Skocz do zawartości

Ranking użytkowników

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 20.05.2020 uwzględniając wszystkie miejsca

  1. Oczywiście, tym bardziej, że na TVP są paski: Ale moim zdaniem opozycja powinna dawno zapomnieć o "suwerenie", bo to jest zabetonowana sekta, której żadne podłości tej zdegenerowanej władzy nie wzruszą. Walczyć trzeba o tych obojętnych, nie chodzących głosować, których w Polsce jest przecież 40-60% w zależności o wyborów.
    5 punktów
  2. Copa America 2044 Do Copa przystąpiliśmy z jednym zadaniem: wygrać. Pomścić finał MŚ sprzed dwóch lat i dać temu pokoleniu to, co się mu należy - złoto. W grupie trafiliśmy na Ekwador, Wenezuelę, Peru, Meksyk oraz Kolumbię. Z pierwszymi czterema wygraliśmy dość gładko, jednak Kolumbia sprawiła nam nieco kłopotów. Szybka bramka Enrique Ramosa, z mojego Espanyolu, ustawiła mecz i ostatecznie po ciężkiej walce przegraliśmy 2:3. Na szczęście nie miało to wpływu na kształt grupy ani awans. Wyszliśmy z pierwszego miejsca i trafiliśmy na Chile. Mecz rozgrywany na stadionie im. Jose Luisa Chilaverta w Luque nie pozostawił żadnych złudzeń. Rozbiliśmy Chile w pył 4:0 i oczekiwaliśmy na losowanie półfinałów. Tam - niestety - znów trafiliśmy na Kolumbię. Mecz z drużyną ojczyzny Rene Higuity i Carlosa Valderramy miał bardzo podobny przebieg do tego z fazy grupowej, tyle że... na odwrót! Nasz Misio wyprowadził nas na prowadzenie, rywal natychmiast wyrównali i bój toczył się dalej. Mimo drugiego gola dla Brazylii, Kolumbijczycy wyrównali z rzutu karnego po faulu Ovidio - z, a jakże, Espanyolu. Dopiero strzelona w końcówce bramka przez Naldo uratowała nas przed gehenną dogrywki. W drugim półfinale zmierzyła się Argentyna z obrońcami tytułu - Urugwajem - i gładko zwyciężyła 3:1 oszczędzając swych najlepszych graczy. Finał miał więc być typowym południowoamerykańskim Superclasico pomiędzy odwiecznymi rywalami: Argentyną i Brazylią. Stadion Defensores del Chaco w Asuncion, wypełniony kibicami obu zwaśnionych drużyn, nie mógł być świadkiem lepszego finału w naszym wykonaniu. Niestety, nie mógł w nim wystąpić Fabio Guilherme - uznany później najlepszym graczem turnieju. Nasz środkowy pomocnik przekwalifikowany z prawoskrzydłowego doznał kontuzji w półfinale. Festiwal joga bonito zaczął legendarny Ronaldo Sodre - ikona mojego Espanyolu i wielokrotny nominat do Złotej Piłki, obecnie piłkarz Manchesteru United. Ten sam, który dwa lata wcześniej wyprowadził nas na prowadzenie w finałowym meczu Mistrzostw Świata z Anglią. Roni uderzył perfekcyjnie z rzutu wolnego i nie dał szans bramkarzowi rywali. Gol ten został następnie wybrany drugim najładniejszym trafieniem turnieju. Dalej było już tylko lepiej. Tuż przed przerwą na 2:0 wyprowadził nas Adriano Jorge, idealny ofensywny pomocnik, który spełnia wszystkie moje kryteria: błyskotliwy, finezyjny drybler z tendencją do pięknej gry i nieziemskich podań. Chciało by się rzec, że już takich nie "robią". Dzięki temu został współkrólem strzelców z sześcioma trafieniami. Dodam, że była to de facto trzecia bramka w tym meczu, gdyż sędzia odgwizdał spalonego przy trafieniu głową Jose Wellingtona po rzucie wolnym Misio. Po przerwie dalej cisnęliśmy albiceleste i wkrótce Naldo podwyższył na 3:0. W końcówce meczu zdjąłem bohaterskiego Sodre, aby mógł otrzymać standing ovation. Wszedł za niego Netinho i w doliczonym czasie gry ustalił wynik meczu. 