Skocz do zawartości

Hajd

Mod Team
  • Liczba zawartości

    5 929
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    132

Zawartość dodana przez Hajd

  1. Hajd

    FIFA Ultimate Team

    W chuj mi sie nie chce grac w tym roku. Niby zrobilem taki w miare sklad na poczatek (Firmino, Lacazette, Felipe Anderson), ale kompletnie nie mam zajawki.
  2. Jak sobie jeszcze raz na spokojnie obejrzalem skroty to sie przekonalem, ze chyba nikt nie mial wiekszego pecha niz de Bruyne - mogl zrobic karnego, trafil w slupek i jeszcze Jesus nie wylozyl mu patelni. 34 punkty, niby slabo, ale widze ze u innych jest jeszcze gorzej. Zostali Salah i Robertson, wiec moze nie byc tak zle - jakby grali z Newcastle albo Burnley to byloby ciezko, ale przeciwnikiem jest United, wiec lajcik.
  3. Uszanownako somsiedzie, jak tam twoj Aguero na kapitanie?
  4. Kto oberwal ruletka Guardioli w FPL? Ciekawy ten ich srodek obrony
  5. No coz, przynajmniej jedna ze zmian okazala sie sluszna Rico tez na zero z tylu, nice. Ale postawa Chelsea to jakies nieporozumienie
  6. Digne i Haller out, Rico i Vardy in De Bruyne na kapitanie
  7. Hajd

    Kącik absurdalny

    Mysle ze rozumieja, a mowia to co mowia z wyrachowaniem
  8. Hajd

    Kącik absurdalny

    Zamiast zmieniać herb miasta powinno zmienić się jego nazwę na Karhold (lub Nilfgaard o Złotych Wieżach, w zależności od tego czy rada miasta woli Martina czy Sapkowskiego).
  9. Ziomeczki, nie podzieliłby się ktoś linkiem referencyjnym do Revoluta? Może akurat jest jakaś promka z bonusem?
  10. testujemy teraz w redakcji i nawet takie za 1000 laguja i lapia zwiechy, wiec za 300 to dopiero musi byc dramat
  11. A to macie wszyscy, bo w sumie ciekawa rzecz: - Budzę się po kilka razy w nocy i sprawdzam, co się pisze o mnie i mojej firmie - mówi Michał Sadowski, twórca jednego z najbardziej znanych polskich biznesów internetowych. Odkąd jego firma została odcięta przez Facebooka, walczy o przetrwanie. REKLAMA Ostatni weekend sierpnia zapowiadał się na ciepły i leniwy. Michał Sadowski wyjechał z rodziną w Karkonosze. O trzeciej nad ranem przebudził się na chwilę i starym zwyczajem sięgnął po telefon. Sprawdził Facebooka. Zamiast pytania: „Co słychać, Michał?”, zobaczył zimny komunikat: „Konto zostało zdezaktywowane z powodu złamania standardów społeczności”. Tej nocy już nie zasnął. O Michale Sadowskim można opowiadać na dwa sposoby. Pierwszy: jak rósł od zera do bohatera, zbudował Brand24 i nagle padł ofiarą Facebooka, który z niejasnych powodów nie tylko zablokował mu konta, ale też odciął jego firmę od danych swoich użytkowników. Drugi to historia lansera, który wykorzystywał media społecznościowe do budowania głównie własnego wizerunku. Kiedy Brand24 zniknął z Facebooka, wyszło na jaw, że firma pobierała dane użytkowników, których nie miała prawa pobierać. My do historii Sadowskiego podejdziemy inaczej. Zobacz, jak się poczujesz, znam wszystkie pozycje, bo pozycjonuję* W marcu 2018 r. Facebookiem wstrząsnął największy skandal w jego historii. Firma Cambridge Analytica wykorzystała dane jego użytkowników do precyzyjnego namierzania potencjalnych wyborców Trumpa i wpłynęła