Skocz do zawartości

Siatkówka


yonack

Rekomendowane odpowiedzi

Co do rozegrania to od pierwszego meczu piszę, że Żygadło to wystawiacz, a nie rozgrywający. Ja naprawdę nie potrafię pojąć jakim cudem on sobie zbudował taką markę we Włoszech w Serie A. Siatkówkę oglądam od dziecka, ale nie potrafię do teraz zrozumieć dlaczego ten chłopak w reprezentacji gra tak tragicznie. Może ktoś, kto ma okazję oglądać mecze włoskiej ligi mi powiedzieć jak on się tam prezentuje? Kurcze, przecież to jest jedna z najmocniejszych lig świata, więc żaden burak w mistrzu z Trentino nie zagrzałby dłużej miejsca.

Odnośnik do komentarza

Takie właśnie odnoszę wrażenie - czego by Żygadło w tym Trentino nie wystawił, to ekipa jest na tyle mocna, że to w znakomitej większości skończy. Dla Jarosza, Kosoka, Ruciaka, Kubiaka to już nie jest takie proste. Stąd we Włoszech nie zawsze widać braki techniczne Żygadły.

 

Trzy pierwsze sety wczorajszego meczu bardzo dobre, choć dwa przegrane. Czwarty przegrany na samym starcie katastrofalnym przyjęciem.

 

Sędziowie na tym turnieju żenada. Liniowi nie widzą kilkudziesięciocentymetrowych autów (lub piłek w polu), ci dwaj przy siatce oglądają chyba cheerleaderki na trybunach, nie odgwizdując notorycznych "obcierek" po łapach...

Odnośnik do komentarza

Przerażała mnie wczoraj również jeszcze jedna rzecz. Mianowicie organizacja gry w obronie. Ilość zderzeń zawodników lub też nieporozumienia przy odbiorze (odebranie przechodzącej świecy przed Żygadłę to był już szczyt) wołało o pomstę do nieba. Co dziwne, jakoś sobie nie przypominam podobnych sytuacji jakiś czas temu. Przecież większość zachowań zawodników to są schematy. A wczoraj widziałem sytuację, kiedy niektórzy nie do końca wiedzieli, gdzie mają stanąć i co wykonać w danej sytuacji.

Odnośnik do komentarza

Icon - Żygadło właściwie nie gra, w zeszłym roku pod koniec sezonu Raphael (pierwszy rozgrywający) był kontuzjowany no i Żygadło grał w finałach Serie A, oczywiście zawalił Trento mistrzostwo, cały czas grając krótkie na podwójny blok. W finale ligi włoskiej jednak to trochę za mało, nawet jeśli ma się takie skrzydła. W Trento jest pewnie dlatego, że właśnie to wystawiacz - idealny dla takiego zespołu, do tego jest wysoki, więc nie jest dziurą w bloku. Nie marudzi, że siedzi na ławce, pewnie jest stosunkowo tani. Wszystko jasne :)

Organizacja gry w obronie jest tragiczna, do przebitych palcami piłek pcha się Żygadło, jakby nie wiedział, że to druga piłka jest rozgrywającego :doh: Do tego straszny chaos, niedokładne dogrania, a wtedy Żygadło nie za bardzo jest w stanie rozgrywać.

Ogólnie jestem pozytywnie zaskoczony naszym półfinałem, obawiałem się kompromitacji. Niemniej uważam, że z Argentyną, a przede wszystkim z De Cecco nie mamy dzisiaj szans. Ale bardzo chciałbym się mylić. Jeszcze jeden plus - Piotrek Gruszka, do ME powinien dojść do wysokiej formy, a wtedy to już będzie jakoś wyglądało. Jednego naprawdę nie rozumiem - dlaczego nie ogrywamy Drzyzgi, przecież on ma jakiś tam potencjał, Argentyna tak zrobiła z De Cecco, Rosjanie z Grankinem i teraz są świetnymi rozgrywającymi. Nie wiem, czy Drzyzga ma aż taki potencjał, ale, co już zresztą widać, bez Zagumnego budzimy się z ręką w nocniku. Żygadło też jest już wiekowym graczem, a następców nie widać. Jedynie Drzyzga IMO jest w stanie gwarantować jakiś poziom.

Odnośnik do komentarza

Ja cały czas po cichu liczę jeszcze na Łomacza. Poprzedni sezon miał co prawda słaby, ale to bardzo utalentowany chłopak, który może się jeszcze rozwinąć, ma dopiero 24 lata. Drzyzga owszem, od dłuższego czasu robi wyraźne postępy i to pewnie on w przyszłości będzie numerem 1 na pozycji rozgrywającego.

Odnośnik do komentarza

Proponowałbym jednak spojrzeć na wszystko z większym optymizmem, bo gra w najlepszej czwórce właściwie "Polski B" to całkiem fajny sukces. Mimo wszystko Anastasi mógł powołać trochę inną kadrę (ale akurat to tłumaczę tym, że jest u nas bardzo krótko). Za Jarosza, który cały poprzedni sezon miał bardzo słaby, mógł ktoś iść z pary Janeczek/Gromadowski. Umiejętnościami może go nie przewyższają, ale formą już raczej tak (trudno grać gorzej). Za Woickiego oczywiście Drzyzga (nawet po to, żeby już poważnie się ogrywał), a i za Bąkiewicza mógł iść ktoś inny (może Mika?).

