Skocz do zawartości

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'fm 2008' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Strefa Administracyjna
    • Ogłoszenia Administracji
  • Football Manager 2024 (FM 2024, FM 2023, FM 2022, FM 2021, FM 2020)
    • Football Manager 2024 (FM 2024)
    • Football Manager 2023 (FM 2023)
    • Seria Football Manager
    • Taktyki i trening
    • Kariery
    • Scena FM
  • Inne
    • Piłka Nożna
    • Sport
    • Różne
    • Gry komputerowe
    • Porady sprzętowo-techniczne
  • Youth only Youth only
  • Fantasy Premier League Fantasy Premier League
  • Journeyman Journeyman
  • Gramy online w Football Managera Gramy online w Football Managera
  • Polakman Polakman

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Website URL


Gadu Gadu


Skype


Klub w FM


Ulubiony klub


Skąd


Zainteresowania

Znaleziono 11 wyników

  1. Pewnego upalnego, lipcowego dnia wygrzewałem się w promieniach greckiego słońca, rozmyślając o tym, jak wiele w swoim życiu zawdzięczam szczęściu. Wykonywałem pracę, o jakiej zawsze marzyłem - byłem trenerem drużyny piłkarskiej. I to zagranicznej! Czwartoligowy Akratitos nie zaliczał się może do europejskiej (ani nawet greckiej) czołówki, ale dzięki temu warunki pracy były wyjątkowo komfortowe. Cierpliwy prezes nie grzeszył ambicją - podobnie zresztą jak ja. Miejsce w środku tabeli uznawał za sukces wystarczający, by przedłużyć ze mną kontrakt o kolejny rok. Pensja mogłaby wprawdzie być nieco wyższa, ale pieniądze wpływały na konto regularnie, co w greckich realiach należało uznać za olbrzymią zaletę. Inne plusy? Prowadziłem zgraną drużynę, złożoną głównie z sympatycznych gości; cały rok mogłem cieszyć się wspaniałą pogodą; wszystkie panny w Ano Liosii mnie rozpoznawały... Żyć, nie umierać. Rodzina i przyjaciele zawsze powtarzali, że jestem w czepku urodzony, bo wiele rzeczy osiągałem bez specjalnego wysiłku. Paulo Coelho napisałby, że to wszystko zasługa gwiazd, w których zapisane są ludzkie pragnienia... Lub coś równie pretensjonalnego. Jose Mourinho powiedziałby zapewne na moim miejscu, że wszelkie sukcesy zawdzięcza własnej wyjątkowości. Prawda była jednak dużo bardziej prozaiczna: miałem masę szczęścia, fuksa, farta. Jasne, czwarta liga grecka to niby nic takiego, ale mi to w zupełności wystarczało. Cieszyłem się małymi, prostymi przyjemnościami i pewnie dalej żyłbym w swej Arkadii (choć Ano Liosia leży akurat w Attyce), gdyby nie pewna spontanicznie podjęta decyzja. A więc: pewnego upalnego, lipcowego dnia wygrzewałem się w promieniach greckiego słońca, rozmyślając o tym, jak wiele w swym życiu zawdzięczam szczęściu. Z błogiej zadumy wyrwał mnie widok eleganckiego samochodu. Samo auto może nie zwróciłoby mojej uwagi, gdyby jeden z jego pasażerów nie ruszył w moim kierunku. - Pan Flat Eric, jak mniemam? - zapytał mężczyzna po pięćdziesiątce. - Zgadza się, o co chodzi? - Moje nazwisko Nikolopoulos, chciałbym przedstawić panu pewną propozycję... Te słowa mogły zwiastować coś złego; od razu pomyślałem o słynnych "propozycjach nie do odrzucenia". Mimo obaw, kontynuowałem rozmowę: - Zamieniam się w słuch. - Mam dla pana ofertę pracy, myślę, że bardzo interesującą. Chciałbym, by został pan trenerem klubu, którego jestem właścicielem. - To oczywiście bardzo miłe, ale dobrze mi tutaj i raczej wiążę swoją przyszłość z Akratitosem. - Rozumiem i szanuję pańską lojalność, to cenna i coraz rzadziej spotykana cecha w świecie piłki. 'Lojalność'... - pomyślałem - Jak pan ładnie wymawia słowo 'wygodnictwo'... - Zdziwię się jednak - kontynuował Nikolopoulos - jeśli nie rozważy pan propozycji objęcia takiego zespołu jak Messiniakos. 'TAKIEGO' zespołu... Mój rozmówca powiedział to takim tonem, jakby chodziło o Bayern Monachium czy inny Real, a nie grecki klubik, którego, mimo kilku lat pobytu w kolebce demokracji, zupełnie nie kojarzyłem. - Z całym szacunkiem, ta nazwa nie mówi mi zbyt wiele - przyznałem szczerze. - To zupełnie zrozumiałe, wszak jest pan cudzoziemcem. GS Messiniakos to najstarszy grecki klub sportowy, założony w 1888 roku! Jak nietrudno obliczyć, właśnie obchodzimy 125-lecie istnienia. - Hmm, wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. - wybełkotałem. - Życzę zdrowia, szczęścia, sukcesów i pociechy z wychowanków. - Dziękuję. Właściwie już sprawiliśmy sobie jeden prezent - dwa miesiące temu wywalczyliśmy awans do drugiej ligi. Niestety, trener Stavros Diamantopoulos postanowił