4:0 w finale to pogrom i solidna złota pieczęć w wykonaniu mojego dream teamu. Otavio Augusto - z mojej Boki - wybrany został bramkarzem turnieju, Fabio Guilherme - MVP, Adriano Jorge - ex aequo królem strzelców, jednak to cała drużyna zasłużyła na brawa. W Copa America wystąpiła cała 23-osobowa ekipa powołana na te rozgrywki. To co? Za 2 lata musi być złoto na Mundialu! Garść screenów poniżej: I na koniec, sam mistrz - Ronaldo Sodre: Dodam jeszcze, że swój wkład w tryumf mieli byli i obecni zawodnicy mojego Espanyolu, a także Boca Juniors: Espanyol: Fafa, Julinho, Misio, Jorge Luiz Steffens, Ronaldo Sodre, Ovidio Boca Juniors: Otavio Augusto
    2 punkty
  3. Agatha Rising: https://tulkaion.blogspot.com/2020/05/agatha.html
    1 punkt
  4. Twardy elektorat zwany "suwerenem" kupi to bez targowania.
    1 punkt
  5. Jedynym "problemem" jest władza narzucająca ludziom jak żyć i zakazująca wolnego obrotu towarem dorosłym osobom.
    1 punkt
  6. Rzadko wchodzę w dyskusję z zawodnikami w tematach wyboru składu. Jeżeli ktoś nie pokazuje niczego godnego uwagi i zaczyna burzyć się o brak miejsca w zespole, szybko trafia do rezerw lub podawaczy ręczników. Jedno z największych drewien klubu Matthias Kahn zaczął się o to prosić. Oznajmiłem mu, że jak wybije się w treningowym raporcie, to dostanie szansę. I skubany to zrobił. Zatem mecz z beniaminkiem był dla niego dobrą okazją. W rezerwowym składzie zagrał na pozycji PP i to dzięki niemu unikamy kompromitacji. Niby przeważamy, 22 strzały do 6, ale wygrywamy ledwo ledwo. 10.08.2031, Ekstraklasa (4/37) [14] Termalica Nieciecza 2-3 Wisła Płock [5] N. Maupay (13), O. Camara (57) - M. Sedlacek (32), E. Akyildiz (38), D. Przyborowski (66) M. Macleod - L. Lukac, M. Sedlacek (c) (68' D. Majoros), E. Akyildiz, Y. Pavlov (66' A. Virtanen) - M. Kahn, M. Marczuk, R. Shimohira (65' J. Moscatelli), Z. Dragowski - D. Przyborowski, T. Morita A kolejny mecz ligowy to swoisty jubileusz dla mnie. To już 1000. mecz w karierze. W zaledwie 17 lat kariery z moimi zespołami sporo się nastresowałem na murawie. Jako, że jubileusze wychodzą mi średnio obawiałem się, że drużyna, którą wygryźliśmy sezon temu z Europy, prowadzona przez Roberta Lewandowskiego, sprawi nam niemiłego psikusa. O dziwo jednak zagraliśmy bezbłędnie, a show zrobił Damian Przyborowski zdobywając hattricka. 15.08.2031, Ekstraklasa (5/37) [5] Wisła Płock 3-0 Korona Kielce [12] D. Przyborowski (2, 12, 88) D. Migdał - P. Potzinger, E. Dzieciol, M. Sedlacek (c), Y. Pavlov (65' L. Lukac) - K. Jóźwiak, P. Vacha, M. Marczuk (74' J. Moscatelli), M.Rehak (70' M. Kahn) - D. Przyborowski, T. Morita
    1 punkt
