Skocz do zawartości

Hokej na lodzie


Kamtek

Rekomendowane odpowiedzi

W NHL na zachodzi już wszystko jasne. Dziś w nocy do dalszych gier awansowały młode Jastrząbki ;) z Chicago i dość sensacyjnie Anaheim Ducks. Oba mecze zakończyły się wynikiem 4-1 dla drużyny, która wywalczyła awans.

Chicago do następnej rundy właściwie w pojedynkę wepchnął Chabibulin (albo jak go nazwali na TNS Fab-bibulin), który wybronił 43 strzały. Oczywiście pomogła też kapitalna gra w przewadze, bo dwie bramki Chicago zdobyło grając 5 na 4.

W Anaheim ciekawie było od pierwszej sekundy - Getzlaf i Thornton chcieli sobie wyjaśnić "zaległości" z poprzednich meczów, więc zaraz po rozpoczęciu meczu pobili się dość mocno :keke: Potem Sharks zdobyli gola i na tym ich występ się skończył, bo Anaheim ich dosłownie rozjechało. Nic sobie nie dali zrobić. Poszczególni gracze Rekinów, "motywatorzy", chcieli pobudzić swoich kolegów wszczynając kilka solidnych bójek - w tym dwie kilkunastoosobowe - ale nic to nie pomogło. Najlepsza drużyna regular season już ma wakacje.

W półfinale Konferencji Zachodniej Blackhawks zagrają z Vancouver Cunucks, a Anaheim mam nadzieję pójdzie za ciosem i wyeliminuje Detroit.

Odnośnik do komentarza

Jestem całym sercem za Anaheim, których lubię od czasu, gdy... byli jednym ze słabszych teamów w NHL (btw. mój brat wziął sobie wtedy do kibicowania słabujących nieziemsko San Jose Sharks :keke: ).

 

No, ale mimo wszystko Detroit będzie zawsze moim faworytem. Szkoda, że to już nie era Osgooda, Yzermana, Shanahana, Fiodorowa, Cheliosa, Kostantinowa (szkoda go...) i trochę później Haska... ale to nadal "moja drużyna", która w obecnym składzie posiada kilku zawodników z tamtych lat... :)

Odnośnik do komentarza

Trochę po czasie.

To w jaki sposób odpado New Jersey śmiało pokazuje szybkość i nieprzewidywalność hokeja na tym poziomie. Devils prowadzili 3-2 w sumie kontrolując grę, jednak w ostatnich 80 sekundach dostali jakiegoś zaćmienia i najpierw stracili gola na 3-3, a potem, 31 sekund przed końcem Eric Staal strzelił bramkę na 4-3 dla Hurricanes. Diabły już się nie podniosły. Dawno nie widziałem tak zdziwionych ludzi jak hokeiści i kibice New Jersey.

W drugim, niesamowitym meczu Capitals pokonali 2-1 Rangers i awansowali do dalszej gry. Fantastyczne spotkanie na kosmicznym poziomie. Niezadowoleni są tylko Rosjanie, bo ichnie asy grające w barwach Caps nie pomogą im w MŚ.

Odnośnik do komentarza

Dwa ostatnie dni fazy grupowej MŚ elity za nami.

 

Grupę A, zgodnie z przewidywaniami, spokojnie wygrali Kanadyjczycy, pokonując przedwczoraj Słowaków 7:3. Przy czym trzeba pamiętać, że druga i trzecia bramka dla naszych sąsiadów padły dopiero przy stanie 1:7, kiedy podopieczni Lindy'ego Ruffa przestali już tak na poważnie grać. Na wyróżnienie zasługują Shea Weber (jeden z 2-3 najbardziej wyróżniających się obrońców w pierwszej fazie grupowej) za gola i 3 asysty, Jason Spezza za dwa trafienia oraz Marty St. Louis za 4 asysty. Dobrze w bramce znów zagrał Roloson, broniąc 34 z 37 oddanych przez Słowaków strzałów. Co ciekawe, by zdobyć 7 bramek Kanadyjczykom wystarczyły 24 celne strzały - Halak wpuścił 5 goli w 17 strzałach, Laszak 2 w 7. W drugim meczu przez dwie i pół tercje Węgrzy powstrzymywali Białorusinów, w czym główna zasługa Levente Szupera. Madziar skapitulował dopiero po trafieniu Ugarowa w 55 minucie, a bramkę na 3:1 zdobył Grabowski trafiając do pustej, węgierskiej bramki na 50 sekund przed końcem.

 

W grupie B doszło do arcyciekawego (wbrew pozorom) meczu mistrzów świata z gospodarzem imprezy. Po pierwszej tercji niepodziewanie prowadzili 2:1 Szwajcarzy (skuteczna gra w przewadze), ale po pół godzinie gry było po 2 (gol Ilji Kowalczuka). Ten ostatni asystował też przy trzeciej bramce dla Rosji, którą na nieco ponad 10 minut przed końcem strzelił Morozow. Helweci grali jednak bardzo dobrze i byli blisko wyrównania, ale Bryzgałow na bramce szalał (w sumie 37/39). Ostatni gol padł po strzale Porożogina do opuszczonej już przez Gerbera bramki. W drugim meczu doszło do sensacji - skazywani na pożarcie Francuzi wydarli zwycięstwo Niemcom. Mimo, że w ostatnich minutach trzeciej tercji Francja aż trzykrotnie musiała grać w osłabieniu, to dzięki świetnej postawie Lhenry'ego w bramce zdołała dowieźć 2:1 do ostatniej syreny. Tym samym "Trójkolorowi" mają już pewny byt w elicie na przyszły rok, a Niemców czeka batalia o utrzymanie.

