Wiatr zerwał się na Mierzei Wiślanej, budząc niepokój wśród wylegujących się na piaszczystej łasze fok. Wiatr ten nie był prawdziwym początkiem. Nie istnieją ani początki, ani zakończenia w futbolu. Niemniej był to jakiś początek.
Zrodzony nad wiecznie chłodnym Bałtykiem, wiatr ten wiał na południe, gdzie na stadionie Lechii trener Probierz na próżno usiłował wytłumaczyć swoim obrońcom, której bramki mają pilnować. Przemykając ulicami belgradzkiej starówki niezobowiązująco poderwał spódniczki dwóm dziewczynom w barwach Crvenej Zvezdy, wywołując leniwe uśmiechy na twarzach obserwujących je turystów z Niemiec. Chłodnym podmuchem ulżył zgrzanym funkcjonariuszom Elliniki Astynomia na trybunach stadionu im. Kleanthisa Vikelidesa, którzy w pocie czoła rozdzielali rwących się ku sobie z wzajemną miłością kibiców Arisu oraz P.A.O.K. Nad turkusowymi wodami Morza Egejskiego wypełnił bryzą żagle setek jachtów, potem zaś pomknął śladem weneckich galer ku niespokojnym brzegom dawnego Regnum Hierosolimitianum...