Skocz do zawartości

Ralf

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    3 477
  • Rejestracja

  • Wygrane w rankingu

    2

Zawartość dodana przez Ralf

  1. Ralf

    Peak Label

    Wieńczący zmagania Drugiej Hrvatskiej Nogometnej Ligi trójmecz zaczynaliśmy od wyjazdowego spotkania z Dugopoljami, które pokonały nas jesienią, co było o tyle frustrujące, że był to jeden z naszych lokalnych rywali. Poza kontuzjowanym Cindriciem, za którego w składzie znalazł się Puljić, zagrać nie mógł też zawieszony za kartki Tomić, którego postanowiłem zastąpić Mornarem, bo uznałem, że w ostatnim czasie miał mniej okazji do gry, niż Taras. Dugopolja musiały pilnować swoich tyłów, bo choć nie znajdowały się w strefie spadkowej, to jednak cztery punkty zapasu, podczas gdy do zdobycia było ich jeszcze dziewięć, nie stanowiły bezpiecznego buforu. Było widać po rywalach, że odczuwają wyraźnie ciążącą na nich presję, dzięki czemu szybko zaczęliśmy dyktować tempo gry, a brakowało jedynie wykończenia, co zdarzało nam się co jakiś czas. Układałem już w głowie przemowę na przerwę, by psychologicznie wpłynąć na chłopaków, kiedy w ostatniej minucie podstawowego czasu Puljić zagrał górną piłkę przed pole karne, gdzie głową przedłużył ją Marović, a wbiegający w szesnastkę Jelavić ustawił się lepiej od Primoracia i pięknym strzałem z woleja napoczął gości golem do szatni. W przerwie miałem zatem dużo łatwiejsze zadanie, co przyniosło efekt tuż po rozpoczęciu drugiej połowy, gdy przeprowadziliśmy atak pozycyjny po obwodzie, Kacunko po serii podań zagrał na prawo, a Repić strzelił bez ostrzeżenia zza narożnika pola karnego, fantastycznym golem podwyższając na 2:0. Nim nasi rywale się otrząsnęli, trzy minuty później Obrstar rozciągnął na skrzydło do Puljicia, któremu w pierwszej połowie naliczyłem kilka poważnych błędów, a Sime niespodziewanie zacentrował mistrzowsko na czoło Jelavicia, którzy przeskoczył Primoracia i zdobył swoją drugą bramkę. Skutecznym budowaniem takich akcji, jak ta, pokazywaliśmy, że nie bez powodu na finiszu rozgrywek byliśmy w czołówce tabeli. Ale niedługo później zabraliśmy się za pokazywanie, dlaczego nie włączyliśmy się do poważnej gry o awans. Nic nie wskazywało, że zamiast miażdżącego zwycięstwa 3:0, będziemy mieli jedynie ucieczkę katu spod topora, dopóki w 61. minucie lewym skrzydłem na własnej połowie nie rozpędził się z piłką Gadze, który rozpoczął 80-metrowy bieg. Widząc, że nikt z moich podopiecznych nie ma zamiaru ani odebrać mu piłki, ani przynajmniej wykosić równo z trawą, wiedziałem, że właśnie tracimy bramkę, więc ryknąłem do zawodników wiązanką chorwackich przekleństw, gdy Gadze na koniec samotnego sprintu wrzucił do Lovro, który pokonał Topicia. Zażądałem teraz czwartej bramki, by pokazać gospodarzom, kto tu rządzi, ale moi piłkarze po prostu przestali grać. W efekcie w ostatniej minucie doliczonego czasu nasza degrengolada w obronie doprowadziła do kontaktowego gola dla Dugopolji, którego zdobył Bosancić, wskutek czego całe dobre wrażenie ze zwycięstwa poszło w cholerę, o czym poinformowałem drużynę w szatni. Po tej kolejce co najmniej miejsce w barażu o awans zapewniło sobie Sesvete, natomiast szansa powalczenia o utrzymanie w barażu z drużną z 3. ligi była już wszystkim, o co mógł powalczyć jeszcze Osijek II.
  2. Ralf

    Peak Label

    W trzech ostatnich spotkaniach, jakie czekały nas w maju, każdy punkt był na wagę złota, nic więc dziwnego, że zawodnicy zaczęli się łamać. Jako pierwszy pod opiekę klubowego lekarza trafił Nicholas Llanos, który naciągnął mięsień przywodziciela, natomiast zaraz po nim pauzę rozpoczął nasz podstawowy lewy obrońca Jurica Cindrić, który stłukł sobie udo. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko czekać na kolejne urazy. Kwiecień 2020 Bilans: - Druga HNL: 2-2-0, 6:2 - Hrvatski nogometni kup: 0-0-0, 0:0 Druga HNL: 4. [48 pkt; -2 pkt do Rudešu, +4 pkt nad Šibenikiem] Hrvatski nogometni kup: Ćwierćfinał Finanse: -1.089.153€ (-72.792€) Gole: Mario Jelavić (16) Asysty: Mario Marović (7) Ligi: Anglia: FC Liverpool [+6 pkt] Austria: Red Bull Salzburg [+8 pkt] Chorwacja: Dinamo Zagrzeb [+1 pkt] Czechy: Sparta Praga [+3 pkt] Francja: PSG [Mistrzostwo] Hiszpania: Real Madryt [+1 pkt] Niemcy: Borussia Dortmund [+6 pkt] Polska: Legia Warszawa [+5 pkt] Rosja: Zenit Sankt Petersburg [Mistrzostwo] Serbia: Crvena Zvezda [+9 pkt] Słowenia: NK Maribor [+3 pkt] Włochy: Juventus Turyn [+2 pkt] Liga Mistrzów: – Liga Europy: – Reprezentacja Polski: – Ranking FIFA: 1. Belgia [1745], 2. Francja [1743], 3. Brazylia [1686], ..., 15. Polska [1569]
  3. Ralf

    Peak Label

    W kończącym kwiecień spotkaniu na szczycie z walczącym o awans Rudešem, któremu ostro deptaliśmy po piętach, miałem na szczęście do dyspozycji najsilniejszy skład, bo na ostatnią chwilę stłuczone udo zdołał wykurować Memaj, pierwszy w kolejce do wejścia na boisko napastnik. Media cały czas podgrzewały atmosferę, ponownie organizując kolejną konferencję prasową – sprawiały mi one teraz mnóstwo frajdy, bo przez ten niemal rok wśród Chorwatów zdążyłem na tyle dobrze opanować język, że już praktycznie w ogóle nie musiałem podpierać się angielskim, tylko śmiało leciałem po chorwacku. Nie dałem się wrobić w żadne psychologiczne gierki, tylko emanowałem spokojem i kurtuazją pod adresem Marko Babicia, kolegi po fachu z Rudešu. Dwukrotnie graliśmy już w tym sezonie z gospodarzami, raz w lidze i raz w Pucharze Chorwacji, i w obu przypadkach okazywaliśmy się lepsi, nic więc dziwnego, że ci wyszli teraz mocno zmotywowani do tego, by wreszcie nas pokonać. Niektórym z moich piłkarzy najwyraźniej udzielił się medialny szum, którym próbowano zrobić z nas zespół walczący o awans, bo Rudeš nie miał problemów z narzuceniem nam swojego stylu gry, a do tego już w 2. minucie Cabraja zdołał zrobić kółeczko wokół sparaliżowanych Krštulovicia-Opary i Vulikicia, by wyłożyć piłkę niekrytemu Juriciowi, który posłał ją do naszej bramki. Dobrze, że nie pozwoliliśmy gospodarzom nacieszyć się prowadzeniem, bo po następnych dwóch minutach odpowiedzieliśmy błyskawicznie, Marović wstrzymał naszą kontrę, by poczekać na kolegów i zagrać na wolne pole do Kacunki, który mógł kończyć akcję sam, ale zdecydował odegrać jeszcze do Obrstara, który uderzył przytomnie, pakując futbolówkę Baniciowi przy krótkim słupku. Potem zacieśniliśmy szyki obronne, dzięki czemu Rudeš nie był w stanie przekuć swojej przewagi na kolejne gole. Z drugiej strony rozczarowywało wielu naszych chłopaków, m.in. całkowicie obok meczu przechodził Jelavić, którego po zmarnowanej w fatalnym stylu setce zdjąłem wręcz z boiska. Bez błysku grał też Repić, który nie zrobił dziś niczego pożytecznego, a reszta drużyny raziła brakiem tempa, co powodowało, że w niejednej sytuacji było za późno na dobre dogranie i pozostawało tylko kończące szansę na udany atak podanie do tyłu. Po końcowym gwizdku byłem niepocieszony, bo przy szybszym podejmowaniu decyzji mogliśmy pokusić się o zwycięstwo. Trudno było mi natomiast określić, czy rozczarowani byli również gospodarze, czy może czuli raczej ulgę, że nie dali się nam wyprzedzić w tabeli.
  4. Ralf