przejść na emeryturę, a ja pomyślałem, że najlepiej postawić na młodego, perspektywicznego menedżera z nowoczesną wizją futbolu. Mam znajomych w Ano Liosii i wyrażali się o panu w samych superlatywach. Nie bez znaczenia jest również fakt, iż jest pan Polakiem... A ja wciąż pamiętam półfinał Pucharu Europy 1985. Panathinaikos Jacka Gmocha, odprawiający po drodze Feyenoord... Piękne czasy, efektowna gra, nawet mimo półfinałowych batów od Liverpoolu. Nadal mam wielki szacunek dla polskiej szkoły trenerskiej. - Ja półfinału Ligi Mistrzów zagwarantować nie mogę - zastrzegłem szybko, bo prezes Messiniakosu najwyraźniej miał nieaktualne informacje na temat kondycji polskiej trenerki. - Spokojnie, aż tak wymagający nie jestem. Ale widzę, że pan wciąż ma duże wątpliwości. Co by tu jeszcze dodać... Mogę zaoferować pełną swobodę, jeśli chodzi o kwestie transferów i taktyki. Zero nacisków z mojej strony. Wiem, to powinna być norma, ale w Grecji różnie z tym bywa. - Dlatego czuję się tu jak w domu... - Słucham? - Nie, nic, nic. Proszę kontynuować. - Właśnie, co do transferów - będzie miał pan do dyspozycji 400 tysięcy euro. Oczy mi się zaświeciły. 400 tysięcy! W Akratitosie praktycznie nie przeprowadzaliśmy transferów, a nawet jeśli, to walutą były piłki. Za taką kasę można przecież ściągnąć naprawdę dobrych zawodników! Wygodnictwo dzielnie walczyło z nagłym przypływem ambicji, lecz ostatecznie przegrało. Uścisnąłem dłoń nowego pracodawcy, porzucając dotychczasowy spokój na rzecz prawdziwego wyzwania. - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - FM 2008, Wersja 8.0.2, Średnia baza danych Wybrane ligi: Niemcy, Grecja, Holandia, Polska, Portugalia, Rumunia, Argentyna (od najniższych dostępnych)
  2. - Czy ja wiem? - Wiesz, wiesz. Doskonale wiesz. Znamy się długo, a Tobie zaczyna się po prostu nudzić. - No ale mogę robić masę innych rzeczy - mam pieniądze, nie muszę pracować. Może znowu zacząłbym jeździć na nartach w Kanadzie. - Doskonale wiesz, że po ostatnim wypadku nikt normalny w całym British Columbia nie pozwoli Ci skakać z helikoptera. Spuściłem głowę. Wiedziałem, że tamten rozdział jest już zamknięty. Idealnie w tym momencie na stoliku pojawiły się dwa piwa i obiad. - Dalej żresz to świństwo? - zapytał. - Skup się na swoim talerzu, lubię wędzoną rybę z melonem, sałatą i pomidorem. Wiesz co Ci do tego. Lepiej zastanów się co mi powiedzieć, żeby mnie przekonać, że oni dadzą mi coś, czego nie da mi siedzenie w domu, planowanie kolejnych wakacji czy, czy ja wiem - na przykład praca w banku. - 2 wyrazy: umiarkowane wyzwanie. - To znaczy? - Klub zasadniczo nigdy nic nie wygrał, ale nie jest anonimową pchełką. Nie będziesz musiał się bić z prezesem o kupno nowej piłki na treningi, ale też nie oczekuj, że posypią się talary i będziesz mógł od razu zrobić transfery, które wyciągnął klub do drugiej czy nawet pierwszej ligi. Trochę czasu będziesz pewnie potrzebował. I to Cię będzie kręcić. Zawsze małe kroki Cię bardziej rajcowały niż szybkie osiąganie sukcesu. - Co w zamian? - Oprócz radości? - Teoretycznej radości. - Lokalne panienki. Niedaleko do plaży. I przepyszne wino. - Jaka władza? - Jeśli chodzi o kwestie transferowe, politykę klubu czy co? - O wszystko. - Prezes raczej nie będzie Ci wchodził w paradę. Obiecał mi, a to w jego wypadku rzadkość. - Kibice fanatyczni? - Jak wszyscy w tym kraju. - Ale czy fanatyczni, że mi auto będą co tydzień rozkręcać, czy będą tylko ubliżać? - Raczej skończy się na rzucaniu w Ciebie przekleństwami. - Realne założenia. - Okolice awansu, potem 2-3 lata budowania następnej ekipy na kolejny awans. - Finanse? - Wiem tylko, że bez długów. - Ale bez większych, czy bez mniejszych. - Po prostu bez długu. W kasie trochę monet, ale nie spodziewałbym się tam czegoś wielkiego. - Jakieś inne haczyki? - Może najpierw byś pojechał zobaczyć okolice? - Sugerujesz, że jak zobaczę to ciężko będzie mi odmówić? - Wystarczająco bezpiecznie w Twoim przypadku. - Dobrze, pojadę… - Możesz nawet polecieć. - Lotnisko mają powiadasz? - Tak, parę innych atrakcji też. - Wolę samochodem. A teraz zapłać, a ja pokuśtykam na rehabilitację. Jeszcze tydzień.
  3. Witam. Czy w Football Manager 2008 da się przenosić dane pomiędzy bazami danych? Chciałbym to wykorzystać, ponieważ mam update'a Kin4sa i chciałbym pograć Watrą Mrozy. Czy dało by radę przenieść dane, ponieważ nie chce mi się za specjalnie znowu tworzyć Watrę. Jeżeli da radę proszę o odpowiedź. Z góry dziękuję.