 

Grupa C to fantastyczny pojedynek Amerykanów ze Szwedami poprzedzony zgodnym z planem zwycięstwem Łotwy nad Austrią. Łotyszy męczyli się jednak z niżej notowanym rywalem i wygrali 2:0. Nic jednak dziwnego, skoro oba zespoły grały katastrofalnie w przewadze. Na wzmiankę zasługuje kolejne na tym turnieju "game misconduct" - tym razem z rzuceniem na bandę rywala przesadził Karsums (o ile mnie pamięć nie myli, to w meczu ze Szwedami on był odpowiedzialny za rzucenie Enstroema na bandę, po którym to locie szwedzki obrońca zakończył udział w imprezie ze złamanym nosem i szczęką). Pierwsza tercja meczu USA ze Szwecją przebiegała pod dyktando Amerykanów - grali szybciej, efektowniej, efektywniej. W drugiej tercji do głosu doszli Szwedzi i po niespełna siedmiu minutach (trafienie Weinhandla po kapitalnej asyście Johanssona oraz gol Nilssona) objęli prowadzenie 2-1. Potem znów jednak gracze "Trzech Koron" postanowili pobawić się w grę w osłabieniu i dwie kolejne bramki (Lilesa i Shannona) stracili grając 3 na 5. W 48:20 minucie wydawało się, że jest już po meczu - po kolejnym trafieniu Shannona oraz golu Jacka Johnsona Amerykanie wyszli na prowadzenie 5:2. Szwedzi jednak nie poddali się - po 26 sekundach trzeciego gola dla nich zdobył Johansson, a 53 minucie "krótkorękiego" zdobył Persson (na ławce kar siedział wówczas Akerman). Kiedy na trzy minuty przed końcem wyrównał Weinhandl byłem w szoku, choć Szwedzi już raz w MŚ pokazali, jak wraca się do gry (słynne 6:5 z Finami od stanu 1:5). Dogrywka potrwała raptem 2 minuty i gol Huseliusa dał "Trzem Koronom" dwa punkty. Nie wystarczyło to jednak do zajęcia pierwszego miejsca w grupie - Amerykanie zgromadzili o punkt więcej.

 

W grupie D dwa ciekawe mecze - pojedynek duńsko-norweski i fińsko-czeski. Duńczycy świetnie radzili sobie z teoretycznie lepszą ekipą Norwegii i dopiero dogrywka dała tym ostatnim zwycięstwo (Jakobsen) i utrzymanie w elicie. W drugim meczu Czesi prowadzili już 3:1 (bramki Rolinka, Blataka i Kotalika), by przegrać 3:4 (2 x Kapanen, Koistinen i Hagman).

 

Druga faza zaczyna się tak - w grupie E Kanadyjczycy i Finowie mają po 6 "oczek", za nimi Czesi z 3 punktami, Białorusini z 2, Słowacy z 1 i Norwegowie bez punktu. Dzisiaj Białoruś zagra z Norwegią, a Kanada z Czechami (mecz na PS o 20). W grupie F Rosjanie rozpoczną od prowadzenia (6 punktów), za nimi Amerykanie z 4 "oczkami", Szwedzi i Szwajcarzy z trzema, Łotwa z dwoma i Francja bez punktu. Pierwsza kolejka tej grupy to pojedynek szwedzko-rosyjski (dziś o 16 na PS) i łotewsko-szwajcarski.

 

W grupie walczącej o utrzymanie (grają systemem każdy z każdym) jutro Niemcy zagrają z Duńczykami, a Austriacy z Węgrami. Wydaje się, że spadną te dwie ostatnie drużyny, choć gra Niemców też nie zachwyca i można się liczyć ze sporego kalibru niespodzianką.

Odnośnik do komentarza

Pierwsze rozstrzygnięcia w grupach E i F za nami. Białorusini męczyli się niesamowicie z Norwegami i dopiero gol na 25 sekund przed końcem dogrywki Rusłana Salei dał im zwycięstwo 3:2. Miezin po raz kolejny udowodnił, że jest co najmniej niezłym bramkarzem, broniąc 38 z 40 strzałów. W ofensywie znów rządził atak z Ugarowem, Kałużnym i Grabowskim. Co więcej, dwa ostatni asystowali Saleiowi przy bramce w dogrywce. Drugi pojedynek zapowiadał się jako jeden z hitów grupy E, ale Czesi w pierwszej tercji wyszli tak niezorganizowani na lód, że 3:0 było najniższym wymiarem kary. Trzy kolejne gry w przewadze Kanadyjczycy i trzy bramki (2x 19-letni Steven Stamkos, raz najbardziej ofensywny obrońca MŚ, Shea Weber). Druga połowa była bardziej wyrównana, w trzeciej gracze "Klonowego Liścia" dorzucili jeszcze dwa trafienia (Heatley i St. Louis po kapitalnym dograniu Stamkosa), by w końcówce odpuścić, co wykorzystał Hemsky strzelając ładną bramkę. Czesi w meczu oddali 45 strzałów na bramkę Masona, zdobywając tylko 1 bramkę. Kanadyjczycy strzelali 24 razy, wpadło 5 goli. MVP meczu Chris Mason - Roloson może czuć się zagrożony, bo postawa golkipera Blues w dwóch meczach, w których zagrał (Węgry i Czechy), pokazuje, że może być #1.

