Skocz do zawartości

Ralf

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    3 477
  • Rejestracja

  • Wygrane w rankingu

    2

Zawartość dodana przez Ralf

  1. Spokojnie, towarzysze po fachu, ja nie gram w FM od wczoraj, choć w starty z najniższych możliwych lig bawię się dopiero od roku ;) Na pewno ze składu wylatują wszyscy trójkowicze (czyli ci, co zagrali na [3], a paru ich jest) i czwórkowicze, a nad resztą się zastanowię. Na pewno nie poślę na kolejny mecz tej samej jedenastki, a bardziej trzyma mnie tutaj spojrzenie na nadchodzące letnie transfery, zwłaszcza Donga, który na papierze prezentuje się świetnie. Do uniknięcia spadku potrzeba nam, patrząc na ostatnie sezony, 50-parę punktów. Na chwilę obecną taką pulą mogą poszczycić się zespoły z czołówki, a moje Margate ma teraz "oczek" nieco ponad 30. A co do "gwiazdek" (o których ignorowaniu wsponiał Prof), to u mnie nie ma świętych krów - jak ktoś nawala i jest bez formy, to leci ze składu bez wglądu na to, jak się nazywa i czy cały kraj odmienia jego nazwisko na koszulce przez przypadki.
  2. Ralf

    Teraz albo nigdy

    Reprezentant U-21 krajów bałkańskich to jeszcze żadna rewelacja. W poprzedniej karierze wyłowiłem serbskiego juniora, który już w wieku 14 lat walczył w kadrze U-21 Serbii, miał już wykańczanie akcji na poziomie "14" i wyglądał na wielki talent, a po ściągnięciu i czterech sezonach porządnego treningu prawie w ogóle się nie rozwijał i wyrósł na typowego przeciętniaka. W Bundeslidze mi się nie sprawdził.
  3. Ralf

    Teraz albo nigdy

    Uwielbiam takie transferowe żniwa Jak wygląda budżet płac?
  4. Przyzna Prof, choćby na własnym doświadczeniu, że chęć rzucenia aktualnego bagna jest częstym naturalnym odruchem przy tego typu "popisach", zwłaszcza gdy poprzedza je passa raczej kiepskich wyników :> Zawsze po klęskach wietrzę przed następnym meczem skład, odsuwając najbardziej beznadziejnych w danym blamażu. Teraz będę musiał posłać do boju niemalże drugi garnitur, choć nie wiem, czy niektórzy siłą rzeczy nie będą musieli zagrać, bo jeszcze nie mogę sobie pozwolić na kolekcjonowanie szerokiej kadry juniorów w rezerwach.
  5. Przecież Hassan wyrwał mi w ostatniej chwili kartkę spod rąk :> Generalnie moja pierwsza myśl, to było "idę w cholerę", ale jeszcze się okaże, co będzie dalej. Na dziś jednak wystarczy, dalsze losy jutro.
  6. Nie ma ch*ja, ja w tym gównianym klubie nie wytrzymam do końca sezonu :x --------------------------------- 19 stycznia był niczym nieróżniącym się od innych dniem – piłkarze przygotowywali się do meczu z Accrington, ja siedziałem w swoim gabinecie nad codziennymi klubowymi sprawami, a za oknem rozbrzmiewały radosne okrzyki bawiących się dzieci. Nie zdawałem sobie jeszcze sprawy, co będzie się ze mną działo za kilka godzin. Jak już wspomniałem, przyjeżdżało do nas jedenaste w tabeli Accrington. Jako że ostatnio zaprezentowaliśmy się poprawnie, nie przeprowadzałem w składzie żadnych zmian. Z resztą, kogokolwiek desygnowałbym do gry, efekt byłby taki sam, bo cały bez wyjątku zespół zagrał taki stos odrażająco cuchnącego gówna, że dostalibyśmy ciężki wpierdol nawet od mega-amatorów z dziesiątej ligi Kambodży. Gdy wychodziliśmy na murawę, na tablicy już widniał przygotowany wynik 0:1, bo zanim sędzia zdążył wyciągnąć gwizdek z ust po zasygnalizowaniu początku spotkania, David Brown otrzymał vipowskie zaproszenie w pole karne i strzałem jak do pustej bramki z dziecinną łatwością otworzył wynik spotkania. Pierwsza połowa nie wyglądałaby jeszcze tak źle, gdyby nie dwunasty zawodnik gości, Marvin Thompson, który dał im rzut karny, od razu zbierając czerwoną kartkę. Do piłki podszedł Proctor i było 0:2. Niecałe dziesięć minut po rozpoczęciu drugiej odsłony Brown w pojedynkę wkręcił w murawę moich "obrońców" tak, że wystawały z niej tylko czubki ich głów, po czym bez trudu podwyższył na 0:3. Już w tym momencie wręcz kipiałem, więc łatwo sobie wyobrazić moją reakcję, gdy moment później Allman ściął z nóg rywala i obejrzał czerwoną kartkę, fundując nam grę w dziewiątkę. W tym momencie nie wytrzymałem i rzuciłem się galopem do szatni. Zaniepokojony Hassan powiedział tylko do Raine, by prowadził dalej zespół, po czym pobiegł za mną. Gdy mnie znalazł, z obłędem w oczach pisałem na pomiętej kartce A4 swoją rezygnację. – Miszter, co robisz?! – wrzasnął, wyrywając mi z rąk kartkę tak, że aż potargała się od nacisku długopisu. – Jak to "co robię"?! Przecież widziałeś, siedziałeś tam na ławce! Nie mam zamiaru dłużej dobrowolnie babrać się w gównie! Nie jestem szambonurkiem! Hassan złapał mnie za bary. – Miszter, co nagle, to po diable. Chodźmy się napić, co? – zaproponował. – Napić? – spytałem retorycznie, dysząc z nerwów. – Mam nadzieję, że DUŻO się napić! – Masz to jak w banku. To co? Idziemy? – Idziemy... – odsapnąłem. – Ale możesz mnie puścić, nie jestem debilem i mogę iść o własnych siłach! Gdy obaj wprowadzaliśmy się w stan upojenia alkoholowego, na murawie Hartsdown Park dalej trwała rzeź. Bramki strzelili jeszcze McSweeney w liczbie dwóch oraz na sam koniec Wringley. Nikt nie miał zielonego pojęcia, jakim cudem "honorowego", o ile o honorze można mówić, gola zdobył Bridge-Wilkinson, jednocześnie zaliczając pierwsze trafienie w barwach Margate i wraz z Martinem będąc jedynymi, którzy nie mieli się czego wstydzić. Nic to jednak nie zmieniło, moje siermięgi poniosły największą klęskę, odkąd jestem w tym klubie, następnego dnia poleciały głowy, a moja motywacja do dalszej pracy z tym czymś wynosiła już -150.
