak to wygląda w praktyce

 

Btw, jestem przeciwny parytetom, bo to zamiast "zamazywać" różnice (w sferze służbowej) jeszcze bardziej je moim zdaniem uwypuklają - nie wiem czy dla ambitnej kobiety byłoby nobilitujące zdobycie posady tylko dlatego, ze jest kobietą a nie dlatego, że ma lepsze kwalifikacje.

Odnośnik do komentarza
Ministerstwo Edukacji wprowadziło prezentacje maturalne świadome, że powstanie rynek na te opracowania. I teraz wszyscy udajemy, że jest dobrze, że nauczyciel jest w stanie ocenić, który uczeń samodzielnie przygotował prezentację. To hipokryzja. Nie zgadzajmy się na plagiaty, na spisywanie i zamawianie prac, a jeśli wiemy o takich praktykach, reagujmy. Mówię o teraz o podstawowych zasadach.

 

Skoro już został poruszony ten temat...

 

Ktoś mi może wytłumaczyć, jaki cel widziało MEN we wprowadzeniu prezentacji jako formy egzaminu ustnego z języka polskiego? Nie wiem, dla mnie było to dziwne posunięcie, w stylu zrobienia sprawdzianu z pytaniami znanymi pół roku wcześniej. W starej wersji od poznania pytań do zreferowania ich dzieliło egzaminowanego ~15 minut (inna sprawa, że potencjalne treści pytań znaliśmy wcześniej, ale nie wiadomo było co się wylosuje) i życie pokazywało, że to zazwyczaj wystarczało...

 

Niech mi to ktoś wyjaśni (albo wyprowadzi z błędu)

Odnośnik do komentarza
Osobiście uważam, że takie osoby nie nadają się na studia wyższe.

I tutaj niestety muszę się zgodzić. Jeżeli ktoś nie jest w stanie się nauczyć zasad pisowni, ortografii, liczenia itd. i nie może tego opanować na wymaganym poziomie to nie może mieć wykształcenia. Musi albo to przezwyciężyć, popracować więcej i zdać albo odpuścić i tego wykształcenia nie mieć. Będąc karłem nie zagrasz w NBA, będąc dyslektykiem (prawdziwym) nie będziesz dziennikarzem, chyba że to pokonasz - a to jest możliwe.

 

 

Jeżeli jakieś kobiety są dyskryminowane w pracy, to albo zaciskają zęby albo zmieniają pracę...

Jako obecny od lat na rynku pracy przedstawiciel płci męskiej masz najlepsze rozeznanie jak to wygląda w praktyce

 

Btw, jestem przeciwny parytetom, bo to zamiast "zamazywać" różnice (w sferze służbowej) jeszcze bardziej je moim zdaniem uwypuklają - nie wiem czy dla ambitnej kobiety byłoby nobilitujące zdobycie posady tylko dlatego, ze jest kobietą a nie dlatego, że ma lepsze kwalifikacje.

 

Coś takiego ja me_who napisał chciałem ująć w swoim poście ale mi nie wyszło. Zgadzam się w pełni. A Sutek przesadza - gdyby ktoś oferował Ci niższą o 20% pensję z racji płci i niczego innego to nie ma wtedy zaciskania zębów ani zmiany pracy tylko żal i takie pomysły jak parytety. Problem jest i ma bardzo duże znaczenie ale parytety to strzał w stopę.

Odnośnik do komentarza
Ministerstwo Edukacji wprowadziło prezentacje maturalne świadome, że powstanie rynek na te opracowania. I teraz wszyscy udajemy, że jest dobrze, że nauczyciel jest w stanie ocenić, który uczeń samodzielnie przygotował prezentację. To hipokryzja. Nie zgadzajmy się na plagiaty, na spisywanie i zamawianie prac, a jeśli wiemy o takich praktykach, reagujmy. Mówię o teraz o podstawowych zasadach.

 

Skoro już został poruszony ten temat...

 

Ktoś mi może wytłumaczyć, jaki cel widziało MEN we wprowadzeniu prezentacji jako formy egzaminu ustnego z języka polskiego? Nie wiem, dla mnie było to dziwne posunięcie, w stylu zrobienia sprawdzianu z pytaniami znanymi pół roku wcześniej. W starej wersji od poznania pytań do zreferowania ich dzieliło egzaminowanego ~15 minut (inna sprawa, że potencjalne treści pytań znaliśmy wcześniej, ale nie wiadomo było co się wylosuje) i życie pokazywało, że to zazwyczaj wystarczało...

