Skocz do zawartości

Ranking użytkowników

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 21.06.2020 uwzględniając wszystkie miejsca

  1. Wowowowowo, co to był za sezon w wykonaniu Romy! Wymęczający psychicznie, trochę smutny, ale ostatecznie satysfakcjonujący. Ale zacznijmy od najważniejszego, czyli Serie A 2026/27 To jest...właściwie...nie wiem jak miałbym opisać to co się wydarzyło opiszę na pewno swoją nową taktykę w poście karierowym, bo to była największa różnica do poprzedniego sezonu. Zainspirowałem się taktyką Arrigo Sacchiego z czasów jego największych sukcesów, czyli jego Milanu. Nie starałem się przenieść założeń 1:1 no bo gdzie mojemu Pacheco do Van Bastena, a Gigliardiemu do Guulita zmieniłem jednak dwie ważne kwestie - zaczęliśmy grać na spalone, a do tego, by wzmocnić pressing, zmieniliśmy mentalność na Attacking. Większa analiza się pojawi, ale jak widać po tabeli nie tylko strzelaliśmy więcej, ale i broniliśmy lepiej Dokładnie to o 12 bramek strzelony więcej i 4 stracone mniej. Oczywiście najważniejszą liczbą jest ta przy rubryce wygranych spotkań. Tytuł zdobyliśmy w 31 kolejce, bijąc rekord Juventusu (mistrz w 33 kolejce). Większą przyjemność sprawiło mi jednak pobicie rekordu jaki zostawił po sobie Sacchi w Milanie. W 1993 dobili do 58 kolejnych ligowych spotkań bez porażki! Ostatecznie o ile dobrze kojarzę to dobiliśmy obecnie do 61 spotkań, a rekord mamy zamiar w przyszłym sezonie tylko przedłużać Po drodze padło parę innych rekordów: To z kolei był kolejny stary rekord, popełniony przez Inter w 2006 roku. Jak widać po tabeli - pobiliśmy go z dosyć dużą przewagą Dodatkowo nasz bramkarz pobił indywidualny, bardzo imponujący rekord. Marco to w ogóle bardzo ciekawy transfer. Kupiłem go za zaledwie 10,5 mln euro z Atalanty i głównie jako potencjalny, włoski numer 2 zanim znajdę jakiegoś tru kota. No i okazało się, że w osobie Carnasecchiego cały czas go miałem. Jak widać - wystarczy parę dobrych atrybutów ponad poziom by odpowiednio wykonywać swoją robotę Skoro już jesteśmy przy rekordach indywidualnych to już rok temu można było wnieść o osobną kategorię dla Pacheco, a ten rok to tylko potwierdził: Czy trzeba mówić coś więcej? Rodrigo wzbudza zainteresowanie Realu, już został włączony do jedenastki wszech czasów Romy (z drugiej strony Kramaric to średnia konkurencja), a po podpisaniu nowego kontraktu jestem pewien, że go jeszcze potrzymamy Nie tylko Pacheco poszalał jeśli chodzi o nagrody. Spokojnie zdominowaliśmy jedenastkę sezonu. Marco Maiella oraz Tomasso Colella to wychowankowie Romy, żaden nie skończył 23 lat. ] Mnie też przypadło parę wyróżnień Coppa Italia W Pucharze Włoch w tym sezonie działo się całkiem ciekawie. Pierwszy mecz to nasza niska skuteczność z Hellasem i zaledwie 2:1 wystarczy do awansu do 1/4 gdzie czekało Lazio. Mecz bez historii, który zwalnia Mauricio Pochettino Następny mecz doprowadził do obudzenia się we mnie lekkich wątpliwości. Zagraliśmy z Juventusem, przegraliśmy 0:1 nie pokazując za wiele. Byłem skłonny pogodzić się z potencjalnym odpadnięciem z Pucharu Włoch, mogliśmy się wtedy dalej skupić na Serie A oraz Champions League, no ale mieliśmy przecież w składzie Rodrigo Pacheco... Do 87 minuty był remis 1:1, Pacheco trafił po rajdzie w 18 minucie, Saul wyrównał ładnym strzałem z dystansu w 44. W 87 minucie jednak Pacheco dostał bajeczną piłkę za linię obrony i dał nam awans! Finał był meczem bez historii. Ponoć Inter dalej nie wie co się stało: I druga pod rząd podwójna korona stała się faktem Champions League Po zeszłorocznej pechowej