Skocz do zawartości

Ranking użytkowników

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 31.10.2019 uwzględniając wszystkie miejsca

  1. O i kolejny zajebisty news z rana Zastanawiam się czy to 0 zł wydać na dziwki, szampana czy strzelaninę. Z tym, że na strzelaninę mnie stać, pod warunkiem, że to do mnie będą strzelać
    9 punktów
  2. W konkursie "CM FORUM - KARIERA FOOTBALL MANAGERA" do wygrania były dwa egzemplarze gry Football Manager 2020. Jeden zwycięzca został wyłoniony poprzez głosowanie jury w składzie którego byli członkowie ModTeamu (Dudek, Feanor, Pulek, lad i Reaper) oraz Redaktorzy naczelni serwisów FM Revolution (Ceyvol) i Mój Football Manager (Mahdi). Drugim zwycięzcą został autor, na którego karierę zagłosowało najwięcej użytkowników CMF. Nie przedłużając! Zwycięzcą głosowania jury został... A tak rozłożyły się głosy jury: Z kolei w głosowaniu publiczności najwięcej głosów zebrał... Głosy publiczności rozkładały się naprawdę równomiernie, a o końcowym wyniku zadecydował jeden punkt: *** Zwycięzcom serdecznie gratulujemy. Oczekujcie na kontakt poprzez wiadomość prywatną, gdzie ustalimy wszystkie szczegóły przekazania nagrody. Gratulacje należą się wszystkim, którzy przystąpili do konkursu. Wasze zaangażowanie, historie pełne emocji i wyniki piłkarskie sprawiały, że tegoroczna edycja konkursu stała na bardzo wysokim poziomie, a wyrównana ilość głosów świadczy o bardzo zaciętej rywalizacji [@Darecki, @steken, @Wielkopolanin, @klinsmann, @Chomik, @pawko, @Zyga_Chodecki, @z0nk, @jmk]. Dziękujemy również wszystkim tym, którzy włączyli się do zabawy w trakcie głosowania. Zgodnie z obietnicą, spośród wszystkich głosujących wylosowany został jeden użytkownik, który otrzyma status przyjaciela forum na 6 miesięcy. Bęben maszyny losującej jest pusty, następuje zwolnienie blokady... *** Z tej strony chciałbym w imieniu swoim i całego ModTemu podziękować firmie Cenega, która jest fundatorem jednej kopii gry. Miejmy nadzieję, że tegoroczna edycja konkursu i zaangażowanie polskiego wydawcy gry FM2020 nie będzie jednorazową akcją, a raczej pewnym standardem. Jeszcze raz dzięki i... do następnego konkursu!
