Skocz do zawartości

Ranking użytkowników

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 28.10.2019 uwzględniając wszystkie miejsca

  1. Ważne zwycięstwo. Z wiceliderem Wigan na wyjeździe 2:1. Zostało 11 kolejek, mam 5 punktow przewagi nad Wigan i 6 nad trzecim MK Dons. Dobrze by było mieć awans bez nerwówki w barażach. OSTR jako komentator? Na początku trochę słabo, potem przestał mi przeszkadzać, ale jeszcze chyba on sam się jeszcze przyzwyczaja do tej roli
    6 punktów
  2. Zdjeli mi dzisiaj opatrunek ze stopy! Boże, w końcu pierwszy raz od prawie dwóch miesięcy będę mógł ją umyć Mam zacząć powoli chodzić normalnie w bucie, ale z bólem muszę się przyjaźnic jeszcze co najmniej przez miesiąc Także już chyba lada moment czeka mnie powrót po pół roku przerwy do pracy, już się boję
    5 punktów
  3. To był dobry mecz ??? Gdzie niby? Oglądałem całą drugą połowę, jeszcze przed wejściem Polaka, żeby zobaczyć o czym tam mamlesz i czy ten Piątek naprawdę tak słabo gra. To było stuprocentowo żałosne. Piłki totalnie niedokładne, grane do przodu górą, tam gdzie własny zawodnik był otoczony największą liczbą obrońców. Ze dwie "wrzutki" z wolnych Hakana, który ma w dupie resztę drużyny. W obronie dzieci we mgle i tylko bramkarz ich ratował. Piątek nie był zbyt widoczny, ale i nie było zanadto gdzie. A na koniec zrobił wcale zgraną akcję, ale kolega spierdolił. W skrócie - Milan jako drużyna gra wielkie gówno i zwalanie tego na Piątka to pieprzenie niedopieczonego frustrata.
    4 punkty
  4. Jacek Piekara - Ja, Inkwizytor. Przeklęte krainy Dawno żadna książka tak mnie nie wkurwiła jak ta. Ktoś zapewne powie, że sam jestem sobie winny, skoro z premedytacją wziąłem się za Piekarę (i będzie miał sporo racji). Niemniej jednak po pierwsze staram się oddzielać twórcę od dzieła (a że Piekara jest obrzydliwym człowiekiem to książkę zajebałem z chomika), a po drugie takie mam guilty pleasures, więc no cóż. Ale do rzeczy. Cykl inkwizytorski poza naprawdę fajnym settingiem nigdy nie był jakiś szczególnie porywający, ale był spoko czytadłem, takim idealnym do pociągu albo samolotu. Niektóre odsłony lepsze, inne gorsze, jak to w cyklach. Ale Przeklęte krainy to już ewidentne przegięcie pały przez mało sympatycznego pisarza. Całość wygląda tak, jakby Piekara nie tyle podpisał się pod dziełem jakiegoś copywritera, co raczej pod autorem zajebanego z netu fanfika. Efekt to rozwleczona i obrzydliwa projekcja na temat ruchania wieśniaczek, co w sumie sporo mówi o autorze - mam wrażenie, że Piekara chętnie przygruchałby sobie taką konserwatywkę jak Natasza. Wątek główny (w sumie jedyny, bo innych tu nie ma - autor woli po raz piętnasty opisywać wygląd błota na dziedzińcu) jest cienki jak jakiś sidequest z Dragon Age - idą, zabijają potwora i nara. Do faktu, że Piekara nie ma pojęcia czym jest JAKIKOLWIEK character development zdążyłem się przyzwyczaić - gorzej, że Mordimer z tej książki nie ma kompletnie nic wspólnego z Mordimerem z poprzednich części. A gdyby Mordimer ze "Sługi bożego" albo "Młota na czarownice" spotkał tego z "Przeklętych krain", to by mu zajebał plaskuna i poprawił kopem. Jeśli jakimś cudem autor przeczyta tę opinię, to mam do niego apel - zostaw gościu tego twittera i weź się za robotę, bo w tej chwili jesteś tak samo dobrym pisarzem, jak komentatorem politycznym.
