Wyszła nowa Katatonia (The Falls of Hearts), dla mnie mocny kandydat na płytę roku, jak słyszę opinie to raczej surowe, ale dla mnie jest znakomita, nie dorównuje może The Great Gold Distance bo ma kilka słabszych momentów, ale z każdym odsłuchaniem (a maltretuję krążek dość intensywnie) coraz bardziej wielbię tegoroczną twórczość Szwedów. Co więcej? Docenić trzeba wyjątkowo długi album Schammasch. Triangle trwa ponad 100 minut co mogłoby obdzielić dwa, a nierzadko i trzy metalowe płyty, ale przynajmniej ja ani przez chwilę nie odczułem znużenia. Fajnie też słucha się Klechdy od Thy Worshiper, dużo folku, sporo blacku. W podobny target uderza Ashbringer Yugen. Caverman Cult zaś zadbało by szyby w oknach nie czuły się zbyt pewnie i zaproponowały kolejny potężny album. Kroku próbuje dorównać im Phobocosm, ale Bringer of Drought jest ciut słabsze od poprzedniego ich wydawnictwa. Dla osób, którym Katatonia nie przypadła do gustu mam też rekomendacje w postaci Sylvaine, Blackgaze z elementami post-rocka. Safeaheaven Tides from Nebuli także nie przyniosła wstydu. Omijać z daleka z kolei polecam Glorior Belli, już nie pierwszy raz po przemęczeniu ich płyty poczułem chęć kuracji Deathspell Omegą, gdzie chłopcy wiedzą jak kombinować z bm. Wpadek było oczywiście więcej, ale GB to kapela, którą wciąż wiele osób wymienia jako czołówkę francuskiego ciężkiego grania z czym się nie zgadzam.