na wynik wyborów prezydenckich w USA. Kongres USA i Parlament Europejski przesłuchiwały Marka Zuckerberga, a przed Facebookiem po raz pierwszy zarysowała się perspektywa regulacji, a może nawet przymusowego podziału na kilka spółek. REKLAMA Pod obstrzałem globalnej opinii publicznej gigant obiecał wielkie zmiany i zarzekał się, że nie pozwoli na to, by jakakolwiek firma korzystała w przyszłości nielegalnie z danych jego użytkowników. Od tamtej pory Facebook regularnie ogłaszał, że odcina dostęp do swojej analityki kolejnym firmom grającym nieczysto. Ostatnio wielkie żniwa ujawnił pod koniec września. Łącznie zablokowanych zostało kilkadziesiąt tysięcy aplikacji z całego świata. Jakich? Tego Facebook nie ujawnia, potwierdziliśmy jednak, że Brand24 nie był elementem tego śledztwa. Za to wciąż nie wiadomo, jakie konkretnie zasady złamał. Czy zawinił Sadowski, posługując się swymi prywatnymi kontami? A może to jego firma pracująca na danych Facebooka i Instagrama? Gdzie się można odwołać i czegoś dowiedzieć o przyczynach blokady? Czy to tymczasowa kara, czy już nieodwracalny wyrok? Od założenia blokady minęło już półtora miesiąca, ale na żadne z tych pytań wciąż nie ma odpowiedzi. Brand24, który przez osiem ostatnich lat był uważany za jeden z największych sukcesów wśród polskich start-upów, stanął w obliczu największego kryzysu w swojej historii. A Michał Sadowski, który łączy w sobie technologicznego zapaleńca z przedsiębiorcą i influencerem, zaczął tracić status bożyszcza. - Przez lata wszyscy poklepywali mnie po plecach, sypały się lajki, pochwały. Każdy chciał mieć ze mną zdjęcie, chciał wysłuchać mojej rady albo zjeść ze mną kebsa. Po blokadzie myślałem, że wszyscy staną murem za mną i za Brand24. A wcale się tak nie stało - mówi nam rozgoryczony Michał Sadowski. Programuję twoje podejście, od Pudelka mam większe wzięcie Brand24 dopiero raczkował, gdy znalazł się na ustach wszystkich. Jest październik 2012 r., konferencja Internet Beta w Rzeszowie, ma wystąpić 30-latek z Wrocławia. Część ludzi go już nawet kojarzy. Ale gdy odpala teledysk do prześmiewczego kawałka „Internety robię”, z miejsca zapada w pamięć całemu polskiemu środowisku start-upowemu. W nagraniu współzałożyciele Brand24 - Michał Sadowski i Karol Wnukiewicz - przerysowani, w typie niegdyś mało popularnych nerdów śpiewają, jakimi są gorącymi biznesmenami. Wspiera ich śmietanka ówczesnego internetowego środowiska: bloger Kominek, bloger z MediaFun Maciej Budzich, Artur Kurasiński, współtwórca cyklu spotkań Aula Polska, czy znający wszystkich w środowisku Konrad Latkowski. Film na YouTubie momentalnie zaczął się rozchodzić niczym wirus. Sadowski, rozkręcając Brand24, jako pierwszy w Polsce wykorzystał wszelkie możliwe stereotypy o start-upowcach i obrócił je na korzyść firmy. Napędzał Brand24 swoją osobowością i energią. - Wypracował osobistą markę. Równie silną, a może nawet silniejszą niż Brand24 - ocenia Bartek Gola, partner zarządzający funduszem inwestycyjnym SpeedUp Group. Pomysł to naprawdę niewiele, mam ich setki z moim przyjacielem Początek Sadowskiego? Jakby żywcem wzięty z ogranych opowieści o gigantach technologicznego