porażce z Realem moim celem było pokazać się ze znacznie lepszej strony w LM. Na zwycięstwo nie liczyłem, ale 1/2 byłaby świetnym wynikiem. Grupę mieliśmy łatwą, PAOK i Slavia Praga nie stanowiły zagrożenia, z Chelsea jednak przegraliśmy i zremisowaliśmy. Spokojnie wystarczyło jednak do awansu. Także nie miałem obaw o drugą rundę, gdzie mieliśmy grać z Porto Pepa Guardioli. Ostatecznie dwumecz skończył się rezultatem 1:0 choć w obu meczach Porto oddało łącznie 5 strzałów, przy naszych 35. Co ciekawe, skuteczność potrafiła być też naszym problemem w tym sezonie. Z jednej strony zdarzyły się wyniki powyżej 4/5:0, a z drugiej mecze wygrywane ciężko, jednym golem. Kolejna runda to Bayer Leverkusen, pechowy mecz i 1:1 uzyskane po karnym, w pierwszym meczu sezonu, w którym wyraźnie odstawaliśmy od rywali. W rewanżu chłopcy się spięli i zagrali jedno z lepszych spotkań roku. Mimo straty jednego zawodnika graliśmy niesamowita piłkę, kontrolując przebieg spotkania i spokojnie punktując Bayern. Następna runda? Kolejny przeciętny team robiący szał w LM czyli Borussia Moenchengladbach. BMG wyeliminowała w pierwszej rundzie Krasnodar, kolejną rewelację rozgrywek, by w ćwierćfinale pokonać Chelsea 3:2 w dwumeczu. Pierwszy mecz był dosyć równy, ale stwarzaliśmy lepsze sytuacje i ostatecznie wygraliśmy na wyjeździe. Rewanż miał być prosty i od 54 minuty utrzymywaliśmy komfortowy remis 1:1. W 81 minucie BMG trafiła po raz drugi i zacząłem się stresować, trzeci gol mógł nas wyeliminować zasadą goli strzelonych na wyjeździe. Na szczęście to był ledwie podryg i udało nam się awansować do wielkiego finału! Już grając mecz z BMG wiedzieliśmy, że w finale rozgrywanym na Camp Nou będzie czekał Liverpool. Miało to swój sentymentalny wymiar bowiem ostatni finał LM w jakim grała Roma także był przeciwko Liverpoolowi. Wtedy Roma grając piękną piłkę prowadzona przez swojego kapitana, Agostina Di Bartolomeo, pechowo przegrała w karnych. 29 maja 2027 miał być inny. Obie ekipy podchodziły do meczu bez osłabień. My, niezniszczalni liderzy we Włoszech, Liverpool jako zwycięzcy FA Cup, 3 miejsce w Premier league i pewne odejście Kloppa, który miał objąć po sezonie Real Madryt. Spotkanie rozpoczęło się po naszej myśli. Bajeczny rajd Eugenio dał prowadzenie w 10 minucie. Liverpool mocno naciskał i byli zwyczajnie lepsi. Siła składu pozwoliła na to by na ławce zasiedli między innym Dybala, Van Dijk czy James Maddison. Zresztą, akcja tego pierwszego była jednym z paru gwoździ do naszej trumny. Drugą połowę zaczęliśmy prowadząc, a wtedy Marco Maiella, zawodnik który przed sezonem miał walczyć o to by zostać w klubie, zmiennik Bartolego, etatowego reprezentanta Włoch na prawej obronie...stracił nerwy i wyciął w pień rywala z Liverpoolu. Bezpośrednia czerwona i musimy bronić wyniku. Szło dobrze. Mieliśmy okazje, swoje działa Carnasecchi, ale to było tylko przedłużanie agonii. Ledwo zaczęliśmy drugą połowę i poszłooo. 92 minuta, potem 119 i 120, 4:1 przy końcowym wyniku i skrajnie zmęczona Roma znowu druga, znowu przeciwko Liverpoolowi. Nie udało się oddać hołdu wobec Di Bartolomeo, ale pokazaliśmy bardzo dużo. Klopp zakończył podróż w Liverpoolu ponownym zdobyciem uszatki, a nam została walka za rok. W innych warunkach taka porażka by tak nie bolała. Ale jeżeli rozegraliśmy perfekcyjny sezon w Serie A. Jeżeli mieliśmy dosyć słabą drabinkę w LM, jeżeli potrafiliśmy ograć rywali w Serie A mocno rotując składem to boli. Jednocześnie wyznacza przyszłoroczny cel. Liga Mistrzów w 2028 roku, 101 lat po powstaniu Romy musi stać się faktem!
