Skocz do zawartości

Ralf

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    3 477
  • Rejestracja

  • Wygrane w rankingu

    2

Zawartość dodana przez Ralf

  1. Mam pytanie odnośnie postu z Mistrzostwami Europy (vs. Irlandia, Hiszpania, Niemcy) — jakie były dokładne wyniki spotkań w Twojej grupie? Bo końcowa tabela trochę nie zgadza mi się z opisem tego, co się działo Co się stało z porażką Hiszpanii z Irlandią, że tabela jej nie uwzględniła, pokazując zero? Z kim Niemcy poniosły drugą porażkę, skoro Irlandia wygrała jeden mecz (z Hiszpanią), Ty z Austrią także jeden (z Irlandią, potem dwa remisy), a Hiszpania również odnotowała jedno zwycięstwo (zapewne z Niemcami)? Chyba, że jestem ciemna masa i czegoś mocno nie jarzę lub umnknęło mojemu sokolemu wzrokowi
  2. Ralf

    Peak Label

    W ramach cierpliwego uzupełniania sztabu szkoleniowego Solina zatrudniłem w klubie Darko Deura (26 l., Naukowiec Sportowy, Chorwacja), który miał pełnić w klubie rolę Głównego Naukowca Sportowego. Dotychczas nie wiedziałem zbyt wiele o tej profesji, toteż dziwiło mnie, że wolni kandydaci, chętni do pracy na tym stanowisku, mieli co do jednego po dwadzieścia parę lat. Nie rozwodziłem się jednak nad tym zbyt długo, bo byłbym skończonym hipokrytą, nie zatrudniając 26-latka w klubie, w którym menedżerem pierwszego zespołu był ktoś bez doświadczenia, z zaledwie trzydziestką na karku. Powitałem zatem Darko bardzo serdecznie i wprowadziłem go do klubu tak samo, jak niedawno wprowadził mnie Zoran Bardić. W niedzielę po południu, dzień po meczu ze Slavoniją, gdy wszyscy mieliśmy wolne, zadzwonił mój telefon. Popijałem sobie Peak Labela, sprawdzając wyjątkowo, jak smakuje jako drink z Coca-Colą, a jako że była to już trzecia szklanka, spojrzałem na wyświetlacz tylko przelotnie i zobaczyłem na nim tylko słowo "Darko". Zdziwiłem się, bo nie przypominałem sobie, bym zapisywał sobie numer naszego nowego naukowca sportowego, ale mimo to odebrałem. Okazało się, że to nie był Darko; w każdym razie niezupełnie. – Co tam, Darko? – powiedziałem, gdy przeciągnąłem zieloną słuchawkę przez ekran. – Mów, co cię gryzie? – Darko? – odezwał się zbyt znajomy głos w słuchawce. – Rozumiem, że już jakiś czas siedzisz w Chorwacji, ale żebyś zaczął zapominać języka, to coś z tobą nie tak. Moje imię nie różni się tak bardzo od chorwackiego odpowiednika. – Kurwa mać, Dariusz! Chłopie, wreszcie się zmobilizowałeś, żeby zadzwonić! – zawołałem. – Myślałem już, żeś umarł, bo nie odzywasz się i nie odzywasz. Co tak długo ci to zajęło? – O to samo mógłbym zapytać ciebie, piromanie. Zaśmiałem się, sięgając na ławę po szklankę z drinkiem. Darkowi trzeba było oddać to, że zawsze wszystko zapamiętywał. Zawsze i na długo. – Piromanie? Masz zamiar wypominać mi to puszczone z dymem łóżko do końca świata, i jeden dzień dłużej? – A żebyś wiedział, bo to było najbardziej klimatyczne ognisko, na jakim byłem, zwłaszcza zimą – odparł. – Szkoda, że nie uprzedziłeś mnie wtedy, bo oczywiście spytałbym, czy cię pojebało, ale i tak zabrałbym jakieś kiełbasy na ruszt. – Nic straconego, kiedyś jeszcze będzie okazja, tylko już w lepszych okolicznościach. Więc co u ciebie słychać? Siorbnąłem łyk drinka. Peak Label z Coca-Colą był niezłą alternatywą do relaksacyjnego popijania, gdy nie chciało się moczyć ust czystą whisky. Smaczne i przyjemne to było połączenie, ale i tak wolałem tradycyjne picie na dwie szklanki. – Nie jest źle, choć prawdę mówiąc do dupy – stwierdził. – Jestem na wypowiedzeniu, więc we wrześniu przechodzę na utrzymanie państwa, stając się chwilowo Ferdynandem Kiepskim. – Co ty opowiadasz? Żartujesz, prawda? – Ani trochę. Jestem poważny jak zator tętnicy wieńcowej, kruczy syf. Gdy wróciłem do kraju z pustymi rękami, nikt nie był z tego powodu szczęśliwy, a skoro ostatecznie przypieczętowało to konieczność redukcji etatów, a mnie uznano za czynnik, który zawalił, w nagrodę znalazłem się na liście do grupowych zwolnień. Oto cała historia. – Darek, kurwa, przykro mi, bracie... Rozmawialiśmy wprawdzie przez telefon, ale znałem Dariusza od lat i doskonale wiedziałem, że w tej chwili najprawdopodobniej właśnie machnął niedbale ręką. – Daj spokój, ja już się nie przejmuję, co się stało, to się nie odstanie – powiedział. – Poza tym, jeśli mam być szczerym, nie mogę się już doczekać tego września. Skoro kurwie syny tak mi się odwdzięczają za kilka lat sumiennej harówy, nie ma o czym gadać. Niech spierdalają. – Jak uważasz, co nie zmienia faktu, że przykro tak stracić robotę. – Pewnie, że tak, ale nie usiądę i nie zacznę beczeć. A co słychać w Kroejszji? Brzmisz naprawdę nieźle, znowu ten sam, stary Ralf, którego znam od liceum. – Coraz lepiej! Na początku było trochę dziwnie, ale pierwsze futery za płoty – stwierdziłem z zapałem. – Jesteśmy teraz po serii meczów towarzyskich, przed nami jeszcze drugie tyle. Mam już nawet za sobą konferencję prasową i sam sobie się dziwię, że tak sprawnie mi poszła, i to jeszcze po angielsku, skoro w życiu nie rozmawiałem z żadnym dziennikarzem. Przyklepałem kilka pierwszych transferów, załatwiłem... – Zamilkłem, gdy usłyszałem w słuchawce rechot Dariusza. – Co? No co?! – Bracie, zacząłeś teraz trajkotać jak przekupka na targu, ale nawet nie wiesz, jak dobrze to słyszeć – odpowiedział, cały czas się śmiejąc. – Przed rokiem o tej porze byłeś tak wykończony, że nieraz zastanawiałem się, jak z tobą rozmawiać, a teraz znowu jesteś taki, jak dawniej. Zdajesz sobie sprawę, że to już rok minął, jak jesteś wolnym strzelcem? Zastanowiłem się przez chwilę. Dariusz miał rację, kompletnie o tym teraz nie myślałem i nawet nie pamiętałem, że faktycznie już od dobrego roku byłem sam, a w tej chwili ani trochę mi to nie przeszkadzało. I ta myśl sprawiła, że bardzo szeroko się uśmiechnąłem. Gdybym spojrzał w lustro, zapewne miałbym wargi rozciągnięte od ucha do ucha niczym Steven Tyler. Porozmawialiśmy jeszcze z Darkiem dobre pół godziny, wymieniając się wieściami i wspominając dawne czasy. Nie spytałem go jednak, czy miałby ochotę za jakiś czas wpaść do Chorwacji – ja na wizytę w Polsce na razie nie mogłem sobie pozwolić. Uznałem, że zawirowania zawodowe to nie jest dobry moment na podróże zagraniczne, niemniej jednak miałem nadzieję, że niebawem będziemy mogli wznieść twarzą w twarz peak labelowy toast. Zaś po skończonej rozmowie przypomniałem sobie, że nazajutrz wypada mi termin zdjęcia szwów z rozciętego ramienia.
  3. Ralf

    Peak Label

    Tylko poczekaj na ligę, tam dopiero może być zabawnie ----------------------------------- Pierwszy sparingowy maraton, po którym mieliśmy kilka dni przerwy na zregenerowanie sił, kończyliśmy wyjazdowym spotkaniem ze Slavoniją. Powróciłem do składu, jaki na tę chwilę po dotychczasowych meczach wydał mi się najbardziej optymalny, a więc z Robim Obrstarem i Antonio Repiciem na skrzydłach. Od razu wpłynęło to pozytywnie na postawę całego zespołu, co skończyło się dla gospodarzy ciężkim laniem, a sam Obrstar otworzył wynik zdobyciem dwóch bramek w przeciągu pierwszych dwudziestu minut. Po jednym trafieniu dorzucili też grający w drugiej linii Llanos i Pezo – cieszyło mnie, że potrafią rąbnąć zza pola karnego, nigdy nie miałem nic przeciwko golom pomocników, jeżeli oznaczają wygrywanie meczów, ale martwiło mnie zarazem, że muszą wyręczać napastników. Moje myśli jakby usłyszał Simunać, który dosłownie kilka chwil później precyzyjnym strzałem wykończył ładną, zespołową akcję. Całe spotkanie w bramce dałem rozegrać Topiciowi, i poniekąd bardzo dobrze zrobiłem, bo mogłem stwierdzić, że na tę chwilę Ante wyraźnie przegrywał rywalizację z Benderem, do czego walnie przyczyniły się dwa wpuszczone uderzenia z dystansu. Jedno z nich oddał zawodnik, który biegał ze złapanym kilka minut temu urazem stopy, więc...
  4. Ralf