    Peak Label

    Tak pogrążyłem się w pracy w Solinie, że dopiero teraz, na starcie 26. kolejki, uświadomiłem sobie, że to już przecież ścisła końcówka sezonu, a pozostałe pięć spotkań minie jak z bata strzelił. Czułem się trochę jak Kojot, który wybiegł poza krawędź urwiska, a grawitacja czeka, aż zrozumie, że popełnił błąd, by pozwolić mu runąć w dół i wybić w dnie wąwozu dziurę w swoim kształcie. To z tego powodu, że dopiero gdy uświadomiłem sobie, że to już praktycznie finisz rozgrywek, nagle zacząłem być ciągany po konferencjach i zaczepiany przez dziennikarzy. Choć byliśmy wysoko w tabeli, nie celowałem w ogóle w walkę o awans, więc na pytania, kto moim zdaniem zwycięży w lidze, odpowiadałem spokojnie, że najsilniejsze na tę chwilę, liderujące w tabeli Sesvete, co bardzo spodobało się ich menedżerowi, Dino Babiciowi. Moim zdaniem to na nich spoczywała presja, a my do spotkania z Hrvatskim Dragovoljacem przystępowaliśmy w całkowitym spokoju. Choć jesienią zremisowaliśmy z gośćmi, to dziś na Pokraju Jadra usiedliśmy na nich od pierwszej minuty i nie mieliśmy problemu z zamknięciem ich we własnym polu karnym. Rozgrywaliśmy piłkę pewnie, szczególnie podobała mi się płynność wymiany podań między Obrstarem, Cindriciem, Barisiciem i Repiciem, mieliśmy też wiele okazji do dośrodkowań ze stałych fragmentów. Problem polegał jedynie na tym, że choć kreowaliśmy dużo sytuacji, to jednak z żadnej z nich nie stwarzaliśmy większego zagrożenia, tak że coraz bardziej obawiałem się, że zaraz pójdzie jedyna kontra Dragovoljacu, która zakończy się golem i przegramy 0:1. Nim się tak jednak stało, w 30. minucie Barisić dopadł do wybitej przez Petanjeka piłki i zdecydował się na strzał bez przyjęcia z dwudziestu pięciu metrów, którym wreszcie pokonał szczęśliwie dotąd broniącego Subaricia. Graliśmy świetnie, a brakowało jedynie zimnej krwi pod bramką rywali, więc w szatni nie wprowadzałem żadnych korekt, a zaapelowałem tylko o więcej spokoju i zdecydowania w sytuacjach podbramkowych. Początkowo obraz gry nie ulegał zmianie, ale skoro goście nie stanowili żadnego zagrożenia, zacząłem przeprowadzać zmiany. Dwie z nich okazały się decydujące – w 72. minucie wprowadzony zaledwie przed minutą na boisko Memaj przytrzymał piłkę przed Brkiciem po lewej stronie pola karnego, po czym zagrał w tempo do pędzącego bez opieki rezerwowego Basicia-Šiški, który pewnym uderzeniem na bliższy słupek uspokoił sytuację. Natomiast w 87. minucie rozegraliśmy atak środkiem pola, po którym Kacunko świetnie zagrał w uliczkę do uciekającego Jelavicia, a Mario bez trudu ustalił wynik spotkania na gładkie 3:0. A liderujące, tyle co chwalone przeze mnie Sesvete? Cóż, oh, boy, przegrało 2:3 z wciąż niepewną utrzymania Cibalią.
  5. Ralf

    Peak Label

    1. Sesvete - 53 pkt; 2. Dinamo II - 51 pkt; 3. Rudeš - 48 pkt; 4. Solin - 44 pkt; 5. Šibenik - 44 pkt; . . . 13. Kustošija - 25 pkt; -- 14. Orijent - 23 pkt; 15. Dubrava - 21 pkt; 16. Osijek II - 14 pkt.
  6. Ralf

    Peak Label

    Spotkanie z Croatią Zmijavci, w którym musiałem wprowadzić drobne zmiany w wyjściowej jedenastce, by sprostać ligowym przepisom, odbyło się w sobotę 11 kwietnia 2020 roku.
  7. Ralf

    Peak Label

    Piłkarski kwiecień rozpoczynaliśmy od domowego spotkania z Kustošiją, którą jesienią pokonaliśmy skromnie 1:0 po bramce Simunacia, ale tym razem nie mogliśmy liczyć na jego błysk nie tylko dlatego, że Vlatko mocno oszczędzał się na treningach i w trakcie meczów ligowych, lecz również dlatego, że bardziej ufałem wracającemu po kontuzji Maroviciowi, który pokazywał więcej zaangażowania i chęci do gry, aniżeli roszczeniowy Simunać. W tym spotkaniu nie mogłem również skorzystać z zawieszonych za kartki Kacunki i Obrstara, w miejsce których wystawiłem od pierwszej minuty Llanosa i Basicia-Šiškę. Postanowiłem też raz jeszcze sprawdzić Biuka w bramce w meczu z mniej wymagającym rywalem. Kustošija cały czas walczyła o utrzymanie w Drugiej HNL, więc z jednej strony rywale mieli motywację, by się na nas rzucić, ale też my mieliśmy pod dostatkiem impulsów, by przeciwstawić rywalom to, co mieliśmy najlepszego. Zanim jednak zebraliśmy się w sobie, by potwierdzić własne aspiracje wyciągnięcia z tego sezonu wszystkich soków, w 8. minucie goście wywalczyli rzut rożny, po którym tradycyjnie zapaskudziliśmy zbroję na miętowo, Jurceć dośrodkował z narożnika, a Repić dał się odepchnąć od piłki Kulenoviciowi, który zdobył spokojnego gola dla rywali. Ręce mi opadły, ale zaraz zacząłem nawoływać chłopaków do wzmożonego wysiłku, co zaraz zaowocowało groźniejszymi akcjami w naszym wykonaniu. Wreszcie na początku doliczonego czasu po naszym rzucie rożnym goście wybili piłkę, a Cindrić po zdecydowanym wejściu odesłał ją z powrotem na pole karne, gdzie Jelavić przeskoczył Pavkovicia i wyrównał na 1:1. W szatni, jako że to spotkanie należało wygrać, zaapelowałem do wzmożonego wysiłku. W drugiej odsłonie cały czas byliśmy zespołem lepszym, lepiej grającym, ale w końcowych fazach rozgrywania ataków pozycyjnych brakowało nam wykończenia. Wreszcie jednak w 80. minucie, gdy godziłem się już z remisem niczym futer na sawannie z nieupolowaniem gazeli, Cindrić przypuścił dośrodkowanie z lewej flanki, a Jelavić przeskoczył Jurjevicia i główką w okienko zapewnił nam ważne trzy punkty! Tym samym mogliśmy być w gruncie rzeczy spokojni o utrzymanie w Drugiej HNL.
  8. Ralf