biznesu. Student informatyki marzy o własnym biznesie i wzorem firm z Doliny Krzemowej zaczyna eksperymentować z grupą przyjaciół ze studiów, a dokładniej z Piotrem Wierzejewskim i Karolem Wnukiewiczem. Tworzą serwis PoLatach.pl, który ma łączyć znajomych ze szkolnych ławek. Ale brakuje im cierpliwości i konsekwencji. Zanim firma nabierze obrotów, już zajmują się kolejnym pomysłem. A tu nagle pojawia się Nasza Klasa i zjada początkujący rynek mediów społecznościowych na śniadanie. A Sadowski & Co. - wciąż jeszcze studenci - już pracuje nad serwisem do przesyłania filmików wideo. - Robiliśmy Patrz.pl, gdy ludzie od YouTube'a dopiero szukali garażu do wynajęcia - z pewną dumą wspomina Sadowski. Kilka miesięcy po starcie serwis miał ponad milion użytkowników. Wynik na tyle dobry, że w 2007 r. trójka przyjaciół sprzedała serwis Grupie Pino za 2 mln zł. - Nawet przy podziale na trzy osoby to były dla nas ogromne pieniądze. Ja, chłopak, który pracował w pizzerii w Wielkiej Brytanii, nagle byłem start-upowcem i miałem kilkaset tysięcy złotych na koncie - wspomina Sadowski. Te pieniądze szybko się rozeszły. Tuż przed kryzysem w 2008 r. Sadowski ulokował je w funduszu inwestycyjnym i z kilkuset tysięcy złotych zrobiło się kilkadziesiąt tysięcy złotych. Mniej oszczędnych kumpli zaczął kredytować Wierzejewski. Ze swoich doświadczeń wyciągnęli taki wniosek: nie porzucaj pomysłu za szybko i nie sprzedawaj się za łatwo. Mam tłuste start-upy, hajs prosto do łapy Plan na stworzenie aplikacji, która pozwala dokładnie monitorować media społecznościowe, wydawał się żyłą złota. Był 2011 r., a Facebook miał w Polsce już ponad 5 mln użytkowników. Na świecie przekroczył 600 mln. W kolejce stały szybko rozwijające się Twitter i Instagram. Do tego tysiące forów, takich jak Reddit czy Wykop. Wszędzie buzowały emocje. Ludzie nie przebierali w słowach, gdy pisali, co sądzą o firmach i ich produktach. Pomysł nie od razu przekonał inwestorów. - To był ciekawy plan, dobrze przemyślany, ale wtedy na rynku jeszcze nie było tyle gotówki - wspomina jeden z naszych rozmówców, któremu Sadowski zaproponował inwestycję. A pieniądze były pilnie potrzebne, bo kumple nie mieli nie tylko na rozwój firmy, ale też na codzienne utrzymanie się. - Moja żona była w ciąży, miałem kredyt hipoteczny we frankach z ratą niemal 4 tys. zł - wspomina Sadowski. Zdesperowany był gotów oddać całą spółkę, byleby ktoś zapewnił mu jakieś wynagrodzenie. Znalezienie inwestora zajęło kilkanaście długich miesięcy, w końcu udało się wejść w spółkę z grupą LARQ. W październiku 2011 r., podczas premiery narzędzia, z tysiąca osób testujących Brand24 w zamkniętej wersji beta 40 zdecydowało się na zakup. Firma zaczęła nabierać wiatru w żagle. Stawiam bloga na Wordpressie, moja morda w świat się niesie Kluczem do sukcesu był jednak nie tyle dobry produkt, ile sam Sadek. Zanim Brand24 przyniósł pierwsze przychody, udało mu się zbudować wokół firmy i samego siebie niespotykaną do tej pory w polskiej sieci aureolę albo - jak nazywają to w środowisku - fame. Choć nie od początku miał takie wyczucie. Artur Kurasiński w jednym ze swoich wpisów na blogu wspomina: "Z