    Peak Label

    Czwartego lipca podchodziliśmy do pierwszej gry kontrolnej, w której naszym rywalem był trzecioligowy Zadar. Ten sparing niestety pokazał, że dużo nam jeszcze brakuje do wypracowania optymalnej formy, a jeżeli nie wzmożemy wysiłków, czeka nas bolesny sezon, zaś mnie ciężki trenerski debiut. Po nieco ponad dziesięciu minutach gry zaspał Bender, który dał się zaskoczyć Torbarinie strzałem z 30 metrów, który był jak najbardziej do obrony. W drugiej połowie z kolei zauważyłem, że muszę się pochylić nad ustawieniem przy defensywnych stałych fragmentach, gdyż w 54. i 63. minucie Vasilj i Stokić zdecydowanie zbyt łatwo dochodzili do strzałów głową z najbliższej odległości, wbijając nam dwie banalne bramki po dośrodkowaniach. W momencie, gdy przegrywaliśmy już 0:3, stałem przy linii bocznej i kręciłem głową z niedowierzania, że klub z niższej ligi robi z nami, co chce, na szczęście jednak nie samymi negatywami stało to spotkanie. W 70. minucie honorowego gola celną główką zdobył Obrstar, zaś kwadrans później rozmiary porażki zmniejszył jeszcze Simunać, dobijając do bramki uderzenie Jelavicia, obronione wpierw przez Pincicia. Na doprowadzenie do remisu zabrakło nam czasu i dokładności. W drodze powrotnej do Solina wiedziałem, że wynik jest wyraźnym sygnałem ostrzegawczym, ale jednocześnie cieszyło mnie, że moi zawodnicy nie złożyli broni i walczyli do końca.
  5. Ralf

    Peak Label

    Dobrze być wśród swoich Niech żyją włóczykije!
  6. Ralf

    Peak Label

    Piąteczka! @T-m Do Zadaru jechałem bardziej od strony Zagrzebia, więc Rijekę wprawdzie ominąłem, ale jazda z Zadaru do Makarski obok Splitu też robiła niesamowite wrażenie - po jednej stronie Adriatyk, po drugiej skaliste wzniesienia ^^ Zadar wspominam z nostalgią również dlatego, że dotarłem tam w wieczór meczu Chorwacja - Dania na ostatnim mundialu Po absolutnie całym dniu podróży pochłaniałem w ogródku jednej z restauracji życiodajny posiłek i błogosławione piwo, a tuż obok była strefa kibica. Nagle rozległy się ryki radości (w tym momencie rozstrzygnął się konkurs rzutów karnych), spytałem kelnera, czy Chorwacja zwyciężyła, a gdy cały uchachany potwierdził, poszedłem pogratulować miejscowym Do późnych godzin nocnych samochody krążyły po całym Zadarze, dudniąc klaksonami - uwielbiam tego typu smaczki w trakcie podróżowania Mam nadzieję, że świat odzyska jeszcze kiedyś wolność, bo już mnie roznosi, by wskoczyć w samochód i ruszyć po nowe przygody A miałem w planach m.in. objazd po Bałkanach oraz podróż śladem "wiedźmińskich" miejscowości i regionów, np. Novigrad w Chorwacji, Toussaint i Beauclair we Francji, Velen w Niemczech, czy Skellig Islands nieopodal Irlandii, ale polityczne gierki w roku 2020 stanęły mi na drodze do realizacji przynajmniej części z tych planów. Do tego wszystko wskazuje na to, że 2021 będzie w rzeczywistości rokiem 2020 v2.0, więc na nic się nie nastawiam. ----------------------------------------- Nieoczekiwanie zarząd uznał za stosowne dorzucić jeszcze dodatkowe sparingi do okresu przygotowawczego, w których naszymi rywalami miały być m.in. trzecioligowe ekipy Junaka (dom), Slavoniji (wyjazd) i Uskoku (wyjazd), a cały program letnich sparingów miał ostatecznie wynieść jedenaście gier kontrolnych. Sądziłem, że jest to wystarczająca liczba, by moi podopieczni przyswoili schematy taktyczne w stopniu wystarczającym na inaugurację Drugiej HNL, a w trakcie rozgrywek mogli zgłębiać ich szczegóły. Początek przygotowań mieliśmy bardzo intensywny, aż do 6 lipca graliśmy sparingi co dwa dni, w związku z czym na spotkanie z Junakiem dużo pozmieniałem w składzie, wystawiając od pierwszej minuty tych, którzy w dwóch pierwszych meczach zaczynali głównie na ławce, do tego w bramce przetestowałem naszego trzeciego golkipera, osobiście sprowadzonego przeze mnie Petara Kovacia. Pierwsze czterdzieści pięć minut było o wiele brzydsze, niż przeciwko Makarsce; goście potrafili długimi minutami prowadzić grę i przebywać głównie na naszej połowie, z kolei my ograniczaliśmy się tylko do szarpanych, nieskładnych akcji. Od przerwy zacząłem przeprowadzać zmiany, które potwierdziły, że drugi garnitur niezbyt się spisał, a kilka pozycji mam już obsadzonych. W 56. minucie zamieszanie w polu karnym po rzucie rożnym wykorzystał Mornar, by posłać piłkę do siatki. Na nieco ponad dziesięć minut przed końcem spotkania wprowadzony Robi Obrstar dośrodkował z lewej flanki na dalszy słupek, a tam inny dzisiejszy rezerwowy, fantastyczny Antonio Repić bombą z powietrza podwyższył na 2:0; miałem nadzieję, że tak Obrstara, jak i Repicia będą omijały kontuzje. Chwilę później Bilonić strzałem od słupka zamknął centrę Jelavicia, więc mogłem mieć nadzieję, że właśnie widzę budujący się NK Solin, który w sezonie 2019/2020 nie sprzeda tanio skóry. Nasze uśmiechy zdążyły jeszcze jednak nieco przygasnąć, gdyż w samej końcówce Taras pokpił krycie, pozwalając Verunicy na zdobycie honorowego gola dla przyjezdnych. A co tam, niech chociaż tyle mają z wizyty na Pokraju Jadra.
  7. Ralf