    Peak Label

    Wszystko cacy, tylko w przyszłym sezonie to będę musiał grać samymi szarakami ------------------------------------------ Do sezonu turystycznego jeszcze trochę brakowało, ale ciepła chorwacka wiosna powitała nas temperaturami podchodzącymi pod 20 stopni i przyjemnym słońcem. W Splicie nad zatoką coraz więcej pubów otwierało po zimie swoje ogródki piwne, więc na początku kwietnia wybraliśmy się tam z Mią i Dariuszem, którzy świetnie się ze sobą dogadali. Wybraliśmy tę samą knajpkę, w której przed rokiem w czerwcu przysiadł się do nas Stjepan, który okazał się wtedy rozrusznikiem mojej menedżerskiej kariery i przewodnikiem do posady w Solinie. Dzień był bardzo sympatyczny, ale mi coraz mniej było do śmiechu. Postanowiliśmy zaszaleć i poprosiłem przy barze o całą butelkę Peak Labela, który tutaj oczywiście był dużo droższy od sklepowego. Na stole postawiłem trzy szklanki przyniesione z baru, a Darek wyjął z plecaka trzy kubki zabrane z domu. Mia pokręciła głową, gdy jeden z nich postawił przed nią. – Dzięki, Dario, ale ja wolę whisky z colą – zapewniła. – Normalnie powiedziałbym, że drinki są dla trufli, a czysta whisky dla dzików – odpowiedział na to Darek. – Wystarczy mi jednak, że pokochałaś Peak Labela bardziej od Ralfa, więc mogę ci wybaczyć rozcieńczanie go przepoją i nie uznać tego za herezję, mademoiselle. – Spierdalaj – rzuciłem do Darka, zerkając na niego z ukosa. Roześmialiśmy się natychmiast, ale niedługo później wróciły do mnie aktualne problemy, z którymi musiałem borykać się w klubie. W pewnej chwili spytał, co mnie tak gryzie. Cóż, znał mnie od szkoły średniej, więc nie zamierzałem ściemniać. – Widziałeś, jak w ostatnich spotkaniach grał Kacunko? – spytałem. – Ba! Jak pierdalnął tę bramę z Orijentem, to powiedziałem tylko: "jaki to jest, kurwa, dzik!", a teraz jeszcze okazało się, że wybrali to na Bramkę Miesiąca Drugiej HNL. – No właśnie. Antonio to dzik, a od lipca nie będzie już naszym zawodnikiem, ja zaś kompletnie nie miałem amunicji, by spróbować go zatrzymać – powiedziałem, bawiąc się szklanką z Peak Labelem. – Nie tak dawno przestałem się głowić z szukaniem jakichkolwiek wzmocnień, bo wszyscy kandydaci oczekiwali pensji znacząco przewyższających to, co mogłem im zaoferować. Myślałem, że gorzej być nie może, a tu okazuje się, że nie tylko nie pozyskam żadnych porządnych zawodników, ale też nie zatrzymam w klubie obecnych. Kurwa mać! – Uspokój się – odparł Darek. – Wypijmy, bo szklanki stygną, a chcę polać po następnym. Wypiliśmy, zapiliśmy. Dariusz zapalił pall malla i uniósł brwi, potrząsając paczką, ale tym razem nie miałem ochoty. – Kacunką aż tak bardzo mocno się nie przejmuję, choć chciałbym go zatrzymać, bo podpisałem przedłużenie kontraktu z Luką Dadiciem, który po powrocie z wypożyczenia będzie miał większe szanse zająć miejsce Antonio w środku pola – kontynuowałem, podczas gdy Dariusz, zwany przez Mię "Dario", polewał Peak Labela. – Ale wczoraj autentycznie się wkurwiłem. Przyszedł do mnie Dali, by powiedzieć mi, że w czerwcu wygasają kontakty kilku zawodników. Wśród nich jest Repić i Llanos, który też dobrze sobie radzi w pomocy. Obaj zażądają sobie niemal dwa razy tyle, ile mogę im zaoferować, mając do dyspozycji to, na co pozwolił mi Bardić. – Spojrzałem przepraszająco na Mię, która puściła do mnie oczko, pociągając łyk Peak Labela z Coca-Colą. – W mordę jeża, karwasz twarz! Nic do nich nie przemawia? Żadna lojalność, wspólny cel, misja? – Nic – rzekłem. – Chcą tyle i tyle, i nic innego ich nie obchodzi. A czuję, że to dopiero początek. W przyszłym sezonie chyba będziemy grać samymi juniorami, kurwa jego w dupę zapierdolona z turbodoładowaniem mać. Cały czas miałem kretyńskie wrażenie, że czuję na sobie czyjś wzrok. Siedziałem przodem do zatoki, z Mią po mojej prawej i Dariuszem nieco na ukos, po lewej. Ludzki kształt w oddali dostrzegałem wyraźnie kątem oka, miałem nawet wrażenie, że widzę tam znajomą czapkę z daszkiem. Jednak gdy wreszcie zwróciłem wzrok w tamtym kierunku, okazało się, że nie było tam nikogo. Marzec 2020 Bilans: - Druga HNL: 2-2-1, 10:4 - Hrvatski nogometni kup: 0-0-0, 0:0 Druga HNL: 4. [40 pkt; -5 pkt do Rudešu, +0 pkt nad Šibenikiem] Hrvatski nogometni kup: Ćwierćfinał Finanse: -1.016.361€ (-84.333€) Gole: Mario Jelavić (13) Asysty: Mario Marović (7) Ligi: Anglia: FC Liverpool [+6 pkt] Austria: Red Bull Salzburg [+3 pkt] Chorwacja: NK Osijek [+0 pkt] Czechy: Sparta Praga [+5 pkt] Francja: PSG [+11 pkt] Hiszpania: FC Barcelona [+0 pkt] Niemcy: Bayern Monachium [+0 pkt] Polska: Legia Warszawa [+1 pkt] Rosja: Zenit Sankt Petersburg [+10 pkt] Serbia: Crvena Zvezda [+7 pkt] Słowenia: NK Maribor [+4 pkt] Włochy: Juventus Turyn [+2 pkt] Liga Mistrzów: – Liga Europy: – Reprezentacja Polski: – 25.03, Mecz towarzyski, Polska - Nowa Zelandia, 3:1 – 28.03, Mecz towarzyski, Belgia - Polska, 2:0 Ranking FIFA: 1. Belgia [1745], 2. Francja [1743], 3. Brazylia [1686], ..., 15. Polska [1569]
  9. Ralf

    Peak Label

    Przed ciężkim wyjazdowym meczem z liderami z Sesvete otrzymaliśmy oczywiście cios w postaci naciągniętej łydki Mario Marovicia, bo nie mogliśmy rozpocząć spotkania w najsilniejszym składzie. Przed wyjazdem na mecz, poza wystawieniem Memaja w celu uzupełnienia luki w ataku, zdecydowałem się na zmiany powrotne w wyjściowej jedenastce, przywracając do bramki Topicia, który na razie po prostu zapewniał większy odsetek wybronionych sytuacji, a na prawą obronę, po ostrzegawczym spotkaniu odpoczynku na ławce, wrócił Krštulović-Opara. Zmierzające po mistrzostwo Drugiej HNL i pewny awans do ekstraklasy Sesvete miało, zdaniem ekspertów, odnieść z nami łatwe zwycięstwo, ale nikt już nie pamiętał, że jesienią przegrało z nami aż 1:6. Tymczasem spotkanie na Sv. Josip Radnik-Sesvete okazało się być aspirującym do miana najsłabszego meczu 23. kolejki – zarówno gospodarze, jak i my usypialiśmy kibiców powolnością, niedokładnością i brakiem stuprocentowych sytuacji, a z naszej strony passę świetnych występów zakończył Kacunko, którego, poza żółtą kartką, w ogóle w tym meczu nie było. Jedyne trzy bramki, jakie padły tego dnia, zostały nieuznane przez Mateja Vargę z powodu dopatrzenia się pozycji spalonych, przy czym tylko ofsajd Vojkovicia był ewidentny, z kolei nieuznane trafienia Jelavicia dla nas i Vranjkovicia dla gospodarzy były już z gatunku tych dyskusyjnych. O ewentualnych spalonych decydowały tutaj milimetry, więc jeżeli arbiter popełnił jakikolwiek błąd, to dobrze, że uczynił to w obie strony, zamiast wypaczyć wynik spotkania.
  10. Ralf