 

Mecz gospodarzy imprezy z Łotyszami był popisem gry defensywnej oraz bramkarskich umiejętności Masalskisa w łotewskiej bramce (obronił 38 z 39 strzałów). Po pierwszej, drugiej i znakomitej większości trzeciej tercji 1:0 prowadzili gracze z Łotwy (gol Cipulisa), ale na półtorej minuty przed końcem wyrównał Ambuhl. Dogrywka nie przyniosła rozstrzygnięcia, a w karnych najpierw popisał się Masalskis broniąc strzał Wicka, potem Nizivijs pokonał Gebera, strzały Lemma i Karsumsa bronili bramkarze, a w trzeciej kolejce spudłował Sprunger i Łotysze wygrali, inkasując 2 punkty. W ostatnim meczu Szwedzi stoczyli fantastyczną batalię z Rosjanami. Pierwsza tercja zaczęła się od gola Wallina i odpowiedzi Saprykina oraz Nikulina. W samej końcówce Stralman trafił do bramki Bryzgałowa i było 2:2. W drugiej tercji znów na prowadzenie wyszli Szwedzi (Persson), po czym wyrównał Kalinin. Ostatnia tercja była niemal kopią pierwszej - najpierw trafienie Huseliusa, potem braki Mozjakina i Proszkina i wreszcie gol na 5:5 Kristiana Huseliusa (Szwedzi byli już wówczas w 6 na lodzie - zjechał Gustavsson). Dogrywka, a w niej drugie tego dnia trafienie Dimy Kalinina.

Odnośnik do komentarza

Na razie najbliżej jest do powtórki z zeszłego roku, czyli pojedynku Kanada - Rosja. Na Kanadyjczyków na razie nie ma mocnych, Rosjanie są równie skuteczni w ataku, ale zdecydowanie mniej skuteczni w defensywie. Wciąż jednak wielką niewiadomą pozostają dla mnie Amerykanie - teoretycznie słabsi zarówno od Kanadyjczyków, jak i Rosjan, ale w praktyce Jankesi już wiele razy pokazali, że potrafią zaskoczyć na wielkim turnieju.

 

Wczoraj dokończono pierwszą "kolejkę" w grupach E i F oraz rozegrano dwa mecze w grupie walczącej o utrzymanie się w elicie. W grupie E Amerykanie bez większych problemów uporali się z Francuzami - teoretycznie tylko w drugiej tercji było to w miarę wyrównane spotkanie (wynik 3:2, ale wydawało się, że USA kontrolują przebieg gry, gole tracąc w grze w osłabieniu). Warto wspomnieć, że Francuzi oddali tylko 16 strzałów na bramkę Montoyi (zastąpił Esche'a). Na drugą bramkę trafiło 41 uderzeń, z których Lhenry 6 nie obronił. W tabeli prowadzą Rosjanie (8) przed USA (7), dalej Łotwa, Szwecja i Szwajcaria (po 4) i na końcu bez punktu Francuzi. Dzisiaj Łotysze zagrają z Francją, a wieczorem dojdzie do arcyciekawego meczu Rosja - USA (pojedynek pełen podtekstów - Jankesi od lat wracają przy takiej okazji do słynnego "cudu na lodzie" w czasie igrzysk w Lake Placid, gdy amatorzy pod wodzą Herba Brooksa pokonali faworyzowanych Sowietów). Faworytem są na pewno Rosjanie, ale nie będę bardzo zdziwiony jeśli amerykańska młodzież hokejowa pokusi się o zwycięstwo...

 

W grupie F mecz Finów ze Słowakami był popisem gry w defensywie obu zespołów - 12 gier w przewadze obu zespołów i żadnej bramki dla atakujących. Padł za to "shorthanded goal" autorstwa Samiego Kapanena - facet ma już swoje lata, ale od kiedy pamiętam był zawsze cholernie szybkim i niezłym technicznie graczem. Na początku drugiej tercji wyrównał Lubosz Barteczko po podaniu Michala Handzusza. Trzecia tercja w zasadzie bez wielkiej historii, w dogrywce znów popis szybkości i sprawności Kapanena - kapitan Finów znalazł się przed Halakiem i nie dał Słowakowi szans. Szkoda, bo liczyłem (po przebiegu pierwszej i drugiej tercji), że podopieczni Filca może się przełamią w tym spotkaniu. Co ciekawe, mimo niemal 64 minut nie oddano specjalnie wielu strzałów - na bramkę Rinne 26, na bramkę Halaka 23. W tabeli Kanadyjczycy z kompletem zwycięstw (9 pkt.), dalej Finlandia (8), Białoruś (4), Czechy (3), Słowacja (2) i Norwegia (1). Dzisiaj atrakcyjny kibicowsko pojedynek Czechów ze Słowakami (w sesji popołudniowej) oraz Finów z Białorusinami.

 

W grupie "spadkowej" Duńczycy po ciekawym pojedynku pokonali Niemców (ci niby grają na poważnie, ale wiedząc, że za rok mistrzostwa u nich, więc miejsce w elicie mają z urzędu, chwilami nie walczą na 100% serio) 3:1 - kapitalna bramka Boedkera po kontrze i wymianie krążka z Madsenem. W drugim meczu Austriacy nie dali żadnych szans Węgrom, pokonując ich 6:0. Świetny mecz rozegrali Thomas Koch (3G + 1A) i Thomas Vanek (1G i 2A). Pierwszy atak Austriaków rządził na lodzie, a w bramce o shutout pokusił się Bernd Bruckler. Jutro dwa kolejne mecze tej grupy - Niemcy - Austria i Węgry - Dania. Ważny mecz głównie dla Austriaków (Duńczycy nie powinni mieć problemów z Szuperem i s-ką) - jeśli wygrają, we wtorek zagrają w meczu o pozostanie w elicie z Danią. Niemcy "utrzymają się" bowiem bez względu na miejsce, które zajmą.

Odnośnik do komentarza

Ze względu na długoweekendowe wypady nieco mniej mi był dane obejrzeć przez ostatnie dwa dni, więc krócej będzie.