Michałem poznałem się wirtualnie w 2007 roku. Na moim blogu. Wypucowałem piękny, hejterski wpis o grupie Pino, w skład której wchodził też Sadkowy start-up Patrz.pl. Zakotłowało się i gość wjechał na pełnej w mojego bloga. (...) Miałem poczucie, że gdyby mógł, toby mnie udusił kablem sieciowym. Włożyłem go do szufladki 'uwaga, świr!' i zapomniałem". Z czasem jednak nauczył się, że nie warto zrażać do siebie start-upowego środowiska. Influencerów, w tym wspomnianego Kurasińskiego, zaprosił do teledysku "Internety robię" i to im także zaprezentował wersję beta Brand24. Mistrzowsko wykorzystał moc mediów społecznościowych w promocji swojego biznesu. Gdy Ikea wykupiła usługę Brand24, jego twórcy nagrali cały filmik z jej sklepu o tym, jak tam śpią, budzą się i myją zęby. Gdy Michał trafił na okładkę magazynu „Manager+”, nagrał filmik w Empiku, w którym pojawia się obok gazety i podgląda, jak reagują na nią ludzie. Na pięciolecie firmy wypuścił kolejne nagranie pokazujące dziką radość zespołu po zdobyciu nowego klienta. Pomysły były spontaniczne, zabawne, nowatorskie i dobrze niosły markę Brand24. I markę Sadka, który na Facebooku zaczął wyrastać na biznesowego influencera. “Sieciowy Sadek” nie składał się z samych opowieści o świecie start-upów. W pewnym momencie zaczął niemal na żywo transmitować całe swoje rodzinne życie. Urodziny pierwszej córki Róży, potem kolejnej - Lili, podróże z żoną Magdą, wzruszenia z powodu dorastających dzieci, zachwyty nad odwiedzanymi miejscami. Zaskoczenia, że o poranku droga z Wrocławia do Warszawy może wyglądać tak magicznie. Do pokazania było tyle, że zaczął rozwijać swoją kolejną pasję, czyli fotografię. Z sukcesem - jego konto na Instagramie obserwowało niecałe 60 tys. osób. Do wizerunku idealnego influencera brakowało mu już chyba tylko biegania maratonów. Daj lubię to, like it albo me gusta. Ja autografy daję tylko na biustach To, jak Sadowski i Brand24 kreowali swój wizerunek, najlepiej pokazuje nagranie „Take Your Start-up To The Next Level” z 2013 r., w którym w nieco ponad półtorej minuty pokazał świat marzeń przedsiębiorców. Wystąpienie na imprezie Start-up Weekend, prace nad rozwijaniem produktu, uruchomieniem wersji beta, świętowanie pierwszych klientów, podpisanie pierwszej umowy z inwestorem czy zakup lamborghini. Jeden z komentarzy pod nagraniem: „Porno dla przedsiębiorców”. A losy Brand24 toczyły się niczym w tym filmiku. W 2013 r. weszli na rynek azjatycki. Rok później uruchomili globalną wersję Brand24. W 2015 r. w firmę zainwestowali trzej twórcy LiveChat Software i dwie inne osoby związane ze spółką, co wówczas wyceniło firmę Sadowskiego na 28 mln zł. Kolejny inwestor - fundusz Inovo - kupił 5 proc. udziałów w Brand24 za 1,4 mln zł. Nie zabrakło zawirowań. Karol Wnukiewicz po cichu odszedł z Brand24, gdy firma święciła pierwsze triumfy. - Wydaje mi się, że potrzebował sobie udowodnić, że jest ekspertem i łebskim gościem. Może chciał zaistnieć w środowisku, w którym nie znają ani Brand24, ani „Internety robię”. I to osiągnął - zapewnia Sadowski. Dziś Wnukiewicz jest dyrektorem IT w firmie Trans.eu System. Miesiąc przed kryzysem Brand24 dołączył do