 

Niemal przez całą LŚ świetnie gral Kurek i nie zawaham się użyć stwierdzenia, że jest to już klasa światowa. Jednak nie można non-stop grać samym Kurkiem, a Ruciak/Bartman/Kubiak, mimo że jest to poziom europejski, nie nadążają za nim w ataku. Jeśli chodzi o środek, to jest solidnie, ale nie ma co się oszukiwać - trudno odnaleźć coś więcej (improwizacja, atak itd.). Z Nowakowskiego może być wspaniały siatkarz, pod warunkiem, że będzie dalej się rozwijał, w innym wypadku się zatrzyma jak Możdżonek. O libero nie ma co się martwić, bo ta pozycja jest akurat bardzo dobrze obsadzona. No i Żygadło - na ławkę w sam raz, na grę z najlepszymi jest za słaby.

 

Wszystko mogłoby wyglądać inaczej, gdyby nie 'zmęczone' trio ze Skry i Zagumny. Tak jak Zagumnego mogę jeszcze zrozumieć, to reszty już nie za bardzo. Jakoś w innych reprezentacjach nie zauważyłem, żeby AŻ tylu siatkarzy powiedziało 'nie', bo są zmęczeni. Irytująca jest postawa Wlazłego i Winiarskiego, którzy traktują reprezentacje lekceważąco. Przynajmniej w wywiadach mogliby udawać, że jest im przykro, że zrobią wszystko, aby wrócić jak najszybciej, a oni robią łaskę. Pojawiły się głosy, żeby już ich nie powoływać. Niestety, nie jest to najlepszy pomysł - bez nich nic wielkiego nie wygramy. Mam nadzieję, że niebawem sytuacja bardziej się rozjaśni i jednak wrócą, z normalnym nastawieniem.

 

A Łomacza wolałbym nie widzieć w reprezentacji. Jest siermiężny do bólu, choć może jestem jeszcze pod wpływem niesamowitej gry De Cecco :P

Odnośnik do komentarza

Hm, sprawa też wygląda tak, że wszyscy ci wymieni zastępcy (Drzyzga, Łomacz, Gromadowski, Janeczek) mieli słabszy poprzedni sezon, jakby się trochę zatrzymali w rozwoju. Drzyzga chyba swoją drogą miał też jakąś kontuzję, bo pamiętam, że sporo grał Oczko?

Poza tym tu dochodzi kwestia oczekiwań. Skoro w tym sezonie PZPS i, jak się domyślam, Polsat mówią, że mamy walczyć o LŚ, ME i IO no to trudno brać takiego Drzyzgę czy Janeczka, bo jednak w porównaniu z nimi Żygadło czy Jarosz są bardziej ograni.

Odnośnik do komentarza

Proponowałbym jednak spojrzeć na wszystko z większym optymizmem, bo gra w najlepszej czwórce właściwie "Polski B" to całkiem fajny sukces. Mimo wszystko Anastasi mógł powołać trochę inną kadrę (ale akurat to tłumaczę tym, że jest u nas bardzo krótko). Za Jarosza, który cały poprzedni sezon miał bardzo słaby, mógł ktoś iść z pary Janeczek/Gromadowski. Umiejętnościami może go nie przewyższają, ale formą już raczej tak (trudno grać gorzej). Za Woickiego oczywiście Drzyzga (nawet po to, żeby już poważnie się ogrywał), a i za Bąkiewicza mógł iść ktoś inny (może Mika?).

 

Niemal przez całą LŚ świetnie gral Kurek i nie zawaham się użyć stwierdzenia, że jest to już klasa światowa. Jednak nie można non-stop grać samym Kurkiem, a Ruciak/Bartman/Kubiak, mimo że jest to poziom europejski, nie nadążają za nim w ataku. Jeśli chodzi o środek, to jest solidnie, ale nie ma co się oszukiwać - trudno odnaleźć coś więcej (improwizacja, atak itd.). Z Nowakowskiego może być wspaniały siatkarz, pod warunkiem, że będzie dalej się rozwijał, w innym wypadku się zatrzyma jak Możdżonek. O libero nie ma co się martwić, bo ta pozycja jest akurat bardzo dobrze obsadzona. No i Żygadło - na ławkę w sam raz, na grę z najlepszymi jest za słaby.

 

Wszystko mogłoby wyglądać inaczej, gdyby nie 'zmęczone' trio ze Skry i Zagumny. Tak jak Zagumnego mogę jeszcze zrozumieć, to reszty już nie za bardzo. Jakoś w innych reprezentacjach nie zauważyłem, żeby AŻ tylu siatkarzy powiedziało 'nie', bo są zmęczeni. Irytująca jest postawa Wlazłego i Winiarskiego, którzy traktują reprezentacje lekceważąco. Przynajmniej w wywiadach mogliby udawać, że jest im przykro, że zrobią wszystko, aby wrócić jak najszybciej, a oni robią łaskę. Pojawiły się głosy, żeby już ich nie powoływać. Niestety, nie jest to najlepszy pomysł - bez nich nic wielkiego nie wygramy. Mam nadzieję, że niebawem sytuacja bardziej się rozjaśni i jednak wrócą, z normalnym nastawieniem.