 

W grupie E sytuacja jest jasna - Rosjanie ją wygrali w cuglach, na koniec klepiąc Amerykanów i Łotyszy. Wcześniej zastanawiałem się, co tak naprawdę może sobą zaprezentować ekipa USA, ale już widzę, że raczej furory nie zrobią. Drugie miejsce dla Szwedów (dzisiaj grają z outsiderami grupy, Francuzami i raczej spokojnie 3 punkty zainkasują, a przy okazji mają na koncie zwycięstwo z USA w pierwszej fazie turnieju i Amerykanie ich nie wyprzedzą). O trzecie miejsce mogą jeszcze teoretycznie powalczyć Szwajcarzy (muszą wygrać trzema bramkami z USA - będzie potrzebna "mała tabelka" LAT/USA/SUI), choć nie przypuszczam, że zdołają.

 

W grupie F dzisiaj mecz o prymat pomiędzy Kanadyjczykami a Finami. Ci drudzy mają już 3 stracone punkty (1 za zwycięstwo po dogrywce, 2 za porażkę w karnych), ale jeśli dziś ograją podopiecznych Ruffa mogą wskoczyć na pierwsze miejsce. Nie sądzę jednak, by Kanadyjczycy sobie na to pozwolili (jeśli zajmą 1 miejsce na Rosjan trafić mogą dopiero w finale - jest więc o co grać).

 

Pary ćwierćfinałowe (pojutrze, jutro dzień przerwy) wydaje się, że będą wyglądać następująco:

 

Kanada - Łotwa

Finlandia - USA

Czechy - Szwecja

Rosja - Białoruś

 

Potem w półfinałach RUS/BLR - FIN/USA oraz CAN/LAT - CZE-SWE.

 

W grupie walczącej o utrzymanie stało się tak, jak pisałem ostatnio - Niemcy odpuścili rywalizację (i tak za rok MŚ u nich, więc miejsce mają zaklepane), więc tylko pierwsze miejsce w tej grupie daje utrzymanie. Trwa właśnie pierwsza tercja meczu Dania - Austria. Zwycięska drużyna za rok znów zagra w elicie, przegrani (wraz z Węgrami) trafią do Dywizji 1.

 

Wśród najlepiej punktujących graczy aż 4 Kanadyjczyków w czołowej "9". Prowadzi Martin St. Louis (4G + 8A), dalej Ilja Kowalczuk (3G + 7A) oraz Czesi Czajanek i Jagr (po 9 pkt.). NA kolejnych miejscach Omark, Kapanen, Spezza, Stamkos i najlepiej punktujący obrońca MŚ, Shea Weber (4G + 4A).

 

Najlepszym bramkarzem imprezy na razie na pewno Andriej Miezin - Białorusin wymiata w bramce. Zagrał 4 mecze, nie zaliczył shutoutu, ale obronił 135 ze 140 strzałów (96,43%), jakie padły na jego bramkę. Ma średnią 1,18 GAA, więc naprawdę rewelacyjną. Wyższą średnią obronionych strzałów ma tylko Chris Mason - Kanadyjczyk zagrał jednak tylko dwa spotkania. Inna sprawa, że Miezin nie zagrał w meczu z Kanadyjczykami właśnie i kilka bramek poleciało na konto Kowala.

Odnośnik do komentarza

Pierwsze rozstrzygnięcia za nami. Słowacy męczyli się niemiłosiernie w ostatnim meczu, co było kwintesencją postawy ekipy SVK na całym turnieju. Dramat, katastrofa, szok i niemiłosierny wp***l od sąsiadów w meczu o honor. Wczoraj Norwegowie w drugiej i trzeciej tercji byli bliscy sprawienia sensacji (może raczej niespodzianki, bo Słowaków drugi rok z rzędu ogrywa już niemal każdy) i pokonania naszych południowych sąsiadów. Ekipę Filca (ponoć już po meczu z Czechami złożył rezygnację z funkcji trenera kadry) uratował gol Nagy'ego w dogrywce.

 

W drugim meczu tej grupy również regulaminowy czas gry nie przyniósł rozstrzygnięcia. Finowie prowadzili do 38 minuty meczu, by ostatecznie stracić dwie bramki (znów znakomita gra Kanadyjczyków w przewagach i gole Heatleya, a wcześniej Spezzy). Podopieczni Ruffa grali słabo, ale na Finów wystarczyło - niemal 50%-owa skuteczność gry w przewadze to wielka broń Kanadyjczyków w tym turnieju. W dogrywce widać było, że punkt zdobyty w regulaminowym czasie gry Kanadę w pełni urządza (dał im zwycięstwo w grupie) i tylko swojej indolencji strzeleckiej Finowie zawdzięczają, że musieli jeszcze walczyć w karnych o zwycięstwo. Seria rzutów karnych bardzo emocjonująca - piękne bramki St. Louisa, Ruutu czy Hyvonena. U Kanadyjczyków na plus na pewno Dwayne Roloson (50/54 w bramce), Heatley (2G), Spezza (1G + 1A), St. Louis i Weber (po 2A). Ten kwartet znów szalał w przewagach, dzięki czemu jutro Kanadyjczycy zagrają z Łotwą, a nie Amerykanami. No i na Rosjan nie trafią w ewentualnym półfinale.

 

W grupie E Szwedzi męczyli się nieco z Francją (przegrywając przy tym drugą tercję 2:3 :lol:), ale wymordowali zwycięstwo 6:3 (po dwa punkty Oduyi, Nilssona, Huseliusa i Stralmana). Szwajcarzy długo toczyli wyrównany bój z USA i byli o krok od awansu do ćwierćfinału - nie zdołali jednak w ostatnich 10 minutach meczu z Amerykanami zdobyć zwycięskiego gola. Team USA już 7 minucie stracił Davida Beckesa, który wyleciał z lodowiska za rzucenie rywalem o bandę. Mecz zakończył się w 13 sekundzie dogrywki trafieniem Wicka dla gospodarzy turnieju.