rady nadzorczej spółki. Do spełnienia start-upowego snu brakowało już tylko wejścia na giełdę. Dobry moment nadszedł w drugiej połowie 2017 r., kiedy spółka przekroczyła próg 2 tys. użytkowników. W miejsce publicznej emisji akcji zorganizowana jest oferta prywatna planowana przed wakacjami 2017 r. Jednak Brand24 się nie wyrobił. Jesienią niespodziewanie gruchnęła wieść, że Facebook uruchomi nową wersję Messengera dla klientów biznesowych, co uderzyło bezpośrednio w LiveChata i kurs spółki spadł o 20 proc. Spadła też szacowana wycena Brand24. - Inwestorzy byli źli, że oferty nie udało się przeprowadzić wcześniej, i winą próbowali obarczać prezesa. W ich oczach za dużo się lansował, za dużo jeździł po świecie i za mało pracował w firmie - zdradza nam osoba z otoczenia inwestorów. - Nikt mnie na żaden dywanik nie wezwał - zaprzecza Sadowski. W styczniu 2018 r., kiedy Brand24 w końcu wszedł na NewConnect z wyceną 60 mln zł, to właśnie on stał się twarzą tego sukcesu. Robił selfie na parkiecie ze znajomymi, którzy chętnie publikowali je w mediach społecznościowych. Usuwam ciebie nawet z Naszki, nie dane nam będą, bejbe, igraszki Blokada prywatnego konta Sadowskiego na Facebooku, Instagramie i zablokowane konta firmowe przerwały bajkę. - To straszne uczucie, jakby nagle ktoś odciął cię od całego świata, odebrał ci kawał życia - opisuje szef Brand24. Zaczęło się rozpaczliwe szukanie kogoś, kto wie, co się w ogóle stało i jak to odkręcić. Sadowski dobija się do polskiego oddziału Facebooka, ale ten nie podejmuje takich decyzji. Po kilku długich godzinach odzywa się centrala. Nic nie wyjaśnia, sucho informuje, że istnieje podejrzenie, że Brand24 zbierał dane z pogwałceniem wewnętrznych zasad firmy. Jeśli chcą udowodnić swoją niewinność, niech prześlą informacje o tym, jakie dane zbierają i w jaki sposób. Sadowski twierdzi, że zdecydował sam: dopóki sytuacja się nie wyjaśni, firma przestaje analizować Facebooka. Nie można opublikować żadnego linku prowadzącego do Brand24 na Facebooku ani nawet wysłać go w prywatnej konwersacji przez Messengera. Siedem dni później mimo otrzymania dokumentów wyjaśniających, co i jak analizuje Brand24, Facebook całkowicie zamyka Brand24 dostęp do danych. Klienci Brand24 przestają dostawać informacje o tym, co ludzie piszą o ich markach na Facebooku i na Instagramie. Przypomnijmy: firma Sadowskiego żyje z monitoringu internetu, w tym Facebooka i Instagrama. Na giełdzie zaczął się horror. W ciągu kilku dni akcje staniały z 38,90 zł do 30,30 zł. Czas mijał, inwestorzy przekonywali się, że blokada nie jest epizodem, i cena spadała dalej - do 24 zł. Dziś za akcję Brand24 płacą 26,80 zł. Sadowski powtarza niczym mantrę: - Nie było żadnych naruszeń. Działamy czysto, zgodnie z prawem, pilnujemy zmian w wewnętrznych regulacjach Facebooka. W desperacji skorzystał nawet ze specjalnego punktu kontaktowego uruchomionego przez Ministerstwo Cyfryzacji i zgłosił tam usunięcie obu prywatnych profili. Otrzymał odpowiedź, że Facebook już skontaktował się z właścicielem profilu z informacją dotyczącą tego, jak odzyskać dostęp. – Nikt się do mnie nie odezwał. Ciągle sprawdzam wszystkie maile, także