    Peak Label

    Po porażce na własne życzenie najpierw obaliłem z Dariuszem flaszkę Peak Labela, bo w przeciwnym razie dostałbym apopleksji z nerwów, a potem dokręciłem chłopakom śrubę na treningach. Na wyjazdowy pojedynek z Orijentem przygotowałem pewne zmiany w składzie, z których równie ważną, co ryzykowną, było wystawienie w bramce debiutującego 18-letniego Duje Biuka. Poza nim, na prawej obronie znalazł się Mario Mornar, na środku za Tarasa wystąpił Vulikić, a do ataku za Memaja powrócił Jelavić. Sprawa była prosta – albo odkujemy się po zmoce z Hajdukiem II, albo jeszcze mocniej dołożymy sobie do pieca. Odpowiedź na to pytanie zaczęła klarować się szybko, choć w pierwszym kwadransie nie była jeszcze klarowna – już w 2. minucie Barisić wyprowadził nasz atak środkiem pola, jego prostopadłe podanie Marović zgrał przed pole karne, a tam nadbiegł oczywiście Kacunko, który swoim firmowym na wiosnę strzałem pokonał Berkovicia. Prowadzeniem cieszyliśmy się tylko dziesięć minut, aż sprezentowaliśmy gospodarzom rzut wolny z bocznej strefy boiska, z którego oczywiście gola z dośrodkowania Libera zdobył Maruzin, a Biuk po raz pierwszy w seniorskiej karierze musiał wyciągać piłkę z bramki. Ciekawy byłem, czy NK Solin traciłoby tak łatwo gole po wrzutkach niezależnie od tego, kto grałby w klubie, czy była to kwestia braku umiejętności gry głową przy bronieniu. Zrobiło się nieprzyjemnie, ale tym razem chłopaki nie tylko mnie nie zawiedli, ale wręcz zachwycili sportową złością i zaangażowaniem. Cieszący się wyrównaniem piłkarze Orijentu nie zdawali sobie jeszcze sprawy z tego, co ich czeka, aż w 24. minucie Barisić rozciągnął na skrzydło do pędzącego Repicia, Antonio wrzucił na pole karne, a tam Obrstar pięknym wolejem przywrócił nam prowadzenie. Nie minęły dobrze dwie minuty, a Barisić po podaniu Marovicia zbiegł do środka i precyzyjnym uderzeniem na dalszy słupek podwyższył na 3:1. Nareszcie zaczęło grać i lewe skrzydło, dzięki czemu w 32. minucie po dwójkowej akcji z Obrstarem Cindrić posłał kąśliwą centrę, którą mimo asysty Tadejevicia celną główką zamknął Jelavić, i było pozamiatane. A jeszcze przed przerwą Mario strącił wykopaną przez Biuka spod bramki piłkę, uruchamiając Kacunkę, który natychmiast się z nią zabrał i fenomenalnym rogalem w okienko zdobył swojego drugiego gola. Drugą odsłonę rozpoczęliśmy od niepotrzebnej straty gola – rzut wolny z trzydziestego metra egzekwował Santek, dość prostym strzałem zaskakując Biuka; ta sytuacja pokazała, że młody Duje nie powinien jeszcze walczyć o miejsce w bramce Solina, lecz skupić się na dalszej nauce bramkarskiego rzemiosła. Potem jednak nie pozostawiliśmy rywalom złudzeń, że mogliby jeszcze coś ugrać. Po dziesięciu minutach wielkolud Marović zgrał głową dośrodkowanie Jelavicia, a czekający w narożniku szesnastki Repić rąbnął z półwoleja, dorzucając i swoje trafienie. A w 67. minucie bilardowa akcja, w której piłka w krótkim czasie odbiła się po kolei od wielu zawodników, na koniec trafiła Mulacia, po którego nodze poszybowała do Jelavicia, a Mario swoją drugą bramką ustalił wynik na efektowne 7:2 dla Solina. Takiej rehabilitacji było nam trzeba, a to oznaczało poprawiny o smaku whisky z Dariuszem.
  11. Ralf

    Peak Label

    Marcową serię meczów z rezerwami zespołów ekstraklasy kończyliśmy pojedynkiem z Hajdukiem II, w którym przez ekspertów zostaliśmy uznani za faworytów. Miałem nadzieję, że wreszcie zaczniemy przejawiać konkretną skuteczność, a nasi napastnicy obudzą się ze snu zimowego i przypomną sobie, że od czegoś na boisku są. Koszmarnie się zawiodłem, nie tylko na nich. Znów rozpoczęliśmy spotkanie od dobrej, składnej gry, ale coraz bardziej dostrzegałem, że akcje idą sprawnie jedynie środkiem pola i prawym skrzydłem – lewa flanka praktycznie u nas nie istniała, tak że już w trzecim meczu na trzy rozegrane do tej pory w marcu dostrzegłem, że Cindrić i Obrstar nie przeprowadzili ani jednej groźnej akcji swoim skrzydłem i dawali się tam zdominować rywalom. Dnia nie miał też dzisiaj Marović, który dochodził do sytuacji stwarzanych przez partnerów, ale strzelał tak, jakby stracił czucie w nogach. Co gorsza, po półgodzinie moi zawodnicy zaczęli robić to, co doprowadzało mnie u nich do furii – przestali walczyć o piłkę i utrzymywali się metr od rywali, nie decydując się podchodzić do nich z pressingiem. Gdy już wydawało się, że gol dla gości jest kwestią czasu, tuż przed przerwą Batarelo wybił futbolówkę Memajowi spod nóg, a ta trafiła przed pole karne do Kacunko, który na razie jako jedyny z Solina potrafił strzelać, i mocnym uderzeniem umieścił piłkę w siatce. Objęliśmy prowadzenie, co było naszym ostatnim dobrym momentem w tym spotkaniu. W drugiej połowie moi podopieczni powtórzyli to, co robili po zmianie stron przeciwko Osijekowi II, czyli porzucili pressing, nie atakowali zawodników przy piłce i tylko przyglądali się, jak ci rozgrywają akcje i nie przeszkadzali im. Dziś jednak Hajduk II był bardziej klasowym zespołem od kolegów z Osijeku, i wykorzystał naszą gościnność, brak jaj oraz zdecydowania. Już w 55. minucie nieatakowany przez nikogo Ciprić dośrodkował wprost do nieatakowanego przez nikogo Saricia, nieatakowany przez nikogo napastnik rywali oddał strzał, a zaskoczony Topić zdołał jedynie podbić piłkę do góry, która nieatakowana przez nikogo swobodnie spadła i leniwie przekozłowała do naszej bramki. Zmiany kompletnie nic nie dawały, moje ryki zza linii bocznej, którymi zażądałem walki i ostrego traktowania rywali również, bo zawodnicy Hajduka II nadal byli nieatakowani przez nikogo i mogli robić, co tylko chcieli. Wydawało się już, że remis będzie dla nas najniższym wymiarem kary, bo w doliczonym czasie sędzia zerkał już na zegarek. Jednak w ostatniej doliczonej minucie nieatakowany przez nikogo Matas zagrał po linii do nieatakowanego przez nikogo Tolaja, który przebiegł aż siedemdziesiąt metrów luzem – nieatakowany przez nikogo, a jakże! – a gdy ktoś wreszcie zdecydował się go zaatakować, był nim Antonio Repić. Nasz skrzydłowy zrobił to jednak dopiero faulem z prawej strony pola karnego, w związku z czym Prsir dośrodkował, a Batarelo zapewnił gościom zwycięstwo i zepchnął nas na piąte miejsce, bo moi zawodnicy nie potrafili grać głową we własnym polu karnym. W szatni ostro zrugałem zespół i zapowiedziałem, że po sezonie wypieprzę z klubu każdego, kto będzie odstawiał nogę i zachowywał się, jakby rywale byli wysmarowani gównem. Mogę zrozumieć wiele, ale braku walki na boisku i wchodzenia ciałem, a także biernego przyglądania się, jak rywal rozgrywa akcję, zrozumieć i zaakceptować ani nie umiałem, ani nie zamierzałem.
  12. Ralf