  7. No way, Searle zbyt dobrze wykonuje rzuty wolne :> Mogę kopsnąć Browna, bo coraz głośniej marudzi :> ------------------------ Ligę wznawialiśmy wyjazdem do Alfreton, któremu w rundzie jesiennej daliśmy sobie w końcówce wydrzeć dwubramkową przewagę poprzez oczywiście rzut karny w 87. minucie. Do bramki wrócił odpoczywający ostatnio Nielsen, a w ataku partnerem Gattinga został Frost. Gospodarze tkwili w strefie spadkowej, więc "był to dobry dzień, by przegrać, mój synu". Tym razem jednak moi piłkarze skosztowali po Snickersie, powiedzieli: "synu, byłoby dobrze, gdybyśmy odnieśli zwycięstwo" i po przeczekaniu pierwszych kilkunastu minut, w trakcie których Alfreton zamieszkało na naszej połowie, wzięli się do roboty. W pierwszej połowie jeszcze nic z tego nie wynikało, ale po niespełna dziesięciu minutach drugiej, Gatting zagrał krótkiego crossa w szesnastkę rywali, tam co prawda piłkę zgarnął Howarth, ale jego ślamazarność sprawiła, że Frost wytrącił mu ją spod nóg i pewnym strzałem po ziemi założył siatkę bramkarzowi. Do końca mogliśmy jeszcze podwyższyć rezultat, ale Gatting, któremu Elliott wypracował znakomitą sytuację, wstrzelił się tylko w Hinchcliffe'a. Gospodarze w końcówce przeszli na 4-2-4, ale chyba liczyli, że kolejny raz podarujemy im rzut karny, bo bez trudu odpieraliśmy ataki, dzięki czemu odnieśliśmy tak rzadkie w naszym wykonaniu ligowe zwycięstwo.
  8. Tak? U mnie w FM jego dane są w takiej kolejności, jak napisałem w poście. Cokolwiek, i tak już nie mogę zedytować, a szkoda. --------------------- Byliśmy już blisko od oczyszczenia się z ostatnich przegranych zawodników, gdy szóstoligowe Gloucester zgłosiło się po Deana McElroya z propozycją zagwarantowania nam 50% wartości kolejnego transferu obrońcy. Znałem realia szóstej ligi, a Dean nie miał już szans na grę, toteż nie robiłem problemów i zgodziłem się na warunki sprzedaży. Chwilę odpoczynku od ligowych porażek stanowiła druga runda FA Trophy, a w niej trafiliśmy na wyjazdowe spotkanie z Hendon, które dzielnie walczyło o baraże w Conference South. Wystawiłem w nim długo pozostającego bez gry Damiana Spencera, by nie przyrósł na stałe do trybun, a w bramce stanął Karl Lewis. Gospodarze starali się od początku narzucić nam własny styl gry i to spowodowało, że już w 10. minucie Pulis w środku pola zabrał piłkę Rainfordowi, rozciągnął na skrzydło do Wintersa, który następnie dośrodkował w pole karne, gdzie obrońców przeskoczył Gatting i z bliska wpakował piłkę głową do bramki. Na drugiego gola musieliśmy czekać tych minut aż 55, kiedy to Pulis dostał piłkę w narożniku pola karnego, a przy próbie dogrania wprost na głowę Molango, futbolówka zeszła mu nieco z nogi i w efekcie posłał ją do bramki obok stojącego jak wryty Mimmsa. Ten mecz nie był rewelacją w naszym wykonaniu, ale najważniejszy był awans i 7 000 euro.
  9. W przerwie między meczami udało mi się dopiąć na ostatni guzik dwa letnie transfery. Jednym z nich był młodziutki i utalentowany napastnik Richards Henry (17 l., OP/N Ś, Anglia) z młodzieżówki Morecambe, natomiast drugi mógł zasługiwać na miano transferowej bomby – dołączyć miał do nas tkwiący w rezerwach samego Manchesteru United reprezentant Chin, napastnik Dong Fangzhuo (22 l., N, Chiny; 19/8), który na papierze prezentował się lepiej, niż wszyscy moi snajperzy razem wzięci. Pozostawało mieć nadzieję, że będzie on dla nas wystrzałowym wzmocnieniem. A w drugim styczniowym meczu podejmowaliśmy u siebie Canvey Island, które, nie licząc oczywistych zawirowań na początku sezonu, cały czas nie potrafiło wyjść ze strefy spadkowej, przyspawane do przedostatniego, 23. miejsca. Wypadało po prostu dać im łupnia i nie pozostawić złudzeń, kto jest lepszym z dwójki beniaminków z Conference South. Oczywiście moi piłkarze, jak to mieli w zwyczaju, wyszli na boisko z odmiennymi planami. Długo wahałem się, czy posłać do gry Searle, który w pojedynkę podarował temu rywalowi zwycięskiego gola w sierpniu. Ostatecznie dałem mu zagrać, a on szybko przypomniał mi, dlaczego miałem wątpliwości, już w drugiej minucie nie wysilając się z interwencją przy strzale Halletta. Najbardziej jednak zawinił przy tym golu Bristow, który nie raczył wybić piłki głową, choć mógł to spokojnie zrobić, jedynie odprowadzając ją wzrokiem w nasze pole karne. Goście od początku mieli więc fory w postaci rozpoczęcia meczu z jednobramkowym prowadzeniem, a my później bardzo długo bezlitośnie masakrowaliśmy bramkarza bolesnymi strzałami w tors. Wreszcie przed przerwą zlitował się nad nami McKinney, sfaulował w szesnastce Gattinga, a Martin dość szczęśliwie, bo po rękach bramkarza, wyrównał na 1:1. To już było wszystko, druga połowa została rozegrana, a Canvey Island zapewniło sobie bardzo korzystny bilans spotkań z moim zespołem w obecnym sezonie. My natomiast nadal byliśmy dalecy od określenia swojej pozycji w lidze jako w miarę bezpiecznej.