    Peak Label

    Wraz z końcem czerwca zakończył się okres wynajmu kwatery, w której najpierw zamieszkiwaliśmy z Dariuszem, a później ja sam. Zoran Bardić wywiązał się z danego słowa i opłacił wynajem do końca miesiąca, a potem zaproponował mi zajęcie domku w innej części Solina, który należał do klubu. Przez lipiec mogłem tam żyć na koszt klubu, a gdybym nie znalazł niczego innego lub domek zwyczajnie by mi się spodobał, mogliśmy wówczas umówić się, że koszt wynajmu mógłby być odliczany miesięcznie od mojej pensji. Obiecałem, że rozważę tę możliwość; w końcu nadal była to dla mnie dość nowa sytuacja i nie zamierzałem śpieszyć się z żadnymi decyzjami. W przeprowadzce pomógł mi Stjepan, który niemal wyrwał mi mój bagaż z rąk, bym sam tego nie dźwigał. W czasie, gdy pakował cały majdan do bagażnika, uciąłem sobie pogawędkę z właścicielką budynku, podziękowałem za gościnę i życzyłem dużego zainteresowania przy następnym sezonie wakacyjnym. Moje nowe lokum faktycznie okazało się mniejsze od tego, w którym mieszkałem do tej pory. Tutaj był tylko parter, korytarz biegnący od drzwi wejściowych i kończący się na szerokich drzwiach do czegoś na wzór salonu połączonego z kuchnią. W samym korytarzu po lewej były drzwi do sypialni i obok do czegoś na wzór składziku, zaś po prawej wejście do łazienki z wyjściem na niewielki taras, i to wszystko. Odpowiadało mi to. Idealne mieszkanie dla kawalera z trzydziestką na karku. Po południu zjawiłem się w klubie. Kiedy stałem przy oknie mojego gabineciku, oglądając chorwacki pejzaż oświetlany chylącym się z wolna ku zachodowi słońcem, wzdrygnąłem się na kobiecy głos, który rozbrzmiał nagle kilka kroków za mną. – Bok, Raflo. Jak ci się podoba w Solinie? Odwróciłem się z pokerową twarzą. W drzwiach gabinetu stała lekko nieśmiała blondynka. Mia Bardić we własnej osobie. – Jasne, uwielbiam śródziemnomorski klimat, a tu jeszcze czuję słowiańskość, wiesz... – odpowiedziałem naprędce. – Co to znaczy "bok"? Po polsku to zabrzmiałoby zabawnie. – To po polsku oznacza siest – rzekła, ale natychmiast się zawahała i pokręciła głową. – Nie, to nie tak było. Cze-ść. O, chyba teraz lepiej. Uśmiechnąłem się mimowolnie. Czy ona naprawdę specjalnie spróbowała nauczyć się kilku polskich słówek, by lepiej się ze mną porozumieć? – Tak, dużo lepiej. W idealnej polskiej wymowie brzmi to tak: cześć. Ale nieźle ci poszło, bo zwykle polski język sprawia trudności osobom mówiącym w innym języku. Nawet jeżeli te osoby też są Słowianami. – A co po polsku oznacza słowo "bok"? Dlaczego zabrzmiałoby zabawnie? Podszedłem do niej i wyciągnąłem otwartą dłoń, wskazując z prawej strony jej tułowia i zakreślając palcami łuk wcięcia jej talii. – Po polsku to oznacza na przykład boczną część ciała – powiedziałem. – Gdybym teraz położył tu moją rękę, dotknąłbym twojego boku. Tak samo jest z innymi przedmiotami. Widzisz to biurko? Teraz potraktuję kolanem jego bok. – Podszedłem do biurka i potrąciłem zgiętą nogą jego boczną ściankę. Mia zachichotała, zasłaniając dłonią usta. – Rzeczywiście, zabawnie to brzmi – przyznała. – Zupełnie jakbym witając się chciała cię ostrzec, że zaraz uderzę cię w bok. Mogę cię o coś zapytać? – Słucham cię jak radyjka, Mia. Przez chwilę się zastanawiała, mierzwiąc dłońmi brzeg bluzeczki na ramiączkach. – Widziałam, w jaki sposób potrąciłeś biurko kolanem. Wtedy... wiesz, w tamtej uliczce... widziałam, jak załatwiłeś tamtego faceta. Zrobiłeś to bardzo pewnie i płynnie. Trenujesz coś? Jakąś sztukę walki? – Cóż, sztukę walki samą w sobie może nie, a teraz kompletnie nic nie trenuję – odparłem. – Odkąd na ostatnim treningu omal nie straciłem nogi, dałem sobie z tym spokój. Trenowałem krav magę, to taki izraelski system samoobrony, ale oficjalnie nie jest traktowany ani jako sport, ani jako sztuka walki. Tu chodzi tylko o to, byś potrafiła się skutecznie obronić, stosując najprostsze i jednocześnie najbardziej bolesne dla napastnika sposoby. – Krav maga? Coś o tym słyszałam – rzekła, a w jej oczach zobaczyłem błysk zaciekawienia. – Kiedyś mój znajomy powiedział mi, że w krav madze bardzo łatwo kogoś uszkodzić. – I to prawda, co zresztą sama widziałaś. – Zaśmiałem się. – Pamiętasz, jak tamten facet runął na ziemię, zanim zaczęliśmy uciekać? Teraz zresztą i tak kiepsko to wszystko zrobiłem... Gdyby to było na przykład trzy lata temu, nie zdążyłby zrobić mi tym nożem żadnej krzywdy, a teraz dałem się pokroić jak skończona fajtłapa... – Tak? A dlaczego już nie trenujesz? – Mówiłem: miałem wypadek na jednym z treningów. Złamałem nogę i pozrywałem więzadła w kolanie. Od tamtej pory nie mogę ani trenować krav magi, ani grać w piłkę, bo stanowiło to dla mnie zbyt duże ryzyko odnowienia urazu... Mia zrobiła krok bliżej mnie i dotknęła koniuszkami palców plastra naklejonego na moim ramieniu. – Co z twoją raną? Boli cię jeszcze? – Teraz już nie – odparłem. – Szybko się goi, a za kilka dni zdejmą mi szwy. Zostanie mi pewnie blizna na resztę życia, ale to dobrze, bo dzięki temu będę pamiętał, że kiedyś ci pomogłem. Mia uśmiechnęła się uroczo, patrząc mi w oczy. Mnie samemu przypomniało się to, co usłyszałem od niej na samym początku. – A dlaczego powiedziałaś do mnie "Raflo"? – spytałem. – "Ralf" też brzmi dobrze, ale "Raflo" brzmi dla mnie bardziej po bałkańsku. Chciałabym tak na ciebie mówić. – Bardzo proszę, żaden problem. W kieszeni jej spodenek zawibrował telefon. Odruchowo wyciągnęła go i spojrzała na ekran. – Wybacz, Raflo, muszę już lecieć – powiedziała, po czym stanęła przy moim torsie i krótko mnie uścisnęła. Odwzajemniłem "miśka", ale postarałem się, by nie był on zbyt długi. – Cze-ść. Jeszcze się spotkamy. Odwróciła się i w mgnieniu oka wymknęła się z gabinetu. – Bywaj, Mia – odpowiedziałem, ale nie wiedziałem, czy jeszcze mnie słyszała.
  8. Ralf

    Peak Label

    Rozumiem, każdy woli co innego Podczas pobytu w Chorwacji, poza podziwianiem co ładniejszych Chorwatek, głównie chłonąłem tamtejsze pejzaże i śródziemnomorski klimat, dzięki czemu w "Peak Label" mogłem opisać m.in. ten efekt gwałtownie rosnącej temperatury, gdy zjeżdżasz z gór od strony Słowenii Generalnie straszny włóczykij jestem, zjeździłem kawał Europy (+Izrael) od 2016 roku, wiele widziałem, a to sprawia, że jeszcze większą frajdą jest dla mnie pisanie opowiadania na Football Manager, gdy gram w jednym z krajów, w których faktycznie byłem, a sporo nazw klubów pochodzących od nazwy miasta jest dla mnie znajomych ^^
  9. Ralf

    Peak Label

    @T-m Wiesz co, jak byłem dwa lata temu w Makarsce, to szczególnie rozglądając się dokoła z nabrzeża czułem się, jakbym był w chorwackim Monako A w Monako też byłem, i to dwukrotnie, więc mam jako takie porównanie W Makarsce jedynie nie było kasyn i AŻ takiego przepychu, jak w Księstwie, ale krajobraz pierwsza klasa - szczególnie gdy dryfując sobie na plecach w Adriatyku obserwowałem góry wyrastające nad plażą.
  10. Ralf

    Peak Label

    Czerwiec 2019 Bilans: - Druga HNL: 0-0-0, 0:0 - Hrvatski nogometni kup: 0-0-0, 0:0 Hrvatski nogometni kup: – Finanse: -381,996€ Gole: – Asysty: – Ligi: Anglia: – Austria: – Chorwacja: – Czechy: – Francja: – Hiszpania: – Niemcy: – Polska: – Rosja: – Serbia: – Słowenia: – Włochy: – Liga Mistrzów: – Liga Europy: – Reprezentacja Polski: – 06.06, eliminacje ME 2020, Polska - Łotwa, 4:1 – 09.06, eliminacje ME 2020, Izrael - Polska, 0:1 - 18.06, Mecz towarzyski, Niemcy - Polska, 2:2 Ranking FIFA: 1. Francja [1744], 2. Belgia [1736], 3. Brazylia [1660], ..., 19. Polska [1540]
  11. Ralf

    Peak Label

    'Zmuteczeg', ale może będzie lepiej; pierwsze futery za płoty ----------------------------------------------- Czasu na rozmyślanie o występie z Kamenem nie było zbyt wiele, bo już cztery dni później przystępowaliśmy do drugiego sparingu sezonu przygotowawczego. Gdy zjawiłem się w klubie nazajutrz, poczułem ulgę, że nikt nie patrzał na mnie krzywo, a Zoran Bardić zdawał się nie pamiętać, że wczoraj graliśmy w ogóle jakiś mecz – w końcu nie był prezesem od wczoraj. Zawodnicy również nie próbowali być mądrzejsi, lecz na kolejnych treningach zachowywali się jak dorośli i realizowali program wierząc w moje rozwiązania, które przygotowałem pod zespół. Gdy tak patrzałem, jak armia dwudziestu pięciu piłkarzy wykonuje moje polecenia i traktuje mnie poważnie, zacząłem się zastanawiać, co na ten widok powiedziałaby pewna kobieta, która przed rokiem tak po prostu mnie skreśliła. Ale kiedy tylko zdałem sobie z tego sprawę, odpędziłem niechciane myśli i bardziej zająłem się treningiem, przejmując więcej obowiązków od Dalego. Naszym drugim sparingpartnerem była ekipa Zmaja Makarska, drugiego trzecioligowca, mogącego za to pochwalić się wyjątkowym położeniem, gdyż sama Makarska była bardzo malowniczą, śródziemnomorską miejscowością, będącą ważnym centrum turystycznym Chorwacji. Teraz jednak znajdowaliśmy się w naszym Solinie, gdyż podejmowaliśmy rywali na Pokraju Jadra. W składzie na ten sparing przeprowadziłem jedynie kosmetyczne zmiany, z których najważniejszą było sprawdzenie Topicia w bramce od pierwszej minuty. Podobnie jak przed czterema dniami, tak i teraz szybko zarysowała się nasza przewaga, a ja zauważałem u nas dużo więcej wzajemnego zrozumienia na boisku, co dowodziło, że treningi robiły swoje. Dziś wreszcie miałem kogo wyróżnić, a największe wrażenie zrobił na mnie prawoskrzydłowy Antonio Repić, który rozegrał świetne spotkanie i potwierdził moje zdanie o nim z przeglądu kadry. To właśnie Repić w 18. minucie otworzył wynik spotkania, pięknym szczupakiem zamykając centrę Kacunki z rzutu rożnego. Dziesięć minut po przerwie Antonio sprawił, że stanąłem na baczność i zacząłem z zapałem bić brawo po tym, jak fantastycznym wolejem posłał do bramki dośrodkowanie Obrstara, z kolei w 63. minucie wykorzystał krótkie podanie Kacunki – który zaliczył swoją drugą asystę – by bombą zza pola karnego skompletować hat-tricka. Zagraliśmy dużo lepiej, a przede wszystkim skuteczniej, niż przeciwko Kamenowi, a jedynie zwróciłem uwagę na kilka błędów w obronie, które musieliśmy wyeliminować. Złą wiadomością był uraz kolana Vidovicia, którego musiałem zdjąć już kilka minut po wpuszczeniu na boisko, lecz na szczęście było to tylko lekkie stłuczenie i miał szybciutko wrócić do gry.
  12. Ralf