  4. I - Proponuje wznieść toast! - krzyknął Maciek na cały pokój, aby choć na chwilę przerwać gorącą atmosferę, która udzieliła się wszystkim uczestnikom imprezy. - Oczywiście za zdaną sesję! - A jakżeby inaczej! - wrzasnął Dominik, który głowę do picia miał niezmiernie mocną, po czym jednym ruchem ręki wlał w siebie sporo ponad 50 ml czystej wódki, gdyż jako jedyny nie pił z kieliszka, tylko ze szklanki. Ludzie z niedowierzaniem patrzyli na niego i zastanawiali się, gdzie on może magazynować takie ilości płynu i przy tym czuć się jak nowo narodzony. Jedni mówili, że to spowodowane jest jego inteligencją, a raczej częściowym jej brakiem, przez co alkohol dociera do mózgu, lecz zamiast zadziałać to zostaje w środku, ponieważ nie znajduje szarych komórek, które mógłby zaatakować. Rzeczywiście, Dominik głowę miał dużą, choć czasami miało się wrażenie, że mózg miał rozmiary odwrotnie proporcjonalne. Inni z kolei uważali, że to spowodowane jest jego masą. Jeśli ma się ponad 100 kg wagi przy zaledwie 175 centymetrach wzrostu, to nic dziwnego, że można przychodzić na popijawę bez uprzedniego stołowania się w McDonaldzie. Chociaż Rex owego stołowania nigdy sobie nie odmawiał. Dlaczego Rex? Z bardzo prostej przyczyny... a raczej dwóch. Po pierwsze, miał na nazwisko Król, więc skojarzenie było automatyczne. Jego pseudonim stawał się jeszcze bardziej oczywisty, kiedy na niego się spojrzało. Duża masa, krótkie ręce... Tuż po toaście rozległ się dzwonek do drzwi: - Siema! Spóźniłeś się, wiesz co cię czeka? - z uśmiechem na twarzy zapytał retorycznie Rex po otworzeniu wejściowych drzwi, gdyż nowo przybyły gość jak i cała reszta uczestników imprezy zapewne wiedziała co Dominik ma na myśli. - Ok, tylko nie lej za dużo, bo nie chcę poskładać się przed północą. - odrzekł pogodzony z ciężkim losem Ales, który nigdy do alkoholowych gigantów nie należał, a zwykle był obiektem ataku ze strony ludzi charakterem zbliżonym do Rexa, którzy upodobali sobie upijać niewinne ofiary, a potem uwieczniać ich na zdjęciach, pozastawianych wszystkimi gratami, jakie w domu posiadał gospodarz. Czech, Czesiek, Czesław czy bardziej pogardliwie - Knedliczek, bo tak nazywano Alesa, jak można się domyślić pochodził zza południowej granicy Polski. Jego matka była rodowitą mieszkanką Pragi, a swojego męża, ojca Alesa, poznała podczas studiów, które oboje kończyli w tym mieście. Tuż po narodzinach dziecka postanowili przeprowadzić się do Wrocławia, gdzie naukę na uczelni wyższej podjął ich syn. Trzeba przyznać, że z dobrymi wynikami, ponieważ już od podstawówki Czesiek był prymusem. Speak English, parle français, to wszystko nie było mu obce, a gdy dodało się do tego znajomość języka polskiego i czeskiego oraz stan konta rodziców - można było być pewnym, że nie skończy na ulicy ani nie będzie pracował za 1400 brutto w jednym z dyskontów. Był również obiektem zainteresowania wielu dziewczyn. Mierzył ponad 185 cm, posiadał czarne kręcone włosy, które opadały mu na ramiona, był dobrze zbudowany, a do tego wykształcony. Jego rodzice biedy nie klepali, wręcz przeciwnie, więc nic dziwnego, że płeć przeciwna byłaby gotowa rozwieszać jego plakaty na ścianach, gdyby tylko chciał zostać znanym artystą... Ale nie chciał. Nigdy nie pragnął być numerem jeden, cechowała go nieśmiałość, nie chciał brać na siebie odpowiedzialności. Wolał raczej powierzać sprawy w ręce innych ludzi, jeśli było to możliwe, a gdy coś osiągał swoją ciężką pracą - bagatelizował swoje czyny, aby w oczach ludzi nie być postrzegany jako snob. Krótko mówiąc - nie odziedziczył cech po rodzicach, dla których Ales był obiektem do tego, aby móc się pochwalić swoim niezwykle urodziwym i utalentowanym potomkiem. - Oj tam, wypiję razem z tobą. - uspokajał kumpla Rex, który nie był w stanie odmówić sobie kolejnej kolejki, nawet gdy była to kolejka karna. - Tylko nie popijamy! - Dobra, dobra, bez takich! - Czesiek był świadomy tego, że Rex dąży do tego, aby zapisać go na listę swoich "zdobyczy". - No przestań, przecież nic ci nigdy nie zrobiłem - Tak? Mam ci przypomnieć co działo się tydzień temu w klubie?A może mam wspomnieć o domówce sprzed niecałego miesiąca? Tobie źle z oczu patrzy, poznają te iskrzące się ślepia i te wielkie łapska, które tylko czekają na okazję, aby zrobić z kogoś obiekt drwin! - Nie rozumiem o co ci chodzi... Zaczynasz pieprzyć, pij! Panowie przechylili kieliszek, Ales skrzywił się niemiłosiernie, po czym szybko sięgnął po sok jabłkowy i przepił ten ohydny smak. Wszystkiemu przyglądał się Maciek, który podczas swojego ponad 20-letniego egzystowania nie uzyskał żadnego pseudonimu. Był to po prostu Maciek. Był to średniego wzrostu i równie średniej wagi człowiek, można powiedzieć przeciętny. Zwyczajny chłopak, który ani nie wyróżniał się na tle innych, ani nie był na tyle odizolowany, żeby nie mieć żadnych przyjaciół. Lubił pograć w bilarda z kumplami przy piwie, pokopać piłkę na boisku, spacerować wieczorami po mieście, słuchał dobrej muzyki - kiedyś ktoś powiedział, że szary jak beton w PZPN-ie. Chyba miał rację, choć w tej swojej zwyczajności był jednocześnie niezwyczajny. Pośród tylu ludzi, którzy na siłę chcieli się czymś wyróżniać - ubiorem, zachowaniem, zainteresowaniami - on nie wyróżniał się niczym. Dlatego był postrzegany w ich oczach jako obcy. - A wiecie co jeszcze przed nami? - rozpoczął Rex, w międzyczasie polewając kolejną kolejkę gościom – Ćwiczenia terenowe! - No właśnie! Szykuje się niezła balanga, coś czuję, że będę musiał wziąć dodatkową robotę, żeby sprostać wymaganiom tych ćwiczeń. - wykombinował Czech w nieswoim stylu. - Zaczynasz myśleć poprawnie chłopcze, za to się z tobą napiję... - wymamrotał trochę niewyraźnie gospodarz imprezy - Dominik, co było oznaką walki jego ostatnich szarych komórek, które i tak już można byłoby uznać za gatunek chroniony, po czym dodał: - Chłopaki, można zebrać trochę minerałów, a potem opchnąć je na jakiejś giełdzie ciemniakowi, który będzie myślał, że to jakiś drogocenny kamień, wiecie o czym mówię? - Taaak - uśmiechnął się szeroko, jakby nieobecny do tej pory Maciek - złoto głupców... __________________________________________ Słowo od autora: poszczególne części mogą być dodawane nieregularnie z tego względu, że mam sporo zajęć i ciężko będzie z czasem od początku następnego tygodnia. W sumie to chyba dobrze, bo jak miałem za dużo czasu na FM-a to dość szybko nudził mi się. Myślę, że teraz będzie inaczej.