    Peak Label

    Tydzień później na Pokraju Jadra podejmowaliśmy zamykający ligową tabelę Osijek II. Do gry po zawieszeniu wrócił już Repić, więc natychmiast wzmocnił nasze prawe skrzydło, zaś Memaja, głównie z powodu wymogu umieszczenia trzech graczy U-21 w wyjściowym składzie, przesunąłem do ataku w miejsce Jelavicia, który w Zagrzebiu zmarnował stanowczo zbyt dużo dobrych okazji strzeleckich. Na ławce jako rezerwowy bramkarz zasiadł natomiast 18-letni Duje Biuk, który grając na co dzień w zespole U-19 notował duże postępy. Podobnie jak pierwszego marca, tak i teraz graliśmy dużo płynniej, więc wychodziło powolutku na to, że nasza poprawiona taktyka zdaje egzamin. Już w pierwszej akcji meczu groźnie głową strzelał wielki jak wieżowiec Marović, a potem uzyskaliśmy nad gośćmi wyraźną przewagę. Długo kulała nasza skuteczność, na którą nie znalazłem jeszcze rozwiązania, ale po półgodzinie gry Cindrić dośrodkował w piątkę z lewej strony, Baresić wypiąstkował piłkę przed pole karne, a tam czekający Kacunko odwinął spektakularnego woleja, pakując futbolówkę w okienko bramki Osijeku II. Nareszcie! Po przerwie goście zaczęli coraz śmielej poczynać sobie w akcjach ofensywnych, więc najpierw zdjąłem odstającego od reszty drużyny Memaja, za którego wpuściłem dzika Jelavicia, a potem okrzykami zza linii bocznej obudziłem moich podopiecznych, dzięki czemu znów przełamaliśmy rywali i zepchnęliśmy ich na własną połowę. Wreszcie w 72. minucie wywalczyliśmy rzut wolny w głębi pola, z którego na pole karne zacentrował Jelavić, a Tomić rewelacyjnie urwał się obronie, dostawił nogę do spadającej piłki i dobił gości drugim golem. Dzięki tej wygranej umocniliśmy się na czwartej pozycji w tabeli, a także był to już dla nas dziesiąty ligowy mecz bez porażki z rzędu.
  13. Ralf

    Peak Label

    Do walki o wiosenne punkty po zimowej przerwie wracaliśmy od razu meczem na szczycie, w którym w Zagrzebiu mierzyliśmy się z mocnymi rezerwami Dinama. Forma mojego zespołu po nie najlepszych sparingach była dla mnie wielką niewiadomą, zwłaszcza wobec zawieszenia Repicia za kartki, ale nie zamierzałem biernie czekać na to, co miało wydarzyć się w stolicy. W ciągu ostatnich dni do meczu poważnie pochyliłem się nad szczegółami naszej taktyki i bacznie przyglądałem się zawodnikom na treningach, analizując ich mocne strony. W efekcie, gdy miałem już gotową wyjściową jedenastkę na Dinamo II, dla większości piłkarzy realizujących nasze ustawienie 4-4-2 przygotowałem zupełnie nowe role indywidualne, które w założeniu miały lepiej trafiać w ich predyspozycje boiskowe. Nie chciałem wyciągać pochopnych wniosków po jednym spotkaniu, ale natychmiast dało się u nas zauważyć lepszą jakość; chyba, że był to u mnie efekt placebo. Praktycznie wszyscy chłopacy grali dużo pewniej, składniej i dokładniej. Faworyzowane Dinamo II w ogóle nie pokazywało, że jest zespołem teoretycznie silniejszym, a my graliśmy bardzo ładnie i stwarzaliśmy raz po raz dobre sytuacje, nawet mimo faktu, że w drużynie brakowało jeszcze kontuzjowanego Vidovicia – szkoda, że wszelkie wypracowywane okazje z uporem maniaka niweczył Jelavić, który notorycznie strzelał to ponad bramką, to obok bramki, czym niezmiernie mnie irytował. Dinamo II nie mogło sobie pograć, ciągle nie dawaliśmy się rozkręcić stołecznym rywalom, a gdybyśmy byli choć odrobinkę skuteczni, wrócilibyśmy do Solina z kompletem punktów, choćby po skromnym 1:0. Tak zaś nawet druga żółta kartka, po której wyleciał z boiska Briski, w niczym nam nie pomogła. Można było liczyć jedynie na to, że wraz z wejściem w rytm meczowy po zimie, wróci do nas skuteczność, której brak w Zagrzebiu był jedyną rzeczą, jaką sami postawiliśmy sobie na drodze do zwycięstwa. Szkoda.
  14. Ralf

    Peak Label

    Luty 2020 Bilans: - Druga HNL: 0-0-0, 0:0 - Hrvatski nogometni kup: 0-0-0, 0:0 Druga HNL: 4. [32 pkt; -3 pkt do Rudešu, +0 pkt nad Šibenikiem] Hrvatski nogometni kup: Ćwierćfinał Finanse: -974,114€ (-72,733€) Gole: Mario Jelavić (11) Asysty: Mario Marović, Robi Obrstar i Ivan Krštulović-Opara (po 4) Ligi: Anglia: FC Liverpool [+9 pkt] Austria: Red Bull Salzburg [+7 pkt] Chorwacja: Dinamo Zagrzeb [+2 pkt] Czechy: Slavia Praga [+1 pkt] Francja: PSG [+13 pkt] Hiszpania: FC Barcelona [+0 pkt] Niemcy: Bayern Monachium [+1 pkt] Polska: Lech Poznań [+2 pkt] Rosja: Zenit Sankt Petersburg [+8 pkt] Serbia: Crvena Zvezda [+11 pkt] Słowenia: NK Maribor [+8 pkt] Włochy: Inter Mediolan [+2 pkt] Liga Mistrzów: – Liga Europy: – Reprezentacja Polski: – Ranking FIFA: 1. Belgia [1742], 2. Francja [1739], 3. Brazylia [1682], ..., 14. Polska [1572]
  15. Ralf