  7. Zbliżał się start rundy wiosennej w Polsce, w związku z czym mijały właśnie ostatnie dni, w które miałem czasu dostatek. Poprzednie dni spałem na kanapie w salonie, a w międzyczasie odwiedziłem Ikeę, gdzie wypatrzyłem dla siebie nowe, przyjemne łoże, na które pozwalały mi akurat fundusze, więc niezwłocznie je zamówiłem. Później dogadałem się z pewnym znajomym, który miał samochód dostawczy, a gdy na niego czekałem, stargaliśmy po schodach z Dariuszem stare łóżko z sypialni, wynosząc je na podwórko. Wraz ze znajomym wrzuciliśmy je na pakę dostawczaka i wywieźliśmy na działkę, którą przekazali mi rodzice jakiś czas temu, gdzie odpaliłem kumplowi za fatygę, a Darkowi zaproponowałem działkową szklaneczkę Peak Labela w środku zimy. – Powiesz mi w końcu, po co wlekliśmy tutaj to łóżko? – zapytał Dariusz, gdy mój znajomy zamknął pakę i odjechał z klekotem diesla pod maską jego wozu. – Gdybym powiedział ci od razu, stwierdziłbyś, że mnie pojebało – odparłem. – Poczekaj tu chwilę. Wszedłem do domku, w którym trzymałem na działce kuchenkę, zlewozmywak, stolik chowany na zimę i inne szpargały przydatne w sezonie grillowym. Spośród gratów na tyłach wygrzebałem kanister, w którym zostało sporo benzyny do kosy spalinowej. Z blatu obok starej kuchenki zgarnąłem paczkę zapałek i uzbrojony w oktanowy arsenał ruszyłem zdecydowanym krokiem w stronę ustawionego na środku działki mebla, który dotąd stał w sypialni w domu. – Pojebało cię? – ożywił się Darek, z papierosem zastygłym w połowie drogi do ust. – Co ty wyprawiasz? – Zrobimy sobie małe ognisko. Ciekawy jestem, jak smakuje Peak Label, gdy patrzy się na tak miłą scenerię. Darek patrzał zdumiony, jak z fanatycznym zapałem otwieram zamaszyście korek staroświeckiego kanistra, a gdy zacząłem rozlewać benzynę po materacu, wyglądając jakbym odprawiał jakiś rytuał szaleńca, już cicho rechotał. Nie protestował i tylko przyglądał się, jak przygotowuję ognisty pokaz. Gdy skończyłem, zamknąłem kanister i odstawiłem go na bezpieczną odległość. Wyciągnąłem z paczki jednego z ostatnich pall malli, jakie jeszcze miałem, po czym zapaliłem go jedną z zapałek zabranych z blatu przy kuchence. – Do piekła! – zawołałem, rzucając płonącą zapałkę na nasączone paliwem łóżko. Jeśli ktoś myślał, że benzyna po prostu zapala się tak, jak na filmach, był w błędzie. Opary paliwa niemal wybuchają, a dopiero wtedy zaczyna się palić. Tak właśnie było teraz – najpierw rażące w oczy gwałtowne buchnięcie płomieni, a potem rude wstęgi tańczące z czarnym jak smoła dymem. A tenże dym przypominał mi ciemne włosy mojej byłej ukochanej kobiety, bo teraz to była już ostatecznie, definitywnie i nieodwołalnie moja była kobieta. I ten ogień, zdający się wspinać po ciemnych włosach, potraktowałem jako symbolikę oczyszczenia. Płomienie całkowicie opanowały materac i zajęły się trawieniem drewnianych elementów, aż z łóżka niebawem miały zostać tylko osmalone druty i stelaże oparć. – Nie szkoda ci tego materaca? Był całkiem dobry – zapytał Dariusz. – Przede wszystkim ten materac należało