    8 punktów
  3. Jesli nie akceptujesz go gdy mowi o homoseksualistach, nie zaslugujesz na niego gdy ratuje gospodarke.
    7 punktów
  4. Jedenaście miesięcy później żar na Ibizie lał się z nieba, a powietrze falowało nad rozgrzanym asfaltem. Tym razem byłem jednak całkowicie pewny, że to autentyczny upał, co potwierdzało mnóstwo skąpo ubranych ludzi, z licznymi ślicznotkami w bikini, o idealnych figurach. Oko leci samo, niezależnie od tego, czy ma się dwadzieścia lat, trzydzieści, czy prawie pięćdziesiąt cztery i jest się po zawale. – Moriente, dokąd ty mnie ciągniesz? – spytałem, prowadzony przez niego za ramię w stronę szumu fal. – Solo un momento, muchacho, zaraz zobaczysz – odpowiedział. – Jeszcze moment... O, jest! Taaa-daaam! Moriente spojrzał na mnie ze zbójeckim uśmiechem, wskazując ręką. Staliśmy tuż przy nabrzeżu z rzędem przycumowanych łodzi, a przede mną na lekkich falach zatoki leniwie kołysał się jacht ze schludnie zwiniętym żaglem i spalinowym silnikiem z tyłu, na wypadek rejsu przy bezwietrznej pogodzie. Może nie był wielkości willi, ale i tak robił spore wrażenie. – Chcesz powiedzieć, że... – bąknąłem, całkowicie zamurowany. – Si, mi amigo, to nowe cacko, którego zadowolonym posiadaczem zostałem kilka dni temu – odpowiedział z dumą. – A właściwie to my ambos jesteśmy posiadaczami, bo ten yate jest tak samo mi, jak i suyo. – Psia mać, Moriente, aleś mi teraz zaimponował! – Zacząłem oglądać jacht, obchodząc go powoli dokoła. – Musiał kosztować fortunę. Jak to zrobiłeś? – Wiesz, muchacho, przez ten cały czas, na jaki wyjechałem do España, zacząłem ostrożnie grać na giełdzie, nawet z powodzeniem, a później otworzyłem agencia inmobiliaria, i to z jeszcze większym powodzeniem – mówił. – Nawet sobie nie wyobrażasz, jak się teraz to wszystko sprzedaje, jak rollos calientes! Niedawno moim klientem był znudzony milioner z Monte Carlo, który w podziękowaniu za owocną cooperación dał mi ten yate za marne grosze, bo i tak przymierzał się do zakupu większego. Teraz wreszcie jest czas i możliwość, by wyruszać w coraz dalsze rejsy! Kto wie, może i okrążymy kiedyś mundo? – Ty sukinsynu! Sam bym tego lepiej nie wymyślił! – zawołałem i zachwycony mocno uściskałem Moriente, aż stęknął. Okrążyliśmy jacht. Gdy zbliżyłem się do rufy, najpierw usłyszałem ciche chichoty, a później dostrzegłem na pokładzie dwie kobiety; bardzo dojrzałe, ale nadal fantastycznej urody hiszpańskie ślicznotki. – Moriente, kto to jest? – zapytałem go. Spojrzał w ich stronę. – Calmo, to moje serdeczne przyjaciółki, a przy okazji wspólniczki z agencia inmobiliaria. Też uwielbiają aventuras, pracując u mnie mogę im dawać tyle wolnego na nasze expediciónes, ile tylko będę chciał, a poza tym tyle im o tobie opowiadałem, że nie mogą się doczekać, by cię poznać. Moriente podszedł do łodzi. – Melania, Rosita, ven a nosotros y conocerse Señor Rafael. Panie zeszły na ląd i dołączyły do nas bardzo zgrabnym krokiem, który świetnie współgrał z ich perfekcyjnymi krągłościami, a ja nie mogłem oderwać od nich wzroku, czując, jak moją twarz oblewa gorący rumieniec, na który nic nie mogłem poradzić. Zapoznaliśmy się nawzajem i bardzo szybko znaleźliśmy wspólny język, zarówno pod względem komunikacji, jak i zwyczajnego dopasowania charakterów. Rosita stanęła tuż przy Moriente, który objął ją w talii, i to mi wystarczyło, bym