    Peak Label

    Oj będzie rozlew, gdy ligowi rywale dostaną nas w swoje łapy i zaczną masakrować A przyszły sezon to w ogóle będzie katastrofa, gdy bez żadnych transferów do klubu będę musiał łatać skład szarakami. ----------------------------------------------- Poszukiwania jakichkolwiek wzmocnień na lato były już nawet nie trudne, co zwyczajnie niemożliwe. Prezes Bardić ograniczył możliwe do zaoferowania pensje do skromnej jałmużny, zaś zawodnicy, którzy na wygasających w czerwcu kontraktach w swoich klubach zarabiali realne jeszcze dla nas kwoty, już na starcie negocjacji zażądali sum nawet czterokrotnie wyższych. Nic więc dziwnego, że wreszcie straciłem cierpliwość i zakończyłem wszelkie próby pozyskania kogokolwiek, skoro nawet teoretycznie słabsi zawodnicy mieli zbyt wygórowane wymagania finansowe. O ile po meczu z Hrvacami miałem podstawy sądzić, że w końcu bierzemy się w garść, o tyle spotkanie ze Slogą jasno pokazało, że był to tylko jednorazowy wyskok, a w drużynie nadal nic nie jest w porządku. Już w 10. minucie beznadziejnie zachował się Vulikić, który puścił Misicia sam na sam z Benderem, czym zaprzepaścił swoje szanse na wywalczenie sobie miejsca w wyjściowej jedenastce, a to samo tyczyło się Bendera, który nawet nie interweniował, pokazując, że na tę chwilę nie ma podejścia do Topicia w rywalizacji o bluzę z numerem jeden. Podgoniliśmy co prawda wynik, m.in. pięknego gola z narożnika pola karnego zdobył Basić-Šiško, ale znów wypuściliśmy zwycięstwo w końcówce, tracąc gola oczywiście po dośrodkowaniu, co stawało się naszym znakiem rozpoznawczym. Następnego dnia udało mi się sfinalizować obietnicę, jaką złożyłem Luce Dadiciowi. Nasz defensywny pomocnik, który po moim pojawieniu się w Solinie przejawiał ambicje zostania kapitanem drużyny, przez całą rundę jesienną nie zrobił nic, by wywalczyć sobie miejsce w jedenastce – gdy otrzymywał szanse na boisku, spisywał się wyraźnie słabiej od innych zawodników, a i na treningach nie potwierdzał swoich aspiracji. By nie blokować mu możliwości gry, postanowiłem wypożyczyć Dadicia do trzecioligowej Zagory, gdzie powinien mieć większe szanse na regularną grę. NK Solin do końca sezonu opuściło też dwóch innych zawodników, młodziutcy Mario Veljaca i Moreno Vusković, którzy przeszli na wypożyczenie odpowiednio do Jadrana i Slogi, gdzie w grze o stawkę mieli możliwość szybszego rozwoju. Ostatnim sparingiem przed wznowieniem rozgrywek Drugiej HNL było spotkanie w Solinie z Primoracem Biograd; przymierzałem się do tego, by tydzień przed początkiem marca dołożyć jeszcze jeden sparing dla podtrzymania rytmu meczowego, ale odrzucanie propozycji przez kolejnych potencjalnych sparingpartnerów skłoniło mnie do porzucenia tego pomysłu. Nie sądziłem zresztą, by dodatkowy sparing miał nam jeszcze w jakikolwiek sposób pomóc, bo na Pokraju Jadra wciąż graliśmy nie najlepiej, nie mieliśmy pressingu w środku pola, w ataku mieliśmy problem ze strzelaniem w światło bramki, a obrona... Cóż, temat jakości naszej defensywy zilustrowała sytuacja z 34. minuty, w której sprawdzany raz jeszcze Vulikić i Tomić zaprezentowali żenującą nieumiejętność ustawienia się w obronie, co zaowocowało strzałem Kusety z wolnej pozycji, przy którym nie popisał się też Topić, który zamiast interwencji przykucnął tylko na jedno kolano, jak do jakiegoś ślubowania. Ostatecznie wygraliśmy, ale wyglądało na to, że wiosną nie mamy większych szans obronić dobrej pozycji w lidze, a także będziemy tracić dużo goli po dośrodkowaniach oraz podaniach rozcinających naszą rozpraszającą się obronę.
  16. Ralf

    Peak Label

    Tak jak można było przewidzieć, Antonio Kacunko nie zastanawiał się długo i postanowił wykorzystać szansę przejścia do Hajduka Split, gdzie czekały na niego większe perspektywy, podpisując wstępny kontrakt na lato. W ten sposób jeszcze bardziej skomplikowała mi się sytuacja kadrowa na przyszły sezon, bo nie dość, że w lipcu klub opuścić miał jeden z naszych filarów linii pomocy, to jeszcze w dalszym ciągu przez drastycznie ograniczone finanse na pensje nie byłem w stanie namówić do gry w Solinie zawodników, którzy latem byliby znaczącym wzmocnieniem. W pierwszym lutowym sparingu mierzyliśmy się na wyjeździe z Neretvą. Nadal byliśmy jeszcze dalecy od formy z końcówki jesieni, ale zauważyłem w końcu tendencję zwyżkową, bo zagraliśmy o wiele lepiej, niż jeszcze niedawno przeciwko Junakowi na Pokraju Jadra, a nawet nasz rezerwowy bramkarz, pełniący funkcję zabezpieczenia na czarną godzinę, Petar Kovać, zagrał przyzwoicie po przerwie. Z drugiej strony wypuszczenie z rąk zwycięstwa w końcówce źle świadczyło o naszej defensywie. Jeszcze lepiej wypadło spotkanie z Hrvacami, gdzie wreszcie zaprezentowaliśmy dużo większą dokładność, a nasi napastnicy przypomnieli sobie, jak się strzela bramki; rozruszał się nawet będący na wylocie Simunać. W zdobyciu trzech goli w kwadrans wydatnie pomógł nam fatalnie dysponowany Guc w bramce gospodarzy, ale by bramkarz popełnił błąd lub nie sięgnął piłki, najpierw należy dać mu ku temu okazję, a z tym w poprzednich sparingach było u nas słabo. Tryby z wolna znów zdawały się zaczynać zazębiać.
  17. Ralf

    Peak Label

    Sam wynik sparingu to kompletnie inna sprawa, do której aż tak dużej wagi nie przywiązuję, choć taka porażka u siebie z zespołem z niższej klasy rozgrywkowej nigdy nie wygląda dobrze. W sparingach, zamiast na wynik, patrzę na grę zespołu oraz poszczególnych formacji, by w warunkach braku presji wyniku skupić się wyłącznie na obserwacji. Nawet gdybyśmy wygrali z Junakiem 3:1, zamiast przegrać 1:3, to patrząc na fatalną postawę obrony, która dawała się robić jak przedszkolaki, też powiedziałbym, że nie jest dobrze. W takich sytuacjach zakładam, że ligowi rywale wkorzystywaliby te błędy, zamieniając je na gole. No i na koniec dodam, że ja jestem z tych, którzy NIE usprawiedliwiają mankamentów i nie robią dobrej miny do złej gry, tylko są jak Mariusz Max Kolonko, zanim poszedł w politykę — mówią, jak jest :P
  18. Ralf

    Peak Label

    Styczeń 2020 Bilans: - Druga HNL: 0-0-0, 0:0 - Hrvatski nogometni kup: 0-0-0, 0:0 Druga HNL: 4. [32 pkt; -3 pkt do Rudešu, +1 pkt nad Croatią Zmijavci] Hrvatski nogometni kup: Ćwierćfinał Finanse: -859,285€ (-69,782€) Gole: Mario Jelavić (11) Asysty: Mario Marović Robi Obrstar i Ivan Krštulović-Opara (po 4) Ligi: Anglia: FC Liverpool [+6 pkt] Austria: Red Bull Salzburg [+7 pkt] Chorwacja: HNK Rijeka [+4 pkt] Czechy: Teplice [+2 pkt] Francja: PSG [+6 pkt] Hiszpania: Real Madryt [+3 pkt] Niemcy: Bayern Monachium [+0 pkt] Polska: Lech Poznań [+7 pkt] Rosja: Zenit Sankt Petersburg [+8 pkt] Serbia: Crvena Zvezda [+5 pkt] Słowenia: NK Maribor [+2 pkt] Włochy: Juventus Turyn [+0 pkt] Liga Mistrzów: – Liga Europy: – Reprezentacja Polski: – Ranking FIFA: 1. Belgia [1742], 2. Francja [1739], 3. Brazylia [1682], ..., 14. Polska [1572]
  19. Ralf