    3 punkty
  2. Bo może by przekazali te wozy po prostu tam gdzie są najbardziej potrzebne, a nie tam gdzie będą mieli z tego korzyść polityczną?
    1 punkt
  3. Gdy minął weekend, a po nim nadchodziły kolejne dni, Dariusz siłą rzeczy miał mniej czasu na pierdoły i picie alkoholu, bo co dzień nasuwał na nadgarstek swoją szczęśliwą bransoletkę, chował ją pod rękawem koszuli i znikał w służbowych sprawach. W końcu nie przyjechał tu na wakacje. Miałem wtedy czas na zwiedzanie rejonu i odkrywanie ciekawych miejsc, o podjeżdżaniu autobusem do Splitu i wstępowaniu do miejscowych lokali nie wspominając. Darkowi zdarzało się znikać nawet do późnego wieczora, tak jak w czwartek, pod koniec pierwszego tygodnia pobytu. Wieczorem zwyczajowo uderzyłem na Split, by poznać kolejne nieodwiedzone dotąd miejsca. Wakacyjny klimat rozkręcał się w najlepsze, zewsząd nadchodzili turyści, by umykać i niknąć w tłumie następnych, inni robili sobie pamiątkowe zdjęcia na tle zatoki, jeszcze inni włóczyli się leniwie to tu, to tam, korzystając z dobrodziejstw letniego urlopu wypoczynkowego. Innymi słowy, sezon rozkręcał się w najlepsze. Przechadzałem się po kolejnych lokalach, racząc się piwkiem (rzadko pijałem Peak Labela sam) i rozmawiając z ludźmi spotykanymi przy barze. Na bieżąco pilnowałem pory odjazdu autobusów do Solina, regularnie sprawdzając godzinę w telefonie. Maszerowałem nieopodal nabrzeża zatoki, mijając rządek coraz mniej uczęszczanych knajpek, w miarę jak posuwałem się coraz dalej. Zaciągałem się pall mallem i obmyślałem plan na piątek, gdy w pewnej chwili poczułem delikatną woń perfum. Przystanąłem, pociągając głęboko nosem. Dobrze znałem ten zapach. Przez pięć poprzednich lat moje koszulki regularnie były nim przesiąknięte, gdyż bardzo podobnych, a może identycznych perfum używała zazwyczaj Nikola. Może byłem tylko facetem, ale zapachy, emocje i odczucia zawsze odpowiednio na mnie działały, niekoniecznie w tej kolejności. Nie sądziłem oczywiście, by w Chorwacji miała zjawić się ona, aż tak banalnej wyobraźni nie miałem, ale stałem tak, nie robiąc ani kroku dalej, by nie uronić ani ociupinki tego boskiego zapachu. Cofnąłem się o dwa kroki i zerknąłem w niewielki zaułek, z którego, jak spontanicznie ustaliłem, dochodził aromat. Wystarczył ułamek sekundy, bym wytrzeszczył oczy, wypuścił pall malla spomiędzy palców, a moje mięśnie bezwiednie napięły się, obwieszczając swoją gotowość. W głębi niewielkiej uliczki dostrzegłem dwoje ludzi, których nie sposób było nazwać parą. Facet w czapce z daszkiem, czerwonym t-shirtcie i niemodnych jeansach, zaciśniętą mocno pięścią niemal podnosił za bluzkę młodą dziewczynę o blond włosach, która patrzała na niego szeroko rozwartymi, przerażonymi oczami. Coś do niej warczał, ale nadal kiepsko szło mi rozumienie języka chorwackiego. Nie trzeba było jednak geniusza, by odgadnąć, że dziewczyna miała kłopoty, a facet bynajmniej nie miał zamiaru zaprosić jej na szklaneczkę lemoniady. Jeżeli ktoś zastanawiał się, czy warto zapisać się na