  10. Pierwszego stycznia, przed wyjazdem na mecz, dołączyło do nas dwóch nowych zawodników – spodziewany Joseph Bye (19 l., P Ś, Anglia) z Portsmouth, a także Marc Brigge-Wilkinson (28 l., OP PŚ, Anglia) wyjęty z rezerw drugoligowego Bradford (za 50%) po zarekomendowaniu przez scouta kilka godzin przed tym, zanim ten zalał pałę na imprezie sylwestrowej. Joseph już teraz wyglądał nieźle, a ściągnąłem go raczej jako broń na przyszłość, natomiast Marc sprawiał wrażenie na tyle solidnego, że z marszu zabrałem go w rezerwie na wyjazdowe spotkanie z Crawley. Od którego mieliśmy zebrać darmowy łomot i wrócić do domu. Tak by zapewne było, gdyby kilku zawodników odpowiedzialnych za wykańczanie akcji gospodarzy potrafiło się powstrzymać poprzedniego wieczoru przed dobraniem się do flaszki i przystąpili do meczu bez syndromu dnia następnego i oczu spawacza. Okoliczności, w jakich oni pudłowali, nie pozostawiały żadnych wątpliwości – moi obrońcy często zapominali się wracać, przez co Searle co rusz był w nie lada opałach, widząc przed sobą sunących nań samotnie dwóch, a czasem trzech piłkarzy w czerwonych trykotach. Mało brakowało, a drugą połowę Crawley zaczęłoby z jednobramkowym handicapem, ponieważ od razu po wznowieniu stoperzy znowu postanowili sprawdzić wytrzymałość nerwów strzegącego bramki Stuarta. Formalności dopełniły się dopiero 20 minut po przerwie, oczywiście po kolejnej wycieczce środka obrony na grzyby, gdy Clare zdołał zapomnieć na chwilę o Saharze i uderzył celnie. Właściwie to stracony gol w ogóle mnie nie zdziwił, bo było jasnym, że to się w końcu musi stać. Moje asy nie spieszyły się przesadnie z realizacją moich instrukcji rzucenia wszystkiego i zaatakowania, a Goma Lambu na wszelki wypadek zebrał jeszcze drugą żółtą kartkę i osłabił nasz zespół. Paradoksalnie okazało się to dla nas wodą na młyn – rozochoceni gospodarze pazernie przeszli na 4-2-4, co zaowocowało nam częstym wychodzeniem w kontrataku nawet we dwóch na samego Smitha. Do rozpaczy doprowadzał mnie jednak Walsh, który uparcie posyłał piłki obok bramki. Na szczęście Phil zaskoczył na początku doliczonego czasu, zdołał wreszcie trafić w bramkę, nie trafić w bramkarza i niespodziewanie uratowaliśmy jeden punkt. Można było polemizować, czy zasłużenie, ale nie miałem ochoty tego rozstrzygać.
  11. Grudzień 2007 Bilans: 3-1-4, 15:13 Conference National: 16. [+0 pkt nad Farnborough, -1 pkt do Weymouth] FA Cup: 2R, 1:2 z MK Dons FA Trophy: 1R, 5:1 z Weston-super-Mare Finanse: -431 tys. euro (-465 tys. euro) Gole: Joe Gatting (11) Asysty: Joe Gatting (7) Ligi: Anglia: Arsenal Londyn [+1 pkt] Francja: Olympique Lyon [+3 pkt] Hiszpania: FC Barcelona [+0 pkt] Niemcy: Hertha BSC Berlin [+6 pkt] Polska: Legia Warszawa [+10 pkt] Rosja: - Szwajcaria: FC Basel [+0 pkt] Włochy: Juventus Turyn [+3 pkt] Liga Mistrzów: - Legia Warszawa, gr. D, 1:2 na wyjeździe z Liverpoolem; out Puchar UEFA: - Wisła Kraków, gr. E, 1:0 na wyjeździe z Genk; awans, vs AS Monaco Reprezentacja Polski: - Ranking FIFA: 1. Anglia [1042], 2. Brazylia [1039], 3. Hiszpania [947], ..., 19. Polska [702]
  12. Spoko, już nadrobiliśmy. --------------------------- Wayne Brown postanowił zademonstrować swoją frustrację z powodu przesiadywania na trybunach, a uczynił to poprzez opuszczanie treningów. Pozbawienie go z tego tytułu tygodniówki poczyniło oczekiwany efekt, a oprócz tego dodałem, że kolejny akt niesubordynacji skończy się już gorzej. Tymczasem przystępowaliśmy do kolejnego meczu ligowego, tym razem kończącego rok 2007, a naprzeciw nam wyszli gospodarze z Morecambe, naszego sąsiada w tabeli po ostatniej kanonadzie. Ja już nie byłem z pierwszej łapanki i spodziewałem się, że skoro w poprzednim spotkaniu zanotowaliśmy świetny rezultat, teraz musimy zagrać beznadziejnie gówniany, oślizły antyfutbol i nie pomyliłem się ani trochę. Po pierwszych 45 minutach kląłem jak szewc, mając świadomość, że przed wkopaniem rywalom 3-4 bramek powstrzymali nas