 

A Łomacza wolałbym nie widzieć w reprezentacji. Jest siermiężny do bólu, choć może jestem jeszcze pod wpływem niesamowitej gry De Cecco :P

 

 

Janeczek jest co najwyżej przeciętny, chociaż rzeczywiście, gorzej od Jarosza grać trudno. Ale jak tylko Janeczek dostaje ze dwie czapy na początku meczu, to potem jest kompletnie zablokowany. Poza tym z tego, co zauważyłem w trakcie sezonu, to Drzyzga miał z nim lekki problem, bo grał mu za szybkie piłki, a Janeczek wolał takie wyższe "świeczki", chociaż w kontekście reprezentacji to akurat nie problem...

 

Natomiast Mika musi cały czas bardzo dużo pracować nad tężyzną fizyczną, bo z tym u niego średnio, chociaż postępy poczynił. Niestety nie widzę dla niego szans na rozwój - to on powinien zostać wypożyczony do Kielc, zamiast Buszku IMO. A tak to będzie się kisił na ławce za Achremem. A szkoda, bo przecież gość o wzroście 208 cm i dobrym, naturalnym przyjęciu to ewenement na skalę światową.

 

Największym problemem Kurka jest...brak zmiennika dla niego. Jest Bartman, który powinien nim być, no ale gra na ataku. No i zaczyna się problem. Ja nie widzę (nawet poza kadrą) zmiennika dla Kurka poza Bartmanem. Nie ma w Polsce takiego przyjmującego z atakiem. Mooooże Ferens z Olsztyna, zobaczymy jak się będzie rozwijał przy Totolo. No i jeszcze Świderski - ale to raczej pobożne życzenia.

 

Środkowi - po pierwsze nie wiem, co się dzieje z Możdżonkiem, jednak jego blok jest nie do przecenienia, z Kosok nie radził sobie z czytaniem gry wczoraj. Oczywiście w ataku Możdżonek jest słabszy, ale atak u środkowych naprawdę zależy w większości od dobrej wystawy. Nowakowski bardzo fajnie się pokazuje, ale MUSI poprawić zagrywkę, ten jego flot jest prościutki i do tego nieregularny. W ataku świetnie, ale myślę, że zamiast do Resovii powinien wyjechać do Włoch. Nie zrobił tego, co trudno... liczę też na rozwój Wiśniewskiego, którego nieobecność jest chyba największą pomyłką ze wszystkich :P

 

Wlazły, Winiarski i Zagumny zapowiedzieli powrót na... Puchar Świata w tym roku, o ile dostaniemy dziką kartę (a o tym się w kuluarach mówi od jakiegoś czasu). Niestety jest to oczywiście chłodna kalkulacja - w kadrze, która będzie już walczyć o igrzyska panowie WZW muszą być, bo inaczej do Londynu nie pojadą. Najsmutniejsze jest jednak to, że nie możemy sobie pozwolić na ich nieobecność, jeśli chcemy prowadzić wyrównaną walkę z najlepszymi.

Odnośnik do komentarza

No i jak 'na złość" Jarosz dzisiaj zagrał naprawdę fajnie :P. Co nie zmienia faktu, że to dopiero pierwszy taki mecz, wcześniej grał bardzo słabo. Kuba umiejętnościami przewyższa Janeczka i Gromadowskiego, może nawet talentem, ale w tym wszystkim chodzi po prostu o formę, a może raczej o jej brak od wielu miesięcy. Może ten mecz będzie przełomem?

 

Jeśli chodzi o blok, to brakuje kogoś z finezją. Nowakowski ma niesamowite możliwości, ale obawiam się, że być może umiejętności, które teraz posiada, sa dla niego satysfakcjonujące. Ale to może znów wiąże się z tym, że uwielbiam grę Sidao :P.

 

Natomiast trzecie miejsce w LŚ dla tej reprezentacji to ogromny sukces. Jeśli walczą o każda piłkę i przede wszystkim nie wypadają z rytmu, to grają wyśmienicie (przypomnę dwie wygrane z USA). Gorzej, gdy przychodzi jakaś seria - wtedy mocno się zacinają i psychicznie dają ciała. Stąd grać musi Wlazły, Winiarski, Zagumny, no i Pliński. Oni robia jednak różnice.

 

W każdym razie reprezentacja odwaliła kawal dobrej i ciężkiej roboty. Material do analizy jest spory, również trzeba dużo zmienić. Ale to może od jutra, dzisiaj niech się cieszą :).

Odnośnik do komentarza
  • 1 miesiąc później...

Stało się to, o czym mówiło się i pisało od kilku miesięcy. Zarząd Polskiego Związku Piłki Siatkowej stosunkiem głosów 12:6 zdecydował o zamknięciu PlusLigi. O spadkach i awansach przestaną już decydować tylko sportowe reguły gry...

 

- 19 stycznia powołamy zespół do tworzenia zamknięcia ligi. To wymaga mnóstwa przepisów, regulacji, regulaminów - zapowiadał prezes PLPS-u, Artur Popko na początku tego roku. Nie minęło osiem miesięcy od tej daty, a pomysł został zaakceptowany przez Zarząd PZPS. To oznacza, że w najwyższej klasie rozgrywkowej będą mogły grać tylko te zespoły, które spełnią odpowiednie warunki organizacyjne i finansowe.