    Peak Label

    Panowie i panowie - dziś jest od daaaawna wyczekiwany przez chyba wszystkich moment, a więc ten, w którym w "Peak Label" w końcu pojawił się jakiś mecz Innymi słowy - znowu możecie śmiać się z nieudolności Ralfa, miejcie zabawę! Yes, I'm back! ---------------------------------------------- Chociaż nowych nabytków nie uważałem ani w jednym procencie za transfery choćby głośne, żeby nie powiedzieć sensacyjne, to i tak szybko zaskoczyła mnie reakcja nie tylko kibiców, ale też... zarządu z prezesem Bardiciem na czele. Jedynie przyjście Petara Kovacia wywołało mieszane uczucia, ale nie przejmowałem się tym, bo był on dla mnie jedynie zabezpieczeniem naszej bramki na wypadek katastrofy, a i on sam w pełni godził się na tę rolę. Fani NK Solin byli zachwyceni sprowadzeniem Robiego Obrstara, którego okrzyknęli klasowym wzmocnieniem – no tak, jaka liga, taka klasa – z kolei Zoran Bardić klepnął mnie dziarsko w ramię i wyraził swoje zadowolenie z warunków na jakich zatrudniłem Ivana Krštulovicia-Oparę; ojciec Mii cieszył się z wynegocjowania przeze mnie klauzuli odstępnego w wysokości miliona euro, co mogło oznaczać poważny zastrzyk gotówki dla Solina, gdyby ktoś był zdesperowany go od nas wyciągnąć. Temat przekroczonego budżetu płac nie został poruszony w żaden sposób. O ile tak pozytywne reakcje kibiców i zarządu były dla mnie malutką niespodzianką, o tyle specjalnie zorganizowana naprędce konferencja, na której chciano wypytać mnie o nowych zawodników, była dla mnie szokiem. Zjawili się na niej w większości ci sami dziennikarze, którzy wypytywali mnie na moim pierwszym spotkaniu z mediami, w tym również Paul Roberts, na którego widok troszeczkę skoczyła mi adrenalina. Ten również mnie zaskoczył, bo podczas gdy spodziewałem się rewanżu z jego strony za sprowadzenie go na ziemię przy poprzednim spotkaniu, to jednak Walijczyk aż tętnił szacunkiem do mnie samego i miałem wrażenie, jakby zaczął mnie uwielbiać, co dało się wyczuć w zadawanych przez niego pytaniach. Cóż, chyba mój ojciec miał rację, gdy mówił mi w dzieciństwie, że gdy w szkole dasz w mordę łobuzowi, który ci dokucza, w dorosłym życiu na ulicy pochyli głowę i powie ci "dzień dobry". Wreszcie 26 czerwca 2019 roku nadeszła kolejna ważna data w moim życiu zawodowym. Tego dnia oficjalnie rozpoczynaliśmy przygotowania do nowego sezonu, na powakacyjne rozbieganie podejmując trzecioligowy NK Kamen. Na boisku Pokraj Jadra zawisły siatki w bramkach, plac boju otoczony został bandami ze sklejki, a na skromnych trybunach zasiadło 94 kibiców pragnących umilić sobie to upalne popołudnie. Przy doborze składu poradziłem się Dalego, tym bardziej, że na sparing, szczególnie pierwszy po wakacjach, wybór wyjściowej jedenastki nie był aż tak istotny, jak w meczach o stawkę. Po zaledwie dwóch dniach na boisku treningowym nie oczekiwałem, że zawodnicy będą w pełni rozumieć i realizować moje założenia taktyczne, i bardzo dobrze, bo po powrocie na kwaterę żałowałem, że nie ma ze mną Dariusza, któremu mógłbym się wyżalić i napić z nim Peak Labela. Pod względem samej gry nie wyglądaliśmy tak źle, potrafiliśmy pograć piłką i przeprowadzić kilka groźniejszych akcji, ale zawodziła nas skuteczność. Głównie broniący się Kamen ograniczał się do sporadycznych kontr, ale to wystarczyło, by w 18. minucie Kilić wykorzystał rozkojarzenie naszej obrony, by skutecznie zamknąć centrę Kujundzicia i dać gościom prowadzenie. Po zdobytej bramce rywale stracili zainteresowanie ofensywą, a nasza przewaga jeszcze bardziej wzrosła. Niestety w drugiej połowie, nawet po drugiej żółtej kartce, którą zainkasował Tolić, nie byliśmy w stanie nic wskórać, a na drodze do odrobienia strat i zwycięstwa stanęły nam dwa problemy – jeden z ostatnim podaniem, a drugi z wykańczaniem akcji, gdy ostatnie podanie wyjątkowo nam wychodziło. Ostatecznym plaskaczem w policzek był rzut karny z doliczonego czasu, który mógł nas uchronić przed wstydliwą porażką, ale Llanos trafił w słupek z jedenastu metrów, zmuszając mnie do przemyślenia, kogo powinienem mianować egzekutorem jedenastek. Mojej pierwszej próby jako menedżera poważnego klubu nie wspominałem zbyt dobrze, ale najważniejsze, że był to tylko nic nie znaczący sparing.
  13. Ralf

    Peak Label

    To nie są karabiny na wodę ? Typowy początek w małym klubie, ot co
  14. Ralf

    Peak Label

    Coraz szerzej orientowałem się w klubowych realiach, co miało swoje dobre i mniej optymistyczne strony. Cokolwiek, dzięki temu wiedziałem, czym dysponuję, a co za tym idzie mogłem dopasować działania do sytuacji. Wcześniej Zoran Bardić nie uznał za stosowne mnie o tym poinformować, ale teraz, przy okazji rozmowy na temat funduszu płacowego, dowiedziałem się, że NK Solin finansowo jest prawie czterysta tysięcy euro na minusie, co oznaczało, że zarząd nie mógł dorzucić nawet dodatkowego kąska do wynagrodzeń. Nim zdążyłem załamać ręce, Bardić przekręcił się jednak nieco w fotelu, pociągnął cygaro i powiedział mi, że można uwolnić nieco grosza, jeśli przerzucimy pieniądze z funduszu transferowego i dołączymy je do płac, dzięki czemu zyskiwałem w tej sferze dodatkowy tysiąc z kawałkiem. W ten sposób budżet nie był już przekroczony, co stanowiło niewielką, ale znaczącą różnicę. Jeśli chciałem załatać najpoważniejsze dziury w składzie, i tak musiałem nadstawić karku, więc liczył się każdy eurocent i nie zamierzałem marudzić. Od razu poprosiłem Dalego, by przygotował mi przegląd dostępnych zawodników poszukujących klubu, którzy byliby do zatrudnienia od zaraz, jako że w klubie póki co brakowało jakiegokolwiek scouta. Następnego popołudnia miałem już to, o co prosiłem, więc usiedliśmy wspólnie w gabinecie przy dzbanku lemoniady i zaczęliśmy radzić. Sezon przygotowawczy ruszał lada chwila, czasu na dopięcie zespołu na start ligi zawsze było zbyt mało, zatem rozpoczęliśmy gorączkowe poszukiwania. Zgodnie z moimi przewidywaniami najatrakcyjniejsi gracze z listy Dalego oczekiwali pensji znacząco przekraczających nasze możliwości, a niejeden z nich również niebagatelnych premii, klauzul i dodatków. W tym momencie po raz kolejny poczułem ogromną różnicę między opieką nad drużyną juniorską a prowadzeniem pierwszego zespołu. Szczęście jednak troszkę mi sprzyjało, więc pod skreśleniu nierealistycznych celów obdzwoniliśmy z Dalim pozostałych graczy, których oczekiwania okazywały się bardziej przyziemne. W pierwszej kolejności udało mi się zabezpieczyć obsadę bramki, ściągając z wolnego transferu Słoweńca Petara Kovacia (22 l., BR, Słowenia), który był byłym graczem trzecioligowych Vrapčów, a w Solinie zadowalała go rola zapasowego zmiennika, a więc dokładnie taka, jakiej potrzebowałem. W następnej kolejności załatałem dziurę na flankach obrony, kontraktując mogącego grać po obu stronach Juricę Cindricia (23 l., O PL, Chorwacja), dotychczas grającego w Dubravie, a sytuację dopiąłem wolnym transferem ex-piłkarza Dugopolje Ivana Krštulovicia-Opary (23 l., O P, Chorwacja). Olbrzymim plusem obu defensorów było to, że mieli także papiery na grę na skrzydłach, co czyniło ich w moich oczach jeszcze atrakcyjniejszymi dla zespołu. Ostatnia nowa twarz, jaką dokooptowałem do Solina, może nie była nabytkiem koniecznym, ale na dystansie całego sezonu mogła okazać się wartościowym ratunkiem. Mowa o Robim Obrstarze (23 l., P L, Słowenia), który chętnie dołączył do klubu po wygaśnięciu kontraktu ze słoweńską pierwszoligową Postojną, a mi zwiększył pole manewru przy obsadzie lewego skrzydła. Na tym zakończyłem na tę chwilę łatanie kadry, bo choć widziałem jeszcze potencjał do wzmocnienia niektórych pozycji, to jednak nie chciałem zbyt mocno przekraczać budżetu płac. Gdy najważniejsze sprawy mieliśmy załatwione, poprosiłem Dalego, by zwołał zebranie sztabu szkoleniowego. Tak jak zakładałem, i tutaj widać było pewne braki, które z czasem musiałem stopniowo eliminować.
  15. Ralf