tylko Frost z Gattingiem, którzy uparcie w ostatniej chwili dawali wytrącać sobie piłki spod nóg. Naprawdę, gdyby moje sieroty wykazały się większym zdecydowaniem, a przy przyjęciu piłki na wolnym polu nie musieli się zatrzymywać, dając się obskoczyć od razu trzem powracającym obrońcom, już do przerwy byłoby pozamiatane. Tak zaś gdy obie drużyny wyszły na drugą połowę, mnie w szatni zatrzymała klamka drzwi, która akurat teraz musiała strzelić i zanim udało mi się ją rozbroić i opuścić pomieszczenie, na boisku wybijała już 52. minuta. Wtedy na tablicy wyników, ku mojemu zaskoczeniu zobaczyłem wynik 0:2, a gdy upierałem się, że to musi być awaria sprzętu, Hassan z Raine zrelacjonowali mi, że od razu po gwizdku na drugą połowę Edwards dał się przeskoczyć Twissowi w walce o dośrodkowanie, a chwilę później ten sam zawodnik podwyższył z rzutu wolnego i było po zawodach. Byłem tak wściekły moimi materializującymi się przewidywaniami, że przez kolejny kwadrans, który dzielił nas do utraty trzeciego gola, zdążyłem wypić dwie i pół butelki napoju izotonicznego. Gdy byłem w połowie trzeciej, cholerny Twiss z dziecinną łatwością skompletował klasycznego hat-tricka, trafiając na moją czarną listę. Pomysł wyjazdu na ten mecz własnym samochodem okazał się jednak bardzo trafiony i nie musiałem wracać jednym środkiem transportu z tą bandą nieudaczników. W tym sezonie postanowiłem znosić po męsku wszystkie upokorzenia, ale jeśli w kolejnym, o ile nie spadniemy (co najbardziej możliwe) z powrotem do szóstej ligi, sezonie dalej nasza gra, a raczej podejście do niej nie poprawi się ani trochę, zwinę interes. Nasz pobyt w środkowej części tabeli ograniczył się do zaledwie jednej kolejki i błyskawicznie wróciliśmy tuż nad strefę spadkową.
  13. W drugi dzień świąt podejmowaliśmy na własnym stadionie Forest Green, a więc rywala, z którym w sierpniu odnieśliśmy nasze pierwsze zwycięstwo w piątej lidze. Delikatnie przemeblowałem skład, w obronie u boku Murraya wystawiłem Grahama, a w bramce stanął dawno niewidziany, z wyjątkiem drugiej połowy meczu z Grays, Stuart Searle. Rywal od początku rozgrywek był pogrążony w kryzysie, a skoro teraz, zgodnie z naturą falową, przyszła u nas pora na oddanie kilku meczów, spodziewałem się, że moi zawodnicy podadzą bliźnim pomocną dłoń w postaci odstąpienia trzech punktów. Muszę przyznać, że tym razem zostałem pozytywnie zaskoczony, zupełnie jakby czytano mi w myślach i robiono na przekór. Mecz był ustawiony pod nas w niecałe dziesięć pierwszy minut. Najpierw w trzeciej Roma głupio stracił piłkę przed polem karnym na rzecz Martina, ten zagrał niezwłocznie do Gattinga, który wypuścił w bój Frosta, a Elliott strzałem z pierwszej piłki zaskoczył bramkarza. Chwilę później zdobył on swojego drugiego gola, z podania Wintersa świetnie wykańczając naszą kontrę. Gdy zegar wskazywał 26. minutę, a my wywalczyliśmy rzut wolny na dwudziestym metrze, naszemu bramkarzowi Searle coś strzeliło znajomo do głowy, rzucił się biegiem pod pole karne gości, przekonał chłopaków, by oddali mu wykonawstwo i efektownym strzałem ponad murem ośmieszył Etheridge'a, podwyższając na 3:0, jednocześnie mając szansę zostać jedynym bramkarzem, który zdobył w tym sezonie gola. Jeszcze przed przerwą czwarte trafienie dorzucił drugi z napastników Joe Gatting i zacząłem po cichu liczyć na trzy punkty. Nasz bramkarz w drugiej połowie rozmienił na drobne swoje zasługi sprzed przerwy i 10 minut po wznowieniu popisał się skrajnym niezdecydowaniem, gdy mając już zacentrowaną piłkę w rękawicach, dał ją sobie ostatecznie zdjąć Madjo, z oczywistym rezultatem. Zastanawiałem się, czy nie jest to początek kpiny, jaką niewątpliwie byłoby wypuszczenie z rąk czterobramkowej przewagi, ale do 75. minuty włącznie Forest Green nie miało oparcia w bramkarzu, który do tego czasu na sześć celnych strzałów, nie sięgnął żadnego. A skoro piąty i szósty był autorstwa Halla i Wintersa, rzeźnia zakończyła się wynikiem 6:1.