  5. ODCINEK I. WSTĘP Jest szesnasta trzydzieści. Umówiliśmy się na siedemnastą. Spotykam go siedzącego w Sperlu. Nie zauważa mnie, wpatruje się intensywnie w czarną zawartość filiżanki, wydaje się egzystować w innej rzeczywistości. Czy myśli o rewolucyjnych strategiach, których nigdy już nie przyjdzie mu przetestować? A może w myślach układa już plan rozmowy ze mną - a więc odwrotnie, wspomina idee, które zaaplikować zdołał? Obserwuję go z daleka przez dłuższy czas, jednak nie jestem w stanie rozszyfrować jego enigmatycznego pokerowego oblicza. Ostatnio mocno się postarzał. Zakończony kompletną katastrofą włoski epizod dał mu niewątpliwie w kość, kompletnie już osiwiał, twarz zorana została głębokimi zmarszczkami. Dziarski siedemdziesięciolatek o zapaśniczej budowie sprzed dwóch lat zastąpiony został przez zmęczonego, zgarbionego siedemdziesięciodwulatka. Tamal Serhat musiał odejść. Brakującego tytułu już nie zdobędzie. Cały Wiedeń żyje mistrzostwami. Europejski czempionat wraca tutaj po trzydziestu sześciu latach, tym razem Austriacy organizują go bez wsparcia Szwajcarów. Całe miasto jest podekscytowane, już jutro gospodarze zmierzą się w meczu otwarcia z Finlandią. Znaczący jest wybór lokalu, którego dokonał mój rozmówca. W Sperlu, ekskluzywnej kawiarni znajdującej się w centrum Wiednia, wprowadzono zakaz rozmów dotyczących mistrzostw. Nie jest to oczywiście przepis wiążący, jednak odwiedzający raczej go respektują. Obok Serhata siedzą zmęczeni atmosferą futbolowego święta tubylcy. Pochłania ich praca. Były trener takich klubów jak Olimpique Lyon czy Real Madryt zdaje się być w tym gronie mocno wyobcowany. Ukojenie znajduje w obserwacji kofeinowego płynu. Podchodzę do stolika. Serhat budzi się z kawowego transu i wita mnie, jego oblicze rozjaśnia się, na twarzy gości uśmiech. Siadam naprzeciwko, wymieniamy pozdrowienia dla naszych rodzin, zaczynam badać teren. Odbyta trzy dni wcześniej rozmowa telefoniczna nie rozjaśniła kilku moich wątpliwości dotyczących charakteru wywiadu. Mimo to wsiadłem w samolot z Madrytu i po kilkudziesięciu godzinach stawiłem się w Sperlu. Rozmowa z Serhatem, którą szkoleniowiec zgadza się upublicznić, to prawdziwa gratka dla dziennikarza. Ostatni wywiad, którego udzielił, wyłączając z tego grona pomeczowe konferencje, znalazł się na łamach tureckiego „Sportu” dwadzieścia osiem lat temu. W maju 2016r. Tamal Serhat tłumaczył się na okoliczność zwolnienia go z Denizlisporu, a konwersacja i późniejszy kształt tekstu w tygodniku zraziły go na dobre do dziennikarzy. Ze mną sytuacja ma się inaczej. Jako Bozkurt Fikret, były podopieczny Serhata z czasów, gdy prowadził AZ Alkmaar oraz jego brat w wierze (to dla Anglika bardzo ważne), mam u niego specjalne względy. Niemniej nie liczyłem na więcej niż dwustronicową pogawędkę o faworytach EURO 2044 oraz, ewentualnie, o kulisach jego dymisji ze stołka selekcjonera Azzurich. Dlatego zaskakuje mnie kompletnie jego deklaracja, którą składa po kilku minutach. - Dobra, Bozzie. Niech to będzie jasne. Chcę wywiadu rzeki. Książki w księgarniach, wielomilionowego nakładu. O tym marzyłem będąc dzieckiem. Zatyka mnie, proszę Bossa o chwilę namysłu. Mówiąc "chwila" myślę o, co najmniej, dwudziestu czterech godzinach, tak bym mógł się skontaktować z redakcją El Mundo i zmienić nieco szczegóły mojej akredytacji. Jednak już po minucie ulegam specyficznemu czarowi szkoleniowca, zgadzam się bez ceregieli. Podejmuję znakomitą decyzję. Do końca wieczoru rozmawiamy na temat zakresu tematycznego oraz układamy luźny plan rozmów. Mimo moich nalegań Serhat nie decyduje się na szerszy komentarz dotyczący swojej młodości. Ustalamy w końcu, że większość wyjdzie w praniu. Dalsza część wieczoru upływa nam w akompaniamencie litrowej butelki koniaku, serhatowych papierosów (ze względu na Bossa musimy przenieść się do klaustrofobicznej salki dla palących) i pogawędek na każdy temat. Konwersacja trwa jakby chwilę, a już wypraszają nas z lokalu – Sperl zamykają około czwartej nad ranem. Czas się rozstać, wracać do hotelu. Umawiamy się na pierwszą turę wywiadu jutro, po meczu rozpoczęcia. W duchu marudzę trochę (omija mnie drugi mecz grupy A), ale nie sposób mi odmówić. *** Football Manager 2008.0.2
  6. SpVgg Unterhaching - prowincjonalny klub piłkarski z przedmieść Monachium. Choć istnieje od 1925 roku, tylko przez dwa lata rywalizował w najwyższej klasie rozgrywkowej. Przełom wieków do dziś uznawany jest przez kibiców za złoty okres w dziejach zespołu. Potem nastąpił boleśnie szybki powrót do szarej rzeczywistości. Fani musieli pogodzić się z faktem, że kolejne derby Bawarii przeciwko znienawidzonemu Bayernowi prędko się nie odbędą. Czerwono - niebiescy stopniowo obniżali loty, aż wreszcie wylądowali w Regionallidze. To rozwścieczyło wieloletniego prezesa klubu, Engelberta Kupkę. Uznał, że drużyna potrzebuje porządnego wstrząsu, by jak najszybciej wrócić na zaplecze ekstraklasy. Zastosował terapię szokową, nowym menedżerem mianując (nigdy nie zgadniecie) mnie. Doświadczenie miałem mizerne, a na takim poziomie - zerowe; autorytetem dla piłkarzy też być nie mogłem, bo sukcesów jako zawodnik nie odnosiłem, zaś niektórzy gracze byli moimi rówieśnikami. Oczywiście, nie