- Jestem za zamknięciem ligi od dawna. Plusem są argumenty finansowe i organizacyjne. Zresztą to nie zamknięcie ligi, tylko jej otwarcie. Zapraszamy wszystkich, którzy mają pieniądze - mówił w lutym ekspert Polsatu Sport, komentator i były reprezentant Polski, Wojciech Drzyzga. Może niezupełnie będzie to zaproszenie dla wszystkich, ale faktem stało się, że o awansie do PlusLigi będą decydowały nie tylko względy sportowe. Każda z czterech pierwszych drużyn I ligi będzie mogła w kolejnym sezonie dołączyć do najlepszych, o ile spełni określone wymagania.

Na temat zamknięcia, czy też jak nazywali to niektórzy - otwarcia PlusLigi, pisało się i mówiło wiele. Zwolennicy podawali argumenty za, przeciwnicy negowali ten pomysł. Kibice będą musieli się teraz przyzwyczaić, że nie zawsze wynik sportowy będzie decydował o tym, czy ich drużyna zagra w PlusLidze, czy też nie. Ci, którzy zajmą ostatnie miejsce nie będą musieli żegnać się z rozgrywkami, a ci którzy wygrają I ligę, niekoniecznie znajdą się w elicie. Tak oto biznes wygrał ze sportem. Czy to dobre posunięcie? Czas pokaże. Jedno jest pewne - komentarzy, zarówno zwolenników, jak i przeciwników decyzji PZPS na ten temat na pewno teraz przez długi czas nie zabraknie...

źródło: siatka.org

 

No i świetnie. :) Jeżeli chcemy mieć profesjonalną ligę to takie rozwiązanie jest bardzo dobre. Mam jeszcze nadzieję, że grono profesjonalnych klubów się poszerzy i będzie można utworzyć dwa poziomy takich rozgrywek między którymi będą się przemieszczały zespoły już tylko poprzez wynik sportowy.

Odnośnik do komentarza
  • 4 tygodnie później...
  • 4 tygodnie później...

Oświadczenie Mariusza Wlazłego:

Prezes w sprytny sposób zrzucił całą odpowiedzialność za sytuację, że nie gram w kadrze na mnie. Tymczasem jest inaczej.

Do 2006 roku dla kadry byłem zawsze w stanie poświęcić wszystko: czas wolny, swoje siły i swoje zdrowie. Dążyłem do wyznaczonych przez siebie celów i do realizacji swoich marzeń, którymi były medale mistrzowskich imprez. Potem zaczęły się moje problemy zdrowotne. Organizm był wyczerpany, często miałem skurcze, które widzieliście wiele razy, gdy znoszono mnie z boiska. A jednak jak najszybciej na to boisko wracałem. I nie myślałem, ile zdrowia ryzykuję, choć byłem wtedy młodym chłopakiem.

Polski Związek Piłki Siatkowej w żadnym stopniu się mną nie interesował i gdyby nie Raul Lozano, który zażądał, by wysłać mnie na badanie do Barcelony, żadnej pomocy bym się nie doczekał. I to był ostatni raz, gdy Związek mi pomógł. Działo się to dokładnie po mistrzostwach Europy w 2007 roku, na których nie mogłem już zagrać. A to był czas, w którym zupełnie nie panowałem już nad własnym organizmem. Skurcze łapały mnie nawet po dziesięciu wyskokach w górę. Bardzo się bałem o swoje zdrowie i przyszłość.

W mediach obarczono mnie winą za nieudany występ kadry w Moskwie. Związek tego nie dementował, ale wtedy nie chciałem przedstawiać publicznie swoich racji i pokazywać, jak mnie potraktowano. Liczyła się tylko olimpijska kwalifikacja.

Podczas pierwszej rundy eliminacji, prekwalifikacji w węgierskim Szombathely skręciłem staw skokowy. Był tam lekarz kadry i należycie się mną zajął, ale na tym troska Związku o mnie po tej kontuzji się skończyła. Nikt nawet nie zapytał, czy wszystko ze mną w porządku i co będzie dalej. Nie dostałem też oczywiście do wypełnienia żadnych dokumentów niezbędnych do uzyskania pomocy ubezpieczyciela. Pozostawiono mnie więc z urazem samemu sobie i choć kontuzji doznałem w meczu kadry, pozostało mi tylko liczyć na pomoc Klubu. Ja mam to szczęście, że gram w PGE Skrze Bełchatów, czyli takim klubie, w którym zawsze szanowano człowieka i nigdy nie odmówiono mu pomocy. Nie wszyscy mają to szczęście, gdy wracają z urazem ze zgrupowania kadry. Wiele klubów rozwiązuje wtedy umowy lub zdecydowanie redukuje zarobki siatkarza. W PGE Skrze takiego zagrożenia nigdy nie było.

Oczywiście, skręcenie kostki nie jest najpoważniejszą z kontuzji, ale cała ta sytuacja dobrze pokazuje mechanizmy działania Związku.