 

Pary 1/4 finału:

 

6.05 / 16:15 RUS - BLR

6.05 / 20:15 FIN - USA

7.05 / 16:15 CAN - LAT

7.05 / 20:15 SWE - CZE

 

Elitę opuszczają Węgrzy i Austriacy. Ci ostatni w trzeciej tercji zarobili trzy bramki od Duńczyków i przegrali 2:5.

Odnośnik do komentarza

Para półfinałowa #1 wyłoniona. Faworyzowani Rosjanie męczyli się niemiłosiernie z Białorusinami i pokonali ekipę Glena Hanlona tylko 4:3. Białoruś strzelała niezbyt wiele razy, ale za to celnie. W drugiej tercji na 10 strzałów Bryzgałow wpuścił krążek do siatki aż trzykrotnie i po 40 minutach był remis po 3, a na lodzie pojawił się rezerwowy golkiper "sbornej", Sasza Jeremienko. I znów Rosjan uratował Ilja Kowalczuk, który w 48 minucie zdobył czwartą bramkę. W ostatnich 10 minutach Białoruś dwukrotnie grała w przewadze (kary Twierdowskiego i Radułowa), ale nie zdołała tego wykorzystać. Faworyt jest więc w półfinale, gdzie zmierzy się z ekipą USA.

 

Po pierwszej tercji meczu USA - Finlandia byłem przekonany, że Jankesi nie zdołają pokonać Finów. Ci drudzy grali szybciej, mądrzej, ale kompletnie nieskutecznie przy tym. Amerykanie faulowali, rywale nie potrafili wykorzystać kolejnych trzech gier w przewadze. Wykorzystali czwartą i po bramce Niko Kapanena objęli prowadzenie na samym początku II tercji. Potem jednak zaczęli grać Amerykanie - wyrównujące trafienie Browna (PP), potem gole autorstwa T.J.'a Oshie oraz Ryana Sutera. Na dwie minuty przed końcem kontaktowego gola zdobył Hanno Hyvonen, choć gracze Wilsona reklamowali celowe uderzenie krążkiem w głowę Esche'a. W ostatniej tercji toczono głównie walkę fizyczną, ale strzałów było mniej niż w poprzednich odsłonach. Amerykanie (pomijając słabą w ich wykonaniu pierwszą tercję) zagrali dobrze i awansowali zasłużenie, choć sporo zawdzięczają swojemu bramkarzowi - Esche bronił pewnie i przy tym sporo. Mecz skończył z bilansem 47/49.

 

Półfinał USA - RUS w piątek o 16:15. Szykują się spore emocje - sportowe i nie tylko. Jak zwykle w takich przypadkach...

 

Dzisiaj boje o drugi półfinał. Kanadyjczycy są zdecydowanymi faworytami spotkania z Łotwą, natomiast w meczu Szwedów z Czechami o zdecydowanego faworyta trudno. Przypuszczam jednak, że w piątkowym wieczornym półfinale spotkają się Kanadyjczycy z naszymi południowymi sąsiadami.

Odnośnik do komentarza

Półfinaliści znani. Wczorajszy mecz Kanady z Łotwą bez większej historii - owszem, Łotysze zdołali nawiązać walkę z ekipą Ruffa, ale znów wiele zawdzięczali Masalskisowi w bramce. Kanadyjczycy bowiem więcej strzałów oddali bodaj tylko w meczu z Węgrami. Przeciwko Norwegom też podobnie, a w pozostałych spotkaniach raczej już oszczędniejsi byli w tej materii.

 

Rozstrzygająca była druga tercja - gole w przewadze Heatleya, Hamhuisa (mecz zakończył karą 10 minut i wyrzuceniem z lodowiska) oraz Stamkosa. W odpowiedzi Łotysze byli w stanie zdobyć bramkę w osłabieniu (Kanadole nie wykorzystali gry 5:3, a zaraz po powrocie na lód czwartego z graczy łotewskich, Vasiljevsa, stracili gola na 1:2) oraz dorzucić trafienie na początku ostatniej tercji. Gol Lombardiego rozwiał jednak nadzieje Łotwy na sprawienie sensacji.

 

Wieczorny mecz (z racji podobnej klasy obu rywali) miał być i był znacznie ciekawszy. Szwedzi wygrali, choć powiedzieć, że zasłużenie chyba byłoby jednak przesadą. Pierwszą tercję Czesi powinni zakończyć prowadzeniem 1:0, ale w sposób nieprawdopodobny Kenny Jonsson zasłonił ciałem własną bramkę po zamieszaniu na przedpolu strzeżonym przez Gustavssona i obronił strzał bodaj Zidlickiego (inna sprawa, że Czech mógł dokładniej przymierzyć, bo miał prawie pół bramki odsłonięte). W drugiej i trzeciej tercji zaczęło nieco nosić sędziów i Czesi lądowali na ławce kar nie zawsze zasłużenie. I nawet mnie, osobie, która nie jest wielkim fanem czeskiego hokeja, zaczęło to denerwować. Nic więc dziwnego, że Szwedzi strzelili w drugiej tercji dwie bramki w przewadze (raz 5 na 3, raz 5 na 4). Co więcej, mnóstwo szczęścia miał tego dnia Gustavsson, którego albo trafiał krążek, albo tenże lądował na słupkach i poprzeczce jego bramki.