zaprzątałem sobie głowy takimi drobiazgami; generalnie czułem radość i podekscytowanie, chociaż mój dobry kumpel Sven nie podzielał entuzjazmu. - Unterhaching? Czyś ty na głowę upadł? Naprawdę chcesz przejść na stronę wroga? - Już podjąłem decyzję. To życiowa szansa, zrozum. Cokolwiek by nie mówić, Unterhaching jest naprawdę mocnym klubem jak na trzecioligowe warunki. - Serio... Ze wszystkich drużyn świata musiałeś wybrać akurat tę najbardziej znienawidzoną? - irytował się Sven. - Nie przesadzaj, jest jeszcze Regensburg... Zresztą, to, że będę prowadził Unterhaching nie oznacza, że przestanę kibicować Burghausen. No właśnie – wzburzenie kolegi wynikało z faktu, iż obaj kibicowaliśmy Wackerowi Burghausen, a te zespoły za sobą nie przepadały. Cóż, uprzedzenia schowałem do kieszeni. Poza tym, awansem do drugiej ligi premiowane były dwa pierwsze miejsca, więc po cichu liczyłem, że promocję wywalczy zarówno mój nowy klub, jak i ekipa z rodzinnego miasta. Prezes wymagał awansu błyskawicznego, dlatego wyłożył ponad 100 tysięcy euro na wzmocnienie składu. Spora kwota pozwoliła na sprowadzenie kilku nowych, utalentowanych zawodników. Kadra przed pierwszym meczem sezonu wyglądała następująco. Pewne miejsce między słupkami miał Dariusz Kampa (30 lat). Bramkarz znany przede wszystkim z występów w Norymberdze (ponad 80 spotkań w Bundeslidze) posiadał ogromne doświadczenie, a umiejętnościami dysponował wysokimi, zwłaszcza jak na realia Regionalligi. Jego zmiennik - Stefan Riederer (21 lat) to na razie melodia przyszłości, ale też spory talent. Dobre wyjścia do piłki, mocny chwyt, niezły refleks - idealny rezerwowy golkiper. Lewa obrona była obsadzona bardzo słabo, dlatego sprowadziłem Lesleya Fellingę (21 lat) z holenderskiego Veendam. Młody Haitańczyk nic nie kosztował, a kopać piłkę potrafił. Czułem, że będzie mocnym punktem zespołu. Na prawej stronie rywalizowali: wychowanek klubu Florian Hornig (21 lat) i ściągnięty z Gimnasii La Plata Argentyńczyk, Cristian Pierrou (19 lat). Ten pierwszy imponował świetnym przygotowaniem fizycznym; drugi - dobrym wyszkoleniem technicznym. Wśród stoperów wyróżniał się rosły Stefan Fruhbeis (28 lat), który wiele czasu spędził w Burghausen. Jego partnerem miał zostać Witold Cichy (21 lat), ostatnio broniący barw Odry Wodzisław. O wygryzienie podstawowego duetu walczył wychowanek Stuttgartu, Raphael Schaschko (22 lata) oraz urodzony w Monachium Dennis Polak (26 lat). Obaj nieźli, ale wyraźnie słabsi od swych kolegów. Na lewej pomocy hasał jeden z najlepszych zawodników Unterhaching - Timo Nagy (24 lata). Kreatywny, szybki skrzydłowy o węgierskich korzeniach, zaczynał karierę w Wackerze Burghausen; później został dostrzeżony przez scoutów słynnego Hannoveru. Tam kariery nie zrobił - tutaj słusznie uchodził za gwiazdę. Młody Maik Schutzbach (21 lat), którego sprowadziłem z rezerw Freiburga, mógł w przyszłości zastąpić Nagy'ego. Miał spory potencjał, już teraz zachwycał techniką, dryblingiem i szybkością. Prawą flanką atakował Robert Lechleiter (27 lat), silny zarówno fizycznie, jak i mentalnie. Był to dla niego już piąty sezon w czerwono - niebieskich barwach. Pochodzący z Francji Bruno Custos (30 lat) nie należał może do czołówki klubowych pomocników, ale na ławkę - jak znalazł. Środkiem pomocy dyrygował Oliver Fink (25 lat), zawodnik niemal idealny. Niemal, bo miał pewne problemy z wykonywaniem stałych fragmentów gry. Nie zaliczał się też do najszybszych, ale na tej pozycji nie potrzebowałem sprintera. Co ciekawe, wcześniej zaliczył dwa inne bawarskie kluby - Regensurg i Burghausen. Wojciecha Mroza (20 lat) ściągnąłem za grosze z Polonii Bytom. Polak miał szanse rozbłysnąć na niemieckich boiskach; wielu fachowców wróżyło mu świetlaną przyszłość. Grupę klasycznych łączników uzupełniał 25-krotny reprezentant Czech, Roman Tyce (30 lat). Doświadczony piłkarz, który przez lata stanowił o sile TSV 1860 Monachium. Dobry w odbiorze, zdeterminowany, agresywny. Takich ludzi nam trzeba. Miałem też do dyspozycji dwóch ofensywnych środkowych pomocników, operujących za napastnikami. Pierwszym był Ricardo Villar (28 lat) - istny obieżyświat. Brazylijczyk z włoskim paszportem kopał już piłkę w USA (Pittsburgh), Austrii (Red Bull Salzburg) i Korei Południowej (Chunnam). Teraz postanowił podbić Bawarię. Rywalizował z nim Olcay Sahan (20 lat). Młody Turek był podobno niezwykle utalentowanym graczem, produktem szkółki Borussii Monchengladbach. Wreszcie - atak. Za strzelanie goli miał być odpowiedzialny młody Marcel Silva Sacramento, czyli po prostu Marcel (19 lat). Osobiście pilotowałem jego transfer z brazylijskiego klubu Ceara. Ciekawie prezentował się również 3-krotny reprezentant Czech, Michal Kolomaznik (31 lat). Mimo słusznego wieku, wciąż gwarantował co najmniej kilka bramek w sezonie. Nieco słabiej wypadał Mario Konrad (24 lata), były młodzieżowy reprezentant Austrii, wychowanek Stuttgartu. Przeciętną technikę nadrabiał dobrą szybkością i przyspieszeniem. Na koniec, najgłośniejsze nazwisko w kadrze - Schweinsteiger! Niestety, nie Bastian, a jego starszy (25 lat) i znacznie mniej utalentowany brat o imieniu Tobias. Baardzo przeciętny, lecz zdeterminowany, by chociaż częściowo dorównać słynnemu bratu.