spam, i nic – mówi rozgoryczony szef Brand24. Po nocy nie śpię, mam lepsze zajęcie, projekt albo ciebie dopieszczę Tydzień przed blokadą amerykański serwis Business Insider opisał przypadki firm, które miały pobierać zbyt dużo danych z Instagrama. Autor porównał proceder do Cambridge Analytica, a wśród winnych wymienił Brand24. Próbujemy się dowiedzieć, dlaczego wskazał konkretnie polską spółkę giełdową. Autor jest jednak nieuchwytny. Na podstawie artykułu można przypuszczać, że polska firma w wynikach analizy wyświetlała zdjęcia profilowe użytkowników Instagrama, co jest niedozwolone. Sadek zarzeka się, że zdjęcia nie były przechowywane u niego na serwerach, a jego narzędzie pokazywało wyłącznie linki do profilów publicznych, biznesowych i twórców (np. influencerów). Kont prywatnych nie można monitorować. - Do dziś nie postawiono nam oficjalnych zarzutów ani nie wymieniono przykładów naruszeń, których rzekomo się dopuściliśmy - mówi Sadowski. - Facebook zablokował mi konta, bo podejrzewa, że przez moje prywatne fotograficzne konto na Instagramie zbierałem dziesiątki tysięcy danych. A wystarczy, że zajrzą do systemu, żeby się przekonać, że nie naruszyłem regulaminu. Dane z Instagrama zbieraliśmy innym kanałem, bo przez pośredników. I dodaje, że gdy rozpoczęły się ich problemy, zawiesili współpracę z pośrednikami, żeby udobruchać Facebooka. Jeden z inwestorów branżowych, z którymi rozmawiamy, sugeruje, że gdyby iść po linii najmniejszego oporu, to można by źródeł problemów Brand24 szukać w działaniach konkurencji - SentiOne czy Sotrendera. - Sadek? Fajny chłopak, złego słowa o nim nie powiem - odpowiada Jan Zając, prezes Sotrendera. - Czy mógł w jakiś sposób zapobiec tym kłopotom? Powiem tak: my cały 2018 r. poświęciliśmy na dostosowywanie się do wszystkich nowych wymogów Facebooka i Instagrama, na pilnowanie zmian w ich polityce. Robiliśmy to kosztem kilku pomysłów na rozwój oprogramowania - tłumaczy Zając. - Na początku, gdy nasze biznesy dopiero startowały, mieliśmy spięcia. Dziś one nas śmieszą - mówi Kamil Bargiel, szef SentiOne. Podkreśla, że wszystkim narzędziom monitoringu Facebook w ostatnich czasach ograniczał dostęp do danych. Sadowski przyznaje, że dziś niemożliwa byłaby taka akcja jak „pizza patrol”, którą przeprowadzili w 2012 r. - Wychwytywaliśmy ludzi mówiących w sieci, że mają ochotę na pizzę, i w kilkadziesiąt sekund odpisywaliśmy im, że pizza już do nich jedzie - mówi Sadowski. Viagra niepotrzebna, niesie mnie potencja Sadowski powtarza, że firma sobie poradzi. Mogą dodać nowe kanały monitoringu, lepszy monitoring treści publicznych, poprawić interfejs, żeby nakłonić więcej nowych osób do zakupu albo istniejących klientów do zakupu droższej wersji usługi. Zaczęli monitorować TikToka, a umowę na to dograli w kilka tygodni. Sadowski mówi, że jeszcze nigdy nie pracował tak ciężko jak we wrześniu, i ironizuje, że może dlatego, że nie rozpraszał go Facebook i Instagram. Ironizuje, ale widać, że to już nie jest dawny, pewny siebie Sadek. - Mimo że jestem optymistą, zamartwiam się, że kogoś zawiodłem - pracowników, akcjonariuszy. Budzę się każdej nocy po kilka razy, sprawdzam