    Peak Label

    Ja zero-siedem, zgłaszam się. ------------------------------------------------- Podczas gdy w lokalnych serwisach pojawiały się wiernie przytoczone moje wypowiedzi z premierowej konferencji, szczególne te, w których uznawałem za stosowne pojeździć sobie lekko po Paulu Robertsie, ja przeżywałem pewne mentalne katusze. Nie musiałem być wcale doświadczonym menedżerem, by wiedzieć, że prezesi chcieliby zjeść ciastko i nadal mieć ciastko, czyli jednocześnie osiągać jak najlepsze wyniki i wydawać jak najmniej, a najlepiej wcale. Wszystko wskazywało, że Zoran Bardić nie był tu żadnym wyjątkiem, bowiem gdy otrzymałem informację na temat funduszu transferowego, a szczególnie funduszu płac, odłożyłem spokojnie kartkę na biurko, a następnie z równym stoicyzmem skryłem twarz w dłoniach. Nie, wcale nie chodziło o to, że na transfery otrzymałem 10.000€; na taki obrót spraw byłem z góry przygotowany i nie oczekiwałem niczego innego. Spodziewałem się wręcz co najwyżej połowy tej kwoty. Na ziemię powalił mnie problem z funduszem płac, który wynosić miał 21.060€ miesięcznie, z czego w tej chwili, gdy dostałem posadę, Solin na wynagrodzenia przeznaczał... 21.463€ na miesiąc, co oznaczało, że już na dzień dobry był on przekroczony. A przecież jeszcze nawet nie rozejrzałem się za wzmocnieniami, których przynajmniej kilka było potrzebnych, tak samo byłem dopiero przed rozmową zapoznawczą ze sztabem szkoleniowych. W końcu w nim też mogłem spodziewać się pewnych braków. Okazało się zatem, że nim przystąpimy do pierwszego sparingu, a ja przyjrzę się jakimkolwiek kandydatom do uzupełnienia składu NK Solin, czeka mnie najpierw rozmowa z prezesem Bardiciem. Naciągnięcie budżetu płac, by możliwe stało się ściągnięcie przynajmniej tych 3-4 zawodników do zabezpieczenia głębi składu, było potrzebą palącą, i miałem nadzieję, że prezes podzieli moje zdanie. To pomyślawszy, wstałem natychmiast od biurka i ruszyłem w kierunku jego gabinetu.
  16. Ralf

    Peak Label

    Tłumacz powiedział mi, że poprosi o zadawanie pytań po angielsku i, jak mi się wydawało, właśnie to powiedział po chorwacku do zgromadzonych. Zostałem przedstawiony dla formalności przez Bardicia jako nowy menedżer NK Solin, po czym bezpośredni udział mojego przełożonego się skończył i zajął on miejsce na krześle, które stało pod ścianą na prawo z mojej perspektywy. Trema zjadała mnie jak jasna cholera, w końcu nigdy nie brałem udziału w takiej konferencji, więc na szybko przypomniałem sobie, jakich odpowiedzi udzielali znani menedżerowie, gdy byli zasypywani przez dziennikarzy dociekliwymi pytaniami. Jako pierwszy odezwał się Mario Svalina z "Głosu Chorwackiego Kibica". Ulżyło mi, gdy usłyszałem język angielski. – Dzień dobry, panie Ralf, Mario Svalina, "Głos Chorwackiego Kibica" – zaczął. – Jakie są pana pierwsze wrażenia na nowym stanowisku? Wziąłem oddech i oparłem łokcie na stole. – Witam. Bardzo pozytywne – odparłem spokojnie. – Jestem bardzo wdzięczny panu Bardiciowi za nominację na stanowisko, obdarzył mnie wielkim zaufaniem. Czeka nas mnóstwo pracy i na pierwszym miejscu jest dla mnie to, by postawić pierwsze kroki i wziąć się do dzieła. – Josip Simunović, "Chorwacki Świat Futbolu" – przedstawił się następny reporter. – Co sprawiło, że Solin jest dla pana tak atrakcyjnym pracodawcą? – Należę do ludzi, którzy lubią się rozwijać i stawać kompletnymi, panie Simunović. Tak się składa, że Solin jest klubem, który wyznaje dokładnie tę samą filozofię, więc od samego początku nadajemy na wspólnych falach. Skończywszy to zdanie zerknąłem ukradkiem na Zorana Bardicia, który siedział z dłońmi splecionymi na brzuchu. Powoli skinął głową z aprobatą, co przyjąłem z ulgą i otuchą. – Teraz ja chciałbym zadać panu pytanie – wtrącił się nienaganną angielszczyzną z idealnym akcentem jegomość z drugiej strony sali. Miał w aparycji coś, co niezbyt przypadło mi do gustu, podobnie jak sposób, w jaki do mnie mówił. – Paul Roberts z portalu "Goal". Co ma pan do powiedzenia na temat bariery językowej, która dzieli pana i piłkarzy? O ile wiem, kompletnie nie zna pan języka. Dopóki to się nie zmieni, będzie panu trudno dotrzeć do piłkarzy, czy tak? "Goal". Piłkarski tabloid, pięknie. – Futbol to uniwersalny język, który zrozumie każdy, kto wie, co w trawie piszczy – odpowiedziałem zdecydowanie. – Poza tym chorwacki należy do grupy języków słowiańskich, którym jest też język polski. Mam więc naturalne predyspozycje do opanowania tego języka, których zapewne brakowałoby panu jako Brytyjczykowi nie mającemu pojęcia o słowiańszczyźnie. Zniknięcie problemu bariery językowej jest jedynie kwestią czasu. Reszta dziennikarzy spojrzała po sobie z wyraźnymi uśmiechami. Podniósł się cichy gwar, a jeden tylko Paul Roberts jakby zasiadł się ciut głębiej na swoim krzesełku. Zoran Bardić pod ścianą zaśmiał się pod nosem, aż zatrzęsło mu się brzuszysko. – Solin będzie pana pierwszym klubem w karierze, którą zaczyna pan w bardzo młodym wieku – ciągnął dalej Roberts, który chyba sprawdzał, na ile może sobie pozwolić. – Pańscy krytycy zgodnie uważają, że skoro w składzie jest dużo piłkarzy od pana starszych, nie zdoła pan zaprowadzić posłuchu. Co pan na to? – Najpierw udzielę panu małej porady, a dziwi mnie, że jako dziennikarz sportowy popełnił pan taki szkolny błąd – odparłem z uśmiechem. – Wybierając się na konferencję do danego klubu, wypadałoby najpierw przewertować informacje na jego temat, również te dotyczące kadry. Gdyby pan to zrobił, wiedziałby, że w tej chwili żaden zawodnik NK Solin nie jest ode mnie choćby o kilka dni starszy, a jedynie dwóch piłkarzy jest prawie moimi rówieśnikami. Cała reszta kadry jest ode mnie młodsza, ponadto szacunek wśród piłkarzy zdobywa się poprzez umiejętne prowadzenie drużyny i wygrywanie meczów, a nie poprzez metrykę. Najważniejsze są jaja ze stali, a ja na pewno nie mam czasu, by przejmować się jakąkolwiek krytyką ze strony osób trzecich. Tym razem Zoran Bardić zaczął bić mi bezgłośne brawo i roześmiał się bardziej, eksponując garnitur lekko pożółkłych zębów. Kilku dziennikarzy zarechotało, a Roberts nieco poczerwieniał na twarzy. – Deni Petrović, "Ekspres Piłkarski Solin". – Nareszcie głos zabrał ktoś inny. – Dlaczego zdecydował się pan przyjąć tę posadę? Czekałem na to pytanie. Nagła powaga Bardicia, którą dostrzegłem kątem oka, oznaczała, że i mój szef go wyczekiwał. – Zaimponowała mi ambicja zarządu. Działacze pragną, by klub wspiął się jak najwyżej i był zdolny do efektownych zwycięstw, a skoro tego samego chcę ja, szybko stało się jasnym, że czeka nas rychłe porozumienie – podkreśliłem, po czym dodałem: – Ponadto prezes Bardić swoją ofertą dał mi niepowtarzalną szansę zaistnienia, obdarzając mnie wielkim zaufaniem, za co jestem mu niezmiernie wdzięczny. Mam nadzieję, że czeka nas wspaniała współpraca. Mój przełożony pochwalił mnie dyskretnie uniesionym ku górze kciukiem, po czym lekko musnął palcami wskazującym i środkowym brew w geście czegoś na wzór salutu. Zebrani pismacy po tych kilku pytaniach zdążyli się oswoić z moją osobą, a atmosfera robiła się coraz lżejsza. Otrzymałem jeszcze sporo pytań o plany na nadchodzący sezon, o planowane wzmocnienia, o to, jak wyobrażam sobie rozwój klubu, i tym podobne rzeczy, które szybko wydały mi się standardami, więc zrozumiałem, że jest to zupełnie zwyczajowa konferencja, a nie czyhanie na każde moje potknięcie i jedna wielka próba odebrania mi pewności siebie. Po zakończonym zebraniu wyszedłem z sali z podniesioną głową i szerokim uśmiechem, czując duży zastrzyk pozytywnej energii. Pierwsze futery za płoty, jak zwykliśmy mawiać z Dariuszem.
  17. Ralf