jakiekolwiek treningi walki wręcz lub kursy samoobrony, zawsze gorąco zachęcałem. Samo doskonalenie krav magi działało cuda z ludzką psychiką. Nim jakakolwiek myśl zdążyła dotrzeć do mojej świadomości, moje ciało samo wystartowało z miejsca, niesione impulsem i zupełną automatyką. – Zostaw ją, ty skurwysynu! – wrzasnąłem po polsku, łapiąc delikwenta za jego czerwoną szmatę i odrzucając na bok. Zaskoczony niemal upadł jak długi, ale w ostatniej chwili przytrzymał się rynny i ustał na nogach, z hukiem opierając się plecami na plastikowych śmietnikach. Wtedy właśnie poczułem potężny dreszcz przebiegający mi po plecach i nakazujący moim włosom na ramionach stanąć dęba. Skurwiel miał nóż. To nie był niepozorny scyzoryk, jaki zawsze noszą w kieszeni elektrycy w czasie pracy, by móc w dowolnej chwili obrać przewód z otuliny. To była całkiem niezła kosa, z ostrzem długości kilkunastu centymetrów. Wystarczyło, by wbić go w pierś i bez problemu przeszyć serce. Marne pocieszenie stanowiło dla mnie, że zbir nie miał zanadto wprawy w posługiwaniu się nożem, na co wskazywał sposób, w jaki go trzymał, stając naprzeciwko mnie. Na treningach uczyli nas walki w sytuacji, gdy przeciwnik jest uzbrojony w ostry przedmiot, ale to zawsze były gumowe bronie białe, które i tak nabiły mi niejednego siniaka na rękach lub torsie. Nigdy nie trenowaliśmy z prawdziwym nożem, takim jak ten, który właśnie błyskał przede mną światłem odbijanym z latarni u wlotu uliczki. Drań zaszarżował na mnie, a ja pozwoliłem mojemu ciału zareagować instynktownie, nie spuszczając ostrza z oczu. Blisko dwuletni brak treningów zrobił swoje. Spróbowałem sparować cios i przechwycić jego rękę, ale zrobiłem to zbyt późno. Poczułem nieprzyjemne pociągnięcie na ramieniu tuż poniżej lewego barku. Nie zważając na to, prawą ręką wykonałem mocny ruch z backhandu, wytrącając zbirowi nóż z ręki. Cała reszta poszła prawem rozpędu. Mocne kopnięcie podeszwą z góry w bok kolana – uszkodzenie lub zerwanie więzadeł – później cios łokciem prosto w nos i poprawka bombą na krtań. Po tej szybkiej serii kutas padł na ziemię, wyjąc wniebogłosy i wykrzykując coś po chorwacku. Wiedziałem, że to jest doskonała okazja, której nie wolno przegapić, bo mogła wiele kosztować. – Spadamy stąd! Chodź, szybko! – krzyknąłem do piszczącej dziewczyny, łapiąc ją za rękę i pociągając za sobą. Trudno mi powiedzieć, jak długo biegliśmy razem. Adrenalina rozsadzała mi żyły, zadyszka nie nadchodziła, a dziewczyna dotrzymywała mi kroku; zuch panna. Dobiegliśmy do jednej z głównych ulic, wtapiając się w tłum i nie puszczając nawzajem swoich dłoni. Zatrzymałem się dopiero wtedy, gdy uznałem, że uciekliśmy dostatecznie daleko, a i tak upewniłem się, że nikt nas nie goni. Spojrzałem na dziewczynę. – Nic ci się nie stało, nie zrobił ci krzywdy? Jesteś cała? – zapytałem. – Tak mi się wydaje – odpowiedziała, obrzucając szybkim spojrzeniem swoją filigranową sylwetkę. – Ale z tobą chyba gorzej... Przypomniałem sobie nóż i nagle poczułem ciepło rozlewające się