    Peak Label

    Doceniam humorystyczną wstawkę, ale chciałbym podkreślić, że opowiadanie "Peak Label" jest strefą wolną od C****-19, kor*****usa i pan**mii, więc prosiłbym o powstrzymywanie się od poruszania tutaj czegokolwiek związanego z tym tematem W "Peak Label" żyjemy normalnie, ludzie są nastawieni do siebie pozytywnie, wszystko mamy otwarte, i chcę, by tak pozostało ---------------------------------------------- Niespodziewanie zaczęły się nasilać kłopoty transferowo-kontraktowe. Beznadziejna sytuacja finansowa NK Solin mocno ograniczała mi pole manewru w kwestii płac możliwych do zaoferowania potencjalnym wzmocnieniom, co spowodowało, że pierwszych trzech ciekawych zawodników, którzy byli do wyciągnięcia na prawie Bosmana, ostentacyjnie poodkładało słuchawki. Jakby tego było mało, Zoran Bardić nie pomagał mi też w sprawie płac dla naszych aktualnych zawodników, a na wszelkie moje argumenty był głuchy i nagle przestawał mówić tak po angielsku, jak i po chorwacku, o polskim nie wspominając. Na skutki tak radykalnego podejścia nie musieliśmy długo czekać, bo w ciągu ostatnich dni ofertę kontraktu otrzymał Antonio Kacunko, jeden z naszych kluczowych zawodników, a oferta była nie od byle kogo, tylko od samego Hajduka Split. Musiałem więc zacząć godzić się z utratą bardzo ważnego pomocnika, a przecież na konkretne wzmocnienia nie miałem co liczyć... Przydałby się Dariusz z flaszką Peak Labela. Pod koniec stycznia mierzyliśmy się towarzysko na Pokraju Jadra z trzecioligowym Junakiem, a dziewięćdziesiąt minut później miałem jeszcze więcej zmartwień, przy których kłopoty płacowo-transferowe jawiły się jak niewinna zabawa w berka. Żenująco do sześcianu zaprezentowała się nasza obrona, aż trzy razy pozwalając się urwać Masteliciowi i Maganiciowi, którzy bezlitośnie nas rozstrzelali, a na największe baty przy wszystkich trzech bramkach zasługiwali Toni Taras i Ivan Krštulović-Opara, którzy razili biernością i nieumiejętnością odpowiedniego ustawienia się bez piłki. O Josipie Benderze nie ma sensu wspominać, bo w pierwszej połowie nie było go nawet na boisku, a na poprzeczce bramki była tylko zawieszona bluza z jego nazwiskiem. W pozostałej części zimowego okresu przygotowawczego miałem pełne ręce roboty, którą musiałem wykonać perfekcyjnie. W przeciwnym wypadku w pierwszych kolejkach rundy wiosennej czekał nas bezlitosny zjazd w dół tabeli.
  20. Ralf

    Peak Label

    Zawodnicy powrócili z zimowego urlopu w doskonałej kondycji i bez większych problemów, nie licząc jedynie Mario Jelavicia, który złapał grypę, w związku z czym odesłałem go do domu, by w spokoju doszedł do zdrowia. W międzyczasie kadra NK Solin uszczupliła się o jednego zawodnika. Ivan Bilonić, choć nadawał się do łatania dziur w składzie, nie zaliczał się jednak do kluczowych graczy pierwszego zespołu, a do tego nasz fundusz płac był obecnie mocno przekroczony, więc gdy zgłosił się po niego trzecioligowy Neretvanac, postanowiłem wysłuchać zainteresowanych. Sam Ivan nie miał nic przeciwko przeprowadzce, a drobne odciążenie finansów zawsze było mile widziane, więc Bilonić zmienił otoczenie na zasadzie wolnego transferu. Przynajmniej przypadkowo nie zasiliłem kadry żadnego z ligowych rywali. Przygotowania do rundy wiosennej rozpoczęliśmy od sparingu z Kamenem. Latem przegraliśmy z tym rywalem 0:1, i to u siebie, więc teraz warto było się odegrać. Byliśmy zespołem zauważalnie lepszym, co sugerowało, że poczyniliśmy pewne postępy przez te kilka miesięcy, ale zabrakło udokumentowania tej różnicy kilkoma zdobytymi bramkami. Dobrze się zatem stało, że w 74. minucie przebłysk strzelecki zaprezentował wprowadzony na boisko Vidović, który pewnym strzałem zapewnił nam wygraną w towarzyskiej potyczce, dzięki której zmazaliśmy plamę z czerwca. Na wyjeździe. Kwita.
  21. Ralf

    Peak Label

    Szklanki z grubym dnem momentalnie zaszły delikatnym szronem niedługo po tym, jak z niebiańskim chlupotem wypełnił je świeżo wyjęty z zamrażarki Peak Label. Pierwsza wspólna okazja od niepamiętnego z mojej perspektywy czasu. – No, no, całkiem niezłe mieszkanko, muszę przyznać – rzekł Dariusz, gdy rozglądał się po salonie połączonym z kuchnią, a ja polewałem. – Może to nie to samo, co tamta hacjenda, którą zajmowaliśmy w czerwcu, ale i tak przytulnie. – Mieszkam sam, więc nie potrzeba mi żadnej willi, a darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, czy jakoś tak to szło – odparłem, lejąc tym razem Coca-Colę do dwóch kubków wyjętych z szafki nad mikrofalówką. – Zresztą, tyle co się osiedliłem w Chorwacji i zacząłem zarabiać porządniejsze pieniądze. Odłożę godną sumę, to pewnie pomyślę o czymś nieco większym, a przede wszystkim własnym. Zwłaszcza, że nie wiadomo, ile czasu jeszcze pomieszkam sam. Darek usiadł obok mnie na kanapie, przyglądając mi się z ukosa. – Co się za tym kryje? – Jak widzisz, tylko kawałek blatu i pilot od telewizora – powiedziałem, gdy odsunąłem na bok stojącą naprzeciwko niego butelkę Peak Labela. Parsknął śmiechem. – No dobra, ale pytam poważnie. Myślisz o lokatorze, czy raczej... – Najpierw się napijmy, bo whisky stygnie, już dość było czekania. Unieśliśmy zimne jak serce polityka szklanki, stuknęliśmy i wypiliśmy po soczystym łyku. Od razu inaczej smakuje; utwierdziłem się tylko w przekonaniu, że jak pić Peak Labela, to tylko z odpowiednim kompanem, jak Dariusz. – Wiesz, Darku, tamta blondyneczka ze Splitu, córka Bardicia, ma na imię Mia, dość się do siebie zbliżyliśmy. Powiedziałbym, że nawet bardzo. – Odruchowo obejrzałem się, nie wiem dlaczego, żeby sprawdzić, czy nie mamy towarzystwa, po czym dodałem konspiracyjnie zniżonym głosem: – Spotykamy się potajemnie, "dogłębnie" się poznaliśmy, i te sprawy, wiesz... Postawny Darek zaśmiał się w swoim stylu i pogładził po karku, w jeszcze bardziej swoim stylu, po czym powiedział: – Ciągnie wilka do lasu, co? Mam nadzieję, że wiesz co robisz, bo jeśli kolejna dziołcha ma cię wyrolować, to mi ręce opadną do samej ziemi. Ale zakładam, że skoro mówisz mi o tym w taki sposób, jakbyś przyznawał się, że byłeś drugim strzelcem z Dallas, to trzymacie to w tajemnicy. – A jak myślisz? Jak zareagowałby Bardić, gdyby się dowiedział, że Polak posuwa mu córkę? Oczywiście nie myślę w ten sposób o mojej relacji z Mią, bo nie myślę o niej swoim fiu... – Stary, przecież ja to rozumiem – przerwał mi, przewracając oczami. – Rozmawiamy między sobą i używamy prostego języka. Wiem o co chodzi, i to wystarczy. Do rzeczy. – Zależy mi na niej i mam wrażenie, że jej na mnie również – przyznałem. – Jeżeli by się to przyjęło, to pewnie kiedyś chcielibyśmy zamieszkać razem. Kiedyś... – Tylko wtedy Bardić na pewno by się już dowiedział. Nie myślisz chyba, że czulibyście się dobrze, gdybyście mieli żyć razem i każdego dnia pilnować, by nikt się nie zorientował? Pociągnąłem kolejne dwa łyki Peak Labela, tym razem popijając je godnym haustem Coca-Coli. – Coś ty, to byłaby nie lada udręka – rzuciłem natychmiast, gdy tylko chuchnąłem alkoholowym oddechem. – Obecne rozwiązanie jest dobre tylko na razie. Będę musiał z nią w końcu o tym pogadać, bo nie sądzę, by takie potajemne schadzki miały być dobrym rozwiązaniem na dłuższą metę. Wiesz, dla mnie to nie jest wielki problem, ale już za wiele doświadczyłem z pannami, bym miał nie wiedzieć, że dla niej zacznie być to ogromną ujmą. Dariusz wymierzył we mnie palcem, w drugiej ręce trzymając szklankę. – Chociaż tyle się wreszcie nauczyłeś, bratku – powiedział. Następnie sam pociągnął porządnego grzdyla i też popił. – Nie wiadomo, co mogłoby przyjść Bardiciowi do głowy, w końcu wątpię, by wdzięczność za uratowanie córki była u niego aż tak wielka, by miał być zachwycony tym, że się spotykacie i robicie razem ciekawe rzeczy. Wiesz, to oczywiście wasza sprawa, ale gdybyś potrzebował rady lub po prostu się wygadać, to wal od razu do starego Darka. – Daj spokój, nie chcę cię niczym męczyć. – Taka rola przyjaciół – stwierdził. – Chodzi nie tylko o to, by mieć z kim wypić, ale też móc na kim się wesprzeć, komu zwierzyć i poprosić o radę. A teraz nie musisz ze mną gadać przez telefon, bo jestem tu, na miejscu. Wystarczy, że zagwiżdżesz, a jestem. – Kurwa, Darek, mówiłem to już, ale nie masz pojęcia, jak się cieszę, że też postanowiłeś wyprowadzić się do Chorwacji. Wręcz zaje-kurwa-biście! Szybko opróżniliśmy pierwszą szklankę. Potem funkcję polewającego dobrowolnie przejął na siebie Dariusz. Po czterech kolejkach już nieźle szumiało nam w głowie, jak za starych czasów w Polsce. – ...ale dobra, dosyć już o mnie i Mii – powiedziałem stanowczo. Mój poważny ton zabrzmiał dość groteskowo, co sprawiło, że przez chwilę rżeliśmy pijackim śmiechem. – Powiedz mi lepiej, czy choć fundamenty zostały z kamienicy, gdzie wcześniej mieszkałem. Co tam się teraz dzieje? – Film kręcą. – To dlaczego ja nie gram? – Spierdalaj! Ale już! – odpowiedział automatycznie. Popatrzyliśmy na siebie i wybuchnęliśmy histerycznym rechotem. Miłość do dobrych, polskich komedii lat dziewięćdziesiątych była dodatkowym spoiwem naszej wieloletniej przyjaźni – wystarczyło, że jeden z nas rzucił jakimś tekstem z "Kilera", "Chłopaki nie płaczą", "Psów" lub "Krolla", a drugi natychmiast wiedział, co odpowiedzieć. Gdy już się wyśmialiśmy, Darek opowiedział: – Byłem o ciebie spokojny, bo gdybyś przyjechał do Polski, na pewno byś mi powiedział. Gdy dowiedziałem się o wybuchu, nie mogłem się powstrzymać, by podjechać i zobaczyć na własne oczy, co jest grane. Dawno nie widziałem tyle gruzu, zniszczonych aut i walających się po całej ulicy resztek mebli, osmalonych ubrań, sprzętu AGD i innych pierdół. Cud, że ostatecznie tylko cztery osoby zginęły, choć lepiej byłoby, gdyby obyło się bez ofiar. Po kilku dniach, gdy strażacy i ratownicy z psami byli już pewni, że pod gruzami na pewno nie ma już nikogo żywego, wjechał ciężki sprzęt, którym zaczęli powoli zbierać gruz i podnosić większe fragmenty murów. Wtedy właśnie znaleźli czwarte ciało. Tydzień później był już pusty plac, ładnie zniwelowany, uprzątnięty i ogrodzony siatką. Zanim wyjechałem z kraju, zaczęły chodzić głosy, że w miejscu kamienicy ma zostać wybudowana Biedronka, Lidl lub Netto. No tak, jakie to polskie. Nieważne, czy w danym miejscu stała 150-letnia kopalnia, zabytkowa cementownia, taka jak w Grodźcu, czy wydarzyła się kiedyś katastrofa. Wszelkie pozostałości trzeba zrównać z ziemią, wywieźć gruz, zaorać i pierdolnąć setną Biedronkę w mieście. – Zaraza... – warknąłem, kładąc dłoń na czole. – No to jak, kurwa, będzie, robimy interes? – zapytał Darek, wskazując mi napełnione przez siebie mimochodem szklanki.
  22. Ralf