    Peak Label

    Dobrze się stało, że nie wypiłem więcej Peak Labela, tylko po drugiej szklance znużyło mnie i poszedłem spać, bo rano w klubie czekała na mnie niespodzianka, którą na kacu przyjąłbym z jeszcze większym przerażeniem. – O, dobrze, że jesteś! – powitał mnie Zoran Bardić, gdy tylko o poranku przekroczyłem próg budynku klubowego. Jego niecodzienny, szeroki uśmiech sprawił, że momentalnie się zatrzymałem. – Jak się czujesz? Masz formę? Nie miałem pojęcia, o co mu chodzi, więc liczyłem na to, że lada chwila się dowiem. – Eee... tak, wszystko w porządku – odpowiedziałem. – A co jest grane? Skąd taka troska? – Grany jest futbol, bohaterze, a dzisiaj gra on utwór pod tytułem "pierwsza konferencja". – Poklepał mnie po plecach i wziął pod ramię, kierując w stronę sali konferencyjnej. – Wieści szybko się rozchodzą, więc dziennikarze chcą zobaczyć na własne oczy nowego kapitana statku. – Rany boskie, jaka konferencja?! – niemal krzyknąłem. Poczułem, jak pada na mnie blady strach. – Po chorwacku? Przecież ja jeszcze języka nawet nie... – Tym się nie przejmuj, obok ciebie usiądzie tłumacz – zapewnił Bardić, jeszcze mocniej obejmując mnie wokół barku. – Poza tym pismacy wiedzą, że nie jesteś Chorwatem, więc spodziewam się, że i pytania będą zadawali w języku, jaki u nas uznaje się za uniwersalny, czyli po angielsku. A ten znasz przecież dobrze, w końcu rozmawiamy w tej chwili płynnie i biegle, czyż nie? – No dobrze, zróbmy to. Do dzieła. – Ha! I to miałem na myśli przy jednej z ostatnich rozmów! Masz jaja, Ralfie z Polski – powiedział, po czym zrobił pauzę i zniżył głos. – Tylko proszę cię o jedno. Jestem ci cały czas wdzięczny za Mię, i tego, ale wolałbym, byś na konferencji o tym nie wspominał. Gdyby ludzie się dowiedzieli, że wziąłem cię tylko dlatego, że obroniłeś mi córkę, byłbym skończony. Wiesz... – Jasne, panie Bardić, nie ma pan obok siebie idioty – przerwałem mu bez pardonu. – Może być pan pewny, że nie palnę nic głupiego. W razie czego, gdyby zagonili mnie pytaniami w kozi róg, mogę zasymulować jakiś nagły problem zdrowotny. Wiem pan, w końcu grałem w piłkę i pamiętam niektóre sztuczki... – Dobra, dobra – spoważniał. – Nie musisz się zgrywać. Po prostu bądź sobą, słuchaj uważnie pytań i pomyśl, zanim odpowiesz. W razie czego patrz na mnie; będę siedział gdzieś z boku, tak, byś mógł mnie widzieć, ale by nie rzucać się w obiektywy. Po ustaleniu kilku rzeczy i zapoznaniu się z tłumaczem chorwacko-angielskim weszliśmy na salę konferencyjną, gdzie na prostych, biurowych krzesełkach siedziała w oczekiwaniu gromadka dziennikarzy z regionalnych pism i internetowych portali sportowych.
  18. Ralf

    Peak Label

    Sytuacja na prawym skrzydle była na początek wystarczająca. Spośród obu zawodników to Repić jawił mi się jako pierwszy wybór, mając papiery na grę na prawym skrzydle. Grubisić, wychowanek klubu, miał być jego wartościowym zmiennikiem i nie wykluczałem, że będzie otrzymywał również szanse od pierwszej minuty. Poza tym w składzie Solina było jeszcze kilku mocnych zawodników, którzy także z powodzeniem mogli występować na prawej stronie pomocy, więc tę pozycję mogłem uznać za gotową i liczyć na to, że sparingi potwierdzą moją ocenę. Środek pola stanowili młodzi i zdolni gracze, którzy wydawali się odpowiednio dobrzy na drugą ligę, a obsadę wszystkich miejsc miały wyłonić letnie sparingi. Wyraźnych faworytów w tym gronie nie dostrzegałem, co mogło oznaczać, że albo będę mógł śmiało rotować składem, albo konieczne będzie sprowadzenie wyraźnego lidera. Póki co taką funkcję mógł w środku pola pełnić Antonio Repić, tyle że jego widziałem przede wszystkim na skrzydle. Zwróciłem też uwagę na pierwszego cudzoziemca w zespole, jakim był Kolumbijczyk Nocholas Llanos, który jednak całą karierę spędził w Chorwacji, w związku z czym posiadał obywatelstwo i według przepisów traktowany był jak Chorwat. Bardzo pożytecznym graczem był tutaj Basić-Šiško, który mógł grać na dowolnej pozycji na absolutnie całej szerokości linii pomocy, co było jego wielką zaletą. Nieco słabszy od Petara był Bośniak Karlo Vidović, który mógł się jednak jeszcze rozwinąć, ale tak czy inaczej w lewe skrzydło należało zainwestować. Najbardziej moją uwagę przyciągnęli Simunać i Marović, z których pierwszy solidnie prezentował się fizycznie, zaś drugi miał świetną skoczność, co mogło przydać się niejeden raz, by szukać dodatkowych goli po dośrodkowaniach, a jak wiadomo, trafień nigdy za wiele. Ciekawy byłem, gdzie przebiegała granica rozwoju wypożyczonego z Hajduka Kosowianina Memaja, z kolei Jelavić nie ustępował zanadto pozostałej dwójce i miał walczyć z nimi o miejsce w wyjściowej jedenastce. W duchu pochwaliłem Dalego przed samym sobą, bo jego ocena stanu zespołu w bardzo dużej mierze pokrywała się z moimi wrażeniami z pierwszego treningu, więc nasza współpraca zapowiadała się na udaną. Na koniec dnia wróciłem na kwaterę, rozsiadłem się na kanapie i nalałem sobie szklankę Peak Labela, zaczynając rozmyślania nad dalszymi krokami. Przydałby się teraz Dariusz.
  19. Ralf