po lewej ręce. Przeniosłem na nią spojrzenie i otwarłem usta ze zdumienia. Poniżej barku dostrzegłem regularne cięcie długości kilku ładnych centymetrów, z którego nieubłaganie sączyła się krew. Reszta ramienia zmieniła kolor na karmazynowy, a krople z czubków palców spadały na chodnik, zdobiąc kostkę brukową. Nie czułem jeszcze bólu, a jedynie nieprzyjemne uczucie rozłażącej się skóry, jakie miewa się przy ranie ciętej. – Boli cię? – Nic mi nie będzie – zapewniłem. – Słuchaj, myślę, że już wystarczy ci wrażeń na dzisiaj. Uciekaj szybko do domu, nie oglądaj się za siebie, z nikim nie rozmawiaj. Dobrze? Blond włosa panna pokiwała energicznie głową, ale widziałem, że ciągle zerka mi na rękę. – Pamiętaj, prosto do domu i jak najszybciej. Nigdzie już dzisiaj nie idź, szczególnie w okolicę zatoki. Obiecaj mi to. – Dobrze, ale co z tobą? – zapytała, patrząc zaniepokojonym spojrzeniem na moje ramię, po którym nieustannie spływała krew. – Poradzę sobie – zapewniłem. – Idź już. Uciekaj, szybko! Dziewczyna pobiegła, zostawiając za sobą donośny tupot czerwonych trampków. Obejrzała się tylko raz, zanim skręciła za róg jednego z budynków i straciła mi się z oczu. Spojrzałem na swoje ramię, z którego zaczynał już odzywać się do mnie tępy, pulsujący ból. Adrenalina opadała. Dokoła mnie chodzili ludzie, przyglądając mi się to z niepokojem, to ze współczuciem, to z odrazą. Krew nie miała zamiaru przestać płynąć, a ja zrozumiałem, że muszę coś z tym zrobić, i to szybko, bo będzie kiepsko. Sądząc po minach mijających mnie Chorwatów i turystów, nie byliby zbyt chętni do udzielenia mi jakiejkolwiek pomocy. Rozejrzałem się więc dokoła i dostrzegłem postój taksówek niecałe pięćdziesiąt metrów dalej. Ruszyłem w jego kierunku, znacząc chodnik karmazynowymi cętkami. Podszedłem do pierwszej z brzegu taksówki i zapukałem do okna, które zaraz osunęło się z elektronicznym jękiem. Ze środka ze ściągniętymi brwiami przyglądał mi się facet po czterdziestce. – Potrzebuję pomocy – przeszedłem od razu do rzeczy. – Gdzie tu jest najbliższy ostry dyżur? Mężczyzna odpiął pas i wygramolił się z samochodu. – Poczekaj tu pan, tylko nie wsiadaj pan do auta – powiedział, ruszając w kierunku bagażnika. Kilka chwil później kazał mi przycisnąć do rany jałową gazę, po czym sam zaczął ściśle owijać moje ramię bandażem elastycznym. Nie wiedzieć dlaczego, bardzo spodobało mi się jego opanowanie, które napełniło mnie spokojem. Gdy skończył z bandażem, wylał na trzymaną w schowku szmatkę trochę wody mineralnej, by prowizorycznie obmyć mi ramię z krwi. Po wszystkim wyrzucił ją do kosza. – Dobra, teraz wskakuj pan do środka – powiedział z przekonaniem. – Najbliższy szpital jest dwa i pół kilometra stąd. Pasuje panu? – Oczywiście, szpital to szpital. Prosiłbym tylko, by zapisał mi pan jego dokładny adres na jakiejś karteczce. Muszę wiedzieć, co przekazać przyjacielowi. Wsiedliśmy do jego peugeota, bez zbędnej zwłoki ruszając w stronę szpitala. Nie tak wyobrażałem sobie urlop spędzony w malowniczej Chorwacji.