spalić – odparłem z przekonaniem. – On pieprzył ją w tym łóżku, założę się, że nie raz, nie dwa, a na pewno całe dziesiątki. W ten materac wytarło się sporo potu tego skurwysyna. A kto wie, czego jeszcze, poza potem. Niech płonie w pizdu. – O tym nie pomyślałem. W sumie... chyba zrobiłbym tak samo. – Nie dziwię się, bo jesteś w końcu tak samo stuknięty, jak ja – powiedziałem. – Inaczej na pewno nie trzymalibyśmy się tyle lat. To co? Może po grzdylu? Wyniosłem stolik przed domek, postawiłem na nim cztery szklanki – dwie na whisky i dwie na Coca-Colę – i polałem Peak Labela. W kilka chwil potem wypiliśmy po inauguracyjnym, opatuleni w zimowe kurtki. Przełknąłem napój bogów i chuchnąłem, uwalniając do atmosfery opar wypitego właśnie trunku. Nie odstawiając szklanki spojrzałem na płomienie wijące się na tym, na czym spędziłem z moją byłą miłością tyle nocy przez ostatnie pięć lat. – Wiesz? Z każdym kolejnym razem przekonuję się, że Peak Label to bardzo uniwersalny alkohol, doskonały na każdą okazję – powiedziałem, nie odrywając wzroku od ognistego spektaklu. Rude płomienie rzucały fantastyczną pomarańczową poświatę na zaszroniony, pogrążony w zimowym śnie trawnik. – Czy chcesz zalać smutki, opić radość, uczcić wzniosłą chwilę... Czy po prostu się sponiewierać, bo akurat masz taką ochotę. Peak Label sprawdzi się we wszystkich wymienionych, jak chyba żadna inna flaszka. – Teraz już wiesz, dlaczego ci tę whisky poleciłem? – spuentował moją wypowiedź Dariusz. – W ogóle możliwe, że będę miał dla ciebie pewną propozycję na przełom maja i czerwca, tylko najpierw będę musiał wiedzieć, co postanowią w robocie. Dariusz nie zdradził mi szczegółów, bo jeszcze nie było to podobno nic pewnego. Miałem zamiar cierpliwie poczekać, ale było warto, choć początek wydawać się mógł bardzo niefortunny.
    1 punkt
  8. Obstawiałbym, że produkcja szczepionki zacznie się zanim zakończą się badania kliniczne, nie ma na co czekać. Wg artykułu: Miliard dawek do końca 2021 to bardzo dobry wynik; Lonza to znana firma zajmująca się produkowaniem leków/szczepień dla zleceniodawców. Moderna, firma, która wynalazła tą szczepionkę, nie ma mocy przerobowych i skali, żeby podołać produkcji takiej liczby dawek, stąd ten kontrakt.
    1 punkt
  9. https://uk.reuters.com/article/uk-health-coronavirus-moderna-idUKKBN22U1O6 Dobre wieści: jedna z najbardziej obiecujących szczepionek przeszła pomyślnie pierwszą fazę badań klinicznych. Nie ma jednak co popadać w euforię: próba to tylko 8 osób (norma w tej fazie badań klinicznych); faza 2 i 3 potwierdzą, czy szczepionka jest skuteczna.
    1 punkt
  10. Rozgrywki jeszcze nie rozpocząłem. Jest przygotowana do startu, ale najpierw piszę wstęp. Przydługawy może, ale lepsze to, niż sucha kariera oparta na odcinkach w stylu "zagraliśmy z tymi i tymi, padł wynik taki i taki". Zresztą podejrzewam, że gdy rozpocznie się właściwa rozgrywka, jakakolwiek fabuła siłą rzeczy ustąpi miejsca tejże rozgrywce, bo nigdy nie byłem mistrzem łączenia fabuły z rozgrywanymi meczami, itd.