 

Trzecia tercja to w ogóle była jakaś enigma. Czesi mieli katastrofalną skuteczność gry w przewadze (zdarzało się, że nie potrafili na dłużej wprowadzić krążka do tercji Szwedów), a potem stracili w kuriozalnych okolicznościach dwóch graczy i znów musieli sobie radzić w 3 na 5. Blatak, chyba tylko zdaniem sędziów, faulował (bodik czyściusieńki, bioderkiem, a że Szwed wyleciał w powietrze, to cóż...), a kara dla Eliasa za opóźnianie gry to już w ogóle ROTFL do kwadratu. Krążek został wybity, a i owszem, z tercji obronnej Czechów poza lód, ale po kontakcie z kijem szwedzkiego napastnika. Byłem więc maksymalnie szczęśliwy, gdy Czajanek z Rolinkiem zrobili akcję i załatwili Czechom pierwszą bramkę (SH2 :respekt:). Później jednak znów rządziła czeska nieskuteczność, szczęście nadal sprzyjało Gustavssonowi, a Kenny Jonsson strzałem spod niebieskiej udokumentował swój świetny występ we wczorajszym meczu.

 

Aha, Vladimir Ruzicka (trener Pepików) to p***a, jakich mało! Przegrywając w 1/4 finału 1:3 i mając do końca nieco ponad 2 minuty, ani na moment nie pozwolił zjechać z lodu Stiepankowi, by zagrać szóstką w ataku! :roll:

 

Dzisiaj półfinały - Rosjanie ponownie zmierzą się z Amerykanami (w drugiej fazie grupowej było 4:1 dla "sbornej" i to mistrzowie świata są faworytami dzisiejszego spotkania, choć druga i trzecia tercja meczu USA-FIN pokazała, że w ekipie Wilsona tkwi jednak spory potencjał, a Esche miewa "dni konia", gdy broni niemal wszystko), a Kanadyjczycy ze Szwedami (ci drudzy z meczu na mecz się rozkręcają i choć mało w tym efektowności, to bywają skuteczni, natomiast ekipa Ruffa w ostatnich meczach gra nieco mniej efektownie, ale najpierw zapewniła sobie udział w ćwierćfinale z pierwszego miejsca w grupie, a następnie nie przemęczając się nadto pokonała Łotyszy). Powtórka z zeszłorocznego finału bardzo prawdopodobna. Jeśli Kanadyjczycy ograją Szwedów, to bez względu na wynik drugiego z półfinałów szykuje się hokejowy klasyk - albo powtórka z finału zeszłorocznego i pojedynek najbardziej utytułowanych ekip hokejowych na świecie, albo północnoamerykańskie "derby".

 

Go Canada, go! Tak na koniec ;]

Odnośnik do komentarza

No i po półfinałach.

 

Po południu mieliśmy w sporej mierze powtórkę z ćwierćfinałowego meczu USA z Finlandią. Amerykanie bronili się (chwilami rozpaczliwie), licząc chyba tylko na kolejny "dzień konia" Esche'a oraz swoje szczęście. I wydawało się, że znów ugrają na tym więcej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Esche bronił doskonale, a Jankesi po kilku minutach 2 tercji objęli prowadzenie. Potem dwukrotnie błysnął hokejowym geniuszem Ilja Kowalczuk - najpierw kapitalnym strzałem zaskoczył Esche'a (wznowienie w tercji USA, sędzia rzuca krążek, rozpoczyna się walka o niego, a po kolejnej sekundzie ląduje w bramce Jankesów), a potem przeprowadził kontrę z gatunku "Klękajcie narody!" (gol został przyznany Frołowowi, bo to w niego w końcowej części akcji trafił Kowalczuk). Amerykanie się jednak nie dali i na przerwę przed trzecią tercją schodzili z remisem (gol Okposo). Przez całą niemal trzecią tercję toczył się bój (znów, jak w pierwszej tercji, dominowali Rosjanie) i dopiero ostatnia gra w przewadze Rosjan dała im gol na wagę awansu (za zahaczanie na ławce kar siedział Oshie, a akcję na sekundy przed końcem kary Amerykanina przeprowadził tercet Nikulin-Radułow-Gorowikow). W ostatniej minucie Amerykanie podjęli jednak walkę (zjechał Esche, grali w "6" - nie to co zrobił Ruzicka w 1/4 finału CZE-SWE) i na sekundę przed końcem mieli szansę na wyrównanie (strzelał Pat O'Sullivan). Nie udało się jednak i obrońcy tytułu znaleźli się w finale.

 

Wieczorny mecz rozpoczął się niespodziewanie nieco dla mnie. Bardzo pozytywnie jednak. Kanadyjczycy w zasadzie przez 40-45 minut dominowali na lodzie. Oddawali początkowo strzałów mniej od Szwedów, ale ci drudzy strzelali często z nieprzygotowanych pozycji, z ostrych kątów, a i trafiali na świetnie wczoraj dysponowanego Rolosona (gracz meczu jak dla mnie). Pierwszy gol dla Kanady padł po kapitalnej akcji St. Louisa - Martin ściągnął na siebie (za bramką Gustavssona) dwóch obrońców, zagrał przez siebie do tyłu, a Derek Roy z ostrego kąta, ale niepilnowany i przy zaskoczeniu szwedzkiego bramkarza otworzył wynik. W drugiej tercji nadal rządzili Kanadyjczycy - Szwedzi próbowali się odgryzać, ale chwilami Kanada zamykała ich na długie okresy gry we własnej tercji - bramki Horcoffa i Roya podkreśliły tę dominację i sprawiły, że w trzeciej tercji tylko cud mógł Szwedów uratować. Ale cudu nie było - Eriksson zdołał pokonać Rolosona (po dobitce po własnej akcji), ale to było wszystko. Na kilka minut przed końcem Szwedzi mieli grę w przewadze i przypuszczałem, że Bengt-Ake Gustafsson zaryzykuje i każe zjechać swojemu bramkarzowi, by zagrać 6 na 4. Tak się jednak nie stało i w końcówce mimo szaleńczych ataków Szwedów (często jednak nie zakończonych nawet strzałem niecelnym) Kanada spokojnie dowiozła zwycięstwo do końca.