    1 punkt
  4. Ja zrobiłem tak: podłoga płytki 60x60 https://www.castorama.pl/gres-szkliwiony-polerowany-lexington-ceramstic-60-x-60-cm-light-1-44-m2-id-1098673.html ściany płytki 30x60 3 ściany całe szare, jedna ściana dekor, coś podobnego do tej: https://www.castorama.pl/dekor-fossil-miri-ceramstic-60-x-30-cm-id-1116138.html Efekt: Łazienka jest dosyć mała 150 x 240 ale efekt końcowy wyszedł całkiem fajnie
    1 punkt
  5. Jedziemy dalej - pierwszy sezon od początku jako trener podupadłego Liverpoolu. Sporo wydałem, sporo zarobiłem - odszedł Ki Jana Hoever (w teorii zawodnik pierwszego składu), ale 75 (96) mln euro od PSG było świetną ofertę, podobnie jak 35,5 mln od Milanu za Douglasa. Miałem nadzieje, że Francis Potter zostanie z nami, ale chciał odejść - no trudno i tak był 3-4 czwartym wyborem na prawym wahadle, 15,75 (19,25) mln euro od Watford też nie było złe. Odszedł też Alisson - on ledwie za 2,1 mln euro, ale raz, że miał już 36 lat, a dwa - jedną z najwyższych pensji w klubie. Trochę sprzątania, trochę płatnych wypożyczeń - zarabiamy 135 mln euro. I tak wychodzimy na minus, bo zaszalałem, sprzedają Ki Janę miałem lukę w środku obrony, kupiłem za 98 mln euro Graeme Gebbiego z Tottenhamu, 24-letniego Szkota. Za 78 mln euro (98) znalazłem bramkarza numer jeden - Diogo Costę, chciałem już go wykupić z Porto będą w Wolves, ale nie miałem tyle kasy wtedy. Przyszedł też dla głębi 27-letni stoper z Lazio Xavier Mbuyamba, ale od początku marudził, że jest za duża rywalizacja. Kupiłem też za 2,6 mln euro talenciaka Lee Ji Hoona, ale od razu poszedł na wypożyczenie warte 100k/ miesięcznie do Sociedad. Wydatki: 203 mln euro. EFL CUP Zagraliśmy jeden mecz, trzecia runda - wystawiłem kompletnych zmienników - porażka 5:1 (!) z Wolves (!). FA CUP Tutaj graliśmy nieco dłużej - całe 3 rundy, najpierw rozbijając Sunderland 6:0, później 0:0 z Brighton, powtórka 5:1 i eliminuje nas Swansea 3:1 po dogrywce. UEFA SUPER CUP Z racji wygranej LE graliśmy też o superpuchar Europy, naszym rywalem - United, broniące tytułu LM. Jeden z pierwszych meczów w sezonie i... coś takiego Premier League Cóż, byliśmy rewelacją. Zaczałem od 3:0 z Leicester, 8:1 (!) z Wolves, 4:1 z Derby, 3:1 z Watford... 19 pierwszych kolejkach przegrywamy dwukrotnie - 3:0 z WBA (!!!!) i 1:0 z Tottenhamem. Notujemy też trzy remisy - 0:0 z Brighton, 1:1 z Evertonem i Arsenalem. Ale to Premier League - tu to nie wystarcza, grupa pościgowa: United, my, City i Chelsea cały czas wszyscy gramy na tym samym poziomie. Rundę rewanżową zaczynamy od remisu 1:1 z City, potem bijemy derbowego rywala 5:0, podobnie 5:0 pokonujemy Arsenal, 3:1 Tottenham - zdobywamy niesamowitą ilość goli. Remis z City był jednym dwóch z rundzie rewanżowej, notujemy jeszcze podział punktów z Norwich 1:1. potem wszystko jak leci - wygrywamy. W marcu notujemy kolejno wyniki: 3:0, 4:0, 2:0, 3:0, 1:0, 2:0, 3:0, 3:0 i dopiero 4 maja tracimy gola w 36. kolejce wygrywając 3:1 z Derby. Mając 34 mecze - 86 punktów, United 33 mecze - 83 punkty, City 33 mecze 71 punktów - to był ten moment, gdy odpadły już wszystkie ekipy w wyścigu o mistrzostwo. Najpierw przegrała Chelsea, potem pogubiło się City. Po 34. kolejkach nad 4 miejscem (Tottenham) miałem 26 punktów przewagi! Ale był ten pieprzony United... 