uśmiechnął się serdecznie i puścił oko do muchacho. Ale Melania ukradkiem przyglądała mi się tęsknym spojrzeniem. Później, na stronie, Moriente opowiedział mi, że Melania i Rosita były kiedyś związane z, jak to określił, nietrafionymi wyborami, od których z trudem się uwolniły, a teraz nie tylko miały dużo czasu dla siebie i na podróże, o których również zawsze marzyły, ale też zdążyło im zbrzydnąć samotne życie, a czwarty krzyżyk zbliżał się do nich nieuchronnie. Wyglądało na to, że one też wygrały La Loteria. Wieczorem, kiedy słońce chyliło się ku zachodowi, mieliśmy w planach udanie się na mały dancing przed wypłynięciem w pierwszy rejs następnego dnia. – Idziesz, muchacho? – spytał Moriente. – Niñas już są gotowe, możemy iść w każdej chwili. – Daj mi jeszcze kwadransik, dobrze? – odpowiedziałem. – Lubię zachody słońca nad morzem, popatrzę sobie trochę, a potem pójdziemy. Moriente skinął ręką i udał się w swoją stronę. Ja zaś usiadłem na nabrzeżu z opuszczonymi nogami, kołysząc bosymi stopami w chłodnej, morskiej wodzie. Nie miałem już żadnych problemów emocjonalnych – przez ostatnie miesiące śmiało korzystałem z sesji u psychologa, a wizyty u niego nie były dla mnie oznaką słabości, tylko dojrzałych decyzji – ale taki krajobraz, na jaki obecnie patrzałem, sprzyjał refleksjom. Trzymałem się z dala od piłki, dla własnego dobra, i jedyne, na co sobie pozwalałem, to wspominanie tego wszystkiego, co było. Pamięć miałem bardzo dobrą, do dziś mam, i pielęgnowałem ją, jak tylko mogłem, dzięki czemu możliwe jest później opowiedzenie o starych dziejach. Przez kolejne lata dalekich rejsów miałem mieć mnóstwo czasu dla siebie. Kto wie, może nawet spiszę to wszystko, co przeżyłem? Nie miałem pojęcia, czy byłby ze mnie dobry pisarz, ale koniec końców zawsze można napisać coś do szuflady, prawda? Daleko na horyzoncie, w miejscu, gdzie morska dal zlewa się z niebem, zamajaczyła sylwetka statku, coraz bardziej niewyraźna, by za niedługo zniknąć gdzieś tam, po drugiej stronie tej agua de mar. I uznałem to za doskonałą symbolikę. Co było, minęło. październik 2014 – październik 2019
    4 punkty
  5. Uwielbiam brytyjskie poczucie humoru i ich podejscie do życia. Pete Reed, trzykrotny mistrz olimpijski w wioślarstwie doznał oid zrozumiałem wylewu do rdzenia kręgowego i został sparaliżowany od klatki piersiowej w dół. Jedno ze zdań z jego wpisu na ten temat: My arms are still strong and my brain is still as average as it ever was
    3 punkty
  6. Wyniki konkursu Uff, dość trochę spamu Maryniowego ale jest to całkiem spoko materiał na przyszłość
    3 punkty
  7. Scorpio juz zaczal, kto nastepny?
    2 punkty
  8. Po 20 minutach mam wrażenie, że zmieniłem skórkę, a nie grę... Centrum szkolenia - wydaje się być przeniesieniem zakładek w inne miejsce i tyle. Strategia klubu - meh, sam ekran mam wrażenie zbyt "napaćkany" Sztab - Fuj, nowy ekran obowiązków sztabu moim zdaniem zdecydowanie przekombinowany i nieintuicyjny, zdecydowanie wolałem standardowy Do meczu jeszcze nie dojechałem, więc o ME jeszcze nie mam zdania. Tak więc na tę chwilę wygląda to średnio, przynajmniej dla mnie.
    2 punkty
  9. Dzięki @Pulek za poprowadzenie tematu od A do Z, świetna robota! No i gratuluję zwycięzcom! Także podziękowania dla wszystkich uczestników, czytanie i ocenianie tych Karier to była duża przyjemność