    1 punkt
  11. Pofolgowałem sobie tylko tamtego wieczoru. Zawsze byłem zdania, że alkohol jest dobry, by odreagować to i owo, ale próba uporczywego topienia w nim swoich problemów była pierwszym zakrętem na drodze do zguby i przegranej w życie. Dlatego też mimo zimowej przerwy w rozgrywkach nie próbowałem zaszywać się w domu, tylko korzystałem ze świeżego powietrza, a przy tym podejmowałem niezbędne aktywności życia codziennego. Cztery dni po mojej ostatniej rozmowie z Nikolą, rozmowie, której wolałbym nie pamiętać – może gdybym był wtedy zalany Peak Labelem, nie pamiętałbym, że w ogóle do mnie zadzwoniła? – podjechałem na małe zakupy do pobliskiego marketu. Maszerowałem z wózkiem sklepowym w stronę samochodu przez zasłany błotem śniegowym parking, gdy w sąsiednim rzędzie dostrzegłem znaną mi przez ostatnich pięć lat postać, pochylającą się nad otwartym bagażnikiem. Uśmiechnąłem się pod nosem i dziarsko ruszyłem w jej kierunku, zachodząc niepostrzeżenie za jej plecy. – Cześć, Ewa, jak się masz? – zawołałem radośnie, a Ewa podskoczyła, o mały włos nie waląc głową o sterczącą nad nią klapę bagażnika. – Jezus! Aleś mnie wystraszył! – jęknęła, kładąc rękę na mostku i oddychając głęboko. – Mów mi Rafał lub po prostu Ralf – zaśmiałem się. – Wiem, że jestem zabójczo przystojny, ale żeby aż Jezus? Przesadzasz. Ewa była najbliższą przyjaciółką Nikoli, które, podobnie jak ja z Dariuszem, znały się od wielu lat. Gdy tylko miały się w zasięgu wzroku, często obie dostawały permanentnej głupawki, co czasem działało mi na nerwy, ale ilekroć miałem okazję porozmawiać z Ewą sam na sam, okazywało się, że jest bardzo konkretna i można z nią porozmawiać również o poważnych rzeczach. – Ty mnie naprawdę kiedyś wykończysz – zapowiedziała, po czym ruszyła do mnie z otwartymi ramionami, by przywitać mnie przyjacielskim miśkiem. – Hej, dawno cię nie widziałam! – W sumie jakoś mnie to nie dziwi, sama pewnie dobrze wiesz, jak mniemam. Ewa uniosła brwi, a umiała robić to naprawdę wysoko, i ciężko westchnęła, sprawnym ruchem wrzucając do bagażnika kolejną część zakupów. – W sumie ciekawi mnie jedna rzecz – podjąłem. – Czy Niki chwaliła ci się już, że do mnie dzwoniła? – Yyy... nie – spojrzała na mnie, tym razem ściągając brwi. – Poważnie? – Teraz to ja z kolei się zdziwiłem. – Myślałem, że mówicie sobie kompletnie o wszystkim, jak to przyjaciółki. – Wiesz co? Jeszcze miesiąc, może dwa temu, pewnie i tak było, choć i to już nie do końca – zaczęła mówić, wrzucając do bagażnika kolejne produkty. Kobieca podzielność uwagi. – Ale teraz już niekoniecznie. Prawdę mówiąc, nie rozmawiałam z Niki już od kilku ładnych dni. Zaczęło mnie to wszystko ciekawić. Nikola była dla mnie już rozdziałem całkowicie zamkniętym, bez względu na to, czego dowiedziałbym się obecnie od Ewy, ale wieść, że wspaniałe przyjaciółki, które dotąd byłyby gotowe skoczyć za sobą w ogień, nie obawiając się popalenia włosów, nagle się od siebie oddaliły, solidnie mnie zainteresowała. – A cóż się stało, jeśli mogę zapytać? Ewa skończyła z zakupami i zatrzasnęła bagażnik. – Może spakujesz swoje i odstawimy wózki? – zaproponowała. – Potem odejdziemy na bok, zapalę sobie i w sumie opowiem ci wszystko, bo zasługujesz na to, by wiedzieć, a ona na pewno nie mówiła ci wszystkiego. – No dobra, zobaczymy się za kilka chwil koło wejścia. Kilka minut później staliśmy już na rogu