Gdy doszedłem do pełnej sprawności po tym urazie, przyszedł kolejny. Przed końcem przyspieszonego ze względu na olimpijskie kwalifikacje sezonu zacząłem mieć kłopoty z kolanem. Zagrałem jednak w turnieju w portugalskim Espinho, który dał nam upragnione bilety do Pekinu. Problemy zdawały się być za mną. Coś chrupnęło wprawdzie w kolanie, ale ból nie był dokuczliwy.

Tuż przed igrzyskami wybiłem sobie palec - lewy kciuk. Ten sam palec złamałem potem podczas igrzysk w Pekinie, w meczu z Serbią. Drugą połowę igrzysk, czyli trzy mecze, grałem na blokadach i nie miałem żadnej wątpliwości, że warto podjąć takie ryzyko. To chyba ostatecznie obala zarzuty, że nie chcę grać dla kadry lub że nie zależy mi na jej sukcesach. Zawsze chciałem jej pomóc i pomagałem kolegom za wszelką cenę, także swojego zdrowia.

Po powrocie z Pekinu powtórzyła się historia sprzed roku. Jedyny kontakt ze strony PZPS nie był związany z pytaniem o stan mojej dłoni, a z nakazem występów w barażach o mistrzostwa Europy przeciwko Belgii. A ja zagrać nie mogłem, bo zakazali mi tego lekarze. Kolejne złamanie w tym momencie groziłoby kilkumiesięczną przerwą. Więcej telefonów ze Związku nie dostałem. To bolało, choć bardziej cieszyło mnie, że nie ma żadnych nacisków ze strony Klubu, bym wcześniej wracał do gry. Od PGE Skry dostałem wszelką pomoc, zawsze mogłem liczyć na wsparcie ludzi z Bełchatowa. To są moi Przyjaciele przez duże „P".

Znając swoje wcześniejsze doświadczenia z kontuzjami w meczach kadry, postanowiłem zadbać o pełną dokumentację medyczną urazu z Pekinu. Gdy zadzwoniłem do PZPS, odesłano mnie do odpowiedzialnego za to Pana Marka Irka, który stwierdził, że nie może właśnie rozmawiać i... oddzwoni następnego dnia. Nie mieliśmy kontaktu aż do spotkania w... 2010 roku, czyli przez dwa lata. Podczas tego spotkania wraz z Prezesem Przedpełskim rozmawialiśmy - żeby było śmieszniej, a może tragiczniej - o... ubezpieczeniach.

Po tym spotkaniu podszedłem do Pana Irka, przypominając sprawę kontuzji z Pekinu i naszej rozmowy. Odpowiedział, że kojarzy sprawę, pamięta i... zadzwoni jutro. Nie zadzwonił do dziś, drugi raz okłamał mnie w ten sam sposób. Dlatego tak ciężko mi współpracować z ludźmi, którzy w Związku odpowiadają za to, by nam pomagać. A tego nie robią. Nie ufam im już.

W 2009 roku leczyłem głównie zniszczone kolano. Od zakończenia sezonu przebywałem na rehabilitacji. Od maja do końca października, równe pół roku, gdy walczyłem o powrót na boisko, nie zadzwonił do mnie nikt ze Związku. Nikt. Nie odebrałem ani jednego telefonu. Oprócz kolegów z kadry moją rehabilitacją interesował się tylko Daniel Castellani i bardzo go za to cenię. Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie i on mnie nie zawiódł.

Choć właściwie jeden telefon z PZPS był. Po 4 miesiącach, przed mistrzostwami Europy w Izmirze, zadzwonił do mnie Witold Roman, ówczesny menedżer reprezentacji. Nie dzwonił zapytać, jak się czuję, a poinformował mnie jedynie, że odebrano mi stypendium. Nie mam do niego pretensji, wykonywał polecenia. Mówię po prostu, jak było. Nie byłem zresztą jedynym reprezentantem, któremu odebrano stypendium podczas leczenia. I nie chodzi mi tu o pieniądze - tym bardziej, że po paru miesiącach, bez słowa i żadnej informacji, stypendia nagle wpłynęły na moje konto - a o zwykłą ludzką przyzwoitość i sposób traktowania kadrowiczów. Dla PZPS nie byliśmy partnerami, a bardziej niewolnikami.

W kadrze, w której byłem, nikt nie grał dla pieniędzy. Związek może twierdzić, że zbijamy na grze w reprezentacji majątek, a tymczasem stypendia płaci nam państwo. Związek nie dokłada do nich nawet złotówki.

Przygotowania do mistrzostw świata w 2010 roku były najlepszymi, które przepracowałem. Dałem z siebie wszystko, wiele poświęcając, by dobrze przygotować się do najważniejszej imprezy. Problemem była strona psychiczna, bo tym razem grałem podczas przygotowań mało oficjalnych meczów.

Moja forma na mistrzostwach świata odbiegała od oczekiwań. Nie byłem w stanie pomóc kolegom i bardzo mnie to bolało. To było najtrudniejsze, do dziś ciężko mi się z tym pogodzić. Poświęcenie kilku miesięcy życia nie przyniosło żadnego skutku ani dla kadry, ani dla mnie. Od działaczy PZPS nie oczekiwałem pocieszenia, ale to co mnie spotkało z ich strony po tym turnieju, było dla mnie szokiem. Obrzucono mnie błotem, usłyszałem, że już więcej nie dostanę powołania, że dla kadry się nie poświęcam. A przecież ci ludzie widzieli, jak pracowałem, ile z siebie dałem. Jak więc mam im znowu zaufać, skoro to ze mnie zrobili kozła ofiarnego po tych mistrzostwach?

