VIII 2019
Wierny przykazaniom św. Jurgena postanowiłem w Cefn Druids grać, jak wcześniej w LFC. Niestety, nie przewidziałem jednego: Pradawni nie mają defensywnego pomocnika, a ja mam zwyczaj, że w blokuję pierwsze okienko. No cóż, wstawiłem tam zwykłego pomocnika, Toma Reilly, który jakieś szczątkowe pojęcie na temat tej pozycji posiadał.
Pierwszy mecz to jakiś lokalny puchar ligi. Wylosowano mi Llanhaeadr (jestem już oficjalnie zakochany w walijskiej piłce). Lokalni dziennikarze z gazet takich jak Zwierciadło Futbolu Walijskiego (LOL) wyśmiali mojego przeciwnika... tymczasem cztery na pięć pierwszych akcji to ich napór.
OJEJ.
Ale mam w składzie mocarza Tyrona Ofori, który niczym boski awatar znany jest z tego, że jego miejsce urodzenia jest "nieznane". Czarnoskóry dziewiętnastolatek strzelił dwie bramki, dwie dorzucili koledzy i debiut u Druidów miałem udany.
Debiut w lidze, Carmarthen ( ). TYRAN zdemolował gości dwiema kolejnymi bramkami. Po tym zwycięstwie wpadłem w euforię. W dodatku wreszcie zgłosił się kandydat na asystenta (miałem tak przerażająco słabego, że z miejsca go pogoniłem), Roryego Fallona, nowozelandzką LEGENDĘ z 23 występami w reprezentacji i sześcioma bramkami.
Potem przyszło otrzeźwienie, 1-3 z Cardiff Metropolitan University oraz 0-2 z Penybont (brak fajnych nazw to dla mnie zła wróżba). Z euforii w depresję.
No cóż, postanowiłem zrezygnować z udawania, iż mam defensywnego pomocnika i przestawiłem go na normalnego, długodystansowego.
W ostatnim dniu sierpnia starłem się z Bala. Dziennikarze ze Zwierciadeł tym razem rzucali mnie na pożarcie, ale... to ja jednak osiągnąłem przewagę (13 strzałów do 10, 63% posiadania do 37%). Tym bardziej szkoda, że tym razem skończyło się to remisem 2-2. Jestem na dziewiątym miejscu i nie wiem, jak długo jeszcze pociągnę.