    Peak Label

    Dopiero 24 czerwca 2019 zacząłem rozumieć, co to znaczy być menedżerem, choć dopiero odbył się mój pierwszy oficjalny trening, zaś do sparingów, a co dopiero poważnej walki o punkty, trochę czasu jeszcze zostało. Powrót zawodników z urlopu był cokolwiek stresującym momentem, bo mogłem tylko zastanawiać się, jak zareagują na widok menedżera, który jest niemal ich rówieśnikiem i nigdy nie prowadził naprawdę poważnego zespołu. Miałem jednak to szczęście, że sam przez wiele lat grałem w piłkę i pamiętałem dobrze jak to jest, gdy do szatni wchodzi obcy facet, który mówi, że od dziś jest waszym trenerem. Dzięki temu z góry odrzuciłem wszelkie mowy o tym, jak to wszyscy mają u mnie równe szanse lub startują z czystą kartką, czy razem możemy więcej. Stanowczo unikałem zaś wszelkiego usprawiedliwiania się i dawania piłkarzom do zrozumienia, że potrzebuję wyrozumiałości – coś takiego nie zapewniłoby mi na starcie mocnej pozycji, a menedżer powinien być pewny jak skała, i to on ma prowadzić zespół, a nie odwrotnie. Musiałem być twardy, ale wiedziałem, że o to jedno mogę być spokojny. Pamiętałem w końcu uczucie, gdy mój łokieć spotykał się z twarzą skurwiela w ciemnej uliczce, który napadł na Mię, a zaraz po tym jak kolano złożyło mu się do środka pod podeszwą mojego buta. Przez cały pierwszy trening towarzyszył mi Dali, który wtrącał swoje uwagi i przybliżał mi sylwetki poszczególnych piłkarzy, których wyraźnie wskazywał, przedstawiał z imienia i nazwiska, a potem pokrótce o nich opowiadał. Dzięki temu pod wieczór miałem już gotowe wstępne notatki i plan na kolejne dni, by zacząć przygotowywać NK Solin do inauguracji rozgrywek Drugiej HNL. Już przy obsadzie bramki napotkałem zaledwie rok młodszego zawodnika, w osobie Ante Topicia. Wraz Josipem Benderem byli oni jedynymi bramkarzami pierwszego zespołu, którzy nie wyróżniali się w żaden szczególny sposób, ale patrzałem na to także z innej perspektywy, uznając, że mam tutaj do dyspozycji standardowych ligowców, a zawsze jest to lepsza sytuacja, niż dwóch słabych graczy. Jedynym zabezpieczeniem na wypadek plagi kontuzji był 17-letni Duje Biuk z drużyny U-19, tak więc bramka była pierwszą pozycją, którą zapisałem sobie na marginesie, by pomyśleć nad wzmocnieniem lub przynajmniej dokooptowaniem dodatkowego zawodnika na czarną godzinę. Gdy zapytałem Dalego o prawych obrońców, a on wskazał jedynie Mario Monara, przekonałem się dobitnie, o czym mówił mi wcześniej w kwestii głębi składu. Mornar był jedynym zawodnikiem w NK Solin mogącym grać na prawej obronie, w dodatku, zdaniem Dalego, będącego u szczytu kariery, a skoro u owego szczytu tyle co przeszedł do drugoligowego Solina, nie mogłem oczekiwać od niego cudów. Niemniej jednak Mario był szybki i zwinny, a przy tym dobrze grał głową, krył i odbierał piłkę, więc mogłem łatać nim również środek bloku. W moim notesie pojawiła się zaś kolejna notatka, która brzmiała: prawa flanka prawie nie istnieje, trzeba poszerzyć skład. Stoperzy Solina również nie byli liczni, ale za to cieszyłem się z tego, że przynajmniej byli naprawdę solidnymi graczami. Taras był świetny w najważniejszych dla swojej pozycji aspektach, a przy tym mocny mentalnie, Tomić nie ustępował swojemu rówieśnikowi i na dzień dobry miał pewne miejsce w zespole, z kolei młodziutki Vulikić, wychowanek Hajduka Split, już teraz pukał do drzwi wyjściowego składu i zdaniem Dalego prężnie się rozwijał, ale musiał popracować jeszcze nad kryciem. Jego niewątpliwą zaletą była niezwykła determinacja, którą zauważyłem u niego już na tym pierwszym treningu, a mogła to być dla nas żyła złota. Do pełni szczęścia brakowało jedynie zmienników, wśród których nie zawadziłoby przynajmniej dwóch bardziej doświadczonych zawodników, by nasi młodzi stoperzy mogli się czegoś od nich nauczyć, a formacja zyskać więcej jakości. Sytuacja na lewej flance prezentowała się niemal identycznie, jak wis a wis. Grający tutaj Puljić był młodszy, a co za tym idzie można było spodziewać się po nim jeszcze jakiegoś rozwoju, natomiast już teraz zwracał na siebie uwagę swoją szybkością i ogólną sprawnością fizyczną. Mógł grać tak na lewej obronie, jak i jako wysunięty lewoskrzydłowy, co było przeze mnie mile widziane, lecz i tak notatka mogła brzmieć tak samo, jak przy prawej stronie. Rozszerzenie obsady lewej flanki również było jednym z priorytetów.
  20. Ralf

    Peak Label

    W wolnej chwili zaczepiłem Dalego, gdy szedł zrobić sobie kawę, i zaprosiłem go do siebie do gabinetu za dwadzieścia minut, z naciskiem na to, by zabrał swoje notatki, które niewątpliwie posiadał. Potrzebowałem dowiedzieć się jak najwięcej o obecnej kadrze NK Solin, bym przed pierwszymi treningami przynajmniej pobieżnie wiedział, na czym stoję. No i tysiąc dwieście sekund później rozstąpiły się drzwi, przez które do środka wemknął Dali, ściskając w dłoni pokaźnej grubości sfatygowany notatnik. – Przypomnij mi, jak mam na ciebie mówić, bo wyleciało mi z głowy – poprosił, gdy usiadł na krześle pod ścianą. – Rzadko zapamiętuję imiona i nazwiska za pierwszym razem, szczególnie, gdy jest więcej osób, więc nie miej mi za złe. – Nie ma sprawy, Dali, jestem Ralf, i tak też do mnie mów. – O, przynajmniej ty pamiętasz moje imię, zawsze to coś. Wstałem i okrążyłem swoje prowizorycznie biurko. Pociągnąłem za sobą fotel, na którym do tej chwili siedziałem, i przysunąłem do niewielkiego stolika z notatnikiem Dalego. Usiadłem. – Ralf to oczywiście tylko międzynarodowa wersja mojego polskiego imienia, której używam szczególnie za granicą, bo wszyscy na ogół mają problem z jego wymówieniem – powiedziałem. – Mówią tak na mnie przyjaciele, więc gdy się tak powie, na pewno zareaguję. Ale poprosiłem cię tutaj w innym celu. Znasz zespół, a ja chciałbym być odpowiednio przygotowany na początek pracy z drużyną. Gdybyś mógł zatem... – ...opowiedzieć ci nieco o kadrze NK Solin – dokończył za mnie. – Nie ma sprawy, również od tego masz mnie, jako asystenta. Zawsze to miła odmiana, gdy mogę się poważnie do czegoś przydać, a menedżer interesuje się czymś więcej, niż swoim stołkiem i forsą. – Że co? Myślałem, że to normalna współpraca między asystentem i menedżerem, któremu powinno zależeć na tym, by jak najlepiej wywiązywać się ze swojej roli. – Między innymi dlatego Tokić wyleciał. Uważał, że wszystko wie najlepiej, bo "w końcu jest menedżerem", a ignorowanie sugestii współpracowników skończyło się tak, że wyniki były odmienne od oczekiwanych. Oprócz tego były jeszcze inne ważne czynniki, ale nie czuję się uprawniony, by to wszystko mówić, bo to nie moja sprawa. – Rozumiem – odpowiedziałem. – Dobra, nie ściągnąłem cię tutaj, byś opowiadał mi o kulisach kadencji mojego poprzednika, Dali. Zapewne w tym notatniku masz wiele rzeczy, które pomogą i mnie, i nam wszystkim, więc przejdźmy do rzeczy. Avanti, signore, avanti. Dali zaproponował, że zacznie najpierw od słabych stron NK Solin, żeby pozytywne wieści zostawić na deser. Zgodziłem się, szczególnie z uwagi na fakt, iż ucieszyłem się, że będą też jakieś plusy, a nie same minusy, których w skrytości ducha się spodziewałem. Podzielałem zdanie mojego asystenta – wolałem gorsze na początek, a potem pozytywnie zaskoczyć się plusami, niż odwrotnie. Dalibor Filipović zapoznał mnie ze wszystkimi najważniejszymi wnioskami odnośnie obecnej kadry NK Solin, którą już lada chwila miałem ujrzeć na własne oczy. Główną uwagę zwrócił na braki w głębi składu, co sugerowało, że w przypadku ewentualnej plagi kontuzji mogliśmy napotkać poważne kłopoty, gdybyśmy mieli nie wzmacniać składu. Zdaniem Dalego większego pola manewru potrzebowaliśmy w linii obrony i pomocy, z kolei obsadę bramki i ataku uznał za zadowalającą, a ja miałem nadzieję, że po pierwszych treningach, a w szczególności sparingach, będę mógł podzielić jego opinię. Budżet transferowy, który został przez mojego asystenta uznany za równie poważną wadę, a który wynosił 10.000€, i tak wyglądał dużo lepiej, niż w moim poprzednim klubie, gdzie trenowałem młodzików, ale przemilczałem ten fakt. Cała reszta słabych punktów, jakie wskazał Dali, a więc braki techniczne pierwszego zespołu NK Solin, były moim zdaniem do zniwelowania pod warunkiem, że na treningach wypracowalibyśmy żelazną grę zespołową. Bardziej ucieszył mnie raport na temat mocnych stron mojego zespołu. Tutaj okazało się, że mamy solidną obsadę nie tylko bramki i ataku, ale też prawego skrzydła, co akurat pozytywnie zaskoczyło mnie bardziej w obliczu faktu, że przy omawianiu słabych punktów Dali wymienił formację pomocy. Zdaniem Filipovicia optymistycznie wyglądał również fundusz płac, w którym wolne było 2.800€ tygodniowo, co przez niego zostało uznane za kwotę "pozostawiającą pole do manewru", więc nie miałem innego wyjścia, jak tylko mu zaufać, że tyle rzeczywiście nam wystarczy. NK Solin mógł podobnież pokładać nadzieje w utalentowanych juniorach, których miała być zadowalająca liczba. Zaletą obecnej kadry miały być niektóre aspekty techniczne, ocenione na tę chwilę na zadowalające, a były to takie szczegóły, jak stałe fragmenty gry, wykańczanie akcji, czy część mentalnych elementów całej tej piłkarskiej układanki. Innymi słowy, zdawałem sobie sprawę, że czeka nas mnóstwo pracy, a ja będę musiał dołożyć wszelkich starań, by przed startem sezonu wyeliminować przynajmniej część minusów i nie dołożyć nowych. Już lada chwila miałem mieć okazję do wyciągnięcia swoich wniosków z własnej obserwacji obecnego materiału ludzkiego. Nadchodził moment pierwszej próby.
  21. Ralf