    4 punkty
  5. Obawiam się @Mauro, że niewiele wiesz o tzw. siedzeniach z obstructed view na Wyspach, bo np. na Goodison Park można mieć taki widok:
    3 punkty
  6. No biegali za pilka, czym tu sie podniecac A tak serio to na zywo dopiero widac, kto jest przecietniakiem, a kto panem pilkarzem. Andrej Kramaric bez watpienia nalezy do tej drugiej grupy
    3 punkty
  7. wiem, wiem, nic nas nie przekona, że białe jest białe a czarne jest czarne.
    3 punkty
  8. Bardzo warto, jak wszystko co napisal Jonathan Wilson
    2 punkty
  9. 2 punkty
  10. Jeszcze Yaris i Fabia II. Z tą drugą jest ten plus, że każdy to naprawi i wszędzie są części. Fiesty MK V nie bralbym pod uwage. Wbrew pozorom można pomyśleć o Clio III - to bardzo dojrzały i trwały samochód, pozbawiony wielu bolączek poprzednich generacji. Duży plus jest taki, że Clio na rynku wtórnym będzie sporo tańsze niż japończyki, więc kupisz młodszy rocznik. Aveo też nie jest głupim pomysłem, bo to w praktyce platforma Corsa/Grande Punto. Ford Ka to przy tym zabawka. Jest to oparte na Fiacie 500, co już samo w sobie jest wystarczającą anty-rekomendacją. Tak wiem, Fiat 500 świetnie się sprzedaje, wszyscy się nim jarają co nie zmienia faktu, że to średnio udane auto.
    2 punkty
  11. A jeszcze na początku okazało się, ze mamy miejsca z ograniczonym widokiem bo siedzimy przed drogowskazem Na szczęście przed pierwszym gwizdkiem przyszedł typek, zdemontował drogowskaz i mieliśmy już elegancki widok.
    1 punkt
  12. fiestty mk5 bym unikał, co do mk6 mam z roku 2004 i jestem mega zadowolony, tylko ona jest w 1.4 TDCI, jak walisz krótkie odcinku to bez sensu, miałem w rodzinie 2 sztuki benzynowe - 1.25 zetec benzyna, druga nie pamiętam, obie pierdoliły się na potęgę, więc też nie polecam nie wiem co znaczy 2500 rocznie, ile masz do roboty km?
    1 punkt
  13. gdybyś wziął dobrego adwokata który ma znajomych nie było by problemu , a tak cóż przegrana:)
    1 punkt
  14. powiem tak... kup se powietrze: Thermalright Macho Rev B co do wodnego corsair albo enermax https://www.morele.net/komputery/chlodzenie-komputerowe/chlodzenie-wodne-zestawy-662/,,,,,334,,,,,/1/ h100i powinno styknac, nie sadze aby ten proc dał się kręcić...
    1 punkt
  15. Weź tę swoją klątwę komunikacyjna, bo nie dożyje do wszystkich świętych wracam już 15 min z roboty i nie dojechałem na drugi przystanek, normalnie jedzie to 4 minuty, a w domu jestem po 13... @lad
    1 punkt
  16. nadal jest ksero z californication czy pojawilo sie cos nowatorskiego?
    1 punkt
  17. Czytamy ze zrozumieniem Oho, czyli obejrzałeś kilkadziesiąt minut - pod tezę, oczywiście - i pieprzysz trzy po trzy, bez rozeznania w temacie? Nawet pomimo tego, że Ci się tak ulało z frustracji, nijak nie zaprzeczyłeś temu, co napisałem: Ale żeby z tym polemizować to musiałbyś to najpierw zrozumieć... Próbuj dalej. Na naukę nie jest za późno.
    1 punkt
  18. Widocznie Misie ciągle muszą mieć swojego Cutlera. O, jest progres, pani lekarka stwierdziła, że czas moja stopę wysłać na rehabilitację
    1 punkt
  19. Jazz, Civic VII gen., Fiesta V gen. - wszystkie z malymi benzynowymi, przy dwoch ostatnich 10k powinno wystarczyc. Ford Ka to badziew.
    1 punkt
  20. W tygodniu jest Puchar Anglii jeszcze, mogą wjechać kontuzje.
    1 punkt
  21. 1 punkt
  22. Od tego się w sumie zaczęło, było to ponad dwa miesiące temu. Począwszy od pomysłu wyjazdu do Norwegii, przez Londyn i inne takie, a finałowo skończyliśmy na meczu Herthy Berlin z Hoffenheim. Cudowny był to wyjazd, nie zapomnę go nigdy. Wielkie podziękowania dla @Mauro, który pięknie temat poprowadził, wybrał nam mecz i w ogóle, a także dla @wwosika, który był naszym wychowawcą na wycieczce Do następnego wyjazdu!, bo naprawdę głupio by było, gdyby tylko na Berlinie się skończyło. 5!