 

Jutro o 20:30 czeka nas więc powtórka sprzed roku. Okazja do rewanżu dla jednych, a dla drugich do udowodnienia, że potrafią rządzić dłużej niż przez rok...

 

A ja swoje GO CANADA, GO! ;]

Odnośnik do komentarza

Nie ogladalem pierwszego meczu, ale drugi polfinal to mecz wlasciwie bez historii. Kanada spokojnie ograla Szwecje w ktorej bardzo widoczne bylo zmeczenie po meczu z Czechami. Zryw w ostatnich kilku minutach to bylo zdecydowanie za malo na spokojnie grajacych Kanadyjczykow.

Odnośnik do komentarza

No i po ptokach. Tytuł obronili Rosjanie. Czy zasłużenie? I tak, i nie, moim zdaniem. W turnieju grali nieźle, choć nie powalali na kolana - w ćwierćfinale męczyli się niemiłosiernie z Białorusinami, w półfinale po heroicznym wręcz boju zdołali pokonać Amerykanów grających w składzie baaaaardzo dalekim od idealnego (i do tego niemal kompletnie niezgranym). Kanadyjczycy zaś nie bez bólu, ale dużo łatwiej rozprawili się zarówno z Łotyszami (1/4), jak i Szwedami (1/2). Zwłaszcza ten drugi mecz pokazywał, że Ruff i s-ka są w stanie sięgnąć po tytuł. Moim zdaniem fakt, że Szwedzi mieli niespełna 24 godziny odpoczynku nie odgrywał większej roli (Kanada odpoczywała raptem jakieś 3 godziny dłużej) - tego dnia Kanadyjczycy zagrali świetnie i zgrana szwedzka maszyna nie miała szans niemal żadnych.

 

Przed wczorajszym meczem za Rosjanami przemawiało przede wszystkim zgranie - przed rokiem w Quebecu grało bodaj 15 z graczy, których Bykow przywiózł do Szwajcarii. W ekipie Kanady "powtórzyło się" raptem kilka nazwisk. Do tego Ruff dysponował sporym gronem graczy młodych bądź bardzo młodych, którzy (np. Stamkos, Doughty) dopiero od kilku miesięcy grali w NHL. Zakładałem więc, że trener Kanadyjczyków postawi na montowanie klubowych duetów w poszczególnych formacjach. Liczyłem też, że Roloson będzie zdecydowanie pewniejszym punktem swojego zespołu niż Bryzgałow. 60 wczorajszych minut pokazało, jak bardzo myliłem się co do tego drugiego...

 

Mecz zaczął się idealnie dla Kanady - w 6 minucie uderzał spod niebieskiej Shea Weber, Bryzgałow krążek odbił, ale wprost pod nadjeżdżającego Doana, a kapitan Kanadyjczyków odegrał przez siebie do Spezzy i było 1-0! Obie drużyny grały spokojnie (początkowo przewagę mieli Rosjanie, w środkowej części inicjatywę przejęli Kanadyjczycy, w końcówce znów dominowała "sborna"), ale ten spokój uśpił chyba czujność najsłabszej formacji obrony ekipy "Klonowego Liścia" - po tym jak Coburn wywalił krążek poza lód i zaliczył 2 min. za opóźnianie gry zacząłem się nieco obawiać. I po 12 sekundach było już 1-1 - spod niebieskiej huknął Atjuszow, lot krążka fenomenalnie (:respekt:) zmienił Oleg Saprykin i Roloson nie miał szans.

 

W drugiej tercji coraz większą przewagę optyczną (i w strzałach) osiągnęli Kanadyjczycy, ale wystarczyła jedna KAPITALNA kontra Rosjan i było 2-1. Gorowikow podał przez czerwoną do Radułowa, ten wjechał w tercję Kanady, położył jak dziecko Phillipsa (drugi ze słabo grających obrońców CAN), po czym z metra uderzył nie do obrony (Roloson przesuwał się w swoją prawą stronę, ale nie zdążył). Od tego momentu Rosjanie zaczęli bronić wyniku, a Kanadyjczycy ostro atakowali. I właśnie pod koniec drugiej tercji obudził się Bryzgałow - przez cały turniej grał w najlepszym razie tak sobie. Wczoraj zagrał chyba mecz życia - zazwyczaj był tam, gdzie być powinien, a jeśli nie był, to miał 10 ton szczęścia (np. strzał Heatleya, krążek po barku bramkarza "sbornej" ląduje na górnej siatce bramki). Trafiało mnie, widząc, że w zasadzie tylko dwie formacje Ruffa coś stwarzały w ofensywie - wjazd na lód Lombardiego, Zająca, Schenna, Horcoffa, Fishera nie dawał Kanadzie niemal nic. Bo nawet jeśli krążek znalazł się tuż przed bramką Bryzgałowa, to np. Lombardi pakował go idealnie w stojącego na środku bramkarza Rosji.

 

Wygrała drużyna bardziej doświadczona, a przede wszystkim bardziej zgrana. Osobny rozdział to gra Ilji Kowalczuka - po urazie Żerdiewa Kowalczuk grywał w dwóch formacjach i wytrzymywał to. Wczoraj wydawało się, że dłuższymi momentami nie schodził z lodowiska. W końcówce oddychał już rękawami, ale bez dwóch zdań - zasłużył na MVP jak nikt! Nie przepadam za nim, ale facet ma jaja i charakter! Niemal w pojedynkę rozmontował amerykańską obronę w drugiej tercji półfinałowego pojedynku, a w finale absorbował przez cały czas uwagę Kanadyjczyków, dając swoim kolegom szansę na wykazanie się.