  7. Cały czas zastanawiam się, czy kupić nowego FM'a, a mam ostatnio trochę wolnego czasu, więc wróciłem do wersji 08. To już mój drugi opek z kadrą, mam nadzieję, że powtórzę tamte sukcesy. A wracając do FM 13, warto kupić? 30 czerwca 2007, ten dzień zmienił polską piłkę. Kilka dni wcześniej do Feyenoordu Rotterdam odszedł Leo Beenhakker. Kandydatów na to stanowisko było kilku: Maciej Skorża, Tomasz Hajto, Adam Nawałka, Pavel Hapal i nikomu nieznany Paweł Wikieł. Ma już 43 lata, a w swojej karierze prowadził tylko III-ligowy Gryf Słupsk i Avię Świdnik, a z tym drugim klubem zdołał awansować do II ligi, jednak po sezonie nie przedłużono z nim kontraktu. Mówi się, że to on jest faworytem, bo jego ojciec zna się z... Michałem Listkiewiczem, prezesem PZPN. I stało się, wybrali mnie selekcjonerem! Pierwszy mecz zagramy na początku września, z Portugalią. Rywal trudny, ale do pokonania, co pokazaliśmy niedawno w Chorzowie.
  8. Witam, mam pewien problem z moim Football Managerem '08. Od momentu zainstalowania Windowsa 7 nie mogę rozpocząć nowej gry. Wybieram ligi, baze danych, itd, biorę kontynuuj, chwile się ładuje i... "Football Manager 2008 przestał działać". Reinstalka i to samo... Więc mam prośbę do użytkowników, którzy grają w tą wersję. Mógłby ktoś zrobić mi grę(albo dać mi swoją, bo i tak zacznę nowym menadżerem)? Bo już nie wiem co zrobić, mam jednego save'a, ale już mi się trochę nudzi... Moje wymagania: Ligi:Anglia,Hiszpania,Polska(najwyższe, w Polsce mogłabyć też 1.liga) Dodatkowe państwa: Brazylia, Bośnia, Ukraina, Holandia, Argentyna, Senegal(niekoniecznie) Baza Danych:Duża Oczywiście uaktywniony budżet transferowy w 1. okienku i prawdziwi piłkarze. Hiszpania i Anglia nie jest tak konieczna, zamiast niej może być Francja, Włochy i Niemcy. Polska koniecznie, bo chcę zagrać na początku w T-Mobile Ekstaklasie. Najlepiej, żeby było to na jakimś uaktualnieniu. Niekoniecznie najnowsze ;]
  9. Wiem, że jest już kilka karier o kadrze, ale nie ma chyba żadnej w "ósemce". A do tego będę też starał się opisywać zmagania naszych ligowców... Możliwe, że obejmę też jakiś klubik... 21 listopada 2007, godz.19 Za pół godziny ma rozpocząć się najważniejszy mecz reprezentacji Polski w XXI w. Polacy są na drugim miejscu w tabeli i mają 2 punkty przewagi nad Serbią. Dziś gramy z... Serbią. Więc wystarczy nie przegrać, na pierwszy rzut oka łatwe, jednak "Don Leo" chciałby zakończyć eliminacje z przytupem, więc mamy wszyscy trochę obaw co do zbyt ofensywnego ustawienia. Ostatecznie Leo Beenhakker zdecydował się na ustawienie 4-3-2-1 z dwoma skrzydłowymi i dwoma defensywnymi pomocnikami. Skład wyglądał następująco: Dudek-Golanski Bak Glowacki Bronowicki-Lewandowski Sobolewski Kazmierczak- Zurawski Krzynowek- Smolarek Zaczęliśmy od ataków, jednak Smolarek, Krzynowek i Zurawski marnowali sytuacje. W 12 minucie Głowacki dostał czerwoną kartkę za wejście obunóż w przeciwnika. Od tamtej pory do ataku ruszyli Serbowie. Do 42 minuty umiejętnie się broniliśmy, jednak wtedy Pantelić minął Jacka Bąka jak tyczkę i nie dał szans Dudkowi w sytuacji sam na sam. Cała druga połowa wyglądała tak jak druga część pierwszej połowy. W 84 minucie dobił nas Antonio Rukavina strzałem z około 30 metrów pod poprzeczkę. 4 minuty później bramkę kontaktową zdobył Maciek Żurawski, jednak na zdobycie bramki do uzyskania "zwycięskiego remisu" zabrakło nam czasu i skuteczności. Po tym meczu byłem wściekły na naszą ofensywę. Ci zawodnicy muszą nauczyć się strzelać! Strzelić dwie bramki Serbom to nie jest wielki wyczyn. Nam się jednak nie udało. Można usprawiedliwiać ich grą w osłabieniu, ale przecież i tak stworzyliśmy więcej sytuacji. Po meczu, prezes PZPN postanowił zwolnić holenderskiego szkoleniowca. Zapowiedział, że jego następcą zostanie jakiś młody, polski trener. To moja szansa!!! Mam wszystkie uprawnienia i do tego byłem przez ponad 4 lata selekcjonerem U-16 lat. Teraz tamci zawodnicy mają po 22- 23 lata i będą niedługo podporą kadry. Muszę złożyć papiery!