pocztę, czy nie przyszło coś z Facebooka, kontroluję, co się o firmie i o mnie pisze w internetach - mówi gorzko. - Zawsze bardzo ważny był dla mnie szacunek w branży, a teraz wydaje mi się, że go straciłem. Ludzie myślą, że Sadek coś przeskrobał i dlatego ma problemy. Mijają tygodnie, ja dalej w kodzie, uruchamiam PP, to pojęcie w modzie Sadowski spokorniał. Choć od lat miał w zwyczaju mówić, że hurtownia dywanów na Białołęce ma większe obroty niż Brand24 po ośmiu latach, to widać, że mocno przeżywa sytuację, w jakiej jest jego firma. Rzeczywiście, Brand24 to nie jest giełdowy tygrys. W II kwartale przychody rok do roku wzrosły o 42 proc. - do 4,1 mln zł. Ale zysku wciąż nie widać, za to trwa ograniczanie strat. Pod koniec II kwartału było już tylko 12 tys. zł na minusie. - Wciąż zakładamy, że w przyszły rok będziemy wchodzić z realnym zyskiem - zapewnia prezes Brand24. Po pierwszym miesiącu blokady spółka opublikowała dane za III kwartał: ma 3631 aktywnych klientów, w feralnym wrześniu sprzedała 182 abonamenty. Kwartał do kwartału to daje wzrost o 102 klientów. Z powodu odcięcia od danych z Facebooka i Instagrama zrezygnowało 72 klientów. - To konkretna strata, ale to tylko niecałe 2 proc. wszystkich abonentów - podkreśla Sadowski. Musiał odłożyć plany wejścia na duży parkiet, do którego miało dojść jeszcze w tym roku. To już nie jest wesoły start-up, lecz spółka giełdowa z odpowiedzialnością przed akcjonariuszami. - On dziś maluje trawę na zielono. Nie mogę tego powiedzieć oficjalnie, bo sam mam drobne udziały w Brand24, a to skutecznie knebluje wypowiadanie się o stanie spółki. Ale Michał, którego uwielbiam jak wszyscy, stanowczo musi przestać być „fajnym Sadkiem” i zostać prezesem spółki. Może ta sytuacja wymusi na nim, by stał się twardszy - mówi jeden z internetowych mentorów Sadowskiego. Podczas rozmowy z nami Sadowski przyznaje, że tylko jego najbliżsi wiedzą, jak bardzo czuje się przygnieciony. - Być może kiedyś powołamy dyrektora operacyjnego, a ja się zajmę tylko tym, co lubię najbardziej, czyli marketingiem - zastanawia się. Kilka dni po naszej rozmowie nadzwyczajne walne zgromadzenie akcjonariuszy powołało nowego członka rady nadzorczej Brand24 Jakuba Kurzynogę, byłego dyrektora finansowego w LARQ. Facebook wciąż milczy. *wszystkie śródtytuły to cytaty z „Internety robię”.
  12. to może zniesiemy kary wobec ludzi, którzy głodzą swoje psy albo nie wiem, zakopują je żywcem? zwierzę zwierzęciu nierówne
  13. Też chcesz ten artykuł? Pulkowi już wrzuciłem, a moja lewacka dusza nakazuje mi dzielić się dobrami
  14. może być różnie, bo Snyder potrafi robić rzeczy genialne (Watchmen) albo straszliwie gówniane (Supermeny, Sucker punch)
  15. Fajnie jest odebrać telefon, w którym pierwszym pytaniem zadanym przez rozmówcę jest "czy jesteś zadowolony ze swojej obecnej pracy". Mam nadzieję, że taki trend się utrzyma i w razie potrzeby zmiany nie będę musiał wysyłać dziesiątek CV z nadzieją, że może ktoś łaskawie na nie spojrzy.
  16. Powinieneś ogarnąc, w W3 jest tylko jedna walka, ktora naprawde sprawia problemy - w pierwszym zadaniu od Olgierda w "Sercach z kamienia".
×
×
  • Dodaj nową pozycję...