36. kolejka mamy 92 punkty, United - również. Los tak ułożył się pod terminarz, że właśnie w 37 kolejce graliśmy mecz bezpośredni. Bramkowo - byliśmy o wiele lepsi niż United, przekroczyliśmy setkę w strzelonych golach, więc wystarczał nam remis i potem wygrać z Brighton, żeby nie patrzeć się na Czerwone Diabły. No i niestety... Wyszedłem defensywnie - to ustawienie sprawdzało się w LM, ale o tym potem, ale nie na United. Już od 9 minuty prowadzili, potem wprawdzie gol Fatiego dał nadzieję, że to United na sowim obiekcie było lepsze. Mogliśmy liczyć na cud - że Norwich pokona u siebie Manchester, a my oczywiście wygramy z Brighton, niestety. Kończymy jako wicemistrzowie, a Manchester United sięga po swoje czwarte mistrzostwo z rzędu. Oczywiście, że liczyłem na mistrzostwo, tym bardziej, że przez cały sezon graliśmy tak pięknie. Te statystyki goli, stworzonych szans no i króla strzelców: Champions League Chociaż w lidze byliśmy dopiero na 6 miejscu to wygranie LE dawało mi od razu start w fazie grupowej LM. Trafiliśmy tam na Herthę, Fiorentinę i Bazyleę. W teorii - grupa łatwa, ale zaczynamy od porażki 3:0 (!) w Berlinie. Potem pokonujemy 3:1 Fiorę i 3:0 Bazyleę, ale w rewanżu ze Szwajcarami znów porażka - 3:2. Pokonując jednak Herthę 3:2 i 4:2 Fiorentinę wychodzimy z pierwszego miejsca - nie bez problemów! W 1/8 można było trafić lepiej... ale Atletico Madryt było "do przejścia". W Hiszpanii notujemy 1:1 po golu Dybali (o nim później), ale w rewanżu dwa gole Fatiego i wygrana 2:1 dają nam awans do 1/4. No i schody, bo trafiamy na City Ogólnie jak widać - w LM idzie nam słabo, męczymy te mecze, to nie polot i gole jak w lidze. W Manchesterze - 0:0. U nas jedynego gola zdobywa Diogo w 101 minucie dogrywki - mamy 1/2! Pary były taki: Manchester United - Sevilla Liverpool - Barcelona Z jednej strony... była szansa na finał wewnętrzny, rywalizacja o mistrza w lidze i o LM tutaj? Najpierw jednak Barcelona - w Hiszpanii dwa gole Diogo dają nam dobrą zaliczkę przed rewanżem, bo mecz kończy się naszą wygraną 2:1. W rewanżu gola strzela z karnego jedynie Fati i mamy finał! Gdzie czeka nas... jednak Sevilla! Rok temu z Hiszpanami grałem w grupie LE - było 2:2 i 1:1, teraz remisu być nie może. Wyszedłem na mecz - także defensywnie. I od 28. minuty przegrywaliśmy 1:0. Grałem coraz śmielej, ale w 69. minucie kontuję złapał Diogo, przegrywaliśmy 1:0, a ja nie miałem zmian! Trudno, atakujemy! Opłaciło się, bo w 75. minucie mamy gola Fatiego. Byle do dogrywki! Tymczasem... 89. minuta i gol po rzucie rożnym Saliby!! To jeszcze nic, bo na koniec meczu wyjaśniamy sprawę do końca golem Fatiego! 3:1! Grając w dziesięciu od 70 minuty! MAMY TO!!! Po zdobyciu EC2, LE, teraz jest LM!:) Liverpool ostatni raz LM zdobył w sezonie 18/19 czyli w FM-ie w ogóle. A mistrz Anglii? 20/21, więc też już trochę czekają. Podsumowanie: Zawodnicy: PAULO DYBALA STARY KRÓL Na discordzie uważa się na ogól, że starzy gracze nie są potrzebni, tymczasem ostatni sezon przed emeryturą u mnie rozgrywał w ataku Dybala. W 34 meczach zdobył 14 goli i zanotował 11 asyst. Niestety pod koniec sezonu złapał kontuzję Może byłoby lepiej? Wrócił na 45 minut w ostatnim meczu ligowym. Tak czy siak - medal LM na koniec kariery zdobył. Budowa napastników Pamiętacie Greenwooda? Teraz mamy nowych wyhodowanych na zwycięzców... O mnie: Reprezentacja Hiszpanii: Tak kończymy eliminacje do MŚ: Na MŚ 2030 zagramy w grupie z Jamajką i Mali. Kadra na MŚ: Ale póki co nie grałem MŚ
    1 punkt
×
×
  • Dodaj nową pozycję...