    Peak Label

    Można powiedzieć, że robię rzecz odwrotną, czyli z Worda nie korzystam wcale, a odcinki piszę bezpośrednio na forum, przed ich zamieszczeniem czytając je w całości, by wychwycić powtórzenia, literówki i zbędne słowa, więc taka mała redakcja Nigdy nie wybiegam też z grą do przodu; stan mojego save'a odpowiada sytuacji najnowszego odcinka – dla przykładu ostatni post powyżej, w którym opisałem odwołanie pierwszych trzech sparingów i zakontraktowanie w ich miejsce nowych rywali, oznacza, że miałem odpalonego save'a w Football Manager i właśnie zaplanowałem sparingi z nowymi rywalami Czasami się zdarza, że rozegram mecz, ale nie mam czasu napisać z niego odcinka w opowiadaniu – wtedy zostawiam to sobie np. na następny dzień i nie rozgrywam następnego spotkania, dopóki nie wrzucę odcinka z tym ostatnim. Nie KIM, lecz CZYM Przede wszystkim różnymi wydarzeniami z własnego życia – im jesteś starszy, tym lepiej i barwniej piszesz, bo mierzysz się z kolejnymi rzeczami, dzięki czemu masz w głowie coraz bogatszy magazyn doświadczeń, które możesz w sposób dowolny przelewać na papier, tworząc historie, które spokojnie mogłyby wydarzyć się w rzeczywistości, bo są pisane bardzo życiowo i wiarygodnie. Zaś co do zapytania o dokładnie przytoczony fragment odcinka, to nie ma tutaj niczego osobistego Przykładowo, wszystkie moje byłe panny miały ojców o przyjemnych aparycjach; nie liczę jedynie przelotnych romansów, które też mam na koncie, bo ojców tychże niewiast nie widziałem, więc nie wiem; to samo z koleżankami, przyjaciółkami itd. W tym przypadku zwyczajnie uznałem, że mam ochotę wprowadzić taki detal pt. "brzydki ojciec - piękna córka", toteż go wprowadziłem. Wszyscy bohaterowie, którzy dotąd pojawili się w "Peak Label", są postaciami fikcyjnymi – jedynie osoba Dariusza jest wzorowana na moim serdecznym przyjacielu, ale i tak zmieniłem imię To wszystko nie zmienia jednak faktu, że jeżeli będziesz uważnie rozglądał się dokoła, niejeden raz ujrzysz bardzo ładną pannę, której ojciec zdecydowanie nie zrobiłby kariery w roli amanta
  22. Ralf

    Peak Label

    – Czy teraz jest lepiej? Już następnego dnia okazało się, że o ile Zoran Bardić ma słuszną tuszę i niezbyt żwawo się porusza, o tyle działa szybko, więc gdy stawiłem się z rana w klubie, przedstawił mi propozycje nowych sparingów w miejsce Zorii, Ajaccio i Fréherváru, które zostały odwołane, a chęć zmierzenia się z nami zadeklarowały krajowe drużyny trzecioligowe NK Kamen i NK Zadar, a także terminująca w lidze okręgowej Zmaj Makarska. Uśmiechnąłem się pod nosem, czując ulgę, że dzięki temu będę mógł na spokojnie zacząć rozeznawać się w zespole i obserwować, co drzemie w moich nowych podopiecznych, zamiast patrzeć, jak rywale rozgrywają piłkę, a mój zespół rozpaczliwie się broni. – Jasne – odpowiedziałem. – Zaklepujmy te sparingi. Gwarantuję panu, że przyniosą większe korzyści od patrzenia, jak takie Ajaccio rozgrywa przez dziewięćdziesiąt minut piłkę przed naszym polem karnym. – Nadal trochę mi szkoda, że musieliśmy zrezygnować z tak głośnych przeciwników, ale nie miałem wyjścia – stwierdził Bardić. – Ty jeden wystarczyłeś, ale gdy dodatkowo Mia wzięła twoją stronę, byłem na straconej pozycji. Cała matka, zawsze postawi na swoim. I robi to w taki sposób, że wydaje ci się, że wcielasz w życie własny plan, ale nawet nie czujesz, że postępujesz według tego, jak ona postrzega daną sytuację. Cała matka... Chyba tylko dzięki niej nie zwariowałem. – Dlaczego? Bardić całkowicie zignorował moje pytanie, w tej konkretnej chwili sprawiając wrażenie całkiem głuchego lub mającego niepełny kontakt z rzeczywistością. – Dobrze, czyli rozumiem, że letnie sparingi mamy już ustalone? Prawda? – Tak, panie Bardić. Cała reszta nie budzi moich zastrzeżeń, a mecz towarzyski ze Slovanem będzie już na takim etapie przygotowań, że powinien być odpowiednim sprawdzianem możliwości drużyny. Mój przełożony spojrzał mi łagodnie w oczy zza biurka. Oczywiście przez smugę dymu z cygara. – Nie musisz zwracać się do mnie aż tak oficjalnie – stwierdził. – Możesz mi mówić "panie Zoranie". Ale to tylko wtedy, gdy rozmawiamy w cztery oczy. Żebyś tylko czasem nie powiedział mi tak przy ludziach, a szczególnie przy piłkarzach. Gdy usłyszą, że zwracasz się do mnie z imienia, zaraz zaczną próbować tego samego i wejdą mi na głowę. Staram się nie robić z siebie pana i władcy, ale zbytnie spoufalanie się to nic dobrego. – Jasna sprawa, panie Bardić – rzekłem. – To znaczy, panie Zoranie. – O, tak lepiej, gdy jesteśmy tu sami. – Uśmiechnął się, ale zaraz spoważniał. – Jak tam program na okres przygotowawczy? Masz już jakieś konkrety? – Jeszcze nie, dopiero zaczynam się oswajać, że teraz jestem menedżerem zespołu... – W porządku, w końcu dopiero co cię zatrudniłem – odpowiedział Bardić. – Lada dzień wraca drużyna, więc idź rozruszać trochę umysł Dalego i sporządźcie program treningowy na początek przygotowań. – Jasna sprawa, panie Zoranie. Do zobaczenia później. Mój szef skinął dłonią – tą bez cygara – i odwrócił się na fotelu do okna. Ja zaś wyszedłem, przypominając sobie w międzyczasie, gdzie szukać gabinetu Dalego. Ten znajdował się na drugim końcu budynku, więc miałem chwilę, by pomyśleć, że Mia miała niemało szczęścia, że nie odziedziczyła żadnej brzydkiej cechy wyglądu po ojcu. A może genetyka czasem pozostaje łaskawa dla wybranych ludzi?
  23. Ralf

    Peak Label

    Bez obaw, zwyczajnie Ralf zasuwa na najwyższych obrotach na wielu polach, co nieodłącznie wiąże się z tym, że w sposób rotacyjny muszę się wszystkim zajmować - raz znajdę czas, żeby napisać tutaj nowy odcinek, zaś innym razem muszę poświęcić możliwość pisania, by wziąć na warsztat następne zajęcie Chcę już zacząć grać (czyli wreszcie pojawią się z dawna wyczekiwane odcinki z opisami spotkań), ale nie chcę tego robić kosztem nagłego spadku jakości opowiadania Szacuję, że jeszcze jakieś 2-3 odcinki i zaczynamy sparingi. Możliwe, że dzisiaj pojawi się następna cegiełka, ale jeśli już, to zdecydowanie na wieczór, a bardziej prawdopodobnie w nocy, bo wtedy zwykle mam największą iskrę do pisania i najwydajniej rozkręca mi się wyobraźnia.
  24. Ralf

    Highway to heaven vol. 2

    James May był jednym z trzech prezenterów programu Top Gear na BBC (pozostali dwaj to Jeremy Clarkson i Richard Hammond), który był nazywany przez nich Kapitanem Snują (Captain Slow), bo prowadził samochody, że tak powiem, z wielkim pietyzmem, a w najróżniejszych konkurencjach, jakie organizowali w odcinkach, zazwyczaj był ostatni
  25. Ralf

    Highway to heaven vol. 2

    Widzę w takim razie, że mamy Jamesa Maya na forum
×
×
  • Dodaj nową pozycję...