    1 punkt
  23. Dotarłem! Doskonały wyjazd, tylko myślę, że teraz trzeba spróbować mimo wszystko 3 dni, żeby nie trzeba było też tak ganiać może
    1 punkt
  24. Poziom skurwielstwa posłów PiS jest poza skalą. Jak Ci ludzie są w stanie spojrzeć w lustro rano, to ja nie wiem.
    1 punkt
  25. Wciąż zagrali trzy razy lepszy mecz niż te wcześniejsze, z Piątkiem. Także joke's on you.
    1 punkt
  26. Również dzięki za spotkanie. Oby do następnego
    1 punkt
  27. Super było spędzić z Wami trochę czasu!
    1 punkt
  28. Już nigdy nie spojrzę na twoje posty w ten sam sposób.
    1 punkt
  29. https://www.pepper.pl/promocje/marvel-unilimited-na-2-miesiace-za-darmo-197052 Dwa miesiące Marvel Unlimited za darmo.
    1 punkt
  30. Dzięki panowie za doborowe towarzystwo.
    1 punkt
  31. Ja już w domu. Podziękować wszystkim za super pomysł i udział.
    1 punkt
  32. Gdyby nie to przyłożenie z dupy to skończyło by się do 0. NZ ani razu nie zagroziło linii Anglików. Niesamowite.
    1 punkt
  33. No i jednak była drużyna zdolna zatrzymać NZ Defensywa Anglików była niesamowita
    1 punkt
  34. Ależ Anglia zaorała All Blacks. Szacun.
    1 punkt
  35. Do wojny jednak nie doszło. Nowy władca Saksonii Thorolf Zły rósł w siłę. Jego rządzący w Danii brat nie był w stanie oprzeć się jego brutalnej ekspansji, podobnie zresztą jak północnoskandynawskie królestwo Halsinglandu. Stworzyło to na północy złowrogie mocarstwo saskie, które coraz bardziej łakomym okiem patrzyło na dziedziny Gotów. Myśli Hjorvardra wypełniały więc troski. Perfidni chrześcijanie knuli w ukrytych leśnych chramach, nie mogąc wybaczyć mu zabijania swoich misjonarzy (dzięki czemu nazywać go zaczęto Hjorvardrem Okrutnym), a wzdłuż granic przechodziły wielotysięczne saskie wojska. Król zaczął szukać pocieszenia w łożu, zarówno z królową, jak i swymi nałożnicami. W dziewiętnastym roku swego panowania napełnił swym nasieniem aż trzy żyzne łona... i skonał, bez włóczni w dłoni. Hogne Król Austergautland (788-793) Nowy władca Wschodnich Gotów witany był z okrzykami entuzjazmu. Po pozbawionym bitewnej chwały panowaniu Hjorvardra Okrutnego nadszedł teraz czas władcy, który już nie raz sprawdził się w wojennym rzemiośle. Zaprawdę płynęła w nim wilcza krew Ulfingów! Pokryta bliznami, najprawdziwszymi Runami Thora twarz wzbudzała zaufanie i nadzieję. Hogne był też skaldem i jego pieśni od dawna już powtarzano w hallach południowego Austergautlandu. Teraz poznać je miała również północ. Jego małżonką była Wojsława z Lechowiczów, przybyszka z odległego południa, córka gnieźnieńskiego władyki Siemowita Beztroskiego. Nie było między nimi miłości, ale królowa wypełniała swoje obowiązki: sześć lat już miała ich córka Thordis, a rok wcześniej Hogne cieszyć się mógł z urodzin następcy tronu, Vagne.