  14. Niby niecałe 3 000 euro, ale niebawem nie zostanie z tego ani centa, bo mogę zatrzymywać tylko niewielki procent zysków ze sprzedaży. Zatem tylko wolny transfer. -------------------------- Zgodnie z postanowieniem Mendy wylądował z rumorem na liście transferowej i w rezerwach, nie mając już cienia szansy na grę w pierwszym zespole. Tymczasem Lawrence Yiga dokonał wyboru i przeprowadził się do Yeading za 2 000 euro (50%). W międzyczasie swoją aktywność wznowił scout Kendall, podsyłając mi nazwiska ciekawych graczy. Zaznaczył przy tym, że po sezonie chciałby zakończyć karierę, toteż ponownie będę musiał skorzystać z lokalnej prasy i serwisów internetowych, by wystosować ogłoszenie o poszukiwaniu chętnych na stanowisko scouta. Zamierzałem z tym wszakże poczekać, bo Kednall nie przechodził na emeryturę zaraz, tylko w czerwcu. Conference National 2007/08, runda jesienna:
  15. Przez te niespełna pół sezonu, kilku graczy dorobiło się listy transferowej, a teraz nareszcie znalazły się kluby zainteresowane ich usługami. Jako pierwszy Margate opuścił Bertie Brayley, który za 55 000 euro (50%) przeniósł się do grającego w Conference South zespołu Hendon, a niedługo później do tej samej ligi powędrował Garry Richards, ale tylko w ramach wypożyczenia do Carshalton na resztę sezonu. O krok od porozumienia z kilkoma klubami był również Lawrence Yiga, pozostało tylko czekać, aż obierze najatrakcyjniejszą dla siebie opcję. Zespół Rushden był naszym drugim ligowym rywalem na początku sezonu, a także z tą drużyną dostałem wówczas pierwszy sygnał, że w tym sezonie prezentowanie przeciwnikom rzutów karnych będzie naszą wizytówką, a jedenastki staną się naszym przydomkiem wśród złośliwej części kibiców innych klubów. Pierwotnie planowałem wystawić prawie identyczny skład, co przeciwko Weston-super-Mare, ale wyprowadzka Richardsa, uszkodzenie się na miesiąc Smitha, oczywiście na siłowni, i zatrucie nieświeżą wędliną Thompsona zamysł ten pogrzebały. Na środek obrony nie zamierzałem wpuszczać cierpiących ostatnio na zanik inteligencji Bristow i Grahama, toteż przesunąłem z lewej flanki Murraya i przydzieliłem mu do pomocy Mendyego. To właśnie on pogrzebał nasze nadzieje, zanim mecz w ogóle zdążył się rozkręcić. Rushden po tym dniu miało prawo przyzwyczaić się, że mecz z Margate będzie zawsze oznaczał dla nich co najmniej jeden darmowy gol z rzutu karnego, a że Léonard wycisnął z tej sytuacji wszystkie soki i osłabił nas czerwoną kartką, jedynym iksem w tym równaniu pozostawały tylko rozmiary naszej porażki. Gdy obrońca schodził z niewinną miną do szatni, warknąłem do niego: "Możesz już zapomnieć o tym klubie!" – kariera Francuza w moim zespole dobiegła końca. W ramach załatania wyrwy w bloku defensywnym, ściągnąłem z boiska rozumiejącego sytuację Frosta, posyłając na boisko Ridleya. Następnie usiadłem wygodnie na ławce i patrzałem, jak Henderson z jedenastu metrów dopełnia formalności. Tuż przed przerwą zaświeciła się malutka iskierka, gdy wybitą na połowę gospodarzy piłkę opanował Gatting, wbiegł z nią w pole karne i pięknym lobem z ostrego kąta wyrównał na 1:1. Niestety, ta iskierka trafiła do wiadra pełnego zimnej wody i już po dziesięciu minutach drugiej części spotkania moi obrońcy przy dośrodkowaniu poszli na grzyby, zostawiając w polu karnym osamotnionego Turnera, który zaczął niemalże skakać z radości, poczekał na piłkę i po prostu odesłał ją do naszej bramki. Dodatkowo ciśnienie podnosił fakt, że gdyby moi "wspaniali" kopacze nie wykreowali bramkarza gospodarzy na gracza meczu, mogliśmy spokojnie zremisować, a może nawet wygrać. Już dobrze wiedziałem, że nasza gra w tym sezonie przybrała naturę falową, dlatego według dotychczasowego trendu następne zwycięstwo w lidze powinniśmy odnieść gdzieś w lutym.