    2 punkty
  10. Nie znam twojego szefa, ale zaden samochod nie kojarzy mi sie z nowobogackim zlamasem tak jak X6.
    2 punkty
  11. Piżama w końcu powędrowała do torby, a ja wskoczyłem w jeansy i czarny t-shirt, gotowy na powrót do świata zewnętrznego. Nie miałem jeszcze pojęcia, co będę robił; na razie miałem tylko zamiar wrócić do domu w Essen. Wiedziałem jedynie, że tylko przez parę dni będzie tam Moriente, który zapytał mnie, czy nie będę miał nic przeciwko, jeżeli wyjedzie na jakiś czas do rodzinnej Hiszpanii. Nie robiłem mu problemów. Nie byłem już zaangażowany w futbol, przestałem być piłkarskim postrachem całego globu, więc nie potrzebowałem już agenta. Pożegnałem się z siostrą Siri, która zdobyła się nawet na serdeczne ucałowanie mnie w oba policzki, pożegnałem się z lekarzami i podziękowałem im na wszystko. Na koniec przystanąłem z doktorem Potschekayem nieopodal drzwi windy w hallu szpitala. – Bardzo panu dziękuję za ten czas – wyznałem. – Jeżeli taki los był mi pisany i nie mogłem temu zaradzić, to cieszę się, że trafiłem tutaj i poznałem osobiście takiego świetnego fachowca i niesamowitego człowieka. – Bez przesady, Herr Ralf, ja i cała klinika jesteśmy bardziej wdzięczni panu, niż pan nam! – stwierdził i roześmiał się gromko, ujmując mnie przyjacielsko za barki. – Mając pana w portfolio, szpital zyska prawdziwą sławę i jeszcze większą renomę! – Teraz śmiech doktora Potschekaya przerodził się w autentyczny, zaraźliwy rechot. Sam nie potrafiłem przestać się śmiać, dopóki nie mignęli koło nas Maciek Skorża i Moriente, którzy maszerowali do windy z moimi torbami. – Proszę dać mi chwilkę – powiedziałem i ruszyłem do nich szybko. Doktor Potschekay poczekał. – Moriente, jedź do Hiszpanii, jak najbardziej, ale jeżeli znikniesz bez śladu, to przyjadę tam, odszukam cię węchem i skopię ci dupę, choćbym miał wyzionąć przy tym ducha. – Calmo, muchacho. To tylko tymczasowo – odpowiedział Moriente, klepiąc mnie po ramieniu. – Jak ty nie będziesz dawać znaku vida, to ani się nie obejrzysz, a zapukam ci w Essen do drzwi i przywitam kopem w culo. Wróciłem do doktora i zamieniliśmy jeszcze parę słów, wybuchając raz po raz wesołym rechotem. – Na mnie już pora, doktorze. Jeszcze raz dziękuję za wszystko! – powiedziałem w końcu i ruszyłem w stronę windy. – Niech pan jeszcze przyjedzie kiedyś do Norwegii i odwiedzi starego doktora! – zawołał za mną. – Nie omieszkam! Ma to doktor jak w banku! – odkrzyknąłem, obracając się na chwilę przez ramię, zanim zniknąłem w windzie, tracąc z oczu doktora Potschekaya. Oczywiście spełniłem swoją obietnicę i przyleciałem do Norwegii w listopadzie tego samego roku, ale mimo to nie spotkałem doktora Potschekaya już nigdy więcej, ani nie usłyszałem jego śmiechu – zmarł na udar mózgu trzy miesiące po naszej ostatniej rozmowie na korytarzu niedaleko windy, w klinice, której renomę zbudował latami własnego wysiłku. Cóż za ironia, człowiek, który wiedział wszystko o patologiach serca, został pokonany przez pęknięte naczynie krwionośne w głowie, przez które jego bijące serce zalało mózg krwią, doprowadzając do jego nagłej śmierci. Czy życie byłoby łatwiejsze, gdybyśmy wiedzieli, co nas czeka, i kiedy powinniśmy porozmawiać z kimś dłużej, bo następnej okazji już nie będzie? Każdy musiałby odpowiedzieć sobie na to sam. Tak czy inaczej, 11 lipca 2028 wyszedłem na gmach kliniki kardiologicznej, rozpoczynając nowe, trzecie już życie.