marketu, tak by nikomu nie przeszkadzać. Ewa wygrzebała z torebki paczkę niebieskich chesterfieldów, a ja dobyłem z kieszeni moje pall malle, które zostały mi jeszcze z dnia ostatniej rozmowy z Nikolą. Wiedziałem, że będzie to ciekawa i być może momentami niezbyt miła rozmowa, więc bez skrępowania wyciągnąłem jednego i odpaliłem jak zawodowy koneser wyrobów tytoniowych, zaciągając się mocno, głęboko i wypuszczając dym z gracją. – O, nie wiedziałam, że palisz – stwierdziła Ewa. – To znaczy kiedyś widziałam cię raz z papierosem, ale nie wiedziałam, że faktycznie palisz. – Bo w zasadzie nie palę – odparłem. – Gdybym powiedział prawdziwemu palaczowi, że jestem palaczem, zabiłby mnie śmiechem. Ostatnimi czasy tak tylko... – Dobra, nieważne, to nie moja sprawa, a ty jesteś dorosły – ucięła temat. – Powiedz mi najpierw, po co do ciebie Nikola dzwoniła? Co ci mówiła? – Pochwaliła mi się ciążą ze swoim "Alvaro". Ewa prychnęła śmiechem. – Bezczelna... No ale teraz to jest cała ona. Okropnie się zmieniła – mówiła. – Nawet nie wiem, czy byś ją teraz poznał, szczerze mówiąc. Z wyglądu być może, choć i to niekoniecznie, za to z charakteru to już zdecydowanie nie jest ona. Od czego mam zacząć? Od tego, dlaczego już z nią nie gadam, czy od tego, o czym nie wiedziałeś i pewnie dalej nie wiesz? – Zacznij od początku. Od tego, co było najwcześniej. Zaciągnęła się chesterfieldem i wypuściła dym, obracając głowę na bok. – Na pewno chcesz to wszystko usłyszeć? – Na pewno – odparłem pewnie. – Niczego gorszego się od ciebie na jej temat dowiedzieć nie mogę. – Faktycznie, jakby nie patrzeć, to prawda. Dobrze. Zatem na początku było tak, że już dość dawno, nieco ponad rok temu zaczęła mi się zwierzać, gdy któregoś razu pojechałeś do sanatorium na rehabilitację twojej nogi i kolana. Narzekała mi wtedy przez cały wieczór, że jesteś dla niej za dobry, że cieszy się z tego, że ją kochasz, ale denerwujesz ją tym, jaki dobry jesteś w związku. Mówiła mi też, że brakuje jej dreszczyku emocji, czegoś, co sprawiłoby, że znowu poczułaby się szaloną nastolatką. Już wtedy czułam, że coś się kroi. Nastolatką? Szaloną? Na rany koguta, przecież ona w zeszłym roku skończyła dopiero 25 lat! A mówią, że to mężczyźni cierpią na kryzys wieku średniego... Tyle, że w przypadku Nikoli ciężko mówić o wieku średnim. Nie pozostawało mi nic innego, jak słuchać dalej tych opowieści z krypty. – Mówiłam jej, że mam nadzieję, że nie zrobi niczego głupiego, ale czułam, że to nie wystarczy – kontynuowała Ewa. – Potem zacząłeś pracować jako kierowca busa, wyjeżdżałeś za granicę, a ona miała cały tydzień dla siebie. Ralf, na pewno...? – Na pewno, mów dalej. – Dobrze. To był luty zeszłego roku, akurat cię nie było, bo wyjechałeś w trasę zarabiać pieniądze na kurs, na wasze życie i na to, by móc jej zapewnić to, by było godne. Wyciągnęła mnie wtedy na dyskotekę na miasto. – Ewa spojrzała na mnie przepraszająco. – Dobrze się bawiłyśmy, nie powiem. W pewnej chwili musiałam iść do łazienki, a Nikola zaproponowała, że w tym czasie pójdzie po następne drinki. Poszłam więc za potrzebą, a kiedy wróciłam, zobaczyłam, jak Nikola namiętnie całuje się z jakimś kolesiem przy barze. Widziałam nawet, jak ten momentami macał ją po cyckach, a jej się to podobało, bo jeszcze się uśmiechała. Wybacz mi, Ralf, ale nie byłam w stanie nic zrobić... Stałam jak wryta, nie wierząc własnym oczom. – Nie