  10. Kiedy zwiedzałem muzeum Barcelony, Manchesteru United, czy Milanu (w charakterze turysty, rzecz jasna), oślepiał mnie blask lśniących pucharów, pater i medali. Z czarno-białych zdjęć spoglądali wybitni piłkarze, zdobywcy niezliczonej ilości trofeów; prawdziwe legendy - nie tylko swoich klubów, ale piłki nożnej w ogóle. Listy wielkich nazwisk zajmowały całe ściany i sięgały nawet XIX wieku. Gdybym chciał dokładnie obejrzeć każdy eksponat, musiałbym przedłużyć wakacje o dobry tydzień, a i tak zapewne przeoczyłbym kilka nagród, okupionych ogromnym wysiłkiem wielu ludzi. Każde, nawet najdrobniejsze wyróżnienie było przecież efektem ciężkiej pracy trenerów, zawodników, fizjoterapeutów... Atmosfera wielkiego futbolu była tak namacalna, że można by ją zamknąć w słoiku i sprzedawać obok koszulek i szalików. Domyślacie się więc, co zrobiłem, gdy otrzymałem wymarzoną posadę menedżera w zespole z najwyższej klasy rozgrywkowej? Natychmiast zapytałem prezesa o klubowe muzeum. Mój nowy szef tylko się roześmiał, po czym zaprowadził mnie do małego pokoiku, znajdującego się tuż obok szatni. Gablota na trofea... była. Była oznaką optymizmu. Półki świeciły pustkami i czekały, by je zapełnić. Na ścianie wisiało kilka fotografii, a wśród nich wizerunki rekordzistów - Agrona Salji (najwięcej meczów dla klubu - 121) i Anze Hribara (najwięcej goli - 33). Najpierw poczułem lekkie przygnębienie, ale chwilę później uświadomiłem sobie, że oto stoję przed niepowtarzalną szansą. Mogę napisać najwspanialsze rozdziały historii Interblocku Lublana. Interblock został założony w 1975 roku, więc przez długi czas nie miał szans, by zaistnieć na futbolowej mapie kraju. Karty rozdawali wówczas giganci pokroju Crvenej Zvezdy, Partizana Belgrad, Hajduka Split, czy Dinama Zagrzeb. Najsilniejsza ekipa z terenów dzisiejszej Słowenii - Olimpja Lublana, okupowała środek tabeli jugosłowiańskiej ekstraklasy. Dopiero rozpad Jugosławii i - w konsekwencji - utworzenie ligi słoweńskiej, umożliwiło popularnym 'Hazardzistom' walkę o wyższe cele. A i to nie przyszło wcale łatwo. Stołeczna drużyna długo musiała czekać na awans do krajowej elity - dokonała tego dopiero w 2006 roku. Historyczny, pierwszy sezon na salonach był nieustanną bitwą o utrzymanie, zakończoną pomyślnie dzięki zwycięskim barażom. Dotychczasowy menedżer stracił pracę, a prezes Joze Pececnik zatrudnił w jego miejsce młodego, ambitnego szkoleniowca z Polski. Tak, chodzi o mnie. Ależ wy domyślni jesteście! Co mi się spodobało? Fakt, że większość członków sztabu szkoleniowego stanowili byli piłkarze, często mający za sobą występy w barwach Interblocku. To budowało pozytywny, wręcz rodzinny klimat wokół klubu. Wśród trenerów znajdowali się: Anton Usnik (33 lata, właśnie zakończył karierę zawodniczą), Agron Salja (34 lata, wspomniany już rekordzista), Robert Englaro (37 lat, 36-krotny reprezentant Słowenii, były zawodnik Atalanty), Luka Gresak (34-latek, mający na koncie blisko 200 występów w ekstraklasie jako bramkarz), Damir Sabotic (34 lata, zaliczył epizod w Interblocku). Krótko mówiąc: grupa ludzi młodych, pełnych zapału, chcących razem stworzyć coś interesującego. Jak wyglądała kadra? Nieźle, chociaż kilka pozycji wymagało wzmocnienia. Bramkarzy miałem do dyspozycji dwóch. Nieco lepiej prezentował się Romeo Krizmanic (24 lata), ale młody Matjaz Rozman (20 lat) dobrze rokował na przyszłość. Obaj byli solidnymi fachowcami - jak na tutejsze standardy. W odwodzie znajdował się jeszcze weteran, Janez Strajnar (36 lat), legenda NK Primorje, jednak nie zamierzałem korzystać z jego usług. Boki obrony były obsadzone wyjątkowo mocno. Na lewej stronie defensywy mogli występować: Igor Lazic (27 lat) i doświadczony Chorwat, Krunoslav Rendulic (33 lata). Nieco wyżej oceniałem umiejętności Igora, który zaliczył nawet jeden występ w reprezentacji Słowenii; grał też swego czasu w lidze rosyjskiej. Silny fizycznie, zdeterminowany, dobrze wykonujący stałe fragmenty gry - czegóż chcieć więcej? Rendulic przegrywał przede wszystkim swoim wiekiem, ale świetnie nadawał się na zmiennika. Warto odnotować, że jako zawodnik Hajduka Split wywalczył Mistrzostwo Chorwacji. Prawa flanka to już w ogóle szaleństwo i klęska urodzaju. Ofensywnie usposobiony Bostjan Jelecevic (22 lata) zachwycił mnie nieprzeciętnym talentem. Do tego był wychowankiem Interblocku, więc sami rozumiecie... Pochodzący z Bośni Suvad Grabus (25 la) miał znacznie mniejsze umiejętności, ale nadrabiał wszechstronnością - mógł operować również po lewej i na środku. Stawkę uzupełniał Erik Salkic (20 lat), prawdziwy rzeźnik, jeśli chodzi o warunki fizyczne. Poważnie zastanawiałem się, czy nie przekwalifikować go na bocznego pomocnika. Niestety, w składzie byli jedynie trzej stoperzy, przy czym jednego wyciągnąłem z rezerw... Zdecydowanie najlepiej wyglądał urodzony w Ghanie reprezentant Togo, Eric Akoto (26 lat). Afrykański gigant przez wiele sezonów błyszczał na austriackich boiskach - z Austrią Wiedeń zdobył nawet mistrzostwo kraju. Nasz wychowanek, Rok Marinic (23 lata) tak wielkich sukcesów jeszcze nie odniósł, chociaż także spędził dwa lata w ojczyźnie walca (konkretnie w Sturmie Graz). Ostatnim środkowym defensorem był młody Nejc Zavrl (19 lat) - póki co przeciętny, ale perspektywiczny. Wśród pomocników sytuacja była odwrotna niż wśród obrońców - mizeria na bokach, bogactwo na środku. Dość powiedzieć, że po lewej stronie... nie miał kto grać. Jasnym stało się, co będzie naszym transferowym priorytetem. Jedynym nominalnym prawym pomocnikiem był zaś Martin Pregelj (30 lat). Facet praktycznie nie posiadał słabych stron; dodatkowo zaliczył kilka meczów Ligi Mistrzów, gdy grał dla Mariboru. Później próbował swych sił na boiskach Austrii (Sturm Graz) oraz Cypru (Paralimni). Ładne CV, przyznacie sami. Defensywni pomocnicy w Interblocku wyjątkowo obrodzili. Powinienem się cieszyć, ale trzech świetnych zawodników na jednej pozycji? Miałem ból głowy i wyrzuty sumienia, bo z przynajmniej jednego musiałem zrezygnować. Rok Elsner (21 lat) zbierał szlify w Nicei, Darijan Matic (24 lata) był reprezentantem kraju i eks-graczem rosyjskiej ekstraklasy, a Dejan Grabic (26 lat) imponował przygotowaniem fizycznym, walecznością i błyskotliwością... Uff, będzie ciężko. Do tego dochodzili dwaj klasyczni łącznicy. Janez Zavrl (24 lata), czterokrotny reprezentant Słowenii i Veselin Kuzmanovic (22 lata), też całkiem przyzwoity kopacz. Wesołą gromadkę uzupełniał ofensywny wychowanek klubu, Zan Osredkar (20 lat) - chyba najsłabszy z tego grona, ale wcale nie słaby. Spośród napastników wyróżniał się Ermin Rakovic (29 lat), mający za sobą 15 meczów w drużynie narodowej. Chleb jadł z niejednego pieca - grał dotąd w 12 klubach i 4 krajach (Słowenii, Portugalii, Izraelu, Turcji). W poprzednim sezonie strzelił dla Domżale 16 goli i zdobył mistrzostwo kraju. Aż dziwne, że zdecydował się na przenosiny do Interblocku. Aleksandar Rodic (27 lat) zaliczył 4 występy w reprezentacji i również zwiedził wiele państw. Kopał piłkę na francuskich, belgijskich, tureckich, bułgarskich, a nawet angielskich boiskach (4 występy dla Portsmouth w Premiership!). Ostatnim napastnikiem był reprezentant Bośni, Ivan Jolic (27 lat) - w niczym nie ustępował swoim kolegom, więc rywalizacja o miejsce w ataku zapowiadała się pasjonująca.