    2 punkty
  12. 2 punkty
  13. Posłowie: Dziękuję wszystkim, którzy aktywnie uczestniczyli w opku, swoimi komentarzami napędzając temat i motywując mnie do dalszego pisania. Dziękuję też tym, którzy tylko czytali, śledząc losy Mr. Ralfa — zarówno tym, którzy wytrwali do końca (podziwiam!), jak i tym, którym się po jakimś czasie znudziło; mieliście do tego prawo Wreszcie doprowadziłem opowiadanie do decyzji o zakończeniu, którą podjąłem sam, a nie gra, crashując mi save'a; aczkolwiek na przestrzeni tych pięciu lat były dwa lub trzy momenty, w których save strzelał kopytami, ale zawsze robiłem kopię zapasową, która za każdym razem ratowała tyłek. Opowiadanie opowiadaniem, ale pół dekady to szmat czasu, w którym może wydarzyć się mnóstwo rzeczy w życiu prywatnym Czasami, gdy przeglądam sobie losowe strony opka, patrzę na daty pisanych odcinków i przypominam sobie: "o, wtedy wydarzyło się to, a wtedy działo się tamto Czas pożegnać już długi "Cień wielkiej trybuny" ? Dzięki jeszcze raz, trzymajta się & keep goin' ?
    1 punkt
  14. No i jak? Całkiem nieźle nie?
    1 punkt
  15. To dlatego, że Rzeszów niesie ze sobą ryzyko innego rodzaju uszczerbku na zdrowiu
    1 punkt
  16. połowy nie znam smartwica, masny, skifa, saga, potas-węgiel, bongo, Mateusz, wieprzny, ulung
    1 punkt
  17. Dzięki za profesjonalną organizację i każdy oddany głos! Dział "Kariery" żyje i ma się dobrze
    1 punkt
  18. Jeee :) Dziękuję wszystkim za oddane głosy! I oczywiście @Pulkowi za cała organizację!
    1 punkt
  19. kurła, przecież to będzie tylko: ? i tyle was widzieli
    1 punkt
  20. Listopad - sił opad Kolejny miesiąc walki z materią, jaką była krótka ławka. W pierwszym meczu po pucharowym sukcesie los zgłosił się o zapłatę - zasłużoną porażkę z Puszczą. Nawet nie mogliśmy mieć zbytnio pretensji. Gorzej, że w tabeli na pozycji lidera zastąpił nas Raków Częstochowa twardo stąpający nam dotąd po piętach. Co robić. Widząc mój obandażowany, zmęczony już przy przebieraniu się na trening skład - pozostawało nam walczyć o każdy punkt aby nie stracić dystansu, a wiosną po kilku wzmocnieniach i wypoczynku ruszyć w pogoń. Runda powoli zbliżała się ku końcowi. Większość kluczowych piłkarzy była albo po kontuzjach bez czasu na pełną rekonwalescencję (Błąd, Poczobut, Kurowski), albo nieopierzona i na dużym deficycie kondycji (Puchacz, Łyszczarz, Bronisławski, Para). W meczu z Puszczą kumulacja nieszczęść - żółtko eliminujące z kolejnego meczu dostał pewniak na stoperze - Kilian. Kolejny mecz to cenny remis nw Suwałkach. Za pauzującego Kiliana wstawiłem brazylijskiego wieżowca - Parę. Niestety nieograny szybko doznał kontuzji mięśniowej i wejść musiał niezastąpiony Wawrzyniak. Za skonanego i pokopanego Łyszczarza po przerwie wszedł Woźniak. Remis wyszarpaliśmy dość szczęśliwie po wyrównaniu w 93 minucie przez Piesię. Z Bytovią i Wartą kolejne dwa remisy, tym razem bezbramkowe. Nie narzekałem - widocznie tylko na tyle było stać moją jadącą na oparach ekipę. Raków też gubił punkty i ciągle trzymaliśmy go za kark. Z