mam do ciebie pretensji, Ewa – zapewniłem. – Ona tego chciała, z tego co zrozumiałem z opowieści z czasu sanatorium. Gdyby nie poszła tam z tobą, poszłaby z inną koleżanką. – Być może, ale cieszę się, że mnie nie obwiniasz – powiedziała z wyraźną ulgą. Zapaliła kolejnego chesterfielda i podjęła dalej: – Od tamtej chwili już częściej bujała się po klubie z nim, a do mnie podeszła jeszcze tylko kilka razy, ale kompletnie nie wiedziałam, co mam powiedzieć lub zrobić. W życiu nie czułam się tak, jak wtedy. Jak kompletna idiotka... Nikola nie hamowała się w niczym. Poznała go tamtej nocy przy barze, a dwa dni później już się z nim bzykała... To szmata... W tej chwili zaczęło narastać we mnie wzburzenie, które wypierało ze mnie cały żal, tęsknotę i melancholię, jakie nosiłem w sobie od czasu rozstania, a które teraz ulatywały ze mnie uszami, nosem, ustami i oczami. To ja się uganiałem tym pieprzonym busem po całej Europie, choć wcale tego nie chciałem, tęskniąc za nią i nie marząc o niczym innym, jak tylko wrócić i położyć się obok niej, a ona w tym czasie rżnęła się z jakimś skurwielem, którego ledwo co poznała, a w zasadzie nawet jeszcze nie znała?! Też natychmiast wyciągnąłem z paczki kolejnego pall malla i odpaliłem, jednym pociągnięciem wypalając 1/4 papierosa. – Spotykali się regularnie. Gdy ciebie nie było, żyli zupełnie tak, jakby byli w związku. Raz ona przychodziła do niego i wracała tak zerżnięta przez swojego kochanka, że aż uda jej się trzęsły, a raz ona zapraszała go do siebie, to znaczy do was. I tam oczywiście to samo. – Kurwa, muszę spalić łóżko... – warknąłem i znów pociągnąłem potężnego macha. – No i tak to wszystko trwało, Rafałku... – powiedziała z wyraźnym współczuciem w głosie. – Gdy wracałeś, oboje nie mogli się doczekać, gdy znowu będziesz musiał jechać. Teraz już wszystko miałem ułożone w całość. Pocieszało mnie to, że moje wyjazdy busem nie miały nic do rzeczy, skoro nosiło ją już wtedy, gdy jeszcze byłem cały czas w domu. Gdyby wyszło, że wszystkiemu winne było to, że nie było mnie w domu po tydzień, nie darowałbym sobie tego. A tak? Byłem oczyszczony. – Gdy wróciliście wtedy z Włoch, dwa dni później poszła od razu do niego. Została tam kilka dni, przez które oczywiście pieprzyli się tak, że chyba łóżko się zarwało. Namawiał ją i coraz bardziej naciskał, by wreszcie z tobą zerwała i została z nim na stałe. No i w końcu Nikola dała się przekonać, i... – I wróciła wtedy do mnie do domu, by się spakować i wyprowadzić – dokończyłem za Ewę. – Tę część już znam, bo sam w niej uczestniczyłem. A co się działo po tym, jak mnie opuściła? – Już ci mówię – odpowiedziała. – Wprowadziła się do niego i zaczęli mieszkać ze sobą jak dwa gołąbki. Ja w międzyczasie zdołałam się dowiedzieć coś na jego temat. Powiedzieć ci? Kiwnąłem twierdząco głową, dociągając pall malla do filtra i od razu biorąc następnego. – On... On ma 45 lat i siedział w więzieniu za udział w handlu narkotykami. Zakrztusiłem się dymem z papierosa. Przez chyba pół minuty miotał mną gwałtowny kaszel, przez który omal nie wyplułem płuc na bruk. – Co, kurwa?! – wyjęczałem, wciąż nie mogąc złapać tchu. – Niestety. Zostawiła ciebie, młodego, przystojnego i inteligentnego gościa, dla kryminalisty po niebagatelnym wyroku, w dodatku wyjątkowo niemłodego, któremu Bóg jeden wie, co w przyszłości może strzelić do głowy... – Słodki