  16. Bardziej sami się sklepaliśmy, od pewnego momentu nie dało się tego oglądać. ----------------------- Na swoje własne szczęście najbardziej szkodzący nam w ostatnim spotkaniu Wainwright, Graham i Bristow pokornie przyznali, że zawiedli i wzięli na siebie odpowiedzialność za beznadziejny wynik. Później przyszedł do mnie Paul Cochlin i okazał się kolejnym, który stwierdził, że zarabia zbyt mało. Cholera jasna, umówili się wszyscy, czy jak?! Nasz pomocnik, podobnie jak cała garść poprzednich "głodujących", dotychczas niespecjalnie przekonał mnie do zaoferowania mu podwyżki, toteż powiedziałem mu, że wszelkie sprawy kontraktowe, oprócz przedłużania wygasających w czerwcu, będę załatwiał po sezonie, nie teraz. Paul ucieszył się, a ja miałem nadzieję, że to był ostatni, któremu nie podobały się obecne warunki kontraktów, bo zaczynali mnie wszyscy powoli męczyć. To nie był koniec mojego rozwiązywania problemów w kadrze, ponieważ doniesiono mi, że Lawrence Yiga, co było do przewidzenia, znowu zaczął cierpieć w sferze osobistej, więc również trafił w końcu na listę transferową do pary z Richardsem, z którym działo się dokładnie to samo. Podejrzewałem, że po prostu zaczęło im się w Margate nudzić, ale z jakiegoś powodu nie mieli odwagi o tym powiedzieć. Szansę rehabilitacji po klęsce w Grays mieliśmy już trzy dni później w meczu pierwszej rundy FA Trophy z szóstoligowym Weston-super-Mare. Gospodarze zawzięcie bili się o fotel lidera Conference South, wyrastając na jednych z faworytów w wyścigu o promocję do piątej ligi, toteż byłem ciekaw, czy będziemy mieli czego szukać po rychłym powrocie do niższej klasy rozgrywkowej. O miejscu w składzie mogła zapomnieć cała wymieniona na początku trójka, tracąc je odpowiednio na rzecz: Martina, Thompsona i Richardsa. Dałem też zagrać najstarszemu w drużynie Edwardsowi, w bramce stanął Nielsen, a partnerem Gradleya w środku pola został Cochlin, gdyż chciałem zobaczyć, czy jego płacowe żądania są choć ociupinkę uzasadnione. Od początku prowadzenie akcji utrudniał nam wiatr oraz bardzo rozmiękła murawa po porannej ulewie, w wyniku czego piłka często nagle wytracała prędkość i miała problemy z dotarciem do adresata. Nie pomagał również sędzia, który nawet za drobniejsze przewinienia od razu sięgał po żółte kartki, rzecz jasna dziwnym trafem tylko po naszej stronie; gospodarze nie zebrali ani jednego żółtka, choć faulowali nawet zajadlej od nas. Nie uchroniło to jednak rywali przed zebraniem łomotu, niczym Marcin Najman od Mariusza Pudzianowskiego. W dziesiątej minucie piłka po podaniu Cochlina trafiła idealnie na proste podbicie Gattinga, który bez problemu otworzył wynik meczu. Kwadrans później Paul zdobył swojego gola ładnym strzałem z dystansu, a niedługo po przerwie Robertson sfaulował w polu karnym Wintersa, a Frost z jedenastu metrów podwyższył na 3:0. Zawodnik Weston okazał się amatorem prokurowania rzutów karnych, bo w 77. minucie w niegroźnej sytuacji wykosił w szesnastce kolejnego z moich graczy, dając wprowadzonemu niedawno Hadlandowi zaznaczyć swoją obecność na boisku. A skoro jeszcze przed tym zdarzeniem pięknie obrońców ominął Molango i w sytuacji sam na sam bez trudu zdobył bramkę, katastrofa rywali była gotowa. Oczywiście na tej idealnej tafli musiało pojawić się szpecące pęknięcie i dziesięć minut przed końcem moi obrońcy zaczęli szukać skarbów po murawie, w efekcie czego Marvin Brown został sam w naszym polu karnym i koślawym strzałem wymęczył honorowego gola. Szkoda, że mnie to ani trochę nie ucieszyło, bo zawsze wolałem, gdy ostatnie słowo należało do mojego zespołu, a teraz nie tylko daliśmy sobie wdusić głupią bramkę w końcówce, ale i okazji do zdobycia kolejnych gospodarzom nie brakowało.
  17. Dwunastego grudnia odrabialiśmy ligowe zaległości, jako że spotkanie z Grays zostało przełożone na ten dzień jeszcze z listopada, kiedy to nasz rywal rozgrywał mecz pucharowy. Wcześniej przyszedł do mnie Elliott Frost i zażądał sobie podwyżki pensji. Moja odpowiedź mogła być tylko jedna, a brzmiała: "Jak weźmiesz się porządnie do roboty i zobaczę efekty na boisku, pomyślę, co da się zrobić". Przed wyjazdem Mendy nadal miał strasznie opuchniętą twarz po Bury, toteż na środku zastąpił go Graham, który wówczas pokazał się ze świetnej strony. Niestety, wraz z Bristow zagrał on na tragicznym poziomie, który uznałbym za skandaliczny nawet w polskiej okręgówce. Gdy od początku gnietliśmy naszych ligowych sąsiadów i objęcie prowadzenia wydawało się kwestią czasu, po kwadransie zostaliśmy beznadziejnie rozklepani i gola dla gospodarzy zdobył Slabber. Później długo odbijaliśmy się od błękitnego muru przed polem karnym rywali, a dopiero chwilę przed przerwą w dość szczęśliwy sposób wyrównał Frost, choć po prawdzie niewiele brakowało, by ustrzelił bramkarza. Drugą połowę widziałem tylko do momentu, w którym zegar wskazywał godzinę gry. Po motywacyjnej gadce w szatni poszedłem skorzystać z toalety, wskutek czego spóźniłem się dosłownie 30 sekund na rozpoczęcie drugiej części spotkania. Gdy pospiesznie wróciłem na swoje stanowisko, zobaczyłem tulących się namiętnie piłkarzy Grays. – Co oni, ciepli bracia są? – spytałem mojego asystenta Raine nie wiedząc, co dzieje się na boisku. – Mister, właśnie strzelili nam gola, znowu przegrywamy... – wymamrotał Kevin. – Kto zajebał? – spytałem rozwścieczony. – Bristow... Nawet nie udawał, że próbuje przeszkodzić Mohaudowi. – odpowiedział również niewesoły Raine. – No to właśnie zakończył swój mecz! Jason momentalnie znalazł się w drodze do szatni, a niecałe dziesięć minut później sędzia techniczny ponownie unosił tablicę, tym razem sygnalizując wejście na boisko Stuarta Searle, któremu poleciłem ściągnięcie z poprzeczki bluzy z napisem "Brown"; tego dnia Wayne był zrobiony z mokrej bibuły i w 55. minucie został praktycznie przeniknięty przez piłkę po strzale Frasera. Ten sam zawodnik już po pięciu sprawił, że ryknąłem ostrym głosem do asystenta i Hassana polskim "Kurwa mać!" i poszedłem czerwony z wściekłości na pociąg. Nie miałem ochoty dłużej oglądać tego podkładania się, a następnego dnia rano nagrodziłem tych, którzy najbliżej współpracowali z rywalem przy oddaniu meczu. Już raz zagraliśmy kilka lepszych spotkań pod rząd, dlatego byłem pewien, że teraz zaczynał się kolejny okres, który Anglicy zwykli nazywać suicide.