    1 punkt
  36. Kurcze, nie korzystam, moze byc mIRC? ;).
    1 punkt
  37. kurła, przecież to będzie tylko: ? i tyle was widzieli
    1 punkt
  38. Krótkie podsumowanie sytuacji gospodarczo-politycznych w kilku krajach Ameryki Południowej - przykro się to czyta.
    1 punkt
  39. "Instytut" Stephen King. King jest obecnie na fali - wszyscy chcą ekranizować jego powieści, prawa do ekranizacji "Instytutu" zostały sprzedane jeszcze przed ukazaniem się powieści. Dla mnie nie jest to na pewno najlepsza powieść Króla Stefana, nie jest też najgorsza - typowe czytadło, w sam raz na dłuższą podróż (ja akurat słuchałem audiobooka). Luke Elis - genialne dziecko z lekkimi zdolnościami parapsychicznymi zostaje porwany i umieszczony w tajemniczym instytucie, który prowadzi dziwne eksperymenty na dzieciach mających nadnaturalne zdolności. Motyw rodem z "Podpalaczki" a w treści znajdziecie jeszcze inne motywy pojawiające się w twórczości Kinga. Początkowo akcja jest trochę niemrawa ale potem się rozkręca i rzeczywiście potrafi trzymać w napięciu. Zakończenie rozczarowuje swoją głupotą. Niestety, mam wrażenie, że nie zadziałało to co zwykle u Kinga działa - tworzy bohatera lub bohaterów, których czytelnik lubi i dlatego z ciekawością śledzi ich losy (np. w powieści "Ręka mistrza" prawie nic się ciekawego nie dzieje, ale świetnie się to czyta właśnie ze względu na głównego bohatera). A tutaj Luke jest taki nijaki. Słowem - średnia książka ale nadaje się do zabicia czasu.
    1 punkt
  40. Równo 23 lata po oficjalnym zatrudnieniu mnie w małym, austriackim klubie FC Gratkorn, pochodzącego z przemysłowego zadupia nieopodal Grazu, odwiedził mnie doktor Potschekay, już bez uśmiechu, tylko od razu wziął spod ściany krzesło, ustawił obok mojego łóżka i usiadł, przyjmując oficjalną pozę. Doskonale wiedziałem, że to już. Że to ten moment, w którym dowiem się czegoś, czego nie chciano mi powiedzieć wcześniej, w obawie o skutki mojej reakcji. Usiadłem na łóżku ze spuszczonymi nogami i odczułem podobny stresik, jakiego doświadczyłem sześć lat temu w Portugalii, gdy nasz półfinał Mistrzostw Świata przeciwko Rosji miał się rozstrzygać w rzutach karnych. – Obawiam się, Herr Ralf, że minął pan już tę cienką, czerwoną linię – zaczął enigmatycznie. – Nie będę pana zanudzał encyklopedycznymi formułkami, osobiście wolę mówić takim językiem, by pacjent nie słuchał mnie tak, jakbym mówił w języku esperanto, tylko żeby wszystko od razu rozumiał. Zawał serca to nie jest błahe schorzenie; od tej pory będzie musiał się pan poważnie pilnować, możliwie jak najbardziej ograniczać stres, nie wspominając o nadużywaniu alkoholu i o innych złych nawykach. – Co to znaczy, doktorze? – spytałem, choć bardziej z nadzieją, bo domyślałem się, do czego zmierza. Doktor Potschekay poprawił okulary. – Herr Ralf, my naprawdę mieliśmy ciężkie chwile. Dwukrotnie się pan zatrzymywał, najpierw w drodze do szpitala, drugi raz na ostrym dyżurze. Gdyby to się stało trzydzieści lat temu, nie miałby pan szans. Dzięki szybkiej interwencji medycznej udało nam się ograniczyć zasięg martwicy mięśnia sercowego, ale ślad po zawale pozostanie, bo ograniczyć nie znaczy zapobiec. Będzie pan musiał regularnie odwiedzać poradnię kardiologiczną w swoim miejscu zamieszkania w celu badań kontrolnych, przyjmować stałe leki i inne rzeczy... Herr Ralf, jakkolwiek to zabrzmi, z punktu widzenia medycyny jest pan już traktowany jako osoba chorująca na serce. Zamurowało mnie. Ja i bycie chorym na serce? Zawsze kojarzyło mi się to z chorobami wieku starczego, na którą chorują emeryci i renciści, a ja tymczasem nadal nie czułem, bym wkraczał w okres starości. – Ale... jak to jest możliwe? W moim wieku? – Ile ma pan lat, Herr Ralf? – zapytał spokojnie. – Pięćdziesiąt dwa... Chociaż nie, prawie pięćdziesiąt