 

Niech mi to ktoś wyjaśni (albo wyprowadzi z błędu)

a może po prostu w myśl idei, że ocena nie świadczy o wszystkim? weź pod uwagę, że takie prezentacje na studiach, przynajmniej na mojej administracji" to codzienność, i z pewnoscią wiele osób pracę kupi, ale wiele (większość?) sama napisze, przedstawi i przygotuje, więc im się to w przyszłości przyda. umiejętność formułowania myśli na DOWOLNIE PRZEZ SIEBIE WYBRANY LUB STWORZONY temat, to chyba nie jest taka straszna sprawa. Ja moją maturę z polskiego napisałem w niecałe 2 dni, obroniłem na 20/20 i żyję. A temat miałem ciekawy, jako jedyny w szkole i najprawdopodobnie mieście: codzienność i sytuacje próby bohaterów literackich. omów problem w oparciu o literaturę czasów wojny i totalitaryzmu. fakt, ze byłem pierwszym rocznikiem gomnazujum i nowej matury chyba niczego nie zmienia.

 

Jestem zwolennikiem przedgimnazjalnego kucia na pamięć, bo umieć znaleźć informację to jedno, ale mieć ogólne pojęcie o świecie, to zupełńie coś innego. tak samo, jak jestem zwolennikiem egzaminów na studia. Gdzieś niedawno Prof pisał, czym ich brak się kończy; chętni pamiętają, bądź sobie znajdą....

Odnośnik do komentarza
a może po prostu w myśl idei, że ocena nie świadczy o wszystkim? weź pod uwagę, że takie prezentacje na studiach, przynajmniej na mojej administracji" to codzienność, i z pewnoscią wiele osób pracę kupi, ale wiele (większość?) sama napisze, przedstawi i przygotuje, więc im się to w przyszłości przyda. umiejętność formułowania myśli na DOWOLNIE PRZEZ SIEBIE WYBRANY LUB STWORZONY temat, to chyba nie jest taka straszna sprawa. Ja moją maturę z polskiego napisałem w niecałe 2 dni, obroniłem na 20/20 i żyję. A temat miałem ciekawy, jako jedyny w szkole i najprawdopodobnie mieście: codzienność i sytuacje próby bohaterów literackich. omów problem w oparciu o literaturę czasów wojny i totalitaryzmu. fakt, ze byłem pierwszym rocznikiem gomnazujum i nowej matury chyba niczego nie zmienia.

 

Jestem zwolennikiem przedgimnazjalnego kucia na pamięć, bo umieć znaleźć informację to jedno, ale mieć ogólne pojęcie o świecie, to zupełńie coś innego. tak samo, jak jestem zwolennikiem egzaminów na studia. Gdzieś niedawno Prof pisał, czym ich brak się kończy; chętni pamiętają, bądź sobie znajdą....

 

Przecież ja nie napisałem, że nowa matura jest dla tumanów, tylko że nie rozumiem tej zmiany. Dla mnie jest ona niezrozumiała i (dopóki mi ktoś logicznie nie wytłumaczy jej sensu) będę ją uważał za krok wstecz. Przecież to tu jest właśnie typowe wykucie na blachę - temat AFAIK poznajesz (wybierasz) pół roku przed egzaminem, do tej pory to możesz zreferować obudzony nagle o północy, ale co to ma wspólnego z realną wiedzą - nie wiem. Owszem, stwarza to większe pole do popisu dla osobników uzdolnionych, bo nie więzi ich w ramach programowych i mogą naprawdę popuścić wodze fantazji, ale i obniża ten dolny margines, bo wystarczy wkuć jakiś ściśle określony, nie za wielki, fragment materiału i go zreferować na egzaminie. Żeby nie było - na starej maturze w dużej mierze trzeba było liczyć na szczęście, bo można było dostać zarówno pytanie z Pana Tadeusza, jak i poezji Leśmiana, ale jak ktoś nie chciał się obudzić z ręką w nocniku, to musiał - choćby po łebkach - znać cały materiał.

 

"Ocena nie świadczy o wszystkim" - no co to za banał, wiadomo, że ocena nie świadczy o wszystkim. Nie da się wyeliminować wszystkich czynników wpływających na efekt ostateczny, choćby stres, z którym sobie każdy inaczej radzi - przecież nie wprowadzimy egzaminu korespondencyjnego, bo obecność komisji peszy egzaminowanego...

 

Co do pamięciówki vs umiejętności szukania - to co już powiedział Feanor, żeby znaleźć, trzeba mniej więcej wiedzieć, czego się szuka :] Zdrowe podejście w minionym (pamięciowym!) systemie nauczania miała moja historyczka: nad klepanie dat przedkładała umiejętność skojarzenia różnych informacji i wzajemnego wpływu różnych wydarzeń; po co ci była znajomość serii dat i wydarzeń, jeśli nie umiałeś stworzyć z nich ciągu przyczynowo-skutkowego :)

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...