  18. Na pewno nie, bo w tak wczesnej fazie gra jeszcze mnóstwo słabszych zespołów, ale po meczu nikt nie mógł mieć do nas pretensji. Przynajmniej przegraliśmy naprawdę, a nie przez głupi rzut karny. ----------------------------- W naszym 21. meczu w Conference National mierzyliśmy się na wyjeździe ze spadkowiczem z League Two, zespołem Bury. Jak łatwo się domyślić, miało być to piekielnie trudne spotkanie. Ostatecznie miało ono przebieg, którego nie spodziewałbym się przed zajęciem miejsca w klubowym autokarze. Gospodarze wyszli na nas bardzo ofensywnym ustawieniem, mając zapewne w planach szybkie wyjaśnienie sytuacji i kontrolowanie gry przez resztę meczu. Ich zapędy wyraźnie ostygły jednak w 21. minucie, kiedy to Tipton bardzo agresywnie zaatakował naszego stopera Mendyego, skupiając swój impet na jego twarzy. Napastnik rywali obejrzał za ten faul czerwoną kartkę, a zalany krwią Léonard jeszcze przed dwie następne minuty był pod opieką sanitariuszy, zanim został przez nich sprowadzony z murawy i wreszcie mógł zostać zmieniony. Teraz to my znaleźliśmy się w górującej pozycji i już do końca meczu to nasi przeciwnicy musieli martwić się o swój tyłek. Niestety byliśmy rażąco nieskuteczni nie tylko przy strzałach, ale i przy podaniach, w efekcie bramkarz Bury uporczywie znajdował się akurat tam, którędy mknęły piłki, a zagrania do partnerów częściej kończyły się za linią boczną lub na nogach piłkarzy w białych trykotach, zamiast w granatowych. Choć przed spotkaniem remis wziąłbym z pocałowaniem ręki, teraz odczuwałem pewien niedosyt, ponieważ mogliśmy bez trudu zgarnąć całą pulę, tym bardziej, że samą końcówkę gospodarze grali w dziewięciu po kontuzji Ayresa. Jednakowoż wydźwignęliśmy się w okolice środka tabeli, a to było najważniejsze.
  19. Utrzymałeś stołek u Jankesów, czy USFF nie był zadowolony z występu?
  20. Ostatnia kolejka Ligi Mistrzów oznaczała dla Legii Warszawa wyjazdowe starcie z Liverpoolem, z którym uległa ostatecznie 1:2, ale nie było to jedyne zmartwienie polskiej drużyny, bowiem pechowo przegrała walkę o trzecie miejsce zaledwie różnicą jednego punktu i na wiosnę będzie mogła skupić się na ekstraklasie. A jeśli o pucharach mowa, w pierwszej rundzie FA Trophy zagramy z Weston-super-Mare, naszym nie tak dawnym, szóstoligowym rywalem. Richards jednak wyśmiał propozycję nowego kontraktu, wobec tego teraz to ja wyśmiałem jego i Garry wylądował na liście transferowej. Pozostało tylko czekać na kupca. Zatrzymując się na chwilę przy kontraktach, najnowsze oferty odrzucili Wainwright, Mendy, Graham, kontuzjowany Yiga, Smith, Spencer i Frost. Część z nich nie mogła się pogodzić ze zbyt rzadkimi, ich zdaniem, występami, natomiast reszta zażądała sobie absurdalnych jak na swoją postawę w tym sezonie pensji, toteż wszystkie bez wyjątku negocjacje ostentacyjnie uciąłem. Klub i tak popadał w coraz większe zadłużenie, a ja nie zamierzałem płacić żadnemu z graczy kwot nieadekwatnych do prezentowanego przez nich poziomu. Tymczasem w lidze podejmowaliśmy pogrążone w ligowej przeciętności Woking. Oprócz Yigi, nie mogłem tego dnia skorzystać z Richardsa, który złapał jakieś drobne przeziębienie i dochodził do siebie w domu. Ten mecz stanowił jeden wielki przekładaniec – okresy naszej przewagi przeplatały się z okresami przewagi gości. Po raz kolejny losy spotkania rozstrzygnęła jedna akcja i po raz kolejny jej autorami byliśmy my. Tuż przed przerwą Frost przepchnął piłkę na lewe skrzydło do Wintersa, ten wbiegł z nią w pole karne i krótko wysunął do Molango, który pewnym strzałem pokonał Daviesa. W drugiej połowie Woking za wszelką cenę starało się wyrównać, kilka razy moi stoperzy interweniowali złowieszczo niepewnie, ale ich błędy kapitalnie naprawiał Brown, który pokazywał mi, że błędem było niedawanie mu dotychczas zbyt wielu szans, i odnieśliśmy drugie z rzędu zwycięstwo.