Dochodzimy do bieżącego roku. W kadrze znów mnie nie było, a ta osiągnęła wielki sukces. Kibicowałem jej sprzed telewizora i cieszyłem się, że koledzy wskoczyli na podium. Nawet nie spodziewałem się, że po powrocie reprezentacji... dostanie się mnie. Nic złego nie zrobiłem, a już działacze wywołali dyskusję na temat Wlazłego. Zamiast się cieszyć i chwalić tych, co grali, mówili, że Wlazłemu nie będzie łatwo wrócić, że się będzie musiał starać. Nie można było po prostu zostawić mojego tematu? Zająć się tymi, którzy grali i którzy zasłużyli na wiele ciepłych słów?

Gdy ja wypowiedziałem się kiedykolwiek negatywnie o PZPS, szybko do mnie dzwoniono, że tak się nie robi. Wiem o tym, dlatego rozmowa o problemach kadry z prasą, była dla mnie zawsze ostatecznością. Ale ja jedynie chciałem, żeby realizowano wcześniejsze zobowiązania. Poza tym odczuwam, że PZPS działa inaczej, umiejętnie manipulując opinią publiczną. Wiele razy brakowało nam czegoś na kadrze, ale publicznie o tym nie mówiliśmy - tak zresztą powinno być. Potem sukcesy reprezentacji pozwalały zapomnieć o wcześniejszych kłopotach, działacze mogli wypinać pierś do orderów. A gdy przychodziły porażki, to nigdy nie były winą Związku. Działacze krytykowali wtedy najbardziej znanych zawodników, zdejmując z siebie wszelką odpowiedzialność. Wielu kibiców szło w ich ślady, specjalnie się nad tym nie zastanawiając. Uwierzcie, że sporo na tym ucierpiałem, ucierpiał też mój klub, PGE Skra.

Pozostaje jeszcze głośna jakiś czas temu sprawa „skarpetek Wlazłego", którą też warto ostatecznie zamknąć i wyjaśnić. W reprezentacji nigdy nie grałem i nie będę grał dla pieniędzy. Po prostu wydawało mi się, że występując w kadrze powinno myśleć się tylko o treningu i o grze. Nie o sprawach organizacyjnych, nie o różnych detalach, jak czysty sprzęt treningowy. Zarzucono mi, że nie piorę własnych rzeczy - na kadrze nie ma na to czasu i chyba każdy to rozumie. Gdy dostajemy swój sprzęt po praniu dla całej drużyny, często zdarza się, że nie wszystko do ciebie wraca. Sprawa skarpetek pojawiła się, bo dostałem 5 par na ponad 2 miesiące. Gdyby powiedziano mi, żebym sam sobie kupił sprzęt, oczywiście bym tak zrobił. Tymczasem mówiono, że dostanę wszystko „następnego dnia". Sprawa kupna ubrań jest zresztą utrudniona, bo nasze kontrakty wymagają, byśmy chodzili tylko w określonej marce, która ma kontrakt ze Związkiem. W przeciwnym razie PZPS i nam grożą kary, co jest zrozumiałe. Domagałem się tylko tego, byśmy dostali to, co powinniśmy. Dzień po wywiadzie o skarpetkach otrzymałem nagle 20 par, choć wcześniej przez kilka tygodni nie mogłem się doprosić choćby o jedną. Tylko wtedy już ich nie potrzebowałem, jechaliśmy na turniej... To wszystko są detale, ale one składają się na sukces. Gdy potem brakuje ci jednej piłki do zwycięstwa, zaczynasz myśleć, co mogłeś zrobić lepiej, czego ci zabrakło... Zresztą sprawa skarpetek nie była jedyną. Były zgrupowania, na których długo nie dostawałem potrzebnego sprzętu, a tłumaczono to... zmianą kroju literki „p" w logo sponsora. Zdarzyło się, że przez dwa tygodnie zgrupowania nie dostawałem koszulki polo, w której przecież byłem zobowiązany chodzić i o którą wiele razy prosiłem! Tymczasem kiedyś, po artykule w gazecie na temat sprzętu, nagle wydano nam następnego dnia wszystko, czego potrzebowaliśmy. Ze starym logo. Okazało się, że sprzęt był i czekał... Przepraszam, ale ja takich zaniedbań zrozumieć nie potrafiłem.

Pierwszą osobą, która usłyszała to wszystko, o czym teraz piszę, był Andrea Anastasi. Powiedziałem Selekcjonerowi to wszystko na naszym spotkaniu w Bełchatowie i powiedział wtedy, że doskonale mnie rozumie i poczeka, aż zmienię decyzję. Tymczasem dopóki w PZPS nie zmieni się podejście do człowieka, ja w kadrze nie zagram. Gdy odbywał się konkurs na trenera reprezentacji i najpoważniejszym kandydatem był Jacek Nawrocki, mój trener klubowy, powiedziałem mu to samo. Osoba szkoleniowca nie ma w tym przypadku znaczenia. Zwłaszcza, że nigdy nie powiedziałem i nigdy nie powiem, że nie chcę grać w kadrze. Chcę i to bardzo. Ale - przynajmniej na razie - nie mogę.