  11. - A tak w ogóle słyszałam w telewizorze, że tam wcale tak różowo nie jest! Mówią, że idzie kryzys i cały kraj może zbankrutować, wyobraź sobie - powiedziała mama, pakując mi do plecaka kolejną porcję baklavy. - Grecja i kryzys? - roześmiałem się głośno. - Przecież to jakieś bzdury. Zresztą sama zawsze powtarzasz, że telewizja kłamie. I kto normalny bierze na drogę baklavę?! - spytałem, widząc rosnącą liczbę pakunków z prowiantem. - Nadal uważam, że to zły pomysł. Ciągle tylko: Grecja, Grecja! Kraj jak każdy inny. Pamiętasz Vlorę? Tę, która mieszkała niedaleko meczetu? - Pamiętam... - odparłem, wzdychając ciężko. Znałem tę historię na pamięć. - No właśnie! Taka była odważna, wyzwolona, feministka wręcz! I co? Okryła hańbą całą swoją rodzinę, a jej matka pół roku później zmarła ze zgryzoty! Tego chcesz? - Dobrze mamo, obiecuję, że będę na siebie uważał. Jednak nie sądzę, żebym zrobił furorę w jakimkolwiek domu publicznym. - A kto ich tam wie, to zgniły zachód jest! Oni tam robią rzeczy, o których nam się nawet nie śniło. Mogłeś zostać lekarzem jak twój brat, ale ty oczywiście musiałeś postawić na swoim. Wiedziałam, że babranie się w piłce nic dobrego nie przyniesie. - Piłka nie ma tu nic do rzeczy - próbowałem zakończyć niewygodny temat. - Już ci mówiłem, wszystko jest dogadane i pewne. Po prostu lecimy i zaczynamy pracę, żadna wielka filozofia. - Ale dlaczego tak daleko? Widziałam na mapie, to południe kraju, nie można było bliżej? - Biorąc pod uwagę moją sytuację, wybrzydzanie byłoby głupotą. Najwyraźniej Shkodran działa teraz na południu Grecji, zresztą to bardzo ładne okolice, blisko morza. Poza tym nie będę sam, przecież jedzie ze mną Bashkim. - I to mnie właśnie najbardziej martwi... * Wraz z Bashkimem wsiedliśmy do starego, rozklekotanego busa, który miał nas zawieźć na lotnisko. - No i jak samopoczucie? - zapytał mój najlepszy kumpel, bawiąc się ulubionym złotym łańcuchem. - Pomyśl, właśnie rozpoczynamy podbój wielkiego świata! Europa czeka na nas z otwartymi ramionami, zrobimy karierę jak James Belushi, albo Eliza Dushku... - Bashkim rozmarzył się na samą myśl o aktorce, której zdjęcie zawiesił nad łóżkiem. - Stary, nie jedziemy do Hollywood, tylko do Grecji... Wyhamuj. - Okej, okej. Wystarczy, że za kilka godzin będziemy w światowym zagłębiu sera feta, a jak dobrze pójdzie, to na serze się nie skończy, jeśli wiesz co mam na myśli... Mój brak entuzjazmu był aż nadto widoczny. - Kiedyś taki nie byłeś. Cały czas o niej myślisz, hę? Naprawdę nie dało się nic zrobić? Może da się to jeszcze jakoś naprawić... - Niby jak chcesz TO naprawić? - syknąłem zdenerwowany. - No wiesz, słyszałem, że w Ameryce robią już specjalne operacje... - Możemy skończyć ten temat? - przerwałem przyjacielowi w pół zdania, ponieważ rozmowa zdecydowanie zmierzała w stronę kompletnego absurdu. - W porządku koleś, bez nerw, bez nerw... Pamiętaj, że jesteśmy Albańczykami, a Albańczycy łatwo się nie poddają! I gwarantuję ci, że w Grecji o wszystkim zapomnisz. Tam będziemy egzotyczną ciekawostką, towarem z tajemniczej krainy - panny same będą pchały nam się do łóżka. - Jasne. Chyba zapominasz, że pół naszego miasta wyemigrowało do Grecji i żadna Greczynka nie da się nabrać na tekst "mam na imię Luigi, pochodzę z Włoch". Bashkim nie tracił dobrego humoru. - Greczynka może i nie, ale to przecież kraj żyjący z turystyki! Można przebierać w narodowościach, kolorach włosów, karnacjach... Ku chwale ojczyzny! - Ku chwale ojczyzny zamierzasz udawać Włocha? - odparłem ironicznie. - O rety, ale z ciebie się zrobił nudziarz! Jeszcze trochę i zacznę żałować, że zabrałem cię do Kalamaty. - A właśnie - ożywiłem się na chwilę. - Nie wiem czy wiesz, że 'Kalamata' oznacza 'piękne oczy'. Towarzysz podróży spojrzał na mnie z ukosa. - Może gdybym dorastał na farmie i był opóźniony, ta informacja by mnie zainteresowała. A teraz daj kawałek baklavy, jestem pewien, że twoja mama przygotowała sporą porcję.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...