  21. Pierwszego grudnia przyszedł czas na rozegranie meczu drugiej rundy FA Cup. Już po losowaniu było wiadomym, że na tym etapie nasza przygoda z tymi rozgrywkami dobiegła końca, a nierozstrzygniętą kwestią pozostawało tylko to, z kim zagramy – z trzecioligowym MK Dons, czy może z reprezentującym League Two Macclesfield; kluby miały rozegrać między sobą powtórkę spotkania. Ostatecznie los wskazał na tę pierwszą drużynę, toteż tym bardziej mecz miał być dla nas czymś w rodzaju rozszerzonego sparingu. Zanim jednak wyszliśmy na murawę Hartsdown Park, dowiedziałem się, że Garry Richards znowu narzeka na "problemy osobiste". To już trzeci przypadek tego zawodnika w tym sezonie, a pamiętałem, co mówiłem ostatnio – jeśli po raz kolejny zacznie marudzić, trafi na listę transferową i poszukam mu nowego klubu. Zamierzałem się z tym jednak troszkę wstrzymać, jako że hurtowo zajmowałem się przedłużaniem kontraktów z prawie całą kadrą i złożyłem też propozycję naszemu obrońcy. Jeśli ją odrzuci, obrócę powyższe słowa w czyn. W starciu z MK Dons szczęścia nam, a nonszalancji gościom wystarczyło na 25 minut, a wtedy w nasze pole karne po prostopadłym podaniu między obrońców wdarł się Baldock, oddał strzał, a niezbyt umiejętnie interweniujący Brown wbił sobie piłkę do bramki. Rywale grali mało przekonująco, ale przez niemal cały mecz trzymali nas wyprostowanym ramieniem za czoło, wskutek czego naszym pięściom sporo brakowało, by sięgnąć ich nosa. Drugi cios zadali dopiero w drugiej połowie, gdy po blisko dwudziestu minutach od wznowienia Cresswell ośmieszył naszych obrońców crossowym zagraniem głową, w polu karnym piłki sięgnął Baldock i swoim drugim golem rozstrzygnął przewidywalne losy awansu. Tego dnia i do nas uśmiechnęło się szczęście, gdy osiem minut po utracie drugiego gola, długą piłkę w szesnastkę Dons posłał Wainwright, a powracający z długiego pobytu na trybunach Frost zdobył gola na otarcie łez. Mogliśmy pokusić się jeszcze o niespodziankę w postaci wyrównania, ale już do końca meczu mnożyły się podania donikąd i proste straty. Szkoda, że nie daliśmy licznej, bo niespełna czterotysięcznej widowni więcej powodów do radości, ale koniec końców ostatnie słowo należało do nas.
  22. Póki co, nigdzie się nie wybieram ;) Może moi gwiazdorzy w końcu się opamiętają, a ja wytrzymam do kwietnia. ------------------------ Listopad 2007 Bilans: 2-1-1, 3:2 Conference National: 16. [+0 pkt nad Weymouth, -1 pkt do Farnborough] FA Cup: 1R, 1:0 z Dag & Red FA Trophy: - Finanse: -344 tys. euro (-378 tys. euro) Gole: Joe Gatting (8) Asysty: Ian Hutchinson i Joe Gatting (po 4) Ligi: Anglia: Liverpool [+2 pkt] Francja: PSG [+2 pkt] Hiszpania: Sevilla [+0 pkt] Niemcy: Hertha BSC Berlin [+2 pkt] Polska: Legia Warszawa [+6 pkt] Rosja: CSKA Moskwa [Mistrzowie Rosji] Szwajcaria: FC Basel [+0 pkt] Włochy: Inter Mediolan [+2 pkt] Liga Mistrzów: - Legia Warszawa, gr. D, 0:1 u siebie z Ajaxem Amsterdam Puchar UEFA: - Wisła Kraków, gr. E, 0:1 u siebie z Dynamo Moskwa i 1:0 u siebie z Szachtarem Donieck Reprezentacja Polski: - 10.11, el. ME 2008, piąta grupa, Polska - Irlandia, 0:1 - 14.11, Mecz towarzyski, Portugalia - Polska, 2:1 Ranking FIFA: 1. Anglia [1070], 2. Brazylia [1003], 3. Hiszpania [993], ..., 17. Polska [735]
  23. Ralf

    Teraz albo nigdy

    Grunt. żeby ta jedna wpadka nie była początkiem jakiejś dłuższej serii, a coś o tym wiem :>
  24. W środku tygodnia trochę się zdziwiłem, gdy zaczepił mnie polski dziennikarz. Okazało się, że w rodzimej Polsce nagle zapomniano, jak to przed ponad rokiem wytykano mnie palcami, a teraz byłem uznawany za murowanego kandydata do objęcia wakującej posady menedżera w drugoligowym Widzewie Łódź, z którego zwolniony został Leszek Ojrzyński. Póki co nie zamierzałem nigdzie się wybierać, więc zdementowałem wszelkie pogłoski łączące mnie z łódzkim klubem, ku uciesze moich przełożonych. W sobotę 17. listopada podejmowaliśmy w Margate naszego sąsiada w ligowej tabeli, zespół Farnborough. Jedynymi zmianami w porównaniu do poprzedniego meczu było przesunięcie Lawrence'a Yigi do wyjściowego składu, a także szansa Wayna Browna, który zastąpił grającego w kratkę Tonny'ego Nielsena. Pierwsza połowa przypominała starcie z Worksop – mnóstwo strat piłek po obu stronach, łapania żółtych kartek i niecelnych strzałów. Po przerwie właściwie niewiele się zmieniło, ale w 57. minucie Wainwright zagrał ze skrzydła na środek do Pulisa, który rozpoczął swój rajd, po drodze mając mnóstwo możliwości rozegrania do nieźle ustawionych partnerów. Anthony jednak wiedział co robi, minął trzech rywali, w tym wbiegając między dwóch obrońców, i świetnym strzałem tuż przy słupku zdobył gola na wagę trzech punktów. Później, mimo doskonałych okazji, raziliśmy nieskutecznością, a pogoń gości została zatrzymana przez czerwoną kartkę, jaką za odepchnięcie jednego z moich piłkarzy obejrzał Kift. Było to nasze pierwsze ligowe zwycięstwo od 29 września, a Brown błysnął kilkoma świetnymi interwencjami, zapewniając sobie miejsce w składzie na kolejny mecz.
  25. Mało goli to właściwie coś normalnego, bo to się zdarza różnym drużynom w różnych ligach. Prawdziwym problemem są te cholerne rzuty karne, przez które w tym sezonie straciliśmy już kilka ładnych punktów, o ile nie kilkanaście, i ciągle wisimy tuż nad strefą spadkową.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...