Dlaczego piszę to wszystko? Bo zniszczono moje marzenia. Bo czuję się kopany i poniewierany niesłusznie, choć rozmawiałem z Prezesem Przedpełskim o porozumieniu, zawieszeniu broni dla dobra dyscypliny. Powiedziałem co mnie boli, On uznał moje racje i mieliśmy nie prowadzić publicznej dyskusji. Stało się inaczej. Teraz zareagowałem, bo mam obawy, że po wypowiedziach prezesa Przedpełskiego niedługo nie odróżnimy siatkarskiej hali od niektórych stadionów piłkarskich. Szkoda, że ze wspaniałej atmosfery, która była naszym znakiem rozpoznawczym, może wiele nie pozostać. Nie podoba mi się, że związek rozmawia ze mną przez media ... Inne były warunki naszego porozumienia.

Działania Związku zrujnowały moje marzenia. Uwierzcie mi, że jeżeli gra w reprezentacji byłaby tylko zaszczytem i honorem, to na pewno bym w niej grał. Nie mam większych sportowych marzeń niż olimpijski medal, niż wysłuchanie Mazurka Dąbrowskiego z najwyższego stopnia podium. Niestety, coraz wyraźniej widzę, że nie będę miał możliwości tych marzeń zrealizować. I z pewnością nie jest to moja wina.

Pozostając z szacunkiem,

Mariusz Wlazły

PS. Tym oświadczeniem chciałbym ostatecznie zakończyć temat moich nieporozumień z Polskim Związkiem Piłki Siatkowej. Nie ma sensu dalej rozdrapywać tych ran, zwłaszcza że Związek próbuje mnie przekonać, że sam odrzuciłem ich pomoc, co nie miało miejsca. Dla dobra dyscypliny skończmy wreszcie ten temat, niech każdy pójdzie swoją drogą.

źródło: siatka.org

 

Dosyć ciekawa wypowiedź, Mariusz się trochę naprodukował. ;) Chyba nieważne co każda ze stron powie to nam, kibicom, ciężko będzie dojść prawdy, bo wszystko to są jakieś wewnętrzne przepychanki. Wiadomo, że związek nie jest święty, ale Wlazły też zawsze sprawiał wrażenie zawodnika trochę miękkiego. Chyba najlepszym rozwiązaniem byłoby zostawienie sprawy tak jak jest. Kadra bez Wlazłego może istnieć, a te przepychanki w mediach niczemu nie służą.

Odnośnik do komentarza

Nie wiem po co Częstochowa startuje w europejskich pucharach. Już drugi rok z rzędu się skompromitowali. W zeszłym sezonie w pucharze Challenge, a teraz w Pucharze Cev dwa razy przegrali 0:3 z Halkbank Ankara. Nie mówię, że Turcy to słaba drużyna, bo czołówka ich ligi to naprawdę mocne zespoły, ale żeby nawet nie ugrać seta w dwumeczu? Częstochowa się powinna zastanowić czy jest sens startować w europejskich pucharach skoro nie mają na to za bardzo kasy i chyba nie chce im się tam grać. Może jakaś inna drużyna by skorzystała i nie pogarszała nam tak rankingu.

Odnośnik do komentarza
  • 1 miesiąc później...
Nowa I liga siatkarzy liczyć może 16 drużyn. Jeżeli propozycja zreformowania rozgrywek zaplecza ekstraklasy zostanie zaakceptowana, bezpośredni awans uzyskają mistrzowie czterech grupy II ligi, bez potrzeby rozgrywania turnieju barażowego.

 

Przyszłości rozgrywek I ligi poświęcone było spotkanie prezesów klubów z kierownictwem Polskiego Związku Piłki Siatkowej oraz Profesjonalnej Ligi Piłki Siatkowej S.A. Siatkarska centrala nie ma wątpliwości. - Jednym z najważniejszych celów związku jest budowa produktu i marki o nazwie I liga mężczyzn. Chcemy oczywiście korzystać z doświadczeń PlusLigi. Produkt I liga na pewno będzie atrakcyjny dla mediów, kibiców oraz firm, pragnących poprzez siatkówkę budować swój wizerunek. Wiemy, że sympatycy siatkówki chcą i przychodzą na mecze I ligi. Szukamy sponsora dla tych rozgrywek - zapewnia Mirosław Przedpełski.

 

Oficjalny komunikat związku poświęcony spotkaniu jest wielce wymowny, ale nie zdradza zbyt wielu szczegółów. Tymczasem z nieoficjalnych doniesień wynika, że w przyszłości najlepsza drużyna zaplecza ekstraklasy oprócz tradycyjnego uścisku dłoni, czy okolicznościowego pucharu liczyć mogłaby na spore gratyfikacje finansowe (nawet do 400 000 złotych). Pojawiły się również pomysły jej zreformowania. Najdalej idący z nich mówi o powiększeniu do 16 drużyn. Według niego ekipy w rundzie zasadniczej rywalizowałyby w dwóch grupach (po osiem).