    Peak Label

    W Chorwacji byłem jedynie latem, więc nie mogę na to pytanie odpowiedzieć. Byłem natomiast we Włoszech, w Wenecji, w listopadzie 2018 roku - siąpił drobny deszczyk, było pochmurno, ale wystarczyła tylko niezbyt gruba bluza zarzucona na ręce, by czuć się komfortowo. Sądzę, że zimą dałoby się przeżyć zakładając taką kurtkę, jakie u nas nosi się jesienią lub przedwiośniem. Biorąc pod uwagę, że rejon Splitu, w którym obecnie toczy się akcja opowiadania, jest bardziej wysunięty na południe względem Wenecji, zimy zapewne są tam dość przyjemne w porównaniu do naszej. No i trzeba pamiętać, że zależy, o której części Chorwacji mówimy - czy o wybrzeżu, czy o terenach wgłąb lądu.
  23. Ralf

    Peak Label

    Przerwa w rozgrywkach Drugiej HNL miała trwać aż do marca, więc po Nowym Roku wpadłem do klubu z palącą niczym kapsaicyna potrzebą zorganizowania przynajmniej kilku sparingów na rozbieganie po urlopach, nim przystąpimy do rundy wiosennej. Zależało mi na działaniach tym bardziej, że w grudniu absolutnie nikt ze mną na ten temat nie rozmawiał. Wtedy myślałem jeszcze, że braku zaplanowanych przygotowań nie uważano w ogóle za problem. Dali patrzał na mnie, jakbym mówił w innym języku lub gdybym po przeskoczeniu daty na rok 2020 zamienił ludzką mowę na wycie pawiana. – No i co tak się na mnie gapisz? – zapytałem go w końcu, gdy nie wytrzymałem. – Ruszymy się wreszcie, czy będziesz tak stał jak posąg? Czym ty żeś się naćpał? Dali zamrugał powiekami. – Nikt nie wspominał o zimowych sparingach – odezwał się w końcu – bo to zbyt oczywista rzecz, by specjalnie o niej rozmawiać. Chodź i rzuć okiem, czy potwierdzony wczoraj plan gier kontrolnych ci odpowiada. W terminarzu pojawił się okres przygotowawczy składający się z sześciu meczów towarzyskich. Pracę rozpocząć mieliśmy od gier z Kamenem i Junakiem, czyli drużynami, z którymi graliśmy już latem – z tą pierwszą nawet przegraliśmy wtedy 0:1, więc teraz mieliśmy sprawdzić, jakie postępy poczyniliśmy od czerwca. Pozostała seria sparingów zakładała sparingi z Neretvą, Hrvacami, Slogą i Primoracem Biograd. Mogłem więc odetchnąć z ulgą i zająć się w spokoju klubowymi sprawami. Przede wszystkim starałem się pozbyć z Solina niewydarzonego Vlatko Simunacia, nim zacznie psuć atmosferę w szatni, a także usiłowałem znaleźć klub na wypożyczenie dla Luki Dadicia. Niestety obie sprawy szły bardzo opornie. Na szczęście inaczej było z Dariuszem, który szybko przestawił się na życie w Chorwacji i skończył z myśleniem o sobie, jako emigrancie z Polski.
  24. Ralf

    Bład

    Zainstalowałeś grę, czy miałeś ją cały czas na dysku, tylko nie uruchamiałeś jej x czasu? Zmieniałeś cokolwiek w komputerze, np. system operacyjny, kartę graficzną, procesor, RAM, czy cokolwiek innego? Co dokładnie się dzieje - po prostu wyłącza się gra, wyrzucając do Windowsa i nic poza tym, czy gra się crashuje w jakiś konkretny sposób i pokazuje się komunikat o błędzie? Jeśli tak, to podaj treść komunikatu z kodem błędu lub wrzuć screena.
  25. Ralf

    Peak Label

    Też jestem zdania, że ten post zaważy na tym, że opek stanie się forumowym bestsellerem
×
×
  • Dodaj nową pozycję...