Wywołany do tablicy odpowiadam ;). Fakt, że pracę w Biedronce skończyłem prawie trzy lata temu, więc sporo się na pewno pozmieniało. Myślę jednak, że na lepsze. A za moich czasów nie było na co narzekać:
1. To był czas, że przy całym etacie płacili 2000 netto. Fakt - niewiele osób miało pełen etat (ja miałem 3/4). Zawsze jednak 1500 zł na konto wpadało. Do tego dodatki w stylu nocki.
2. Rozliczenie czasu pracy było trzymiesięczne. W jednym miesiącu mogłem zrobić 160 godzin, a potem dwa kolejne po 100. Były tego plusy i minusy, których przedstawiać chyba nie trzeba.
3. Żadnych "dyżurów" dwugodzinnych nie miałem. Grafik ustalany był, jak mnie teraz już starcza pamięć nie myli, na dwa tygodnie. Można więc było wszystko jakoś pogodzić. Pomni swoich problemów z BHP (słynne ciężkie palety dźwigane przez ciężarne pracownice zwykłym wózkiem paletowym) przełożeni byli bardzo wyczuleni na wszelkie kwestie regulaminowe. Niczego nie robiłem bez uprzedniego przeszkolenia, ciężkie palety tylko wózkiem elektrycznym.
4. Socjal nader bogaty - bony świąteczne, wczasy pod gruszą, wyprawki szkolne.
Ogólnie wspominam Biedronkę jako pracodawcę bardzo dobrego.