trzy, kończę za miesiąc. – Czy ktoś z pana rodziny chorował na serce i przechodził zawał? Zastanowiłem się poważnie. Przypomniał mi się dziadek, mój kochany dziadek, dla którego byłem oczkiem w głowie jako kilkuletni gówniarz. Gdy przyszedłem na świat, kończył pięćdziesiąt lat, a kiedy miałem cztery latka, chowałem się zaniepokojony za nogami mamy, gdy do domu wchodzili panowie w białych kitlach, a na podwórku stało białe kombi z czerwonym krzyżykiem na drzwiach. – Właściwie... tak, doktorze. Gdy byłem dzieckiem, mój dziadek miał zawał. – I ile lat miał dziadek, kiedy to się stało? – Pięćdziesiąt cztery... – odparłem po chwili zastanowienia. – Proszę bardzo – powiedział doktor Potschekay, wykonując nieokreślony gest ręką. – Takie rzeczy zwykle są dziedziczne co drugie pokolenie, a pan doskonale wpisał się w ten trend. Dam sobie rękę uciąć, że dziadek nie był jedynym z pana rodziny, który miał problemy z sercem. Znów oddałem się chwili zadumy. Wspomnienia wyłaniały się z mroku dawnej pamięci, wjeżdżając przed oczy niczym wagoniki kolejki elektrycznej. Pradziadek, którego nawet nie zdążyłem poznać, zmarł nagle na serce o poranku, gdy jadł śniadanie przed pracą. Drugi z dziadków również miał zawał, tyle, że w trochę późniejszym wieku. Doktor Potschekay naprawdę znał się na swoim fachu, niejedno widział; ktoś mógłby uznać go za jasnowidza, ale ja uważałem go za lekarza wybitnego. Doktor wyjaśnił mi jeszcze łopatologicznym językiem kilka ważnych kwestii, aż na koniec przeszedł do tego, czego się obawiałem najbardziej. – ...a to wszystko oznacza, że lepiej, by zrezygnował pan z takiego życia, jakie prowadził pan do tej pory – podsumował. Ciarki przeszły mi po całym ciele. – Chce pan mi powiedzieć, że... – Herr Ralf, następnego zawału na pewno pan już nie przeżyje – powiedział doktor Potschekay z lodowatą powagą. Na jego twarzy nie było już ani śladu po niedawnym uśmiechu. – Znam pana dobrze z telewizji, wywiadów, z licznych transmisji. Jest pan wzorowym przykładem osobowości typu A. Pana emocjonalna natura, ciągłe życie w pośpiechu, pod presją wyniku, doprowadziło pana w końcu do zawału. Jeżeli pan do tego wróci, nie pożyje pan zbyt długo. Proszę mnie posłuchać, bardzo proszę. Jeżeli planuje żyć pan jeszcze długo, niestety będzie musiał całkowicie zrezygnować pan z futbolu i innych silnie stresujących zajęć. Skryłem twarz w dłoniach.
    0 punktów
  41. Z mojej nieznajomości prawa - w sumie aż do samego końca. Okazało się, że w 2018 roku przed 10 z 12 miesięcy przekraczałem dopuszczalne limity zarobku, które wynoszą 70% średniej ogłaszanej przez GUS co trzy miesiące, jest to kwota, która się zmienia - dostawałem 2300 zł na rękę. Przeliczając kwotowo to przez 10 miesięcy łącznie przekraczałem miesięcznie o 100 zł brutto. Czytając przepisy i ustawy byłem niemal przekonany i kilka osób też tak twierdziło, że dotyczą mnie przepisy ustawy o rentach i emeryturach, o tych z tytułu niezdolności do pracy - tam są przepisy, że ZUS pomniejsza rentę o kwotę, którą przekroczysz danego miesiąca tzn. powinien mi obciąć rentę o 100 zł brutto w tych 10 miesiącach, czyli de facto - miałbym tysiaka z hakiem do oddania. A drugi punkt mówił, że płatnik sam wybiera korzystniejsze rozwiązanie rozliczenia z zusem - miesięczne lub roczne. U mnie w skali rocznej miałem spory zapas. No i się okazało, że ja owszem, mam rentę z tytułu całkowitej niezdolności do pracy, lecz... jest to tzw także renta socjalna, do której stosuje się inne artykuły i w niej jest, że jeśli przekroczę w danym miesiącu choćby o złotówkę brutto to zabierają całą kwotę renty w tym miesiącu czyli u mnie 800-900 zł. I żadne inne punkty ustaw nie są brane pod uwagę. Wyszło więc, że 1- x 800-900 zł muszę im oddać, bo przyjąłem je nielegalnie.
    0 punktów
×
×
  • Dodaj nową pozycję...