nowych pomysłów taktycznych - w meczach tych aby dać nieco odsapnąć Poczobutowi - na kluczowym dla mojej taktyki defensywnym pomocniku wystawiałem zaledwie 17-letniego Szczyrbę. Wytrwał tam tylko połówki, ale głównie ze względów wydolnościowych. Piłkarsko nie wyglądał źle. Swoje minuty urwali również etatowi ławkowicze - Feliks, Rumin, Anon. Ostatnią szansę na wypchanie z pierwszego składu Łyszczarza dostał Woźniak. Wyniki jasno pokazują, że nie wykorzystał okazji. Puszcza - GKS 1:0 Pawełek - Lisowski, Kilian, Kamiński, Puchacz - Poczobut - Bronisławski ('59 Rumin), Michalik ('45 Piesio) - Oliveira ('45 Frańczak), Błąd - Łyszczarz Wigry - GKS 2:2 (Woźniak '63, Piesio '90) Kilian ŻK eliminująca z kolejnego spotkania Pawełek - Frańczak, Para /kont/ ('39 Wawrzyniak), Kamiński, Puchacz - Poczobut - Michalik, Piesio - Oliveira ('62 Lisowski), Błąd - Łyszczarz ('45 Woźniak) GKS - Bytovia 0:0 Pawełek - Lisowski, Kilian, Kamiński, Wawrzyniak - Szczyrba ('45 Poczobut) - Michalik, Piesio - Frańczak ('56 Anon), Błąd - Woźniak ('45 Feliks) Warta - GKS 0:0 Pawełek - Lisowski, Kilian, Kamiński, Puchacz ('45 Wawrzyniak) - Szczyrba ('45 Rumin) - Michalik, Piesio - Frańczak, Błąd - Woźniak ('65 Łyszczarz) Grudzień - krioterapia na murawie Częste rotacje i kilkudniowa przerwa na mecze reprezentacji dała moim zuchom złapać drugi oddech. W porę, bo w grudniu czekał nas ostatni mecz rundy oraz kolejna bitwa z ekstraklasowiczem w Pucharze Polski. Z Chojniczanką zagrał godzinkę Kurowski - na jego powrót po kontuzji czekałem najbardziej. Na Łęczną w PP uznałem go za gotowego. Zresztą nie miałem wyboru. Niespodziewanie dla samego siebie, choć z musu (przeziębiony Oliveira i pauza za ŻK Piesia) zmieniłem formację drużyny na 4-4-2. Była to całkowita desperacja i eksperyment. Nie ćwiczyliśmy wcześniej tego wariantu poza przedsezonowymi sparingami. Tymczasem bingo! W pierwszej połowie zdeklasowaliśmy nieco ospałych rywali. Do przerwy 4:0 dla nas! Nie mój interes czy nas zlekceważono czy też w Łęcznej dzień wcześniej obchodzono imieniny Mieczysława. Może po prostu moi chłopcy postanowili zrobić mi prezent na gwiazdkę. Moje zuchy wiedząc, że sił mają na 50-60 minut gry - zasuwali jak motorynki na etanolu i wynik spokojnie utrzymaliśmy, zwłaszcza że nerwowi Łęcznianie kończyli mecz w dziesięciu po czerwonej kartce w 73 minucie. Kolejny awans i kolejne niefartowne losowanie - czeka na nas Zagłębie Sosnowiec. GKS - Chojniczanka 3:0 ('68 Woźniak, '72k Wawrzyniak, '88 Piesio ) Pawełek - Lisowski, Kilian, Wawrzyniak, Puchacz - Poczobut - Kurowski ('59 Woźniak), Piesio - Michalik ('66 Frańczak), Błąd ('76 Oliveira) - Łyszczarz PUCHAR POLSKI Górnik Łeczna : GKS 0:4 (Poczobut '11, '41, Łyszczarz '34, Michalik '43), CZK dla Łęcznej w '73. Formacja 4:4:2 Pawełek - Lisowski, Kilian, Wawrzyniak, Puchacz ('76 Bronisławski) - Michalik, Kurowski, Poczobut, Błąd ('61 Oliveira) - Woźniak ('61 Rumin), Łyszczarz Zima, gwiazdka, chwila na oddech. I czas na transfery. O tym w kolejnym odcinku.
    1 punkt
×
×
  • Dodaj nową pozycję...