 

Powiększeniem rozgrywek I ligi żywo zainteresowane są czołowe klubu II ligi. Oznaczać to może, że na bezpośredni awans liczyć będą mogli zwycięzcy czterech grup bez potrzeby rozgrywania tzw. turnieju mistrzów, z którego zgodnie z aktualnie obowiązującym regulaminem "przepustkę" otrzymać ma tylko dwa zespoły... Z doniesień wynika, że szczegółowy regulamin przedstawiony ma zostać na kolejnym spotkaniu włodarzy pierwszoligowych klubów z kierownictwem PZPS-u, które odbędzie się 18 grudnia.

 

Po spotkaniu z kierownictwem ogólnokrajowego związku, rozmowach o zamknięciu PlusLigi i dalszych losów I ligi optymizmu nie krył Krzysztof Śmigiel. - Kto wie, czy w ten sposób nie dojdziemy znacznie bliżej wyższych rozgrywek - mówił wiceprezes GTPS Gorzów.

 

Krzysztof Śmigiel uczestniczył w spotkaniu pierwszoligowców z prezesem Polskiego Związku Piłki Siatkowej Mirosławem Przedpełskim i prezesem Profesjonalnej Ligi Piłki Siatkowej S.A. Arturem Popko. - Nie ma co już owijać w bawełnę, PlusLiga jest na dziś zamknięta - przyznał wiceprezes gorzowskiego klubu. - Jeśli chce się zagrać w elitarnym, polskim, siatkarskim gronie, trzeba to zgłosić już w styczniu, a potem zająć w pierwszej lidze jedno z czterech czołowych miejsc. Oczywiście to nie wszystko. Najważniejsze są inne sprawy - odpowiedni skład i organizacja klubu, a także wielomilionowy budżet oraz porządna hala.

 

Za czołowe miejsca w pierwszej lidze mają być godne nagrody pieniężne oraz medale. Wreszcie te rozgrywki prędzej, czy później mają też trafić do telewizji. - Jeśli faktycznie przeobrażenia mają pójść tą drogą to jestem jak najbardziej za - oświadczył Śmigiel. - Nie kryjemy się z naszymi marzeniami, chcielibyśmy oglądać gorzowską drużynę w PlusLidze. Nie opowiadamy jednak bajek, że jesteśmy gotowi i na to nas stać, bo nawet nie ma w naszym mieście hali, która spełniałaby wszystkie normy. W pełni profesjonalny produkt, który na razie ma roboczą nazwę "Pierwsza liga", to byłoby coś akurat, dla takich klubów jak nasz. Mielibyśmy emocje, szum medialny, większe zainteresowanie sponsorów, a na końcu być może sukces. Kto wie, czy w ten sposób, małymi kroczkami, nie dojdziemy znacznie bliżej wyższych rozgrywek. Dlaczego teraz jestem optymistą, choć wcześniej byłem bardzo sceptyczny? Bo swoją pomoc zadeklarowali przedstawiciele PZPS i PLPS. Te dwie organizacje, działając wspólnie, naprawdę mogą zbudować coś bardzo istotnego i jednocześnie prestiżowego, obiecują też szukać dla pierwszej ligi pieniądze. Pełną parą ten nowy produkt miałby ruszyć od nowego sezonu - dodał wiceprezes GTPS.

 

Nadal nie wiadomo jak będzie wyglądała w trwającym sezonie dodatkowa część rywalizacji w pierwszej lidze - ostateczne ustalenia mają zapaść w połowie grudnia. Zajmujący w tej chwili dopiero dziesiąte miejsce gorzowianie liczą, że w play-off zagrają drużyny z miejsc 1-8, choć podczas spotkania przedstawicieli klubów bardziej było słychać o meczach do czołowej czwórki. - Gra ósemki byłaby zasadna, aby paru zespołom nie kończyć sezonu już na początku marca - stwierdził Śmigiel.

źródło: siatka.org

 

Świetne informacje dla I Ligi. Widać, że zamknięcie PlusLigi to nie było jakieś pojedyncze działanie, a część większego planu. Oby udało się stworzyć wartościowy produkt, bo to będzie tylko z korzyścią dla polskiej siatkówki. Zastanawiam się tylko czy 16 drużyn to nie za dużo, ale jeżeli znajdzie się tyle klubów z odpowiednią organizacją to czemu nie?

Odnośnik do komentarza

Pewnie sie znajdzie, czołówka II ligi organizacyjnie i finansowo chyba jakoś bardzo nie odstaje i myśle, że 16 zespołów nie powinno być problemem :-k Dobrze że coś się dzieje w kierunku polepszenia jakości I ligi bo po tym zamknięciu +Ligi mogło się wydawać, że to właśnie ten szczebel rozgrywek utraci najbardziej. Oby tylko te szumne zapowiedzi na temat znalezienia dobrego sponsora dla ligi nie spełzły na niczym.

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

Skra wymęczyła 3:2. A ZAKSA wygrywa z Mistrzami Świata na ich terenie 3:2! Duży sukces naszej siatkówki klubowej. Z taką grą to ZAKSA ma szanse na Final Four, Skra ma łatwiejszą drabinkę i może wreszcie awansują sami do fazy finałowej :)

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...