 

Słowo na koniec o ekipie Kanady - wrócą jako pokonani. Srebrny medal na pewno nikogo tam nie ucieszy. Ale kilku graczy może te mistrzostwa zaliczyć na plus i liczyć, że zimą 2010 r. w kanadyjskim Vancouver zagrają o olimpijskie złoto - są to Heatley, St. Louis, Spezza, Weber, Doan. Może też któryś z młodych - Doughty, Stamkos (bodaj 5 trafień w PP) albo nieco starszych - Hamhuis. Na minus na pewno gra Phillipsa i Coburna - ci dwaj obrońcy od początku sprawiali kłopot, ale własnemu zespołowi. Dziwiło mnie, że jednego z nich nie zamienił Ruff na Kwiatkowskiego - na pewno nie byłby gorszy.

 

Wyróżnienia indywidualne raczej też zgodne z moimi odczuciami - bramkarzem turnieju Miezin, obrońcą Weber, napastnikiem Kowalczuk i ten ostatni MVP turnieju. W drużynie All-Star (głosowanie dziennikarzy) znalazło się też miejsce dla Kenny'ego Jonssona oraz kanadyjskiego duetu St. Louis - Stamkos.

 

Za kilka miesięcy olimpijskie zmagania - NHL znów zawiesie swoje rozgrywki na miesiąc, a ekipy będą mogły liczyć na swoich największych gwiazdorów. Do Rosji dołączą zapewne Małkin z Owieczkinem. Kanada będzie mocno przebudowana i bardziej doświadczona. Szwedów zapewne wzmocni szóstka graczy Red Wings i bracia Sedinowie. Amerykanie zapewne pojawią się w równie zmienionym składzie, co Kanada (a może i bardziej). Jeśli uda się zażegnać konflikt w słowackiej ekipie, do drużyny powinni powrócić Szatan, Demitra, starszy Hossa, Gaborik. Będzie na pewno ciekawie...

Odnośnik do komentarza

Blackhawks w finale konferencji :jupi: Mlode Jastrzabki swietnie soie radza w tym sezonie i w przyszlosci moga powalczyc o Puchar Stanleya :) Bo w tym roku nie spodziewam sie, by przeszli dziadow ;) z Detroit. Z playoffs pozegnali sie nr 1 Wschodu - Bruins.

Pary finalowe:

Red Wings - Blackhawks

Penguins - Hurricanes

 

A w ogole to playoffs w tym roku w NHL sa niemozliwie wyrownane i zaciete (w polfinalach konfernecji 3 z 4 konfrontacji twalo 7 spotkan, a jedna szesc :_eyes: )

Odnośnik do komentarza

Więc zapowiada się finał Penguins - Red Wings, bo wątpię, ażeby Carolina zdołała przejść Pingwiny, tym bardziej, że Crosby gra w ostatnich meczach naprawdę świetnie. Co do drugiej pary, to nie trzeba dużo komentować, Detroit ma najsilniejszą piątkę w NHL (Rafalski, Lidstrom - Hossa, Zetterberg, Datsyuk) oraz mocną ławkę. W finale będę za Pingwinami.

Odnośnik do komentarza
  • 1 miesiąc później...
  • 2 tygodnie później...

Kolejna z wielkich postaci hokeja za Oceanem odchodzi...

Joe Sakic, wieloletni kapitan klubu Colorado Avalanche, po dwudziestu sezonach gry w barwach tej drużyny w hokejowej lidze NHL, postanowił zakończyć karierę. Powodem tej decyzji była "sytuacja rodzinna", a więcej zawodnik ma wyjawić na zaplanowanej na czwartkowe popołudnie konferencji prasowej

 

Sakic, który we wtorek obchodził 40. urodziny, znalazł się w szerokiej kadrze, z której w grudniu zostanie wyłoniona 23-osobowa reprezentacja Kanady na przyszłoroczne igrzyska olimpijskie w Vancouver. Całą karierę w NHL spędził w jednym klubie, który do momentu przeprowadzki do Denver w 1994 roku nazywał się Quebec Nordiques.

 

40-letni hokeista z Burnaby ma w dorobku złoto olimpijskie wywalczone w 2002 roku w Salt Lake City, a także tytuł najbardziej wartościowego zawodnika tego turnieju (MVP). Z Avalanche dwukrotnie sięgnął po Puchar Stanleya w 1996 i 2001 roku. W ostatnich sezonach zmagał się jednak z licznymi kontuzjami.

 

Sakic jest jednym z najlepszych zawodników w historii NHL: ósmy w lidze z dorobkiem 1641 punktów, 11. z liczbą 1016 asyst oraz 14. wśród strzelców - 625 goli. Ma za sobą 1378 występów. Trzynaście razy grał w meczu All Star.

Wielki, wspaniały gracz. Niesamowicie utytułowany. Wierny od 1988 r. jednemu zespołowi (choć raczej powinienem napisać "jednej franczyzie"). Dwukrotny zwycięstwa Pucharu Stanleya z Colorado, wielokrotny laureat nagród indywidualnych. Mistrz olimpijski z 2002 r. i MVP tamtego turnieju. Bez dwóch zdań, człowiek - legenda dla hokeja ostatnich 20 lat. Chciałbym, by znalazł się w składzie Kanady na IO w Vancouver, ale przypuszczam, że tak się nie stanie. Szkoda, bo mógłby pięknie zakończyć swoją wspaniałą karierę - złotem olimpijskim podczas kanadyjskich igrzysk...

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...