Jezu... – jęknąłem; nie wiem tylko, czy bardziej z niesmaku, z niedowierzania, czy może ze zwykłej złości, że teraz moją kobietę obracał jakiś... Ewa opowiedziała mi jeszcze kilka rzeczy, tym razem o tym, jak zmieniła się Nikola. Niedawno jej inna koleżanka, z którą również była dość blisko, urodziła dziecko, które było efektem wpadki z nieznajomym ćpunem na libacji w jakiejś spelunie. Od tamtej pory Nikola oszalała na punkcie posiadania dziecka, wpadła w coś na zasadzie obsesji. Przy tym zaczęła się zmieniać, ze ślicznej, zadbanej dziewczyny o wyjątkowym stylu, transformując się w plastikową dziunię z tynkiem na twarzy, ustami jak mikroskopijny ponton i wielbiącą dresiarstwo oraz podobnej maści szemranych typków. Potem w końcu udało jej się złapać swojego "Alvaro" na dziecko, i była cała w skowronkach. Na razie. – Coraz bardziej zaczynałam jej mieć dosyć – mówiła dalej Ewa. – Chociaż cały czas była z tym kolesiem, nie przestawała uwodzić na boku innych. Raz nawet przyłapałam ją, jak całowała się z jakimś łysym dresem za zamkniętym kioskiem. Żebyś ty widział, jak błagała mnie, bym nie mówiła nic jej facetowi... Czara goryczy przelała się, gdy zaczęła przymilać się do mojego Wieśka. Kazałam jej wtedy spadać, póki nad sobą panuję. Próbowałam jeszcze jakoś jej wybaczyć, ale wtedy akurat okazało się, że jest w ciąży, i do reszty jej odbiło. Jedyne, o czym mówiła, to tylko o tej cholernej ciąży. Zrobiła się z niej ekspertka. Za każdym razem tylko ciąża to, ciąża tamto, jak to wspaniale jest być matką... A przecież nawet jeszcze nie widać u niej żadnego brzucha, do cholery! To wszystko, czego dowiedziałem się od Ewy, miało też swoją dobrą stronę, a być może nawet najlepszą z możliwych. Zrozumiałem, że nawet gdyby Nikola nie zaszła teraz w ciążę, i tak nie miałbym do kogo wracać. To już nie była moja Nikola, kobieta, którą kochałem, jak żadną inną. Teraz to było tylko coś, co jedynie wyglądem przypominało Nikolę. Cała reszta była już czymś innym. Dużo gorszym czymś innym. Spadł ze mnie cały ciężar, ręce zostały uwolnione z kajdan, a od nogi odczepiła mi się kula. Pierwszy raz poczułem się szczęśliwy, że już z nią nie jestem. Ewa, jesteś wielka! – Ewa, powiem ci jedno – rzuciłem, rozgniatając butem wypalonego właśnie papierosa. – Życie mi, kobieto, ratujesz! Dziękuję ci! Uścisnąłem mocno Ewę, aż stęknęła, ale czułem, że się cieszy. – Jestem twoim dłużnikiem! Jeżeli będziesz potrzebować mojej pomocy lub czegokolwiek, wystarczy, że zagwiżdżesz, a zjawię się i czekam na informacje! – Cieszę się, ale wcale nic wielkiego nie zrobiłam – odpowiedziała Ewa, uśmiechając się szeroko; napięcie opadło. – Chyba dobrze, że ci to wszystko powiedziałam. – No jasne! – zawołałem, aż obejrzał się przez ramię wąsacz, który szedł z koszykiem przez parking. – Słuchaj, jak coś, to niebawem się zdzwonimy, ale teraz muszę lecieć. Bywaj! Uścisnąłem raz jeszcze Ewę i ruszyłem w kierunku samochodu. – Pozdrów ode mnie Wieśka! – Nie omieszkam – odpowiedziała. – Na razie! Już od dawna nie czułem się tak lekki, radosny i tryskający optymizmem. Szczęśliwi najwyraźniej mają z górki, bo gdy teraz zadzwoniłem do Dariusza, odpowiedział, że właśnie miał do mnie dzwonić i zapytał, czy pasuje mi jutro. Pasowało mi idealnie. Teraz była pora na szczęśliwego Peak Labela, by uczcić wyjście Pana Ralfa na emocjonalną wolność.
    1 punkt
×
×
  • Dodaj nową pozycję...